Przedwzmacniacze phono - Audio-Video - Testy sprzętu stereo i wideo - Audio-Video - Testy sprzętu stereo i wideo https://www.avtest.pl Fri, 03 May 2024 11:44:56 +0000 pl-pl Aurorasound VIDA Prima https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/1110-aurorasound-vida-prima https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/1110-aurorasound-vida-prima Aurorasound VIDA Prima

Lampa czy tranzystor? – odwieczne pytanie nurtujące audiofilów i konstruktorów. A może tranzystor, który w pewnych aspektach potrafi brzmieć, jak lampa? Testujemy taką właśnie propozycję firmy Aurorasound.

Dystrybutor: Audio Atelier www. audioatelier.pl
Cena: 5790 zł
Dostępne wykończenia: srebrne/drewno

Tekst: Marek Dyba, Filip Kulpa, Ludwik Igielski (opis techniczny) | Zdjęcia: AV

Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - Kup pełne wydanie

audioklan

 

 


Przedwzmacniacz gramofonowy Aurorasound VIDA Prima

TEST

Aurorasound VIDA Prima
 

Wreszcie! – zakrzyknąłem głośno, gdy dowiedziałem się, że na polski rynek trafią produkty relatywnie młodej, ale już cenionej w wielu krajach świata japońskiej firmy Aurorasound. Choć jej produkty pojawiają się na światowych wystawach od 2013 roku, to być może ci z Państwa, którzy na nich nie bywają, nawet tej nazwy nie znają. Zacznijmy więc od początku. Firma została założona w Yokohamie w 2010 roku przez Shinobu Karaki. Już we wczesnej młodości pasjonował się on dwiema rzeczami: graniem na gitarze i budową urządzeń do odtwarzania muzyki. Zawodowe życie, ponad 28 lat, spędził pracując w japońskim oddziale Texas Instruments, której nie trzeba specjalnie przedstawiać. Gdy odszedł na wcześniejszą emeryturę, wrócił do młodzieńczych pasji, ucząc gry na gitarze i budując – początkowo na własny użytek – urządzenia audio. W końcu założył firmę Aurorasound, której pierwszym produktem był lampowy przedwzmacniacz liniowy CADA z wbudowanym, opartym na licencji M2Techa, przetwornikiem cyfrowo-analogowym. Produktem tym zainteresował się jeden z najbardziej znanych salonów audio w Tokio; reszta to – jak się to mówi – historia.

W kolejnych latach do oferty dołączały kolejne produkty, np. w 2012 roku pierwszy przedwzmacniacz gramofonowy o nazwie VIDA (vinyl disc amplifier) i właśnie to urządzenie przetarło szlaki produktom Aurorasound w audiofilskim świecie. Korekcja RIAA odbywa się w układzie LCR, co jest rzadko stosowanym, a cenionym rozwiązaniem. O zaangażowaniu pana Karaki w poszukiwania najlepszych komponentów najlepiej świadczy fakt, iż osobiście wybrał się do siedziby Lundahla, by upewnić się, że zostaną dla niego wyprodukowane cewki o odpowiednich parametrach. VIDA pracuje zarówno z wkładkami MM, jak i MC, ponadto urządzenie wyposażono w zewnętrzny zasilacz. Wykonanie i wykończenie jest iście japońskie – słowem liczy się każdy, najdrobniejszy detal. Estetyka, jak w przypadku każdego urządzenia, może się podobać lub nie, ale nie sądzę, by nieco oldskulowy wygląd, połączenie drewna z aluminium, mógł kogokolwiek zniechęcić. Klienci mają ponadto kilka opcji tzw. customizacji urządzenia, od koloru począwszy (zamiast ciemnego drewna może być kolor czarny), przez wejścia zbalansowane, po opcjonalny kabel zasilający (łączący zasilacz z urządzeniem). Według mnie, to urządzenie absolutnie wyjątkowe w relacji do ceny wynoszącej 18 tys. złotych.

W ofercie Aurorasound znajdziemy w sumie trzy przedwzmacniacze gramofonowe – flagowy VIDA Supreme, wspomniany VIDA oraz zdecydowanie najtańszy z nich wszystkich VIDA Prima – przedmiot niniejszej recenzji. Firma oferuje również lampowe końcówki mocy PADA, tranzystorowy przedwzmacniacz PREDA (nietypowe zestawienie) oraz wzmacniacz słuchawkowy HEADA.

 

Budowa

Niewielka obudowa recenzowanego modelu to dość nietypowe połączenie trzech materiałów: drewna, stali i aluminium. Minimalistyczna czołówka z owalnym logo producenta i podświetlanym na pomarańczowo przyciskiem wyciszania wyjść (bardzo przydatna funkcja w przypadku gramofonu) jest zrobiona z aluminium, podobnie jak tylna ścianka, na której znajdziemy pojedyncze pary wejść i wyjść RCA oraz bardzo minimalistyczny zestaw regulacji: przełącznik wzmocnienia (MM/MC) i przełącznik obciążenia. Producent nie specyfikuje konkretnych wartości, a jedynie wyjaśnia, że ustawienie MC-Low jest właściwie dla wkładek o rezystancji wewnętrznej (uzwojenia) poniżej 15 Ω, zaś MC-High – dla impedancji wynoszącej 15 Ω lub więcej. Z pomiarów Paula Millera (HiFi News) wynika, że pierwsze z ustawień odpowiada impedancji wejściowej 75 Ω, drugie – 900 Ω. Nie przewidziano żadnej możliwości regulacji pojemności wejściowej. Zwolennicy precyzyjnego dopasowywania ustawień do danej wkładki będą więc zawiedzeni.

Aurorasound VIDA Prima wnetrze

Nie ma obaw o brak ekranowania układu. Obudowa jest w całości stalowa.

 

Właściwa obudowa urządzenia jest złożona ze stalowych blach, które pełnią funkcję ekranującą (niewątpliwie istotną w przypadku operowania sygnałami o amplitudzie ułamków miliwolta). Stalowy korpus wsunięto w zamknięty profil drewniany, który nadaje Primie ciepłego i wyjątkowo przyjemnego wyglądu. Elementami mocującymi drewnianą „skorupkę” do korpusu są cztery śruby w spodniej ściance, którymi przytwierdzono stopki wykonane z tworzywa (z daleka imitujące aluminium).

Wnętrze VIDY Primy jest równie minimalistyczne, jak stylistyka. Znalazła się tu jedna płytka zajmująca niewiele ponad połowę bardzo kompaktowej obudowy. Zawiera ona zasilacz liniowy z transformatorem toroidalnym RS o dwóch uzwojeniach wtórnych (22 V), sześcioma diodami Schottky’ego, trzema scalonymi stabilizatorami napięciowymi (2 x 7815A i 7812A) i czterema elektrolitami Nichicon Fine Gold 1000 µF/50 V. Korekcja RIAA jest realizowana częściowo aktywnie w pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, a częściowo pasywnie, za pośrednictwem filtru CR złożonego z kondensatorów MKP Wima i rezystorów metalizowanych. Szczegóły tego rozwiązania i przyczyny, dla których je zastosowano opisaliśmy w apli „Dla dociekliwych” na następnej stronie. Pierwsza sekcja bazuje na ultraniskoszumnych wzmacniaczach operacyjnych LT1115. Dodatkowe wzmocnienie zapewnia podwójny wzmacniacz operacyjny OPA2604AP. (FK)

 

Tajemniczy termin „NF+CR type system” (dla dociekliwych)

Każdy przedwzmacniacz korekcyjny do gramofonu realizuje korekcję charakterystyki częstotliwościowej opisaną trzema stałymi czasowymi: 3180 µs, 318 µs i 75 µs, zwaną RIAA. Pod koniec lat 70. ubiegłego stulecia wprowadzono jej uzupełnienie w postaci kolejnej stałej 7950 µs (korekcja IEC albo „nowa” RIAA), niezbędnej do tłumienia wibracji pochodzących od napędów gramofonowych (częstotliwości poniżej 30 Hz). Miało to pewien sens, gdyż nie wszystkie ówcześnie produkowane gramofony reprezentowały naprawdę wysoką jakość dźwięku. W obecnie produkowanym sprzęcie audiofilskim nie stosuje się tego uzupełnienia, a tym bardziej w high-endowym. O tzw. „czwartej” stałej Neumanna 3,18 µs także nie będziemy tutaj mówić, gdyż nie jest zbytnio rozpowszechniona, a poza tym na potrzeby niniejszego opisu tylko zaciemniałaby wytłumaczenie istoty problemu.

Żaden przetwornik, niezależnie czy jest to MM, MI, czy MC nie generuje sygnału o liniowej charakterystyce, tylko sygnał o amplitudzie zależnej od częstotliwości. Na przykład, wkładka MM na wyjściu oferuje taki poziom, że dla małych częstotliwości ma on wartość o 20 dB mniejszą niż przy 1 kHz i o 40 dB niż przy 20 kHz. Jak temu zaradzić? Trzeba zastosować odpowiednie wzmocnienie, zależne od częstotliwości, a więc zamiast charakterystyki wznoszącej się wraz ze zwiększaniem się częstotliwości (jak dla wkładki) trzeba zastosować proces odwrotny, czyli charakterystykę opadającą (przedwzmacniacz). Wynikiem będzie płaska charakterystyka w całym zakresie częstotliwości oraz poziom sygnału zwiększony do wartości porównywalnej z innymi źródłami liniowymi.

Aurorasound VIDA Prima wzmacniacze operacyjne

Układ elektroniczny jest bardzo prosty. Bazuje na dwóch typach wzmacniaczy operacyjnych (LT1115, OPA2604AP) i korekcji RIAA realizowanej w sposób semi-pasywny.

 

Rozwiązań problemu jest kilka. Można zastosować układ all-in-one, czyli jeden stopień wzmocnienia (bardzo dużego) i pełną korekcję (wszystkie trzy stałe) w globalnej pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego. Takie rozwiązanie obowiązuje od wielu lat w większości sprzętu, niekoniecznie taniego. Drugim rozwiązaniem jest zastosowanie dwóch albo trzech stopni wzmacniających i umieszczenie pomiędzy nimi pasywnych ogniw RC (a w ekstremalnie drogich przedwzmacniaczach gramofonowych nawet kosztownych LCR), czyli tłumików między poszczególnymi stopniami. Można oczywiście je skomasować razem i wykorzystać tylko dwa stopnie wzmacniające, albo podzielić – i wtedy potrzebne będą trzy takie stopnie wzmocnienia. Jest też rozwiązanie pośrednie, czyli wariant z korekcją semi-pasywną. Co to takiego? Część charakterystyki jest korygowana w pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, a pozostała przez pasywne ogniwo. I takie właśnie rozwiązanie zastosowano w przedwzmacniaczu Vida Premium firmy Aurorasound.

W opisie producenta napotykamy na diagram przedstawiający zasadę działania układu. Mamy zatem dwa stopnie wzmocnienia (wzmacniacze operacyjne) i tajemnicze pola z opisami, jak w tytule. Pierwsze „NF High Range” odpowiada pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, którego zadaniem jest realizacja dwóch pierwszych stałych czasowych, czyli 3180 µs i 318 µs (w dużym uproszczeniu mowa jest o korekcji dźwięku w zakresie częstotliwości od 20 Hz do 1000 Hz). Skąd zatem taki pozornie niepasujący opis anglojęzyczny? Otóż najprawdopodobniej autorowi chodziło o górą część przebiegu charakterystyki przenoszenia (wzmocnienia) powyżej osi odniesienia. Natomiast „CR Low Range” odnosi się do pozostałej części pasma (tehh wysokiej), dla którego przebieg wzmocnienia znajduje się poniżej osi zera dB.

Mamy więc klasyczny układ z korekcją semi-pasywną, ale z jedną istotną różnicą. Otóż w przeciwieństwie do większości obecnie spotykanych tego typu rozwiązań (np. firmy Pro-Ject, Naim Audio i wielu innych), korekcja w zakresie niskich częstotliwości trafiła do pierwszego stopnia wzmacniającego, a nie drugiego. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, wynika to z doboru konkretnych typów zastosowanych wzmacniaczy operacyjnych. Pierwszy w torze (Linear Technology LT1115) oferuje znacznie szersze pasmo przenoszenia przy wzmocnieniu jednostkowym (parametr ten jest bardzo istotny z punktu widzenia uzyskiwanych zniekształceń fazowych i wydajności prądowej niezbędnej do przeładowania pojemności występujących w pętli RIAA). Dodatkową okolicznością może być konieczność zastosowania subtelnych różnic w wartościach elementów, zależnie od trybu pracy (MM/MC). Tak skonstruowany pierwszy stopień przedwzmacniacza rozwiązuje nam kilka istotnych spraw. Po drugie, kolejny stopień (Burr-Brown OPA2604AP) jest zoptymalizowany pod kątem dużej impedancji wejściowej (potrzebniej do realizacji pasywnej korekcji dla sopranów) oraz dobrej wydajności prądowej, tak aby uzyskać małą impedancję wyjściową (na poziomie 47 Ω). Rzadko kiedy te wymagania daje się pogodzić z jednoczesną realizacją korekcji RIAA – chyba że mówimy o rozwiązaniach najwyższej klasy. (LI)

 

Brzmienie

Na początek jedna sugestia dotycząca ustawienia impedancji wejściowej dla wkładek MC. Teoretycznie powinno się wybrać ustawienie MC High lub MC Low w zależności od rezystancji wewnętrznej wkładki. Proponuję jednak zacząć od ustawienia... MM, czyli obciążenia 47 kΩ. Przyznaję, że to nie jest mój pomysł – znalazłem go w sieci. Po usłyszeniu, jak otwarta, pełna powietrza, energetyczna, jest góra pasma w tym właśnie ustawieniu, przeprowadziłem w tej konfiguracji sporą część odsłuchów. Nie twierdzę, że sprawdzi się to z każdą wkładką. Chodzi jedynie o to, żeby nie przeoczyć tej opcji, automatycznie wybierając ustawienie MC. Spróbujcie każdego z nich – to niczym nie grozi (pomijając rezonans elektryczny w pasmie daleko ponadakustycznym), a może przynieść zaskakujące efekty.

Aurorasound VIDA Prima gniazda

VIDA Premium ma tylko dwa ustawienia obciążenia dla wkładek MM oraz dwupozycyjną regulację wzmocnienia (40/64 dB).

 

Producent zaleca co najmniej 100 godzin wygrzewania Primy, zaznaczając, że pełnię możliwości osiąga ona po dwukrotnie dłuższym czasie. Urządzenie przyjechało do mnie jako zupełnie nowe i w momencie rozpoczęcia testu miało „przebieg” wynoszący mniej więcej połowę zalecanego minimum. Mimo to, zrobiło na mnie ogromne wrażenie – i to pomimo faktu, że słuchałem go bezpośrednio po trzykrotnie droższym modelu VIDA. Od razu poczułem się „jak w domu” – brzmienie obu modeli ma bowiem bardzo zbliżoną charakterystykę. Naprawdę sporo czasu zajęło mi ustalenie, pod jakim względem Prima ustępuje droższej konstrukcji – i to bynajmniej nie w stopniu bardzo wyraźnym. Już pierwszy odsłuchany krążek, „Kiedy byłem” tria Adama Czerwińskiego (znakomicie wydany przez wytwórnię AC Records) ukazał znajome, przestrzenne granie ze sceną śmiało wykraczającą poza rozstaw kolumn i sięgającą daleko wgłąb – aż za ścianę znajdującą się za kolumnami. Dźwięk miał rozmach, skalę i swobodę, które z rzadka daje się uchwycić w nagraniach studyjnych. Nie chodzi o to, że testowany przedwzmacniacz dodaje coś od siebie. Niczym rasowa lampa, phono Aurorasound okazuje się wybitnym specjalistą w tych aspektach dźwięku, które zwykle kojarzymy z układami lampowymi. W szczególności, potrafi kreować wyjątkowo realistyczną przestrzeń i akustykę nagrania. Prawdziwy spektakl zaczyna się jednak dopiero wtedy, gdy pod igłę trafia dobre nagranie koncertowe, jak choćby „Special 33” Tria Blicher Hemmer Gadd. To kolejna doskonała realizacja, w której palce maczał Matthias Lück z firmy Brinkmann. Testowane phono znakomicie poradziło sobie z angażującym oddaniem koncertowej atmosfery tego nagrania. Na obu wspomnianych krążkach zagrali znakomici perkusiści i mimo że polska realizacja jest bardzo dobra, to właśnie popisy Steve’a Gadda zrobiły na mnie duże wrażenie. Rzecz w umiejętności tego malucha oddania szybkości i energii uderzeń pałeczek perkusji, sprężystości bębnów, twardości i dźwięczności blach, ich różnicowania oraz doskonałego timingu. Przepraszam za kolokwializm, ale słuchając tego krążka miałem prawdziwy „odjazd”. A przecież znam tę produkcję niemal na pamięć – zarówno z odsłuchów w moim prywatnym systemie, jak i z wielokrotnie droższych konfiguracji Soundclubu prezentowanych przy rozmaitych okazjach. Ale perkusja to nie wszystko, bo i Hammondy, ale i saksofon brzmiały znakomicie, grając pełnym, soczystym, energetycznym, ale i naturalnym, wręcz organicznym dźwiękiem. Oddanie barwy, faktury, sposobu grania – wszystko było naprawdę wysokiej próby. Całość odbierałem jako spójną, płynną i – w zależności od ustawienia impedancji wejściowej – ostrzejszą (ustawienie MM) lub gładszą (MC Low lub High). Wciąż jestem pod wrażeniem tego, jak energetyczne to było granie, jak dobrą dynamikę – także w skali mikro – zaprezentował japoński maluch. Mam tu na myśli przede wszystkim instrumenty akustyczne.

Aurorasound VIDA Prima gniazda

A rock, symfonika? Tu nieco wyraźniej zaznaczyły się różnice w porównaniu z trzykrotnie droższym modelem. Gdy przyszło do zagrania „Nocy na Łysej Górze” Musorgskiego z krążka „The Power of Orchestra” dało się odczuć, że co prawda skala dźwięku jest zbliżona, ale jednak droższy model grał z większą swobodą i precyzją. Nie mając jednak możliwości takiego bezpośredniego porównania, trudno byłoby dojść do podobnych wniosków. Podobnie było z moją ukochaną płytą Dire Straits, czyli „Love Over Gold” wydanej przez MoFi (2 x 45 rpm). Bez porównań z dużo droższymi konkurentami można się naprawdę zdziwić, jak nisko schodzi bas Primy, jaką energią nasyca zakres niskich, ale także średnich i wysokich tonów, jak czytelnie oddaje puls nagrań. A przy tym wszystkim nie zaniedbuje ani średnicy, w której królowały wokal i gitara Knopflera, ani górnej części pasma, gdzie było słychać czyste, dobrze różnicowane, dźwięczne blachy. VIDA oferowała nieco czarniejsze tło, które przekładało się na nieco lepszą rozdzielczość, na większe nasycenie drobnych detali i subtelności, lepsze różnicowanie barwy i cieniowanie dynamiki. Podkreślam jednak, że nie były to duże różnice.

 

Galeria

{gallery}/testy/przedwzmacniacze-phono/aurorasound-vida-prima{/gallery}

 

Naszym zdaniem

Do tej pory, za perełkę wśród niezbyt drogich phonostage’y uważałem ESELab Nibiru, które to urządzenie sam posiadam. VIDA Prima współpracuje zarówno z wkładkami MC, jak i MM (a nie tylko MC), ma trzy ustawienia impedancji (Nibiru nie ma żadnego) oraz niezwykle użyteczny przycisk Mute. W dodatku kosztuje o kilkadziesiąt procent mniej – mimo że pochodzi z Japonii. Przy cenie 5800 zł jest to wyjątkowo dobry przedwzmacniacz gramofonowy, który spisywał się fantastycznie w systemie, w którym był zdecydowanie najtańszym elementem, kosztując ponad dwukrotnie mniej niż wkładka. Mając do dyspozycji dużo droższe przedwzmacniacze, wcale nie odczuwałem potrzeby powrotu właśnie do nich. To zadziwiający wynik nie tylko w kontekście ceny, ale przede wszystkim – zawartości wnętrza Primy.

Miłośnikom czarnych płyt poszukującym przedwzmacniacza gramofonowego wysokiej klasy za relatywnie niewielkie pieniądze, szczerze radzę, by ustawili się w kolejce do odsłuchu. To, co potrafi to niepozorne pudełko jest w mojej opinii niedostępne dla wielu, dwukrotnie droższych konkurentów. Primę można zatem potraktować jako długoterminową inwestycję, mając już nawet relatywnie niedrogi gramofon. Ma ona na tyle znaczny potencjał, że „przetrwa” kolejne upgrade’y napędu, ramienia czy wkładki, choć w przypadku tej ostatniej (MC) warto dokładnie zbadać kompatybilność pod kątem poziomu wyjściowego i sugerowanego obciążenia.

Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - Kup pełne wydanie

Aurorasound VIDA Prima ocenaSystem odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 24 m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio i AudioForm
  • Wzmacniacz: GrandiNote SHINAI
  • Kolumny: GrandiNote MACH4
  • Źródło analogowe: gramofon J.Sikora Standard Max, ramię J.Sikora KV12 z wkładką AirTight PC3
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: ESE Lab Nibiru V.5, GrandiNote Celio mk IV
  • Kable sygnałowe: LessLoss Anchorwave, Hijiri Million Kiwami, KBL Sound Zodiac XLR
  • Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
  • Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, kondycjoner i listwa: Gigawatt PC3 SE EVO+ i Gigawatt PF2 mk2, LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

 

 

]]>
webmaster@av.com.pl (Webmaster) Przedwzmacniacze phono Tue, 14 Jul 2020 09:51:31 +0000
Emotiva XPS-1 Gen 2 https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/1098-emotiva-xps-1-gen-2 https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/1098-emotiva-xps-1-gen-2 Emotiva XPS-1 Gen 2

Tanie przedwzmacniacze gramofonowe (i nie tylko one) wcale nie muszą oznaczać ewidentnych ograniczeń w reprodukcji muzyki z czarnych płyt. Propozycja Emotivy jest tego dobitnym przykładem.

Dystrybutor: Soundclub, www.soundclub.pl
Cena: 850 zł

Tekst: Ludwik Igielski | Zdjęcia: Emotiva, AV

Artykuł pochodzi z Audio-Video 6/2019 - Kup pełne wydanie PDF

audioklan

 

 


Przedwzmacniacz gramofonowy Emotiva XPS-1 Gen 2

TEST

emotiva xps-1 gen 2
 

Emotiva Audio Corporation to amerykańska firma mająca dość bogate portfolio. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest to także jeden z nielicznych producentów, którzy – obok dążenia do technicznej doskonałości i zastosowania najnowszych rozwiązań technicznych – bardzo rozsądnie wyceniają swoje urządzenia, co dziś jest prawdziwą rzadkością. Jest to poniekąd i w pewnym sensie powtórzenie strategii biznesowej, jaką wdrażał wiele lat temu NAD. I zresztą nie tylko on. Firmy takie jak Proton, Adcom, AMC to kolejne przykłady – i to z amerykańskiego podwórka. Emotiva reprezentuje zbliżoną strategię, tyle że uaktualnioną do współczesnych realiów. A te są takie, że rozpiętość cenowa urządzeń jest dziś olbrzymia. Najprostsze specjalistyczne przedwzmacniacze phono kosztują 300-400 zł, zaś te najdroższe przekraczają pułap 100 tys. złotych.

Testowany przedwzmacniacz gramofonowy XPS-1 Gen 2 to, jak na razie, jedyne takie urządzenie w ofercie Emotivy.

 

Budowa

Jak na tak przystępną cenę (około 850 zł), urządzenie zaskakuje bardzo wysoką jakością wykonania. Miniaturowa obudowa o długości 140 i szerokości 63 mm ma postać płaskiego (16 mm) i głębokiego prostopadłościanu wykonanego z czernionych anodowo płatów aluminium, skręconych solidnymi wkrętami. Na uwagę zasługują zaskakująco porządne gniazda cinch – złocone i nieco dłuższe niż klasyczne egzemplarze, jakie można spotkać w urządzeniach z tego zakresu cenowego. Nie oszczędzano na zacisku służącym do uziemienia gramofonu – jest solidny, wykonany z metalu i pokryty złoceniem.

emotiva xps-1 gen 2 wnetrze

Sam przedwzmacniacz cechuje dość ciekawa szata wzornicza. Decydującą rolę odgrywają dość oryginalne napisy i błękitna dioda LED, potwierdzająca zasilanie urządzenia. Poza tym na górnej powierzchni znajdują się – niezależne dla każdego kanału – przełączniki trybu pracy (wzmocnienia dla wkładek MM lub MC) oraz miniaturowe suwaki, służące do określenia rezystancji wejściowej (cztery wartości) dla wkładek MC. Dezaktywacja wszystkich umożliwia współpracę z bardziej popularnymi przetwornikami z ruchomym magnesem. Wówczas impedancja wynosi typowe 47 kiloomów.

 

Koncepcja układowa

Sercem przedwzmacniacza jest supernowoczesny wzmacniacz operacyjny (po jednym dla każdego kanału stereofonicznego) firmy Linear Technology. LT1115CS – bo taki nosi on symbol – jest układem o wprost imponujących parametrach. Charakteryzuje się bardzo niskim poziomem szumów (który tutaj osiąga wartość praktycznie graniczną dla technologii krzemowej), bardzo dużym współczynnikiem wzmocnienia w otwartej pętli (sięgającym 2 milionów razy), a także bardzo szerokim pasmem przenoszenia i niskimi zniekształceniami, wyrażonymi w tysięcznych (THD), a nawet dziesięciotysięcznych częściach procenta (IMD). Jak na układ wzmacniający sygnały z wkładek gramofonowych czy mikrofonów jest relatywnie szybki (10 V/μs). W związku z tym, że zastosowano montaż powierzchniowy, wzmacniacze operacyjne, jak i elementy bierne są wykonane w wersji SMD, poza nielicznymi wyjątkami. Dlatego dość charakterystyczna jest obudowa tych scalaków z 16 wyprowadzeniami.

emotiva xps-1 gen 2 board

Tor sygnałowy bazuje na supernowoczesnych wzmacniaczach operacyjnych LT1115 (Linear Technology).

 

Co najważniejsze, znakomite parametry układów scalonych umożliwiły zastosowanie względnie nieskomplikowanego rozwiązania układowego z jednym tylko elementem aktywnym i korekcją RIAA realizowaną w globalnej pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego. Zmiana wzmocnienia (40/60 dB) odbywa się za pomocą miniaturowych przełączników hebelkowych, natomiast dopasowanie parametrów wejściowych to domena mikroswitchów. Dwa duże kondensatory elektrolityczne Elny, umieszczone w prostokątnych otworach w płytce drukowanej, o pojemności 2200 μF/6,3 V każdy, pracują w pętli sprzężenia zwrotnego. Tak duża pojemność wynika głównie z małych impedancji wejściowych przy współpracy przedwzmacniacza z przetwornikami typu MC. Pozostałe pojemności mają już znacznie mniejsze wartości.

XPS-1 Gen 2 jest zasilany z impulsowego zasilacza wtyczkowego 12 V DC/0,5 A. Wewnątrz urządzenia znajdują się dodatkowe układy symetryzujące i stabilizujące docelowe napięcia. Standardowe gniazdo i typowe napięcie zasilania skłania do eksperymentów z lepszej jakości zasilaniem (liniowym).

 

Brzmienie

Emotiva bardzo pozytywnie zaskakuje także podczas odsłuchu. Nie jest to kolejny niedrogi fonostejdż, jakich mamy pod dostatkiem. Nie jest to także urządzenie oferujące jakąś wyraźną manierę, skierowane do określonego odbiorcy czy przeznaczone do słuchania tylko wybranego typu nagrań. Nic z tych rzeczy! Emotiva to produkt bardzo dojrzały i wszechstronny – także, a raczej przede wszystkim, pod względem dźwiękowym.

Niezależnie od tego, czy słuchamy klasyki czy lżejszych gatunków muzycznych, XPS1 jest rzetelny niemalże aż do bólu. Wszystko odbywa się zgodnie z zamiarem realizatora nagrania. Nic nie jest ocieplone ani schłodzone czy poddane bardziej subtelnym manipulacjom. XPS-1 gra niezwykle czysto i pewnie. Usłyszymy praktycznie wszystko, co igle gramofonowej uda się wyłuskać z rowków płyty. Przenoszone jest pełne pasmo – i to z wyjątkowo dobrym zrównoważeniem rejestrów. Niskie składowe są właściwie zobrazowane. Trzymają rytm, są skoordynowane, a do tego oddają całkiem sporą dawkę energii. Jest to o tyle ciekawy zestaw cech, że większość niedrogich przedwzmacniaczy zazwyczaj ma z tym jakiś problem. Co ciekawe, z tym zagadnieniem wiąże się dynamika – tutaj naprawdę dobra. Oczywiście droższe i bardziej złożone układowo konstrukcje zaproponują znacznie więcej, ale mówimy przecież o przedwzmacniaczu za mniej niż tysiąc złotych. Mówiąc wprost, konkurenci mogliby być bez szans, gdyby doszło do bezpośredniej konfrontacji.

emotiva xps-1 gen 2 przełączniki

Na tym pułapie cenowym niewiele jest uniwersalnych przedwzmacniaczy MM/MC. A takich, które umożliwiają regulację obciążenia wkładki – tym bardziej.

 

Pozostałe części pasma również charakteryzują się wysokim poziomem jakościowym, choć nie tak spektakularnym jak bas. Są oddane czysto i czytelnie. Poprawna jest barwa instrumentów akustycznych i wokali. Uzyskano dobrą równowagę w zakresie gęstości dźwięku. Uniknięto zarówno efektów pogrubienia, jak „przetarcia” – rozrzedzenia poszczególnych rejestrów.

Przedwzmacniacz Emotivy w estetyczny sposób interpretuje zjawiska przestrzenne. Poszczególne informacje są precyzyjnie nakreślone w przestrzeni i co ciekawe, wcale nie przeważa wymiar szerokości. Scena jest dobrze wybudowana w głąb, bez większości typowych uproszczeń znanych z najtańszych urządzeń. Czy zatem mamy do czynienia z urządzeniem doskonałym? W pewnym sensie tak, zwłaszcza gdy uwzględnimy cenę i grupę docelową. Jedyną cechą, która może budzić uczucie pewnego niedostatku, jest muzykalność. To w sumie najtrudniejszy do uzyskania aspekt dobrego brzmienia. Nie wystarczy bowiem, ot tak wpłynąć tylko na barwę czy szybkość dźwięku. Potrzeba czegoś więcej. I tu właśnie napotykamy na pewną wstrzemięźliwość. Być może jest to świadomy zabieg producenta. Niemniej jednak, w żadnym razie nie powinno to być odbierane jako wada, lecz jako przejaw zamierzonej estetyki brzmieniowej. Duże brawa!

 

Galeria

{gallery}/testy/przedwzmacniacze-phono/emotiva-xps1{/gallery}

 

Naszym zdaniem

Bardzo udana propozycja i to nie tylko dla początkujących fanów czarnych płyt, lecz również dla bardziej zaawansowanych „wyjadaczy” tematu, ale o mocno ograniczonym budżecie. Relatywnie niska cena nie oznacza wcale daleko idących kompromisów – jest przejawem świadomej polityki producenta. XPS-1 Gen 2 znakomicie nadaje się do systemów z kilkoma gramofonami lub ramionami. Polecam!

emotiva xps-1 gen 2 dane techniczne

 

]]>
webmaster@av.com.pl (Webmaster) Przedwzmacniacze phono Mon, 25 May 2020 07:19:15 +0000
Soundsmith MCP2 mkII https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/760-soundsmith-mcp2-mkii https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/760-soundsmith-mcp2-mkii Soundsmith MCP2 mkII

Firma Soundsmith od lat kojarzyła mi się wyłącznie z wkładkami gramofonowymi i wymianą igieł. Umknął mi gdzieś fakt, że w ofercie są również przedwzmacniacze gramofonowe. Testujemy jedyny model dla wkładek MC – MCP2 w wersji drugiej.

Dystrybutor: Audiofast, www.audiofast.com
Cena: 5230 zł
Dostępne wykończenia: czarne

Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


Soundsmith MCP2 mkII - Przedwzmacniacz gramofonowy

TEST

Soundsmith MCP2 MkII

 

Dopiero gdy dostałem informację o planowanym teście, zajrzałem na stronę Soundsmitha i znalazłem tam trzy przedwzmacniacze gramofonowe. Dwa z nich są przeznaczone do współpracy z większością wkładek tegoż producenta, wysokopoziomowymi MI (moving iron) oraz MM (moving magnet) innych marek, a jeden –  z wkładkami niskopoziomowymi MI (takie Soundsmith ma również w ofercie) bądź MC (moving coil). Jako użytkownik wkładek MC byłem zainteresowany przede wszystkim tym ostatnim. Dwie rzeczy od razu zwróciły moją uwagę. Po pierwsze, relatywnie niskie ceny tych phono – 600, 800 i 1200 dolarów (w kraju producenta). Po drugie, zestawiona z tymi cenami informacja producenta, mówiąca, iż używa ich do prezentacji wszystkich swoich wkładek, z topowymi włącznie, a te przecież kosztują ładnych kilka tysięcy dolarów (np. Hyperion kosztuje 8 tys.). Patrząc na realia dzisiejszego szalonego rynku audio, brzmi to wręcz niedorzecznie, bo trudno przecież podejrzewać Petera Ledermanna, szefa firmy, o umyślne szkodzenie własnym wkładkom przez prezentowanie ich w towarzystwie przedwzmacniaczy niewystarczającej klasy. Czyżby więc faktycznie za takie pieniądze możliwe było zrobienie (w USA!) high-endowego przedwzmacniacza gramofonowego? Pozostało to sprawdzić.

 


Budowa

Urządzenie jest naprawdę niewielkie. Czarna, aluminiowa skrzyneczka mierzy 11,5 x 18 x 5,5 cm przy masie  odpowiadającej szklance wody. Całość ustawiono na czterech niewielkich, gumowych nóżkach. Konkursu piękności to urządzenie nie wygra, ale wykonane jest po prostu porządnie. Na górnej powierzchni umieszczono element wyróżniający MCP2 pośród większość konkurentów – pokrętło, które pozwala płynnie regulować obciążenie wejścia w bardzo szerokim zakresie – od 10 Ω do 5 kΩ. Tym, którzy mieli okazję pobawić się trochę tym ustawieniem dla wkładek MC, nie muszę tłumaczyć, jak bardzo to rozwiązanie ułatwia użytkownikowi życie. Zamiast mikroprzełączników umieszczonych (zwykle) w trudno dostępnym miejscu, dostajemy pokrętło, a więc możliwość banalnie prostego dopasowania impedancji do wkładki, ale również do indywidualnych preferencji brzmieniowych. Tylna ścianka to wejście i wyjście RCA plus zacisk uziemienia oraz gniazdo zasilania (w zestawie jest 24 V zasilacz wtyczkowy). I tyle.

Soundsmith MCP2 MkII gniazda

Wejścia i wyjścia – to pierwsze wyłącznie dla niskopoziomowych wkładek MC, ewentualnie MI (Moving Iron). 

Phono oferuje stały, niezbyt duży gain na poziomie 63 dB (to wartość z załączonej do wkładki instrukcji – na stronie producenta widnieje liczba 62 dB), acz na specjalne zamówienie można kupić urządzenie z innym wzmocnieniem. Całość jest składana ręcznie w siedzibie firmy w USA.

W środku urządzenie korzysta z zaprojektowanych i wykonanych w Soundsmith ekranowanych transformatorów step-up. Istnieje możliwość zamówienia (za dopłatą) tego urządzenia z impedancją wyjściową wynoszącą 50 Ω – to oferta dla osób, które korzystają z długich interkonektów łączących phono z przedwzmacniaczem/integrą.

 


Brzmienie

MCP2 mk II zagrał u mnie z moim JSikorą Basic z ramionami Schroeder CB i Aquilar z wkładkami AirTight PC3 i  Phasemation PP-1000. Cenowo to spory mezalians, ale – jak wspomniałem – amerykański producent prezentuje nawet najdroższe wkładki ze swoimi phono – dlaczego więc ja nie miałbym pójść w jego ślady? Warto podkreślić, że w tym samym systemie używam na co dzień Grandinote Celio mkIV (6 tys. euro), a bezpośrednio przed MPC2 testowałem dwa phono z absolutnego światowego topu – Tenora Phono 1 i Ypsilona VPS-100 (z firmowym step-upem). Przy tak ogromnych różnicach cenowych zamiana tak istotnego elementu, jakim jest przedwzmacniacz gramofonowy, powinna powodować znaczące pogorszenie jakości prezentacji, wręcz zniechęcające do słuchania muzyki, prawda? Może i powinna, ale nie tym razem. Nie, nie napiszę teraz, że Soundsmith zagrał jak 40 razy droższy Tenor czy 20 razy droższy Ypsilon, bo to nieprawda. Niemniej, nawet uwzględniając fakt, iż w audio przyrost jakości brzmienia nigdy nie jest proporcjonalny do wzrostu ceny, MPC2 mkII od początku bardzo pozytywnie mnie zaskakiwał.

Soundsmith MCP2 MkII regulacja obciążenia

Płynna regulacja obciążenia wejścia, czyni go jeszcze ciekawszym urządzeniem, pozwalając użytkownikowi dopasować brzmienie pod własny gust w stopniu, jakiego nie jest w stanie zapewnić większość, nawet dużo droższych konstrukcji.


W przypadku Soundsmitha trudno wskazać charakterystyczne dla tego poziomu cenowego kompromisy. To równe, spójne, zaskakująco czyste granie, jak przystało na produkt amerykański, imponująco rytmiczne i dynamiczne. Tyle że w przypadku wielu produktów z USA te dwie ostatnie cechy w mniejszym lub większym stopniu dominują przekaz, a tu były jedynie jego (ważnymi, ale tylko) elementami. Choćby na „Tutu” Miles'a bas Marcusa Millera robił świetne wrażenie i to nawet w bezpośrednim porównaniu z absolutnym gigantem w tym zakresie, Tenorem. Mocny, mięsisty, równy, szybki, dobrze różnicowany, gdy trzeba było, ustępował miejsca trąbce mistrza, która brzmiała naturalnie, w delikatny, wyrafinowany sposób, ostro, ale bez wyostrzeń, dźwięcznie; ale gdy trzeba – matowo, z oddechem, swobodnie, po prostu pięknie. Równie imponująco wypadał elektryczny bas wyznaczający puls nagrań na ostatnim, podwójnym wydaniu „Brothers in Arms” z MoFi, czy mające odpowiednie „mięcho” i drive gitary. Do tego dochodził bardzo dobry timing, niezłe dociążenie i kontrola niskich tonów – na takim poziomie te elementy prezentowane są zwykle dopiero przez zdecydowanie droższe przedwzmacniacze.

MPC2 mk II radził sobie bardzo dobrze nawet z tak złożoną, dynamiczną muzyką, jak utwory Musorgskiego na „The power of the orchestra”. Tym bardziej, że nie tylko skala makro okazała się jego mocną stroną, ale i prezentacja w zakresie zmian dynamiki i barwy na poziomie mikro nie pozostawała daleko w tyle. Z obu wkładek testowane phono otrzymywało ogromną ilość informacji – tym większą, im lepsze wydanie lądowało na talerzu JSikory. I choć cena testowanego urządzenia na to nie wskazuje, to potrafiło ono zrobić z tego odpowiedni użytek, umiejętnie różnicując nagrania i wydania. Dobra rozdzielczość i selektywność sprawiały, że każde, choć przyzwoite nagranie, oferowało pełny, naturalny, wciągający dźwięk. Jeśli musiałbym wskazać element, który przekonałby mnie do MPC2 mkII jeszcze bardziej, byłaby to kwestia przestrzenności i namacalności prezentacji. Jestem fanem lampowego grania, który siłą rzeczy na te elementy zwraca szczególną uwagę, i o ile w innych aspektach Soundsmith reprezentuje wyższą klasę niż większość konkurentów z tego zakresu cenowego, o tyle przestrzeń i namacalność ponad tę klasę się nie wybijają, co nie znaczy, że są słabością per se. Dużo dzieje się na górze pasma, która ma oddech, jest dźwięczna, ale nie ma tam żadnych śladów agresji. Średnica jest gładka, płynna, naturalna, może nieco po cieplejszej stronie mocy, ale to jedynie niewielka odchyłka od całkowitej neutralności. Co ważne, owe efektowne skraje pasma są świetnie zszyte z tonami średnimi, tworząc całość wysokiej klasy. Nawet z wkładkami dużo droższymi od siebie amerykańskie phono nie daje powodów do narzekań. Da się oczywiście lepiej, ale raczej nie za te pieniądze.

 


Galeria

{gallery}testy/przedwzmacniacze-phono/soundsmith-mcp2{/gallery}


Naszym zdaniem

Soundsmith MCP2 MkII dane techniczneTo nie jest urządzenie, które powala jakimkolwiek aspektem brzmienia od pierwszych minut odsłuchu. Im dłużej jednakże słucha się MPC2 mk II, tym bardziej docenia się to, jak muzykalny, równy, czysty, dynamiczny i swobodny jest jego przekaz. Bas prowadzony jest szybko, pewnie, średnica jest dociążona, barwna, ekspresyjna, choć mogłaby (na mój gust) być bardziej namacalna, a góra otwarta, czysta i detaliczna. Potwierdziło się, iż Soundsmith może współpracować z wkładkami nawet kilka razy droższymi od niego i nadal dobrze pokazywać różnice pomiędzy nimi oraz wykorzystywać ogromną ilość odczytanych z rowków informacji. To imponujące urządzenie, a ten mały drobiazg, jakim jest płynna regulacja obciążenia wejścia, czyni go jeszcze ciekawszym, pozwalając użytkownikowi dopasować brzmienie pod własny gust w stopniu, jakiego nie jest w stanie zapewnić większość, nawet dużo droższych konstrukcji. Każdy jest kowalem własnego dźwięku –  chciałoby się rzec. Z

Soundsmithem MCP2 mkII można sobie „wykuć” coś bardzo wyjątkowego za relatywnie niewielkie pieniądze. Proszę koniecznie spróbować!

SYSTEM ODSŁUCHOWY

Pomieszczenie: 24 m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio i AudioForm
Wzmacniacz: Modwright KWA100SE, MBL N51 (integra)
Przedwzmacniacz: Modwright LS100
Kolumny: Ubiq Audio Model One
Gramofon: JSikora Basic, ramiona: Schroeder CB i Acoustical Systems Aquilar, wkładki: AirTight PC3 i Phasemation PP-1000
Kable sygnałowe: Hijiri Million, KBL Sound Red Eye Ultimate
Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: ISOL-8 Substation Integra i Gigawatt PF2 mk2, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

 

 

 

 

]]>
webmaster@av.com.pl (Webmaster) Przedwzmacniacze phono Tue, 09 Jan 2018 08:55:27 +0000
Lehmannaudio Black Cube SE II https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/642-lehmannaudio-black-cube-se-ii https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/642-lehmannaudio-black-cube-se-ii Lehmannaudio Black Cube SE II

Mam duży szacunek do firm o stabilnych ofertach, które dowodzą, że oferowane produkty są tak dobre, że nie trzeba ich co chwilę zastępować nowymi. Do takich producentów należy niemiecka firma Lehmannaudio.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl 
Cena: 3695 zł
Dostępne wykończenia: srebrne, czarne

Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


Lehmannaudio Black Cube SE II - Przedwzmacniacz gramofonowy

TEST


Lehmann Black Cube 2SE aaa 

W 1995 roku trafił na rynek przedwzmacniacz gramofonowy Black Cube niemieckiej firmy Lehmannaudio. Było to niewielkie, plastikowe pudełeczko ze zintegrowanym zasilaczem. Wyceniono je wówczas bardzo rozsądnie, co w połączeniu z niepozorną aparycją wywoływało wielkie niedowierzanie wśród tych, którzy zdecydowali się jednak tego maleństwa posłuchać. Kilka lat później trafiła na rynek wersja Special Edition (SE) wyposażona w porządny zewnętrzny zasilacz PWX, która podniosła poprzeczkę jakości brzmienia na nowy, wyższy poziom, nadal nie kosztując majątku. Najnowszym dodatkiem do oferty jest ulepszona wersja Czarnej Kostki SE, oznaczona dla odróżnienia rzymską cyfrą II. Cena nadal wydaje się bardzo rozsądna wynosi niecałe 3700 zł, co czyni ten phonostage bezpośrednim rywalem dla takich konstrukcji jak Pro-Ject Phono Box RS czy Primare R32. A ponieważ producent zapowiada, że udało mu się osiągnąć kolejny, znaczący postęp w zakresie jakości brzmienia, sesje odsłuchowe zapowiadały się emocjonująco.

 


Budowa

Black Cube SE II, droższy od wciąż oferowanej wersji SE o 600 zł, to nadal niewielka kostka, acz już niekoniecznie całkiem czarna. Producent daje bowiem użytkownikowi możliwość wyboru spośród trzech wykończeń płyty czołowej: czarnego, srebrnego lub chromowanego. To jedna z trzech różnic pomiędzy obydwoma modelami. Pozostała część obudowy, także zasilacz PWX, są pomalowane czarną farbą i spoczywają na niewielkich, gumowych nóżkach. Na czołówce przedwzmacniacza umieszczono tylko jedną diodę sygnalizującą, że urządzenie jest włączone, oraz logo firmy. Tył jest równie minimalistyczny – dwie pary solidnych, pozłacanych gniazd RCA (wejście i wyjście) – lepszych niż w odmianie SE – oraz zacisk uziemienia. Całość uzupełnia zamontowany na stałe, ekranowany 2-metrowy kabel zasilający, zakończony wtykiem XLR produkcji Neutrika, który wpinamy do zasilacza. Sam phonostage jest tak mały, że z powodzeniem może stać obok gramofonu, mieszcząc się na wspólnej półce, podczas gdy zasilacz może znajdować się w dużym oddaleniu od czułych obwodów korekcyjnych.

Lehmann Black Cube 2SE srodki

Zasilacz większy niż sam układ audio. To jak najbardziej prawidłowa proporcja w przypadku phonostage'a. W dodatku jakość montażu i komponentów jest więcej niż bardzo dobra. Konkurenci mogą brać przykład.

Na spodzie umieszczono zestaw miniprzełączników służących do włączenia i wyboru charakterystyki pracy filtra subsonicznego (to trzecia najważniejsza różnica w porównaniu z poprzednikiem), wyboru wzmocnienia oraz impedancji obciążenia. Istnieje także możliwość zamówienia Black Cube’a SE z ustawieniami dopasowanymi precyzyjnie do konkretnej wkładki. Wówczas wystarczy wybrać raz odpowiednie ustawienie miniprzełączników (tzw. custom) i korzystać ze zoptymalizowanych ustawień. Producent pomyślał także o wolnych slotach (po jednym na kanał), w których użytkownik może zainstalować rezystory o pożądanej wartości i w ten sposób dopasować impedancję obciążenia do konkretnej wkładki. Black Cube SE II jest w stanie współpracować z niemal każdą wkładką MM i MC dostępną na rynku.  

Tor sygnałowy składa się z dwóch stopni liniowych (wejściowego i wyjściowego) oraz pasywnej korekcji RIAA zbudowanej na bazie wysokojakościowych kondensatorów polipropylenowych o wąskiej tolerancji. W części aktywnej skorzystano z amerykańskich niskoszumnych wzmacniaczy operacyjnych THAT 1510 (stosowanych we wzmacniaczach mikrofonowych) oraz popularnych OPA134PA. Laminat płytki jest zadrukowany dwustronnie, co skraca ścieżkę sygnałową.

Konstrukcja zasilacza PWX, którego obudowa jest znacznie większa (przede wszystkim głębsza) niż sam phonostage, pozytywnie zaskakuje, biorąc pod uwagę to, z jak niedrogim urządzeniem mamy do czynienia (mało który stopień gramofonowy ma porządny zewnętrzny zasilacz liniowy). Źródło zasilania wykorzystuje niemieckiej produkcji transformator toroidalny o mocy 28 VA, który współpracuje z czterema kondensatorami Nippon Chemi-Con 4700 µF/35 V, dwoma mniejszymi po 2200 µF/35 V i dwoma scalonymi stabilizatorami napięciowymi mocowanymi do radiatorów.

 


Brzmienie

Od prawie roku, gdy niemal na siłę obdarowano mnie w trakcie Audio Video Show samplerem Proa Records, „Acoustic Room 47”, większość odsłuchów gramofonów, wkładek i phonostage'y zaczynam właśnie od tego, bardzo dobrze zrealizowanego krążka. Płytę znam więc już doskonale, co ułatwia ocenę każdego nowego urządzenia. Również i tym razem zacząłem więc właśnie od niej. Od razu stało się dla mnie jasne, że Lehmannaudio postawił w pierwszym rzędzie na precyzję, detaliczność i transparentność prezentacji. Łatwo więc ją zaliczyć do kategorii analitycznych, co z jednej strony nie jest błędem, z drugiej – wymaga wyjaśnienia, bo to określenie niektórym audiofilom nie do końca kojarzy się pozytywnie.   

Lehmann Black Cube 2SE spod

Mikroprzełączniki na spodzie służą do regulacji ustawień obciążenia i filtru subsonicznego. Ten ostatni ma aż siedem charakterystyk.

Zacznijmy od tego, że niemieckiej firmie udało się osiągnąć wyjątkową czystość dźwięku, na którą składa się niski poziom szumu tła. Ten element niejako pociąga za sobą wysoką detaliczność i transparentność dźwięku. Wszystko to z kolei przekłada się wprost na realizację idei high fidelity (hifi), czyli wysokiej wierności odtwarzanemu nagraniu. Mając w domu równocześnie kilka zdecydowanie droższych przedwzmacniaczy gramofonowych, nie mogłem się nadziwić, w jak niewielkim stopniu Black Cube SE II im ustępuje w zakresie nasycenia detalami i subtelnościami, wydobywanymi z każdej dobrze zrealizowanej płyty. Podobnie wypadało porównanie w zakresie różnicowania nagrań – słabsze realizacje wypadały mało akceptowalnie. Zbyt wyraźnie było słychać ich słabe strony, by dało się słuchać z przyjemnością nawet dobrej muzyki (choćby zespołu U2 czy starych tłoczeń Pronitu albo Tonpressu z polskimi kapelami z lat 80. i 90. ubiegłego wieku). Wsad niskiej jakości (słaba technicznie płyta) automatycznie oznacza tu kiepskie brzmienie – koniec, kropka!

Za to gdy przychodzi do realizacji dobrych i bardzo dobrych – oczy otwierają się szeroko ze zdumienia z powodu ogromnej ilości informacji, jakie wyciąga to małe, niepozorne „czarne” pudełko. Świetnie nadaje się więc ono do studiowania czy to sposobu realizacji nagrań, czy gry poszczególnych muzyków. Używając go, można się także bawić w porównania różnych wydań tych samych albumów, a różnice są wyraźnie słyszalne, co przećwiczyłem na trzech różnych wersjach „Dark Side of The Moon” Floydów. To właśnie jest analityczność, o której mówię. Analityczność użyteczna, zgodna z ideą high fidelity, która jednakże nie przesłania słuchaczowi tego, co w nagraniach przecież najważniejsze – czyli samej muzyki. Tej bowiem, co  mnie interesuje zdecydowanie bardziej niż kwestie techniczne nagrań, słuchałem z dużą przyjemnością, nawet jeśli to nie jest do końca „moje granie”. Czego mi w tym graniu brakowało? Nieco większego dociążenia i wypełnienia dźwięku. Nie nazwałbym tego brzmienia odchudzonym, ale faktem jest, że jestem przyzwyczajony do bardziej nasyconego, gęstszego dźwięku.

Nie miałem zastrzeżeń do dynamiki (ta nawet na poziomie mikro robiła dobre wrażenie) ani przestrzeni. Barwy instrumentów były oddane poprawnie. Nawet wybrzmień, na które zawsze zwracam baczną uwagę, było sporo, co przekładało się na dobre, naturalne brzmienie instrumentów akustycznych. Większe dociążenie i wypełnienie dźwięku, charakterystyczne przede wszystkim dla sporo droższych urządzeń, to w praktyce bardziej namacalne, intymne granie, także większa ekspresja i idące za nią większe zaangażowanie słuchacza w muzykę. Urządzeniom z wyższej półki Lehmannaudio ustępuje także w zakresie płynności i gładkości dźwięku, lecz tu znowu różnica jest zaskakująco mała, co zapewne wiąże się z bardzo dobrym zasilaniem, w jakie to urządzenie wyposażono. Wszystkie umowne minusy, o których wspomniałem, wynikają z porównań ze sporo droższymi modelami. Zważywszy na cenę tego urządzenia, można o nich po prostu zapomnieć, bo na tej półce cenowej znalezienie godnej konkurencji mogłoby się okazać trudne, o ile w ogóle możliwe.
 


Galeria

{gallery}testy/przedwzmacniacze-phono/lehmann-cube{/gallery}


Naszym zdaniem

Lehmann Audio Black Cube SE 23 zzzBlack Cube SE II to jedno z tych urządzeń, które mają do zaoferowania dużo więcej, niż na to wskazuje cena, co wcale nie znaczy, że spodoba się wszystkim. Na pewno przekona tych, którzy preferują precyzyjne, czyste, detaliczne granie z dobrą dynamiką i przestrzenią. Tych, dla których idea wysokiej wierności nagrania jest najważniejsza. Mogą bowiem liczyć na to, że dzięki Black Cube SE II ich przygoda z winylami będzie bardzo ciekawa. Może kilka płyt trzeba będzie wyrzucić, ale te, które pozostaną, będą dostarczać wielu różnorodnych wrażeń, nie pozwalając się nudzić podczas odsłuchu. Tym, którzy wolą nieco cieplejsze, bardziej dociążone, nasycone, intymne granie, długa lista zalet Lehmannaudio może nie wystarczyć, choć tak przejrzyste i detaliczne źródło może być doskonałym wyborem do ciepło brzmiących systemów. No ale przecież nie ma urządzeń, które zadowalałyby wszystkich. Niemiecka firma stawia na wierność idei hi-fi i konsekwentnie się tego trzyma, czego Black Cube SE II jest doskonałym przykładem. No i jeszcze ta cena! TAKIE granie za takie pieniądze?! Posłuchajcie, może wcale nie będziecie musieli szukać dalej, a przy okazji zaoszczędzicie ładnych parę złotych, które warto przeznaczyć na powiększenie kolekcji płyt.

PS. Testowany egzemplarz Black Cube 2 SE nie wrócił już do dystrybutora. Wszedł w skład systemu redaktora naczelnego – Filipa Kulpy. Przekonało go nie tylko samo brzmienie, ale również znakomite parametry (wyjątkowo niski szum, ekstremalnie małe zniekształcenia) i kompaktowe rozmiary.

 

SYSTEM ODSŁUCHOWY

Pomieszczenie: 24 m2, z minimalną adaptacją akustyczną
Wzmacniacz: Modwright LS100 / KWA100SE
Kolumny: Ubiq Audio Model One
Gramofon: JSikora Basic, ramię Schroeder CB, wkładka AirTight PC3 (MC)
Kable sygnałowe: Hijiri Million, LessLoss Anchorwave                                                                                                    
Kable głośnikowe: LessLoss Anchorwave
Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: ISOL-8 Integra, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

 

 

 

 

]]>
webmaster@av.com.pl (Webmaster) Przedwzmacniacze phono Sat, 29 Apr 2017 12:04:57 +0000
RCM Sensor 2 https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/512-rcm-sensor-2-przedwzmacniacz-gramofonowy https://www.avtest.pl/przedwzmacniacze-phono/item/512-rcm-sensor-2-przedwzmacniacz-gramofonowy RCM Sensor 2

Druga generacja przedwzmacniacza gramofonowego katowickiej firmy RCM ma być znacznie lepsza od wybornego poprzednika. Zobaczmy, czy tak jest w istocie.

Dystrybutor: RCM, www.rcm.com.pl
Cena: 9000 zł
Dostępne wykończenia: srebrne, czarne

Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


RCM Sensor 2 - Przedwzmacniacz gramofonowy

TEST

RCM Sensor 2 aaa 

Katowice są „polską stolicą analogu”. Nie dość, że tamtejszy dystrybutor, firma RCM, ma najszerszą ofertę gramofonów, ramion, wkładek i przedwzmacniaczy gramofonowych klasy high-end, to na dodatek – korzystając ze zdobytej na przestrzeni paru dekad wiedzy i doświadczenia – tworzy własne przedwzmacniacze gramofonowe, cenione już nie tylko w Polsce, ale nawet na tak wymagającym rynku jak brytyjski.

Wszystko zaczęło się bodaj 8 lat temu od Sensora Prelude IC, który trafił na rynek, zanim jeszcze w Polsce na dobre pojawił się szał na czarną płytę. Ten wyceniony na (w ostatnim czasie) 6000 zł, dość skromnie wyglądający stopień korekcyjny MM/MC szybko podbił polski rynek, po nim również i zagraniczne, nawet Australię. Kolejnym krokiem RCM-u było wprowadzenie dużo droższego przedwzmacniacza –  THERIAA. Z założenia miało to być urządzenie z bardzo wysokiej półki, a więc drogie, jednak wciąż oferujące świetny stosunek jakości do ceny – konkurujące ze znacznie droższymi od siebie urządzeniami. Po sukcesie i tego urządzenia, przy budowie którego zapewne kilku rzeczy udało się konstruktorom nauczyć, Roger Adamek zdecydował się ulepszyć oryginalny Sensor. Tak powstał Sensor 2, z którego nazwy – jak sądzę nie przez przypadek – pozbyto się słowa „Prelude”. „Dwójka” oczywiście nie ma konkurować ze szczytowym modelem THERIAA (trwają już prace nad jeszcze bardziej zaawansowanym modelem), lecz ma być dużo lepsza od poprzednika – co notabene odzwierciedla cena – wyższa o 50%.


Budowa

Analogicznie jak poprzednik, Sensor 2 jest urządzeniem dwuczęściowym: głównemu urządzeniu towarzyszy zewnętrzny zasilacz liniowy. To ze wszech miar słuszne podejście: można je postawić z dala od zaekranowanej elektroniki, która – nie zapominajmy – operuje sygnałami o nawet 1000-krotnie mniejszej amplitudzie niż w przypadku sygnału ze źródeł cyfrowych. Co więcej, Sensor 2 oferuje nominalnie aż 2 V napięcia wyjściowego, czyli tyle, ile typowy odtwarzacz CD lub DAC. Oznacza to, że w przypadku najcichszych wkładek MC, Sensor 2 zapewnia nawet 76 dB wzmocnienia (w przeliczeniu: 6300 razy!). Szef RCM-u, Roger Adamek, jest zdania, że phonostage musi generować przynajmniej 1 V napięcia wyjściowego. Niewątpliwie jest w tym podejściu sporo racji.

Sensor 2 ma pojedyncze wejścia liniowe oraz dwa typy wyjść – RCA i XLR. Obok każdego z wejść znajdują się dwa zestawy mikroprzełączników (DIP-ów) – lewym ustalamy wzmocnienie (dla ułatwienia użyto oznaczeń odpowiadających napięciu wyjściowemu wkładki: (7 ustawień, od 0,3 do 5 mV), prawym – obciążenie (20, 30, 50, 100, 200, 400, 1k, 47 kΩ) oraz to, czy obciążenie ma być zbalansowane czy nie. 

 

RCM Sensor 2 tyl

Mikroprzełączniki umożliwiają zmianę impedancji wejść i wzmocnienia. 5-bolcowe gniazdo po prawej służy do podłączenia zasilacza.

 

W porównaniu z Sensorem Prelude IC, nowy model zawiera liczne modyfikacje. Zewnętrzny zasilacz wykorzystuje lepszy transformator o większej mocy (produkcji Myrra), ponadto dostarcza wyprostowane i wstępnie odfiltrowane napięcie stałe. Do tego celu użyto większej pojemności niż poprzednio – 8 elektrolitów po 2200 uF/50 V każdy. Ponadto na wejściu prądowym pracuje 3-amperowy filtr przeciwzakłóceniowy QLT Power. Napięcia +/- 24 V są dostarczane do właściwego przedwzmacniacza, którego obudowa jest znacznie solidniejsza i sztywniejsza niż dawniej. Została wykonana podobnie jak w obudowy urządzeń Naima: w stalowy zamknięty profil wsuwa się płytkę z elektroniką, a całość zamyka tylną ścianką. Dzięki temu rozwiązaniu obudowa jest niezwykle sztywna, a w dodatku pozostaje gładka – ani z przodu, ani na górze, ani po bokach nie ma żadnych śrub.

Wnętrze właściwego przedwzmacniacza zawiera resztę układów zasilania: niskoszumny stopień stabilizacji napięciowej na układach scalonych LM317AT/LM337T przymocowanych do radiatorów oraz baterię 22 kondensatorów o pojemności 1000 uF/50 V każdy. Jak łatwo policzyć, łączna pojemność filtrująca w Sensorze 2 wynosi prawie 40 tys. uF – to tyle, co w średniej klasy wzmacniaczu zintegrowanym.

RCM Sensor 2 tor audio2

Tor sygnałowy bazuje na elementach pasywnych wysokiej klasy i wzmacniaczach operacyjnych: OPA2134PA oraz INA217.

 

Tor audio składa się z dwóch monofonicznych płytek umieszczonych jedna nad drugą. Korekcja RIAA jest pasywna, elementami aktywnymi są wyłącznie wzmacniacze operacyjne różnych typów. Na wejściu pracuje niskoszumny układ TI INA 217 (stosowany we wzmacniaczach mikrofonowych i aparaturze medycznej), dalej jest ceniony i dość popularny OPA2134PA, zaś wyjścia zbalansowane obsługuje op-amp TLE2142. Cały układ został zmontowany bardzo starannie, uwagę zwracają wysokiej klasy komponenty: kondensatory polipropylenowe WIMA, Vishay, ICEL oraz metalizowane rezystory. W tej materii również nastąpił postęp względem starszego modelu.

Siłą rzeczy urządzenie musi być droższe, w związku z tym pojawia się pytanie: czy udało się zachować równie znakomity stosunek jakości do ceny jak w pierwowzorze.


Brzmienie

Tamtego phonostage’a testowałem u siebie dość dawno temu, na dodatek krótko. Słuchałem go jednak wiele razy w systemie znajomego. Nie daje to podstaw do wnikliwego porównania obu urządzeń, lecz do stwierdzenia, że Sensor 2 jest wyraźnie lepszy od poprzednika – i owszem. Tym, na co zwróciłem uwagę od pierwszej chwili, było bardziej gładkie, bogatsze w średnicy, a przez to nieco równiejsze w całym paśmie granie. Te właśnie cechy sprawiają, że zachowując cechy poprzednika – dużą detaliczność i przejrzystość brzmienia  – Sensor 2 jest urządzeniem ze wszech miar muzykalnym.

Wspomniane lepsze wypełnienie środka pasma sprawia, że w pierwszej chwili można odnieść wrażenie, iż Sensor 2 nie jest tak dynamiczny, tak szybki jak poprzednik. To jednak złudzenie. Wystarczy posłuchać dużej symfoniki (ja zacząłem od Musorgskiego z „The Power Of The Orchestra”), by zdać sobie sprawę, że dynamika i ta w skali makro, i w mikro, jest bardzo mocną stroną tego urządzenia. Znakomicie (na ile to możliwe w warunkach domowych) jest oddana skala orkiestry, jej gigantyczna dynamika – nagłe przejścia od cichych, spokojnych fragmentów do wielkiego tutti robią niesamowite wrażenie swoją natychmiastowością i potęgą uderzenia.

 

RCM Sensor 2 zasilacz1

Tak wyglada zawartość zasilacza. Trafo pochodzi z firmy Murra, na wejściu pracuje filtr LC. Osiem elektrolitów ma łączna pojemność 17 600 μF.

 

Dwójka imponuje także rozdzielczością i selektywnością – te walory także doskonale słychać na materiale symfonicznym. Czysty, bardzo dobrze poukładany dźwięk daje pomniejszony, ale bardzo proporcjonalny obraz orkiestry. Śledzenie wybranych sekcji czy solistów nie stanowi żadnego problemu – mimowolnie wsłuchiwałem się w elementy, które szczególnie mnie zaciekawiły, bez trudu przeskakując ze smyczków na instrumenty dęte, a potem na solistę czy na potężne kotły ustawione z tyłu. Równie łatwo śledziłem popisy poszczególnych muzyków na płycie Muddy Watersa, na której gościnnie wystąpili członkowie The Rolling Stones. Na niewielkiej klubowej scenie duża grupa muzyków występowała mocno stłoczona, a każdy z nich miał ambicję popisania się choć trochę własnymi umiejętnościami, więc do śledzenia wszystkich popisów bardzo dobra selektywność Sensora przydawała się ogromnie. Tak samo kluczowe, jak to w bluesie, było absolutnie pewne, równe prowadzenie rytmu i trzymanie tempa. Do tego przyczyniła się doskonała kontrola i definicja niskich tonów, co przecież niekoniecznie należy do wybitnych cech nawet droższych przedwzmacniaczy gramofonowych.

Bardziej dopieszczony środek pasma przekłada się na pięknie namacalne i naturalne brzmienie instrumentów akustycznych i wokali. Te drugie czarują zarówno precyzją oddania barwy i faktury, jak i dużą ekspresją, którą zachwycała mnie choćby niesamowita Etta James czy wspaniały Luciano Pavarotti. Bardzo żywo, energetycznie, z dużym oddechem wypadały instrumenty dęte, a dźwięk strunowych zachowywał świetne proporcje między strunami i wsparciem pudeł rezonansowych. Piękne granie wysokiej klasy! No i „Made in Poland”! 


Galeria

{gallery}testy/przedwzmacniacze-phono/rcm-sensor-2{/gallery}


Naszym zdaniem

Już Sensor Prelude IC był urządzeniem znakomitym – i to nie tylko w swoim, niezbyt wysokim, przedziale cenowym. Jego następca ma do zaoferowania dużo więcej, i to właściwie w każdym aspekcie. Jest precyzyjny, transparentny, dynamiczny, ale i gładki, nasycony, wyrafinowany. Radzi sobie wybornie zarówno w dużej klasyce, rocku, bluesie, jak i akustycznym jazzie czy nagraniach wokalnych. Nie przyłapałem go na żadnym uśrednianiu nagrań – świetnie je różnicował zarówno pod względem jakości tłoczeń, nagrań, jak i okresu, w którym były nagrywane i wydane. Nagrań słabszych, owszem, dało się słuchać, bo Sensor 2 potrafił wydobyć z nich ich najlepsze cechy. Nie brzmiały jednak dobrze, co najwyżej akceptowalnie (o ile pozwalała na to wartość muzyczna). Za to nagrania zrealizowane wybitnie tak właśnie brzmiały, zachwycając realizmem i naturalnością brzmienia.

Tak jak Sensor Prelude nie miał właściwie w swojej (i nie tylko) cenie konkurentów, tak i dla Sensora 2 nie znajduję na jego półce cenowej żadnego godnego rywala. Choć przyznaję, że testowany niedawno Einstein Big Little Phono to ta sama klasa – tyle, że za cenę o 30% wyższą.

SYSTEM ODSŁUCHOWY

POMIESZCZENIE:24 m2, z czesciowaadaptacja akustyczna – ustroje Rogoz Audio
WZMACNIACZ: Modwright KWA100SE, Norma Audio IPA-140
PRZEDWZMACNIACZ: Modwright LS100
KOLUMNY: Ubiq Audio Model One
WKŁADKA: Soundsmith Zephyr mk II, AirTight PC3
ŹRÓDŁO ANALOGOWE:TW-Acustic Raven Black Knight
KABLE SYGNAŁOWE: Hijiri Million
KABLE GŁOŚNIKOWE: LessLoss Anchorwave
ZASILANIE: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwa: ISOL-8 Integra, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

RCM Sensor 2 zzzRCM Sensor 2 zzz1

 

 

 

]]>
webmaster@av.com.pl (Webmaster) Przedwzmacniacze phono Wed, 24 Aug 2016 13:27:48 +0000