Wydrukuj tę stronę

Atoll IN200se

Kwi 11, 2017

Duża moc to zaledwie wstęp do atrakcji, jakie serwuje słuchaczowi ten wyjątkowo muzykalny wzmacniacz.

Dystrybutor: Audio Forte www.audioforte.com.pl
Cena: 6990 zł
Dostępne wykończenia: czarny lub srebrny

Tekst: Marek Lacki | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


Atoll IN200se - wzmacniacz zintegrowany

TEST


Atoll IN200se 1 aaa 

Markę Atoll założyli bracia Dubreuil w 1997 roku. Nazwa pochodzi od atolu, czyli wysp o pochodzeniu koralowym. Profil produkcji obejmuje elektronikę hi-fi i high-end. Pierwszymi produktami firmy były wzmacniacze zintegrowane.

Od początku istnienia przeszły tylko raz modernizację, w trakcie której zmieniono ich nazwy poprzez dodanie liter SE. Modele zintegrowane wyższych serii, jak IN100, czy testowany tu IN200 powstały znacznie później (IN200 w 2005 roku). Modelem flagowym wśród wzmacniaczy zintegrowanych jest IN400. Od niedawna dostępny jest też model IN300 (premiera miała miejsce w maju w Monachium) wypełniający lukę pomiędzy IN200 a IN400; bazuje technicznie na IN200, ale ma lepszej jakości elementy.

Nietypowa jest oferta wzmacniaczy dzielonych. Podczas gdy w większości firm są to jedynie konstrukcje najdroższe, wieńczące paletę modeli, w Atollu oferowane są równolegle w modelami zintegrowanymi, co znacznie zwiększa różnorodność oferty i możliwości łączenia produktów pomiędzy sobą.


Budowa

IN200se to kolejny w tym zestawieniu wzmacniacz będący czysto analogową integrą. Klasyczna funkcjonalność miesza się tu z pewną dozą nowoczesności, bowiem na czołówce nie znajdziemy ani jednej gałki. Pokrętła zastąpiono przyciskami. Komunikację z użytkownikiem zapewnia wbudowany ekran o kształcie elipsy – znak rozpoznawczy francuskiej marki. Projekt wzorniczy nie jest może szczytem wyrafinowania estetycznego, ale trudno go pomylić z jakąkolwiek inną marką. Na gładkiej czołówce znajduje się jedno gniazdo – na ćwierćcalowego „jacka” (6,3 mm).

Z tyłu nic nie zaskakuje, choć w odróżnieniu od Arcama czy Heeda mamy tutaj wyjścia pre-out na zewnętrzną końcówkę mocy – to efekt tego, o czym wspomniałem wyżej na temat firmowych końcówek mocy – jak również bezpośrednie wejście na stopień końcowy (by-pass). Producent rozsądnie podszedł do kwestii możliwości jego wyboru. W odróżnieniu od pozostałych wejść, nie da się go aktywować zdalnie – tak samo jak nie można zdalnie przełączyć się na inne wejścia. Chodzi oczywiście o kwestie bezpieczeństwa  – w trybie końcówki mocy pokrętło głośności obraca się swobodnie. Regularnych wejść liniowych jest pięć – wszystkie asymetryczne (cinch).

Pojedyncze terminale głośnikowe rozmieszczono na skrajach obudowy, co skraca do minimum długość potrzebnych kabli głośnikowych. Te 15–20-cm oszczędności to niekiedy „móc albo nie móc” podłączyć kolumny za pomocą posiadanych kabli. Terminale nie są w żaden sposób zabezpieczone przed zwarciem, co – biorąc pod uwagę ich bardzo wąski rozstaw – wydaje się niedociągnięciem.

Atoll IN200se 3 tranzystory

Konstrukcja układu, jego rzetelność i solidność są niepodważalne. Dostajemy to, za co płacimy. Dziś to wcale nieoczywiste.

Wzmacniacz jest pozbawiony układu miękkiego startu, co przy dwóch sporych transformatorach wewnątrz niekiedy może skutkować wystrzeleniem bezpieczników w instalacji domowej. Problem dotyczy jednak wyłącznie pierwszego uruchamiania wzmacniacza po przerwie, gdy był wyłączony przerywaczem z tyłu obudowy. Szkoda, że tryb standby nie niesie za sobą praktycznie żadnych konsekwencji dla poboru mocy – wyłącza jedynie wyświetlacz, co redukuje pobór mocy zaledwie o ułamek wata. Niezależnie od tego, czy IN200se jest włączony czy w stanie uśpienia bierze z gniazdka ok. 19 W. W skali miesiąca to prawie 14 kWh, czyli… prawie 9 zł. Warto zatem wyłączać ten wzmacniacz tylnym wyłącznikiem po każdorazowym odsłuchu.

Obudowę skonstruowano według firmowego schematu: aluminiowa przednia ścianka (srebrna lub czarna) i stalowa reszta. Cechą charakterystyczną jest sprężysta górna pokrywa, która pod odkręceniu odkształca się, natomiast skręcona zapewnia napięcie obudowy eliminując problem rezonowania. Dzięki temu zabiegowi do jej mocowania wystarczają zaledwie cztery boczne wkręty.

Wnętrze wyróżnia się na tle innych wzmacniaczy w tej cenie – zastosowano dwa spore transformatory, układ  ma architekturę dual-mono, wykorzystuje elementy pasywne nieprzeciętnie wysokiej jakości. Transformatory są mocowane półelastycznie. W zasilaczu występuje spora pojemność filtrująca (62 tys. uF)  – na każdy kanał przypadają po cztery główne kondensatory 6800 uF z nadrukiem Atoll. Białe polipropylenowe kondensatory polipropylenowe M-Cap umieszczono w torze sygnałowym przedwzmacniacza, który jest całkowicie dyskretny. Regulacja głośności jest elektroniczna. Stopnie końcowe zbudowano na bazie dwóch par hexfetów IRFP9140N/IRFP150N – dostarczają one pokaźną moc 120 W na kanał pod obciążeniem 8 Ω i aż 200 W przy 4 Ω. Obok Roksana, Atoll jest najmocniejszym wzmacniaczem w grupie.


Brzmienie

Trudno się zdecydować, od czego zacząć opis, bo atutów jest doprawdy wiele. Najważniejsze są chyba barwy. Atoll wręcz ocieka „sokiem”, gdy analizujemy barwy średnicy. To brzmienie gęste, nasycone i ciepłe. Przy tym wszystkim jednak bardzo swobodne, a jednocześnie zwiewne. Francuz dosłownie czaruje barwą, ale jednocześnie kusi niesamowitą stereofonią. Głębia, precyzja, szerokość – jest wszystko. W połączeniu z barwą tworzy to bardzo smakowitą mieszankę, wciągającą w muzykę na długi czas.

Zauważyłem, że wzmacniacze Atolla nie są takie same. W dużym przybliżeniu można przyjąć, że czym wyżej, tym cieplej, aczkolwiek seria 400 – zwłaszcza dzielona (tej kombinacji używałem długi czas w pracy redakcyjnej i dla przyjemności także) – była już trochę tylko ocieplona i całościowo neutralna.

IN200se idzie w kierunku ocieplenia, a przynajmniej tak mi się wydaje, gdy słucham go na tle pozostałych wzmacniaczy w tej grupie testowej. To właśnie Atoll jest tym najcieplejszym, najgęściej grającym wzmacniaczem. Pod tym względem znacząco różni się on od modeli IN80 czy IN100, które są dość zadziornie, choć też niezwykle barwnie grają.

Ogólnie rzecz biorąc, jakość barw – pomijając ich charakter – oceniam najwyżej w całej grupie. Atoll zapewnia i ciepło, i plastyczność, nie zapominając o różnicowaniu i czystości dźwięku. Niski jest też (subiektywnie) poziom zniekształceń. Może to kwestia składu harmonicznych, a może generalnie dużej czystości tego dźwięku, niemniej jednak zdaje się on być jakby o cały poziom jakościowy wyżej niż z pozostałych wzmacniaczy testu. Dotyczy to w równym stopniu środka, jak i wysokich tonów. Z tego właśnie powodu Atoll – jako jedyny – wylądował w kategorii B.

Atoll IN200se 2 tyl

Główny włącznik umieszczono dość niewygodnie, bo z tyłu, ale warto do niego regularnie sięgać – choćby ze względu na oszczedność energii elektrycznej.

Zatrzymując się jeszcze przy wysokich tonach, trzeba stwierdzić, że były one wyraźne, dobrze rozseparowane, dość czyste. W tej klasie cenowej wcale nie jest to jeszcze oczywistością – często trzeba wydać więcej. Najważniejsze jednak, że potrafiły odwzorowywać masę, nie były zbyt chude. Czuć było „wagę” talerzy w perkusji. Oczywiście nadal było to na swój sposób ułomne brzmienie, jeśli chcielibyśmy porównać ten dźwięk z możliwościami znacznie droższych wzmacniaczy, niemniej w relacji do ceny efekt wydaje się wart zachodu i wydania adekwatnej kwoty na zakup.

Każda konstrukcja ma jednak pewne minusy czy ograniczenia, będące konsekwencją takich a nie innych wyborów konstruktora. Dotyczy to także Atolla. Bas jest, owszem, całkiem żwawy, barwny i dość głęboki, ale nie da się ukryć, że jego krawędzie zostały zaokrąglone. W porównaniu z Arcamem jest to efekt dość wyraźny. Z drugiej strony, bas Atolla jest jednak znacznie obfitszy, docieplający przekaz i dodający mu skali, swoistej monumentalności.

Na koniec zostawiłem dynamikę, o której chyba powinienem był napisać na początku. Ktoś może się teraz spodziewać, że skoro bas ma zaokrąglone krawędzie, to ucierpi na tym dynamika. Owszem, w pewnych szczególnych przypadkach, jak np. nagłe wystrzały, ale ogólnie rzecz biorąc takowego problemu nie ma. Atoll znakomicie radzi sobie bowiem z dynamiką definiowaną w podręcznikach, a więc  zapewnia bardzo dużą rozpiętość pomiędzy dźwiękami cichymi i głośnymi. Muszę przyznać, że w tej dziedzinie mnie wręcz zaskoczył. Efekt ten przenosi się też na różnice w głośności samych nagrań. Atoll uwypukla je, eksponując różnice w jakości pomiędzy tymi mniej i bardziej skomprymowanymi dynamicznie.


Galeria


Naszym zdaniem

Był to jeden z faworytów – i nie zawiódł oczekiwań. IN200se oferuje brzmienie ciepłe, masywne, świetnie dociążone, ale też wyjątkowo barwne i czyste. Znakomita jest stereofonia, zaś dynamika tego urządzenia ukazuje, czym jest ona naprawdę. Pomimo trochę zmiękczonego charakteru, Atoll ma też ciekawy bas, o zróżnicowanej barwie i sporej potędze. Nie jest to jednak najlepsza propozycja dla miłośników precyzji w tym rejonie pasma.

System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, o średnim czasie pogłosu, kolumny ustawione w polu swobodnym na krótszej ścianie, w jednej trzeciej długości. Oddzielna linia zasilająca 25A z niezależnym uziemieniem.
Źródło: przetwornik M2Tech Young DSD plus laptop Asus A555L (Win 10 Pro, 4 GB RAM, Intel Core i3 2,0 GHz, J.River MC21)
Kable głośnikowe: Equilibrium Tune 55 Ultimate
Kable zasilające: Enerr Transcenda Ultimate
Listwa: Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A)

Atoll IN200se 5 zzz


Podsumowanie testu - Wzmacniacze zintegrowane w cenie do 7000 zł

Trzeba przyznać, że poziom przetestowanych wzmacniaczy był dość wyrównany i jednoczesnie całkiem wysoki. Nie odnotowalismy słabeuszy, których zupełnie nie warto rozważać w ramach decyzji zakupowych. Aż trzy konstrukcje otrzymały rekomendacje. To wyjątkowo dużo jak na niewielką w sumie grupę testową liczącą 6 sztuk. Xindak XA-6950(II) wyróżnił się nie tylko spektakularnymi gabarytami, wzorowym wykonaniem i zaawansowanym układem dual-mono z lampami na wyjściu i stopniem końcowym w klasie A, lecz także pięknymi barwami i zdyscyplinowanym basem. To ciepło brzmiący wzmacniacz, ale bez przesady. Atoll IN200se brzmi nawet cieplej, a jego atutami, prócz barw, są także stereofonia i dynamika. Heed Obelisk Si III również celuje w cieplejsze klimaty, lecz potrafi też nieźle radzić sobie z barwa, zapewniając przy tym całkiem dobrą równowagę pozostałych cech. Ujął nas swoją prezencją, a niemałym atutem jest też cena – najniższa w tym zestawieniu – a także minimalny pobór mocy. Jest to jednak wzmacniacz o najmniejszej wydajności, o czym warto pamiętać. Także jedyny, który można
upgrade’ować…

Pozostałe modele to również całkiem wartościowe wzmacniacze. Musical Fidelity M3si szczególnie usatysfakcjonuje zwolenników muzyki orkiestrowej. Roksan K3 to z kolei propozycja dla fanów rocka, z dużym potencjałem mocy, co czuć w postaci wielkiej swobody i panowania nad dźwiękiem. Najtrudniej przyporządkować Arcama. Jego atuty to niebywała precyzja, szybkość, konturowość basu oraz dobra funkcjonalność.

Wzmacniacze grupa blue main

Pozostałe wzmacniacze w teście grupowym

Arcam FMJ A29 1 aaa

Arcam FMJ A29

Roksan K3 1 aaa

Roksan K3

Heed Obelisk Si 1 aaa

Heed Obelisk Si III

Musical Fidelity M3si 1 aaa

Musical Fidelity M3si

XindakXA6950 1 aaa

Xindak XA6950 (II)

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)