PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Devialet Phantom Silver

Kwi 06, 2016

Index

Brzmienie

Postanowiłem, że będę sobie dawkował emocje związane z tym nietypowym głośnikiem i najpierw podłączyłem go solo (do testu otrzymaliśmy parę w komplecie z Dialogiem). Efekt był zadziwiający. Tym, co zaskakuje najbardziej jest zapas dynamiki, brak kompresji, potęga i rozciągnięcie niskich tonów. W tej materii żaden dotychczas testowany głośnik bezprzewodowy nawet nie zbliża się do Phantoma. Bas jest po prostu obłędnie głęboki. Gdybym nie wiedział co gra, przysiągłbym, że słucham systemu z dobrym aktywnym subwooferem. Bo Phantom w istocie (też) nim jest.

Każdy monofoniczny zestaw zawsze ma trudniejsze zadanie niż para stereo, a jednak Phantomowi udało się wytworzyć tak dużą masę dźwięku, że gdy znajdowałem się z dala od kanapy (odsłuch nie miał znamion audiofilskich), nie sposób było się zorientować, że tyle czadu daje tylko jeden – w dodatku tak mały – głośnik. Siedząc na krześle zupełnie z boku, w linii Devialeta zwróciłem uwagę także na to, jak szeroko promieniuje. Dźwięk w tej skrajnie niesprzyjającej pozycji miał zupełnie prawidłową barwę, nie był przebasowiony, mało szczegółowy. Phantom utrzymuje znakomitą szczegółowość brzmienia daleko poza osią akustyczną. To, jak i gdzie stoi jest znacznie mniej istotne niż zwykle. Również pod tym względem jest wprost wymarzonym systemem (chciałem napisać: głośnikiem, ale to przecież byłoby krzywdzące) do słuchania muzyki w grupie – na przykład w rodzinnym gronie. Nic jednak nie da się poradzić na to, że w przypadku jednej sztuki przekaz jest monofoniczny i przestrzeni jako takiej nie ma, choć odbicia od ścian w żywym akustycznie pomieszczeniu powodują, że powstaje swoisty muzyczny obłok. Trzeba zatem wypróbować parę, a wtedy…

Parę Phantomów parze możnany już porównywać z „konwencjonalnymi” bezprzewodowymi zestawami głośnikowymi, lecz prawdę mówiąc nie starałem się dokonywać takiego porównania. Bardziej interesowało mnie, czy ten – nie da się zaprzeczyć, że bardzo lifestylowy – system jest w stanie sprostać oczekiwaniom wymagającego słuchacza, czy może być taktowany poważnie, jako prawdziwy system, a nie tylko atrakcyjny gadżet. Odpowiedź brzmi: podwójne TAK.
Dwa Phantomy powtarzają swoje walory wyniesione z odsłuchu solo, z tym, że efekt jest jeszcze bardziej spektakularny, a na domiar wszystkiego zyskujemy prawdziwą stereofonię. Zastanawiałem się, czy będzie precyzyjna, czy ewentualność nierównych opóźnień w transmisji nie popsują obrazu stereo. Nic z tych rzeczy. Obraz przestrzenny jest precyzyjny, bardzo dobrze zorganizowany, ze świetną separacją źródeł na pierwszym i dalszych planach.

devialet-phantom-4

Ogólny charakter brzmienia wpisuje się w dotychczasowe osiągnięcia Devialeta: mamy tu przede wszystkim znakomitą, wręcz high-endową przejrzystość dźwięku i mnóstwo precyzji: znakomicie oddane kontury dźwięków. Poziom szczegółowości oraz jakość wysokich tonów przewyższają zdecydowaną większość tradycyjnych zestawów hi-fi do 20 tysięcy złotych. Moja uwaga przez większość czasu koncentrowała się jednak na niskich tonach, które mają nieprawdopodobną energię w najniższym zakresie. Z zadziwieniem obserwowałem pulsujące na boki membrany basowe, które raczyły mnie niemalże ścielącym się po podłodze najniższym basem. W tej konkurencji tradycyjne zestawy – nawet te oparte na dużych kolumnach podłogowych – wydają się przy Phantomie bezsilne. System Devialeta produkuje bas tak intensywny, fizyczny, że nie tylko go słychać, ale i czuć. I wcale przy tym zbytnio nie słychać, by pojawiały się zniekształcenia – nawet przy naprawdę głośnym odsłuchu. Zastosowana technika cyfrowa z układem SAM na czele stoi na straży małych zniekształceń i nieprzeciążania głośników. W jednej strony trudno uwierzyć w moc 3000 W, z drugiej zaś gdy już odpowiednio głośno słucha się Devialeta, wiara w specyfikacje producenta powraca. Charakter niskich tonów, choć budzi pewne skojarzenia z subwooferami, to jednak nie ciągnie się bezładnie, jest zwarty. Nie jest to wprawdzie ten typ prezentacji, w którym bawimy się niuansami i wybrzmieniami, lecz raczej całościową energią, siłą uderzenia. Warto odnotować, że wyższy podzakres w ogóle nie jest podbity. Patrząc przez pryzmat częstotliwości wydaje się, że bas Phantoma jest bardziej liniowy niż znakomitej większości kolumn z bas-refleksem.

Mimo wyczynowej dynamiki i przejrzystości Phantom Silver zachowuje mnóstwo finezji i delikatności zarówno w średnich, jak i wyższych rejestrach. Barwy pozostają wprawdzie po tej jaśniejszej, bardziej konturowej stronie mocy, lecz nie można powiedzieć, iż system brzmi chudo czy ostro. Tendencja do rozjaśnienia jest mimo wszystko dobrze kontrolowana.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją