PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Accuphase C-2450 / A47

Gru 14, 2018

Duża końcówka mocy w klasie A w parze z dedykowanym przedwzmacniaczem od renomowanego producenta brzmi jak ucieleśnienie audiofilskiego marzenia. Do testu trafił taki właśnie zestaw.

Dystrybutor: Nautilus Poland, www.accuphase.pl
Ceny: C-2450 – 49 900 zł. A-47 – 44 900 zł

Tekst: Marek Dyba, Filip Kulpa (opis techniczny) |  Zdjęcia: AV, Accuphase

audioklan

 

 


Accuphase C-2450 / A47 - Wzmacniacz dzielony

TEST

Accuphase C-2450 A-47

 

Są takie marki, które nie pozwalają sobie na wpadki. Jedną z nich jest Accuphase. Ich produkty są zawsze bajecznie wykonane – to wręcz książkowy przykład japońskiej solidności, elegancji i dbałości o najdrobniejsze nawet szczegóły. Gdy panowie z Nautilusa przytargali testowane urządzenia (a jest co nosić!) i ustawili je na stoliku, od razu było jasne, że nie ma żadnych niespodzianek: te same znajome kolory, kształty, manipulatory – każdy, kto miał do czynienia z urządzeniami tej marki, będzie od razu wiedział co, gdzie i jak. Czy to źle? Bynajmniej. Po co zmieniać dizajn, do którego dochodziło się latami i który stał się wizytówką Accuphase'a?

C-2450

Nowsze wcielenia poszczególnych modeli Accuphase to efekt ewolucji, a nie rewolucji. C-2450 jest już czwartą generacją tego przedwzmacniacza (zaczęło się od 2400) i bezpośrednim następcą modelu C-2420, wprowadzonego do oferty końcem 2012 r. Z zewnątrz zmieniła się jedynie górna pokrywa, która teraz jest aluminiowa i cechuje ją atrakcyjna delikatna faktura szczotkowania „hair-line”. Z kolei gdy otworzy się charakterystyczną klapkę, widać nieco inny układ manipulatorów, a wizualnie największą zmianą jest kształt przycisków – prostokątny zamiast kwadratowego. Ważniejsze są jednak zmiany wewnątrz pięknych i cudownie dopracowanych obudów.

Po pierwsze, zastosowano elastyczną izolację mechanizmu pokrętła głośności od budowy, dzięki czemu praca silnika (podczas zdalnego sterowania głośnością) nie powoduje już mikrodrgań obudowy, jak w C-2420. Jakie to ma znaczenie w praktyce? Właściwie żadnego, ale jak perfekcja, to perfekcja. W oficjalnym dokumencie technicznym znajdziemy następujące zdanie, które następuje zaraz po informacji wyjaśniającej, że sam mechanizm pokrętła (obudowany aluminiowym blokiem wycinanym techniką CNC) nie znajduje się w torze sygnałowym (to jedynie element sterujący). „Jednakże czucie pokrętła głośności jest bardzo ważne dla audiofilów” – to doskonale tłumaczy, jakim perfekcjonistą jest Accuphase, jak również to, za co się płaci we współczesnym high-endzie. Rzeczywiście trzeba przyznać, że gałka porusza się ultramiękko i bezszelestnie. Wykonanie i dopracowanie C-2450 muszą kosztować. W tym kontekście cenę 50 tysięcy złotych łatwiej zaakceptować – zanim jeszcze to urządzenie podłączymy do systemu.

Accuphase C 2450 regulacje

Przyciski odwracania fazy i monofonizowania sygnału to jedne z ciekawszych i rzadziej spotykanych funkcji. Możliwa jest także zmiana wzmocnienia.

 

Drugim obszarem poprawy urządzenia jest układ regulacji głośności AAVA zapożyczony z droższego modelu C-2850. To autorskie rozwiązanie układu o regulowanym wzmocnieniu, które eliminuje regulowane/przełączane rezystory w torze sygnału. Zamiast tłumika sygnału (potencjometru, drabinki rezystorowej, układu scalonego itd.), zastosowano skomplikowany, sterowany mikroprocesorowo, zestaw 16 konwerterów napięcie-prąd (V-I), którym przypisano prądowe „wagi” ułożone w ciąg wykładniczy 2n. Istnieje teoretycznie 216 (65 536) ustawień głośności – nomen omen tyle, co poziomów sygnału na płycie CD, przy czym z powodów praktycznych liczba ta jest ograniczona do wartości mającej sens z punktu użytkownika. W górze skali regulacja odbywa się z precyzją 0,1 dB, nieco niżej (od -20 do -10 dB) skok wynosi 0,2 dB), zaś przy średnich poziomach – 0,5 dB. Modyfikacja dokonana w obrębie AAVA wiąże się z dążeniem do obniżenia poziomu szumu, co uzyskano dodając specjalny bufor w najwyższej gałęzi AAVA (tej odpowiadającej za najbardziej zgrubne zmiany poziomu) oraz dodając równoległy tor V-I dla dwóch górnych gałęzi układu. Efekt tych zabiegów jest dość symboliczny: obniżenie szumu szczątkowego z 2,2 do 2,0 μV, co w skali decybelowej oznacza spadek 0,8 dB i wartość bezwzględną -122 dBV. Oznacza to, że C-2450 jest nadzwyczaj cichym preampem, co może mieć istotne znaczenie szczególnie dla użytkowników tubowych systemów głośnikowych o efektywnościach rzędu 100 dB.

Accuphase C 2450 gniazda

Wewnętrzna architektura C-2450 bardzo przypomina poprzednika. Każdy z bloków funkcjonalnych jest zaekranowany, zaś tory sygnałowe (zbalansowane) dla kanałów lewego i prawego – fizycznie rozdzielone. Zastosowano dwa spore transformatory zasilające (jednak nie w konfiguracji dual-mono) oraz cztery kondensatory filtrujące, po 10 tys. μF każdy.

Pod masywną uchylną klapką znajdziemy sporo przełączników i regulacji. Wprawdzie nie jest to nic nowego u Accuphase’a, lecz warto wspomnieć o co ciekawszych regulacjach. I tak, możemy wybrać jeden z trzech poziomów wzmocnienia (12,18, 24 dB), odwrócić polaryzację sygnału wyjściowego (pod warunkiem, że korzystamy z wyjść XLR), zamienić sygnał na monofoniczny (przydatne przy ustawianiu i wygrzewaniu kolumn). Są też „nieśmiertelne” regulacje barwy (warto zauważyć, że „treble” regulują tak naprawdę przełom środka i góry – a więc pasmo, w którym zestawy głośnikowe często mają coś nie tak) oraz szereg ustawień aktywnych po zainstalowaniu opcjonalnego modułu gramofonowego AD-2850: wzmocnienia (60 lub 70 dB dla MC; 30 lub 40 dB dla MM) i impedancji (dla MC – 10, 30, 100 lub 300 Ω, dla MM – 47 kΩ). Co ważne, w pamięci przedwzmacniacza można zapamiętać ustawienia dla każdego z dwóch wejść modułu phono osobno.

Accuphase C 2450 wnetrze

Wnętrze high-endowych sprzętów musi dobrze wyglądać: to niezmienna od lat dewiza Accuphase’a. Naprawdę miło popatrzeć.

 

C-2450 został wyposażony w pięć wejść liniowych (RCA), dwa zbalansowane (XLR), pętlę magnetofonową oraz w dwa zbalansowane i niezbalansowane wyjścia. Dodatkowo – i to już jest zaskakująca opcja – przewidziano przelotkę dla… zewnętrznego przedwzmacniacza.

Także pod względem elektrycznym jest to sprzęt uniwersalny: impedancja wyjściowa jest mała (50 Ω), maksymalny poziom wyjściowy wynosi 7,0 V (dla wyjść XLR), zaś margines przesterowania dla wejść XLR to 6 V. Wyjście słuchawkowe z powodzeniem obsługuje słuchawki nisko- i wysokoomowe, zapewniając przyzwoity poziom wyjściowy 2 V przy 40 Ω (według deklaracji wytwórcy).

A-47

Wzmacniacz końcowy A-47 jest kontynuatorem linii relatywnie niedużych końcówek mocy A-4x pracujących w klasie A o mocy znamionowej 45 W na kanał (przy 8 Ω). Jego bezpośrednim poprzednikiem był model A-46 z 2011 roku, który z kolei zastąpił A-45 (2006). Jak podaje Accuphase, A-46 był w swoim czasie najlepiej sprzedającym się wzmacniaczem mocy. Sześć lat, jakie minęły od jego premiery, to jednak dość czasu, by pomyśleć o następcy i go wprowadzić do sprzedaży. A-47 to stopniowa ewolucja 46-ki, dokonana według znanego już schematu wypracowanego przez inżynierów Accuphase’a.

Przyjrzenie się specyfikacjom technicznym ujawnia kilka mniej lub bardziej istotnych różnic. A-47 ma przewagę nad poprzednikiem w dziedzinie zapasu dynamicznego (ang. headroom). O ile moc znamionowa pozostała bez zmian (45 W na kanał przy 8 Ω, 90 W przy 4 Ω i 180 W przy 2 Ω), o tyle moc dynamiczna wzrosła: z 99 do 102 W przy 8 Ω, ze 175 do 194 W przy 4 i z 376 do 438 W przy 1 Ω. To zasługa powiększonych kondensatorów w zasilaczu – teraz mają one 2 x 56 tys. μF (wcześniej: 2 x 47 tys. μF). Wzorem wzmacniaczy zintegrowanych skupiono się na poprawie implementacji prądowego sprzężenia zwrotnego (pętla rozpoczyna się przy samych zaciskach głośnikowych i obejmuje także masę – Balanced Remote Sensing), ponadto w zabezpieczeniu wyjść głośnikowych zastosowano nowe przełączniki mosfetowe o obniżonej rezystancji wewnętrznej (1,9 mΩ vs 2,6 mΩ) – analogiczny zabieg miał miejsce w integrze E-470. Suma tych zmian spowodowała znaczące obniżenie i tak już ekstremalnie małych zniekształceń THD (w rejony małych dziesiątych części procenta przy typowych mocach), jak również zwiększenie współczynnika tłumienia z 500 do 600 (wartość gwarantowana), czym rzeczywista wartość jest bliska 700 (jak podaje producent).

Accuphase a47 front

Topologia układu i zastosowane rozwiązania są bardzo podobne do tych w A-46. Mamy więc do czynienia z symetrycznie zorganizowanym wnętrzem, w którym centralną część okupuje zasilacz (ze wspomnianą już powiększoną sekcją filtracji), z płytkami monofonicznych stopni końcowych mocowanych bezpośrednio do radiatorów (wykorzystują one identyczne tranzystory Toshiba K3497/J618 w liczbie trzech par na kanał, widać jednak różnice w liczbie i typie użytych kondensatorów) oraz zbalansowaną płytką wejściową, która jest wyraźnie inna od tej w modelu A-46. Dzięki zmianom tu wprowadzonym wzmacniacz jest cichszy od poprzednika, generuje o 30% mniejszy szum spoczynkowy, co także docenią posiadacze wysokoskutecznych głośników kompresyjnych.

Analogicznie jak starsze konstrukcje, A-47 jest określany przez wytwórcę mianem wzmacniacza pracującego w klasie A, co jest pewnym uproszczeniem. Jak wiadomo, wzmacniacz ze stopniem końcowym spolaryzowanym do klasy A wykazuje w przybliżeniu stały pobór mocy, niezależny od obciążenia. W przypadku A-47 spoczynkowy pobór mocy jest relatywnie nieduży – wynosi nieco ponad 200 W (moc czynna), co jest wartością wystarczającą do tego, by wzmacniacz oddawał deklarowaną moc znamionową 2 x 45 W (przy 8 Ω) w klasie A. Jednakże przy mniejszych impedancjach, gdy A-45 zachowuje się jak idealne źródło napięciowe (podwajając moc przy 4 i znów podwajając przy 2 Ω), stopień końcowy przechodzi płynnie do pracy w klasie AB, o czym może świadczyć także to, że maksymalny pobór mocy (410 W) jest dwukrotnie większy od spoczynkowego. Posiadacze 4-omowych kolumn o małej efektywności ze zdumieniem odnotują, że ten „tylko 45-watowy” wzmacniacz napędza je bez trudu, ale też – świadomie lub nie – przy głośnym słuchaniu sprawią, że wzmacniacz będzie pracować w klasie AB, o czym być może warto pamiętać. Warto także wspomnieć, że dwie sztuki A-47 mogą zostać zmostkowane, dostarczając moc 180 W przy 8 Ω (w klasie AB).

Accuphase a47 wnetrze

A-47 to dość potężny wzmacniacz – obudowa ma 21 cm wysokości. Może pracować w trybie zmostkowanym, jako monoblok, zwiększając moc wyjściową (przy 8 Ω) czterokrotnie.

 

Typowo dla końcówki mocy, A-47 nie ma zbyt wielu regulatorów. Wysoka czołówka przykuwa uwagę podświetlanymi wskaźnikami mocy (a raczej mocowego ekwiwalentu napięcia wyjściowego), ponadto znajdziemy na niej mechaniczny włącznik prądowy oraz przełącznik wzmocnienia napięciowego (pokrętło po prawej), które można zmieniać w czterech krokach, w szerokim zakresie 12 dB (16-28 dB).

Boki urządzenia to okazałe radiatory – większe niż wynika z potrzeb energetycznych samego wzmacniacza. Z tyłu, oprócz podwójnych gniazd głośnikowych i dwóch kompletów wejść (RCA i XLR), zastosowano przełączniki trybu pracy (Dual Mono, Normal, Bridge) i fazy (polaryzacji) wejść XLR. (FK)

 

Brzmienie

Accuphase był dla mnie (MD) zawsze tranzystorowym odpowiednikiem lamp – na wszelki wypadek dodam, że w moich ustach to ogromny komplement, jako że to właśnie bańki próżniowe (zwłaszcza triody w układzie SE) są moim ideałem dźwięku. Pod tym pojęciem rozumiem brzmienie, z którym chciałbym na co dzień żyć (a jako recenzent nie mogę), a nie wyimaginowane – to jedynie słuszne (takowego swoją drogą nie ma). To dźwięk piękny, gładki, naturalny, płynny, wciągający, skupiający uwagę słuchacza na muzyce i emocjach, a nie na analizie poprawności realizacji nagrań czy rozważaniach na temat intencji ich producentów. Produkty japońskiej marki zawsze to, według mnie, oferowały i nic się nie zmieniło, mimo że charakter brzmienia stopniowo ewoluuje w stronę charakterystycznego dla systemów audio z najwyższej półki, połączenia naturalności z neutralnością.

Kolejne wersje przedwzmacniaczy i końcówek mocy mają coraz lepsze parametry – obniżanie szumu własnego, zniekształceń, a w końcówkach mocy – także impedancji wyjściowej – prowadzi do tego, że Accuphase, kiedyś kojarzony z „misiem”, dziś już nim nie jest, a nawet jeśli, to z takiego pluszowego zmienił się w brunatnego z krwi i kości. Ten ostatni też wydaje się powolny, łagodny, ale gdy trzeba, pokazuje zęby, pazury i potrafi „przyłożyć”. Jedyną znaczącą różnicą w tej analogii jest brak agresywności urządzeń Accuphase, choć są i tacy, którzy uważają, że na tej ewolucji nowe modele nieco jednak tracą pod względem muzykalności czy romantyczności. Należy jednak podkreślić, że japońscy inżynierowie ani na moment nie tracą z oczu muzyki i naturalności brzmienia, co należy odnotować i docenić.

Accuphase C 2450 ukladAAVA

Pod aluminiowymi kratkami znajduje się układ o regulowanym wzmocnieniu – AAVA (Accuphase Analog Vari-gain Amplifier). Elektronika wyświetlacza jest odseparowana metalowym ekranem.

 

Testowany zestaw jest doskonałym przykładem opisanej ewolucji marki. Jak to zwykle ma miejsce w przypadku klasy A, trochę czasu mija, zanim urządzenie (zwłaszcza końcówka mocy) osiągnie optymalny poziom grania. Dystrybutor sugerował wręcz pozostawienie systemu pod prądem na 2–3 dni (a najlepiej niewyłączanie w ogóle) i przeprowadzenie krytycznych odsłuchów dopiero po tym czasie, co też uczyniłem. Podniesie to co prawda koszty użytkowania o kilka złotych, ale patrząc na to realnie, ceny tych urządzeń sugerują, że ich właścicielami będą osoby, którym kilkunastozłotowa różnica w rachunku za prąd specjalnej różnicy nie zrobi (inną kwestią pozostaje świadomość ekologiczna lub jej brak).

Nie da się nie powtórzyć, że zestaw Accuphase w pierwszym rzędzie oferuje przede wszystkim niezwykle płynne, gładkie, muzykalne i angażujące brzmienie. Pod wieloma względami brzmi jak dobra lampa, z tym, że bez jej przywar w postaci szumów i zakłóceń, które z bańkami próżniowymi się zdarzają. Tu nawet w przypadku kolumn o dość wysokiej skuteczności (MACH 4) w głośnikach panowała kompletna cisza. Spora moc i wydajność prądowa A-47 sprawiają, że dobór kolumn będzie nieporównywanie łatwiejszy niż dla lampowych SET-ów. Wzmacniacz oferuje podobnie ciepłą, nasyconą, wręcz gęstą, ale i rozdzielczą średnicę, zbliżoną (choć w porównaniu z najlepszymi lampami jednak nieco gorszą) namacalność i trójwymiarowość dźwięku. Pięknie oddaje barwę i fakturę instrumentów i doskonale je różnicuje. Bajecznie zabrzmiał choćby krążek „Waltz for Debby” Billa Evansa czy „Tribute to Jack Johnson” Miles'a (ten ostatni już nie czysto akustyczny). Duet Accuphase’a równie przekonująco pokazał kontrabas, co i gitarę basową – wybrzmienia, energię i głębię brzmienia tego pierwszego, szybkość, moc i inną, ale równie odczuwalną energię tej drugiej. Fortepian na pierwszym krążku czarował barwą i potęgą brzmienia, trąbka na drugim była pięknie chropowata, delikatnie matowa, a jednak dźwięczna i bardziej rozświetlona, niż w przypadku większości wzmacniaczy w klasie A. Oba nagrania zrealizowano w studiach (to drugie jest wręcz dodatkowo kombinowane z różnych sesji), a mimo to system Accuphase'a potrafił stworzyć realistyczną prezentację z dobrą lokalizacją dużych, trójwymiarowych instrumentów na sporej scenie. Głębia tej ostatniej to jeden z nielicznych aspektów, w których ten zestaw najlepszym lampom nie dorównuje (choć jest blisko), ale i tak pod tym względem jest jednym z lepszych, znanych mi tranzystorów.

Accuphase C-2450 A-47

Idealne spasowanie, materiały najwyższej jakości. Trudno uwierzyć, że „drewniane" boczki są... aluminiowe – tak doskonały jest lakier.

 

Góra pasma to jeden z tych elementów, gdzie najlepiej słychać ową ewolucję brzmienia Accuphase'a. Nadal nie trzeba się obawiać nieprzyjemnych niespodzianek (wyostrzeń, szorstkości, czy nieprzyjemnej wersji sybilantów), ale dźwięk jest bardziej otwarty, czystszy, co przekłada się na większą swobodę i dźwięczność przy zachowaniu naturalnej delikatności wysokich tonów. To wyrafinowane, rozdzielcze, gęste od informacji granie, przy czym wszystkie te składowe są naturalnymi elementami prezentacji, nie wartościami samymi w sobie. Na pierwszym planie jest muzyka i emocje z nią związane. To właśnie najdobitniejszy wyraz owego pokrewieństwa z najlepszymi wzmacniaczami lampowymi.

Wspomniałem, że nowsze modele Accuphase'a nie są już misiami, a raczej niedźwiedziami. To porównanie przyszło mi do głowy, gdy na playliście wylądował album, po który sięgam ekstremalnie rzadko – mówię o debiucie System of Down. To kawał mocnego, elektrycznego grania, którego słuchanie na Accu normalnie nie przyszłoby mi nawet do głowy, ale doświadczenia z integrami E-470 i E-370 jasno pokazały wspomnianą ewolucję charakteru brzmienia, więc uznałem, że spróbuję. Zwykle posłuchałbym jednego, może dwóch utworów, wyciągnął wnioski i wrócił do bardziej „cywilizowanej” (z mojego punktu widzenia) muzyki. Jednak tym razem przesłuchałem (a podkreślam, że nie jestem masochistą) cały album. A-47 z łatwością rozhulał 12-calowe woofery moich Ubiqów, jednocześnie doskonale je kontrolując. Była w tym graniu świetna motoryka, moc, energia, muzyka została zaprezentowana zaskakująco czysto (jak dalece było to możliwe, oczywiście). Było nawet trochę drapieżności, pazura i „brudu”, które są nieodzownym elementem takiego ciężkiego grania, acz podkreślę tu słowo „trochę”. Słychać też było pewne cechy klasy A, występujące właściwie zawsze, czyli z jednej strony mocny, nisko schodzący, dociążony, dobrze różnicowany, ale z drugiej – raczej miękkawy bas. Nie spowolniony, nie przeciągany, nie rozmyty (może minimalnie), bo z dobrym timingiem, ale jednak z lekko zaokrąglonym atakiem. Jeśli ktoś akurat uzależnia swój wybór od tego aspektu, to powinien szukać swojego ideału poza klasą A.

Galeria

 

Naszym zdaniem

Accuphase C 2450 A 47 zzzC-2450 i A-47 to propozycja dla wymagającego miłośnika muzyki i to już nie tylko akustycznej. Ewolucja brzmienia Accuphase, którą zapoczątkowano kilka lat temu, postępuje, zatem nie jest to już wyłącznie ciepłe, miłe granie dla określonej grupy (majętnych, co by nie mówić) melomanów. Testowany zestaw zapewnia w pełni high-endowy dźwięk, nadal skierowany przede wszystkim do tych, którzy kochają muzykę jako taką, przedkładając przyjemność słuchania ponad analizę nagrań, czy rozważania nad „prawdziwością”, akuratnością brzmienia. Jest więc naturalnie, ale i niemal neutralnie, jest tu gęstość, nasycenie i gładkość, ale i duża rozdzielczość oraz ogromna ilość informacji. Jest dobra dynamika oraz drzemiąca moc i energia wsparte dobrą kontrolą napędzanych głośników (z nieco miękkim oddaniem basu), ładne budowanie przestrzeni, trójwymiarowość rodem z dobrych lamp, ale i precyzja godna rasowych tranzystorów z wysokiej półki. Po żadne ekstrema co prawda nie sięgałem, ale nie było muzyki, której testowany zestaw nie zagrałby swobodnie, z rozmachem, a jednocześnie ze smakiem.

System odsłuchowy:

  • Pomieszczenie: 24 m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio
  • Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition, GrandiNote MACH4
  • Źródła cyfrowe: Accuphase DP-720, ROKNA Wavedream, Lampizator Golden Atlantic, pasywny PC z WIN10 64bit, Roon. Fidelizer PRO, JPlay 5.1, karta USB JCat z zasilaczem Bakoon BPS-02, zasilacz liniowy komputera.
  • Kable sygnałowe: Siltech Triple Crown (XLR), Siltech Empress Double Crown, Hijiri Million, TelluriumQ Silver (USB)
  • Kable głośnikowe: Siltech Prince
  • Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: Furutech TP-609e i Gigawatt PF2 mk2, kable sieciowe Acrolink 9700, LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

 

 

 

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją