Wydrukuj tę stronę

Cambridge Audio Topaz AM10

Gru 15, 2015

Prosta konstrukcja na scalakach, ale porządne wyposażenie z elementami, których nie mają rywale, oraz lepsze brzmienie, niż można by oczekiwać – taki jest droższy z dwóch testowanych Topazów.

Dystrybutor: Audio Center, www.audiocenter.pl
Cena: 1190 zł
Dostępne wykończenia: czarny

Tekst: Marek Lacki | Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Cambridge Audio Topaz AM10 - Wzmacniacz zintegrowany

TEST

CA-Topaz-AM10-aaa

Seria Topaz jest chyba najstarszą w bieżącej ofercie Cambridge Audio. Stało się tak po niedawnym odświeżeniu linii Azur 8 oraz pojawieniu się zupełnie nowej CX (klasa średnia). Topazy to tak zwany entry-level, czyli urządzenia najtańsze, dla początkujących melomanów, którzy (szczęśliwie!) oparli się pokusie zakupu głośnika dokującego czy innego audiogadżetu. Albo też, jeśli nawet mają takie urządzenia, to zapałali chęcią posłuchania muzyki z normalnego hi-fi.


Budowa

Mimo niewysokiej ceny (choć najwyższej w grupie), w droższym z dwóch dostępnych wzmacniaczy z tej serii nie zrezygnowano ani z aluminiowej ścianki przedniej, ani z możliwości regulacji barwy i balansu. Pokuszono się nawet o wyświetlacz, który pokazuje informacje o wybranym źródle, poziomie głośności (w skali decybelowej) oraz pozwala na zmianę ustawień. To spore udogodnienie i, co by nie mówić, atut tej niedrogiej integry. Do regulacji głośności służy tradycyjne pokrętło, tyle, że obracające się bez oporu – sugeruje to brak analogowego potencjometru i zastąpienie go układem scalonym.

CA-Topaz-AM10-gniazda

Wzmacniacz ma klasycznie umieszczone cztery wejścia o poziomie liniowym (z tyłu), jedno wejście gramofonowe MM oraz wyjście do nagrywania. Jest też dodatkowe 3,5-mm wejście na przedniej ściance. AM10, jako jedyny w teście, ma ponadto odłączany kabel i gniazdo na pełnowymiarową wtyczkę IEC. Gniazda głośnikowe są pojedyncze.

Końcówka mocy opiera się na dwóch dwukanałowych układach scalonych, zamiast parze tranzystorów, co jest rozwiązaniem rzadko spotykanym w pełnowymiarowych wzmacniaczach hi-fi. To ogranicza moc wyjściową do 35 W na kanał. Końcówka mocy znajduje się na środku obudowy, a radiator ze stopniem końcowym po prawej stronie płytki. Ekranuje on końcówkę mocy od układu wejściowego i przedwzmacniacza, który znajduje się po prawej stronie, na oddzielnej płycie PCB. Komunikacja pomiędzy obiema płytkami odbywa się za pomocą wiązki kabli, filtrowanej po drodze przez obejmę ferrytową. Sygnał z płytki wejściowej jest też wysyłany kablami (również z obejmą ferrytową) do płytki przymocowanej do ścianki frontowej i z powrotem, skąd są doprowadzane w obie strony informacje o wybranym poziomie głośności. Regulacja głośności jest elektroniczna, opiera się na układzie scalonym LC75412 Sanyo. Z kolei sam przedwzmacniacz na scalakach NE5532.

Po lewej stronie obudowy umieszczono zasilacz, którego najważniejszym elementem jest stosunkowo pokaźny transformator toroidalny. Główne kondensatory filtrujące znalazły się na płytce końcówki mocy. Są sygnowane logo Cambridge Audio i mają stosunkowo niewielką pojemność (2 x 2200 µF na kanał).


Brzmienie

Topaz AM10 zapewnia bardzo wysoki poziom poprawności, brak anomalii częstotliwościowych i naprawdę niezłe, choć nie takim poziomie jak Pioneer, nasycenie barw. Pod tym względem plasuje się gdzieś pośrodku – pomiędzy Pioneerem a Denonem. W innych aspektach również osiągi Topaza 10 oscylowały gdzieś pośrodku. Wzmacniacz ten robi bardzo dobre pierwsze wrażenie, które nie zmienia się wraz z upływem czasu.

Właściwie wszystkie aspekty brzmienia są bardzo dobre – począwszy od góry pasma, a na basie skończywszy – jednakże w każdorazowym porównaniu z Pioneerem brakuje paru oczek. Pioneer ma na przykład lepszą górę pasma, która jest dokładniejsza, czystsza i bardziej zróżnicowana. I choć ta z Cambridge w swojej klasie cenowej jest bardzo dobra, to jednak czuć, że to trochę niższy poziom.

Średnie tony są dobrze zszyte z górą, zarówno wystarczająco gładkie, jak i wystarczająco wyraziste, aby odsłuch nie był doświadczeniem męczącym, jednak i tutaj czuć pewien dystans do Pioneera. 

Droższy z Topazów potrafi wciągnąć w muzykę – nie skutecznie, jak japoński konkurent, choć jednocześnie, mimo wszystko, lepiej niż drugi z „japończyków” – Denon. W naszej ocenie Cambridge zbliża się do granicy kategorii D i C, pozostając jednak w tej niższej.

Do basu trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia w konfrontacji z ceną wzmacniacza. Pioneer ponownie góruje tutaj barwą, zróżnicowaniem, natomiast Cambridge niewiele mu ustępuje. Kontury basu są zbliżone do tych z Pioneera, ale nieco słabsze niż u Denona. Nie są to jednak różnice znaczące.


Galeria


Naszym zdaniem

CA-Topaz-AM10-zzzZa niecałe 1200 zł otrzymujemy dobrze wyposażony wzmacniacz, pod pewnymi względami bardziej funkcjonalny od swoich (tańszych) rywali. Pod względem technicznym jest pełen kompromisowych rozwiązań, ale brzmi bardzo poprawnie, właściwie bez zastrzeżeń.

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, kolumny ustawione na dłuższej ścianie w jednej trzeciej długości pokoju; niezależna linia zasilająca 25 A.
  • Przetwornik: C/A: M2Tech Young DSD
  • Kolumny: Equilibrium Atmosphere 2012
  • Kable cyfrowe: USB Wireworld Ultraviolet 7/ iFi Audio iUSB Power + iFi Audio Gemini
  • Kable głośnikowe: Equilibrium Equilight
  • Interkonekt: Equilibrium Turbine RCA
  • Kondycjoner: Enerr AC Point One
  • Stolik: Rogoz Audio 4SPB3/BBS

 

Pozostałe wzmacniacze w teście:

Denon-PMA-520SE-main

Denon PMA-520AE

CA-Topaz-AM5-main

Cambridge Audio Topaz AM5

Pioneer-A-20-main

Pioneer A-20

Podsumowanie testu - Wzmacniacze zintegrowane 900 - 1200 zł

Okazuje się, że w grupie budżetowych wzmacniaczy występują naprawdę duże różnice w jakości brzmienia oraz w stopniu wyrafinowania układów – nawet większe niż w przypadku urządzeń dwu-, trzykrotnie droższych.

Gwiazdą naszego testu okazał się Pioneer A-20 – kolejny po nieco droższym modelu A-30 wzmacniacz tej marki, który wyznacza poziom odniesienia dla innych urządzeń w swojej klasie. Wygląda na to, że inżynierom Pioneera zaprezentowano na stole wszystkie dostępne na rynku wzmacniacze z rozważanego przedziału cenowego i wydano polecenie: „zróbcie coś znacznie lepszego!” No i zrobili. Nie dość, że Pioneer jednoznacznie dystansuje rywali pod względem brzmienia, to jeszcze jest od nich tańszy – pomijając Cambridge Audio Topaz AM5, który jest modelem jakby niepasującym do tej grupy. Jego konstrukcja i ubogie wyposażenie (brak pilota!) nie uzasadniają ceny 890 zł.

Fani brytyjskiej marki nie powinni jednak czuć się poszkodowani, bo droższy AM10 to znacznie lepsze urządzenie niż „5-tka”. Bardziej dynamiczne, ale też o wiele bardziej rzetelnie wykonane i dużo lepiej wyposażone. Warte swojej ceny. Nad Pioneerem dzierży przewagę w trzech drobnych szczegółach: ma 3,5-mm wejście na froncie, jest płaski, dzięki czemu o wiele łatwiej będzie go zmieścić w szafce, ma praktyczny wyświetlacz pokazujący poziom głośności.

Denon PMA-520AE to też całkiem niezła propozycja. Wygląda znakomicie i zapewnia kompetentny dźwięk z dobrym basem. Również i jego łatwiej zmieścić w szafce, bo jest bardzo płytki.

Oceń ten artykuł
(6 głosów)