PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Alpha Design Labs (ADL) H128

Lut 10, 2017

Index

ADL jest marką japońskiego Furutecha. Nie dziwi więc fakt, że w konstrukcji tych nietypowych słuchawek doszukamy się kablowo-złączkowych akcentów wysokiej próby.

Dystrybutor: MP3Store.pl
Cena: 1199 zł
Dostępne wykończenia: szaro-niebieskie, srebrno-czarne, srebrno-brązowe

Tekst i Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Słuchawki Alpha Design Labs (ADL) H128
TEST

 ADL H128 aaa

Alpha Design Labs to japońska marka należąca do Furutecha, która już od ładnych kilku lat specjalizuje się w biurkowych DAC-ach zintegrowanych ze wzmacniaczami słuchawkowymi. Oferta słuchawek jest, jak na razie, dość skromna – tworzą je dokanałówki EH008 (recenzowane na naszych łamach) oraz dwa, dość podobne do siebie modele nauszne, z których H128 jest tym lepszym.


Budowa

Słuchawki H128, podobnie zresztą jak tańszy model H118, wyróżniają się nietypowym, trójkątnym kształtem muszli (Alpha Triform), który – według zapewnień producenta – lepiej pasuje do anatomii ludzkiego ucha, zapewniając doskonalszą izolację od otoczenia. Całkiem możliwe, że tak jest, lecz z siłą ucisku trochę przesadzono, co odczują szczególnie osobnicy o nieprzeciętnie dużych głowach. H128 ściskają czaszkę znacznie mocniej niż inne słuchawki. Marek Lacki stwierdził, że już po kilku minutach musi je zdjąć. W moim przypadku było inaczej, bo na początku też nie mogłem się do efektu „imadła” przyzwyczaić, jednak im dłużej próbowałem, ADL-e stawały się coraz mniej niekomfortowe. Ta opinia dotyczy pierwszej wersji słuchawek. Producent wysłuchał głosów krytyki i szybko zareagował. Drugi komplet z nowszej partii produkcyjnej, który dotarł do nas już po zakończeniu testu okazał się rzeczywiście bardziej komfortowy.

Osoby o uszach przeciętnej wielkości uznają H128 za słuchawki wokółuszne – nieduże małżowiny chowają się wewnątrz poduszek, pod którymi w ich dolnej części znajduje się sporo wolnego miejsca. To właśnie sprawia, że małżowiny całkowicie się w nich chowają – pod warunkiem, że słuchawki starannie ułożymy na głowie. Poduszki wyściełano syntetyczną skórą (Leatherette), są odpowiednio szerokie i miękkie. Pod tym względem wypadają lepiej niż Focale – ucisk na czubek głowy jest mniejszy.
Nietuzinkowy kształt i nowoczesne wzornictwo sprawiają korzystne wrażenie. Same materiały nie są jednak szczególnie dobrej jakości, przy uwzględnieniu cenę 1200 zł. Słuchawki wykonano w całości w tworzywa. Muszle są malowane na jeden z trzech kolorów, reszta jest ciemnoszara (w wersji z niebieskimi muszlami) lub srebrna. Nie da się ukryć, że na tle Meze, Sennheiserów Momentum M2, testowanych miesiąc temu B&O BeoPlay H6 czy wreszcie Focali Listen, ADL-e wyglądają jak zdecydowanie tańszy produkt. Gdy jednak bliżej się przyjrzymy detalom, takim jak złącza i wtyki, okaże się, że tę częściowo powierzchowną ocenę należy skorygować.

ADL H128 poduszki

Nietypowy kształt muszli i poduszek (Alpha Triform) został podyktowany wzgledami anatomicznymi.

 

Słuchawki wyposażono w dwa (wymienne) odłączane przewody w standardzie mini XLR, co w tej klasie „nauszników” jest rzadkością, wręcz ewenementem. Gniazdo znajdujące się w lewej muszli, jest rodowane i poddawane procedurze kriogenizacji (mrożenia w bardzo niskiej temperaturze) w celu poprawy struktury krystalicznej materiału. Krótszy z kabli (1,3 m) zakończono znakomitym wtykiem Furutech FT-735 (3,5 mm) – to już niemalże audiofilska biżuteria. Dłuższy, 3-metrowy kabel oprawiono w dość zwyczajny wtyk – widać, że H128 to słuchawki opracowane z myślą o urządzeniach mobilnych, a nie sprzęcie stacjonarnym.

O niezwyczajności ADL-i przekonuje również ich opis techniczny. Zazwyczaj producenci słuchawek skąpią informacji na temat budowy swoich produktów, tymczasem Furutech publikuje dość szczegółowe dane. Dowiadujemy się m.in., że cewkę 40-mm przetwornika wykonano z powlekanego miedzią drutu aluminiowego (w celu obniżenia masy drgającej), a magnes też został poddany procedurze kriogenizacji. Zastosowano ponadto dwa pierścienie wokół membrany (zaopatrzonej w charakterystyczne skośne nacięcia tłumiące rezonanse). Dodajmy do tego zapewnienia o tuningu brzmienia z udziałem japońskich specjalistów, a oczekiwania względem tych nauszników rosną. I…


Brzmienie

Zacznijmy od tego, że nie są to słuchawki, które można miarodajnie ocenić po kilkuminutowym odsłuchu. Pierwsze wrażenia nie są bowiem spektakularne. H128 grają lekko przyciemnionym, dobrze dociążonym dźwiękiem o nietypowej, zwężonej scenie. W jednej z pierwszych notatek pojawiła się uwaga: „dziwnie oddalone, nieco podbarwione wokale”. Rekonstrukcja sceny to bodaj najbardziej charakterystyczna cecha tych słuchawek. Efekt zawężenia sceny jest na tyle silny, że bezpośrednia przesiadka z Focali lub Meze powoduje konsternację: „co się dzieje, dlaczego panorama stereo jest tak ściśnięta?” Plusem tego stanu rzeczy jest precyzyjna, wręcz punktowa lokalizacja instrumentów. Trąbka Davisa w „So What” była dużo dokładniej ogniskowana niż w przypadku Focali, to samo dotyczyło saksofonu „Cannonballa” Adderleya oraz perkusji. Jednocześnie odnosi się wrażenie, że scena znajduje się dalej niż zwykle, że tworzy pewną perspektywę. Prezentacja przestrzenna idzie więc w kierunku efektów znanych z odsłuchu głośnikowego, odcinając się od schematu „pomiędzy uszami i trochę wokół”.

W sporej części nagrań akustycznych można odnieść wrażenie, że H128 grają głównie środkiem pasma – wyraźnym i klarownym, choć nieco podkolorowanym – który znajduje pewne oparcie w dobrze zrównoważonym zakresie basu. Ten jest – w mojej opinii – największym walorem 128-ek. To najlepszy bas wśród wszystkich 14 przetestowanych słuchawek. Po pierwsze dlatego, że jest najmniej podbarwiony; po drugie, dobrano go w idealnej wręcz proporcji do reszty pasma. Jest go na tyle dużo, by dawać efekt właściwego dociążenia i energii w nagraniach rockowych czy ścieżkach filmowych (vide: „Marsjanin”), i zarazem na tyle mało, by nie powodować efektu przeładowania, spowolnienia. Bas Focali jest nawet czystszy i może nieco bardziej rozdzielczy, jednak wyraźnie chudszy i mniej wypełniony, przez co czasem wydaje się po prostu zbyt lekki. Z kolei Meze zbyt wyraźnie akcentują górny podzakres, co powoduje pogorszenie definicji, czystości i szybkości omawianego zakresu. Reasumując, bas ADL-i zyskuje status referencji w grupie słuchawek mobilnych.

ADL H128 det2

Złącze mini XLR w słuchawkach mobilnych to rzecz niespotykana.

 

Jeśliby porównać ADL-e do Focali, to trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie, że są to dwa zupełnie różne światy. Świetlistości, jaskrawości, lekkości Focali, ADL-e przeciwstawiają odprężoną, łagodną, jakby przygaszoną prezentację. W nagraniach pop/rock daje to z reguły istotną przewagę w dziedzinie komfortu słuchania, w muzyce klasycznej i akustycznym jazzie – także. Skrzypce Bałdycha brzmiały ewidentnie bardziej neutralnie i naturalnie. Naprawdę dobrze. Mimo lekkiego przygaszenia i woalu, brzmienia H128 nie odbiera się jako ciemne czy nudne. Niemniej, prawdą jest, iż ekspresji czasem tu jak na lekarstwo, co dobitnie uzmysławia porównanie z Meze. Rumuńskie nauszniki górują nad ADL-ami barwnością, nasyceniem. Mają to swoiste „ciało” wypełnienie, mnóstwo harmonicznych w górze, których w japońskich „nausznikach” poskąpiono. Same soprany są bardzo gładkie i zupełnie nienarzucające się, choć całościowo trochę nijakie. Nie można powiedzieć, że zupełnie brakuje im powietrza czy szczegółów, ale faktem jest, iż w tej materii lądują daleko za Focalami, które z kolei posuwają się za daleko…

Gdy głębiej się w to wszystko wsłuchać, okazuje się, że przez ADL-e słychać naprawdę sporo, zaś różnicowanie nagrań w zakresie barw i przestrzeni wypada lepiej niż wtedy, gdy na głowie znajdują się Focale. Fragmenty ścieżki dźwiękowej z „Marsjanina” nie rzucały może na kolana, ale bardzo umiejętnie oddawały dramaturgię i emocje łączące się z obrazem Ridleya Scotta. Mocniejszy i potężniejszy, niż u Focali, bas w dużej mierze się do tego przyczyniał. Nie mam też wątpliwości, że ADL-e są lepszą propozycją dla okularników. Muszle przebiegają niżej, mniej nachodząc na oprawki. Nawet gdy tak się dzieje, rozszczelnienie muszli jest niewielkie i basu nie ubywa w takim stopniu jak u rywala.


Galeria


Naszym zdaniem

Nie należy lekceważyć tych słuchawek. Warto dać im więcej niż jedną szansę. To jedne z lepszych „nauszników” w swojej klasie. Co prawda, w większości aspektów ustępują Meze 99 Classics, mają jednak zdecydowanie lepszy bas i lepszą izolację. W porównaniu z Focalami izolują słabiej, jednak ich całościowy balans tonalny jest bliższy neutralności, bardziej muzykalny.

W gruncie rzeczy, ADL-e to trochę „nierówne” słuchawki: lekko podbarwiające w średnicy, o dość specyficznej, bo wąskiej i punktowej stereofonii, ale nieomal wybitne na basie i zupełnie niemęczące w górze pasma. Nowa wersja „nauszników” nie uciska już tak bardzo jak oryginał, na co zdecydowanie warto zwrócić uwagę podczas zakupu, wypróbowując je na własnej głowie i uszach.

Do kogo ostatecznie są adresowane H128? Do zwolenników nieagresywnego, dobrze ułożonego grania – bez ofensywnej góry i przeładowanego basu – którzy słuchają przeróżnej muzyki: od popu po klasykę. To także słuchawki dla tych, którzy szukają jednej, uniwersalnej pary do użytkowania w podróży i w domu.

Kable są dwa, a fakt użycia standardowego złącza mini XLR powala na eksperymenty z okablowaniem specjalistycznym – choćby tym rodzimej produkcji.

Sprzęt towarzyszący:

Źródła mobilne: Astell&Kern AK70, AK300, iPad mini 4
Źródło stacjonarne: Linn Sneaky DS/PS Audio NuVave DSD + Trilogy 907

ADL H128 zzz

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją