PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Atoll IN300

Wrz 26, 2017

Index

Brzmienie

Nie miałem możliwości porównania IN300 z tańszym modelem, jednak w gruncie rzeczy nie było to konieczne. Słuchałem IN200se w trakcie redakcyjnego testu kilka miesięcy temu i właściwie to mi wystarcza. Gdyby różnice pomiędzy nowym modelem a jego „bazą” były symboliczne, z pewnością miałbym kłopot z tym, jak zwerbalizować różnice. W rzeczywistości są one na tyle znaczące, że faktycznie można mówić o innym urządzeniu, choć z drugiej strony nie jest oczywiście tak, że obu wzmacniaczy nic nie łączy. Za wspólną ich cechę można z pewnością uznać to, że brzmią stosunkowo ciepło i – że się tak wyrażę – zamaszyście, energetycznie. IN300 bardziej jednak rozwija dźwięk pod względem precyzji i przestrzenności. Od razu słychać, że nie jest to integra za siedem, lecz na pewno za ponad dziesięć tysięcy złotych.

 

Atoll IN300 4 DAC

Sekcja przetwornika c/a ma spore możliwości (PCM 384k, DSD64), co zawdzięcza aplikacji układu konwertera AKM AK4490, kości XMOS do obsługi wejścia USB. Nieco problematyczna okazuje się aplikacja dwóch zegarów (słyszalne przełączanie). 

 

W trakcie testu odsłuchowego potwierdziło się, że IN300 należy do grona bardzo mocnych i sprawnych wzmacniaczy. Nie chodzi nawet o to, że bez trudu wysterował redakcyjne ATC SCM40 do naprawdę dużych poziomów głośności, lecz o to, z jaką łatwością znosił bardzo głośne granie na Zollerach, których efektywność jest wprawdzie duża (92–93 dB). Nie czuć było żadnej kompresji, żadnego „napięcia” sygnalizującego choćby początek problemów. Nie był to wprawdzie jeszcze poziom możliwości dużych końcówek mocy, jednak pod względem dynamicznym IN300 radził sobie bardzo dobrze w relacji co gabarytów i ceny. Różnicę na plus względem redakcyjnej integry Monrio MC206 oceniłem jako dość czytelną.

Dynamika nie ogranicza się to skali makro. Francuski wzmacniacz ma w sobie niewątpliwy „pierwiastek życia”, tj. spore pokłady energii, swoistej ochoty i werwy do grania. Nie jest to w żadnym razie dźwięk wyrywny, nerwowy ani tym bardziej szorstki, ale gdy przychodziło posłuchać dobrego bluesa czy jazz-rocka, Atoll przejawiał wyraźną ochotę do współpracy. Byłem naprawdę usatysfakcjonowany poziomem muzykalności i swoistej naturalności (nie mylić z neutralnością). Kolejne utwory z playlisty zatrzymywały moją uwagę na dłużej, nie pojawił się syndrom niecierpliwego odliczania do przeskoku do następnego utworu. Działo się tak po części dlatego, że Atoll oferuje dobry timing, a szkielet prezentacji opiera się na dynamicznej i żywej średnicy, która całościowo zdaje się być lekko powyżej sopranów. Oczywiście nie mamy tutaj do czynienia z modelowaniem dźwięku na miarę tego, co potrafią robić wzmacniacze lampowe, jednak pewne odstępstwo od neutralności istnieje i o nim właśnie jest mowa.

 

Atoll IN300 5 kondensatory

Pojemność filtrująca przekracza 80 tys. µF.

 

Środek pasma jest całkiem otwarty i dość transparentny, jak na wzmacniacz za 13 tys. zł. Bardziej jednak Atoll stara się czarować ekspresją wynikającą z energetyczności, niż finezją, przejrzystością czy przestrzennością. Scena jest całkiem imponująca na szerokość, ma też stabilną i bardzo konkretną lokalizację źródeł pozornych i więcej niż dobrą głębię. Brakowało mi jedynie plastyczności pierwszego planu znanej z Monrio. Możliwe, że wynika to z faktu, że w górze pasma Atoll brzmi stosunkowo łagodnie i całkiem czysto, ale już bez tej całkowitej otwartości i napowietrzenia. Nie jest to w żadnej mierze krytyka Atolla, raczej opis charakterystyki brzmieniowej. Inna sprawa, że MC206 jest pod tym względem nadzwyczajnie dobry, poza tym dopóki nie przeprowadziłem bezpośredniego porównania, nie miałem pełnej świadomości tego, że na tym pułapie cenowym da się lepiej odtworzyć „wysoczyznę” pasma, wykorzystując do tego celu wzmacniacz półprzewodnikowy.

Przeciwny skraj pasma wykazał z pewnością większą dyscyplinę niż tę, którą zapamiętałem z odsłuchów tańszego Atolla. IN300 świetnie sobie radzi z dawkowaniem energii, nie sprawiając, że omawiany zakres jest powiększony, choć niekiedy wydaje się, że energia pompowana do głośników w okolicach 100 Hz jest trochę nadmiarowa, że niekiedy przydałoby się lekkie utemperowanie i „sklarowanie” całości. Efekt jest jednak, moim zdaniem, dość subtelny i nie zmienia postaci rzeczy, że bas „francuza” zasługuje na określenia: wartki, zdyscyplinowany, a przy tym całkiem mocny i głęboko schodzący – a więc taki, jaki lubi zdecydowana większość słuchaczy. Do reprodukcji barw w omawianym zakresie również nie można mieć istotnych zastrzeżeń – balans konturowości i wypełnienia jest dobrze uchwycony, niezgorsza jest też klarowność, czyli mikrodynamika.

 

Atoll IN300 6 regulacja glosnosci

Do regulacji głośności służy układ LM1972M.

 

Powyższa ocena odnosi się do wejść analogowych, pozostało więc jeszcze skomentować możliwości wejścia USB. Uważam, że stanowi ono cenny (acz może nie dla wszystkich) dodatek do francuskiego wzmacniacza. W żadnym razie nie pozwoli ono wykorzystać pełni potencjału sekcji analogowej – na to jest zwyczajnie za słabe – jednak główne cechy wzmacniacza zostają zachowane. Najbardziej cierpi przestrzenność i rozdzielczość – dźwięk spłaszcza się i zagęszcza, choć różnica będzie bardzo mocno uwarunkowana tym, z jakim zewnętrznym przetwornikiem c/a porównamy to wejście. Konfrontacja z Meitnerem MA-1 jest cokolwiek niedorzeczna, ale jeśli odwrócimy rozumowanie, chcąc zastąpić je (wraz z komputerem) tanim streamerem do odsłuchu z TiDAL-a czy pików z NAS-a, wówczas prawdopodobnie okaże się, że wydatek 2–3 tys. zł nie ma żadnego sensu, więc o taką kwotę jesteśmy niejako „do przodu”. No, chyba że i tak mamy dobry DAC (za przynajmniej 5000 zł) zamiast odtwarzacza CD – wówczas wbudowane wejście USB nie będzie już atutem. Za to Bluetooth wciąż może się przydać…


Oceń ten artykuł
(15 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Hegel H90 NAD C338 »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją