PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Profigold PGC8256

Kwi 15, 2016

Index

Brzmienie

Po hipermarketowej marce i przy jednoczesnym braku znajomości ceny kabla (takie było jedno z założeń testu), nie spodziewałem się wiele. Profigold okazał się jednak nieco droższy, niż sądziłem zaraz po odsłuchu. Przy czym jednocześnie znacznie lepszy, niż można było oczekiwać. Nie przeskoczył co prawda magicznej granicy kategorii C, ale wiele cech okazało się ponadprzeciętnych w kontekście przedziału cenowego do 100 zł/m.

Już na samym początku Profigold zwrócił uwagę czytelnością fortepianu. Instrument ten był prezentowany znacznie dokładniej, z wyraźnie lepszą artykulacją, niż w przypadku QED-a. Jednocześnie nie obyło się jednak bez minusów. Dźwięk nie był gładki, pojawiały się chwilami wyostrzenia zlokalizowane na wyższej średnicy. Wyższe rejestry fortepianu cechował momentami nieco szklisty posmak. Nie był to jednak efekt silnie  akcentowany. Z kolei wokale były ożywione i jasne, trochę zbyt surowe, z podkreślonymi sybilantami.

Tak czy inaczej, Profigold to kabel czytelny i selektywny, choć z przybrudzeniami. Barwom brakuje szlachetności, instrumenty dęte są trochę nieczyste. Czystość brzmienia ustępowała tańszemu AudioQuestowi (też droższemu). Z kolei żywość brzmienia plasowała się gdzieś pomiędzy nimi a francuskim Atohmem.

Istotnym plusem okazała się prezentacja przestrzeni. Profigold robił dobre wrażenie na pierwszym planie, gdzie bardzo dobrze wskazywał pozycję źródeł pozornych, a jednocześnie nadawał całości oddechu, swoistego audiofilskiego powietrza. Mniej atrakcyjnie brzmiało to z dalszych planów – nie potrafił oddać realnie odległości i głębi, ograniczając przejrzystość. Stwierdzenie, że scena była płaska, byłoby jednak krzywdzące.

Ulubionym repertuarem tego kabla był rock. Tutaj ujawniły się wszystkie jego atuty, czyli szybkość i wyrazistość. Dobrze prezentował gitary elektryczne, z właściwą im drapieżnością i otwartością. Gdy w spokojniejszych utworach przybrudzone dęciaki trochę przeszkadzały, na rocku, okazywały się atrakcyjne (z nielicznymi wyjątkami). Bardzo dobry w kontekście rockowym był bas – odznaczał się rytmicznością, szybkością i konturem. Sprawdzał się on także wtedy, gdy grał kontrabas. W notatkach napisałem: „czytelny i  niepogrubiony”. Kontrabas nie przejawiał problemów z rezonowaniem. Przy niektórych utworach pojawił się efekt ujednolicenia barwowego basu, ale w innych trudno było to wychwycić. Bardzo dobra była głębia omawianego zakresu.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją