Wydrukuj tę stronę

Słuchawki planarne Audeze LCD-3

Paź 23, 2015

O tym, jak dobre mogą być słuchawki, przekonałem się kilka lat temu testując Staxy SR-009. Ze względu na swoją cenę, pozostają niespełnionym marzeniem zdecydowanej większości audiofilów. Szczytowe (do niedawna) planary Audeze można kupić za znacznie przystępniejszą cenę. Użytkownicy i recenzenci nie szczędzą im laurek. Sprawdziłem, jak jest naprawdę.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.pl 
Cena: 8950 zł
Dostępne wykończenia: czarne

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Nagłowny narkotyk

Audeze-LCD3-aaa 

Na wstępie muszę przyznać, że nie jestem zwolennikiem słuchawek w ogóle – korzystam z nich z konieczności, także wtedy, gdy wypada "coś" przetestować. Brak regularnego słuchawkowego punktu odniesienia wcale nie ułatwia mi tego zadania, co bynajmniej nie zachęca mnie do zajmowania się tą częścią testów w naszej redakcji. I tak koło się zamyka. Z drugiej strony, brak owej referencji mobilizuje jednak do tego, by nauszny system odniesienia stworzyć albo chociaż go poznać.

Raz na dłuższy czas pojawiają się produkty na tyle wybitne, na tyle przełomowe, że potrafią „zatrzymać Ziemię i ruszyć Słońce”. Mówiąc inaczej, zdolne są zburzyć cały dotychczasowy system odniesienia. Mam nieprzeparte wrażenie, że spotkało mnie właśnie coś takiego. W niniejszym artykule podzielę się z Wami swoim "odkryciem".

Najpierw przypomnę jednak krótką historię tej kalifornijskiej firmy. Audeze założyli Alexander Rosson (obecny CEO) i Sankar Thiagasamudram, którzy w 2009 roku pokazali w Los Angeles prototypowy model słuchawek planarnych. Wykorzystali w nim własnej konstrukcji przetwornik magnetostatyczny w komercyjnie dostępnej obudowie. Reakcja klientów była na tyle entuzjastyczna, że jeszcze tego samego roku zaprezentowano słuchawki LCD-1, a niecały rok później – ich rozwiniętą wersję LCD-2. Szczytową konstrukcją jeszcze zupełnie do niedawna (w czasie gdy testowaliśmy te słuchawki) był testowany model LCD-3, lecz obecnie wiadomo już, że rolę flagowca przejmuje model LCD-4 (zobacz więcej), zaś poniżej plasują się testowane już LCD-X (AV 7/2014) oraz ich wersja zamknięta LCD-XC. Od niedawna firma produkuje również wzmacniacz słuchawkowy własnej konstrukcji – Deckard.

Spora część recenzji LCD-3 ukazała się przed pojawieniem się świetnego modelu LCD-X, a to oznacza, że te opisy straciły na aktualności – właściwym odniesieniu. Otóż nieco ponad rok temu, równolegle z wprowadzeniem „iksów”, producent dokonał ważnej modernizacji „trójek”, która polegała na dodaniu systemu Fazor. Niniejszy opis dotyczy aktualnej wersji LCD-3. Ponadto porównamy ją bezpośrednio z LCD-X.
 


Budowa

LCD-3 to wyjątkowo duże i ciężkie słuchawki. Złośliwi mogą nawet stwierdzić, że są w pewnym stopniu toporne. Fakt, 600 g balastu da się odczuć na głowie, lecz nie jest prawdą, że „trójki” są niewygodne. To bardzo przesadzona opinia! Nacisk muszli na głowę jest minimalny i – co zaskakuje – znacznie mniejszy niż bliźniaczo podobnych (pomijając wykończenie) LCD-X, które są jeszcze (o dokładnie 20 g) cięższe. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest kiepskie trzymanie się nauszników na głowie słuchacza. Podczas schylania się trzeba słuchawki przytrzymać, by nie spadły na podłogę. Przyznaję, że nieco trudno jest się do tego przyzwyczaić, ale koniec końców rekompensatą za tę niedogodność jest zdecydowanie wyższy komfort noszenia, poprzez lepszą wentylację i mniejszy ucisk na czaszkę.

Audeze-LCD3-detal2

Audeze to jedne z nielicznych słuchawek, które widzisz na swojej głowie, nie patrząc w lustro. Wystarczy spojrzeć mocno w jedną i drugą stronę: muszle delikatnie, ale jednak wchodzą w pole widzenia. Mają na tyle dużą średnicę, że pomimo grubych i mięsistych poduszek (wyściełanych mięciutką skórą jagnięcą) z łatwością mieszczą nawet duże małżowiny. Drewniane wykończenie muszli przydaje całemu projektowi plastycznemu pewnej pożądanej „osobowości”, sprawiają też, że słuchawki bardziej pasują do ciepłego domowego fotela niż czarne i „bezduszne” LCD-X (wykończone malowanym na czarno aluminium).

Użytkownicy LCD-3 zgłaszają niekiedy problem z mocowaniem muszli. Rzeczywiście, producent obrał dość ryzykowne rozwiązanie polegające na skręceniu półobręczy mocującej (zapewniającej muszlom możliwość niewielkiego obrotu pionowego) z prętami regulacji obwodu pałąka. Do tego celu wykorzystano pojedyncze wkręty i podkładki. Wyobrażam sobie, że elementy te będą podatne na poluzowanie (rozkręcanie) w trakcie codziennej eksploatacji. Zachodzi też ryzyko przypadkowego zgięcia mocowania (patrz zdjęcia). Z LCD-3 wypada więc obchodzić się delikatnie, z należytym szacunkiem. Pewną niedogodnością jest też skokowa regulacja długości pałąka, która działa z dużym oporem. Możliwych jest 6 ustawień. Pomijając wspomniane niedoróbki, słuchawki wykonano bardzo solidnie. Sam pałąk obszyto obustronnie skórą. Od wewnątrz znajduje się pod nią pikowana pianka zapewniająca wysoki komfort przylegania pałąka do czubka głowy.

W dolnej części każdej z muszli znajdują się, skierowane do przodu (po tym najłatwiej rozróżnić, która słuchawka jest lewa, a która prawa), gniazda przyłączeniowe dla kabli sygnałowych w standardzie mini-XLR. Producent dostarcza dwa typy przewodów w fabrycznym komplecie – jeden zakończony ćwierćcalowym „jackiem”, drugi – stereofonicznym wtykiem XLR do połączenia ze wzmacniaczem zbalansowanym. Przewody są płaskie i dosyć odporne na splątywanie. Oczywiście można je wymienić na bardziej specjalistyczne, bardziej audiofilskie – nie brak użytkowników podkreślających sens takiej modyfikacji. Nasz redakcyjny kolega, Dawid Grzyb, wręcz namawia do takiego rozwiązania.

Fabryczny komplet obejmuje także przejściówkę do „małego jacka” (wtyk 3,5-mm z wyprowadzonym kilkucentymetrowym kablem i 6,3-mm gniazdem) oraz bardzo praktyczną walizkę podróżną. Jeśli nie planujemy ze słuchawkami gdziekolwiek się przemieszczać – a to raczej nierozsądne założenie – to zamiast niej, możemy wybrać drewniane pudełko. Osobiście proponuję pozostać przy opcji walizeczki.


Konstrukcja akustyczna

Przetwornik jest typu magnetostatycznego i ma rekordowo dużą średnicę wynoszącą 106 mm. Płaską membraną z naniesionymi na nią, zwiniętymi w węża, paskami przewodnika (zastępującymi cewkę w klasycznym przetworniku dynamicznym) poruszają magnesy neodymowe ustawione w pionowych rzędach po jednej i drugiej stronie membrany, napędzając ją na zasadzie „odpychaj-ciągnij” (push-pull). I tu pojawia się główny problem słuchawek magnetostatycznych: stosunkowo duże magnesy stanowią niejednolitą  akustyczną impedancję (opór) dla membran, co powoduje mikrozawirowania fali akustycznej próbującej przedrzeć się na zewnątrz (i do wewnątrz) słuchawek. Idealnie byłoby, gdyby magnesy nie wystepowały w ogóle, lecz to wyklucza samą zasadę działania magnetostatów. Z uwagi na bliskość uszu, opisany problem jest poważniejszy niż w przypadku zestawów głośnikowych. Audeze znalazło jego rozwiązanie (zgłoszone do opatentowania), polegające na zabudowaniu rzędów magnesów wyoblonymi falowodami Fazor, zadaniem których jest zmniejszenie wspomnianych zawirowań, tj. lepsze dopasowanie impedancji akustycznej przy samej membranie i przy końcu falowodów. Efektem tej modyfikacji jest poprawiona odpowiedź impulsowa, co przekłada się na precyzyjniejsze ogniskowanie źródeł dźwięku i poprawę wrażenia czystości transjentów. Egzemplarze LCD-3 sprzed połowy 2014 roku nie miały tego rozwiązania. Aktualną wersję da się łatwo rozpoznać, dotykając siateczki przetworników od wewnątrz słuchawek. Jeśli pod palcami czuć „kaloryfery”, to znaczy, że jest Fazor.

Audeze-LCD3-muszle-fazor

Muszle są otwarte, co oznacza, że słuchawki nie zapewniają niemal żadnej izolacji akustycznej, grając bardzo głośno na zewnątrz. Plusem tego rozwiązania (pomijając aspekty soniczne) jest dobra wentylacja uszu, natomiast minusami: konieczność słuchania muzyki w cichym środowisku, jeśli zależy nam na naprawdę wysokiej jakości dźwięku, oraz dbanie o niezakłócanie spokoju domownikom. Nie wyobrażam sobie komfortowego odsłuchu przy otwartym oknie, jeśli ktoś mieszka przy ruchliwej ulicy. Odgłosy z zewnątrz bardzo wyraźnie zakłócają delikatny i nasycony mikrodetalami przekaz. Otwartość konstrukcji LCD-3 jest na tyle silną cechą tych słuchawek, że są one także wrażliwe na odbicia dźwięku od bliskich powierzchni. Wystarczy przyłożyć dłonie na niewielką odległość od nauszników (podczas odsłuchu), by się o tym przekonać.

Istotnym elementem różnicującym testowany model od wspomnianych LCD-X jest wartość impedancji: wynosi ona 110 Ω (w egzemplarzu testowym miernik DC pokazał wartość 115 Ω), czyli jest 5-krotnie większa. Nic dziwnego, że przy tym samym położeniu potencjometru „trójki” grają znacznie ciszej. W kategoriach bezwzględnych nie są jeszcze słuchawkami bardzo mało czułymi, ale faktem jest, że do ich porządnego napędzenia potrzeba sporo woltów – dobrych kilka, a nawet 10 (RMS). W praktyce nie byłoby żadnym szaleństwem podłączenie ich do wyjść normalnego wzmacniacza. Wszak 10 V odpowiada w tym przypadku mniej niż 1 W mocy, a warto dodać, że optymalna moc rekomendowana przez Audeze wynosi 1–4 W. W impulsie LCD-3 są w stanie przyjąć aż 15 W – ekstremalnie dużo jak na słuchawki – generując dźwięk o natężeniu do 130 dB. To poziom niedostępny dla żadnych domowych zestawów głośnikowych.

Praktyczną zaletą dużej impedancji, w dodatku o czystym charakterze rezystancyjnym, jest lepsze dopasowanie LCD-3 do wzmacniaczy o umiarkowanie niskiej impedancji wyjściowej – w szczególności lampowych.


Brzmienie

Zastanawiałem się, od czego zacząć ten opis – porównań czy ogólnej charakterystyki. Bardziej logiczny wydał mi się ten drugi wariant, dlatego zacznę od ogółu, przechodząc stopniowo do szczegółu.

No dobrze, nie będę owijał w bawełnę: LCD-3 to słuchawki wybitne. Rekalibrują skalę odniesienia nie tylko dla słuchawek, ale dla samego odsłuchu słuchawkowego w ogóle. Audeze udało się stworzyć produkt, który dobitnie pokazuje, że mając przyczepione do uszu głośniki, można nie tylko więcej i lepiej, ale też da się słuchać muzyki z takim samym – lub większym – zaangażowaniem niż wtedy, gdy korzystamy z kolumn głośnikowych bardzo wysokiej klasy. Nawet przy założeniu, że jesteśmy zdeklarowanymi zwolennikami kolumn, a słuchawki do tej pory zwyczajnie ignorowaliśmy. Mocne słowa? Zaiste – tak. Ale w pełni uzasadnione.

Raz posłuchane – koniecznie w high-endowym torze – flagowe Audeze’y dosłownie sieją zamęt w głowie. Cóż za mięsistość, wypełnienie, barwy, przestrzeń, dynamika, czystość, odporność na kompresję! A także bas – wybitny w kategoriach sluchawkowych i zarazem dający w dużej mierze efekt „podmuchu” obcego słuchawkom niejako z definicji. LCD-3 w pewnym sensie „gwałcą” prawa fizyki, dając poczucie, że w przestrzeni centymetrów sześciennych można realistycznie przekazać efekt wielometrowej fali dźwiękowej. Mamy tutaj wszystkie pożądane składniki basu: subiektywnie bardzo dobrą czy wręcz znakomitą liniowość, brak napuszenia w midbasie, świetne rozciągnięcie (acz mogłoby być jeszcze ciut lepsze), nienaganną szybkość oddawania impulsów i znakomite różnicowanie omawianego zakresu. Natężenie niskich tonów dobrano idealnie. Basu jest idealnie w sam raz. Nie znam słuchawek, które zapewniałyby lepszą reprodukcję dołu (można się spierać, czy LCD-X mają lepszy; moim zdaniem – nie), choć trzeba podkreślić, że duży wpływ na ostateczny efekt mają tutaj zastosowane wzmacniacz i źródło dźwięku. Trilogy 931 doskonale radził sobie z kontrolowaniem niskich tonów, podobnie jak Brystona BHA-1, a DAC Meitnera dodatkowo pogłębiał wrażenie świetnej dyscypliny połączonej z barwnością.

Audeze-LCD3-regulacja-palaka

Zacząłem od basu, ale to tylko jeden z elementów genialnej układanki. Równie ważna, a nawet ważniejsza, jest cała reszta. Średnica i jej zespolenie z górą są tak wysublimowane, że znów zadawałem sobie pytanie: ile trzeba wydać na system kolumnowy i pomieszczenie odsłuchowe (!), żeby osiągnąć obiektywnie zbliżone poziomy reprodukcji barw i rozdzielczości. Dokładnej odpowiedzi nie podam, ale jedno jest pewne: bardzo, bardzo dużo. W grę wchodzą kwoty zdecydowanie sześciocyfrowe, chyba że pogodzimy się z obcięciem pasma systemu i jego dynamiki, decydując się na jakieś supermonitory i ezoteryczne lampowce. Wtedy jest szansa zmieścić się w kwocie poniżej stu tysięcy złotych. Oczywiście, jak nietrudno się domyślić, problem zasadza się na akustyce pomieszczenia i jego interakcji z głośnikami. Nawet zaawansowani stażem audiofile bardzo rzadko dysponują pokojami odsłuchowymi referencyjnej jakości. A jeśli warunek ten nie zostanie spełniony choćby w 80%, to szanse uzyskania zbliżonej jakości barw i naturalności brzmienia do tego, o którym tutaj mowa, są nikłe – i to bez względu na to, ile wydamy na system. Mógłbym długo opowiadać, jak nasycone, gęste i prawdziwe barwy reprodukują testowane nauszniki, ale to chyba nie jest niezbędne. Zapewniam, że nieposłuchanie tego, co mają „do przekazania” LCD-3, to jedno z większych zaniedbań w dziedzinie high-endu, jakich może się dopuścić audiofil „ze stażem”.  

Czy LCD-3 są idealnie liniowe w średnicy i górze pasma? Żadne słuchawki nie są. Jak pokazują niezależne pomiary (Innerfidelity, head-fi.org), to jedne z niewielu słuchawek, które nie mają ostrego podbicia w wysokich tonach (ok. 6–8 kHz). W rzeczy samej, pomiary wskazują na osłabienie zakresu wyższej średnicy i wysokich tonów względem płaskiego jak stół zakresu od niskiego basu aż do 1 kHz. Jak to się przekłada na odsłuch? Pierwsze wrażenie jest takie, że „trójki” brzmią odrobinę ciemnawo. Po dłuższym odsłuchu, bliskich porównaniach z innymi słuchawkami oraz systemem odniesienia (opartym na kolumnach) stwierdzam, że jest to w głównej mierze efekt subiektywny, potęgowany przez fakt, że większość słuchawek i głośników ma mniej lub bardziej rozjaśnioną górę. Poza tym lekkie utemperowanie wyższych rejestrów (nie chodzi o skraj pasma, lecz o te niższe soprany) wpływa kojąco na wielogodzinny odsłuch, umożliwiając ponadto komfortowe słuchanie z bardzo dużymi poziomami głośności, co w przypadku HD800 (na przykład) nie jest możliwe.

Słuchając LCD-3 bardzo analitycznie, na doskonale znanych kawałkach, dopatrywałem się tu i ówdzie nieznacznych wąskopasmowych przekłamań barwowych (na przykład w przypadku saksofonów). Są to jednak niuanse, wyłapywane na zasadzie „muszę, to znajdę”, niemające jednak istotnego znaczenia dla całości doznań odsłuchowych. Nieporównywalnie bardziej nie dają mi spokoju podbarwienia niskich tonów, które „trapią” praktycznie wszystkie (bez wyjątku) systemy high-end instalowane w rzeczywistych mieszkaniach czy domach. Wielu audiofilów akceptuje wielodecybelowe podbicia na basie, udając, że ich nie ma. Bas Audeze i niska średnica są w bezpośrednim starciu z takimi systemami absolutnie wzorcowe, czyste i niezmącone niczym wysokogórski potok.

Audeze-LCD3-muszle

Wielkie wrażenie robi to, jak czysto grają te słuchawki przy dużych i bardzo dużych poziomach głośności. Miałem nawet wrażenie, że LCD-3 wręcz preferują duże moce. Przy cichym graniu są spolegliwe, bardzo spójne, totalnie nieofensywne, natomiast gdy dodajemy „gazu”, zaczynają pokazywać swoje prawdziwe możliwości, niczym najnowsze i najbardziej wyrafinowane auta sportowe typu Porsche 911. Potrafią grać przeraźliwie głośno i bez kompresji. Transjenty są wzorowe: czyste i szybkie, ale nie przesuszone, twarde czy metaliczne. Pełna naturalność – niczym dźwięk live. Do tego dochodzi znakomity timing, rytmiczność. LCD-3 świetnie czują tempo muzycznej akcji, wciągając w odsłuch i mobilizując słuchacza do ochoczego przytupywania. Znów jednak wiele zależy od jakości, wyrafinowania toru odsłuchowego.

Olbrzymią satysfakcję sprawiła mi także stereofonia. Jak wiadomo, słuchawki są w tym względzie specyficzne. Umieszczają scenę dźwiękową w środku głowy, czasem nieco przed nosem, rzadko kiedy – jeszcze trochę dalej. Pewnym remedium na tę przypadłość jest stosowanie nagrań binauralnych, ale tak nagranej muzyki jest niewiele. Tak czy inaczej, niedawne produkcje braci Cheskych dają niesamowicie naturalny efekt. LCD-3 nie potrzebują jednak tego typu nagrań, by zaprezentować przestrzeń może nie na miarę głośników, ale w sposób, który daje możliwość śledzenia ustawień muzyków, organizacji całej sceny w płaszczyźnie przód-tył. Mówiąc o głębi sceny, w przypadku innych słuchawek recenzenci trochę naginają rzeczywistość, odnosząc się do namiastek efektów głębi, której zwykle tak naprawdę nie ma. Audeze potrafią ją jednak dość realistycznie wytworzyć. Do uzyskania efektu, o którym mówię, potrzebne jest jednak bardzo wysokiej jakości źródło dźwięku. Podłączenie Pioneera N-70A – bardzo dobrego odtwarzacza za 5000 zł – zamiast Meitnera MA-1 niweczyło trójwymiarowość w znaczącym stopniu, choć i tak przestrzeń była dużo lepsza niż w przypadku znakomitej większości drogich słuchawek – poza HD800. Meitner w połączeniu z Trilogy 931 (jeszcze lepiej byłoby zapewne z modelem 933) i Audeze LCD-3 to system słuchawkowy, którego prezentacja przestrzenna dalece wykracza poza nagłowne standardy.

Fabryczne okablowanie umożliwia napędzanie tych słuchawek w sposób symetryczny (zbalansowany), co od strony technicznej – z uwagi na budowę przetworników – ma niezaprzeczalny sens. Bryston BHA-1 dał możliwość porównania obydwu metod „napędu”, wskazując na preferencję dla kabli zbalansowanych. Nie było to żadnym zaskoczeniem, bo LCD-X zachowywały się w naszym ubiegłorocznym teście analogicznie. Niemniej, nie można jednak posunąć się do stwierdzenia, że optymalny wzmacniacz musi być zbalansowany. Wspomniana konstrukcja Nica Poulsona (Trilogy 931) nie jest zbalanansowana, a to, co wycisnął ten maluch z LCD-3, nie pozostawiało wątpliwości, że to jest to!


LCD-3 vs LCD-X

Często powracającym pytaniem zadawanym na internetowych forach (także zagranicznych) jest to, czy nowsze LCD-X nie są oby lepszym wyborem. Odpowiedź w zasadzie należałoby sformułować zachowawczo: „to zależy, czego i z czego słuchasz”. Ujmę to jednak bardziej kategorycznie: „Iksy” przegrywają z „trójkami” na całej linii frontu, poza dwoma cechami brzmienia. Pierwsza to atak i zdecydowanie; druga – potęga niskich tonów.

Gdy porównujemy obydwie słuchawki, pierwsze wrażenie jest takie, że LCD-X grają mocniejszym, bardziej dosadnym dźwiękiem. I nie jest to tylko kwestia znacznie większej czułości (wynikającej, jak sądzę, z 5-krotnie mniejszej impedancji), ale też samego charakteru brzmienia. Wydaje się też, że góry jest więcej, że jest ona nieco lepiej doświetlona. Przeciwny skraj pasma również jest bardziej energetyczny, co słychać szczególnie przy nagraniach rockowych. LCD-X dają więcej „punchu”, są żwawsze, potężniejsze. Dobrze to było słychać przy odtwarzaniu  przebojów zespołu Toto: „Rosanna”, „Hold The Line” i wielu innych. Oczywiście, znajdą się tacy, dla których te cechy brzmienia będą decydujące i z tego względu wybiorą LCD-X. Na tym jednak ich zalety względem „trójek” się kończą.

LCD-3 odtwarzają muzykę w sposób dużo bardziej wysublimowany i prawdziwy. Główna treść – środek pasma – jest nie tylko czytelniejsza, ale też bardziej miękka, jedwabista, lepiej nasycona, bardziej interesująca i wciągająca. „Iksy” znacząco upraszczają środek pasma, czyniąc go bardziej plastikowo-metalicznym. „Trójki” mienią się szerszą paletą odcieni, są bardziej kolorowe i nasycone, a przede wszystkim – swobodniejsze, bardziej zrelaksowane. Połączenie środka z sopranami jest bardziej spójne – wręcz wzorowe.

Zasadnicza jest też różnica pomiędzy tymi słuchawkami w zakresie przestrzenności. LCD-X ściskają scenę, próbując ją zamknąć w przestrzeni pomiędzy uszami. Co więcej, znika to magiczne różnicowanie planów w płaszczyźnie przód-tył. Jednym słowem, „iksy” grają bardziej płasko: i przestrzennie, i tonalnie. Właśnie to, w połączeniu z uboższą paletą barw, zdecydowanie przechyla szalę na korzyść LCD-3. Są to po prostu dużo lepsze słuchawki. Bezdyskusyjnie. Chyba że słucha się wyłącznie rocka i wszelkiego typu muzyki elektronicznej.


Galeria


Naszym zdaniem

Audeze-LCD3-zzzNie ukrywam, że jestem pod wielkim wrażeniem tych słuchawek. Już w początkowej fazie testu, gdy korzystałem z nich w połączeniu z firmowym Deckardem podłączonym do komputera, odczuwałem wielką frajdę z odsłuchu. To był ten swoisty dziecięcy „fun factor”, gdy dostanie się długo wyczekiwaną zabawkę. Już wtedy pomyślałem sobie: „muszę je mieć, bo to słuchawki, jakich szukałem od lat”.

W późniejszej fazie testu, gdy przesiadłem się na droższe wzmacniacze i referencyjne źródło, odsłuchy przeciągały się ponad plan, wciągając bez reszty i nieustannie prowokując to jedno, zadane na wstępie pytanie: „ile trzeba wydać na system głośnikowy, by uzyskać takie barwy, taką rozdzielczość i taki bas”. Nie ulega wątpliwości, że relacja jakości dźwięku w skali bezwzględnej do kwoty, jaką trzeba wydać na LCD-3 i adekwatny wzmacniacz słuchawkowy (co najmniej 5000–6000 zł), jest absolutnie okazyjna. Za te pieniądze nie można mieć niczego lepszego – tak z modeli słuchawek, jak i – tym bardziej – systemów głośnikowych.

PS. Audeze nie wracają już do dystrybutora. Cieszę się jak dziecko!

Sprzęt towarzyszący:

  • Źródło: Auralic Aries + Meitner MA-1 DAC, Pioneer N-70A
  • Wzmacniacze: Trilogy 931, Bryston BHA-1, Audeze Deckard
  • Interkonekt: Stereovox HDSE
  • Zasilanie: listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable Furutech FP-614Ag, Enerr Symbol

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)