PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Zestaw Yamaha PianoCraft MCR-N670

Maj 17, 2016

Index

Brzmienie

Yamaha nie zmienia zasadniczo swojego brzmienia w zależności od źródła. Oczywiście najgorzej wypada analogowy tuner FM (przy zastosowaniu dołączonej anteny). Najgorzej, nie znaczy jednak, że źle. W porównaniu z nim zdecydowanie lepszy dźwięk płynie z radia internetowego.

Porównanie tych samych nagrań odtworzonych bezpośrednio z płyty CD i z serwera DLNA (w postaci plików FLAC) wykazało, że srebrne krążki grają nieco lepiej. Ripy były mniej rytmiczne, z trochę osłabioną emocjonalnie średnicą, ale jaśniejsze, z większą ilością wysokich tonów. Głośne odsłuchy za każdym razem faworyzowały kompakty. Niemniej różnica była minimalna i w kontekście nieporównywalnie większej wygody słuchania z plików – tak naprawdę zaniedbywalna.

PianoCrafta słucha się nadspodziewanie dobrze – i to niezależnie od poziomu głośności. Zestrojenie całości to klucz do sukcesu w tej klasie sprzętu. Wysokich tonów jest mniej niż w droższym, neutralnym sprzęcie referencyjnym. Zastosowano znany trik – po prostu wyciszono w fizjologiczny sposób górę pasma (jej wyższy skraj) po to, aby zamaskować jej niewysoką jakość. W efekcie udało się zamaskować nieczystości, a to z kolei spowodowało, że dźwięk w ogóle nie wydaje się ostry czy nieprzyjemny. Drugim zabiegiem jest osłabienie  wyższej średnicy, co również poprawia komfort słuchania.

Negatywną konsekwencją tych zabiegów jest brak spotykanej w droższych systemach przejrzystości. Yamaha proponuje brzmienie ułożone, w pewien sposób wymodelowane. Umiarkowane różnicowanie barw i brak większego różnicowania odtwarzanego materiału to z punktu widzenia audiofila obiektywne wady, lecz dla przeciętnego użytkownika, który chce sobie po prostu posłuchać muzyki, nie zaprzątając sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami, to zaleta. Korzyści są oczywiste: czy puścimy muzykę nagraną bardzo dobrze, przeciętnie, czy też zupełnie słabo, wszystko zostanie uśrednione i podane tak, aby było lekko, łatwo i przyjemnie. I o to w tego typu sprzęcie chodzi.

PianoCraft N670 4 wnetrze

Kolejną porcję sprytnych zabiegów zaaplikowano na drugim końcu pasma. Niewielkie, dwudrożne kolumny podstawkowe nie odtwarzają, siłą rzeczy, najniższego zakresu pasma. Dodanie energii w średnim i wyższym basie – w sposób dyskretny, wyważony – znów wydaje się kluczem do sukcesu. Efekt? – brak najniższego basu jest w ogóle nieodczuwalny, a brzmienie wydaje się obfite, solidne, całkiem masywne. Mniej najniższego basu umożliwiło także zwiększenie dynamiki. Bas jest szybki, czytelny, nie ciągnie za sobą pomrukującego „ogona”.

Yamaha brzmi więc z jednaj strony lekko, łatwo i przyjemnie w zakresie środka i wyższych tonów, a z drugiej – zupełnie poważnie, wykorzystując dobrą podbudowę na dole pasma. Stosunkowo wysoka moc i efektywność kolumn pozwoliły też na osiąganie znacznych poziomów głośności. W 37-metrowym pokoju odsłuchowym, mimo dużego odsunięcia głośników od ścian, mogłem poczuć satysfakcję nawet przy głośnym graniu. Yamaha trzymała rytm, a w miarę zwiększania głośności nie następował efekt atakowania dźwiękiem. Efekty kompresji pojawiały się późno, już po przekroczeniu granicy, za którą zwykle uznajemy, że jest za głośno.

Jakość efektów stereofonicznych jest dobra. Dźwięk dobrze odrywa się od głośników. Zdarzenia muzyczne mają miejsce jednak głównie za linią zestawów i pomiędzy nimi. Wejścia w głąb sceny oraz wychodzenia na boki występują sporadycznie. W ramach prezentowanej sceny pierwszoplanowe instrumenty i głosy lokalizowane są poprawnie.


Oceń ten artykuł
(21 głosów)

1 komentarz

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją