PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Primare I35 DAC

Maj 06, 2018

Najnowszy wzmacniacz zintegrowany Primare pokazano już w maju 2017 r., na wystawie w Monachium. Kilka tygodni później mieliśmy okazję posłuchać, już w siedzibie firmy, egzemplarza przedprodukcyjnego. Jako pierwsza redakcja w Polsce i jedna z pierwszych na świecie, przeprowadziliśmy formalny test modelu I35.

Dystrybutor: Voice, www.voice.com.pl
Cena: 17 690 zł (wersja podstawowa bez DAC-a – 14 990 zł; I35 PRISMA – 19 490 zł)
Dostępne wykończenia: czarne, tytanowe

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Primare I35 DAC - Wzmacniacz zintegrowany

TEST


Primare I35DAC 1 aaa

 

I35 jest jednym z kilku produktów w nowej serii 35, formalnym następcą modelu I32. Prócz tego pierwszego, Primare pokazało odtwarzacz CD35, który będzie dostępny także bez przetwornika c/a (jako transport). Natomiast sam wzmacniacz będzie już niebawem oferowany w trzech wersjach: podstawowej – bez dodatkowego oznaczenia (wyposażonej wyłącznie w wejścia analogowe); DAC – zawierającej moduł przetwornika c/a; oraz najdroższej PRISMA – wyposażonej w DAC i moduł strumieniowy bazujący na rozwiązaniu Google Chromecast. Przedmiotem recenzji jest wersja z przetwornikiem c/a –  I35 DAC. Testowany egzemplarz przyleciał do nas prosto z fabryki.

Z zewnątrz urządzenie prezentuje się smakowicie. Wprawdzie stylistyka i materiały są konsekwentną kontynuacją poprzedniej gamy 30, jednak trudno się oprzeć wrażeniu świeżości tego projektu. Nie sposób odmówić temu wzmacniaczowi szyku i elegancji. Charakterystyczne wgłębienie za masywną aluminiową czołówką (podkreślające fakt odizolowania wyświetlacza we własnej komorze), precyzyjnie obrobione i wyoblone krawędzie, czy wreszcie gustownie wyoblone, wąskie gałki z szerokimi kołnierzami, idealnie licującymi i dopasowanymi do szczotkowanej czołówki z aluminium (dostępnej w kolorze tytanowym bądź czarnym) – to wszystko tworzy nad wyraz przyjemny obraz. Ustawiony na solidnej drewnianej półce mojego stolika Rogoz Audio, I35 prezentował się tak czysto, schludnie i elegancko, że aż miło było co i raz spoglądać w stronę sprzętu. Nawet znamienici włoscy kreatorzy elektroniki audio musieliby przyznać, że wygląd nowych klocków Primare jest na wskroś atrakcyjny.

 

Funkcjonalność

Od frontu wzmacniacz wydaje się zupełnie minimalistyczny. Cztery malutkie guziczki w obrębie okna wzorowo wyrazistego wyświetlacza OLED (dedykowanego do zastosowań w przemyśle motoryzacyjnym) są niemalże niewidoczne, a prócz nich mamy jeszcze tylko pokrętło wyboru źródła i regulacji głośności. Reszta guzików powędrowała na pilot – smukły, z plastiku i zbyt śliski, jak na mój gust. Odczujemy to szczególnie w zimowe dni, gdy skóra jest przesuszona – wtedy nadajnik ma tendencje do wyślizgiwania się z dłoni – szczególnie że od spodu ma obły kształt.

Obsługę zaawansowanych opcji realizuje się poprzez menu. Znaki w tym trybie są niestety tak małe, że trzeba podejść całkiem blisko urządzenia, by móc cokolwiek przestawić. Ustawień i funkcji jest bez liku. Czułość każdego z wejść (czyli wzmocnienie napięciowe) można wyregulować – choćby po to, by wszystkie źródła grały jednakowo głośno. Gdy poziom wejściowy jest nadmierny, komunikat na wyświetlaczu sugeruje zmniejszenie wzmocnienia (czułości) danego wejścia. Te, z których aktualnie nie korzystamy, mogą być pomijane w sekwencji wejść wybieranych kolejno kursorem na pilocie. Ponadto dla każdego z nich można utworzyć krótki, 7-znakowy alias (skrót). Co więcej, układ auto sense pozwala automatycznie wybierać to wejście, na które jest aktualnie podawany sygnał. Mało tego: dowolne wejście można przekształcić w „przelotkę” (fixed volume) do końcówki mocy (opcja dla posiadaczy procesorów A/V). Natężenie świecenia wyświetlacza daje się wyregulować w trzech krokach, a opcja startup volume określa głośność, z jaką startuje wzmacniacz. Przewidziano nawet wyłącznik opcji automatycznego usypiana i dwa tryby stand-by (Eco i Normal). Trzeba przyznać, że wszystkie te udogodnienia są naprawdę użyteczne – duże słowa uznania dla producenta.

 

Primare I35DAC 3 detal

Za grubą aluminiową czołówką, w zamkniętej komorze, schowano wyświetlacz. Wzorowa jakość wykonania.

 

Tył I35 świadczy o tym, że mamy do czynienia z modularną konstrukcją. Dolny rząd gniazd to wejścia analogowe: dwie pary XLR-ów, trzy pary wejść cinch i dwie pary wyjść (line i pre-out). Wejścia gramofonowego nie przewidziano, nie ma go też w opcji. Testowana wersja DAC ma ponadto aż siedem wejść cyfrowych (4 optyczne, 3 koncentryczne i USB typu B kompatybilne z DSD 256 oraz PCM 768 kHz) a także koaksjalne wyjście cyfrowe. Jaka jest jego funkcja? Okazuje się, że wzmacniacz ma wbudowany przetwornik a/c i umożliwia cyfryzację analogowych sygnałów wejściowych. Na wyjściu możemy otrzymać sygnał o próbkowaniu 48 lub 96 kHz (kolejna opcja w menu).

W wersji PRISMA otrzymamy ponadto dwa gniazda RJ-45 (LAN) – drugie jest po to, by nie musieć korzystać ze switcha, jeśli wszystkie złącza w routerze są już zajęte – gniazdo USB typu A (umożliwia ono odtwarzanie materiału PCM 24/192 oraz DSD 5,6 MHz) oraz dwie anteny Wi-Fi. W tej najbogatszej wersji tył I35 jest cały zapełniony gniazdami.

Na koniec tej części opisu warto wspomnieć o stabilnym ustawieniu I35 – nawet na lekko spaczonych półkach nie nastręczy trudności. Trzy masywne stopki zawsze wyznaczają jedną płaszczyznę, więc chybotanie jest wykluczone.
Wskazania elektronicznie regulowanej głośności są liczbowe – zastosowano umowną skalę 0–100, zapewniającą dużą precyzję i pełną powtarzalność ustawionego poziomu głośności. 

 

Budowa

Wnętrze nie przypomina zbytnio klasycznych konstrukcji w klasie AB – i nic dziwnego. I35, podobnie zresztą jak poprzednik, wykorzystuje stopień końcowy w klasie D oraz zasilacz impulsowy. Próżno tu więc szukać dużego trafo czy pokaźnych radiatorów. Moduły mocy znajdują się przy samych terminalach głośnikowych, tor sygnałowy rzeczywiście jest krótki (wielu producentów chwali się krótką ścieżką sygnału, ale niekoniecznie jest to prawdą), co wynika nie tylko ze specyfiki montażu (SMD na dwu- i czterowarstwowych laminatach), ale też z tego, że tranzystorów końcowych nie trzeba montować do radiatorów, których położenie w tradycyjnych wzmacniaczach nie jest przecież dowolne (w przypadku klasy D mogą być one zintegrowane na płytkach modułów wzmacniających).

Szwedzka marka była jednym z pierwszych wytwórców, którzy docenili zalety klasy D w sprzęcie audiofilskim. Terry Medalen używa wymownego porównania rozwijanej od dekady autorskiej techniki UFPD (Ultra Fast Power Device) do elektrycznych samochodów Tesla. Istotnie, trafnych analogii jest kilka: wydajność (oszczędność paliwa, w naszym przykładzie – energii elektrycznej), błyskawiczne i bezzwłoczne przyspieszanie (tu: szybkość i kontrola głośników), krótki tor sygnałowy (tu: brak skrzyni biegów, możliwość łatwej realizacji zaawansowanych napędów AWD itd.). Więcej o korzyściach płynących z implementacji klasy D piszemy w artykule: „Co kryje klasa D”.

Primare I35DAC 4 tyl

Testowana wersja I35 DAC ma siedem wejść cyfrowych. Otrzymujemy je również w najdroższej odmianie PRISMA, która pojawi się nieco później. Moduł sieciowy zastępuje klapkę z lewej strony.

 

W nowej generacji swoich wzmacniaczy Primare stosuje drugą, mocno zmodernizowaną generację modułów UFPD oznaczoną cyfrą 2. Zastosowano nowy obwód korekcji (wzmacniacza) błędów, który nie zmienia głębokości pętli (wzmocnienia) w zależności od częstotliwości, jak w pierwotnym opracowaniu. Układ zawiera inną cewkę w filtrze wyjściowym, który jest teraz drugiego (zamiast pierwszego) rzędu. Zabiegi te pozwoliły zlinearyzować pracę wzmacniacza, jego charakterystykę częstotliwościową, a przede wszystkim rozszerzyć pasmo mocy. W konsekwencji lepsza jest liniowość fazy. Według Primare atutem UFPD jest także prostota układu. Podczas gdy w innych rozwiązaniach stosuje się nawet 5–6 wzmacniaczy operacyjnych w obwodzie korekcyjnym, w rozwiązaniu Benta Nielsena pracuje tylko jeden scalak. Zniekształcenia THD mają być w założeniu niskie w całym pasmie, a nie tylko przy małych i średnich częstotliwościach (1 kHz). Zmierzona przeze mnie impedancja wyjściowa na zaciskach głośnikowych wyniosła poniżej 0,1 Ω, współczynnik tłumienia jest zatem więcej niż przyzwoity.

Poprawiono także zasilanie, którego wydajność wzrosła z 91,1% do 93,6% (przyrost jest większy, bo 5-procentowy dla napięcia zasilania 115 V). Integralną częścią zasilacza jest obwód APFC (Auto Power Factor Correction) odpowiedzialny za minimalizację przesunięcia fazy prądu względem napięcia. Składa się on z dwóch konwerterów PFC, przesuniętych względem siebie w fazie o 180 stopni. Zadaniem układu jest uniewrażliwienie się na harmoniczne pochodzące z sieci zasilającej (lub urządzeń domowych), jak również generowanie mniejszych zakłóceń na wyjściu. Wiadomym jest, że układy aktywne, w szczególności oparte na zasilaczach impulsowych, przesuwają prąd względem napięcia o dość znaczne kąty, czego skutkiem jest zredukowana moc czynna (zbędne nagrzewanie się elementów). Według Primare obecność I35 jest „niewidoczna” dla pozostałych urządzeń we wspólnej sieci elektrycznej. Pomiar poboru mocy na biegu jałowym (bez obciążenia) wskazuje jednak na znaczną wartość kąta (kosinus = 0,57) oraz sporą moc (czynną) wynoszącą 39 W. To więcej niż w przypadku większości niedużych wzmacniaczy pracujących w klasie AB – gdzie więc ta rzekoma oszczędność? W środku nie tylko tego wzmacniacza w klasie D, znajduje się spora ilość elektroniki cyfrowej. Przypuszczam, że wersja bez DAC-a zmieściłaby się w 30 W poboru mocy (układu przetwornika c/a w wersji „DAC” nie daje się niestety odłączyć).

 

Primare I35DAC 5 wnetrze

Czytelna, modularna konstrukcja o dobrze zoptymalizowanej architekturze i bardzo krótkim torze sygnałowym. 

 

A skoro już o DAC-u mowa – wszak testujemy wersję wyposażoną w tę właśnie opcję – to trzeba jasno powiedzieć, że Primare potraktowało temat nader poważnie. Godne podkreślenia jest nie tylko zastosowanie bardzo dobrej, ultranowoczesnej kości AKM AK4497EQ (obsługującej DSD 22,6 MHz, tu jednak – z uwagi na aplikację wejścia USB – mamy „tylko” 11,3 MHz), ale także projekt całej płytki i układów towarzyszących. Moduł c/a znajduje się na samej górze, jest częściowo ekranowany i wpięty bezpośrednio w szybkozłączki, bez pośrednictwa taśm. Widać głęboką optymalizację całego układu, skrócenie toru sygnałowego do absolutnego minimum.

 

Brzmienie

No dobrze, wiemy już całkiem sporo na temat nowego „primara”, czas na odpowiedź na najważniejsze pytanie: jak on gra?
I35 przeszedł wszystkie moje oczekiwania, które – dodam dla jasności – w głównej mierze kształtowała cena, a nie pochodzenie czy (odległe już) wrażenia z odsłuchów poprzednika. Zacznę od tego, że I35 to przede wszystkim wzmacniacz cechujący się bardzo dużym wyrafinowaniem. Ma mnóstwo subtelności, jest „żywy” w skali mikrodynamicznej i niezwykle przestrzenny. Na to wszystko nakłada się wrażenie swobody prezentacji, będące w dużej mierze pochodną rozdzielczości, która obiektywnie jest znakomita – iście high-endowa.

 

Primare I35DAC 7 firmowy uklad UFPD

Nowe moduły UFPD 2 zapewniają szersze pasmo i mniejsze zniekształcenia. Wydajność jest na tyle duża, że radiatory są szczątkowe.

 

Test i odsłuchy rozpocząłem w systemie domowym, stworzonym na bazie „opornych” zestawów ATC SCM40. I35 szybko wykazał się nie tylko brakiem efektu zadyszki (w te kolumny trzeba wpompować sporo woltów, by zagrały tak, jak potrafią), perfekcyjną szybkością i precyzją basu, ale i mnóstwem wysublimowania. Spodziewałem się usłyszeć dźwięk jaśniejszy i bardziej konturowy niż z integry Monrio. Przewidywania się potwierdziły, ale tylko częściowo. Nie stwierdziłem żadnego „skandynawskiego chłodu” ani nadmiernego wykonturowania. Była natomiast znakomita gładź, nieznana z Monrio czystość i otwartość dźwięku. W tych dziedzinach, szwedzka integra uchyla drzwi do innego, lepszego świata. Świata urządzeń ekstremalnych, kosztujących grube dziesiątki tysięcy złotych. Nie twierdzę, że jest to wzmacniacz tak samo dobry, natomiast uważam, iż pod względem łatwości wglądu w nagranie, ogólnej przejrzystości i otwartości mógłby naprawdę śmiało rywalizować z wieloma bardzo drogimi konstrukcjami. Tak „wyżyłowane” osiągi w tychże dziedzinach z pewnością mają swoją „cenę” w zakresie zubożenia barw czy odchudzenia dźwięku, pomyślicie. Okazuje się, że nie, a jeśli już, to co najwyżej tylko trochę. Owszem, I35 nie roztacza przed słuchaczem jakiejś bajkowej scenerii z atmosferą rozgrzaną do czerwoności. Nie gra zamaszystym, zagęszczonym dźwiękiem, który można siekać nożem, a następnie konsumować przy lampce dobrego wina. Z całą pewnością nie jest to ta estetyka. Mamy tu natomiast dobrze pojęte dążenie do „normalności”, czyli wiernego odwzorowywania barw, bez ocieplania, ale i bez schładzania. To takie umowne zero na skali temperatury rozumianej w dosłowny sposób. Bardziej jednak liczy się to, że prezentacja ma w sobie pożądaną swobodę i lekkość. To ten poziom wyrafinowania, przy którym przestajemy się zastanawiać, czy ten fortepian albo wokal powinny brzmieć odrobinę wyżej lub niżej. Przestaje to mieć większe znaczenie, ponieważ nasycenia tak naprawdę nie brakuje, a do tego wzmacniacz wprost wyśmienicie buduje wirtualną przestrzeń. Już w niezaadaptowanym akustycznie pomieszczeniu (gdzie grają ATC) zauważyłem nieprzeciętne osiągi I35 w tej materii. W systemie odniesienia walory przestrzenne testowanego wzmacniacza zyskały pełne potwierdzenie. Primare to jeden z bardzo nielicznych wzmacniaczy tranzystorowych za 15 tys. zł, który potrafi wytworzyć efekt przestrzenności (czytaj: niepłaskości) pierwszego planu. Instrumenty i wokale nie stoją w jednej linii, są lekko porozrzucane – bliżej lub dalej od słuchacza. Tworzą pewien układ przestrzenny, a nawet perspektywę. Znakomita większość wzmacniaczy w zbliżonej cenie wykazuje zaczątki tej umiejętności. Primare idzie znacznie dalej, tworząc naprawdę realistyczne efekty trójwymiarowej sceny dźwiękowej, w której dalsze plany nie są jedynym składnikiem głębi. Chodzi o ich różnicowanie, plastyczność całej prezentacji. Jak wiadomo, dobre wzmacniacze lampowe są w tej materii (średnio rzecz biorąc) lepsze od tranzystorów. Uciekają się jednak (lampowce) do pewnej manipulacji: otulają słuchacza kołderką nie do końca kontrolowanego basu, docieplają środek pasma, zaokrąglają ostrości. W efekcie otrzymujemy dźwięk „gęsty”, muzykalny, ale na ogół, niestety, niezbyt dokładny. Impulsowa integra Primare nie musi uciekać się do takich sztuczek, dodawać basu ani ocieplać średnicy, by grać naprawdę plastycznie. Wystarcza wyborna, acz zupełnie niewymuszona rozdzielczość, otwartość, nieskazitelna czystość całej prezentacji. Gdy znów podłączyłem mój jakże lubiany wzmacniacz Monrio MC206, zaskoczył mnie poziom „mikrobrudów”, drobnych nieczystości w dźwięku, które – jak sądzę – odpowiadają za atrakcyjność tego brzmienia. Można powiedzieć, że Primare zdemaskowało te ograniczenia. Byłem tym zaskoczony, a nawet zdumiony.

Potencjał I35 nie kończy się jednak w tym miejscu. Można powiedzieć, że to zaledwie rozgrzewka przed decydującym atakiem – w przenośni i dosłownie. I35 jest wzmacniaczem szalenie dynamicznym, co w żadnym razie nie oznacza epatowania zdolnościami w zakresie głośnego grania, a tym bardziej sztucznie podkręconych transjentów. Dynamika przybiera postać niewymuszonej swobody – rzeczywiście zachodzi tu daleko idąca analogia do piekielnie szybko przyspieszających aut elektrycznych pokroju Tesli Model S P90D czy nawet BMW i3. Wciskasz lekko gaz, a auto bez wachania prze do przodu, bez zająknięć i przerw na zmianę biegu (których tutaj nie ma). Z I35 jest podobnie. Praktycznie każdy poziom głośności, każdy skok dynamiki jest w zasięgu ręki, a rodzaj obciążenia ma jakby drugorzędne znaczenie. Nawet z opornymi SCM40, szwedzki wzmacniacz grał tak, jakby sterował kolumnami 90-decybelowymi. Znacznie skuteczniejsze Zollery z impedancją spadającą do 2,7 Ω ustawione jednak w o wiele bardziej wytłumionym pomieszczeniu (co ma olbrzymie znaczenie dla percepcji głośności) także nie stanowiły wyzwania. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nieprzeciętna rytmiczność i drive, dzięki czemu jazz, blues, rock i wszelkie gatunki muzyki rozrywkowej nie rozczarowują poziomem zaangażowania słuchacza.

 

Primare I35DAC 8 sekcja

Precyzyjną regulację głośności (ze skokiem 0,5 dB) zapewnia 4-kanałowy (tu w aplikacji różnicowej) układ scalony JRC NJW1195 o znakomitych parametrach. Przetwornik PCM4220 umożliwia cyfryzację sygnału (do 96 kHz) z wejść analogowych.

 

O cokolwiek dynamicznego poprosiłem ten wzmacniacz, on to robił – dokładnie tak, jak tego oczekiwałem. Śmiem twierdzić, że zbliżona precyzja i kontrola basu jest nie do uzyskania z podobnego gabarytowo (i cenowo) urządzenia w klasie A czy AB. Miłośnicy motoryzacji spalinowej (do których sam się zaliczam) już grymaszą, że auta elektryczne – szczególnie te o wysokich osiągach – będą pozbawione duszy, tj. dźwięku dużych silników spalinowych. Tak, ale w drugiej strony osiągi, jakie zaoferują już wkrótce, mogą sprawdzić, że z politowaniem będziemy oglądać się wstecz. Na gruncie wzmacniaczy w klasie D sprawa jest o tyle prostsza, co właśnie pokazuje przykład Primare – że wad jako takich po prostu nie ma. Przynajmniej nie w tym wcieleniu. Dodam dla pełni obrazu, że na wyborność basu składają się nie tylko sama precyzja. Wypełnienie i różnicowanie dźwięków z tego zakresu pasma są bardzo dobre, nie można tu mieć żadnych zastrzeżeń.

Podsumowując to wszystko, wypada stwierdzić, że integra Primare ma kompletny zestaw pożądanych cech i nie brak jej właściwie niczego. Czyżby ideał? Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, do czego miałbym się przyczepić. Że barwy mogłyby być obfitsze? Może i mogłyby, ale czy jest to konieczne, jeśli mamy odpowiednie źródło i głośniki? Oczywiście, że nie.

 

Jak dobry jest DAC?

Producenci wzmacniaczy doszli do poniekąd zrozumiałego wniosku, że skoro panuje moda na komputerowe audio, to wzmacniacz bez DAC-a nie spełnia oczekiwań klientów. Moim zdaniem to nadinterpretacja rynkowych trendów. Ci powinni mieć wybór: jeśli chcą wzmacniacz z przetwornikiem c/a, powinni móc go dostać, jeśli jednak nie jest im ten element do niczego potrzebny, to dlaczego mają za niego płacić (a tak się dzieje)? Primare przyjęło słuszną strategię: DAC-a oferuje tym, którzy go potrzebują lub chcą. Pozostaje jeszcze kwestia sprawdzenia, czy wbudowany w I35 układ to inwestycja warta dopłaty wynoszącej 2700 zł.

Podłączyłem więc Primare do Auralica Ariesa dopiero w ostatniej fazie testu. Ponieważ sam wzmacniacz jest wyśmienity, to i wymagania stawiane modułowi przetwornika powinny być duże. Konstruktorzy najwyraźniej mieli świadomość skali problemu, który sami (paradoksalnie) wytworzyli. Ze zdumieniem stwierdziłem, że regres jakości dźwięku względem tego, co słyszałem w połączeniu z Meitnerem MA-1, jest całkiem mały. Brzmienie zachowało te same cechy, które słyszałem wcześniej, jedynie „skala rewelacji” była mniejsza. Wciąż jednak środek pasma był bogaty i dźwięczny, bas – świetnie wypełniony, prężny i szybki; a góra – czysta i rozdzielcza, choć już bez tej organiczności i finezji. Ogólnie brzmienie miało bardziej surowy, jaśniejszy i trochę chłodniejszy charakter, nadal jednak zadziwiało zwiewnością i swobodną projekcją przestrzeni. Obstawiam, że gdyby zrobić porównanie z jakimś dobrym wzmacniaczem i odtwarzaczem CD w cenach po 10 tys. zł, Primare wygrałby taką konfrontację bez problemu.

 

Primare I35DAC 6 sekcja DAC

Moduł przetwornika c/a bazuje na znakomitej kości AK MAK4497EQ, układach XMOS (USB) i CS8416 (S/PDIF) oraz bardzo porządnym torze analogowym. Takiego układu nie powstydziłby się dobry zewnętrzny DAC.

 

Porównując to wszystko do wrażeń z wcześniejszych testów wzmacniaczy z przetwornikami c/a, muszę stwierdzić, że jakość wbudowanego DAC-a Primare jest wyśmienita. Efekty, jakie można uzyskać, są dalece lepsze. niż sugeruje wielkość dopłaty. Nie mam jednak wątpliwości, że zakup cedeka w cenie do 6–7 tys. zł, z czysto sonicznego punktu widzenia mija się z celem, jeśli decydujemy się na I35 DAC. By dostać lepszą jakość, trzeba wydać na zewnętrzny przetwornik c/a do najmniej drugie tyle, zaś w przypadku odtwarzacza CD kwota ta rośnie jeszcze bardziej. Pomijam już koszt interkonektów.

Zauważyłem jeden problem: przy przełączaniu sygnału PCM na DSD (lub na odwrót) następował silny trzask, którego natężenie jest na tyle duże, że przy naprawdę głośnym odsłuchu zachodzi ryzyko uszkodzenia głośników. Problem zgłosiliśmy już producentowi, który obiecał, że finalna wersja urządzenia będzie pozbawiona tego mankamentu.

 

Historia Primare

Marka Primare powstała w 1985 roku, z inicjatywy architekta i projektanta przemysłowego, Duńczyka Bo Cristansena, sfrustrowanego wyglądem współczesnego sprzętu hi-fi, jak również (podobno) jego brzmieniem. Dołączył do niego inny Duńczyk – inżynier elektronik Bent Nielsen. Pierwszym owocem przedsięwzięcia był trzyczęściowy wzmacniacz 928 (1986) – urządzenie utrzymane w stylistyce Bauhaus, całkowicie zrywające z „gałkologią” i „przyciskologią” lat 80. Wyjątkowy jak na tamte czasy projekt „928” doceniło Kopenhaskie Muzeum Sztuki Przemysłowej – egzemplarz wzmacniacza można podziwiać w stałych zbiorach tego muzeum.

Cztery lata później Christensen przedstawił radykalnie inny koncept stylistyczny: bardzo płaskie, nieco kosmicznie wyglądające urządzenia serii 20, wykończone w polerowanej stali. Obudowy były w związku z tym bardzo drogie i szalenie trudne w produkcji.

Przed opuszczeniem Primare (i założeniem Bo Technologies, w 1994 roku) Christensen wypuścił pierwszą, bardziej konwencjonalnie wyglądającą, lecz wciąż bardzo ładną serię 300 (m.in. wzmacniacz zintegrowany 301). To ona stworzyła podstawę stylistyki wszystkich późniejszych, włącznie ze współczesnymi, produktów Primare. Tymczasem jeszcze w 1993 roku Primare związało się finansowo ze szwedzką firmą dystrybucyjną Xena Audio AB prowadzoną przez Larsa Pedersena, znaną także z prowadzenia marek Copland i QLN. Pedersen obrał nowy kierunek rozwoju Primare: urządzeń rozsądnie wycenionych, niemniej o wciąż świetnej jakości wykonania i solidnej inżynierii. Koniec lat 90. okazał się pasmem sukcesów skandynawskiej marki. Seria 30, wprowadzona do sprzedaży 1998 roku, w samej tylko Polsce (złote czasy hi-fi w naszym kraju, pamiętacie?) sprzedawała się w dziesiątkach sztuk… miesięcznie. Zamówienia napływały 2–3 razy w tygodniu. Dzisiaj o takim wyniku można jedynie pomarzyć.

W 2000 roku Primare weszło na rynek elektroniki do kina domowego – pojawiają się odtwarzacz DVD V20, procesor P30 i 5-kanałowa końcówka mocy. Dwa pierwsze z tych urządzeń wkrótce zaczynają spędzać Pedersenowi sen z powiek. Awaria goni awarię. Urządzenia okazują się bardzo niedopracowane, większość egzemplarzy prędzej czy później trafia do serwisu. Firma uczy się na błędach, w latach 2002–2004 wypuszcza kolejne, już poprawione, urządzenia AV.

W 2007 roku pojawiła się kolejna nowość: jednoczęściowy system CDI10 wyposażony we wzmacniacz w klasie D. Rok później analogiczna integra z DVD oraz wzmacniacz A/V SPA22 – pierwsze urządzenie Primare z modułami UFPD (klasa D). W 2010 roku powstają nowe serie 20 i 30, w których Bent Nielsen adaptuje technikę UFPD na szerszą skalę. Mimo światowego kryzysu finansowego, system serii 30 odnosi spory sukces komercyjny i wizerunkowy, zdobywając nagrodę EISA 2012. Koniunktura wciąż jednak jest osłabiona i Primare spuszcza z tonu. Serie 20 i 30 ciągną sprzedaż, w 2012 roku pojawił się pierwszy przetwornik USB – DAC30, do którego rok później dołączył bazujący na nim odtwarzacz strumieniowy NP30. W kolejnym roku (2014) ma miejsce premiera dzielonego wzmacniacza serii 60. Potem następują 3 lata długiej ciszy. Lars Pederesen, najwyraźniej zmęczony prowadzeniem firmy, jesienią 2016 roku przekazuje stery byłemu pracownikowi amerykańskiego dystrybutora (Sumiko), Terry’emu Medalenowi. Ten przesympatyczny Amerykanin, wraz z dotychczasową załogą Primare (zespół zaledwie sześciu czynnie pracujących ludzi) stawia sobie za cel opracowanie całej rodziny nowych produktów. Premiera miała miejsce w drugiej połowie maja br. w Monachium.
 

Galeria

 

Naszym zdaniem 

Primare I35DAC 9b zzzGdy po pierwszej prezentacji I35 poznałem oficjalną cenę tego wzmacniacza, byłem lekko zawiedziony. „Nowy model droższy od starego o ponad połowę? Cóż, takie mamy czasy.” – pomyślałem. Tymczasem okazuje się, że postrzeganie nowego modelu poprzez pryzmat wzrostu ceny względem I32 jest całkowicie niezasadne. Mamy bowiem do czynienia ze ZNACZNIE lepszym wzmacniaczem, który – co jeszcze ważniejsze – doskonale broni się nie tylko w konfrontacji z czołowymi konstrukcjami za kilkanaście tysięcy, ale również tymi, których cena zaczyna się od cyfry 2. Gdybym to ja decydował o nazewnictwie tego modelu, nadałbym mu symbol I40. Marketingowo byłoby to chyba lepsze zagranie.

I35 jako „czysty” wzmacniacz analogowy za 15 tys. zł jest po prostu kapitalny – głównie dlatego, że niesamowicie uniwersalny. Każdy rodzaj muzyki odtwarza z równie wysoką jakością. Imponuje dynamiką, szybkością, timingiem, ale także rozdzielczością i przestrzenią. Suchość i „skandynawski” chłód barw? Nic z tych rzeczy. To urządzenie neutralne, bez oczywistych tendencji do upiększania brzmienia, ale też takie, którego można słuchać, słuchać i słuchać – bez oznak zmęczenia.

Wersja z przetwornikiem c/a okazuje się jeszcze bardziej imponująca. Za cenę o niecałe 20% wyższą otrzymujemy świetnej jakości DAC z dopracowanym wejściem USB i aż sześcioma innymi (cyfrowymi). Jeśli zapowiadana wersja PRISMA spełni pokładane oczekiwania, otrzymamy znakomity high-endowy wzmacniacz z wbudowanym streamerem.

Dodajmy jeszcze, że niezależnie od wersji, otrzymujemy wzorowo wykonany i zapakowany produkt o dopracowanej obsłudze i zaawansowanej funkcjonalności. Cóż jeszcze mogę dodać? Chyba tylko to, że testowy egzemplarz pozostał w naszej redakcji…

Systemy odsłuchowe:

System 1
Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione
Źródło: Auralic Aries (FW 4.1) / Meitner MA-1
Wzmacniacz: Conrad-Johnson ET2 / Audionet AMP1, Audionet WATT
Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis
Kable głośnikowe: KBL Sound Red Eye Ultimate
Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB
Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Red Eye Ultimate, Zodiac

System 2
Pomieszczenie: otwarty salon ok. 30 m2 o żywej akustyce
Źródło cyfrowe: Auralic Aries mini + Chord Hugo 2
Wzmacniacz: Monrio MC206
Zestawy głośnikowe: ATC SCM40
Interkonekty: Albedo Monolith
Kable głośnikowe: Equilibrium Sun Ray
Akcesoria: stolik  Rogoz Audio 4SPB (szerokość 113 cm) z blatami drewnianymi i wytłumieniem butylowym
Zasilanie: listwa Enerr Powerpoint, kable zasilające KBL Sound Red Eye Ultimate, Furutech FP-614Ag

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją