Brzmienie
Postanowiłem, że będę sobie dawkował emocje związane z tym nietypowym głośnikiem i najpierw podłączyłem go solo (do testu otrzymaliśmy parę w komplecie z Dialogiem). Efekt był zadziwiający. Tym, co zaskakuje najbardziej jest zapas dynamiki, brak kompresji, potęga i rozciągnięcie niskich tonów. W tej materii żaden dotychczas testowany głośnik bezprzewodowy nawet nie zbliża się do Phantoma. Bas jest po prostu obłędnie głęboki. Gdybym nie wiedział co gra, przysiągłbym, że słucham systemu z dobrym aktywnym subwooferem. Bo Phantom w istocie (też) nim jest.
Każdy monofoniczny zestaw zawsze ma trudniejsze zadanie niż para stereo, a jednak Phantomowi udało się wytworzyć tak dużą masę dźwięku, że gdy znajdowałem się z dala od kanapy (odsłuch nie miał znamion audiofilskich), nie sposób było się zorientować, że tyle czadu daje tylko jeden – w dodatku tak mały – głośnik. Siedząc na krześle zupełnie z boku, w linii Devialeta zwróciłem uwagę także na to, jak szeroko promieniuje. Dźwięk w tej skrajnie niesprzyjającej pozycji miał zupełnie prawidłową barwę, nie był przebasowiony, mało szczegółowy. Phantom utrzymuje znakomitą szczegółowość brzmienia daleko poza osią akustyczną. To, jak i gdzie stoi jest znacznie mniej istotne niż zwykle. Również pod tym względem jest wprost wymarzonym systemem (chciałem napisać: głośnikiem, ale to przecież byłoby krzywdzące) do słuchania muzyki w grupie – na przykład w rodzinnym gronie. Nic jednak nie da się poradzić na to, że w przypadku jednej sztuki przekaz jest monofoniczny i przestrzeni jako takiej nie ma, choć odbicia od ścian w żywym akustycznie pomieszczeniu powodują, że powstaje swoisty muzyczny obłok. Trzeba zatem wypróbować parę, a wtedy…
Parę Phantomów parze możnany już porównywać z „konwencjonalnymi” bezprzewodowymi zestawami głośnikowymi, lecz prawdę mówiąc nie starałem się dokonywać takiego porównania. Bardziej interesowało mnie, czy ten – nie da się zaprzeczyć, że bardzo lifestylowy – system jest w stanie sprostać oczekiwaniom wymagającego słuchacza, czy może być taktowany poważnie, jako prawdziwy system, a nie tylko atrakcyjny gadżet. Odpowiedź brzmi: podwójne TAK.
Dwa Phantomy powtarzają swoje walory wyniesione z odsłuchu solo, z tym, że efekt jest jeszcze bardziej spektakularny, a na domiar wszystkiego zyskujemy prawdziwą stereofonię. Zastanawiałem się, czy będzie precyzyjna, czy ewentualność nierównych opóźnień w transmisji nie popsują obrazu stereo. Nic z tych rzeczy. Obraz przestrzenny jest precyzyjny, bardzo dobrze zorganizowany, ze świetną separacją źródeł na pierwszym i dalszych planach.
Ogólny charakter brzmienia wpisuje się w dotychczasowe osiągnięcia Devialeta: mamy tu przede wszystkim znakomitą, wręcz high-endową przejrzystość dźwięku i mnóstwo precyzji: znakomicie oddane kontury dźwięków. Poziom szczegółowości oraz jakość wysokich tonów przewyższają zdecydowaną większość tradycyjnych zestawów hi-fi do 20 tysięcy złotych. Moja uwaga przez większość czasu koncentrowała się jednak na niskich tonach, które mają nieprawdopodobną energię w najniższym zakresie. Z zadziwieniem obserwowałem pulsujące na boki membrany basowe, które raczyły mnie niemalże ścielącym się po podłodze najniższym basem. W tej konkurencji tradycyjne zestawy – nawet te oparte na dużych kolumnach podłogowych – wydają się przy Phantomie bezsilne. System Devialeta produkuje bas tak intensywny, fizyczny, że nie tylko go słychać, ale i czuć. I wcale przy tym zbytnio nie słychać, by pojawiały się zniekształcenia – nawet przy naprawdę głośnym odsłuchu. Zastosowana technika cyfrowa z układem SAM na czele stoi na straży małych zniekształceń i nieprzeciążania głośników. W jednej strony trudno uwierzyć w moc 3000 W, z drugiej zaś gdy już odpowiednio głośno słucha się Devialeta, wiara w specyfikacje producenta powraca. Charakter niskich tonów, choć budzi pewne skojarzenia z subwooferami, to jednak nie ciągnie się bezładnie, jest zwarty. Nie jest to wprawdzie ten typ prezentacji, w którym bawimy się niuansami i wybrzmieniami, lecz raczej całościową energią, siłą uderzenia. Warto odnotować, że wyższy podzakres w ogóle nie jest podbity. Patrząc przez pryzmat częstotliwości wydaje się, że bas Phantoma jest bardziej liniowy niż znakomitej większości kolumn z bas-refleksem.
Mimo wyczynowej dynamiki i przejrzystości Phantom Silver zachowuje mnóstwo finezji i delikatności zarówno w średnich, jak i wyższych rejestrach. Barwy pozostają wprawdzie po tej jaśniejszej, bardziej konturowej stronie mocy, lecz nie można powiedzieć, iż system brzmi chudo czy ostro. Tendencja do rozjaśnienia jest mimo wszystko dobrze kontrolowana.