PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Devialet Phantom Silver

Kwi 06, 2016

Index

Paryska firma od kilku już lat zaskakuje innowacyjnymi, a nawet wizjonerskimi urządzeniami high-end. Pokazane w Monachium głośniki bezprzewodowe Phantom tworzą w pewnym sensie klasę samą dla siebie. Czegoś takiego jeszcze nie było.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl
Cena: Phantom Silver – 8 499 zł (sztuka), DIalog – 1299 zł (system –18 297 zł)

Tekst: Filip Kulpa | Zdjecia: autor, Devialet

audioklan

 

 


Devialet Phantom Silver - Głośnik bezprzewodowy

TEST

devialet-phantom-aaa 

Wygląda na to, że Devialet – firma z ogromnym potencjałem badawczo-rozwojowym – chce napisać nowy rozdział w historii sprzętu hi-fi. Zaiste mocne to słowa, lecz uzasadnione. Najpierw były płaskie jak naleśniki wzmacniacze hybrydowe z modułem bezprzewodowego strumieniowania PCM 24/192, czego w 2011 roku nie potrafił żaden inny sprzęt na tej planecie. Wkrótce potem pojawiły się ich kolejne, jeszcze doskonalsze wersje. W 2014 roku zadebiutował nowatorski patent korekcji głośnikowej - SAM, a wraz z nim pierwsze pasywne zestawy głośnikowe tworzące system z najtańszym wzmacniaczo-streamerem 120. Wreszcie, na ostatniej wystawie High-End (2015) Devialet zaprezentował chyba najbardziej spektakularny produkt w swoim dotychczasowym dorobku: głośniki bezprzewodowe Phantom i Phantom Silver. Budzą skojarzenia z bombą atomową – nie tyle ze względu na wygląd (choć proporcje pasują) ile z uwagi na impakt, jaki ten głośnik powoduje. Mam na myśli subiektywne oddziaływanie na słuchacza, który po raz pierwszy będzie miał z nim do czynienia, jak również oddziaływanie na rynek – na to jak zareagują konkurenci.

Koncepcja, czyli redefinicja

99 procent producentów, którzy weszli na rynek aktywnych głośników strumieniujących sygnał po sieci wyszli z założenia: głośniki zamówimy u X, wzmacniacz zrobimy sami, moduł strumieniowy zamówimy u Y, a cena musi się zmieścić w kwocie A.

Devialet obrał zupełnie inną drogę. Postanowił zrobić produkt, który wywróci audiofilski porządek tego świata. Uznał, że normalne głośniki nie wystarczą, że trzeba je zrobić od nowa. Genialne wzmacniacze i silnik sieciowy już ma, więc należało całość połączyć i sprawić, by była najmniejsza, jak tylko się da. Pierre Emmanuel Caramel – szef Devialeta – przyznaje, że było to największe wyzwanie.


Budowa

Phantom Silver jest droższą i mocniejszą z dwóch oferowanych wersji tego głośnika. Ich budowa jest bardzo podobna, choć różnią się detalami. Silver jest aż 4-krotnie mocniejszy od wersji podstawowej, która różni się białymi membranami wooferów. Zupełnie nieprzypadkowo, obudowa ma kształt rozciągniętej do tyłu kuli ze spłaszczeniem po bokach i dwoma otworami na głośniki niskotonowe, których wypukłe sferyczne membrany wykonane z grubego (0,4 mm) i bardzo sztywnego aluminium klasy 5734 są niejako przedłużeniem założonego kształtu całości. Gdy patrzymy na ten głośnik od frontu, lekko z góry (Phantom „patrzy” pod kątem 11,5 stopnia w kierunku sufitu), widzimy kulę. To idealny kształt dla głośnika – szczególnie takiego. Umieszczenie obydwu wooferów dokładnie naprzeciwko siebie to sprytne rozwiązanie, które wiele lat temu widzieliśmy już w subwooferze B&W PV-1. Rzecz w tym, że obydwa woofery, pracując w fazie, przenoszą na obudowę identyczne siły i drgania, które wzajemnie się znoszą. Kulisty kształt całości tylko temu pomaga, gdyż siły wędrują po powierzchni, próbując ściskać obudowę. Jak wiadomo, kulisty kształt jest bardzo odporny na ściskanie. Efekt rozwiązania nazwanego przez Devialeta terminem HBI (Heart Bass Implosion) jest zadziwiający, by nie powiedzieć: szokujący. Puszczamy głośno muzykę, membrany wooferów trzepoczą jak szalone (maksymalna amplituda wychyleń to 13 mm w każdą stronę), a na obudowie nie czuć prawie żadnych drgań. Są one nieporównywalnie mniejsze niż w przypadku tradycyjnych kolumn, nawet tych, które otrzymały wyjątkowo solidne, mocno ożebrowane obudowy. Ale kulisty kształt jest idealny również z innego powodu: eliminuje problem dyfrakcji fali dźwiękowej, przyczyniając się do poprawy rozpraszania dźwięku. Kształt kształtem, ale sposób, w jaki go wykorzystano, wtapiając weń nie tylko woofery, ale i koncentryczny głośnik średniowysokotonowy, budzi szczery podziw. Oto bowiem membrana średniotonowa, mająca kształt pierścienia o średnicy 110 mm (również wykonanego z aluminium), idealnie wpisuje się w kulisty kształt frontu, skrywając tak naprawdę to, że jest elementem jakiegoś głośnika. Łatwo rozpoznawalny jest w zasadzie tylko tweeter – aluminiowa kopułka o typowej średnicy 25 mm, zamontowana w osi akustycznej całego głośnika, będącej zarazem osią symetrii Phantoma. Tak oto Devialet wcielił w życie ideę punktowego źródła dźwięku, co tak naprawdę udało mu się lepiej niż jakiemukolwiek innemu producentowi.

devialet-phantom-2

Obydwa woofery HBI pracują w bardzo małej, zamkniętej objętości 3 litrów. Kompozytową obudowę wykonano z kilku materiałów: pod zewnętrznym płaszczem z ABS-u znajduje się wypełniane poliwęglanem włókno szklane a całość trzyma się aluminiowego rdzenia. Nietrudno sobie wyobrazić, jak duże ciśnienie akustyczne powstaje w środku tak kompaktowej obudowy (jak policzono, jest 20 razy większe niż w konwencjonalnych kolumnach). To z kolei implikuje potężną siłę układu napędowego. Podobno stanowi ona ekwiwalent ciężaru ponad 30 kG. Mimo olbrzymich zmian ciśnienia akustycznego wewnątrz i bardzo dużych sił działających na obudowę, jest ona praktycznie martwa akustycznie. To się nazywa inżynieria audio.

Phantomy wykorzystują cztery bardzo zaawansowane głośniki, a przecież muszą jeszcze pomieścić całą elektronikę. Wzmacniacz to dostosowana na potrzeby tego projektu autorska hybrydowa konstrukcja o nazwie ADH (Analogue Digital Hybrid). Jest to połączenie wzmacniacza napięciowego pracującego w klasie A oraz stopnia końcowego w klasie D – tyle że w dość nietypowy sposób. Służy on wzmacniaczowi napięciowemu za rodzaj wspomagania – ten pierwszy jest podłączony do samego wyjścia, nie stanowiąc klasycznego stopnia poprzedzającego końcówkę mocy. Z uwagi na skrajnie małą ilość miejsca w środku, analogowe części rdzenia ADH musiano zmniejszyć.

Kolejną innowacją w konstrukcji Phantoma jest MagicWire, czyli nowatorska aplikacja przetwornika c/a (PCM1798), którego wyjście prądowe jest połączone z ultrawysokiej jakości rezystorem (0,01%) konwertera prąd-napięcie (I/V). Duże napięcie wyjściowe DAC-a od razu trafia do wspomnianego wzmacniacza napięciowego w klasie A. Po drodze nie ma żadnych scalaków ani źródeł prądowych, jedynie najkrótsza możliwa ścieżka sygnału. Całość nazwano ADH Intelligence.

devialet-phantom-3

Phantom otrzymał także ubiegłoroczny patent Devialeta – wspomnianą na wstępie korekcję SAM (Speaker Active Matching), która poprzedza etap konwersji c/a, a polega na aktywnej korekcji sygnału głośnikowego z uwzględnieniem parametrów tychże głośników, ich charakterystyk i ograniczeń (mechanicznych, termicznych). Cel: uzyskanie płaskiej charakterystyki przenoszenia w niewiarygodnym dla tak małego głośnika zakresie od 16 Hz do 25 kHz (+/- 2 dB). Mało tego: maksymalny poziom SPL wynosi 105 dB (w słabszej wersji Phantoma jest to o 6 dB mniej). SAM w phantomowym wydaniu obejmuje wszystkie głośniki, nie tylko woofery, do których pierwotnie został stworzony. W całym projekcie skorzystano łącznie z 88 rozwiązań zgłoszonych do opatentowania. Imponujące.

Cyfrowy mózg Phantoma stanowi dwurdzeniowy procesor ARM Cortex A9 zintegrowany z układem FPGA w ramach jednego układu SoC.


Funkcjonalność

Długo można by pisać o smaczkach i innowacjach konstrukcyjnych w tym głośniku, ale koniec końców najbardziej liczy się dźwięk i funkcjonalność.

Phantom to głośnik bezprzewodowy, oczywiście wymagający zasilania, ale poza tym zupełnie autonomiczny. Może działać solo (czyli w mono), w parze lub w grupie liczącej nawet 24 głośniki. Do sterowania służy aplikacja Spark (na komputer i urządzenia mobilne). Phantom może działać zupełnie samodzielnie, łącząc się jedynie z routerem WiFi lub siecią kablową, co zapewnia mu dostęp do lokalnych zbiorów muzycznych (dysk komputera, pamięć urządzeń mobilnych). Można go też podłączyć do źródła sygnału cyfrowego (optycznego) – na przykład telewizora. Stosowne wejście ukryto w okolicy gniazda prądowego IEC. By się tam dostać, trzeba wyjąć kabel zasilający (notabene koloru żółtego, nie bardzo wiedzieć, dlaczego, skoro głośnik jest biały) z nietypowym wtykiem-zaślepką. Tuż obok gniazda Toslink znajduje się port RJ-45 (Ethernet).

By dwa Phantomy połączyć w parę stereo konieczny jest dodatkowy element systemu – Dialog. To coś w rodzaju routera, a raczej sieciowego huba, poprzez który zarządzamy jednym lub większą liczbą Phantomów. Dialog ma także wejście optyczne (wygodniej umiejscowione), a ponadto zapewnia dostęp do serwisów streamingowych: Tidal, Deezer, Spotify.

devialet-phantom-1

Konfiguracja systemu jest banalnie prosta – szczególnie z Dialogiem. Podłączamy go kablowo do routera lub switcha (poprzez LAN), uruchamiamy aplikację Spark i reszta dzieje się sama. Podłączenie drugiego Phantoma sprawiło, że automatycznie ustawił się jako głośnik prawy, choć to można zmienić.

Początkowo pewną zagwozdkę stanowiło dla mnie to, jak posłuchać swojej muzyki zgromadzonej na dysku NAS. Okazuje się, że wprost, tj. bez udziału komputera, nie jest to w ogóle możliwe – przynajmniej na razie, do czasu wypuszczenia nowej wersji oprogramowania (co ma nastąpić do końca 2015 roku). Wpierw należy uruchomić aplikację Spark na komputerze i udostępnić katalog lub udział sieciowy. Gdy to zrobimy, również w aplikacjach mobilnych pojawia się zakładka z lokalną biblioteką muzyczną, która fizycznie może znajdować się na dysku sieciowym. Aby można było z niej odtwarzać muzykę, musi być jednak włączony komputer. Tę niedogodność niesie zapowiedziane jeszcze w tym roku wsparcie dla dysków NAS. Póki co, gdy komputer z programem Spark nie jest włączony, do dyspozycji mamy serwisy strumieniowe (zakładając, że mamy Dialoga) oraz muzykę w urządzeniu mobilnym, z którego sterujemy Phantomem. Dostępne są także wszystkie inne biblioteki muzyczne na urządzaniach mobilnych wpiętych w tę samą sieć WiFi, o ile mają uruchomioną Sparka.

Całość działa bardzo sprawnie, latencje (opóźnienia w reakcji urządzenia na komendy) są minimalne. Trzeba jedynie przywyknąć do przesuwanego paska głośności na ekranie telefonu czy komputera.

 


Brzmienie

Postanowiłem, że będę sobie dawkował emocje związane z tym nietypowym głośnikiem i najpierw podłączyłem go solo (do testu otrzymaliśmy parę w komplecie z Dialogiem). Efekt był zadziwiający. Tym, co zaskakuje najbardziej jest zapas dynamiki, brak kompresji, potęga i rozciągnięcie niskich tonów. W tej materii żaden dotychczas testowany głośnik bezprzewodowy nawet nie zbliża się do Phantoma. Bas jest po prostu obłędnie głęboki. Gdybym nie wiedział co gra, przysiągłbym, że słucham systemu z dobrym aktywnym subwooferem. Bo Phantom w istocie (też) nim jest.

Każdy monofoniczny zestaw zawsze ma trudniejsze zadanie niż para stereo, a jednak Phantomowi udało się wytworzyć tak dużą masę dźwięku, że gdy znajdowałem się z dala od kanapy (odsłuch nie miał znamion audiofilskich), nie sposób było się zorientować, że tyle czadu daje tylko jeden – w dodatku tak mały – głośnik. Siedząc na krześle zupełnie z boku, w linii Devialeta zwróciłem uwagę także na to, jak szeroko promieniuje. Dźwięk w tej skrajnie niesprzyjającej pozycji miał zupełnie prawidłową barwę, nie był przebasowiony, mało szczegółowy. Phantom utrzymuje znakomitą szczegółowość brzmienia daleko poza osią akustyczną. To, jak i gdzie stoi jest znacznie mniej istotne niż zwykle. Również pod tym względem jest wprost wymarzonym systemem (chciałem napisać: głośnikiem, ale to przecież byłoby krzywdzące) do słuchania muzyki w grupie – na przykład w rodzinnym gronie. Nic jednak nie da się poradzić na to, że w przypadku jednej sztuki przekaz jest monofoniczny i przestrzeni jako takiej nie ma, choć odbicia od ścian w żywym akustycznie pomieszczeniu powodują, że powstaje swoisty muzyczny obłok. Trzeba zatem wypróbować parę, a wtedy…

Parę Phantomów parze możnany już porównywać z „konwencjonalnymi” bezprzewodowymi zestawami głośnikowymi, lecz prawdę mówiąc nie starałem się dokonywać takiego porównania. Bardziej interesowało mnie, czy ten – nie da się zaprzeczyć, że bardzo lifestylowy – system jest w stanie sprostać oczekiwaniom wymagającego słuchacza, czy może być taktowany poważnie, jako prawdziwy system, a nie tylko atrakcyjny gadżet. Odpowiedź brzmi: podwójne TAK.
Dwa Phantomy powtarzają swoje walory wyniesione z odsłuchu solo, z tym, że efekt jest jeszcze bardziej spektakularny, a na domiar wszystkiego zyskujemy prawdziwą stereofonię. Zastanawiałem się, czy będzie precyzyjna, czy ewentualność nierównych opóźnień w transmisji nie popsują obrazu stereo. Nic z tych rzeczy. Obraz przestrzenny jest precyzyjny, bardzo dobrze zorganizowany, ze świetną separacją źródeł na pierwszym i dalszych planach.

devialet-phantom-4

Ogólny charakter brzmienia wpisuje się w dotychczasowe osiągnięcia Devialeta: mamy tu przede wszystkim znakomitą, wręcz high-endową przejrzystość dźwięku i mnóstwo precyzji: znakomicie oddane kontury dźwięków. Poziom szczegółowości oraz jakość wysokich tonów przewyższają zdecydowaną większość tradycyjnych zestawów hi-fi do 20 tysięcy złotych. Moja uwaga przez większość czasu koncentrowała się jednak na niskich tonach, które mają nieprawdopodobną energię w najniższym zakresie. Z zadziwieniem obserwowałem pulsujące na boki membrany basowe, które raczyły mnie niemalże ścielącym się po podłodze najniższym basem. W tej konkurencji tradycyjne zestawy – nawet te oparte na dużych kolumnach podłogowych – wydają się przy Phantomie bezsilne. System Devialeta produkuje bas tak intensywny, fizyczny, że nie tylko go słychać, ale i czuć. I wcale przy tym zbytnio nie słychać, by pojawiały się zniekształcenia – nawet przy naprawdę głośnym odsłuchu. Zastosowana technika cyfrowa z układem SAM na czele stoi na straży małych zniekształceń i nieprzeciążania głośników. W jednej strony trudno uwierzyć w moc 3000 W, z drugiej zaś gdy już odpowiednio głośno słucha się Devialeta, wiara w specyfikacje producenta powraca. Charakter niskich tonów, choć budzi pewne skojarzenia z subwooferami, to jednak nie ciągnie się bezładnie, jest zwarty. Nie jest to wprawdzie ten typ prezentacji, w którym bawimy się niuansami i wybrzmieniami, lecz raczej całościową energią, siłą uderzenia. Warto odnotować, że wyższy podzakres w ogóle nie jest podbity. Patrząc przez pryzmat częstotliwości wydaje się, że bas Phantoma jest bardziej liniowy niż znakomitej większości kolumn z bas-refleksem.

Mimo wyczynowej dynamiki i przejrzystości Phantom Silver zachowuje mnóstwo finezji i delikatności zarówno w średnich, jak i wyższych rejestrach. Barwy pozostają wprawdzie po tej jaśniejszej, bardziej konturowej stronie mocy, lecz nie można powiedzieć, iż system brzmi chudo czy ostro. Tendencja do rozjaśnienia jest mimo wszystko dobrze kontrolowana.


Galeria


Naszym zdaniem

devialet-phantom-zzzJuż w chwili majowej premiery w Monachium wiedziałem, że to będzie coś wyjątkowego.

To produkt-drogowskaz, który przekracza pewne granice, który każe w zupełnie innym świetle spojrzeć na możliwości kompaktowych głośników, a raczej systemów, bezprzewodowych w najbliższej przyszłości.

Dla laika, cena ponad 18 tysięcy złotych za cały ten system może wydawać się bardzo wysoka. Osoby takie nie mają jednak pojęcia, że istnieją droższe kable prądowe… Tymczasem, jeśli do pary Phantomów przyłożyć miarę cenową ze współczesnego rynku audiofilskiego, następnie uwzględnić to, że para tych głośników plus Dialog to jest de facto CAŁY SYSTEM AUDIO, wziąć poprawkę na to, jak mały, elastyczny i funkcjonalny jest to zestaw i wreszcie na koniec – jak fantastycznie czysto, dynamicznie i przejrzyście brzmi, to ocena może być tylko jedna: WOW!

 

 

 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją