Wydrukuj tę stronę

NAD Masters M32

Sie 09, 2017

Direct Digital DAC Amplifier – ten termin pojawia się u NAD nie po raz pierwszy. Tym razem sprawdzamy, co oznacza w praktyce, na przykładzie nowego wzmacniacza z serii Masters.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.pl
Cena: 19 900 zł (moduł MDC BluOS – dodatkowo 2099 zł)
Dostępne wykończenia: czarno-srebrne

Tekst: Marek Lacki, Filip Kulpa | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


NAD Masters M32 - Wzmacniacz cyfrowy

TEST

NAD Master M32 

To już dwanaście lat, odkąd NAD – niegdyś kojarzony wyłącznie z dobrym budżetowym hi-fi – rozpoczął „atak” na sektor high-end. Seria Masters (wówczas zwana „Master”) zadebiutowała w 2005 roku, a cztery lata później (2009) zaprezentowano owoc kooperacji z brytyjskim producentem półprzewodników – firmą Zetex. Współpraca ta miała na celu stworzenie prawdziwego wzmacniacza cyfrowego o brzmieniu wyprzedzającym konstrukcje analogowe i o co najmniej równie dobrych parametrach technicznych (główną bolączką konstrukcji cyfrowych był odstęp od szumów i poziom zniekształceń). Tak narodził się koncept wzmacniacza Direct Digital Feedback Amplifier (DDFA). Ucieleśnieniem tej idei był model M2. Trzy lata później (2012) rozwiązanie to wykorzystano w dużo tańszym wzmacniaczu C390DD, który pozostaje jedynym (nieprodukowanym już) wzmacniaczem cyfrowym NAD nienależącym do serii Masters (w obecnej serii Classic C300 firma stosuje analogowe, co do zasady wzmacniania sygnału, moduły Hypexa pracujące w klasie D).

W ubiegłym roku rolę modelu M2 przejął nowy wzmacniacz oznaczony symbolem M32, który – podobnie jak protoplasta sprzed 7 lat – również bazuje na niezupełnie nowej idei przetwornika c/a dużej mocy. I podobnie jak on jest jedynym wzmacniaczem cyfrowym w całej ofercie NAD-a. Warto zauważyć, że końcówki mocy w serii Masters bazują na modułach nCore firmy Hypex – podobnie zresztą jak najnowszy Marantz PM-10. Są to zatem wzmacniacze analogowe pracujące w klasie D. To wszystko sprawia, że z technicznego punktu widzenia M32 to swoisty rodzynek –  i to nie tylko u NAD-a.

Prawdziwie luksusowy

Wszyscy, którzy (w dalszym ciągu) postrzegają tę firmą jako producenta dobrze grających, ale niezbyt pięknych urządzeń, powinni na żywo zobaczyć ten wzmacniacz. M32 jest wprost bajecznie wykonany. Dotyczy to zarówno precyzji wykonania poszczególnych elementów, ich spasowania, jak i doboru materiałów. Stop aluminium, z którego została wykonana gruba przednia ścianka, zapewnia szlachetny efekt wizualny, zbliżony do szczotkowanej stali nierdzewnej. Od właściwego frontu odstaje dodatkowa płytka w kolorze czarnym. Ona ma także idealną fakturę bez skaz. Obudowa jest w całości aluminiowa, aluminiowe są nawet specjalnie dobrane śruby, którymi została skręcona. Gałka regulacji głośności, znajdująca się po prawej stronie wyświetlacza dotykowego, również zapewnia poczucie luksusu. Perfekcyjnie dobrano jej opór, ponadto jej łożyskowanie jest idealne – nie czuć żadnych luzów. Obudowa spoczywa na bardzo ciekawych (konstrukcyjnie) nóżkach. Są to dość ostro zakończone stożki, możemy indywidualnie regulować wysunięcie każdego z nich. W zestawie znajdują się podkładki, które łączą się z kolcami-nóżkami za pomocą magnesu. W ten sposób uzyskano dobrą izolację od drgań podłoża, przy zachowaniu możliwości łatwego przenoszenia wzmacniacza wraz z podkładkami. Podobne rozwiązanie stosuje Yamaha.


Funkcjonalność

Abstrahując od fantastycznego wykonania, najważniejszą cechą M32, z użytkowego punktu widzenia, jest to, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem o konstrukcji modułowej. Wystarczy rzut oka na tylną ściankę i wiadomo, w czym rzecz. Po lewej stronie widać wolne miejsca (sloty) na trzy moduły wejściowe MDC. Czwarty jest w fabrycznym wyposażeniu wzmacniacza i zawiera komplet pięciu wejść cyfrowych, których jest sumarycznie więcej niż wejść analogowych (trzy). Te zastosowano wyłącznie w celu zachowania kompatybilności z urządzeniami analogowymi – choćby gramofonem (na pokładzie wzmacniacza znajduje się dedykowany stopień korekcyjny MM wysokiej klasy). Ponieważ M32 jest, co do zasady działania, wzmacniaczem cyfrowym, to każdy sygnał z wejść analogowych musi trafić do przetwornika c/a – i z tego względu głównymi źródłami sygnału powinny być właśnie urządzenia cyfrowe.

NAD oferuje obecnie dwa moduły MDC, z których zdecydowanie ciekawszy jest BluOS (pisaliśmy już o nim przy okazji testów integr C368 i C388). Powstał on przy udziale specjalistów z Bluesounda, a zapewnia rozbudowaną funkcjonalność sieciową opartą na łączności Wi-Fi/LAN oraz Bluetooth. Możemy odtwarzać muzykę z lokalnych serwerów muzycznych, np. dysków NAS, a także strumieniować wprost z serwisów chmurowych (TiDAL, Spotify, Deezer i inne – w większości niedostępne w Polsce). Pewnym ograniczeniem modułu BluOS jest brak kompatybilności z formatem DSD. Dotyczy to nie tylko modułu sieciowego, lecz także wejść USB (A i B), w które jest wyposażona ta karta. Warto odnotować, że BluOS nie jest kompatybilny z UPnP/DLNA, jednak w obecnej wersji oprogramowania bezproblemowo wyszukuje i automatycznie dołącza dostępne w sieci serwery DLNA. Dużym atutem BluOS jest dodana niedawno kompatybilność z nowym  formatem kompresji MQA, z czego możemy realnie skorzystać wykupując abonament HiFi w serwisie TiDAL.  

NAD Master M32 gniazda

Moduł BluOS niepomiernie zwiększa funkcjonalność M32 i można go traktować jako opcję „obowiązkową" – tym bardziej, że jego koszt wynosi tylko 10% ceny wzmacniacza. Warto. Za pomocą drugiego modułu można dodać wejścia HDMI – wówczas M32 staje się już kombajnem A/V.


Olbrzymim atutem M32 – tak samo zresztą jak wcześniejszego C390DD – jest wbudowany układ (algorytm) filtracji składowych niskotonowych dla sygnału głośnikowego; rzecz niezwykle przydatna, jeśli zamierzamy skorzystać z aktywnego subwoofera podłączonego do wyjść pre-out. Analogicznie jak w amplitunerze A/V – tyle że znacznie dokładniej – możemy określić częstotliwość podziału basu, odciążając tym samym kolumny od reprodukcji niskiego basu. To z kolei pozwala na pełne wykorzystanie potencjału systemu wzbogaconego o dobrej klasy subwoofer aktywny (lub subwoofery). Dostępna jest także regulacja fazy – wszystko z poziomu menu.

Pomijając solidny aluminiowy pilot o oryginalnym kształcie, właściwym sposobem sterowania jest aplikacja na urządzenia przenośne, dostępna na obie popularne platformy (Android i iOS). Już ją znamy z urządzeń Bluesound, a dla tych, którzy nie mieli z nią do czynienia, dodajmy, że jest dość intuicyjna i daje całkiem sporo możliwości – na przykład tworzenia długich playlist złożonych z plików przechowywanych lokalnie i muzyki z serwisów streamingowych. Warto dodać, że moduł BluOS obsługuje nowy format kompresji MQA. Nagrania w tym formacie są już dostępne w serwisie TiDAL, w zakładce „Masters”.

Ciekawie rozwiązano sposób przechodzenia pomiędzy pracą a stanem spoczynku. Na górnej krawędzi frontu znajduje się małe pole; dotknięcie i przytrzymanie go przez chwilę uruchamia wzmacniacz, a ponowne przytrzymanie (dłuższe) go wygasza. Właściwy wyłącznik prądowy znajduje się z tyłu. Oczywiście możliwe jest także zdalne uruchamianie wzmacniacza.

 


Digital Direct – dla wnikliwych

Producent używa określenia DirectDigital DAC Amplifier w odniesieniu do opatentowanej techniki Direct Digital Feedback Amplifier, do której prawa ma obecnie firma CSR (od niedawna należąca do elektronicznego giganta Qualcomm), specjalizująca się w produkcji modułów Bluetooth i innych układów scalonych do aplikacji audio na masową skalę.

DDFA to rozwiązanie wywodzące się z układów w klasie D, lecz w odróżnieniu od nich wykorzystuje cyfrowe sterowanie tranzystorami kluczującymi (typu MOS-FET). Na wejście podaje się nie sygnał analogowy, a cyfrowy, zaś całością działania zarządza procesor DSP lub programowalny układ FPGA. Główną cechą DDFA jest użycie cyfrowej pętli sprzężenia zwrotnego. W ramach obróbki cyfrowej układ może dokonywać potrzebnych korekt sygnału (np. equalizacji) oraz zabezpieczać stopień wykonawczy (tranzystory) przez przeciążeniem.

NAD M32 mdc

Po dodaniu modułu MDC BluOS pozostają jeszcze dwa wolne sloty na inne karty. Można jeszcze dodać wejścia HDMI.


W pierwszym etapie sygnał wejściowy kodowany liniowo (PCM) przechodzi przez modulator szerokości impulsów (PWM). Proces ten jest źródłem błędów (szumów) kwantyzacji, zatem sygnał wyjściowy (zarówno ten sprzed filtra głośnikowego, jak i za nim – a więc analogowy) musi być poddany korekcji – w tym przypadku właśnie cyfrowemu sprzężeniu zwrotnemu. Operacja jest skomplikowana i zapętlona. Umożliwia ona kompensowanie błędów powstających zarówno w tranzystorach wyjściowych, jak i w układach zasilania, które nie muszą być stabilizowane.

Regulacja tłumienia cyfrowego jest dokonywana na ostatnim etapie obróbki, której dokładność pozwala na praktycznie bezstratne manipulowanie sygnałami o 24-bitowych słowach. Układ DDFA z definicji nie jest kompatybilny z DSD, stąd wynika brak wsparcia dla tego formatu.

Konwersja na sygnał analogowy odbywa się dopiero w filtrze wyjściowym, który skraca analogową ścieżkę sygnałową do absolutnego, fizycznego minimum. Warto zwrócić uwagę na bardzo małą impedancję wyjściową układu, wynoszącą ok. 0,01 Ω, co jest wartością mniejszą niż rezystancja typowych (niedługich) przewodów głośnikowych.

 


Brzmienie

Wzmacniacz był odsłuchiwany w kilku konfiguracjach: w połączeniu sieciowym, z wejścia USB audio (B), modułu Bluetooth oraz poprzez podłączenie zewnętrznego źródła do wejścia analogowego. Zacznę niejako od tyłu, bo jest to swego rodzaju ciekawostka: zaskakująco wysokiej jakości dźwięk uzyskałem w połączeniu Bluetooth, a więc najgorszym z możliwych. Pamiętam jak jeszcze pięć czy nieco więcej lat temu technologia ta była na tyle słaba, że myślenie o dźwięku audiofilskim poprzez Bluetooth można było włożyć między bajki. Teraz jest już naprawdę nieźle (a będzie jeszcze lepiej, bo nowy standard 5.0 zwiększa przepustowość łącza dwukrotnie). W praktyce można to łącze traktować niemal równoprawnie ze streamingiem sieciowym, jeśli w grę nie wchodzą gęste pliki lub gdy nie słucha się bardzo krytycznie.

Niezależnie od wybranej opcji połączenia, M32 ujawnił wspólne cechy, których się spodziewałem. Zaskoczeniem była natomiast ich skala – poziom wyśrubowania. Mam tu na myśli bas i dynamikę; szczególnie tę makro, ale mikro także. Zacznijmy od basu. Jest „totalny” w swojej szybkości i konturowości. W podobnej czy nawet dwa razy wyższej cenie nie znam wzmacniacza, który może się równać z NAD-em w kwestiach motorycznych. Szybkość basu może służyć za wzór – nawet dla wzmacniaczy w klasie D. W porównaniu z Devialetem Expert PRO130, który operuje równie wartkim basem, NAD dysponuje znacznie większą siłą uderzenia w momentach kulminacyjnych. Z kolei na tle końcówek mocy Atoll AM400 czy Pass Labs 150.8, bas NAD-a jest jednak marginalnie szczuplejszy. Precyzja i czytelność są zupełne, podobnie jak liniowe zejście w dół z zachowaniem tej samej szybkości i precyzji. Tu zresztą wyłania się druga istotna i pożądana cecha tego wzmacniacza, którą jest spójność czasowa. M32 wprost perfekcyjnie oddaje transjenty. Atak następuje równocześnie w całym pasmie – na basie, średnich i wysokich tonach. To jest po prostu jeden dźwięk, nierozdzielony na żadne składowe. Jeśli chcemy zaskoczyć znajomego, który przyszedł nas odwiedzić i chce posłuchać muzyki, ten wzmacniacz jest idealnym narzędziem, by gościa… przestraszyć. W skali mikro szybkość i precyzja również okazują się dużym walorem urządzenia.

NAD Master M32 wnętrze

Układ elektroniczny znacznie odbiega architekturą od wzmaniaczy analogowych – także tych pracujących w klasie D.


W kwestii walorów przestrzennych trzeba obiektywnie stwierdzić, że jest dobrze. Na pewno należy docenić precyzję lokalizacji na pierwszym planie. Trudno narzekać na ogólne poczucie przestrzenności. Niemniej, dalsze plany są jednak rysowane cienką kreską. W porównaniu z testowanym niedawno Devialetem sprawy mają się pod tym względem odczuwalnie gorzej.

Omawiany efekt jest ściśle związany z reprodukcją barw. Są realistyczne, nawet bardzo, jeśli ich istotą jest nasycenie dynamiką. Jeśli jednak mówimy o płynnej grze na skrzypcach, wiolonczeli czy innych instrumentach akustycznych, okazuje się, że barwy są w pewnym sensie przerysowane. Nie można jeszcze mówić o ostrości, ale jest to z pewnością zwrot właśnie w tym kierunku, nie zaś ocieplenia. To trochę jakby odwrotnie, niż było w przypadku NAD-a C368, który przy świetnej szybkości dysponował ciepłymi barwami. W M32 ciepła nie zaznamy, jest za to przejrzystość, której nie mają tańsze wzmacniacze, jak choćby wspomniany C368. Nawet kosztujący co najmniej dwa razy tyle mój prywatny Atoll nie ma tak przejrzystego brzmienia, acz z drugiej strony oferuje bardziej finezyjne barwy. NAD jest za to czystszy. Jeszcze bardziej klarowny okazuje się wspomniany Devialet, który lepiej oddaje barwy, ale – jak wspomniałem – nie ma on potęgi basu, którą dysponuje NAD. No cóż, ideałów nie ma – zawsze trzeba dokonać jakiegoś wyboru. W przypadku M32 jest on jednak dość łatwy, bo wszystko, co rytmiczne i szybkie, jest przez ten wzmacniacz odtwarzane wręcz perfekcyjnie. Jeśli ktoś tego właśnie potrzebuje – ma to jak znalazł.

 


Galeria


Naszym zdaniem

NAD M32 zzzRynek wzmacniaczy za około 20 tys. zł obfituje w wiele różnych konstrukcji. O ile wiele z nich trzyma wyższy lub niższy poziom, to jednak większość nie wyróżnia się zanadto. O wyborze decydują subiektywne cechy brzmienia, czasem także jakość wykonania czy wygląd. Nie ma wątpliwości, że na tym tle M32 jest pozycją szczególną. Nie tylko ze względu na wyborną szybkość, perfekcyjną kontrolę basu, niemal absolutną precyzję i klarowność dźwięku, lecz także ze względu na swoje możliwości funkcjonalne. Po dodaniu modułu BluOS będziemy mieli kompletny system audio za niecałe 22 tys. zł, a to zupełnie zmienia kontekst oceny – na jeszcze bardziej entuzjastyczną. Bez wątpienia M32 to jedna z najbardziej imponujących technicznie i brzmieniowo konstrukcji w swojej klasie. Ze względu na reprodukcję barw, wykonturowanie brzmienia, wzmacniacz ten nie przekona być może wszystkich, ale miłośnicy czystości, precyzji i małych zniekształceń nie mogą przejść obok cyfrowego NAD-a obojętnie.

System odsłuchowy

Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, o średnim czasie pogłosu, kolumny ustawione na krótszej ścianie w 1/3 głębokości pokoju. Oddzielna linia zasilająca 25A z niezależnym uziemieniem.
Kolumny: Equilibrium Atmosphere (2012)
Komputer/serwer: Asus A555L (Win 10, 4GB RAM, Intel Core i3-5005U, 2GHz, J.River MC21)
Przetwornik c/a: M2Tech Young DSD
Kabel USB: iFi Audio Gemini
Kable głośnikowe: Equilibrium Tune 55 Ultimate
Kable zasilające: Enerr Transcenda Ultimate
Listwa: 2 x Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A)
Stolik: Rogoz Audio 4SPB3/BBS

 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)