PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Chord Mojo - mobilny DAC słuchawkowy

Maj 25, 2016

Index

John Franks opowiada o Mojo

Audio-Video: Skąd pomysł na Mojo i jak udało się zawrzeć rozwiązania znane z Hugo w urządzeniu, które jest kilka razy mniejsze i ponad trzykrotnie tańsze?

John Franks: Hugo stał się hitem nie dlatego, że jest urządzeniem mobilnym. Owszem, są ludzie, którzy wykorzystują go w ten właśnie sposób, uwielbiając za to, czym jest. Hugo znalazł jednak przede wszystkim swoje miejsce w stacjonarnych systemach audio, w których pokazał, że deklasuje wiele znacznie droższych od siebie urządzeń. W przypadku Mojo chcieliśmy stworzyć produkt skierowany ściśle na rynek urządzeń mobilnych, pozbawiony jednak – podkreślam to stwierdzenie – wszelkich kompromisów jakościowych kojarzonych ze sprzętem tego typu.
Gdy całkiem niedawno podróżowaliśmy z Robem Wattsem po południowo-wschodniej Azji, zdałem sobie sprawę, że Hugo pozostaje poza zasięgiem finansowym dla znakomitej większości potencjalnych użytkowników. Usiedliśmy więc któregoś dnia i zadaliśmy sobie pytanie, co możemy zrobić, by zmienić ten stan rzeczy. Rob powiedział, że może obniżyć cenę do 800 funtów. Ja na to, że nowy model musi kosztować 400. Wróciliśmy do firmy i dosłownie następnego dnia w komputerze pojawiła się informacja o nowym chipie FPGA Xilinx Virtex 7, który jest 4 razy potężniejszy od procesora w Hugo (Spartan VI – przyp. red.), a jednocześnie pobiera znacznie mniej prądu (o około 50% – przyp. red.), a w dodatku jest układem skalowalnym. To dało nam szansę osiągnięcia założonego celu, wciąż jednak koszt wyprodukowania słuchawkowego DAC-a opartego na tym procesorze był, przy normalnej kalkulacji kosztów produkcji, nieakceptowalnie wysoki. Po długich negocjacjach z dostawcami i podwykonawcami udało się nam zejść do 400 funtów, ale za cenę bardzo dużych zobowiązań finansowych z naszej strony. Efekt jest taki, że Mojo jest prawdziwą okazją. Jeśli oczekujesz lepszego dźwięku, musisz wydać 10 tysięcy dolarów, a i tak nie jest wcale pewne, że go uzyskasz…

AV: Czy jeślibyście nie zdecydowali się na te bardzo duże zamówienia, to cena Mojo byłaby znacznie wyższa – na przykład dwukrotnie?

JF: O tak, co najmniej dwukrotnie! Z naszej strony była to kwestia wystarczająco dużej odwagi [John ujął to nieco bardziej dosadnie – przyp. F.K.], by pójść w naprawdę duże ilości [w tym miejscu mój rozmówca zdradza, ile ma już zamówień na Mojo, jednak prosi o niepublikowanie tej informacji. Dodam jedynie, że jest to liczba, która naprawdę robi wrażenie – tym bardziej, że rozmowa miała miejsce zaledwie kilka dni po światowej premierze urządzenia, początkiem listopada br.].
Na całym świecie jest w użyciu 3,5 miliarda smartfonów. Załóżmy, że tylko jeden użytkownik na 100 tysięcy kupi Mojo – to daje liczbę 350 tysięcy urządzeń. Myślę, że jesteśmy w stanie osiągnąć ten ambitny cel.
Dodam, że poza ceną istotnym założeniem było to, by nasz nowy DAC był pozbawiony wszelkich przełączników, by było to urządzenie niewymagające jakiejkolwiek konfiguracji, jednym słowem – plug & play.

AV: Liczby, o jakich wspominasz, narzucają odmienny schemat dystrybucji niż sieć dealerów hi-fi.

JF: Oczywiście, że tak. Chcemy dotrzeć do naprawdę wielkiej rzeszy ludzi z przekazem „Power to The People” [w tłumaczeniu: moc dla ludzi] – pokazanie im, jak wspaniale może brzmieć muzyka z plików, z plików hi-res nawet na kiepskich jakościowo słuchawkach Beats. Podłączasz Mojo do smartfona i muzyka brzmi zupełnie inaczej, nieporównywalnie lepiej. To naprawdę słychać!

AV: Mimo wszystko widzę jednak pewną barierę w możliwości tak wielkiej popularyzacji tego produktu [podczas rozmowy nie znałem jeszcze Mojo – nie miałem go nawet jeszcze w ręku – przyp. F.K.]. Chodzi mianowicie o to, że jest to dodatkowy sprzęt, który trzeba podłączyć do i tak już niemałego z reguły smartfona. Poza tym jest to kolejne urządzenie, które trzeba ładować.

JF: Zdajemy sobie sprawę, że nie jest to jeszcze rozwiązanie idealne. Ale lepsze niż jakikolwiek odtwarzacz osobisty. Gdyby zastosować superpłaskie i superpojemne baterie najnowszej generacji, Mojo byłby jeszcze doskonalszy, na to jednak jest zbyt wcześnie. Ale i tak zrobiliśmy wiele: zastosowaliśmy bardzo dobre ogniwa Li-Ion, które ładują się w 4 godziny poprzez port USB, a czas odtwarzania trwa 8–10 godzin, w zależności od tego, czy korzystamy z wejścia optycznego, czy USB. Na tym pierwszym Mojo gra zwykle około 10 godzin.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją