PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Monrio MC206

Mar 27, 2017

Index

Klasyk w ofercie mało popularnej manufaktury z Włoch. Czego się po nim spodziewać – przeciętności czy może wielkiej klasy, dzięki której figuruje w katalogu już od kilkunastu lat? Zaraz się przekonamy.

Dystrybutor: Manufaktura Smaku, www.manufakturasmaku.audio
Cena: 12 000 zł
Dostępne wykończenia: srebrne

Tekst i Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Wzmacniacz zintegrowany Monrio MC206

TEST

Monrio MC206 1 aaa

Monrio jest małym zakładem produkcyjnym w Piacenzie – dziś 100-tysięcznym mieście, położonym w północnych Włoszech, 70 km na południowy-wschód od Mediolanu, pamiętającym starożytne czasy. Założycielem i właścicielem marki jest dziś 71-letni Giovanni Gazzola prowadzący firmę nieprzerwanie od 1991 roku. W latach 1985–1992 zbierał doświadczenia u boku znanego konstruktora Stana Curtisa – guru brytyjskiego rynku hi-fi, który był współautorem pierwszej integry Monrio – MC202. Odniosła duży sukces rynkowy i dała początek kolejnym generacjom tego urządzenia.

Monrio od wielu już lat stoi na uboczu sceny hi-fi, jest niezbyt aktywnym i w sumie nieznaczącym graczem. Podeszły wiek właściciela i głównego konstruktora w jednej osobie z pewnością nie sprzyja wielkim zmianom, co widać choćby na stronie internetowej producenta (ta wkrótce ma zostać gruntownie odświeżona). Najwyraźniej Gazola nie ma intencji, by zawojować rynek hi-fi. Konsekwentnie, ponoć z wielką pasją, robi swoje. Jak twierdzi polski dystrybutor, który utrzymuje bliski kontakt z właścicielem (także pozabiznesowy), Giovanni poświęca wiele swojego prywatnego czasu na udoskonalanie swoich produktów. Wzmacniacz MC206 to jeden z najdłużej produkowanych modeli. To właśnie od niego rozpoczynamy nasze testy.


Budowa

MC206 jest funkcjonalnie nieskomplikowanym, w pełni analogowym urządzeniem. Cała obsługa sprowadza się do kręcenia gałką głośności i wybierania wejść z poziomu czołówki za pomocą miniaturowych przycisków po lewej stronie. A pilot? Ten, owszem, jest, ale podobno działa „niezbyt dobrze". Nie otrzymałem go w ogóle wraz ze wzmacniaczem, więc nie mogę tego potwierdzić ani temu zaprzeczyć. Problem dotyczy ponoć zbyt małego okna czujnika podczerwieni. Selektor wejść reagował losowo na niektóre komendy wydawane innymi sterownikami. No więc zakleiłem go taśmą… Tak, wiem – trochę trudno w to uwierzyć. Szczególnie dziś. Zwłaszcza że wzmacniacz kosztuje nie tysiąc dwieście, a dwanaście tysięcy złotych. Euforii nie wywołują także obłędnie jasne diody – jedna obok włącznika na czołówce, druga – obok aktywnego wejścia. Gasicie światło podczas odsłuchu, a tu oślepiają Was dwa bladoniebieskie punkty w przestrzeni. Nie wiem, czemu ma to służyć.

No dobrze, początki, jak widać, są trudne. Otwieramy górną pokrywę – może wewnątrz lepiej to wszystko wygląda niż na zewnątrz? Bo trzeba przyznać, że obudowa MC206 żadnego konkursu piękności raczej nie wygra. Aż dziw bierze, że to włoski projekt. Przecież Włosi są tak wyczuleni na punkcie designu, tworzą tak wysmakowane rzeczy. A tu coś takiego… Nie, żeby było brzydko, ale trzeba przyznać, że brakuje tu stylistycznego polotu. Mamy prostą, wyciętą „na ostro” (bez żadnych zaokrągleń) czołówkę z aluminium z głębokim frezem na pokrętło głośności, górną pokrywę z tego samego metalu oraz stalowe chassis w formie wanny z bokami zachodzącymi na górę. Całość nie wygląda źle, ale na tle Normy czy prawie dwukrotnie tańszego Xindaka szału nie ma, ujmując rzecz delikatnie.

Monrio MC206 3 wnetrze

Dość nietypowo dla wzmacniaczy, tor sygnałowy w Monrio biegnie w poprzek obudowy.

 

Optymistyczny wniosek na tym etapie poznawania MC206 może być tylko jeden: pieniądze poszły gdzie indziej i wszystkie te niedostatki zostaną wynagrodzone podczas odsłuchu. Nim to jednak sprawdzimy, zajrzyjmy do układu elektronicznego. Wygląda nieźle. Zmontowano go na jednym wspólnym laminacie, na którym przemieszano przedwzmacniacz, sekcję sterującą i stopień końcowy z elementami zasilacza: diodami prostującymi, kondensatorami filtrującymi (4 x Samwha 10 000 uF/63 V plus kilka mniejszych elektrolitów tej samej marki, a także Elny Silmic II). Głównym źródłem napięć jest umieszczony z prawej strony toroid o dość dużych gabarytach, mocy 350–400 VA i trzech uzwojeniach wtórnych. Wspomaga go drugi, mały transformator do obsługi trybu gotowości oraz elementów sterowania. Włączony do prądu, MC206 pobiera z sieci 35 W mocy, a radiator jest lekko ciepły.

Ścieżki sygnałowe podążają w poprzek obudowy – inaczej niż zwykle – kończąc się po lewej stronie, gdzie do długiego radiatora przymocowano stopień końcowy – aż 6 quasi-komplementarnych par wysokoprądowych tranzystorów bipolarnych Sanyo 2SD1047 wykonanych w technologii BiT-LA (Bipolar transistor for linear amplifier). Oznacza to, że wydajność stopnia końcowego ma dużą rezerwę prądową, którą w praktyce ogranicza zasilacz. Przy 4-omowym obciążeniu Monrio oddaje moc 120 W – nominalnie mniej niż Norma IPA-70B, choć odsłuchy i zdrowy rozsądek podpowiadają co innego.

Monrio MC206 7 tranzystory koncowe

Stopnie końcowe – mimo niewygórowanej mocy – tworzą aż trzy pary wysokoprądowych tranzystorów bipolarnych D1047.

 

Tor sygnałowy w całości zbudowano z elementów dyskretnych – w układzie nie znajdziemy choćby jednego scalaka, pomijając kość przetwornika obsługującego wejście USB (PCM2707). Z tego względu nie należy z tym wejściem wiązać zbyt dużych nadziei: jest bo jest – przyda się do puszczenia czegoś z YouTube’a. Gdyby to ode mnie zależało, wywaliłbym tę małą płytkę – zawsze to jedno dodatkowe źródło szumu mniej.

Wzmacniacz zawiera bardzo dobrej jakości elementy bierne: w torze sygnałowym zwracają uwagę dwa polipropylenowe kondensatory w błyszczących obudowach, metalizowane oporniki, przekaźniki na wejściach polskiej formy Relpol. Za regulację głośności odpowiada klasyczny potencjometr 10k zespolony z silnikiem.


Brzmienie

Przed dostarczeniem 206-tki, dystrybutor wiele mi opowiadał o tym, jak jest to wspaniały wzmacniacz, przytaczając opinię pewnego recenzenta, który miał go długo przede mną. Nie przykładam większej wagi do opowieści tego typu. Wyrażam zainteresowanie, przytakuję, cierpliwie słucham – ot, tyle. Wbrew pozorom, zdarzają się pouczające lekcje. Dają obraz tego, jaki stosunek ma dany dystrybutor do swoich urządzeń: czysto handlowy czy też wyraźnie emocjonalny. Nietrudno się domyślić, z jaką sytuacją mamy do czynienia w tym przypadku. Niezależnie od wszystkiego, muszę przyznać, że przechwałki dystrybutora tym razem nie były przesadzone. MC206 to wzmacniacz tak dobry, że w zderzeniu z jego wykonaniem i funkcjonalnością powoduje u potencjalnego odbiorcy dylemat: kupić, nie kupić? Ale do rzeczy.

Przede wszystkim jest to wzmacniacz równy. Równy tonalnie i zrównoważony w sensie poszczególnych składowych prezentacji. Pod każdym względem jest nieprzeciętnie dobry, a złożenie wszystkiego w całość skutkuje tym, że zupełnie nie chce się przestać słuchać muzyki – nawet wtedy, gdy na co dzień jesteśmy przyzwyczajeni do znacznie droższych wzmacniaczy. Tak było wielokrotnie podczas tego testu. Przykładowo, zamiast słuchać dwóch pierwszych minut danego kawałka (playlista liczyła średnio po kilkadziesiąt utworów, a czas gonił...) nieraz łapałem się na tym, że utwór dobiegał końca i rozpoczynał się kolejny... a ja wciąż słuchałem z zamkniętymi oczami. Co o tym decydowało? W rzeczy samej, połączenie kilku cech: nieprzeciętnej namacalności w obrębie średnicy, znakomitej projekcji przestrzeni, zwartości dźwięku, jego kontroli i gładkości. Efekt jest taki, że muzyczny przekaz ma w sobie mnóstwo pożądanej lekkości, zwiewności i dynamiki. Wciąga i angażuje bardziej niż zwykle, choć magii w średnicy jest tu z pewnością mniej niż z niektórych lampowców czy testowanej niedawno hybrydy Pathosa Classic Remix.

Monrio MC206 2 tyl

Wyposażenie można uznać za standardowe. Zamiast zwykłego wejścia USB lepsze by było optyczne. Wyjście z przedwzmacniacza zawsze może się przydać. Zaciski głośnikowe są w porządku. 

 

Testując MC206, uświadomiłem sobie, że istnieje prosta miara jakości tego, czy wzmacniacz jest naprawdę wysokiej klasy, tj. czy kwalifikuje się do high-endu (metoda ta zawodzi w przypadku słabowitych lampowców). Głośno nastawiamy muzykę, dostosowując poziom do płyt nagranych ze średnim poziomem. Te cichsze będą nieco za ciche, zaś te najgłośniejsze – trochę za głośne. Puszczamy muzykę, lecą kolejne utwory/płyty i śledzimy swoje reakcje: czy pojawia się w nas ochota/odruch regulacji głośności: raz jej ściskania, innym razem – jej pogłaśniania. Mój roboczy wzmacniacz nie wymaga takowych korekt. Zwykle ustawiam jeden poziom głośności i przez długi czas go nie zmieniam – chyba że wymaga tego wyjątkowo ciche nagranie. Głośniejsze utwory przekraczają próg przyzwoitości SPL, lecz nie rozsadzają mi głowy, bo brzmienie jest czyste i wciąż wysokiej próby. Zapewnia jeszcze silniejszy efekt live.

W praktyce zdecydowana większość wzmacniaczy „oblewa” ten tylko pozornie prosty test. Zwyczajnie nie radzi sobie dynamicznie i barwowo. Wśród tych za mniej niż 10 tys. zł niezwykle rzadko zdarzają się wyjątki. Z droższymi bywa różnie, choć odsetek „zdających" jest większy. Integra Monrio zaliczyła test. Ktoś powie, że przyczynił się do tego brak pilota. Wyjaśniam jednak, że prawdziwy powód był inny – autentycznie wysoka jakość dźwięku.

Brzmienia MC206 w żaden sposób, ani przez sekundę, nie odbierałem jako męczące, nużące czy w jakikolwiek sposób nieatrakcyjne. Wręcz przeciwnie – odnalazłem w nim wiele cech roboczego wzmacniacza referencyjnego; tyle że oczywiście na nieco mniejszą skalę. I tak, Monrio wyśmienicie poradził sobie z ponad 50-letnim nagraniem „Girl from Ipanema" w wykonaniu Joao Gilberto i Stana Getza. Była niesamowita plastyczność, uderzające poczucie „bycia tam", wokal miał tę niepodrabialną aurę, zaś saksofon zdawał się być nieomal żywy. To wszystko składało się na wspomniany efekt namacalności, który wyróżnia Monrio nie tylko w grupie wzmacniaczy w cenie do 12 tysięcy zł, lecz także tych sporo droższych.

Pisząc te słowa, jestem świeżo po odsłuchu drugiej części zremasterowanego albumu „The Wall” na drugim systemie odsłuchowym. I zastanawiam się, po co komu winyl. Wiadomo, jakie ceny osiągają oryginalne wydania tego floydowskiego dzieła. Wiem, że to trochę obrazoburcze stwierdzenie, ale prawda jest taka, że brzmienie, jakie ten wzmacniacz wyciska z trzykrotnie droższych od siebie Audiovectorów i dwukrotnie tańszego od siebie (lecz znakomitego) przetwornika PS Audio jest totalnie analogowe. Jednocześnie imponuje zawartością, werwą, dynamiką i przestrzenią. W dodatku nie słyszę żadnych trzasków ani zniekształceń. Nie muszę się też zastanawiać, czy nie warto by jeszcze poeksperymentować z azymutem. Wszystkie te dziwne odgłosy z tła wspomnianego albumu słychać tak, jakby były rzeczywiste. Są tuż obok! Właśnie leci „The Final Cut” (też z plików – na wypadek gdyby ktoś pytał), a ja mam nieomal ciarki na plecach. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że Monrio ma kapitalny środek pasma: żywy, otwarty, bezpośredni, lecz zarazem zupełnie pozbawiony twardości czy osuszenia. Soprany dosłownie weń wsiąkają – są tak spójne ze średnicą i czyste. Odsłuchy nagrań barokowych to potwierdzają: góra jest znakomita, mimo że minimalnie spolerowana na samym krańcu. Przydałoby się jej jeszcze odrobinę więcej otwartości, ale nie narzekajmy, bo i tak jest świetna. Skrzypce, górne rejestry fortepianu są wyborne. –  otwarte, przejrzyste, lecz jednocześnie miękkie, naturalne. Wspominałem o głębi sceny? Jest wyśmienita. W ogóle budowanie obrazu stereo to niezwykle mocny atut włoskiej integry. Szerokość, rozmach, dobra lokalizacja – jest znacznie lepiej niż to, co zwykle otrzymujemy w tej cenie.

Winien jestem jeszcze krótką charakterystykę basu. Powstrzymam się od pisania poematów. Też jest wyborny: prężny, rytmiczny, szybki, dynamiczny, a nade wszystko – różnicowany. Zmieniające się wybrzmienia bębnów na obu wspomnianych albumach Floydów mogłem śledzić bez najmniejszego trudu. Niskie tony są zupełnie wolne od efektu poluzowania, nie są też w ogóle podbite, wyeksponowane, ocieplone. To bas rzetelny, ale zarazem muzykalny – śledzący i nadążający za rytmem i barwami.

I tak oto ostatecznie dochodzę do wniosku, że jest to jeszcze w miarę niedrogi wzmacniacz – być może jedyny taki – któremu nie brakuje niczego: ani mocy, nie dynamiki, ani barw, ani przestrzeni. Wzmacniacz, z którym prawdopodobnie mógłbym zostać na lata. Amen.


Galeria


Naszym zdaniem

 Monrio MC206 8 zzzJak to możliwe, że MC206 pozostawał w cieniu innych modeli przez tyle czasu? Nie wiem. Natomiast wiem, że gra tak, jakby jakiś zakręcony konstruktor dopieszczał go latami (czy tak przypadkiem nie było?), dawkując poszczególne składowe dobrego brzmienia w taki sposób, by osiągnąć umowną doskonałość – umowną w relacji do ceny. Jednak nawet poza swoim przedziałem cenowym 206-tka byłaby świetna. Od niskiego basu po wysokie tony MC206 jest przepełniony kontrolą i zdyscyplinowaniem. Dysponuje też wielką przejrzystością, bardzo dobrą namacalnością brzmienia i zupełnym brakiem agresji. Ujął mnie swoją bezpośredniością i gładkością. To wzmacniacz uniwersalny do kwadratu. Brawo Giovanni! Mam tylko jedną prośbę: zrób coś do licha z tym zdalnym sterowaniem!

PS. MC206 uzupełnił jeden z redakcyjnych systemów odsłuchowych.

System odsłuchowy 1

Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione, kolumny ustawione w dużej odległości od ścian, odsłuch w polu quasi-bliskim (2,4 m od bazy)
Źródło: Auralic Aries (FW. 3.3) (USB audio out) + Meitner MA-1 DAC
Wzmacniacz odniesienia: Conrad-Johnson ET2 / Audionet AMPI V2
Zestawy głośnikowe: Zoller Temptation 2000
Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis
Kable głośnikowe: Equilibrium Equilight/Sun Ray
Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB (pod przedwzmacniaczem i przetwornikiem c/a)
Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy prądowe Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Red Eye Ultimate II, Spectrum, Zodiac

System odsłuchowy 2

Pomieszczenie: nieregularny salon > 30 m2 o stosunkowo żywej akustyce (bez adaptacji akustycznej)
Źródło: Linn Sneaky DS + PS Audio NuWave DAC
Zestawy głośnikowe: Audiovector SR3 Avantgarde Arrete
Kable: Albedo Monolith RCA, Albedo Air 1
Zasilanie: Enerr Powerpoint, kable Furutech 614Ag (x2), Enerr Holopgraph

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją