PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Naim NAC 202 / NAP 200 DR

Lut 20, 2019

Najtańszy dzielony wzmacniacz Naima był produkowany przez wiele lat w niezmienionej formie, aż w końcu doczekał się modernizacji. Jak poprawione zasilanie wpłynęło na jego dyspozycję?

Dystrybutor: FNCE S.A., www.naim.pl
Ceny: NAC202 – 11 999 zł, NAP200DR – 12 499 zł
Dostępne wykończenia: czarny lakier strukturalny, front szczotkowany

Tekst: Marek Lacki |  Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


Wzmacniacz dzielony Naim NAC 202 / NAP 200 DR

TEST

Naim NAC 200 / NAP 200DR

 

Chyba najbardziej poszukiwany wzmacniacz Naima, dwa lata temu przeszedł kurację odświeżającą. Zmiana nastąpiła wewnątrz i dotyczy części zasilania końcówki mocy, w której pojawiły się dyskretne stabilizatory napięciowe – sztandarowe dziś rozwiązanie Naima. Czy nowszy model ma szansę na współczesnym polu walki? Jak jego osiągi mają się do poprzednika?

Typowy Naim

Mimo że wzmacniacz składa się z dwóch części, a więc przedwzmacniacza i końcówki mocy, to z uwagi na specyficzne rozwiązanie zasilania należy go potraktować jak integrę – tyle że w dwóch oddzielnych obudowach. Wynika to z faktu, że przedwzmacniacz NAC 202 nie ma własnego zasilania, czerpie je albo z końcówki mocy, albo z opcjonalnego niezależnego zasilania. Do połączenia obu segmentów służy dostarczany w komplecie, 4-żyłowy kabel DIN, którym biegnie zarówno sygnał audio (z preampu do końcówki mocy), jak również symetryczne napięcia zasilające dla przedwzmacniacza – tym razem w przeciwnym kierunku, bo z końcówki mocy. To szalenie wygodne rozwiązanie, które ma także tę praktyczną zaletę, że wzmacniacz – choć dzielony – wymaga tylko jednego przewodu zasilającego. A to, jak wiadomo, zwiastuje pewne oszczędności, jak również redukuje gąszcz kabli bezładnie plątających się za szafkę ze sprzętem.

W odróżnieniu od dawnych modeli, NAC 202 został wyposażony w dwa „normalne” wejścia cinch. Domyślnie są one jednak nieaktywne, o czym doskonale wiedzą znawcy tematu, jednak dla świeżo upieczonego właściciela dzielonej amplifikacji Naima będzie to swoista niespodzianka, a może nawet powód to irytacji, jeśli uprzednio nie zajrzy on do instrukcji obsługi. Jednak warto ją czytać...

Naim NAC 200 / NAP 200DR

Otwory w obudowie zamiast zacisków, w dodatku zamienione stronami – za to Naima można... powiedzmy, nie lubić...

 

Jeśli chodzi o szatę wzorniczą, to nic się nie zmieniło – to stary dobry Naim w wydaniu, jakie znamy już od przeszło 10 lat. Kanciaste płaskie pudełka wykonane z grubych zamkniętych po bokach, od góry i dołu, stalowych profili o masie 3,9 kg (będącej głównym składnikiem ciężaru przedwzmacniacza) są jednakowe dla preampu i końcówki mocy. To oczywisty sposób na oszczędności po stronie producenta. Druga część każdego z urządzeń przypomina szufladę – wsuwa się ją bowiem we wspomniany profil, a następnie skręca od spodu. Front każdego z segmentów dzieli się symetrycznie na trzy nierówne części. Środkowa zawsze zawiera podświetlane na zielono logo. W przedwzmacniaczu, po prawej stronie, znalazły się podświetlane, bardzo przyjemne w dotyku przyciski bezpośredniego wyboru wejść, po lewej mamy gałkę głośności sprzężoną z klasycznym potencjometrem. Logo i guziki można wygasić niezależnie od siebie.

Jedną z ukrytych funkcji, niewidocznych na obudowie, a dostępnych z pilota, jest balans. Można go regulować wciskając przyciski na pilocie. Wynik regulacji jest wyświetlany na… gałce głośności. Po prostu w momencie osiągnięcia położenia środkowego miga ona dwukrotnie.

Końcówka mocy została wyposażona jedynie we wyłącznik prądowy umieszczony wygodnie z przodu. Z uwagi na brak zabezpieczeń i cewek na wyjściu, włączenie wzmacniacza oraz jego wyłączenie odbywa się przy akompaniamencie dość mocnego puknięcia wydobywającego się z głośników (o jego sile decyduje ich efektywność). To niepasujące do dzisiejszych standardów rozwiązanie jest przejawem niechęci producenta wobec wszystkiego, co niepotrzebnie komplikuje budowę wzmacniacza, a w konsekwencji może degradować brzmienie. Mnie to się podoba.

Specyfiką NAP-a 200 DR, jak zresztą każdej końcówki mocy Naima, jest brak wejść cinch (nie mówiąc już o XLR-ach). Nie znaczy to, że nie można jej połączyć z innym przedwzmacniaczem lub źródłem o regulowanym poziomie, jednak w tym przypadku będziemy zmuszeni do skorzystania z przejściówki. Drugim utrudnieniem, które nie spodoba się właścicielom kabli głośnikowych zakończonych widełkami, są gniazda w postaci otworów w obudowie. Co więcej, zupełnie nie wiadomo, dlaczego i po co są one zamienione miejscami – lewe wyjścia znajdują się z prawej strony tylnej ścianki, zaś prawe – z lewej. Efekt jest taki, że oba kable głośnikowe się krzyżują – chyba że sprzęt stoi na bocznej ścianie względem kolumn, jak preferuje Naim. Z tą nieformalną sugestią koresponduje minimalna sugerowana długość kabli głośnikowych, wynosząca 3,5 m – i to w przypadku firmowego kabla NAC-A5, który cechuje się (założoną) dużą indukcyjnością. Wspomniany brak cewek na wyjściach wzmacniacza sprawia, że przy podłączeniu kabli o dużej pojemności elektrycznej (jak dużej – dokładnie nie wiadomo), może dojść do oscylacji wzmacniacza, a w skrajnych przypadkach nawet do jego uszkodzenia. To również „naimowski standard” od lat i coś, o czym warto pamiętać.

Lepsze zasilanie

Tylny panel przedwzmacniacza zawiera wiele gniazd, które z pewnością wywołają pewną dezorientację u nowego użytkownika Naima. Tym bardziej, że niektóre z nich są zaślepione. Tajemnica leży w możliwościach rozbudowy systemu, polegających na poprawie i separacji obwodów zasilania – znanym od dekad „tricku” Naima. Pierwszy krok to wyeliminowanie potrzeby zasilania układów sterujących i cyfrowych w przedwzmacniaczu za pomocą zasilacza z końcówki mocy. Służy temu zasilacz NAPCS. Kolejnym krokiem może być uniezależnienie zasilania układów analogowych przedwzmacniacza od końcówki mocy. Modelem sugerowanym jest Hi-Cap DR, można także zastosować tańszy Flat Cap XS.

Naim NAP200DR końcówki mocy

Szybkie i ciche zasilanie stopnia końcowego zbudowanego z zakrytych aluminiowymi belkami tranzystorów.

 

Budowa

Wnętrze obu komponentów zawiera płytki drukowane, które w sposób charakterystyczny dla marki zostały zamontowane ze sporym luzem, co ma je chronić przed drganiami przedostającymi się na obudowy. Druga charakterystyczna dla tej marki cecha to niezwykle starannie prowadzone przewody sygnałowe oraz masa.

Oba urządzenia zbudowano w całości z elementów dyskretnych i zmontowano na klasycznym druku przewlekanym. W przedwzmacniaczu dominują tranzystory bipolarne 2N5089, do regulacji głośności służy klasyczny niebieski potencjometr Alpsa.

Naim NAC200 wnetrze

Montaż przewlekany, wysoka jakość wykonania, prosty tor sygnałowy, brak zasilacza i łatwy dostęp do całego układu to główne cechy NAC-a 202.

 

Końcówka mocy NAP 200 DR to przykład niezwykle prostego układu elektronicznego, który koncepcyjnie wywodzi się z pierwszej wersji tej końcówki mocy, wprowadzonej na rynek 47 lat temu (1971). Tranzystory stopnia końcowego (pojedyncza para na kanał) zostały zasłonięte płytkami wspomagającymi chłodzenie (i przy okazji uniemożliwiającymi identyfikację). Są spolaryzowane na tyle małym prądem spoczynkowym, że cały wzmacniacz (razem z NAC 202) pobiera z gniazdka zaledwie 13 W mocy w spoczynku. To mniej niż w przypadku znakomitej większości wzmacniaczy zintegrowanych – także tych impulsowych!

Tor sygnałowy zdominowały tranzystory, a źródłem zasilania jest 300-VA transformator toroidalny wspierany przez zestaw czterech elektrolitów Kemet 10 tys. μF/50 VDC oraz jeden mniejszy kondensator. Nowością na tym pułapie cenowym jest zastosowanie dyskretnej stabilizacji napięć zasilających; to rozwiązanie wcześniej wykorzystano w modelach NAP 500, NAP 300, NAP 250 (DR). To duża zmiana – szczególnie warta podkreślenia we wzmacniaczu kosztującym 12 tysięcy złotych. Zwróćmy uwagę, że niewiele końcówek mocy ma w ogóle jakąkolwiek stabilizację napięciową. Dyskretna stabilizacja (DR – Discrete Regulators) przyczynia się do obniżenia poziomu szumów względem wcześniej stosowanych rozwiązań opartych na układach scalonych, ponadto w przypadku końcówek mocy zapewnia większą „sztywność” zasilacza w momentach gwałtownego wzrostu poboru mocy, czyli pod dynamicznym obciążeniem. Szerszy opis tego rozwiązania zawarliśmy w recenzji wzmacniacza NAC 282/NAP 250 DR.


 

Brzmienie

Przez dwa lata byłem użytkownikiem poprzedniej wersji opisywanego wzmacniacza – kombinacji NAC 202/NAP 200. W naturalny sposób byłem więc ciekaw, jak duże zmiany wniosła ulepszona końcówka mocy i jak wzmacniacz jako całość broni się przed naporem konkurencji na wyższym niż 5 lat temu pułapie cenowym – już nie 20, a 25 tysięcy złotych. Przypomnę, że starą wersję uznałem za punkt odniesienia wśród wzmacniaczy do 20 tys. zł. Przez to ponad 6 lat trochę się na rynku zmieniło, pojawiły się nowe wzmacniacze pracujące w klasie D, z których niektóre są tak dobre, że zaczynają zagrażać dotychczasowym wzorcom z wyższych przedziałów cenowych. Z drugiej strony, niedawno testowany Moon 240i (zbudowany na scalakach!), zadziwił wyjątkową jakością brzmienia przy cenie 12 tys. zł. Jak do tego wszystkiego ma się klasyczny, ale odświeżony Naim? Czy jest lepszy od swojego poprzednika?

Naim NAP200DR wnetrze

Spore trafo i stabilizowany – w dodatku nie byle jak – zasilacz to clou tej zaskakująco prostej i oszczędnej energetycznie konstrukcji pracującej w płytkiej klasie AB.

 

Obiektywnie oceniając, trzeba przyznać, że owszem – jest lepszy. Nie jest to jednak drobna ewolucja brzmienia w kierunku poprawienia tego czy owego. Zmienił się trochę charakter tego wzmacniacza, podążając w innym kierunku, niż można by się spodziewać na podstawie odsłuchów droższych modeli (choćby kombinacji NAC 282/NAP 250 DR. Z pewnością nie jest to tylko kwestia innych głośników zastosowanych w teście, czy innego okablowania i źródła. Te elementy oczywiście mają znaczenie, ale staram się eliminować ich wpływ na ocenę. Oczywiście zawodna jest też pamięć, niemniej tamten model pamiętam wyjątkowo dobrze.

Doskonale pamiętam, że duet NAC 202/NAP 200 charakteryzował się znakomitą szybkością w całym pasmie, która dodatkowo podkreślona była ostro wyrysowanymi krawędziami. Jednocześnie brzmiał spójnie i nie był to dźwięk ostry. Wysoko oceniałem przestrzenność, natomiast barwy można było odebrać jako lekko surowe, choć żywe. Z pewnością nie nudne, bo nasycone, z dużym ładunkiem mikrodynamiki i emocji. Mocno zaznaczona średnica stanowiła szczególny wyróżnik tego brzmienia – była bardzo wyrazista. Naim był też (dla mnie) jednym z wzorców dynamicznych, ustępując w tej dziedzinie tylko konstrukcjom w klasie D z zasilaniem impulsowym. Górował jednak nad nimi wyraźnie w zakresie barw. Lubiłem także górę starego modelu, mimo że nie reprezentowała ona mistrzowskiego poziomu pod względem rozdzielczości. Grała jednak wyjątkowo prawdziwie, w sposób niezmiękczony i niewyostrzony, a co bardzo ważne – spójnie z resztą pasma.

Naim NAP200DR tor sygnalowy

Sekcja wzmocnienia napięciowego wykorzystuje wyłącznie elementy dyskretne – tranzystory bipolarne OnSemi 2N5087.

 

Dobra wiadomość jest taka, że nowy model zachował znakomitą większość zalet swojego poprzednika. Z pewnością na podobnym poziomie obiektywnie pozostały dynamika i szybkość. Niemniej, krawędzie ataku są teraz nieco bardziej zaokrąglone, już nie tak twarde, dzięki czemu wzmacniacz nie wydaje się już tak „pobudzony” jak poprzednik, mimo że szybkością mu wcale nie ustępuje. Możliwe, że wielu słuchaczy wskaże poprzedni model jako bardziej dynamiczny i szybszy, mimo że obiektywnie nie jest to prawdą.

Bas jest nadal wartki i dynamiczny. Teraz jednak, z uwagi na owo złagodzenie krawędzi, nie wydaje się już tak precyzyjny. Poprzednik maskował ostrymi konturami basu jego niepełne zróżnicowanie. Również obecnie bas nie należy do najbardziej zróżnicowanych, choć wciąż jest znakomity pod względem motorycznym.

Nowy Naim odziedziczył także to, za co można było kochać poprzednika – ten szczególny rodzaj jej podkreślenia w samym jej centrum. Średnie tony nadal są chyba najważniejsze na tle całego pasma, choć nie tak nasycone, organiczne i płynne jak z McIntosha MA8900. Amerykański wzmacniacz góruje poziomem wyrafinowania w omawianym zakresie nad Naimem. Gdy jednak potrzebny jest wyrazisty impuls, to Naim radzi sobie z nim lepiej. Ponadto NAC 202/NAP 200 DR znacznie dosadniej pokaże dialogi z filmu, nie zbliżając się jednocześnie do granicy wyostrzenia.

Jak widać, wiele cech pozostało niezmiennych, chociaż wygładzenie krawędzi może sprawiać wrażenie, że nowa wersja nieco zatraciła swój pierwotny charakter, że jest jakby słabiej przyprawiona niż poprzednik. Jednocześnie odniosłem wrażenie, iż rozdzielczość i w ogóle jakość wysokich tonów są teraz na całościowo wyższym poziomie niż dotychczas. Co prawda góra jest mniej dosadna, bardziej subtelna, ale subiektywnie – po prostu lepsza, bardziej naturalna. W tym względzie osiągnięto postęp.

Galeria

 

Naszym zdaniem

Naim NAC200NAP200DR zzzByć może niektórych fanów Naima zaskoczy ewolucyjna zmiana charakteru podstawowego wzmacniacza dzielonego w jego ofercie. Nowa końcówka mocy jest mniej zadziorna, a bardziej stonowana, przez co subiektywnie wydaje się jakby mniej dynamiczna. Nie można jednak zaprzeczyć, że wersja DR oferuje nieco lepsze wysokie tony, jest mniej surowa i całościowo bardziej wyrafinowana niż poprzednik. Wciąż jest to świetny wzmacniacz, tyle że już nieco mniej „charakterny” niż dawniej. Naim wciąż zwraca uwagę charaterystyczną średnicą, ma dobrą przestrzeń i świetny bas. Nie wolno też zapominać o dużych możliwościach apgrejdu poprzez stopniowe dokupywanie/wymianę zasilaczy, czego nie oferuje żaden z rywali. Zatem wciąż jest to wzmacniacz wart naszej rekomendacji.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją