Wzmacniacze - Audio-Video - Testy sprzętu stereo i wideo - Audio-Video - Testy sprzętu stereo i wideo Portal avtest.pl to najlepszy serwis o tematyce audio-video. Prezentujemy nowości z rynku oraz profesjonalne testy sprzętu. Redakcja miesięcznika Audio-Video zaprasza! https://www.avtest.pl/wzmacniacze 2024-05-03T09:59:27+00:00 Technics SU-R1000 2024-04-26T09:08:20+00:00 2024-04-26T09:08:20+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1412-technics-su-r1000 Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/521289ed4ae90519ecbe7129a9121af6_S.jpg" alt="Technics SU-R1000" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Pierwszy po wielu latach test wzmacniacza tej marki wzbudził u nas wielką ciekawość. Rozbudził też oczekiwania — tym bardziej, że chodzi o flagową Integrę za ponad 40 tys. zł. Integrę wprost naszpikowaną innowacyjnymi rozwiązaniami technicznymi.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Panasonic Marketing Europe, <a href="https://www.technics.com" target="_blank" rel="noopener">www.technics.com</a>&nbsp; <br /><strong>Cena (w czasie testu):</strong> 41 900 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny, srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst: </strong>Marek Lacki, Filip Kulpa | <strong>Zdjęcia:</strong> Technics, AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2023 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2023/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Technics SU-R1000 - Japoński majstersztyk</h3> <h4>TEST</h4> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-aaa.jpg" alt="Technics SU R1000" /></p> <p>Technics ma przeszło 50-letnią tradycję w produkowaniu wzmacniaczy tranzystorowych. Zaczął je oferować już w 1969 roku, a więc w czasie, gdy wciąż jeszcze królowały konstrukcje lampowe —&nbsp;mowa o modelu funkcjonującym pod kilkoma oznaczeniami, zależnie od rynku: 50A, SU-50A, SU-2010 i EAA-2010. Była to całkiem okazała integra o mocy znamionowej 30 W na kanał przy 8 omach i mocy muzycznej sięgającej 120 W — jak na tamte czasy, całkiem imponujące wartości. Cena 95 tys. jenów nie należała do przystępnych.</p> <p>W 1973 roku pojawiła się końcówka mocy SE-10000, a cztery lata później — spektakularny wzmacniacz końcowy dual-mono SE-A1, który produkowano do 1980 r. To bezkompromisowe urządzenie ważyło ponad 50 kg i kosztowało w Japonii milion jenów (w Niemczech —&nbsp;15 500 marek). Moc? 350 W na kanał, niezależnie od obciążenia (4–8 omów). Obydwa wzmacniacze miały słynne „wycieraczki”.</p> <p>Na początku lat 80. Technics zaoferował kolejne dwie końcówki mocy — dziś wciąż poszukiwany SE-A5 i jego mocniejszą/droższą odmianę, SE-A3. 2900 marek niemieckich w 1981 r. to wciąż był high-end (przynajmniej cenowy). Wielu czytelników AV zapewne pamięta te modele z prospektów, ponieważ oficjalnie nie były dostępne na hermetycznym rynku z epoki PRL. Odrębną kwestią są walory soniczne tych konstrukcji, ale to temat na inną okazję.</p> <p>Ponad 30 lat temu debiutował kolejny, dzielony wzmacniacz —&nbsp;SU-C7000/SE-A7000, którego wyróżnik stanowił bateryjnie zasilany przedwzmacniacz. Produkowano go, w kolejnych wersjach, aż do 2002 r. Cena kompletu wynosiła 13 800 marek. Był to ostatni prawdziwie high-endowy wzmacniacz Technicsa przed 2010 r., kiedy to Panasonic zadecydował o „zahibernowaniu” Technicsa na czas nieokreślony. Ten niechlubny epizod w historii marki trwał cztery lata. W momencie reaktywacji Technicsa zadebiutował wzmacniacz dzielony SE-R1/SU-R1. Nawiązania do konstrukcji z lat 80. i 90. były ewidentne, ale symboliczne — zachowano proporcje obudowy oraz wielkie wskaźniki wysterowania. I to tyle. Pod względem technicznym była to już zupełnie inna konstrukcja, w której japońscy inżynierowie dali popis swoich kompetencji.</p> <p>R-jedynka wykorzystywała autorski stopień końcowy w klasie D, który w odróżnieniu od większości wzmacniaczy tego typu, operował na sygnałach cyfrowych i bazował na stopniu sterującym zbudowanym z bardzo szybkich tranzystorów z azotku galu (GaN). W urządzeniu tym zadebiutował także obwód JENO oraz układ korekcji sygnału zależnie od podłączonych zestawów głośnikowych — LAPC. Kolejne nowinki dotyczyły zasilania. Technics po latach pokazał, że wciąż potrafi. Dla rynku hi-fi było to nie lada zaskoczenie.</p> <p>Pewną część z tych ambitnych patentów udało się przenieść do znacznie tańszej integry SU-G700, jednak pomiędzy serią Grand (do której ten wzmacniacz przynależał) a referencyjną R1 powstała przepaść.</p> <p>W 2021 r. Panasonic, właściciel marki, postanowił temu zaradzić, wprowadzając do sprzedaży wzmacniacz zintegrowany z serii referencyjnej, model SU-R1000, bohater tego spotkania.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Wzorowe wykonanie</h2> <p>Zacznijmy od tego, że jest to imponujące urządzenie. Zwraca na siebie uwagę ponadprzeciętnymi wymiarami i wzorową jakością wykonania. Niewiele jest produktów konkurencji tak perfekcyjnie spasowanych. Szczeliny są na tyle wąskie, że można w nie wcisnąć co najwyżej ludzki włos. Również grubość elementów i ich sztywność budzi prawdziwe uznanie. Opukiwanie paneli nie powoduje jakiegokolwiek rezonowania, co nie jest wcale oczywiste nawet w urządzeniach jeszcze droższych. Pilot jest częściowo metalowy i elegancko wykonany. Mimo że zawiera sporą liczbę przycisków, to w praktyce okazuje się czytelny i intuicyjny w użyciu.</p> <p><strong>Rozbudowane korekcje</strong></p> <p>Front wzmacniacza zdominowało, ciągnące się na całej szerokości okno, za którym, na białym tle umieszczono — a jakże — wskazówkowe wskaźniki mocy. Są one podświetlone białym światłem o chłodnym, niebieskawym odcieniu. Intensywność świecenia można regulować w trzech krokach lub całkowicie je wyłączyć. Wzmacniacz zapamiętuje ostatni wybór i po ponownym włączeniu jaskrawość podświetlenia jest taka sama, jak przed wyłączeniem.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-front.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 front" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-front.jpg" alt="Technics SU R1000 front" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>SU-R1000 jest wytwarzany w Malezji, ale jakość wykonania z powodzeniem dorównuje najlepszym urządzeniom z Japonii. Spasowanie szczelin reprezentuje poziom nieosiągalny dla zdecydowanej większości rywali.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Okazała gałka regulacji głośności emuluje działanie klasycznego potencjometru — ma położenia skrajne, mimo że nie została połączona z potencjometrem (regulacja odbywa się w domenie cyfrowej). Jest za to sterowana silnikiem. Głośność jest pokazywana na małym wyświetlaczu monochromatycznym, zlokalizowanym w górnym prawym rogu przedniej ścianki. Skala jest decybelowa i zaczyna się od poziomu -88 dB, a precyzja regulacji wynosi 1 dB. Pokazywane jest także wybrane źródło — analogowe, bądź cyfrowe. W tym drugim przypadku możemy odczytać częstotliwość próbkowania. Displej służy ponadto do obsługi menu, w którym ukryto liczne opcje. Można uaktywnić, bądź zdezaktywować regulację barwy. Do dyspozycji jest 3-punktowy korektor EQ (100 Hz, 1 kHz, 10 kHz). Da się też ustawić filtr dolnoprzepustowy, który ogranicza pasmo przenoszenia do 20 kHz (domyślnie do 80 kHz). Jest także funkcja tłumika (Attenuator), która redukuje czułość wybranych wejść. To ważna opcja, do której jeszcze powrócimy w dalszej części. Z poziomu menu można ponadto aktywować poszczególne wejścia i wyjścia, np. wyjście przedwzmacniacza czy wejście na końcówkę mocy itp.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-plyta.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 plyta" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-plyta.jpg" alt="Technics SU R1000 plyta" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Testowy winyl w komplecie ze wzmacniaczem cyfrowym? Nie, to nie jest żadna pomyłka ani prowokacja. Ma to głębszy sens.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Dalsze możliwości obejmują optymalizację ustawień przedwzmacniacza gramofonowego i jest to zagadnienie zasługujące na szersze omówienie. Układ korekcyjny RIAA ma konstrukcję hybrydową, tj. analogowo-cyfrową. Filtr analogowy dokonuje korekcji w obrębie małych częstotliwości (stała czasowa 3180 µs), a cyfrowy — w obrębie wyższego zakresu. W ten sposób uzyskano dużą precyzję korekcji RIAA (±1 dB w zakresie 20 Hz – 20 kHz). W komplecie otrzymujemy testową płytę gramofonową. Po jej włączeniu, podłączeniu gramofonu do jednego z wejść (RCA lub zbalansowanego XLR) i aktywowaniu funkcji Cartridge Optimizer, wbudowany układ DSP/FPGA dokonuje analizy sygnałów testowych, a następnie wprowadza automatyczne korekcje dwojakiego typu. Po pierwsze, minimalizowane są przesłuchy międzykanałowe, które stanowią poważną wadę zapisu rowkowego. Szkoda, że inżynierowie Technicsa nie poszli o krok dalej, oferując narzędzie do optymalizacji azymutu, czyli korekty robionej najczęściej „na oko”, która jest niestety niedokładna. Drugą z korekt jest Response Optimizer, czyli pomiar charakterystyki częstotliwościowej systemu odczytu oraz korekcja częstotliwościowo-fazowa przy 400 częstotliwościach (!) w celu skompensowania niedopasowania obciążenia (głównie pojemności) do danej wkładki. Przy okazji jest wyrównywana jej własna charakterystyka przenoszenia (wkładki nie są zbyt liniowe). To wszystko odbywa się w domenie cyfrowej. Tak, cyfrowej —&nbsp;i nie jest to przypadek, lecz skutek przyjętej koncepcji urządzenia. Jedno z ustawień dla wkładek MC (wejście XLR) jest ręczne — to gain, czyli wzmocnienie. Możemy je regulować w zakresie 9 dB, przy czym dobrze jest wybrać najniższe ustawienie. Dlaczego — o tym niebawem.</p> <p><strong>Cyfrowa klasa D</strong></p> <p>Na temat konstrukcji SU-R1000 można by napisać bardzo obszerny artykuł. Postaramy się tę kwestię możliwie zwięźle omówić. Najogólniej rzecz ujmując, mamy do czynienia z bardzo rozbudowanym układem w pełni cyfrowego wzmacniacza z zaawansowanym zasilaczem impulsowym (w przeciwieństwie do SU-R1, który ma zasilanie liniowe). Sygnały z wejść analogowych są digitalizowane za pośrednictwem kości przetwornika AKM AK5572. Tym samym, SU-R1000 nie posiada wbudowanego układu konwersji c/a. Cały wzmacniacz to de facto przetwornik c/a dużej mocy, podłączony bezpośrednio do zestawów głośnikowych. Nie jest to bynajmniej nowa koncepcja. Pierwszym urządzeniem zbudowanym według tej idei był pamiętny TacT Millennium (1998 r.). Kilka lat później powróciła do niej firma NAD, która wraz z producentem półprzewodników Zetex stworzyła „Direct Digital Amplifier” — najpierw był to model M2, a później także sporo tańszy C390DD. Pomysł TacT-a kontynuują także wzmacniacze Lyngdorf Audio.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat1.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat1.jpg" alt="Technics SU R1000 schemat1" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Schemat blokowy wzmacniacza SU-R1000. Sygnał z wejść analogowych jest digitalizowany, a z wejść cyfrowych jest obrabiany w tej formie aż do samej końcówki mocy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Nie zmienia to faktu, że znakomita większość wzmacniaczy w klasie D przyjmuje sygnał analogowy i w takiej wersji go „obrabia” aż do samego stopnia końcowego, który wykonuje operację polegającą na zamianie sygnału ciągłego na dyskretny ciąg impulsów o zmiennej szerokości (PWM), który steruje szybko przełączanymi tranzystorami. Dalej jest wspomniany, dolnoprzepustowy filtr LC, który pełni podwójną funkcję: rekonstruuje (wygładza) sygnał wyjściowy i odcina szum wysokoczęstotliwościowy generowany (w obfitości) przez impulsowy stopień mocy.</p> <p><strong>Moc innowacji</strong></p> <p>Na tym jednak podobieństwa typowej klasy D do dzieła inżyniera Tetsuya Itani i jego zespołu się kończą. Na bazie doświadczeń zdobytych podczas konstruowania flagowej końcówki mocy SU-R1, stworzono blok cyfrowy, który zastępuje obwody analogowego przedwzmacniacza w klasycznym wzmacniaczu zintegrowanym (bez względu na klasę). Składa się on z układu DSP współpracującego z przetwornikiem a/c obsługującym wejścia analogowe oraz dwóch sekcji obwodu JENO (Jitter Elimination and Noise Shaping Optimisation). W jego skład wchodzi konwerter częstotliwości próbkowania (SRC), dokonujący upsamplingu sygnałów wejściowych do formatu PCM 768 kHz, konwerter delta-sigma z układem kształtowania szumu oraz precyzyjny zegar zasilany bateryjnie, który taktuje całym obwodem i synchronizuje stopień końcowy. Jak wyjaśnia producent, zastosowano innowacyjne połączenie pętli fazowej (PLL) z kształtowaniem szumu w celu tłumienia komponentów spektrum jittera o małej częstotliwości. Zniekształcenia te są przenoszone w obszar dużych częstotliwości, gdzie skutecznie je „gubi” upsampler (SRC). Sprytne i ponoć unikatowe rozwiązanie. <br />Stopień końcowy otrzymuje sygnał cyfrowy PWM (o zmiennej szerokości impulsu), który steruje bardzo szybkimi tranzystorami polowymi z azotku galu (GaN-FET) o bardzo niskiej rezystancji w stanie przewodzenia i bardzo krótkim tzw. czasie martwym. Dla uzyskania precyzji przełączania zastosowano pojedynczą parę tych tranzystorów. Moc ciągła jest określana na poziomie 150 W na kanał przy 8 omach. Sądząc po warunkach pomiaru (THD=0,5%, 1 kHz) można by uznać, że są to wartości podane z pewną dawką optymizmu, jednak niezależne pomiary przeprowadzone przez „Stereophile” potwierdzają deklaracje producenta.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wnetrze.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img title="Technics SU R1000 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wnetrze.jpg" alt="Technics SU R1000 wnetrze" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>SU-R1000 to wyjątkowo złożone urządzenie. Układ zabudowano piętrowo.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>W konstrukcji R1000 niezwykle ważne są jeszcze dwa elementy, a mianowicie zasilacz i układ korekcji zniekształceń ACDT (Active Distortion Cancelling Technology). Pętla przypominająca na pierwszy rzut oka ujemne sprzężenie zwrotne, pobiera analogowy sygnał trafiający do głośników, następnie digitalizuje go, po czym dokonywane jest dopasowanie poziomu do sygnału wchodzącego do sterownika FET, usuwana składowa stała, by w końcu komparator porównał obydwa przebiegi i wygenerował na wyjściu „czysty” sygnał zniekształceń. Ten jest zawracany (w odwrotnej polaryzacji) na wejście wspomnianego układu JENO. Producent wyjaśnia, że w ten sposób eliminowany jest wpływ wstecznej siły elektromotorycznej generowanej przez cewki i filtry głośników, jak również fluktuacji napięcia zasilania pod obciążeniem oraz inne zakłócenia i szumy. Brzmi to przekonująco, ale może też budzić wątpliwości, czy oby na pewno tak duża ingerencja w sygnał cyfrowy nie ma negatywnego wpływu na brzmienie. Z pewnością wiele zależy od precyzji filtrów cyfrowych i mocy obliczeniowej DSP. W tym względzie producent nie ujawnia żadnych informacji. Na jednym ze zdjęć można dostrzec układ FPGA Altera III. Co ciekawe, poziom generowanych przez wzmacniacz zniekształceń THD wcale nie jest rekordowo niski — w szerokim zakresie mocy wyraża się w setnych części procenta. Dawne konstrukcje analogowe z lat 80. i 90. były pod tym względem „doskonalsze” — oczywiście za sprawą pętli sprzężenia zwrotnego, co do którego obecny zespół inżynierów Technicsa wypowiada się z dużą rezerwą.</p> <p>Impulsowy zasilacz Advanced Speed Silent Power Supply składa się z czterech niezależnych bloków, oddzielnie dla układów wejść analogowych (stopień phono i konwersja a/c), dla sekcji cyfrowej (JENO) oraz końcówek mocy lewego i prawego kanału. Zasilacz jest przełączany z dużą częstotliwością (rzędu 400 kHz) i współpracuje z ultraniskoszumnym regulatorem napięciowym, efektem czego ma być mniejszy szum niż w przypadku konwencjonalnego zasilania liniowego.</p> <p><strong>LAPC (Load Adaptive Phase Cancellation)</strong></p> <p>Jedną z unikatowych funkcji urządzenia jest LAPC, uruchamiana dedykowanym przyciskiem na pilocie. Jak sama nazwa wskazuje, jest to rodzaj kompensacji/korekcji dokonywanej (automatycznie) w zależności od podłączonego obciążenia. Obecność tej funkcji ma bezpośredni związek z działaniem filtru dolnoprzepustowego na wyjściu. To problematyczny element każdego wzmacniacza w klasie D. Bez tego filtru, nie mógłby on prawidłowo działać. Z drugiej jednak strony, filtr powoduje niepożądany wzrost impedancji wyjściowej w górnym zakresie pasma akustycznego, ponadto wchodzi w interakcję z głośnikami i ich filtrami, co powoduje pewne zaburzenia wynikowej charakterystyki częstotliwościowej i fazowej. Zadaniem LAPC jest skompensowanie tych niedoskonałości.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat2.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat2.jpg" alt="Technics SU R1000 schemat2" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Poglądowe przedstawienie idei działania pętli cyfrowej korekcji zniekształceń.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wbudowany we wzmacniacz układ DSP dokonuje analizy sygnału elektrycznego na zaciskach wzmacniacza pod obciążeniem (po podłączeniu kolumn), a następnie wylicza i wprowadza odpowiednie korekcje. Cała procedura trwa kilka minut. W tym czasie wzmacniacz wysyła kilka serii sygnałów testowych o różnej amplitudzie i czasie trwania. Działanie funkcji jest sygnalizowane pomarańczową diodą w okienku wskaźników mocy. Kompensację można wyłączyć w celu porównania dźwięku „przed” i „po”.</p> <p>Efekty działania układu są słyszalne, lecz niejednoznaczne. W systemie testowym red. naczelnego korekcja LAPC powodowała zmniejszenie ilości basu i jego swoiste osuszenie. Jednocześnie wzrastała precyzja w wyższych rejestrach, ale efekt ten nie był zbyt naturalny. Ostateczny odbiór korekcji zależał od tego, czy aktywne były wejścia analogowe, czy cyfrowe.</p> <p><strong>Wejścia i wyjścia</strong></p> <p>Tylna ścianka prezentuje się imponująco. Zwraca uwagę wzorowy porządek oraz najwyższa jakość gniazd, niezależnie od ich rodzaju i funkcji. Terminalne głośnikowe są podwójne (można je niezależnie załączać). Pokaźna średnica zakrętek i rozmieszczenie ich w dużej odległości od siebie sprzyja wygodnemu korzystaniu z zacisków, niezależnie od typu zakończenia kabla, co szczególnie docenimy w przypadku widełek.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wejscia.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 wejscia" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wejscia.jpg" alt="Technics SU R1000 wejscia" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Nietypowe rozmieszczenie gniazd wejść liniowych. Zbalansowane wejścia XLR phono obsługują wkładki MC.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak już zaznaczyliśmy, SU-R1000 jest wzmacniaczem w pełni cyfrowym. Nie powinna więc dziwić przewaga liczby wejść cyfrowych nad analogowymi. Wśród tych pierwszych znalazły się dwa porty USB Audio 2.0 (niespotykane), obydwa kompatybilne z formatami DSD 512 (natywnym), PCM 384 kHz i MQA. Mamy również do dyspozycji dwa wejścia współosiowe SPDIF i dwa optyczne. Dwa analogowe wejścia liniowe zostały zdublowane (pary RCA i XLR), a trzeci komplet przeznaczono dla gramofonu. Tu również mamy pary RCA i XLR. Przyznam, że pierwszy raz widzę coś takiego we wzmacniaczu zintegrowanym. Złącza XLR wykorzystamy jedynie w przypadku wkładek MC i gramofonów wyposażonych w zbalansowane wyjście.</p> <p>Wzmacniacz wyposażono ponadto w wyjście z przedwzmacniacza, bezpośrednie wejście na końcówkę mocy oraz pętlę do nagrywania.</p> <h2><br />Tajemniczy „Attenuator”</h2> <p>Dostępna w „setupie”, wspomniana już funkcja tłumika redukuje czułość wejść analogowych o 20 dB. Jak się okazuje, wejścia liniowe XLR dość łatwo jest przesterować. Przetwornik c/a o znamionowym poziomie wyjściowym 4 V RMS (Meitner MA3) powodował słyszalne zniekształcenia sygnału. Włączenie funkcji Attenuator rozwiązuje problem. Ale jest też drugie, równie ważne zastosowanie tej opcji.</p> <p>Końcówka mocy w SU-R1000 odznacza się dużym wzmocnieniem, rzędu 30 dB. Podawanie na wejście liniowe sygnału z typowego źródła cyfrowego (2 V) wiąże się z tym, że już przy poziomie rzędu -30 dB odsłuch jest głośny lub bardzo głośny, zależnie od efektywności kolumn i wielkości/akustyki pomieszczenia. W praktyce częściej będziemy operować w zakresie około -40 dB lub poniżej. To znaczny poziom tłumienia, które — przypomnijmy — jest dokonywane w dziedzinie cyfrowej. Prowadzi to do degradacji rozdzielczości toru cyfrowego (konwersji c/a). Technics nie podaje, z jaką precyzją działa regulacja, ale tak czy owak, 42 dB ściszenia odpowiada utracie 7 bitów. Są oczywiście metody, by minimalizować te straty, ale jako złotą regułę należy przyjmować, że im mniej tłumienia cyfrowego, tym lepiej. Funkcja „Attenuator” jest regulacją aktywną wyłącznie dla wejść analogowych, co oznacza, że wstępne ściszenie sygnału odbywa się (analogowo) w stopniach wejściowych. Dzięki temu możemy korzystać z górnych 20-30 dB, a nie 40-50 dB regulacji cyfrowej. To istotna różnica.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-volume.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-volume.jpg" alt="Technics SU R1000 volume" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Niewielki wyświetlacz jest w pełni użyteczny, choć wskazanie głośności jest nieco za małe. W przypadku korzystania z wejść analogowych warto zwrócić uwagę na funkcję Attenuator.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Próby odsłuchowe potwierdziły słuszność tej metody optymalizacji jakości dźwięku — dzięki ściszeniu wejść przekaz zyskuje na przestrzenności i zwiewności, staje się bardziej swobodny. W jeszcze lepszej sytuacji będą użytkownicy źródeł z przełączanym maksymalnym poziomem sygnału wyjściowego. Ustawienia niższe niż 2 V zapewnią optymalne efekty. Należy jeszcze zaznaczyć, że przy pełnym rozkręceniu potencjometru i wyłączonej funkcji tłumika, wzmacniacz mocno szumi. Tak duże wzmocnienie w odniesieniu do źródeł cyfrowych wydaje się zbędne, dlatego warto korzystać z „Attenuatora”.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie - wejścia analogowe</h2> <p>Z opisu wzmacniacza dość jednoznacznie wynika, że „preferuje” on sygnały cyfrowe na wejściu, ponieważ pozostają one w tej formie aż to ostatniego etapu wzmocnienia prądowego (konwerter a/c na wejściu nie ma zastosowania). Należałoby zatem uznać, że cały układ został zoptymalizowany pod źródła sygnału cyfrowego, z którymi zaprezentuje pełnię swoich możliwości. Jakby na to nie patrzeć, ma to niebagatelną zaletę praktyczną: niższy koszt niż w przypadku konieczności użycia kompletnego odtwarzacza/DAC-a. Zważmy przy okazji, że cena urządzenia obejmuje nie tylko wzmacniacz, ale również przetwornik c/a, którym SU-R1000 jest niejako z definicji.</p> <p>Na przekór teorii postanowiłem zacząć testy od domyślnych dla większości audiofilów wejść analogowych, podłączając do nich swoje referencyjne źródło, czyli przetwornik c/a Meitner MA3. Z naszych dotychczasowych doświadczeń dotyczących dużo tańszych wzmacniaczy w klasie D z konwersją a/c na wejściu wynika, że wcale niekoniecznie powoduje ona, iż takie urządzenie zagra gorzej niż z wejść cyfrowych. Bywa dokładnie na odwrót — i tym razem było podobnie.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-gniazda.webp" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-gniazda.webp" alt="Technics SU R1000 gniazda" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Do wzmacniacza można podłączyć 6 źródeł cyfrowych i trzy analogowe, w tym gramofon z wkładką MM lub MC (XLR).<br />Terminale głośnikowe są świetne. Plus i minus rozmieszczono w pionie, co jest całkiem wygodne.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jeśli widząc wzmacniacz o tak potężnej posturze, oczekujecie adekwatnych do wyglądu osiągów motorycznych, to nie zawiedziecie się. Technics imponuje ponadprzeciętnie potężnym, ale i kontrolowanym basem, którego rozciągnięcie i dynamika zdają się nie mieć ograniczeń. Slogan mówiący o tym, że w danym wzmacniaczu „czuć moc” pasuje tu jak ulał. Nie jest jednak na szczęście tak, że japońska integra „pompuje” bez opamiętania niskimi składowymi. Nie ma tu stałej obecności tego zakresu, która mogłaby zostać odebrana jako maniera. Bas odzywa się tylko wówczas, gdy jest o to „proszony”, jednakże w momentach spiętrzenia — gdy oczekujemy naprawdę potężnego uderzenia — SU-R1000 taki efekt zapewnia i nie pozostawia w tym względzie żadnego niedosytu.</p> <p>W okresie ostatnich kilku miesięcy miałem okazję testować kilka wzmacniaczy w zbliżonej cenie, jak również droższych. Żaden z nich nie zbliżał się do Technicsa możliwościami w zakresie potęgi i rozciągnięcia basu w połączeniu z tak dobrą i swobodną kontrolą, choć może niektóre nieco lepiej różnicowały ten zakres i nieco precyzyjniej rysowały kontury.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pokrywa.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pokrywa.jpg" alt="Technics SU R1000 pokrywa" /></a></p> <p>Ale to nie bas jest głównym atutem japońskiego wzmacniacza. Warto posłuchać zarówno dużych składów orkiestrowych, jak i małych ensembli. Dobrze, żeby były to nagrania audiofilskie, bez kompresji, z prawdziwym zakresem dynamicznym. Co w nich usłyszymy? Przestrzeń. Aby się tak jednak stało, wzmacniacz musi pograć przynajmniej 30–40 minut, a najlepiej pełną godzinę. Dobrze rozgrzany zaczyna roztaczać przed słuchaczem bardzo rozległą panoramę dźwiękową. Głębia jest imponująca. Wystarczy zamknąć oczy, by śledzić instrumenty z najodleglejszych miejsc sali. W przypadku mniejszych składów, rozkład instrumentów na scenie można wręcz narysować. Prezentacja jest jednak w pewnym stopniu zdystansowana, pozbawiona ofensywności.</p> <p>Dobrze zrealizowane nagrania brzmią w sposób zupełnie nienachalny, nigdy nie podchodząc za blisko, nie przekraczając granicy komfortu. Co innego, gdy puścimy typowe nagranie pop. Wówczas japońska integra może podać je bardziej „na twarz” i ukazać jako płaskie, bez wyrazu. Niemniej jednak, zawsze będzie zachowany dystans do pierwszego planu. Różnice pomiędzy poszczególnymi nagraniami potrafią być w tym względzie ogromne. Wydaje się, że Technics stara się pokazać jak najwięcej prawdy o informacjach przestrzennych ukrytych w nagraniach. Jeśli te informacje są wartościowe, czeka nas prawdziwa uczta dla uszu. Od dobrych realizacji nie sposób się oderwać.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pilot.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pilot.jpg" alt="Technics SU R1000 pilot" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pilot jest niczego sobie, ale nie zaszkodziłoby, gdyby był mniejszy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Ogólny charakter brzmienia Technicsa (podkreślam, że nadal jest tu mowa o wejściach analogowych) określiłbym jako delikatnie złagodzony. Jeśli ktoś oczekuje silnej bezpośredniości, mocnego nasycenia, a zwłaszcza ofensywności w prezentacji, to wbrew łatce, którą przypięto japońskiej marce w latach 90., tego tutaj nie odnajdzie. Nie ma także osuszenia ani wyostrzenia.</p> <p>Poziom analityczności dźwięku jest bardzo wysoki, jednak nie idzie to w parze z ekstremalnie niskim poziomem jakichkolwiek zniekształceń. Dźwięk określiłbym jako wyjątkowo czysty w skali bezwzględnej, a przez to łagodny. Szczególnie dotyczy to średnicy. W poprawnie (ale nie wybitnych) zrealizowanych nagraniach, właściwie nie sposób natknąć się na jakikolwiek ślad wyostrzeń. Barwy są neutralne, nieprzekłamane, bardzo dobrze różnicowane. Nie doszukałem się w brzmieniu tego wzmacniacza stałej maniery, przewidywalności. Jeśli jednak miałbym (trochę na siłę) się do czegoś przyczepić, to stwierdziłbym, że być może z niektórymi, mniej szczegółowymi źródłami, nasycenie barw, bezpośredniość i struktura mikrodynamiczna są lekko stonowane. Z Meitnerem Technicsa słuchało mi się jednak naprawdę dobrze. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że za parę dni będę musiał go oddać i wtedy zrobiło mi się nawet szkoda, bo zdążyłem się z nim zaprzyjaźnić.</p> <h2>Brzmienie —&nbsp;wejścia cyfrowe</h2> <p>Odłączenie DAC-a Meitnera i podanie tego samego sygnału cyfrowego do wejść USB Audio (z SOtM-a) i koncentrycznego (z Denona DCD-1015) wyraźnie zmieniło charakter SU-R1000. I nie była to zmiana korzystna. Brzmienie nabrało twardszego, syntetycznego posmaku, pogorszyła się płynność i szczegółowość. Ucierpiała głębia sceny, panorama dźwiękowa przybliżyła się do słuchacza. Przekaz całościowo sprawiał wrażenie wyraźnie bardziej precyzyjnego, konturowego, ale bardziej wysilonego. Był po prostu mniej naturalny. Poszczególne instrumenty zdawały się ze sobą rywalizować o ważność w miksie, niejako wbrew zamysłowi realizatora nagrania. Barwy podążyły w kierunku ochłodzenia i osuszenia. Konsekwencją tego wszystkiego był spadek muzykalności, a co za tym idzie, mniejsze zaangażowanie słuchacza w dłuższy odsłuch.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img title="Technics SU R1000" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000.jpg" alt="Technics SU R1000" /></a></p> <p>Biorąc pod uwagę, że digitalizacja sygnału wejściowego nie jest tutaj niczym złym, a dwa różne ustawienia gainu umożliwiają optymalizację działania regulacji głośności, można z powodzeniem założyć, że podłączenie gramofonu wysokiej klasy przyniesie kolejne, ciekawe odkrycia. Oto mamy więc wzmacniacz cyfrowy, który subiektywnie lepiej brzmi z.... wejść analogowych.<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Technics SU-R1000 jest pod wieloma względami imponującym urządzeniem. Wrażenie robi nie tylko jakość wykonania i wygląd, ale także możliwości funkcjonalne oraz innowacyjna technika. W obydwu tych dziedzinach referencyjna integra Technicsa zawstydza wiele zbliżonych cenowo wzmacniaczy od uznanych rywali. Nieprzeciętne brzmienie dopełnia tego obrazu, choć należy wyraźnie rozgraniczyć efekty uzyskiwane z wejść cyfrowych i analogowych —&nbsp;w tym drugim przypadku mamy na myśli podłączenie DAC-a wysokiej klasy (lub gramofonu i phonostage’a). Wbrew oczekiwaniom i logice, SU-R1000 brzmi wyraźniej lepiej, gdy podłączymy do niego klasowy DAC (lub gramofon) niż transport strumieniowy. Gdy dodamy do tego obecność funkcji LAPC, okaże się, że możemy uzyskać co najmniej cztery różne brzmienia z jednego urządzenia (pomijając wbudowaną korekcję barwy).</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-zzz.gif" alt="Technics SU R1000 ocena i dane techniczne" width="360" height="529" />W optymalnej konfiguracji „R-tysiączka” zapewnia gładki, pozbawiony wyostrzeń, przestrzenny dźwięk o sugestywnej głębi i solidnej dawce szczegółowości. Dla niektórych może to być przekaz zbyt mało ofensywny i barwny oraz trochę zdystansowany. W takim przypadku warto skorzystać z wejść USB.</p> <p>Uwzględniając wszystkie atuty urządzenia, należy obiektywnie stwierdzić, że SU-R1000 jest wart swojej wysokiej ceny, aczkowiek nie jest to propozycja dla każdego (kto dysponuje odpowiednim budżetem).</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2023 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2023/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>Sprzęt towarzyszący:</strong></p> <ul> <li><strong>Transport cyfrowy:</strong> SOTM SMS-200 Ultra + zasilacz S-Booster</li> <li><strong>DAC:</strong> Meitner MA3</li> <li><strong>Kolumny:</strong> Akkus Fidelia One</li> <li><strong>Kabel głośnikowy:</strong> Tellurium Q Blue II</li> <li><strong>Interkonekt:</strong> Purist Audio Design Vesta RCA</li> <li><strong>Kabel USB:</strong> Tellurium Q Silver</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> 2 x listw Enerr One + Enerr Transcenda Supreme HC, kable własnej konstrukcji</li> </ul> <p>&nbsp;</p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/521289ed4ae90519ecbe7129a9121af6_S.jpg" alt="Technics SU-R1000" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Pierwszy po wielu latach test wzmacniacza tej marki wzbudził u nas wielką ciekawość. Rozbudził też oczekiwania — tym bardziej, że chodzi o flagową Integrę za ponad 40 tys. zł. Integrę wprost naszpikowaną innowacyjnymi rozwiązaniami technicznymi.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Panasonic Marketing Europe, <a href="https://www.technics.com" target="_blank" rel="noopener">www.technics.com</a>&nbsp; <br /><strong>Cena (w czasie testu):</strong> 41 900 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny, srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst: </strong>Marek Lacki, Filip Kulpa | <strong>Zdjęcia:</strong> Technics, AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2023 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2023/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Technics SU-R1000 - Japoński majstersztyk</h3> <h4>TEST</h4> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-aaa.jpg" alt="Technics SU R1000" /></p> <p>Technics ma przeszło 50-letnią tradycję w produkowaniu wzmacniaczy tranzystorowych. Zaczął je oferować już w 1969 roku, a więc w czasie, gdy wciąż jeszcze królowały konstrukcje lampowe —&nbsp;mowa o modelu funkcjonującym pod kilkoma oznaczeniami, zależnie od rynku: 50A, SU-50A, SU-2010 i EAA-2010. Była to całkiem okazała integra o mocy znamionowej 30 W na kanał przy 8 omach i mocy muzycznej sięgającej 120 W — jak na tamte czasy, całkiem imponujące wartości. Cena 95 tys. jenów nie należała do przystępnych.</p> <p>W 1973 roku pojawiła się końcówka mocy SE-10000, a cztery lata później — spektakularny wzmacniacz końcowy dual-mono SE-A1, który produkowano do 1980 r. To bezkompromisowe urządzenie ważyło ponad 50 kg i kosztowało w Japonii milion jenów (w Niemczech —&nbsp;15 500 marek). Moc? 350 W na kanał, niezależnie od obciążenia (4–8 omów). Obydwa wzmacniacze miały słynne „wycieraczki”.</p> <p>Na początku lat 80. Technics zaoferował kolejne dwie końcówki mocy — dziś wciąż poszukiwany SE-A5 i jego mocniejszą/droższą odmianę, SE-A3. 2900 marek niemieckich w 1981 r. to wciąż był high-end (przynajmniej cenowy). Wielu czytelników AV zapewne pamięta te modele z prospektów, ponieważ oficjalnie nie były dostępne na hermetycznym rynku z epoki PRL. Odrębną kwestią są walory soniczne tych konstrukcji, ale to temat na inną okazję.</p> <p>Ponad 30 lat temu debiutował kolejny, dzielony wzmacniacz —&nbsp;SU-C7000/SE-A7000, którego wyróżnik stanowił bateryjnie zasilany przedwzmacniacz. Produkowano go, w kolejnych wersjach, aż do 2002 r. Cena kompletu wynosiła 13 800 marek. Był to ostatni prawdziwie high-endowy wzmacniacz Technicsa przed 2010 r., kiedy to Panasonic zadecydował o „zahibernowaniu” Technicsa na czas nieokreślony. Ten niechlubny epizod w historii marki trwał cztery lata. W momencie reaktywacji Technicsa zadebiutował wzmacniacz dzielony SE-R1/SU-R1. Nawiązania do konstrukcji z lat 80. i 90. były ewidentne, ale symboliczne — zachowano proporcje obudowy oraz wielkie wskaźniki wysterowania. I to tyle. Pod względem technicznym była to już zupełnie inna konstrukcja, w której japońscy inżynierowie dali popis swoich kompetencji.</p> <p>R-jedynka wykorzystywała autorski stopień końcowy w klasie D, który w odróżnieniu od większości wzmacniaczy tego typu, operował na sygnałach cyfrowych i bazował na stopniu sterującym zbudowanym z bardzo szybkich tranzystorów z azotku galu (GaN). W urządzeniu tym zadebiutował także obwód JENO oraz układ korekcji sygnału zależnie od podłączonych zestawów głośnikowych — LAPC. Kolejne nowinki dotyczyły zasilania. Technics po latach pokazał, że wciąż potrafi. Dla rynku hi-fi było to nie lada zaskoczenie.</p> <p>Pewną część z tych ambitnych patentów udało się przenieść do znacznie tańszej integry SU-G700, jednak pomiędzy serią Grand (do której ten wzmacniacz przynależał) a referencyjną R1 powstała przepaść.</p> <p>W 2021 r. Panasonic, właściciel marki, postanowił temu zaradzić, wprowadzając do sprzedaży wzmacniacz zintegrowany z serii referencyjnej, model SU-R1000, bohater tego spotkania.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Wzorowe wykonanie</h2> <p>Zacznijmy od tego, że jest to imponujące urządzenie. Zwraca na siebie uwagę ponadprzeciętnymi wymiarami i wzorową jakością wykonania. Niewiele jest produktów konkurencji tak perfekcyjnie spasowanych. Szczeliny są na tyle wąskie, że można w nie wcisnąć co najwyżej ludzki włos. Również grubość elementów i ich sztywność budzi prawdziwe uznanie. Opukiwanie paneli nie powoduje jakiegokolwiek rezonowania, co nie jest wcale oczywiste nawet w urządzeniach jeszcze droższych. Pilot jest częściowo metalowy i elegancko wykonany. Mimo że zawiera sporą liczbę przycisków, to w praktyce okazuje się czytelny i intuicyjny w użyciu.</p> <p><strong>Rozbudowane korekcje</strong></p> <p>Front wzmacniacza zdominowało, ciągnące się na całej szerokości okno, za którym, na białym tle umieszczono — a jakże — wskazówkowe wskaźniki mocy. Są one podświetlone białym światłem o chłodnym, niebieskawym odcieniu. Intensywność świecenia można regulować w trzech krokach lub całkowicie je wyłączyć. Wzmacniacz zapamiętuje ostatni wybór i po ponownym włączeniu jaskrawość podświetlenia jest taka sama, jak przed wyłączeniem.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-front.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 front" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-front.jpg" alt="Technics SU R1000 front" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>SU-R1000 jest wytwarzany w Malezji, ale jakość wykonania z powodzeniem dorównuje najlepszym urządzeniom z Japonii. Spasowanie szczelin reprezentuje poziom nieosiągalny dla zdecydowanej większości rywali.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Okazała gałka regulacji głośności emuluje działanie klasycznego potencjometru — ma położenia skrajne, mimo że nie została połączona z potencjometrem (regulacja odbywa się w domenie cyfrowej). Jest za to sterowana silnikiem. Głośność jest pokazywana na małym wyświetlaczu monochromatycznym, zlokalizowanym w górnym prawym rogu przedniej ścianki. Skala jest decybelowa i zaczyna się od poziomu -88 dB, a precyzja regulacji wynosi 1 dB. Pokazywane jest także wybrane źródło — analogowe, bądź cyfrowe. W tym drugim przypadku możemy odczytać częstotliwość próbkowania. Displej służy ponadto do obsługi menu, w którym ukryto liczne opcje. Można uaktywnić, bądź zdezaktywować regulację barwy. Do dyspozycji jest 3-punktowy korektor EQ (100 Hz, 1 kHz, 10 kHz). Da się też ustawić filtr dolnoprzepustowy, który ogranicza pasmo przenoszenia do 20 kHz (domyślnie do 80 kHz). Jest także funkcja tłumika (Attenuator), która redukuje czułość wybranych wejść. To ważna opcja, do której jeszcze powrócimy w dalszej części. Z poziomu menu można ponadto aktywować poszczególne wejścia i wyjścia, np. wyjście przedwzmacniacza czy wejście na końcówkę mocy itp.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-plyta.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 plyta" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-plyta.jpg" alt="Technics SU R1000 plyta" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Testowy winyl w komplecie ze wzmacniaczem cyfrowym? Nie, to nie jest żadna pomyłka ani prowokacja. Ma to głębszy sens.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Dalsze możliwości obejmują optymalizację ustawień przedwzmacniacza gramofonowego i jest to zagadnienie zasługujące na szersze omówienie. Układ korekcyjny RIAA ma konstrukcję hybrydową, tj. analogowo-cyfrową. Filtr analogowy dokonuje korekcji w obrębie małych częstotliwości (stała czasowa 3180 µs), a cyfrowy — w obrębie wyższego zakresu. W ten sposób uzyskano dużą precyzję korekcji RIAA (±1 dB w zakresie 20 Hz – 20 kHz). W komplecie otrzymujemy testową płytę gramofonową. Po jej włączeniu, podłączeniu gramofonu do jednego z wejść (RCA lub zbalansowanego XLR) i aktywowaniu funkcji Cartridge Optimizer, wbudowany układ DSP/FPGA dokonuje analizy sygnałów testowych, a następnie wprowadza automatyczne korekcje dwojakiego typu. Po pierwsze, minimalizowane są przesłuchy międzykanałowe, które stanowią poważną wadę zapisu rowkowego. Szkoda, że inżynierowie Technicsa nie poszli o krok dalej, oferując narzędzie do optymalizacji azymutu, czyli korekty robionej najczęściej „na oko”, która jest niestety niedokładna. Drugą z korekt jest Response Optimizer, czyli pomiar charakterystyki częstotliwościowej systemu odczytu oraz korekcja częstotliwościowo-fazowa przy 400 częstotliwościach (!) w celu skompensowania niedopasowania obciążenia (głównie pojemności) do danej wkładki. Przy okazji jest wyrównywana jej własna charakterystyka przenoszenia (wkładki nie są zbyt liniowe). To wszystko odbywa się w domenie cyfrowej. Tak, cyfrowej —&nbsp;i nie jest to przypadek, lecz skutek przyjętej koncepcji urządzenia. Jedno z ustawień dla wkładek MC (wejście XLR) jest ręczne — to gain, czyli wzmocnienie. Możemy je regulować w zakresie 9 dB, przy czym dobrze jest wybrać najniższe ustawienie. Dlaczego — o tym niebawem.</p> <p><strong>Cyfrowa klasa D</strong></p> <p>Na temat konstrukcji SU-R1000 można by napisać bardzo obszerny artykuł. Postaramy się tę kwestię możliwie zwięźle omówić. Najogólniej rzecz ujmując, mamy do czynienia z bardzo rozbudowanym układem w pełni cyfrowego wzmacniacza z zaawansowanym zasilaczem impulsowym (w przeciwieństwie do SU-R1, który ma zasilanie liniowe). Sygnały z wejść analogowych są digitalizowane za pośrednictwem kości przetwornika AKM AK5572. Tym samym, SU-R1000 nie posiada wbudowanego układu konwersji c/a. Cały wzmacniacz to de facto przetwornik c/a dużej mocy, podłączony bezpośrednio do zestawów głośnikowych. Nie jest to bynajmniej nowa koncepcja. Pierwszym urządzeniem zbudowanym według tej idei był pamiętny TacT Millennium (1998 r.). Kilka lat później powróciła do niej firma NAD, która wraz z producentem półprzewodników Zetex stworzyła „Direct Digital Amplifier” — najpierw był to model M2, a później także sporo tańszy C390DD. Pomysł TacT-a kontynuują także wzmacniacze Lyngdorf Audio.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat1.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat1.jpg" alt="Technics SU R1000 schemat1" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Schemat blokowy wzmacniacza SU-R1000. Sygnał z wejść analogowych jest digitalizowany, a z wejść cyfrowych jest obrabiany w tej formie aż do samej końcówki mocy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Nie zmienia to faktu, że znakomita większość wzmacniaczy w klasie D przyjmuje sygnał analogowy i w takiej wersji go „obrabia” aż do samego stopnia końcowego, który wykonuje operację polegającą na zamianie sygnału ciągłego na dyskretny ciąg impulsów o zmiennej szerokości (PWM), który steruje szybko przełączanymi tranzystorami. Dalej jest wspomniany, dolnoprzepustowy filtr LC, który pełni podwójną funkcję: rekonstruuje (wygładza) sygnał wyjściowy i odcina szum wysokoczęstotliwościowy generowany (w obfitości) przez impulsowy stopień mocy.</p> <p><strong>Moc innowacji</strong></p> <p>Na tym jednak podobieństwa typowej klasy D do dzieła inżyniera Tetsuya Itani i jego zespołu się kończą. Na bazie doświadczeń zdobytych podczas konstruowania flagowej końcówki mocy SU-R1, stworzono blok cyfrowy, który zastępuje obwody analogowego przedwzmacniacza w klasycznym wzmacniaczu zintegrowanym (bez względu na klasę). Składa się on z układu DSP współpracującego z przetwornikiem a/c obsługującym wejścia analogowe oraz dwóch sekcji obwodu JENO (Jitter Elimination and Noise Shaping Optimisation). W jego skład wchodzi konwerter częstotliwości próbkowania (SRC), dokonujący upsamplingu sygnałów wejściowych do formatu PCM 768 kHz, konwerter delta-sigma z układem kształtowania szumu oraz precyzyjny zegar zasilany bateryjnie, który taktuje całym obwodem i synchronizuje stopień końcowy. Jak wyjaśnia producent, zastosowano innowacyjne połączenie pętli fazowej (PLL) z kształtowaniem szumu w celu tłumienia komponentów spektrum jittera o małej częstotliwości. Zniekształcenia te są przenoszone w obszar dużych częstotliwości, gdzie skutecznie je „gubi” upsampler (SRC). Sprytne i ponoć unikatowe rozwiązanie. <br />Stopień końcowy otrzymuje sygnał cyfrowy PWM (o zmiennej szerokości impulsu), który steruje bardzo szybkimi tranzystorami polowymi z azotku galu (GaN-FET) o bardzo niskiej rezystancji w stanie przewodzenia i bardzo krótkim tzw. czasie martwym. Dla uzyskania precyzji przełączania zastosowano pojedynczą parę tych tranzystorów. Moc ciągła jest określana na poziomie 150 W na kanał przy 8 omach. Sądząc po warunkach pomiaru (THD=0,5%, 1 kHz) można by uznać, że są to wartości podane z pewną dawką optymizmu, jednak niezależne pomiary przeprowadzone przez „Stereophile” potwierdzają deklaracje producenta.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wnetrze.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img title="Technics SU R1000 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wnetrze.jpg" alt="Technics SU R1000 wnetrze" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>SU-R1000 to wyjątkowo złożone urządzenie. Układ zabudowano piętrowo.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>W konstrukcji R1000 niezwykle ważne są jeszcze dwa elementy, a mianowicie zasilacz i układ korekcji zniekształceń ACDT (Active Distortion Cancelling Technology). Pętla przypominająca na pierwszy rzut oka ujemne sprzężenie zwrotne, pobiera analogowy sygnał trafiający do głośników, następnie digitalizuje go, po czym dokonywane jest dopasowanie poziomu do sygnału wchodzącego do sterownika FET, usuwana składowa stała, by w końcu komparator porównał obydwa przebiegi i wygenerował na wyjściu „czysty” sygnał zniekształceń. Ten jest zawracany (w odwrotnej polaryzacji) na wejście wspomnianego układu JENO. Producent wyjaśnia, że w ten sposób eliminowany jest wpływ wstecznej siły elektromotorycznej generowanej przez cewki i filtry głośników, jak również fluktuacji napięcia zasilania pod obciążeniem oraz inne zakłócenia i szumy. Brzmi to przekonująco, ale może też budzić wątpliwości, czy oby na pewno tak duża ingerencja w sygnał cyfrowy nie ma negatywnego wpływu na brzmienie. Z pewnością wiele zależy od precyzji filtrów cyfrowych i mocy obliczeniowej DSP. W tym względzie producent nie ujawnia żadnych informacji. Na jednym ze zdjęć można dostrzec układ FPGA Altera III. Co ciekawe, poziom generowanych przez wzmacniacz zniekształceń THD wcale nie jest rekordowo niski — w szerokim zakresie mocy wyraża się w setnych części procenta. Dawne konstrukcje analogowe z lat 80. i 90. były pod tym względem „doskonalsze” — oczywiście za sprawą pętli sprzężenia zwrotnego, co do którego obecny zespół inżynierów Technicsa wypowiada się z dużą rezerwą.</p> <p>Impulsowy zasilacz Advanced Speed Silent Power Supply składa się z czterech niezależnych bloków, oddzielnie dla układów wejść analogowych (stopień phono i konwersja a/c), dla sekcji cyfrowej (JENO) oraz końcówek mocy lewego i prawego kanału. Zasilacz jest przełączany z dużą częstotliwością (rzędu 400 kHz) i współpracuje z ultraniskoszumnym regulatorem napięciowym, efektem czego ma być mniejszy szum niż w przypadku konwencjonalnego zasilania liniowego.</p> <p><strong>LAPC (Load Adaptive Phase Cancellation)</strong></p> <p>Jedną z unikatowych funkcji urządzenia jest LAPC, uruchamiana dedykowanym przyciskiem na pilocie. Jak sama nazwa wskazuje, jest to rodzaj kompensacji/korekcji dokonywanej (automatycznie) w zależności od podłączonego obciążenia. Obecność tej funkcji ma bezpośredni związek z działaniem filtru dolnoprzepustowego na wyjściu. To problematyczny element każdego wzmacniacza w klasie D. Bez tego filtru, nie mógłby on prawidłowo działać. Z drugiej jednak strony, filtr powoduje niepożądany wzrost impedancji wyjściowej w górnym zakresie pasma akustycznego, ponadto wchodzi w interakcję z głośnikami i ich filtrami, co powoduje pewne zaburzenia wynikowej charakterystyki częstotliwościowej i fazowej. Zadaniem LAPC jest skompensowanie tych niedoskonałości.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat2.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-schemat2.jpg" alt="Technics SU R1000 schemat2" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Poglądowe przedstawienie idei działania pętli cyfrowej korekcji zniekształceń.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wbudowany we wzmacniacz układ DSP dokonuje analizy sygnału elektrycznego na zaciskach wzmacniacza pod obciążeniem (po podłączeniu kolumn), a następnie wylicza i wprowadza odpowiednie korekcje. Cała procedura trwa kilka minut. W tym czasie wzmacniacz wysyła kilka serii sygnałów testowych o różnej amplitudzie i czasie trwania. Działanie funkcji jest sygnalizowane pomarańczową diodą w okienku wskaźników mocy. Kompensację można wyłączyć w celu porównania dźwięku „przed” i „po”.</p> <p>Efekty działania układu są słyszalne, lecz niejednoznaczne. W systemie testowym red. naczelnego korekcja LAPC powodowała zmniejszenie ilości basu i jego swoiste osuszenie. Jednocześnie wzrastała precyzja w wyższych rejestrach, ale efekt ten nie był zbyt naturalny. Ostateczny odbiór korekcji zależał od tego, czy aktywne były wejścia analogowe, czy cyfrowe.</p> <p><strong>Wejścia i wyjścia</strong></p> <p>Tylna ścianka prezentuje się imponująco. Zwraca uwagę wzorowy porządek oraz najwyższa jakość gniazd, niezależnie od ich rodzaju i funkcji. Terminalne głośnikowe są podwójne (można je niezależnie załączać). Pokaźna średnica zakrętek i rozmieszczenie ich w dużej odległości od siebie sprzyja wygodnemu korzystaniu z zacisków, niezależnie od typu zakończenia kabla, co szczególnie docenimy w przypadku widełek.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wejscia.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 wejscia" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-wejscia.jpg" alt="Technics SU R1000 wejscia" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Nietypowe rozmieszczenie gniazd wejść liniowych. Zbalansowane wejścia XLR phono obsługują wkładki MC.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak już zaznaczyliśmy, SU-R1000 jest wzmacniaczem w pełni cyfrowym. Nie powinna więc dziwić przewaga liczby wejść cyfrowych nad analogowymi. Wśród tych pierwszych znalazły się dwa porty USB Audio 2.0 (niespotykane), obydwa kompatybilne z formatami DSD 512 (natywnym), PCM 384 kHz i MQA. Mamy również do dyspozycji dwa wejścia współosiowe SPDIF i dwa optyczne. Dwa analogowe wejścia liniowe zostały zdublowane (pary RCA i XLR), a trzeci komplet przeznaczono dla gramofonu. Tu również mamy pary RCA i XLR. Przyznam, że pierwszy raz widzę coś takiego we wzmacniaczu zintegrowanym. Złącza XLR wykorzystamy jedynie w przypadku wkładek MC i gramofonów wyposażonych w zbalansowane wyjście.</p> <p>Wzmacniacz wyposażono ponadto w wyjście z przedwzmacniacza, bezpośrednie wejście na końcówkę mocy oraz pętlę do nagrywania.</p> <h2><br />Tajemniczy „Attenuator”</h2> <p>Dostępna w „setupie”, wspomniana już funkcja tłumika redukuje czułość wejść analogowych o 20 dB. Jak się okazuje, wejścia liniowe XLR dość łatwo jest przesterować. Przetwornik c/a o znamionowym poziomie wyjściowym 4 V RMS (Meitner MA3) powodował słyszalne zniekształcenia sygnału. Włączenie funkcji Attenuator rozwiązuje problem. Ale jest też drugie, równie ważne zastosowanie tej opcji.</p> <p>Końcówka mocy w SU-R1000 odznacza się dużym wzmocnieniem, rzędu 30 dB. Podawanie na wejście liniowe sygnału z typowego źródła cyfrowego (2 V) wiąże się z tym, że już przy poziomie rzędu -30 dB odsłuch jest głośny lub bardzo głośny, zależnie od efektywności kolumn i wielkości/akustyki pomieszczenia. W praktyce częściej będziemy operować w zakresie około -40 dB lub poniżej. To znaczny poziom tłumienia, które — przypomnijmy — jest dokonywane w dziedzinie cyfrowej. Prowadzi to do degradacji rozdzielczości toru cyfrowego (konwersji c/a). Technics nie podaje, z jaką precyzją działa regulacja, ale tak czy owak, 42 dB ściszenia odpowiada utracie 7 bitów. Są oczywiście metody, by minimalizować te straty, ale jako złotą regułę należy przyjmować, że im mniej tłumienia cyfrowego, tym lepiej. Funkcja „Attenuator” jest regulacją aktywną wyłącznie dla wejść analogowych, co oznacza, że wstępne ściszenie sygnału odbywa się (analogowo) w stopniach wejściowych. Dzięki temu możemy korzystać z górnych 20-30 dB, a nie 40-50 dB regulacji cyfrowej. To istotna różnica.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-volume.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-volume.jpg" alt="Technics SU R1000 volume" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Niewielki wyświetlacz jest w pełni użyteczny, choć wskazanie głośności jest nieco za małe. W przypadku korzystania z wejść analogowych warto zwrócić uwagę na funkcję Attenuator.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Próby odsłuchowe potwierdziły słuszność tej metody optymalizacji jakości dźwięku — dzięki ściszeniu wejść przekaz zyskuje na przestrzenności i zwiewności, staje się bardziej swobodny. W jeszcze lepszej sytuacji będą użytkownicy źródeł z przełączanym maksymalnym poziomem sygnału wyjściowego. Ustawienia niższe niż 2 V zapewnią optymalne efekty. Należy jeszcze zaznaczyć, że przy pełnym rozkręceniu potencjometru i wyłączonej funkcji tłumika, wzmacniacz mocno szumi. Tak duże wzmocnienie w odniesieniu do źródeł cyfrowych wydaje się zbędne, dlatego warto korzystać z „Attenuatora”.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie - wejścia analogowe</h2> <p>Z opisu wzmacniacza dość jednoznacznie wynika, że „preferuje” on sygnały cyfrowe na wejściu, ponieważ pozostają one w tej formie aż to ostatniego etapu wzmocnienia prądowego (konwerter a/c na wejściu nie ma zastosowania). Należałoby zatem uznać, że cały układ został zoptymalizowany pod źródła sygnału cyfrowego, z którymi zaprezentuje pełnię swoich możliwości. Jakby na to nie patrzeć, ma to niebagatelną zaletę praktyczną: niższy koszt niż w przypadku konieczności użycia kompletnego odtwarzacza/DAC-a. Zważmy przy okazji, że cena urządzenia obejmuje nie tylko wzmacniacz, ale również przetwornik c/a, którym SU-R1000 jest niejako z definicji.</p> <p>Na przekór teorii postanowiłem zacząć testy od domyślnych dla większości audiofilów wejść analogowych, podłączając do nich swoje referencyjne źródło, czyli przetwornik c/a Meitner MA3. Z naszych dotychczasowych doświadczeń dotyczących dużo tańszych wzmacniaczy w klasie D z konwersją a/c na wejściu wynika, że wcale niekoniecznie powoduje ona, iż takie urządzenie zagra gorzej niż z wejść cyfrowych. Bywa dokładnie na odwrót — i tym razem było podobnie.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-gniazda.webp" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-gniazda.webp" alt="Technics SU R1000 gniazda" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Do wzmacniacza można podłączyć 6 źródeł cyfrowych i trzy analogowe, w tym gramofon z wkładką MM lub MC (XLR).<br />Terminale głośnikowe są świetne. Plus i minus rozmieszczono w pionie, co jest całkiem wygodne.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jeśli widząc wzmacniacz o tak potężnej posturze, oczekujecie adekwatnych do wyglądu osiągów motorycznych, to nie zawiedziecie się. Technics imponuje ponadprzeciętnie potężnym, ale i kontrolowanym basem, którego rozciągnięcie i dynamika zdają się nie mieć ograniczeń. Slogan mówiący o tym, że w danym wzmacniaczu „czuć moc” pasuje tu jak ulał. Nie jest jednak na szczęście tak, że japońska integra „pompuje” bez opamiętania niskimi składowymi. Nie ma tu stałej obecności tego zakresu, która mogłaby zostać odebrana jako maniera. Bas odzywa się tylko wówczas, gdy jest o to „proszony”, jednakże w momentach spiętrzenia — gdy oczekujemy naprawdę potężnego uderzenia — SU-R1000 taki efekt zapewnia i nie pozostawia w tym względzie żadnego niedosytu.</p> <p>W okresie ostatnich kilku miesięcy miałem okazję testować kilka wzmacniaczy w zbliżonej cenie, jak również droższych. Żaden z nich nie zbliżał się do Technicsa możliwościami w zakresie potęgi i rozciągnięcia basu w połączeniu z tak dobrą i swobodną kontrolą, choć może niektóre nieco lepiej różnicowały ten zakres i nieco precyzyjniej rysowały kontury.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pokrywa.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pokrywa.jpg" alt="Technics SU R1000 pokrywa" /></a></p> <p>Ale to nie bas jest głównym atutem japońskiego wzmacniacza. Warto posłuchać zarówno dużych składów orkiestrowych, jak i małych ensembli. Dobrze, żeby były to nagrania audiofilskie, bez kompresji, z prawdziwym zakresem dynamicznym. Co w nich usłyszymy? Przestrzeń. Aby się tak jednak stało, wzmacniacz musi pograć przynajmniej 30–40 minut, a najlepiej pełną godzinę. Dobrze rozgrzany zaczyna roztaczać przed słuchaczem bardzo rozległą panoramę dźwiękową. Głębia jest imponująca. Wystarczy zamknąć oczy, by śledzić instrumenty z najodleglejszych miejsc sali. W przypadku mniejszych składów, rozkład instrumentów na scenie można wręcz narysować. Prezentacja jest jednak w pewnym stopniu zdystansowana, pozbawiona ofensywności.</p> <p>Dobrze zrealizowane nagrania brzmią w sposób zupełnie nienachalny, nigdy nie podchodząc za blisko, nie przekraczając granicy komfortu. Co innego, gdy puścimy typowe nagranie pop. Wówczas japońska integra może podać je bardziej „na twarz” i ukazać jako płaskie, bez wyrazu. Niemniej jednak, zawsze będzie zachowany dystans do pierwszego planu. Różnice pomiędzy poszczególnymi nagraniami potrafią być w tym względzie ogromne. Wydaje się, że Technics stara się pokazać jak najwięcej prawdy o informacjach przestrzennych ukrytych w nagraniach. Jeśli te informacje są wartościowe, czeka nas prawdziwa uczta dla uszu. Od dobrych realizacji nie sposób się oderwać.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pilot.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Technics SU R1000 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-pilot.jpg" alt="Technics SU R1000 pilot" /></a></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pilot jest niczego sobie, ale nie zaszkodziłoby, gdyby był mniejszy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Ogólny charakter brzmienia Technicsa (podkreślam, że nadal jest tu mowa o wejściach analogowych) określiłbym jako delikatnie złagodzony. Jeśli ktoś oczekuje silnej bezpośredniości, mocnego nasycenia, a zwłaszcza ofensywności w prezentacji, to wbrew łatce, którą przypięto japońskiej marce w latach 90., tego tutaj nie odnajdzie. Nie ma także osuszenia ani wyostrzenia.</p> <p>Poziom analityczności dźwięku jest bardzo wysoki, jednak nie idzie to w parze z ekstremalnie niskim poziomem jakichkolwiek zniekształceń. Dźwięk określiłbym jako wyjątkowo czysty w skali bezwzględnej, a przez to łagodny. Szczególnie dotyczy to średnicy. W poprawnie (ale nie wybitnych) zrealizowanych nagraniach, właściwie nie sposób natknąć się na jakikolwiek ślad wyostrzeń. Barwy są neutralne, nieprzekłamane, bardzo dobrze różnicowane. Nie doszukałem się w brzmieniu tego wzmacniacza stałej maniery, przewidywalności. Jeśli jednak miałbym (trochę na siłę) się do czegoś przyczepić, to stwierdziłbym, że być może z niektórymi, mniej szczegółowymi źródłami, nasycenie barw, bezpośredniość i struktura mikrodynamiczna są lekko stonowane. Z Meitnerem Technicsa słuchało mi się jednak naprawdę dobrze. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że za parę dni będę musiał go oddać i wtedy zrobiło mi się nawet szkoda, bo zdążyłem się z nim zaprzyjaźnić.</p> <h2>Brzmienie —&nbsp;wejścia cyfrowe</h2> <p>Odłączenie DAC-a Meitnera i podanie tego samego sygnału cyfrowego do wejść USB Audio (z SOtM-a) i koncentrycznego (z Denona DCD-1015) wyraźnie zmieniło charakter SU-R1000. I nie była to zmiana korzystna. Brzmienie nabrało twardszego, syntetycznego posmaku, pogorszyła się płynność i szczegółowość. Ucierpiała głębia sceny, panorama dźwiękowa przybliżyła się do słuchacza. Przekaz całościowo sprawiał wrażenie wyraźnie bardziej precyzyjnego, konturowego, ale bardziej wysilonego. Był po prostu mniej naturalny. Poszczególne instrumenty zdawały się ze sobą rywalizować o ważność w miksie, niejako wbrew zamysłowi realizatora nagrania. Barwy podążyły w kierunku ochłodzenia i osuszenia. Konsekwencją tego wszystkiego był spadek muzykalności, a co za tym idzie, mniejsze zaangażowanie słuchacza w dłuższy odsłuch.</p> <p><a class="jcepopup" href="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000.jpg" type="image/jpeg" data-mediabox="1" data-mediabox-group="popup"><img title="Technics SU R1000" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000.jpg" alt="Technics SU R1000" /></a></p> <p>Biorąc pod uwagę, że digitalizacja sygnału wejściowego nie jest tutaj niczym złym, a dwa różne ustawienia gainu umożliwiają optymalizację działania regulacji głośności, można z powodzeniem założyć, że podłączenie gramofonu wysokiej klasy przyniesie kolejne, ciekawe odkrycia. Oto mamy więc wzmacniacz cyfrowy, który subiektywnie lepiej brzmi z.... wejść analogowych.<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Technics SU-R1000 jest pod wieloma względami imponującym urządzeniem. Wrażenie robi nie tylko jakość wykonania i wygląd, ale także możliwości funkcjonalne oraz innowacyjna technika. W obydwu tych dziedzinach referencyjna integra Technicsa zawstydza wiele zbliżonych cenowo wzmacniaczy od uznanych rywali. Nieprzeciętne brzmienie dopełnia tego obrazu, choć należy wyraźnie rozgraniczyć efekty uzyskiwane z wejść cyfrowych i analogowych —&nbsp;w tym drugim przypadku mamy na myśli podłączenie DAC-a wysokiej klasy (lub gramofonu i phonostage’a). Wbrew oczekiwaniom i logice, SU-R1000 brzmi wyraźniej lepiej, gdy podłączymy do niego klasowy DAC (lub gramofon) niż transport strumieniowy. Gdy dodamy do tego obecność funkcji LAPC, okaże się, że możemy uzyskać co najmniej cztery różne brzmienia z jednego urządzenia (pomijając wbudowaną korekcję barwy).</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/technics-su-r1000/Technics-SU-R1000-zzz.gif" alt="Technics SU R1000 ocena i dane techniczne" width="360" height="529" />W optymalnej konfiguracji „R-tysiączka” zapewnia gładki, pozbawiony wyostrzeń, przestrzenny dźwięk o sugestywnej głębi i solidnej dawce szczegółowości. Dla niektórych może to być przekaz zbyt mało ofensywny i barwny oraz trochę zdystansowany. W takim przypadku warto skorzystać z wejść USB.</p> <p>Uwzględniając wszystkie atuty urządzenia, należy obiektywnie stwierdzić, że SU-R1000 jest wart swojej wysokiej ceny, aczkowiek nie jest to propozycja dla każdego (kto dysponuje odpowiednim budżetem).</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2023 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2023/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>Sprzęt towarzyszący:</strong></p> <ul> <li><strong>Transport cyfrowy:</strong> SOTM SMS-200 Ultra + zasilacz S-Booster</li> <li><strong>DAC:</strong> Meitner MA3</li> <li><strong>Kolumny:</strong> Akkus Fidelia One</li> <li><strong>Kabel głośnikowy:</strong> Tellurium Q Blue II</li> <li><strong>Interkonekt:</strong> Purist Audio Design Vesta RCA</li> <li><strong>Kabel USB:</strong> Tellurium Q Silver</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> 2 x listw Enerr One + Enerr Transcenda Supreme HC, kable własnej konstrukcji</li> </ul> <p>&nbsp;</p></div>
Luxman L-595A Special Edition 2023-08-03T07:29:37+00:00 2023-08-03T07:29:37+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1367-luxman-l-595a-special-edition Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/ea9e81301daf974563f48aafeb2472aa_S.jpg" alt="Luxman L-595A Special Edition" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Z urządzeniami Luxmana mamy dość regularny kontakt od mniej więcej dwóch lat. Tym razem okazja jest szczególna –&nbsp;jako pierwsi w Polsce przetestowaliśmy limitowaną, rocznicową integrę L-595A Special Edition.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 58 000 zł (wrzesień 2021 r.)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrno-czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-09-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Luxman L-595A Special Edition</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/Luxman-L-505ASE-aaa.jpg" alt="Luxman L-595ASE" />&nbsp;</p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Kontakt organoleptyczny z tym urządzeniem oraz jego obsługa są ucztą dla zmysłów.</em></strong></p> <p><br />Luxman jednym z najstarszych wytwórców elektroniki użytkowej w Japonii. Firmę Lux Corporation założyli w 1925 r. dwaj bracia: miłośnik, wówczas jeszcze raczkującej, radiofonii, Tetsuo Hayakawa oraz K. Yoshikawa. Pojawienie się pierwszych transmisji radiowych w Japonii wzbudziło ich zainteresowanie radiofonią i stało się okazją do rozwinięcia wcześniejszego biznesu (sprzedaży ramek na zdjęcia). Wówczas Kraj Kwitnącej Wiśni był całkowicie uzależniony od importu elektroniki ze Stanów Zjednoczonych i Europy. By zachować konkurencyjność, zdecydowano się zmienić stricte handlowy profil firmy i stopniowo przekształcić ją w wytwórcę części elektronicznych. W 1928 roku stworzono pierwszy radioodbiornik z głośnikiem – LUX-735. Po wojnie firma zaczęła produkować transformatory głośnikowe do wzmacniaczy lampowych, którymi zasłynęła na początku lat 50. (model OY-15). W 1955 r. opracowano sztandarowy patent – sprzężenie zwrotne, a trzy lata później rozpoczęto produkcję lampowych monobloków MA-7A. Lata 60. obfitowały w premiery zintegrowanych wzmacniaczy lampowych, na czele ze słynnym modelem SQ-38. Kolejna dekada przyniosła stworzenie marki Luxkit dedykowanej hobbystom DIY (mogli oni kupować kompletne zestawy do montażu)&nbsp;oraz high-endowe wzmacniacze wykonane w technice półprzewodnikowej, takie jak końcówka mocy M-6000 (1975) oraz wiele innych, innowacyjnych na tamte czasy urządzeń bardzo wysokiej klasy. Początek lat 80. oznaczał dalszy ciąg innowacji, takich jak gramofon PD-300 wyposażony w system przysysania płyty (skąd my to znamy?) czy supermagnetofony kasetowe: D-05 Omega czy późniejszy K-05 legitymujący się pasmem przenoszenia sięgającym 27 kHz (!) oraz parametrem drżenia i kołysania dźwięku na poziomie 0,022%. Miały one za zadnie przyciągnąć uwagę dotychczasowych użytkowników magnetofonów szpulowych. To był czas, kiedy firmie szefował Atshushi Miura, zięć pana Yoshikawy (później założyciel AirTighta) – aż do przejęcia marki w 1984 r. przez koncern Alpine. Do końca lat 80. Luxman zdołał wypuścić wiele wspaniałych konstrukcji, wśród których warto wymienić dzielony superodtwarzacz DP-07/DA-07. Sekcja cyfrowa przetwornika c/a Fluency była dziełem profesora Toraichi z Uniwersytetu w Tsukubie i wykorzystywała procesor DSP do interpolacji danych. To było zaledwie rok po tym (1987), jak Accuphase wypuścił swój pierwszy, również dzielony, odtwarzacz kompaktowy (DP-80/DC-81). Polecam obejrzeć ten komplet Luxmana w internecie. Coś niesamowitego. Z nieco późniejszego okresu, a dokładniej z 1988 roku, pochodził wzmacniacz zintegrowany L-540, pracujący w klasie AB. Chwilę później, w połowie 1989 r. pojawił się jego optyczny „brat-bliźniak” oddający całą swoją, słuszną moc (50 W na kanał) w klasie A. Wykorzystywał zaawansowaną regulację głośności zbudowaną z 32 niemagnetycznych rezystorów rozmieszczonych na dwóch płytkach PCB z żywicy szklanej. Na początku lat 90., pojawili się jego udoskonaleni następcy –&nbsp;L-570X (1992) oraz „ultymatywna” wersja L-570Z dostępna wyłącznie w Japonii. L-570 jest uznawany za ostatnią integrę Luxmana, która odniosła znaczący sukces sprzedażowy. Nie miała ona – dziś silnie kojarzonych z integrami tej marki – wskaźników wychyłowych. Zamiast nich czołówkę zdobiły dwa rzędy dużych prostokątnych, wypukłych przycisków i cztery klasyczne pokrętła.</p> <p>Od tego czasu mija prawie 30 lat i oto, w ofercie Luxmana pojawia się wzmacniacz, który do złudzenia przypomina tamtą konstrukcję. Model L-595A SE zalicza roczny poślizg, ponieważ 95-lecie marki przypadło na ubiegły rok. Zważywszy na okoliczności, raczej nikt nie będzie tego Luxmanowi wypominał –&nbsp;tym bardziej, że jest to urządzenie oznaczone dopiskiem „Special Edition”. Produkcję zaplanowano na 300 egzemplarzy. Podobno 100 sztuk zostało zakontraktowane na Amerykę, tak więc na resztę świata przypadają zaledwie dwie setki. Egzemplarz, który otrzymaliśmy do testu nosił numer 087. Cena początkowo może studzić zapał – wynosi 58 tys. zł. Gdy jednak rozpakujemy ten wzmacniacz, a następnie go posłuchamy…</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Obudowy</h2> <p>Uderzające podobieństwo do klasycznych modeli L-570 i L-540 dotyczy tak naprawdę przedniej ścianki, którą wykonano z laserową precyzją, wycinając ją z litego kawałka aluminium o grubości 15 mm. Spodnia część frontu jest czarna i tworzy ją podłużny blok ze stopu obsydianu (skały wulkanicznej), żelaza i aluminium – tzw. alumite (polskiego określenia nie znalazłem). Reszta obudowy wygląda już zupełnie inaczej niż trzy dekady temu. Nie sądzę, żeby tak wykonana górna płyta o wykończeniu hairline (mikroskopijne cienkie linie) mogła powstać w czasach, gdy kompletowałem swoje pierwsze systemy hi-fi. Wygląda to obłędnie, szczególnie pod światło. Dodam, że 570-ka miała górną pokrywę i boki wykonane z drewna. Również ówczesny tylny panel nie mógłby się równać precyzją i solidnością wykonania z tym, co znajdujemy w nowym klasyku. Z każdej strony, pod każdym kątem, wzmacniacz prezentuje się wspaniale. O precyzji montażu można by napisać elaborat. Każda śrubka ma ściśle dopasowane podkładki z miękkiego tworzywa. Nie ma mowy o wyrabianiu gwintów czy zostawianiu śladów na obudowie po wykręceniu śrub. Położenie otworów w pokrywach i korpusie obudowy zgadza się z dokładnością do 0,1 mm. To jest made in Japan w najlepszym, możliwym wydaniu! Tak wykonane wzmacniacze europejskie lub amerykańskie kosztują kilka razy więcej; na zbliżonym pułapie cenowym nie kojarzę żadnego urządzenia, które robiłoby takie wrażenie, z Accuphase’ami włącznie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE pokrywa hairline" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-pokrywa-hairline.jpg" alt="Luxman L-595ASE pokrywa hairline" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Górna pokrywa o wykończeniu hairline nie tylko wygląda luksusowo, ale jest wytłumiona od wewnątrz. Nawet nie brzęknie — brawo.</em></strong></p> <p><br />Wzmacniacz jest duży (prawie 20 cm wysokości) i naprawdę ciężki (waga pokazała nieco ponad 27 kg), ale nie z gatunku „pomóż mi, bo sam nie dam rady”. W trakcie pracy, także na biegu jałowym, grzeje się bardzo wyraźnie, co jest efektem ubocznym znacznego poboru mocy wynoszącego 270–280 W (więcej niż deklaruje producent) –&nbsp;mimo mocy wyjściowej mniejszej niż u poprzednika, przynajmniej na 8 omach (przy 4 jest pewnie inaczej, bo stopień końcowy zachowuje się jak idealne źródło napięciowe, dublując oddawaną moc). To więcej niż w przypadku też A-klasowych monobloków Bladeliusa, których moc jest trzykrotnie większa.... Bez wątpienia, w przypadku L-595ASE mamy do czynienia z „czystą” klasą A. Odradzam wciskanie tej integry pomiędzy półki o odstępie mniejszym niż 30 cm.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-wnetrze.jpg" alt="Luxman L-595ASE wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Architektura wnętrza bardzo przypomina inne modele. <br />Wielokomorowa obudowa minimalizuje interferencje, a jakość jej wykonania należy uznać za wzorcową.</em></strong></p> <p><br />Wewnątrz urządzenia panuje wzorowy ład i porządek, staranny montaż oraz ciąg dalszy niezwykłej dbałości o detale. Poszczególne sekcje oddzielono stalowymi, pionowymi grodziami (redukcja interferencji) – dotyczy to absolutnie wszystkich obwodów, włącznie z panelem sterowania (za czołówką) i płytkami wejściowymi. Zwracają uwagę miedziowana szyna ekranu układu regulacji głośności w tylnej części wzmacniacza, plastikowe, zaokrąglone wykończenia przepustów w ekranach, które do zera niwelują ryzyko przetarcia izolacji oraz piankowe łączniki pomiędzy głównymi kondensatorami filtrującymi. Górna pokrywa jest zupełnie niepodatna na rezonowanie (dobrze ją wytłumiono). Architektura wnętrza przypomina droższe modele z regularnej oferty – takie, jak testowane przez nas L-507uXII, czy L-505uXII. Pośrodku mamy rozrośnięty zasilacz, na bazie dużego trafa japońskiej produkcji, które wydaje się identyczne, jak w pierwszym z wymienionych modeli (mogłoby być jednak cichsze) oraz tym razem już nie czterech, lecz ośmiu elektrolitów Nichicona (z nadrukami Luxman), każdy o pojemnościach 10 000 µF/71 V. Dodatkowo, po 4 kondensatory 1000 µF/100 V umieszczono bezpośrednio na płytkach końcówek mocy. Spodnia płytka zawiera dalszą część zasilacza – znajdziemy tu diody Schottky'ego i kolejne pojemności – 2 x 1000 µF/ 100 V i 4 x 3300 µF/35 V. Stopnie końcowe tworzą trzy pary tranzystorów Darlingtona w konfiguracji push-pull, spolaryzowanych do pracy w klasie A. Ta część układu wykorzystuje autorskie rozwiązanie ODNF 4.0, znane z innych modeli Luxmana. To rozbudowany układ szybkiego wzmacniacza korekcji błędów z potrójnym stopniem wejściowym. Tym sposobem unika się zniekształceń fazowych i TIM, związanych z opóźnieniem sygnału w pętli względem wejścia. Jednocześnie zachowuje się jej zalety pod postacią zmniejszonego poziomu zniekształceń i szerokiego pasma przenoszenia. Użycie niskorezystancyjnych przekaźników wyjść głośnikowych przyczynia się do małej impedancji wyjściowej, a więc i dużego współczynnika tłumienia (370). </p> <p>Za regulację głośności odpowiada firmowy układ LECUA 1000 (Luxman Electronically Controlled Ultimate Attenuator), czyli sterowana mikroprocesorowo regulacja głośności wykorzystująca dwa zespoły tłumików: pierwszy dla zgrubnej regulacji o skoku 11 dB, drugi – o skoku 1 dB. Dane ustawienie pokrętła głośności (klasyczny potencjometr) odpowiada innej kombinacji kluczy i jest aproksymowane z dokładnością do 1 dB w zakresie od -87 do 0 dB. Subtelną, decybelową podziałkę na pokrętle głośności podświetla żółta dioda we frezie wokół gałki. Sposób działania regulacji jest całkowicie płynny, a szybkość jej ruchu (mowa o regulacji zdalnej) właściwie dobrana. Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że kontrola głośności ma charakter dyskretny (nieciągły).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-gniazda.jpg" alt="Luxman L-595ASE gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Rocznicowa tabliczka z numerem seryjnym będzie miłym wspomnieniem za 20 lat. Boczne panele są niezależnie odkręcane – wiele tu podobieństw do słynnego konkurenta także z Yokohamy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>595-ka jest bardzo bogato wyposażonym wzmacniaczem. Sekcje końcówki mocy i preampu są rozłączane, na pokładzie znajdziemy przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC, wzmacniacz słuchawkowy, regulacje balansu, barwy tonu oraz loudness (korekcje są odłączalne). Zestaw wejść liniowych obejmuje cztery pary gniazd RCA i dwie pary XLR-ów (tor sygnałowy nie jest zbalansowany). Pilot, chyba ten sam, co w droższych modelach w klasie A i AB, jest bardzo ładny, lecz trochę za szeroki i przez to niezbyt wygodny. Pasuje jednak do wytrawnego, klasycznego wzornictwa tego, co by nie mówić, pięknego urządzenia.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Luxman, w komplecie z flagowym odtwarzaczem CD/SACD tej marki, trafił do mnie dosłownie w ostatniej chwili, na nieco ponad tydzień przed oddaniem tego wydania do druku. Był wstępnie wygrzany przez dystrybutora, u mnie pograł dodatkowe dwa dni, po czym przystąpiłem do – siłą rzeczy krótszych niż zwykle – odsłuchów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE przyciski" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-przyciski.jpg" alt="Luxman L-595ASE przyciski" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Kształt przycisków dokładnie naśladuje te z modeli L-570 i L-540 z końca lat 80. Nostalgia, ale też ich jakość budzą uznanie.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Czasy egzaltacji każdym nowym, droższym od mojego prywatnego, sprzętem mam już dawno za sobą, ale od czasu do czasu trafiają się high-endowe perełki, które wyzwalają u mnie dreszczyk emocji, a następnie myśl w rodzaju „chciałbym go mieć”. I tak właśnie było tym razem. Uważam, że jest to wzmacniacz wybitny. Wybitny w swoim przedziale cenowym ze względu na samo brzmienie, a tym bardziej wybitny w relacji brzmienie–wygląd–wykonanie do ceny. Raczej nie skłamię dość kategorycznym stwierdzeniem, że żaden z drogich wzmacniaczy zintegrowanych dotychczas nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Sprawa jest prosta o tyle, że L-595ASE dostarcza wszystko to, czego oczekują zarówno melomani poszukujący w pierwszej kolejności przyjemności z odsłuchu, jak i te osoby, które – jak na przykład ja – cenią sobie rzetelność i większe niż minimalne dawki przejrzystości i precyzji. Konstruktorom tej maszyny jakimś „cudem” udało się perfekcyjnie skleić oba te światy. Mamy i detal, i dobrą szybkość, i soczyste barwy, i kontrolę nad głośnikami. Z jednej strony wzmacniacz potrafi więc autentycznie zachwycić soczystością, wręcz mięsistością brzmienia –&nbsp;odnosiłem wrażenie, że z moich wysokoefektywnych Klipschów wylewała się esencja dźwięku high-endowego, swoisty sok. Z drugiej natomiast Luxman nie stwarza wrażenia, że nadmiernie wygładza i dosładza skraje pasm. Owszem, jest to brzmienie ciepłe i zagęszczone – co do tego nie ma wątpliwości – ale w żadnym razie zawoalowane, ciemne czy mało przejrzyste. Nie tak dawno zachwycałem się walorami polskiego wzmacniacza Circle Labs. Luxman jest sporo droższy, więc porównanie może nie do końca fair, ale jest to urządzenie prezentujące, w mojej ocenie, zbliżony poziom naturalności i soczystości dźwięku, tyle że o zdecydowanie lepszej liniowości w oddaniu górnych rejestrów i precyzji basu. Trudno mi pokusić się o porównanie z również znakomitą integrą Trillogy 925, którą testowałem kilka lat temu, ale i w tej konfrontacji Luxman z pewnością pokaże przewagę. Mam na myśli klasę reprodukcji niskiego zakresu. Przyznam, że była to dla mnie największa niespodzianka, a zarazem kolejny dowód na to, że moc wyjściowa wzmacniacza ma się nijak do jakości czy choćby potęgi basu. Luxman jest w tej dziedzinie prawdziwym mistrzem – pomimo pracy w klasie A i pomimo mocy zaledwie 30/60 W na kanał. Niby niewiele, a jednak wystarczająco dużo, by trzymać cztery 10-calowe woofery Klipschów pod żelazną kontrolą. Nie był to może jeszcze do końca poziom Audioneta AMP1 V2 spiętego bezpośrednio z Bartokiem, jeśli chodzi o szybkość i bezwzględną precyzję basu, ale też z drugiej strony nie stwierdziłem sztucznego zmiękczenia czy zaokrąglania konturów. Były natomiast zgoła fantastyczny „miąższ” i wypełnienie, realistyczne oddawanie barw instrumentów, jak również wzorcowe rozciągnięcie w rejony 20-hercowe – i to bez żadnego „kucania” czy tworzenia może i miłego, ale jednak nieprawdziwego efektu poduszki. Nie wiem, w jaki sposób konstruktorom udała się ta sztuka, ale zespolenie tych wszystkich cech basu w tym jednym wzmacniaczu zintegrowanym pozwala zanegować sens istnienia dwukrotnie większych i tyle samo droższych wzmacniaczy dzielonych. Z kolei sposób oddawania barw, wolumen średnicy, naturalność głosów, czy fortepianu kwestionuje – przynajmniej dla mnie – racjonalność zakupu wzmacniaczy lampowych dużej mocy (triody single-ended pozostawię w świętym spokoju, by nie być posądzonym o utratę zmysłów). Nie oferują nic więcej, a pod względem dynamiki, szybkości oraz kontroli niskich tonów nie mają z Luxmanem szans. Żeby nie być gołosłownym doprecyzuję, że mam tu na myśli także znacznie droższe i nominalnie dużo mocniejsze lampowe końcówki mocy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE trafo" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-trafo.jpg" alt="Luxman L-595ASE trafo" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pośrodku mamy rozrośnięty zasilacz, na bazie dużego trafa japońskiej produkcji i ośmiu elektrolitów Nichicona (z nadrukami Luxman), każdy o pojemnościach 10 000 µF/71 V.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wspomnę jeszcze o wysokich tonach. Co tu dużo mówić, są świetne. Nieprzygaszone, obfitują w detale i nie tłumią mikrodynamiki. To nie jest ostatnie słowo w dziedzinie precyzji i konturowania, ale ten ich złocisty blask i lekko słodkawy posmak wybornie komponują się z całą resztą. Także dzięki nim Luxman wykazuje się dużą wyrozumiałością dla średnio czy gorzej nagranych płyt. Nowego Raya Wilsona, na kilka dni przed toruńskim koncertem, wysłuchałem od deski do deski, odtwarzając tę płytę – a jakże –&nbsp;z vintage’owego odtwarzacza (transportu) Sony CDP-557ESD. Nomem omen, niemalże równolatka protoplastów testowanego „Luxa”. Boskie to było granie!</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><img style="margin-left: 25px; margin-bottom: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-zzz.gif" alt="Luxman L 505ASE zzz" width="360" height="655" />Luxman L-595A Special Edition to wzmacniacz autentycznie wyjątkowy i to pod wieloma względami. Jeden z tych, które potrafią wywołać prawdziwy przypływ emocji i wyrzut adrenaliny. Czaruje nie tylko wyglądem i wzorcowym wykonaniem, ale także – a może przede wszystkim –&nbsp;jakością oferowanego dźwięku. Nie mam wątpliwości, że zostanie zapamiętany. Boję się też, że może to być jedna z ostatnich takich integr. Świat się zmienia, wymierają prawdziwe auta z silnikami V8 i V12; ten sam los może spotkać takie oto Luxmany. Kto może, niech zamawia. Szczególnie dziś można – i chyba należy – taki zakup potraktować w kategoriach inwestycji. Kto kupi, szybko nie sprzeda – tak mniemam. Gdybym mógł, sam bym zamówił.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-09-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/ea9e81301daf974563f48aafeb2472aa_S.jpg" alt="Luxman L-595A Special Edition" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Z urządzeniami Luxmana mamy dość regularny kontakt od mniej więcej dwóch lat. Tym razem okazja jest szczególna –&nbsp;jako pierwsi w Polsce przetestowaliśmy limitowaną, rocznicową integrę L-595A Special Edition.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 58 000 zł (wrzesień 2021 r.)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrno-czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-09-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Luxman L-595A Special Edition</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/Luxman-L-505ASE-aaa.jpg" alt="Luxman L-595ASE" />&nbsp;</p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Kontakt organoleptyczny z tym urządzeniem oraz jego obsługa są ucztą dla zmysłów.</em></strong></p> <p><br />Luxman jednym z najstarszych wytwórców elektroniki użytkowej w Japonii. Firmę Lux Corporation założyli w 1925 r. dwaj bracia: miłośnik, wówczas jeszcze raczkującej, radiofonii, Tetsuo Hayakawa oraz K. Yoshikawa. Pojawienie się pierwszych transmisji radiowych w Japonii wzbudziło ich zainteresowanie radiofonią i stało się okazją do rozwinięcia wcześniejszego biznesu (sprzedaży ramek na zdjęcia). Wówczas Kraj Kwitnącej Wiśni był całkowicie uzależniony od importu elektroniki ze Stanów Zjednoczonych i Europy. By zachować konkurencyjność, zdecydowano się zmienić stricte handlowy profil firmy i stopniowo przekształcić ją w wytwórcę części elektronicznych. W 1928 roku stworzono pierwszy radioodbiornik z głośnikiem – LUX-735. Po wojnie firma zaczęła produkować transformatory głośnikowe do wzmacniaczy lampowych, którymi zasłynęła na początku lat 50. (model OY-15). W 1955 r. opracowano sztandarowy patent – sprzężenie zwrotne, a trzy lata później rozpoczęto produkcję lampowych monobloków MA-7A. Lata 60. obfitowały w premiery zintegrowanych wzmacniaczy lampowych, na czele ze słynnym modelem SQ-38. Kolejna dekada przyniosła stworzenie marki Luxkit dedykowanej hobbystom DIY (mogli oni kupować kompletne zestawy do montażu)&nbsp;oraz high-endowe wzmacniacze wykonane w technice półprzewodnikowej, takie jak końcówka mocy M-6000 (1975) oraz wiele innych, innowacyjnych na tamte czasy urządzeń bardzo wysokiej klasy. Początek lat 80. oznaczał dalszy ciąg innowacji, takich jak gramofon PD-300 wyposażony w system przysysania płyty (skąd my to znamy?) czy supermagnetofony kasetowe: D-05 Omega czy późniejszy K-05 legitymujący się pasmem przenoszenia sięgającym 27 kHz (!) oraz parametrem drżenia i kołysania dźwięku na poziomie 0,022%. Miały one za zadnie przyciągnąć uwagę dotychczasowych użytkowników magnetofonów szpulowych. To był czas, kiedy firmie szefował Atshushi Miura, zięć pana Yoshikawy (później założyciel AirTighta) – aż do przejęcia marki w 1984 r. przez koncern Alpine. Do końca lat 80. Luxman zdołał wypuścić wiele wspaniałych konstrukcji, wśród których warto wymienić dzielony superodtwarzacz DP-07/DA-07. Sekcja cyfrowa przetwornika c/a Fluency była dziełem profesora Toraichi z Uniwersytetu w Tsukubie i wykorzystywała procesor DSP do interpolacji danych. To było zaledwie rok po tym (1987), jak Accuphase wypuścił swój pierwszy, również dzielony, odtwarzacz kompaktowy (DP-80/DC-81). Polecam obejrzeć ten komplet Luxmana w internecie. Coś niesamowitego. Z nieco późniejszego okresu, a dokładniej z 1988 roku, pochodził wzmacniacz zintegrowany L-540, pracujący w klasie AB. Chwilę później, w połowie 1989 r. pojawił się jego optyczny „brat-bliźniak” oddający całą swoją, słuszną moc (50 W na kanał) w klasie A. Wykorzystywał zaawansowaną regulację głośności zbudowaną z 32 niemagnetycznych rezystorów rozmieszczonych na dwóch płytkach PCB z żywicy szklanej. Na początku lat 90., pojawili się jego udoskonaleni następcy –&nbsp;L-570X (1992) oraz „ultymatywna” wersja L-570Z dostępna wyłącznie w Japonii. L-570 jest uznawany za ostatnią integrę Luxmana, która odniosła znaczący sukces sprzedażowy. Nie miała ona – dziś silnie kojarzonych z integrami tej marki – wskaźników wychyłowych. Zamiast nich czołówkę zdobiły dwa rzędy dużych prostokątnych, wypukłych przycisków i cztery klasyczne pokrętła.</p> <p>Od tego czasu mija prawie 30 lat i oto, w ofercie Luxmana pojawia się wzmacniacz, który do złudzenia przypomina tamtą konstrukcję. Model L-595A SE zalicza roczny poślizg, ponieważ 95-lecie marki przypadło na ubiegły rok. Zważywszy na okoliczności, raczej nikt nie będzie tego Luxmanowi wypominał –&nbsp;tym bardziej, że jest to urządzenie oznaczone dopiskiem „Special Edition”. Produkcję zaplanowano na 300 egzemplarzy. Podobno 100 sztuk zostało zakontraktowane na Amerykę, tak więc na resztę świata przypadają zaledwie dwie setki. Egzemplarz, który otrzymaliśmy do testu nosił numer 087. Cena początkowo może studzić zapał – wynosi 58 tys. zł. Gdy jednak rozpakujemy ten wzmacniacz, a następnie go posłuchamy…</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Obudowy</h2> <p>Uderzające podobieństwo do klasycznych modeli L-570 i L-540 dotyczy tak naprawdę przedniej ścianki, którą wykonano z laserową precyzją, wycinając ją z litego kawałka aluminium o grubości 15 mm. Spodnia część frontu jest czarna i tworzy ją podłużny blok ze stopu obsydianu (skały wulkanicznej), żelaza i aluminium – tzw. alumite (polskiego określenia nie znalazłem). Reszta obudowy wygląda już zupełnie inaczej niż trzy dekady temu. Nie sądzę, żeby tak wykonana górna płyta o wykończeniu hairline (mikroskopijne cienkie linie) mogła powstać w czasach, gdy kompletowałem swoje pierwsze systemy hi-fi. Wygląda to obłędnie, szczególnie pod światło. Dodam, że 570-ka miała górną pokrywę i boki wykonane z drewna. Również ówczesny tylny panel nie mógłby się równać precyzją i solidnością wykonania z tym, co znajdujemy w nowym klasyku. Z każdej strony, pod każdym kątem, wzmacniacz prezentuje się wspaniale. O precyzji montażu można by napisać elaborat. Każda śrubka ma ściśle dopasowane podkładki z miękkiego tworzywa. Nie ma mowy o wyrabianiu gwintów czy zostawianiu śladów na obudowie po wykręceniu śrub. Położenie otworów w pokrywach i korpusie obudowy zgadza się z dokładnością do 0,1 mm. To jest made in Japan w najlepszym, możliwym wydaniu! Tak wykonane wzmacniacze europejskie lub amerykańskie kosztują kilka razy więcej; na zbliżonym pułapie cenowym nie kojarzę żadnego urządzenia, które robiłoby takie wrażenie, z Accuphase’ami włącznie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE pokrywa hairline" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-pokrywa-hairline.jpg" alt="Luxman L-595ASE pokrywa hairline" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Górna pokrywa o wykończeniu hairline nie tylko wygląda luksusowo, ale jest wytłumiona od wewnątrz. Nawet nie brzęknie — brawo.</em></strong></p> <p><br />Wzmacniacz jest duży (prawie 20 cm wysokości) i naprawdę ciężki (waga pokazała nieco ponad 27 kg), ale nie z gatunku „pomóż mi, bo sam nie dam rady”. W trakcie pracy, także na biegu jałowym, grzeje się bardzo wyraźnie, co jest efektem ubocznym znacznego poboru mocy wynoszącego 270–280 W (więcej niż deklaruje producent) –&nbsp;mimo mocy wyjściowej mniejszej niż u poprzednika, przynajmniej na 8 omach (przy 4 jest pewnie inaczej, bo stopień końcowy zachowuje się jak idealne źródło napięciowe, dublując oddawaną moc). To więcej niż w przypadku też A-klasowych monobloków Bladeliusa, których moc jest trzykrotnie większa.... Bez wątpienia, w przypadku L-595ASE mamy do czynienia z „czystą” klasą A. Odradzam wciskanie tej integry pomiędzy półki o odstępie mniejszym niż 30 cm.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-wnetrze.jpg" alt="Luxman L-595ASE wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Architektura wnętrza bardzo przypomina inne modele. <br />Wielokomorowa obudowa minimalizuje interferencje, a jakość jej wykonania należy uznać za wzorcową.</em></strong></p> <p><br />Wewnątrz urządzenia panuje wzorowy ład i porządek, staranny montaż oraz ciąg dalszy niezwykłej dbałości o detale. Poszczególne sekcje oddzielono stalowymi, pionowymi grodziami (redukcja interferencji) – dotyczy to absolutnie wszystkich obwodów, włącznie z panelem sterowania (za czołówką) i płytkami wejściowymi. Zwracają uwagę miedziowana szyna ekranu układu regulacji głośności w tylnej części wzmacniacza, plastikowe, zaokrąglone wykończenia przepustów w ekranach, które do zera niwelują ryzyko przetarcia izolacji oraz piankowe łączniki pomiędzy głównymi kondensatorami filtrującymi. Górna pokrywa jest zupełnie niepodatna na rezonowanie (dobrze ją wytłumiono). Architektura wnętrza przypomina droższe modele z regularnej oferty – takie, jak testowane przez nas L-507uXII, czy L-505uXII. Pośrodku mamy rozrośnięty zasilacz, na bazie dużego trafa japońskiej produkcji, które wydaje się identyczne, jak w pierwszym z wymienionych modeli (mogłoby być jednak cichsze) oraz tym razem już nie czterech, lecz ośmiu elektrolitów Nichicona (z nadrukami Luxman), każdy o pojemnościach 10 000 µF/71 V. Dodatkowo, po 4 kondensatory 1000 µF/100 V umieszczono bezpośrednio na płytkach końcówek mocy. Spodnia płytka zawiera dalszą część zasilacza – znajdziemy tu diody Schottky'ego i kolejne pojemności – 2 x 1000 µF/ 100 V i 4 x 3300 µF/35 V. Stopnie końcowe tworzą trzy pary tranzystorów Darlingtona w konfiguracji push-pull, spolaryzowanych do pracy w klasie A. Ta część układu wykorzystuje autorskie rozwiązanie ODNF 4.0, znane z innych modeli Luxmana. To rozbudowany układ szybkiego wzmacniacza korekcji błędów z potrójnym stopniem wejściowym. Tym sposobem unika się zniekształceń fazowych i TIM, związanych z opóźnieniem sygnału w pętli względem wejścia. Jednocześnie zachowuje się jej zalety pod postacią zmniejszonego poziomu zniekształceń i szerokiego pasma przenoszenia. Użycie niskorezystancyjnych przekaźników wyjść głośnikowych przyczynia się do małej impedancji wyjściowej, a więc i dużego współczynnika tłumienia (370). </p> <p>Za regulację głośności odpowiada firmowy układ LECUA 1000 (Luxman Electronically Controlled Ultimate Attenuator), czyli sterowana mikroprocesorowo regulacja głośności wykorzystująca dwa zespoły tłumików: pierwszy dla zgrubnej regulacji o skoku 11 dB, drugi – o skoku 1 dB. Dane ustawienie pokrętła głośności (klasyczny potencjometr) odpowiada innej kombinacji kluczy i jest aproksymowane z dokładnością do 1 dB w zakresie od -87 do 0 dB. Subtelną, decybelową podziałkę na pokrętle głośności podświetla żółta dioda we frezie wokół gałki. Sposób działania regulacji jest całkowicie płynny, a szybkość jej ruchu (mowa o regulacji zdalnej) właściwie dobrana. Ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że kontrola głośności ma charakter dyskretny (nieciągły).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-gniazda.jpg" alt="Luxman L-595ASE gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Rocznicowa tabliczka z numerem seryjnym będzie miłym wspomnieniem za 20 lat. Boczne panele są niezależnie odkręcane – wiele tu podobieństw do słynnego konkurenta także z Yokohamy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>595-ka jest bardzo bogato wyposażonym wzmacniaczem. Sekcje końcówki mocy i preampu są rozłączane, na pokładzie znajdziemy przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC, wzmacniacz słuchawkowy, regulacje balansu, barwy tonu oraz loudness (korekcje są odłączalne). Zestaw wejść liniowych obejmuje cztery pary gniazd RCA i dwie pary XLR-ów (tor sygnałowy nie jest zbalansowany). Pilot, chyba ten sam, co w droższych modelach w klasie A i AB, jest bardzo ładny, lecz trochę za szeroki i przez to niezbyt wygodny. Pasuje jednak do wytrawnego, klasycznego wzornictwa tego, co by nie mówić, pięknego urządzenia.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Luxman, w komplecie z flagowym odtwarzaczem CD/SACD tej marki, trafił do mnie dosłownie w ostatniej chwili, na nieco ponad tydzień przed oddaniem tego wydania do druku. Był wstępnie wygrzany przez dystrybutora, u mnie pograł dodatkowe dwa dni, po czym przystąpiłem do – siłą rzeczy krótszych niż zwykle – odsłuchów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE przyciski" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-przyciski.jpg" alt="Luxman L-595ASE przyciski" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Kształt przycisków dokładnie naśladuje te z modeli L-570 i L-540 z końca lat 80. Nostalgia, ale też ich jakość budzą uznanie.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Czasy egzaltacji każdym nowym, droższym od mojego prywatnego, sprzętem mam już dawno za sobą, ale od czasu do czasu trafiają się high-endowe perełki, które wyzwalają u mnie dreszczyk emocji, a następnie myśl w rodzaju „chciałbym go mieć”. I tak właśnie było tym razem. Uważam, że jest to wzmacniacz wybitny. Wybitny w swoim przedziale cenowym ze względu na samo brzmienie, a tym bardziej wybitny w relacji brzmienie–wygląd–wykonanie do ceny. Raczej nie skłamię dość kategorycznym stwierdzeniem, że żaden z drogich wzmacniaczy zintegrowanych dotychczas nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Sprawa jest prosta o tyle, że L-595ASE dostarcza wszystko to, czego oczekują zarówno melomani poszukujący w pierwszej kolejności przyjemności z odsłuchu, jak i te osoby, które – jak na przykład ja – cenią sobie rzetelność i większe niż minimalne dawki przejrzystości i precyzji. Konstruktorom tej maszyny jakimś „cudem” udało się perfekcyjnie skleić oba te światy. Mamy i detal, i dobrą szybkość, i soczyste barwy, i kontrolę nad głośnikami. Z jednej strony wzmacniacz potrafi więc autentycznie zachwycić soczystością, wręcz mięsistością brzmienia –&nbsp;odnosiłem wrażenie, że z moich wysokoefektywnych Klipschów wylewała się esencja dźwięku high-endowego, swoisty sok. Z drugiej natomiast Luxman nie stwarza wrażenia, że nadmiernie wygładza i dosładza skraje pasm. Owszem, jest to brzmienie ciepłe i zagęszczone – co do tego nie ma wątpliwości – ale w żadnym razie zawoalowane, ciemne czy mało przejrzyste. Nie tak dawno zachwycałem się walorami polskiego wzmacniacza Circle Labs. Luxman jest sporo droższy, więc porównanie może nie do końca fair, ale jest to urządzenie prezentujące, w mojej ocenie, zbliżony poziom naturalności i soczystości dźwięku, tyle że o zdecydowanie lepszej liniowości w oddaniu górnych rejestrów i precyzji basu. Trudno mi pokusić się o porównanie z również znakomitą integrą Trillogy 925, którą testowałem kilka lat temu, ale i w tej konfrontacji Luxman z pewnością pokaże przewagę. Mam na myśli klasę reprodukcji niskiego zakresu. Przyznam, że była to dla mnie największa niespodzianka, a zarazem kolejny dowód na to, że moc wyjściowa wzmacniacza ma się nijak do jakości czy choćby potęgi basu. Luxman jest w tej dziedzinie prawdziwym mistrzem – pomimo pracy w klasie A i pomimo mocy zaledwie 30/60 W na kanał. Niby niewiele, a jednak wystarczająco dużo, by trzymać cztery 10-calowe woofery Klipschów pod żelazną kontrolą. Nie był to może jeszcze do końca poziom Audioneta AMP1 V2 spiętego bezpośrednio z Bartokiem, jeśli chodzi o szybkość i bezwzględną precyzję basu, ale też z drugiej strony nie stwierdziłem sztucznego zmiękczenia czy zaokrąglania konturów. Były natomiast zgoła fantastyczny „miąższ” i wypełnienie, realistyczne oddawanie barw instrumentów, jak również wzorcowe rozciągnięcie w rejony 20-hercowe – i to bez żadnego „kucania” czy tworzenia może i miłego, ale jednak nieprawdziwego efektu poduszki. Nie wiem, w jaki sposób konstruktorom udała się ta sztuka, ale zespolenie tych wszystkich cech basu w tym jednym wzmacniaczu zintegrowanym pozwala zanegować sens istnienia dwukrotnie większych i tyle samo droższych wzmacniaczy dzielonych. Z kolei sposób oddawania barw, wolumen średnicy, naturalność głosów, czy fortepianu kwestionuje – przynajmniej dla mnie – racjonalność zakupu wzmacniaczy lampowych dużej mocy (triody single-ended pozostawię w świętym spokoju, by nie być posądzonym o utratę zmysłów). Nie oferują nic więcej, a pod względem dynamiki, szybkości oraz kontroli niskich tonów nie mają z Luxmanem szans. Żeby nie być gołosłownym doprecyzuję, że mam tu na myśli także znacznie droższe i nominalnie dużo mocniejsze lampowe końcówki mocy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-595ASE trafo" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-trafo.jpg" alt="Luxman L-595ASE trafo" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pośrodku mamy rozrośnięty zasilacz, na bazie dużego trafa japońskiej produkcji i ośmiu elektrolitów Nichicona (z nadrukami Luxman), każdy o pojemnościach 10 000 µF/71 V.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wspomnę jeszcze o wysokich tonach. Co tu dużo mówić, są świetne. Nieprzygaszone, obfitują w detale i nie tłumią mikrodynamiki. To nie jest ostatnie słowo w dziedzinie precyzji i konturowania, ale ten ich złocisty blask i lekko słodkawy posmak wybornie komponują się z całą resztą. Także dzięki nim Luxman wykazuje się dużą wyrozumiałością dla średnio czy gorzej nagranych płyt. Nowego Raya Wilsona, na kilka dni przed toruńskim koncertem, wysłuchałem od deski do deski, odtwarzając tę płytę – a jakże –&nbsp;z vintage’owego odtwarzacza (transportu) Sony CDP-557ESD. Nomem omen, niemalże równolatka protoplastów testowanego „Luxa”. Boskie to było granie!</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><img style="margin-left: 25px; margin-bottom: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l595ase/Luxman-L-505ASE-zzz.gif" alt="Luxman L 505ASE zzz" width="360" height="655" />Luxman L-595A Special Edition to wzmacniacz autentycznie wyjątkowy i to pod wieloma względami. Jeden z tych, które potrafią wywołać prawdziwy przypływ emocji i wyrzut adrenaliny. Czaruje nie tylko wyglądem i wzorcowym wykonaniem, ale także – a może przede wszystkim –&nbsp;jakością oferowanego dźwięku. Nie mam wątpliwości, że zostanie zapamiętany. Boję się też, że może to być jedna z ostatnich takich integr. Świat się zmienia, wymierają prawdziwe auta z silnikami V8 i V12; ten sam los może spotkać takie oto Luxmany. Kto może, niech zamawia. Szczególnie dziś można – i chyba należy – taki zakup potraktować w kategoriach inwestycji. Kto kupi, szybko nie sprzeda – tak mniemam. Gdybym mógł, sam bym zamówił.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-09-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p></div>
Accuphase E-270 2023-05-15T09:57:06+00:00 2023-05-15T09:57:06+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1352-accuphase-e-270 Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/a121e39f639f5564abd14d939cc78407_S.jpg" alt="Accuphase E-270" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Najmniejszy i najtańszy ze wzmacniaczy Accuphase czerpie garściami z droższych konstrukcji tej marki, w szczególności z recenzowanego już na naszych łamach modelu E-370.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Nautilus Dystrybucja, <a href="https://www.accuphase.pl" target="_blank" rel="noopener">www.accuphase.pl</a>&nbsp; <br /><strong>Cena:</strong> 23 900 zł (maj 2017 r.)<br /><strong>Dostępne</strong> wykończenia: złote</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2017 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2017/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Accuphase E-270</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><br /><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-aaa.jpg" alt="Accuphase E-270" />&nbsp;</p> <p>Konsekwencja, z jaką ten japoński producent wprowadza kolejne generacje swoich urządzeń, jest godna podziwu. Historia wzmacniaczy zintegrowanych Accuphase rozpoczyna się dokładnie 43 lata temu – w maju 1974 roku – kiedy na świat hi-fi przychodzi 100-watowa integra E-202 (oczywiście tranzystorowa). Od tej pory, cyfra dwa na początku oznaczenia liczbowego zawsze będzie oznaczać najtańszy wzmacniacz zintegrowany tej marki. Pięć lat później, w 1979 roku, pojawia się pierwsza integra tej firmy, wykorzystująca mosfety mocy – w tamtym czasie bardzo obiecującą technikę. Potem, przez 18 lat, liczby konsekwentnie rosną – co 3–4 lata „przeskakując” o jeden numer, a wzmacniacze stają się coraz nowocześniejsze technicznie. Dla przykładu: model E-205 z końca 1985 r. mógł się pochwalić stopniem wejściowym na tranzystorach FET, pojedynczym stopniem dużego wzmocnienia końcowego (na mosfetach), układem serwa stałoprądowego w sekcji preampu oraz stosowaną do dziś charakterystyczną architekturą wnętrza z centralnie położonym zasilaczem i dwoma końcówkami mocy, po lewej i prawej stronie idealnie uporządkowanej komory wnętrza. Potrafił skutecznie napędzać 4-omowe zestawy głośnikowe, nie protestując przy spadkach impedancji do 2 Ω. Ideę tę rozwinął jego następca – E-206 – który przy 4 Ω dostarczał 140 W mocy na kanał (więcej niż następcy). Był rok 1989. Kolejne generacje integry z serii „2” mają charakter ewolucyjny – wyglądają podobnie i mają zbliżone parametry techniczne.</p> <p>W latach 90. zadebiutowały łącznie trzy modele najtańszej integry. Wyraźna zmiana nastąpiła w roku 1995, wraz z debiutem modelu E-210 (zmiana drugiej cyfry nieprzypadkowa), który otrzymał zdecydowanie nowocześniejszą czołówkę z podświetlanym logo. Moc spadła do 80 W na kanał, pojawiło się prądowe sprzężenie zwrotne, a wzmacniacz wyraźnie „utył”, osiągając masę 18 kg. Wraz z kolejną generacją (E-211 z roku 1998) pojawiają się dwie łatwo zauważalne nowości: wychyłowe wskaźniki mocy (dzisiejszy symbol tej marki) oraz opcjonalne moduły wejściowe. Moc lekko wzrasta –&nbsp;do 90 W przy 8 Ω (standard aż do dziś) – podobnie jak współczynnik tłumienia.</p> <p>XXI wiek symbolizuje pojawienie się modelu E-212 (listopad 2001 r.), który kontynuuje rozwiązania znane z poprzedników, dodając opcję modułu wejść cyfrowych – ponad 15 lat temu jest to niewątpliwe „coś”. Jego następca (E-213) wprowadzony trzy i pół roku później może się pochwalić techniką MCS (Multiple Circuit Summing) odnoszącą się do sumowania sygnałów wyjściowych ze zrównoleglonych układów wejściowych i wyjściowych. Pamiętam, że był to bardzo udany wzmacniacz.</p> <p>Kolejna duża zmiana techniczna to wprowadzenie E-250 (październik 2008 r.) wyposażonego w regulator głośności AAVA (patrz „apla”). To jedno ze sztandarowych opracowań japońskich inżynierów, później (aż do dziś) stosowane we wszystkich przedwzmacniaczach i integrach tej marki. Urządzenie waży już prawie 20 kg. Na następcę (E-260) przyszło czekać do listopada 2012 r. Również i on przetrwał równe 4 lata. Zastąpił go model E-270, bohater niniejszego testu i zarazem trzynasta generacja „ekonomicznej” integry Accuphase.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Skoro już prześledziliśmy historię wzmacniaczy E-2xx, to warto dodać, że ich wygląd praktycznie się nie zmienia od czasu E-250, a więc od ubiegłej dekady. O ile jednak jego następcy (E-260) w ogóle nie dawało się odróżnić po wyglądzie czołówki, o tyle nowy E-270 wprowadza pewną modyfikację w jej obrębie. Zmienił się mianowicie układ pokręteł i przełączników tworzących rząd pod oknem wyświetlacza –&nbsp;grupa czterech przycisków rozdzieliła dwie grupy pokręteł: to obsługujące wejścia i wyjścia oraz te służące do regulacji barwy i balansu. Bo trzeba dodać, że w starej dobrej tradycji Accuphase’a, E-270 ma wszystko, czego audiofil może zapragnąć. Nie brakuje ani wspomnianych regulatorów barwy, ani przełącznika mono (bardzo przydatnego dla użytkowników gramofonów), ani odwracacza fazy sygnału. Nie mówiąc już o wyjściu słuchawkowym i dwóch parach (przełączanych) zacisków głośnikowych. Zmianę układu manipulatorów wymusiło pojawienie się szóstego pokrętła służącego do zmiany wejść cyfrowych. Płytka cyfrowa DAC-40 jest inna niż dawniej, wciąż jednak nie wchodzi w skład wyposażenia fabrycznego – mimo że wspomniany selektor znajduje się, jak wspomniałem, na wierzchu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-wnetrze.jpg" alt="Accuphase E-270 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Architektura wnętrza jest dokładnie taka sama jak kilku w poprzednich generacjach E-2xx. Wprawne oko dostrzeże grubsze kubki kondensatorów filtrujących o pojemności zwiększonej z 22 do 30 tys. μF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Z zewnątrz E-270 to w dalszym ciągu ta sama, bardzo precyzyjnie wykonana obudowa z aluminium i stali, wysoka na 15 cm i głęboka na 42 cm. Wzmacniacz jest szerszy niż typowy segment hi-fi – analogicznie jak inne modele tej marki, mierzy 465 mm. Na uwagę zasługuje fakt, że jakość wykonania, dbałość o detale są dokładnie takie same jak w najdroższych modelach Accuphase, a więc w urządzeniach kosztujących niekiedy po 100 tys. zł. Skoro już mowa o cenach, pamiętam, że E-213 (w 2007 r.) kosztował 12 tys. zł (E-250 – 15 900 zł w 2011 roku.). Dziesięć lat później, za odpowiednik trzeba zapłacić dwa razy więcej. Niestety, jest to „normalne” zjawisko na rynku urządzeń high-end – z roku na rok sprzęt jest coraz droższy. Jednak tempo tego zjawiska wydaje się dosyć niepokojące. Ile będzie kosztować E-290 (załóżmy, że takie będzie oznaczenie następcy) w roku 2025?</p> <p>Gdy prześledzimy zmiany techniczne dokonywane z generacji na generację, łatwo dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia z ciągłą ewolucją tych samych rozwiązań. Wzmacniacz ma wciąż podobny stopień przeciwsobny wyjściowy na mosfetach, regulację głośności AAVA, niewiele zmieniający się zasilacz, moc praktycznie bez zmian. Poważniejsze modyfikacje zdarzają się raz na 10–12 lat. Co się zmieniło w generacji „207” względem „206”? W zasilaczu pojawiły się większe (te z modelu E-370) kondensatory elektrolityczne (2 x 30 tys. µF zamiast 2 x 22 tys. µF), dzięki czemu symbolicznie zwiększyła się moc przy 4 Ω (ze 115 do 120 W). W układzie zabezpieczającym wyjścia przed zwarciem zastosowano przełączniki mosfetowe, a pętla sprzężenia zwrotnego (Balanced Remote Sensing) obejmuje także ścieżkę masy, dzięki czemu dwukrotnie obniżono impedancję wyjściową, co spowodowało wzrost współczynnika tłumienia z 200 do 400. Warto zaznaczyć, że stopnie końcowe bazują na tej samej konfiguracji tranzystorów wyjściowych (pary komplementarne 2SC2837/2SA1186) i sterujących 2SA1837/2SC4793. Płytki wzmacniaczy końcowych są jednak trochę inne. Tak czy inaczej, wzrost współczynnika tłumienia nie jest więc spowodowany zmianą topologii układu, a wspomnianą modyfikacją pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego. Przy okazji delikatnie poprawiły się inne parametry mierzalne, jak odstęp od szumu.</p> <p><img style="border: 1px solid;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-wyjscia-glosnikowe.jpg" alt="Accuphase E 270 wyjscia glosnikowe" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wyjścia głośnikowe załączają nie przekaźniki, a dedykowane do tego celu tranzystory. E-270 to ewolucja drobnymi kroczkami.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jest też druga strona medalu. Gdy porównamy E-270 z testowanym niedawno, droższym o 5000 zł modelem E-370, okaże się, że różnice pomiędzy nimi są bardzo niewielkie –&nbsp;znacznie mniejsze niż między E-370 a E-470. Złośliwi powiedzą, że 370-ka to przede wszystkim większa obudowa i trochę więcej mocy (o 25% przy 4 Ω). No bo faktycznie topologia obu układów jest identyczna, takie same są nawet pojemności filtrujące w zasilaczu. Istotnych różnic doprawdy trudno się doszukać (płytki wzmacniaczy mocy różnią się nieco). Wychodzi więc na to, że E-270 to całkiem dobry deal.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Regulacja głośności AAVA</h2> <p>Regulacja głośności w E-270, tak samo zresztą jak w droższych modelach wzmacniaczy tej firmy, zasługuje na szczególną uwagę. Zrezygnowano w niej z klasycznych potencjometrów czy drabinek rezystorowych, czyli elementów biernych o impedancji (a więc i charakterystyce szumowej) zależnej od ustawionego poziomu głośności. Sygnał wejściowy nie jest poddawany tłumieniu na zasadzie dzielnika napięcia, lecz regulowany jest współczynnik wzmocnienia przedwzmacniacza (podobne rozwiązanie w latach 90. zastosował Technics). Do tego celu posłużył konwerter napięcie-prąd (V-I) o 16 sekcjach sprzężonych z 16 kluczami załączającymi odpowiednią kombinację wyjść. Efektem pracy takiego układu jest ponad 65 tys. 2<sup>16</sup> poziomów natężenia prądu wyjściowego, który finalnie trafia do konwertera prąd-napięcie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 regulacja głośności AAVA" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-transformator.jpg" alt="Accuphase E-270 regulacja głośności AAVA" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Układ AAVA znajduje się w przedniej części obudowy, zaraz za wyświetlaczem.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Cały proces regulacji poziomu odbywa się w dziedzinie analogowej i patrząc z tego punktu widzenia, jest bezstratny. Istotną zaletą AAVA jest pomijalnie małe niezrównoważenie kanałów, duży odstęp o szumu, a z praktycznego punktu widzenia – niezwykle płynna i dokładna regulacja, której skok w górnej części skali wynosi zaledwie 0,2 dB.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Ładnych kilka lat temu bardzo chwaliłem integrę E-213, która w swoim czasie była doprawdy świetną propozycją w swojej cenie. Od tego czasu we wzmacniaczach nie nastąpił może znaczący postęp techniczny, niemniej pojawiły się nowe rozwiązania (amplifikacja cyfrowa, klasa D stosowana już na szeroką skalę itp.). Ponadto do gry wkroczyli nowi gracze, którzy dziś potrafią zaoferować bardzo dobre produkty bez odniesień do swojej (krótkiej) historii. Jednocześnie renomowani konkurenci – w tym Accuphase – znacząco podnieśli ceny. To wszystko zmienia kontekst oceny i nawet jeśli nowy model jest obiektywnie lepszy od poprzednika (a ten był lepszy od swojego poprzednika itd.), to rodzi się pytanie, czy w dalszym ciągu otrzymujemy sprzęt godny uwagi – wart swojej ceny. Odpowiedź nie jest całkiem jednoznaczna.</p> <p>Nie miałem możliwości bezpośredniego porównania E-270 do jego poprzednika, czy choćby do dwóch-trzech generacji wstecz, niemniej pozwolę sobie przytoczyć wyniki pewnych obserwacji odnoszących się całościowo do tych wzmacniaczy. Nowy model zdaje się podążać w kierunku nieco większej precyzji i szczegółowości przy zachowaniu całościowo lekko wycofanej – typowej dla Accuphase –&nbsp;sygnatury. Odtwarzana muzyka nigdy nie staje się irytująca – chyba że nagranie jest naprawdę złej jakości. Efekt ten wynika z subiektywnego wycofania środkowego zakresu pasma (wyższych jego partii), co odbiera brzmieniu wszelką tendencję do natarczywości i agresji. Jednocześnie, jak sądzę, poprawiono reprodukcję najniższych tonów, które cechuje dobra zwartość, silny atak i właściwe wypełnienie. Pod tym względem wzmacniacz nie stwarza żadnego niedosytu. Nieco gorzej rzecz się ma w średnim i wyższym podzakresie niskich tonów. W połączeniu z zamkniętymi ATC SCM40 (którym trudno zarzucić brak precyzji w omawianym zakresie, i nie tylko) dół był nieco przyciężkawy, trochę gumowaty. Nadmienię, że w zestawieniu z redakcyjną integrą Monrio MC206 efekt ten nie wystąpił. Co ciekawe, w drugim systemie bazującym na wysokoefektywnych Zollerach, omawianego zjawiska tego nie odnotowałem. Żywo grające, relatywnie skuteczne kolumny o ekspresyjnej średnicy powinny być na ogół właściwym towarzystwem dla małego „Accu”.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-gniazda.jpg" alt="Accuphase E-270 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Zaślepki na gniazdach RCA to bardzo dobra rzecz. Dlaczego inni producenci nie dają ich w komplecie?</em></strong></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Karta wejść cyfrowych (AD-40) wciąż stanowi wyposażenie opcjonalne. To bardzo dobrej klasy układ, pozwalający przez jakiś czas obyć się bez odtwarzacza czy high-endowego DAC-a.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Z uwagi na wycofanie średniego zakresu, brzmienie cechuje swoista miękkość, powiązana – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – z określonym sposobem kreacji barw i niezbyt spektakularnym wrażeniem bezpośredniości dźwięku. Jedni lubią to pierwsze (miękkość), drudzy (jak np. ja) –&nbsp;bardziej to drugie (nie mylić z agresją). I tu – jak mniemam – będzie się kształtować linia podziału pomiędzy zwolennikami a, powiedzmy, umiarkowanymi zwolennikami testowanego wzmacniacza. E-270 nie wciąga w wir muzycznej akcji, to raczej bierny obserwator wydarzeń. Gdy słuchamy koncertu zarejestrowanego w zadymionym klubie jazzowym, ów dystans przejawiający się wyczuwalnym odsunięciem sceny – robi niewątpliwie dobrą robotę. Gdy gra duża orkiestra, również bywa to pożądane. Z kolei gdy na krążku (czy w pliku) mamy zapis energetycznego bluesa czy po prostu jakieś studyjne nagranie jazzowe, pojawia się niedosyt spontaniczności, szybkości i drive’u. Jednym to zupełnie nie przeszkadza, dla innych to esencja muzykalności. Znów wydaje się, że linia podziału tych na „tak” i na „nie” jest dość precyzyjnie zarysowana. Wspomnę jeszcze o wysokich tonach: są bardzo dobrze, ładnie rozciągnięte na skraju pasma. W pasmie przejściowym ze średnicą zdają się jednak wprowadzać prymat konturowości nad wypełnieniem, w efekcie czego transjenty lokowane w rejonie największej czułości ucha są nieco cieńsze i bardziej miękkie niż idealnie być powinny.</p> <p>Pomijając powyższe, trzeba przyznać, że konstruktorzy zrobili wiele, aby wzmacniacz był możliwie uniwersalny i spodobał się „każdemu”. Dostrzegam w tym brzmieniu niewątpliwe zalety, a wśród nich na pierwszy plan wysuwa się spokój/cichość muzycznego tła. E-270 zdecydowanie szanuje ciszę, potrafi znakomicie oddać subtelność cichych pasaży. To dobre narzędzie do zgłębiania płytoteki przepełnionej produkcjami ECM-u. Tam, gdzie tańsze wzmacniacze (czytaj: takie po kilkanaście tysięcy złotych) wprowadzają jakąś bliżej niezrozumiałą szarość tła (które powinno być zupełnie czarne), tam E-270 dowodzi swojej „przewagi dzięki technice” – wybrzmienia są długie i pięknie rozmywają się w błogiej głuszy. Tło jest bardziej czarne niż zwykle. Przytoczone zapożyczenie z reklamy znanej marki nie jest przypadkowe: ten Accuphase dogłębnie kojarzy mi się z samochodami Audi; również perfekcyjnie wykonanymi, świetnie zestrojonymi, choć zwykle trochę nudnymi. Miłośników Audi ta krytyka nie porusza i myślę, że podobne stwierdzenie nie oburzy też nikogo, kto miał lub ma sprzęt Accuphase. E-270 wpisuje się w ten obraz.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-detal.jpg" alt="Accuphase E-270 detal" /></p> <p>Trzeba oddać Japończykom, że 270-ka bardzo dobrze rekonstruuje przestrzeń. Scena jest swobodnie rozpostarta pomiędzy głośnikami i trochę poza nimi (na boki), ma solidną głębią, a ogniskowanie jest ostre, acz wciąż naturalne. W żadnym momencie muzycznej prezentacji japoński wzmacniacz nie stara się nas zaskoczyć, przestraszyć czy wybić z rytmu. Ten jest prowadzony umiarkowanie, a muzyka po prostu płynie gładko i równo – zarówno głośno, jak i po cichu. Właśnie, zapomniałbym: to idealny sprzęt do słuchania późną wieczorową porą. Tym bardziej, że regulacja głośności jest absolutnie genialna: nie dość, że równa, to jeszcze sposób, w jaki dobrano (zmienne) tempo jej działania, jest – bez żadnej przesady rzecz ujmując – wzorem do naśladowania dla konkurencji.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/accuphase-e270{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><img style="margin-left: 25px; margin-bottom: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-zzz.gif" alt="Accuphase E 270 zzz" width="360" height="747" />Nie wątpię, że E-270 podtrzyma bardzo dobrą opinię i wielkie uznanie, jakim cieszy się ta marka na całym świecie, w tym także w Polsce. To wspaniale wykonany, wzorowo funkcjonalny i całkiem dobrze brzmiący wzmacniacz. Że drogi – trudno zaprzeczyć. No ale w takich czasach żyjemy. Kto potrafi się pogodzić z gorszym wykonaniem, mniejszą funkcjonalnością, a przede wszystkim – z mniej szacownym znaczkiem na czołówce – ten zdoła zaoszczędzić trochę gotówki, rozglądając się wśród propozycji chociażby kilku włoskich manufaktur.<br /><br /></p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2017 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2017/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>System odsłuchowy 1</strong></p> <ul> <li><strong>Źródło:</strong> Auralic Aries (FW. 4.1.0) (USB audio out) + Meitner MA-1 DAC</li> <li><strong>Wzmacniacze odniesienia:</strong> Conrad-Johnson ET2/Reimyo KAP-777, Monrio MC206</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Zoller Temptation 2000</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis</li> <li><strong>Kable USB:</strong> Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca 20 A, listwy prądowe Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Red Eye Ultimate, Spectrum, Zodiac</li> </ul> <p><strong>System 2</strong></p> <ul> <li><strong>Źródło cyfrowe:</strong> Auralic Aries mini (USB audio out) z zasilaczem liniowym / DAC PS Audio NuWave DSD</li> <li><strong>Źródło analogowe:</strong> Pro-Ject 6-Perspex SB / Ortofon Quintet Blue / Lehmannaudio Black Cube 2 SE</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> ATC SCM40 (generacja III)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE, WireWorld Gold Eclipse 7</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> Albedo Air 1</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stolik Rogoz Audio 4SPB (szerokość 113 cm) z blatami drewnianymi i wytłumieniem butylowym</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> listwa Enerr Powerpoint (system 2), kable zasilające Furutech FP-614Ag, PS Audio AC-5</li> </ul> <p>&nbsp;</p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/a121e39f639f5564abd14d939cc78407_S.jpg" alt="Accuphase E-270" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Najmniejszy i najtańszy ze wzmacniaczy Accuphase czerpie garściami z droższych konstrukcji tej marki, w szczególności z recenzowanego już na naszych łamach modelu E-370.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Nautilus Dystrybucja, <a href="https://www.accuphase.pl" target="_blank" rel="noopener">www.accuphase.pl</a>&nbsp; <br /><strong>Cena:</strong> 23 900 zł (maj 2017 r.)<br /><strong>Dostępne</strong> wykończenia: złote</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2017 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2017/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Accuphase E-270</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><br /><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-aaa.jpg" alt="Accuphase E-270" />&nbsp;</p> <p>Konsekwencja, z jaką ten japoński producent wprowadza kolejne generacje swoich urządzeń, jest godna podziwu. Historia wzmacniaczy zintegrowanych Accuphase rozpoczyna się dokładnie 43 lata temu – w maju 1974 roku – kiedy na świat hi-fi przychodzi 100-watowa integra E-202 (oczywiście tranzystorowa). Od tej pory, cyfra dwa na początku oznaczenia liczbowego zawsze będzie oznaczać najtańszy wzmacniacz zintegrowany tej marki. Pięć lat później, w 1979 roku, pojawia się pierwsza integra tej firmy, wykorzystująca mosfety mocy – w tamtym czasie bardzo obiecującą technikę. Potem, przez 18 lat, liczby konsekwentnie rosną – co 3–4 lata „przeskakując” o jeden numer, a wzmacniacze stają się coraz nowocześniejsze technicznie. Dla przykładu: model E-205 z końca 1985 r. mógł się pochwalić stopniem wejściowym na tranzystorach FET, pojedynczym stopniem dużego wzmocnienia końcowego (na mosfetach), układem serwa stałoprądowego w sekcji preampu oraz stosowaną do dziś charakterystyczną architekturą wnętrza z centralnie położonym zasilaczem i dwoma końcówkami mocy, po lewej i prawej stronie idealnie uporządkowanej komory wnętrza. Potrafił skutecznie napędzać 4-omowe zestawy głośnikowe, nie protestując przy spadkach impedancji do 2 Ω. Ideę tę rozwinął jego następca – E-206 – który przy 4 Ω dostarczał 140 W mocy na kanał (więcej niż następcy). Był rok 1989. Kolejne generacje integry z serii „2” mają charakter ewolucyjny – wyglądają podobnie i mają zbliżone parametry techniczne.</p> <p>W latach 90. zadebiutowały łącznie trzy modele najtańszej integry. Wyraźna zmiana nastąpiła w roku 1995, wraz z debiutem modelu E-210 (zmiana drugiej cyfry nieprzypadkowa), który otrzymał zdecydowanie nowocześniejszą czołówkę z podświetlanym logo. Moc spadła do 80 W na kanał, pojawiło się prądowe sprzężenie zwrotne, a wzmacniacz wyraźnie „utył”, osiągając masę 18 kg. Wraz z kolejną generacją (E-211 z roku 1998) pojawiają się dwie łatwo zauważalne nowości: wychyłowe wskaźniki mocy (dzisiejszy symbol tej marki) oraz opcjonalne moduły wejściowe. Moc lekko wzrasta –&nbsp;do 90 W przy 8 Ω (standard aż do dziś) – podobnie jak współczynnik tłumienia.</p> <p>XXI wiek symbolizuje pojawienie się modelu E-212 (listopad 2001 r.), który kontynuuje rozwiązania znane z poprzedników, dodając opcję modułu wejść cyfrowych – ponad 15 lat temu jest to niewątpliwe „coś”. Jego następca (E-213) wprowadzony trzy i pół roku później może się pochwalić techniką MCS (Multiple Circuit Summing) odnoszącą się do sumowania sygnałów wyjściowych ze zrównoleglonych układów wejściowych i wyjściowych. Pamiętam, że był to bardzo udany wzmacniacz.</p> <p>Kolejna duża zmiana techniczna to wprowadzenie E-250 (październik 2008 r.) wyposażonego w regulator głośności AAVA (patrz „apla”). To jedno ze sztandarowych opracowań japońskich inżynierów, później (aż do dziś) stosowane we wszystkich przedwzmacniaczach i integrach tej marki. Urządzenie waży już prawie 20 kg. Na następcę (E-260) przyszło czekać do listopada 2012 r. Również i on przetrwał równe 4 lata. Zastąpił go model E-270, bohater niniejszego testu i zarazem trzynasta generacja „ekonomicznej” integry Accuphase.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Skoro już prześledziliśmy historię wzmacniaczy E-2xx, to warto dodać, że ich wygląd praktycznie się nie zmienia od czasu E-250, a więc od ubiegłej dekady. O ile jednak jego następcy (E-260) w ogóle nie dawało się odróżnić po wyglądzie czołówki, o tyle nowy E-270 wprowadza pewną modyfikację w jej obrębie. Zmienił się mianowicie układ pokręteł i przełączników tworzących rząd pod oknem wyświetlacza –&nbsp;grupa czterech przycisków rozdzieliła dwie grupy pokręteł: to obsługujące wejścia i wyjścia oraz te służące do regulacji barwy i balansu. Bo trzeba dodać, że w starej dobrej tradycji Accuphase’a, E-270 ma wszystko, czego audiofil może zapragnąć. Nie brakuje ani wspomnianych regulatorów barwy, ani przełącznika mono (bardzo przydatnego dla użytkowników gramofonów), ani odwracacza fazy sygnału. Nie mówiąc już o wyjściu słuchawkowym i dwóch parach (przełączanych) zacisków głośnikowych. Zmianę układu manipulatorów wymusiło pojawienie się szóstego pokrętła służącego do zmiany wejść cyfrowych. Płytka cyfrowa DAC-40 jest inna niż dawniej, wciąż jednak nie wchodzi w skład wyposażenia fabrycznego – mimo że wspomniany selektor znajduje się, jak wspomniałem, na wierzchu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-wnetrze.jpg" alt="Accuphase E-270 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Architektura wnętrza jest dokładnie taka sama jak kilku w poprzednich generacjach E-2xx. Wprawne oko dostrzeże grubsze kubki kondensatorów filtrujących o pojemności zwiększonej z 22 do 30 tys. μF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Z zewnątrz E-270 to w dalszym ciągu ta sama, bardzo precyzyjnie wykonana obudowa z aluminium i stali, wysoka na 15 cm i głęboka na 42 cm. Wzmacniacz jest szerszy niż typowy segment hi-fi – analogicznie jak inne modele tej marki, mierzy 465 mm. Na uwagę zasługuje fakt, że jakość wykonania, dbałość o detale są dokładnie takie same jak w najdroższych modelach Accuphase, a więc w urządzeniach kosztujących niekiedy po 100 tys. zł. Skoro już mowa o cenach, pamiętam, że E-213 (w 2007 r.) kosztował 12 tys. zł (E-250 – 15 900 zł w 2011 roku.). Dziesięć lat później, za odpowiednik trzeba zapłacić dwa razy więcej. Niestety, jest to „normalne” zjawisko na rynku urządzeń high-end – z roku na rok sprzęt jest coraz droższy. Jednak tempo tego zjawiska wydaje się dosyć niepokojące. Ile będzie kosztować E-290 (załóżmy, że takie będzie oznaczenie następcy) w roku 2025?</p> <p>Gdy prześledzimy zmiany techniczne dokonywane z generacji na generację, łatwo dojdziemy do wniosku, że mamy do czynienia z ciągłą ewolucją tych samych rozwiązań. Wzmacniacz ma wciąż podobny stopień przeciwsobny wyjściowy na mosfetach, regulację głośności AAVA, niewiele zmieniający się zasilacz, moc praktycznie bez zmian. Poważniejsze modyfikacje zdarzają się raz na 10–12 lat. Co się zmieniło w generacji „207” względem „206”? W zasilaczu pojawiły się większe (te z modelu E-370) kondensatory elektrolityczne (2 x 30 tys. µF zamiast 2 x 22 tys. µF), dzięki czemu symbolicznie zwiększyła się moc przy 4 Ω (ze 115 do 120 W). W układzie zabezpieczającym wyjścia przed zwarciem zastosowano przełączniki mosfetowe, a pętla sprzężenia zwrotnego (Balanced Remote Sensing) obejmuje także ścieżkę masy, dzięki czemu dwukrotnie obniżono impedancję wyjściową, co spowodowało wzrost współczynnika tłumienia z 200 do 400. Warto zaznaczyć, że stopnie końcowe bazują na tej samej konfiguracji tranzystorów wyjściowych (pary komplementarne 2SC2837/2SA1186) i sterujących 2SA1837/2SC4793. Płytki wzmacniaczy końcowych są jednak trochę inne. Tak czy inaczej, wzrost współczynnika tłumienia nie jest więc spowodowany zmianą topologii układu, a wspomnianą modyfikacją pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego. Przy okazji delikatnie poprawiły się inne parametry mierzalne, jak odstęp od szumu.</p> <p><img style="border: 1px solid;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-wyjscia-glosnikowe.jpg" alt="Accuphase E 270 wyjscia glosnikowe" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wyjścia głośnikowe załączają nie przekaźniki, a dedykowane do tego celu tranzystory. E-270 to ewolucja drobnymi kroczkami.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jest też druga strona medalu. Gdy porównamy E-270 z testowanym niedawno, droższym o 5000 zł modelem E-370, okaże się, że różnice pomiędzy nimi są bardzo niewielkie –&nbsp;znacznie mniejsze niż między E-370 a E-470. Złośliwi powiedzą, że 370-ka to przede wszystkim większa obudowa i trochę więcej mocy (o 25% przy 4 Ω). No bo faktycznie topologia obu układów jest identyczna, takie same są nawet pojemności filtrujące w zasilaczu. Istotnych różnic doprawdy trudno się doszukać (płytki wzmacniaczy mocy różnią się nieco). Wychodzi więc na to, że E-270 to całkiem dobry deal.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Regulacja głośności AAVA</h2> <p>Regulacja głośności w E-270, tak samo zresztą jak w droższych modelach wzmacniaczy tej firmy, zasługuje na szczególną uwagę. Zrezygnowano w niej z klasycznych potencjometrów czy drabinek rezystorowych, czyli elementów biernych o impedancji (a więc i charakterystyce szumowej) zależnej od ustawionego poziomu głośności. Sygnał wejściowy nie jest poddawany tłumieniu na zasadzie dzielnika napięcia, lecz regulowany jest współczynnik wzmocnienia przedwzmacniacza (podobne rozwiązanie w latach 90. zastosował Technics). Do tego celu posłużył konwerter napięcie-prąd (V-I) o 16 sekcjach sprzężonych z 16 kluczami załączającymi odpowiednią kombinację wyjść. Efektem pracy takiego układu jest ponad 65 tys. 2<sup>16</sup> poziomów natężenia prądu wyjściowego, który finalnie trafia do konwertera prąd-napięcie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 regulacja głośności AAVA" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-transformator.jpg" alt="Accuphase E-270 regulacja głośności AAVA" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Układ AAVA znajduje się w przedniej części obudowy, zaraz za wyświetlaczem.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Cały proces regulacji poziomu odbywa się w dziedzinie analogowej i patrząc z tego punktu widzenia, jest bezstratny. Istotną zaletą AAVA jest pomijalnie małe niezrównoważenie kanałów, duży odstęp o szumu, a z praktycznego punktu widzenia – niezwykle płynna i dokładna regulacja, której skok w górnej części skali wynosi zaledwie 0,2 dB.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Ładnych kilka lat temu bardzo chwaliłem integrę E-213, która w swoim czasie była doprawdy świetną propozycją w swojej cenie. Od tego czasu we wzmacniaczach nie nastąpił może znaczący postęp techniczny, niemniej pojawiły się nowe rozwiązania (amplifikacja cyfrowa, klasa D stosowana już na szeroką skalę itp.). Ponadto do gry wkroczyli nowi gracze, którzy dziś potrafią zaoferować bardzo dobre produkty bez odniesień do swojej (krótkiej) historii. Jednocześnie renomowani konkurenci – w tym Accuphase – znacząco podnieśli ceny. To wszystko zmienia kontekst oceny i nawet jeśli nowy model jest obiektywnie lepszy od poprzednika (a ten był lepszy od swojego poprzednika itd.), to rodzi się pytanie, czy w dalszym ciągu otrzymujemy sprzęt godny uwagi – wart swojej ceny. Odpowiedź nie jest całkiem jednoznaczna.</p> <p>Nie miałem możliwości bezpośredniego porównania E-270 do jego poprzednika, czy choćby do dwóch-trzech generacji wstecz, niemniej pozwolę sobie przytoczyć wyniki pewnych obserwacji odnoszących się całościowo do tych wzmacniaczy. Nowy model zdaje się podążać w kierunku nieco większej precyzji i szczegółowości przy zachowaniu całościowo lekko wycofanej – typowej dla Accuphase –&nbsp;sygnatury. Odtwarzana muzyka nigdy nie staje się irytująca – chyba że nagranie jest naprawdę złej jakości. Efekt ten wynika z subiektywnego wycofania środkowego zakresu pasma (wyższych jego partii), co odbiera brzmieniu wszelką tendencję do natarczywości i agresji. Jednocześnie, jak sądzę, poprawiono reprodukcję najniższych tonów, które cechuje dobra zwartość, silny atak i właściwe wypełnienie. Pod tym względem wzmacniacz nie stwarza żadnego niedosytu. Nieco gorzej rzecz się ma w średnim i wyższym podzakresie niskich tonów. W połączeniu z zamkniętymi ATC SCM40 (którym trudno zarzucić brak precyzji w omawianym zakresie, i nie tylko) dół był nieco przyciężkawy, trochę gumowaty. Nadmienię, że w zestawieniu z redakcyjną integrą Monrio MC206 efekt ten nie wystąpił. Co ciekawe, w drugim systemie bazującym na wysokoefektywnych Zollerach, omawianego zjawiska tego nie odnotowałem. Żywo grające, relatywnie skuteczne kolumny o ekspresyjnej średnicy powinny być na ogół właściwym towarzystwem dla małego „Accu”.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Accuphase E-270 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-gniazda.jpg" alt="Accuphase E-270 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Zaślepki na gniazdach RCA to bardzo dobra rzecz. Dlaczego inni producenci nie dają ich w komplecie?</em></strong></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Karta wejść cyfrowych (AD-40) wciąż stanowi wyposażenie opcjonalne. To bardzo dobrej klasy układ, pozwalający przez jakiś czas obyć się bez odtwarzacza czy high-endowego DAC-a.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Z uwagi na wycofanie średniego zakresu, brzmienie cechuje swoista miękkość, powiązana – jak to zwykle w takich przypadkach bywa – z określonym sposobem kreacji barw i niezbyt spektakularnym wrażeniem bezpośredniości dźwięku. Jedni lubią to pierwsze (miękkość), drudzy (jak np. ja) –&nbsp;bardziej to drugie (nie mylić z agresją). I tu – jak mniemam – będzie się kształtować linia podziału pomiędzy zwolennikami a, powiedzmy, umiarkowanymi zwolennikami testowanego wzmacniacza. E-270 nie wciąga w wir muzycznej akcji, to raczej bierny obserwator wydarzeń. Gdy słuchamy koncertu zarejestrowanego w zadymionym klubie jazzowym, ów dystans przejawiający się wyczuwalnym odsunięciem sceny – robi niewątpliwie dobrą robotę. Gdy gra duża orkiestra, również bywa to pożądane. Z kolei gdy na krążku (czy w pliku) mamy zapis energetycznego bluesa czy po prostu jakieś studyjne nagranie jazzowe, pojawia się niedosyt spontaniczności, szybkości i drive’u. Jednym to zupełnie nie przeszkadza, dla innych to esencja muzykalności. Znów wydaje się, że linia podziału tych na „tak” i na „nie” jest dość precyzyjnie zarysowana. Wspomnę jeszcze o wysokich tonach: są bardzo dobrze, ładnie rozciągnięte na skraju pasma. W pasmie przejściowym ze średnicą zdają się jednak wprowadzać prymat konturowości nad wypełnieniem, w efekcie czego transjenty lokowane w rejonie największej czułości ucha są nieco cieńsze i bardziej miękkie niż idealnie być powinny.</p> <p>Pomijając powyższe, trzeba przyznać, że konstruktorzy zrobili wiele, aby wzmacniacz był możliwie uniwersalny i spodobał się „każdemu”. Dostrzegam w tym brzmieniu niewątpliwe zalety, a wśród nich na pierwszy plan wysuwa się spokój/cichość muzycznego tła. E-270 zdecydowanie szanuje ciszę, potrafi znakomicie oddać subtelność cichych pasaży. To dobre narzędzie do zgłębiania płytoteki przepełnionej produkcjami ECM-u. Tam, gdzie tańsze wzmacniacze (czytaj: takie po kilkanaście tysięcy złotych) wprowadzają jakąś bliżej niezrozumiałą szarość tła (które powinno być zupełnie czarne), tam E-270 dowodzi swojej „przewagi dzięki technice” – wybrzmienia są długie i pięknie rozmywają się w błogiej głuszy. Tło jest bardziej czarne niż zwykle. Przytoczone zapożyczenie z reklamy znanej marki nie jest przypadkowe: ten Accuphase dogłębnie kojarzy mi się z samochodami Audi; również perfekcyjnie wykonanymi, świetnie zestrojonymi, choć zwykle trochę nudnymi. Miłośników Audi ta krytyka nie porusza i myślę, że podobne stwierdzenie nie oburzy też nikogo, kto miał lub ma sprzęt Accuphase. E-270 wpisuje się w ten obraz.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-detal.jpg" alt="Accuphase E-270 detal" /></p> <p>Trzeba oddać Japończykom, że 270-ka bardzo dobrze rekonstruuje przestrzeń. Scena jest swobodnie rozpostarta pomiędzy głośnikami i trochę poza nimi (na boki), ma solidną głębią, a ogniskowanie jest ostre, acz wciąż naturalne. W żadnym momencie muzycznej prezentacji japoński wzmacniacz nie stara się nas zaskoczyć, przestraszyć czy wybić z rytmu. Ten jest prowadzony umiarkowanie, a muzyka po prostu płynie gładko i równo – zarówno głośno, jak i po cichu. Właśnie, zapomniałbym: to idealny sprzęt do słuchania późną wieczorową porą. Tym bardziej, że regulacja głośności jest absolutnie genialna: nie dość, że równa, to jeszcze sposób, w jaki dobrano (zmienne) tempo jej działania, jest – bez żadnej przesady rzecz ujmując – wzorem do naśladowania dla konkurencji.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/accuphase-e270{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><img style="margin-left: 25px; margin-bottom: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/accuphase-e270/Accuphase-E-270-zzz.gif" alt="Accuphase E 270 zzz" width="360" height="747" />Nie wątpię, że E-270 podtrzyma bardzo dobrą opinię i wielkie uznanie, jakim cieszy się ta marka na całym świecie, w tym także w Polsce. To wspaniale wykonany, wzorowo funkcjonalny i całkiem dobrze brzmiący wzmacniacz. Że drogi – trudno zaprzeczyć. No ale w takich czasach żyjemy. Kto potrafi się pogodzić z gorszym wykonaniem, mniejszą funkcjonalnością, a przede wszystkim – z mniej szacownym znaczkiem na czołówce – ten zdoła zaoszczędzić trochę gotówki, rozglądając się wśród propozycji chociażby kilku włoskich manufaktur.<br /><br /></p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2017 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2017/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>System odsłuchowy 1</strong></p> <ul> <li><strong>Źródło:</strong> Auralic Aries (FW. 4.1.0) (USB audio out) + Meitner MA-1 DAC</li> <li><strong>Wzmacniacze odniesienia:</strong> Conrad-Johnson ET2/Reimyo KAP-777, Monrio MC206</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Zoller Temptation 2000</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis</li> <li><strong>Kable USB:</strong> Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca 20 A, listwy prądowe Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable zasilające KBL Sound Red Eye Ultimate, Spectrum, Zodiac</li> </ul> <p><strong>System 2</strong></p> <ul> <li><strong>Źródło cyfrowe:</strong> Auralic Aries mini (USB audio out) z zasilaczem liniowym / DAC PS Audio NuWave DSD</li> <li><strong>Źródło analogowe:</strong> Pro-Ject 6-Perspex SB / Ortofon Quintet Blue / Lehmannaudio Black Cube 2 SE</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> ATC SCM40 (generacja III)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE, WireWorld Gold Eclipse 7</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> Albedo Air 1</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stolik Rogoz Audio 4SPB (szerokość 113 cm) z blatami drewnianymi i wytłumieniem butylowym</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> listwa Enerr Powerpoint (system 2), kable zasilające Furutech FP-614Ag, PS Audio AC-5</li> </ul> <p>&nbsp;</p></div>
Chord Electronics TToby 2022-05-06T09:15:17+00:00 2022-05-06T09:15:17+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1283-chord-electronics-ttoby Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/1f29cfca6f705c0cec1c1e27b0c013dd_S.jpg" alt="Chord Electronics TToby" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>TToby jest co najmniej kilka razy mniejszy od typowej końcówki mocy, a brzmieniowo potrafi zawstydzić wiele potężnych, nominalnie mocniejszych i droższych od siebie konstrukcji.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Voice, <a href="https://www.voice.com.pl" target="_blank" rel="noopener">www.voice.com.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 15 890 zł (w czasie testu, marzec 2019 r.) <br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny lub srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst:&nbsp;</strong>Marek Lacki (ML), Filip Kulpa (FK) | <strong>Zdjęcia:</strong> AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2019 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2019/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz mocy Chord Electronics TToby</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby - Wzmacniacz mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby.jpg" alt="Chord TToby - Wzmacniacz mocy" /><br />&nbsp;</p> <p>Chord Electronics to dość nietypowa marka. Prowadzona przez Johna Franksa, niegdyś utożsamiana z dużymi i bardzo charakterystycznymi wzmacniaczami, w bieżącej dekadzie dość drastycznie zmieniła swój wizerunek i portfolio. Ścisła współpraca ze znakomitym projektantem układów cyfrowych, Robertem Wattsem, która trwa już od kilkunastu lat, uczyniła z Chorda speca od najlepszych w relacji do ceny przetworników cyfrowo-analogowych, a ostatnio także napędów i upsamplerów. Dokonania Wattsa sprawiły, że produkty takie, jak Hugo i Mojo, zawojowały rynek audiofilskich urządzeń mobilnych. Wraz z nimi pojawiły się odmiany biurkowe oraz jeszcze bardziej zaawansowane modele stacjonarne, jak np. Dave. Wszystkie te produkty – w sposób poniekąd pewnie zamierzony, ale też dzięki wyjątkowej zwartości układów – mają jedną wspólną cechę: są mniejsze lub znacznie mniejsze od typowych segmentów hi-fi. Nawet stacjonarna wersja Hugo TT (a obecnie TT2) jest niemal o połowę węższa od standardowego wzmacniacza czy odtwarzacza.</p> <p>Mając tak kompaktowy przetwornik c/a, w dodatku z regulacją poziomu sygnału, aż się prosiło stworzyć odpowiedni wzmacniacz. I oto jest – końcówka mocy TToby. Urządzenia te tworzą razem ultrakompaktowy system high-end – coś zupełnie niespotykanego w tym segmencie, ale też odpowiadającego naszym czasom. Decydując się na Hugo TT2 i TToby oraz dobry streamer (lub transport CD), zamykamy się w kwocie około 40 tys. złotych za całą elektronikę. W odniesieniu do gabarytów (szerokość 235, wysokość 55 mm) osobom postronnym suma ta może się wydawać szokująca, ale odpierając ten argument, należałoby zapytać, czy oby na pewno duże gabaryty sprzętu są jego zaletą?</p> <p>Jakiś czas temu otrzymaliśmy propozycję przetestowania całego wspomnianego zestawu. Nie skorzystaliśmy z niej jednak. Przede wszystkim bardzo byliśmy ciekawi samego wzmacniacza, a w recenzji „systemu” jego ocena zostałaby w pewnym sensie „rozmyta”. Poza tym TToby skrywa rozwiązania, które mogłyby umknąć uwadze zarówno autora tekstu, jak i odbiorcy. Zdecydowaliśmy się na odsłuchy „Tobiego” z dala od firmowych kompanów, tj. w zupełnie obcych, poniekąd przypadkowych konfiguracjach. Co z tego wyszło, zaraz się dowiecie.<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Obudowa TToby’ego, w sensie swojej konstrukcji, gabarytów i materiałów, została zaczerpnięta z Hugo TT2 – jest więc wąska (235 mm), płaska (55 mm), a do tego&nbsp;bardzo sztywna i solidna. Składa się z dwóch połówek – odlewanych profili z grubego aluminium: spodu i góry. Oba te elementy składa się jak kanapkę i skręca czterema wkrętami. Są wykonane tak dokładnie, że linię podziału można dostrzec dopiero w odpowiednim świetle i przy dużym zbliżeniu. Wzmacniacz waży zaledwie 3,7 kg. W tym momencie każdy pomyśli, że mamy do czynienia z kolejną konstrukcją w klasie D. Nic bardziej mylnego. <strong>Stopień końcowy TToby pracuje w klasie AB. Impulsowy jest natomiast zasilacz.</strong> Chord od dawna stosuje to nietypowe rozwiązanie. John Franks ma za sobą przeszłość w przemyśle lotniczym. W latach 80. zajmował się konstruowaniem zasilaczy dla samolotów.</p> <p>Istotą tych rozwiązań była, po pierwsze, niezawodność, ale też małe rozmiary i ciężar. Zasilacze liniowe nie wchodziły w grę. Tak powstała technika Dynamic Coupling zapewniająca eliminację krótkotrwałych zniekształceń wywoływanych przez duże prądy przenikające po masie wzmacniacza. Według Chorda to rozwiązanie umożliwia wzmacniaczowi uzyskanie większej szybkości i zwinności niż przy klasycznym zasilaniu. Franks postanowił przenieść zdobyte w przemyśle aeronautycznym doświadczenia na pole audio i po 7 latach założył swoją firmę –&nbsp;było to w roku 1989. Wzmacniacze Chorda początkowo docenili profesjonaliści: najpierw BBC, potem studio EMI przy Abbey Road, Sony (Nowy Jork), Skywalker Sound itd.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-wnetrze.jpg" alt="Chord TToby wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Inżynieria audio w nowoczesnym i bardzo zaawansowanym wydaniu. Impulsowy zasilacz i końcówka mocy w klasie AB – rozwiązanie na opak? Bynajmniej!</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Koncept łączenia zwartego, lekkiego i wydajnego wzmacniacza impulsowego z klasycznym stopniem końcowym w klasie AB nie jest więc niczym nowym. Chord Electronics tworzy w ten sposób swoje wzmacniacze już od 30 lat.</p> <p>Przejdźmy do bohatera naszego testu. Pod względem układowym TToby jest miniaturą dużych końcówek mocy Chorda. Jego stopień końcowy tworzy 8 mosfetów współpracujących ze stopniem sterującym o topologii lustra prądowego oraz dwoma ultrakompaktowymi zasilaczami SMPS (impulsowymi), z których jeden dostarcza napięcie dodatnie (+36 V), a drugi –&nbsp;symetryczne -36 V. Te elementy, zlokalizowane w przedniej części urządzenia, są chłodzone małymi wentylatorami. Pomiędzy zbalansowanymi torami sygnałowymi obu kanałów znajduje się pokaźna bateria 8 kondensatorów filtrujących o łącznej pojemności 80 tys. µF. Tranzystory końcowe dzieli od zacisków głośnikowych odległość zaledwie 11,5 cm, a ścieżka sygnałowa na tym odcinku jest w zasadzie „linią prostą”.</p> <p>Na środku przedniej ścianki wyżłobiono wgłębienie, a w nim zamontowano chromowaną tabliczkę z logo producenta. Pod nią znalazła się dioda sygnalizująca pracę. Bezpośrednio po włączeniu jest zielona, a następnie płynie i powoli przechodzi w kolor niebieski. TToby nie ma trybu stand-by, włączanie i wyłączanie odbywa się za pomocą przerywacza zintegrowanego z obudową gniazda prądowego. Wzmacniacz po włączeniu cicho szumi. To wynik działania wentylatorów, które z uwagi na kompaktową obudowę i brak radiatorów regulują temperaturę pracy. Obudowa podczas pracy pozostaje cały czas ciepła.</p> <p>Rzut oka na ściankę tylną pozwala stwierdzić, że nie ma tu niczego poza elementami absolutnie niezbędnymi. Jedyną „fanaberią” jest fakt użycia dwóch rodzajów gniazd dla sygnału wejściowego, a więc RCA i XLR, co jest podyktowane wewnętrzną budową układu (XLR-y nie są tu dla ozdoby). Gniazda głośnikowe są pojedyncze i wystarczająco oddalone od siebie. Obleczono je bezpiecznym poliwęglanem, by oddalić ryzyko zwarcia końcówek kabli, na którą to ewentualność układ jest zabezpieczony także elektronicznie.<br /><br /></p> <h2>Parametry</h2> <p>Wzmacniacz ma niezbyt dużą moc nominalną; przy 8 Ω&nbsp;jest to pięćdziesiąt kilka watów, która przy spadku impedancji obciążenia o połowę rośnie już do 100 W (w niezależnych pomiarach jest to nawet nieco więcej). Jednak prawdziwą miarą dynamicznej natury TToby są wartości uzyskiwanej mocy dynamicznej. Tu pozwolimy sobie przytoczyć wyniki uzyskane przez Paula Millera z miesięcznika „HiFi News”: 118 W przy 4 Ω, 215 W przy 2 Ω i 360 W przy 1 Ω. Takich wartości nie uzyskuje wiele nominalnie 100-watowych wzmacniaczy. TToby odznacza się ponadto małą impedancją wyjściową rzędu 0,025 Ω (w niemal całym pasmie, powyżej 8 kHz ta wartość wzrasta do około 0,05 Ω za sprawą cewki na wyjściu), co odpowiada współczynnikowi tłumienia rzędu 300. Zwraca również uwagę (deklarowana) szybkość narastania sygnału na wyjściu – 70 V/µs. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi tylko 16,5 W, co przy dwóch parach tranzystorów wyjściowych na kanał jest bardzo małą wartością. (FK)<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby tor sygnałowy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-tor-sygnalowy.jpg" alt="Chord TToby tor sygnałowy" /></p> <p style="text-align: center;"><em><strong>Tor sygnałowy SMD jest ultrakrótki. Wejścia obok wyjść, a odległość tranzystorów od wyjść wynosi niecałe 12 cm.</strong><br /></em></p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Tytuł nie jest przypadkowy. Mówi wiele o cechach testowanego wzmacniacza, którego dźwięk zmieniał się dość radykalnie w zależności od podpiętego przedwzmacniacza. To z jednej strony dobrze świadczy o testowanym urządzeniu, które jest w dużym stopniu przezroczyste, ale też zwraca uwagę na problem szalenie istotny, jakim jest dobór przedwzmacniacza.</p> <p>W pierwszej kolejności jako regulacja głośności posłużyła integra Burmester 101, pracująca wówczas w trybie Pure Pre, czyli z wyłączonymi końcówkami mocy. Sygnał był podawany kablami XLR. Muszę przyznać, że dźwięk zupełnie mnie zaskoczył, zwłaszcza w porównaniu z tym, co prezentował Burmester jako integra. Mała końcówka mocy Chorda grała niczym potężne monobloki. W porównaniu z Burmesterem dźwięk zdawał się mieć szersze pasmo przenoszenia, był bardziej obecny na skrajach. Nie tworzyło to bynajmniej efektu dźwięku „niemieckiego” (dawniej synonim dźwięku opartego na podbiciu skrajów pasma, a schowaniu średnicy) i w żaden sposób nie wpływało na artykulację średnicy.</p> <p>Bas był niezwykle mocny. Łamał niejako prawa fizyki, gdyż małe kolumny podstawkowe zdawały się grać niczym duże zestawy pełnopasmowe, w dodatku napędzane bardzo wydajnym prądowo wzmacniaczem. Jestem pewien, że gdyby akurat ktoś mnie w tym momencie odwiedził i posłuchał przez chwilę tego systemu, z pewnością nie uwierzyłby, że grają wyłącznie niewielkie monitory. Z parametrów technicznych Akkusów pamiętałem, że sięgają one dolnej granicy częstotliwości ok. 40 Hz przy spadku –3 dB, tymczasem miałem wrażenie, że jakimś cudem uruchomiło się w nich „drugie dno” i zaczęły schodzić wyraźnie niżej.</p> <p>Kompaktowy Chord okazał się więc wzmacniaczem genialnym na basie i sprawdziłby się doskonale w bi-ampingu do napędzania sekcji niskotonowej trójdrożnych kolumn, niezależnie od preferencji słuchającego. Dół miał bowiem niezwykle otwarty i żywiołowy charakter. Właściwie to nie był charakter –&nbsp;to było wolne od kompresji, otwarte granie, które dawało wrażenie koncertu live. Co więcej, w tej materii Chord wygrywał porównanie z dużymi systemami instalowanymi we współczesnych multipleksach (przeskalowując to do wrażeń w małym pokoju). Tak się składa, że w przeciągu dwóch tygodni byłem na dwóch różnych seansach w sieciówce Heliosa i stwierdziłem, że dźwięk w kinie był przy tym opisywanym dość stłumiony, mniej otwarty i mniej dynamiczny, szczególnie właśnie w zakresie niskich tonów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby kondensatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-kondensatory.jpg" alt="Chord TToby kondensatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Terminale akceptują gołe kable, wtyki bananowe i BFA oraz niektóre widły.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak łatwo się domyślić, dynamika była znakomita i to w całym pasmie. Połączono ją z klarownością i nadnaturalną wręcz precyzją, co powodowało niezwykłe wręcz emocje podczas odsłuchu. Fragmenty muzyki filmowej i wszelkie dynamiczne utwory muzyczne brzmiały spektakularnie. Dźwięk był ultraszybki, nagłość zdarzeń powodowała, że słuchając, można było nieraz mocno podskoczyć z przestrachu.</p> <p>Niestety, nie ma nic za darmo i ta ultradynamiczna, superprecyzyjna demonstracja była w opisywanej konfiiguracji okupiona pewną dawką rozjaśnienia i wyostrzenia. Dało się to łatwo wychwycić w dialogach, które zamiast ciepłem i wypełnieniem przyciągały uwagę soczystością i wykonturowaniem. Miały też masę, ale mimo tego dominowała ostra jak brzytwa krawędź.</p> <p>Co ciekawe, pewne formy muzyczne z udziałem instrumentów akustycznych, choć brzmiały jasno, nie były wcale ostre. Po wnikliwym przesłuchaniu znanych mi kawałków doszedłem do wniosku, że choć dźwięk jest rozjaśniony, mocno – że tak powiem –&nbsp;pobudzony, to jednocześnie zawiera bardzo mało zniekształceń. A jeśli się takowe pojawiały, były ewidentnie wynikiem słabości zawartych w nagraniach – ich wad. Dzięki temu, akceptując ten rodzaj brzmienia, jaki prezentował Chord, wszystkiego dało się słuchać bardzo głośno. Wręcz czym głośniej, tym lepiej. Aż do ogłuszenia siebie i prawdopodobnie sąsiadów.</p> <p>Okazało się jednak, że wszystko, co napisałem powyżej, niekoniecznie musi być prawdą. Odsłuchy wykonane w bezpośrednim połączeniu Chorda z Moonem 390 (wbudowana regulacja głośności), następnie z przedwzmacniaczem aktywnym zbudowanym na modułach marki DACT, czy w końcu na streamerze NAD C 658, wykazały, że dźwięk Chorda nie jest wcale „ułożony” w kierunku nadmiernej dynamiki czy podkreślenia konturów. Z przedwzmacniaczem DACT dźwięk był nawet lekko ciepły, zaś w połączeniu z NAD-em – wręcz ujmująco ciepły i przyjemny na średnicy, a lekko przydymiony na górze. Bez wątpienia zaś muzykalny i pozwalający słuchać muzyki bez najmniejszego zmęczenia – całymi godzinami. W połączeniu z NAD-em gubiło się, co prawda, sporo szczegółów, ale można było słuchać płyt w całości i grać non stop, nie nudząc się przy tym. Chord podążał za możliwościami NAD-a w zakresie kreacji przestrzeni. Obraz stereo był bowiem bardzo plastyczny przy zachowaniu dużej precyzji. Stereofonia okazała się w zasadzie zależna od przedwzmacniacza i źródła, ponieważ TToby zmieniał wrażenia, zależnie od dostarczanego sygnału. Ostatecznie trudno było określić zarówno to, jaki wprowadza porządek do obrazowania stereo, jak też – jaki ma charakter&nbsp;i czy w ogóle go ma. Jedyną cechą, która okazała się w pełni powtarzalna, była dynamika. Zarówno z Burmesterem, jak i z NAD-em – znakomita i zupełnie niezależna od temperatury barwowej prezentacji. (ML)<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/chord-ttoby{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>No i proszę. Oto wzmacniacz, który – trochę podobnie jak wcześniej Devialety –&nbsp;łamie reguły gry. Jest tak mały, że może zostać uznany za urządzenie typowo desktopowe, a w połączeniu ze źródłem i przedwzmacniaczem wysokiej klasy udowadnia, że nie tylko ma mnóstwo pary i dynamiki, że jest zdolny wysterować nawet duże kolumny, ale też ma bardzo niewiele własnego charakteru. Każdorazowo po wpięciu czterech różnych przedwzmacniaczy zmieniała się przestrzeń, stereofonia i każdy inny aspekt brzmienia. Świadczy to o niebywałej przezroczystości tego urządzenia. Nasza gorąca rekomendacja!<br /><br /></p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2019 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2019/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><img style="display: block; margin-left: auto; margin-right: auto;" title="Chord TToby dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-zzz.gif" alt="Chord TToby dane techniczne" width="400" height="613" /></p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/1f29cfca6f705c0cec1c1e27b0c013dd_S.jpg" alt="Chord Electronics TToby" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>TToby jest co najmniej kilka razy mniejszy od typowej końcówki mocy, a brzmieniowo potrafi zawstydzić wiele potężnych, nominalnie mocniejszych i droższych od siebie konstrukcji.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Voice, <a href="https://www.voice.com.pl" target="_blank" rel="noopener">www.voice.com.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 15 890 zł (w czasie testu, marzec 2019 r.) <br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny lub srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst:&nbsp;</strong>Marek Lacki (ML), Filip Kulpa (FK) | <strong>Zdjęcia:</strong> AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2019 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2019/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz mocy Chord Electronics TToby</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby - Wzmacniacz mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby.jpg" alt="Chord TToby - Wzmacniacz mocy" /><br />&nbsp;</p> <p>Chord Electronics to dość nietypowa marka. Prowadzona przez Johna Franksa, niegdyś utożsamiana z dużymi i bardzo charakterystycznymi wzmacniaczami, w bieżącej dekadzie dość drastycznie zmieniła swój wizerunek i portfolio. Ścisła współpraca ze znakomitym projektantem układów cyfrowych, Robertem Wattsem, która trwa już od kilkunastu lat, uczyniła z Chorda speca od najlepszych w relacji do ceny przetworników cyfrowo-analogowych, a ostatnio także napędów i upsamplerów. Dokonania Wattsa sprawiły, że produkty takie, jak Hugo i Mojo, zawojowały rynek audiofilskich urządzeń mobilnych. Wraz z nimi pojawiły się odmiany biurkowe oraz jeszcze bardziej zaawansowane modele stacjonarne, jak np. Dave. Wszystkie te produkty – w sposób poniekąd pewnie zamierzony, ale też dzięki wyjątkowej zwartości układów – mają jedną wspólną cechę: są mniejsze lub znacznie mniejsze od typowych segmentów hi-fi. Nawet stacjonarna wersja Hugo TT (a obecnie TT2) jest niemal o połowę węższa od standardowego wzmacniacza czy odtwarzacza.</p> <p>Mając tak kompaktowy przetwornik c/a, w dodatku z regulacją poziomu sygnału, aż się prosiło stworzyć odpowiedni wzmacniacz. I oto jest – końcówka mocy TToby. Urządzenia te tworzą razem ultrakompaktowy system high-end – coś zupełnie niespotykanego w tym segmencie, ale też odpowiadającego naszym czasom. Decydując się na Hugo TT2 i TToby oraz dobry streamer (lub transport CD), zamykamy się w kwocie około 40 tys. złotych za całą elektronikę. W odniesieniu do gabarytów (szerokość 235, wysokość 55 mm) osobom postronnym suma ta może się wydawać szokująca, ale odpierając ten argument, należałoby zapytać, czy oby na pewno duże gabaryty sprzętu są jego zaletą?</p> <p>Jakiś czas temu otrzymaliśmy propozycję przetestowania całego wspomnianego zestawu. Nie skorzystaliśmy z niej jednak. Przede wszystkim bardzo byliśmy ciekawi samego wzmacniacza, a w recenzji „systemu” jego ocena zostałaby w pewnym sensie „rozmyta”. Poza tym TToby skrywa rozwiązania, które mogłyby umknąć uwadze zarówno autora tekstu, jak i odbiorcy. Zdecydowaliśmy się na odsłuchy „Tobiego” z dala od firmowych kompanów, tj. w zupełnie obcych, poniekąd przypadkowych konfiguracjach. Co z tego wyszło, zaraz się dowiecie.<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Obudowa TToby’ego, w sensie swojej konstrukcji, gabarytów i materiałów, została zaczerpnięta z Hugo TT2 – jest więc wąska (235 mm), płaska (55 mm), a do tego&nbsp;bardzo sztywna i solidna. Składa się z dwóch połówek – odlewanych profili z grubego aluminium: spodu i góry. Oba te elementy składa się jak kanapkę i skręca czterema wkrętami. Są wykonane tak dokładnie, że linię podziału można dostrzec dopiero w odpowiednim świetle i przy dużym zbliżeniu. Wzmacniacz waży zaledwie 3,7 kg. W tym momencie każdy pomyśli, że mamy do czynienia z kolejną konstrukcją w klasie D. Nic bardziej mylnego. <strong>Stopień końcowy TToby pracuje w klasie AB. Impulsowy jest natomiast zasilacz.</strong> Chord od dawna stosuje to nietypowe rozwiązanie. John Franks ma za sobą przeszłość w przemyśle lotniczym. W latach 80. zajmował się konstruowaniem zasilaczy dla samolotów.</p> <p>Istotą tych rozwiązań była, po pierwsze, niezawodność, ale też małe rozmiary i ciężar. Zasilacze liniowe nie wchodziły w grę. Tak powstała technika Dynamic Coupling zapewniająca eliminację krótkotrwałych zniekształceń wywoływanych przez duże prądy przenikające po masie wzmacniacza. Według Chorda to rozwiązanie umożliwia wzmacniaczowi uzyskanie większej szybkości i zwinności niż przy klasycznym zasilaniu. Franks postanowił przenieść zdobyte w przemyśle aeronautycznym doświadczenia na pole audio i po 7 latach założył swoją firmę –&nbsp;było to w roku 1989. Wzmacniacze Chorda początkowo docenili profesjonaliści: najpierw BBC, potem studio EMI przy Abbey Road, Sony (Nowy Jork), Skywalker Sound itd.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-wnetrze.jpg" alt="Chord TToby wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Inżynieria audio w nowoczesnym i bardzo zaawansowanym wydaniu. Impulsowy zasilacz i końcówka mocy w klasie AB – rozwiązanie na opak? Bynajmniej!</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Koncept łączenia zwartego, lekkiego i wydajnego wzmacniacza impulsowego z klasycznym stopniem końcowym w klasie AB nie jest więc niczym nowym. Chord Electronics tworzy w ten sposób swoje wzmacniacze już od 30 lat.</p> <p>Przejdźmy do bohatera naszego testu. Pod względem układowym TToby jest miniaturą dużych końcówek mocy Chorda. Jego stopień końcowy tworzy 8 mosfetów współpracujących ze stopniem sterującym o topologii lustra prądowego oraz dwoma ultrakompaktowymi zasilaczami SMPS (impulsowymi), z których jeden dostarcza napięcie dodatnie (+36 V), a drugi –&nbsp;symetryczne -36 V. Te elementy, zlokalizowane w przedniej części urządzenia, są chłodzone małymi wentylatorami. Pomiędzy zbalansowanymi torami sygnałowymi obu kanałów znajduje się pokaźna bateria 8 kondensatorów filtrujących o łącznej pojemności 80 tys. µF. Tranzystory końcowe dzieli od zacisków głośnikowych odległość zaledwie 11,5 cm, a ścieżka sygnałowa na tym odcinku jest w zasadzie „linią prostą”.</p> <p>Na środku przedniej ścianki wyżłobiono wgłębienie, a w nim zamontowano chromowaną tabliczkę z logo producenta. Pod nią znalazła się dioda sygnalizująca pracę. Bezpośrednio po włączeniu jest zielona, a następnie płynie i powoli przechodzi w kolor niebieski. TToby nie ma trybu stand-by, włączanie i wyłączanie odbywa się za pomocą przerywacza zintegrowanego z obudową gniazda prądowego. Wzmacniacz po włączeniu cicho szumi. To wynik działania wentylatorów, które z uwagi na kompaktową obudowę i brak radiatorów regulują temperaturę pracy. Obudowa podczas pracy pozostaje cały czas ciepła.</p> <p>Rzut oka na ściankę tylną pozwala stwierdzić, że nie ma tu niczego poza elementami absolutnie niezbędnymi. Jedyną „fanaberią” jest fakt użycia dwóch rodzajów gniazd dla sygnału wejściowego, a więc RCA i XLR, co jest podyktowane wewnętrzną budową układu (XLR-y nie są tu dla ozdoby). Gniazda głośnikowe są pojedyncze i wystarczająco oddalone od siebie. Obleczono je bezpiecznym poliwęglanem, by oddalić ryzyko zwarcia końcówek kabli, na którą to ewentualność układ jest zabezpieczony także elektronicznie.<br /><br /></p> <h2>Parametry</h2> <p>Wzmacniacz ma niezbyt dużą moc nominalną; przy 8 Ω&nbsp;jest to pięćdziesiąt kilka watów, która przy spadku impedancji obciążenia o połowę rośnie już do 100 W (w niezależnych pomiarach jest to nawet nieco więcej). Jednak prawdziwą miarą dynamicznej natury TToby są wartości uzyskiwanej mocy dynamicznej. Tu pozwolimy sobie przytoczyć wyniki uzyskane przez Paula Millera z miesięcznika „HiFi News”: 118 W przy 4 Ω, 215 W przy 2 Ω i 360 W przy 1 Ω. Takich wartości nie uzyskuje wiele nominalnie 100-watowych wzmacniaczy. TToby odznacza się ponadto małą impedancją wyjściową rzędu 0,025 Ω (w niemal całym pasmie, powyżej 8 kHz ta wartość wzrasta do około 0,05 Ω za sprawą cewki na wyjściu), co odpowiada współczynnikowi tłumienia rzędu 300. Zwraca również uwagę (deklarowana) szybkość narastania sygnału na wyjściu – 70 V/µs. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi tylko 16,5 W, co przy dwóch parach tranzystorów wyjściowych na kanał jest bardzo małą wartością. (FK)<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby tor sygnałowy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-tor-sygnalowy.jpg" alt="Chord TToby tor sygnałowy" /></p> <p style="text-align: center;"><em><strong>Tor sygnałowy SMD jest ultrakrótki. Wejścia obok wyjść, a odległość tranzystorów od wyjść wynosi niecałe 12 cm.</strong><br /></em></p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Tytuł nie jest przypadkowy. Mówi wiele o cechach testowanego wzmacniacza, którego dźwięk zmieniał się dość radykalnie w zależności od podpiętego przedwzmacniacza. To z jednej strony dobrze świadczy o testowanym urządzeniu, które jest w dużym stopniu przezroczyste, ale też zwraca uwagę na problem szalenie istotny, jakim jest dobór przedwzmacniacza.</p> <p>W pierwszej kolejności jako regulacja głośności posłużyła integra Burmester 101, pracująca wówczas w trybie Pure Pre, czyli z wyłączonymi końcówkami mocy. Sygnał był podawany kablami XLR. Muszę przyznać, że dźwięk zupełnie mnie zaskoczył, zwłaszcza w porównaniu z tym, co prezentował Burmester jako integra. Mała końcówka mocy Chorda grała niczym potężne monobloki. W porównaniu z Burmesterem dźwięk zdawał się mieć szersze pasmo przenoszenia, był bardziej obecny na skrajach. Nie tworzyło to bynajmniej efektu dźwięku „niemieckiego” (dawniej synonim dźwięku opartego na podbiciu skrajów pasma, a schowaniu średnicy) i w żaden sposób nie wpływało na artykulację średnicy.</p> <p>Bas był niezwykle mocny. Łamał niejako prawa fizyki, gdyż małe kolumny podstawkowe zdawały się grać niczym duże zestawy pełnopasmowe, w dodatku napędzane bardzo wydajnym prądowo wzmacniaczem. Jestem pewien, że gdyby akurat ktoś mnie w tym momencie odwiedził i posłuchał przez chwilę tego systemu, z pewnością nie uwierzyłby, że grają wyłącznie niewielkie monitory. Z parametrów technicznych Akkusów pamiętałem, że sięgają one dolnej granicy częstotliwości ok. 40 Hz przy spadku –3 dB, tymczasem miałem wrażenie, że jakimś cudem uruchomiło się w nich „drugie dno” i zaczęły schodzić wyraźnie niżej.</p> <p>Kompaktowy Chord okazał się więc wzmacniaczem genialnym na basie i sprawdziłby się doskonale w bi-ampingu do napędzania sekcji niskotonowej trójdrożnych kolumn, niezależnie od preferencji słuchającego. Dół miał bowiem niezwykle otwarty i żywiołowy charakter. Właściwie to nie był charakter –&nbsp;to było wolne od kompresji, otwarte granie, które dawało wrażenie koncertu live. Co więcej, w tej materii Chord wygrywał porównanie z dużymi systemami instalowanymi we współczesnych multipleksach (przeskalowując to do wrażeń w małym pokoju). Tak się składa, że w przeciągu dwóch tygodni byłem na dwóch różnych seansach w sieciówce Heliosa i stwierdziłem, że dźwięk w kinie był przy tym opisywanym dość stłumiony, mniej otwarty i mniej dynamiczny, szczególnie właśnie w zakresie niskich tonów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Chord TToby kondensatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-kondensatory.jpg" alt="Chord TToby kondensatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Terminale akceptują gołe kable, wtyki bananowe i BFA oraz niektóre widły.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak łatwo się domyślić, dynamika była znakomita i to w całym pasmie. Połączono ją z klarownością i nadnaturalną wręcz precyzją, co powodowało niezwykłe wręcz emocje podczas odsłuchu. Fragmenty muzyki filmowej i wszelkie dynamiczne utwory muzyczne brzmiały spektakularnie. Dźwięk był ultraszybki, nagłość zdarzeń powodowała, że słuchając, można było nieraz mocno podskoczyć z przestrachu.</p> <p>Niestety, nie ma nic za darmo i ta ultradynamiczna, superprecyzyjna demonstracja była w opisywanej konfiiguracji okupiona pewną dawką rozjaśnienia i wyostrzenia. Dało się to łatwo wychwycić w dialogach, które zamiast ciepłem i wypełnieniem przyciągały uwagę soczystością i wykonturowaniem. Miały też masę, ale mimo tego dominowała ostra jak brzytwa krawędź.</p> <p>Co ciekawe, pewne formy muzyczne z udziałem instrumentów akustycznych, choć brzmiały jasno, nie były wcale ostre. Po wnikliwym przesłuchaniu znanych mi kawałków doszedłem do wniosku, że choć dźwięk jest rozjaśniony, mocno – że tak powiem –&nbsp;pobudzony, to jednocześnie zawiera bardzo mało zniekształceń. A jeśli się takowe pojawiały, były ewidentnie wynikiem słabości zawartych w nagraniach – ich wad. Dzięki temu, akceptując ten rodzaj brzmienia, jaki prezentował Chord, wszystkiego dało się słuchać bardzo głośno. Wręcz czym głośniej, tym lepiej. Aż do ogłuszenia siebie i prawdopodobnie sąsiadów.</p> <p>Okazało się jednak, że wszystko, co napisałem powyżej, niekoniecznie musi być prawdą. Odsłuchy wykonane w bezpośrednim połączeniu Chorda z Moonem 390 (wbudowana regulacja głośności), następnie z przedwzmacniaczem aktywnym zbudowanym na modułach marki DACT, czy w końcu na streamerze NAD C 658, wykazały, że dźwięk Chorda nie jest wcale „ułożony” w kierunku nadmiernej dynamiki czy podkreślenia konturów. Z przedwzmacniaczem DACT dźwięk był nawet lekko ciepły, zaś w połączeniu z NAD-em – wręcz ujmująco ciepły i przyjemny na średnicy, a lekko przydymiony na górze. Bez wątpienia zaś muzykalny i pozwalający słuchać muzyki bez najmniejszego zmęczenia – całymi godzinami. W połączeniu z NAD-em gubiło się, co prawda, sporo szczegółów, ale można było słuchać płyt w całości i grać non stop, nie nudząc się przy tym. Chord podążał za możliwościami NAD-a w zakresie kreacji przestrzeni. Obraz stereo był bowiem bardzo plastyczny przy zachowaniu dużej precyzji. Stereofonia okazała się w zasadzie zależna od przedwzmacniacza i źródła, ponieważ TToby zmieniał wrażenia, zależnie od dostarczanego sygnału. Ostatecznie trudno było określić zarówno to, jaki wprowadza porządek do obrazowania stereo, jak też – jaki ma charakter&nbsp;i czy w ogóle go ma. Jedyną cechą, która okazała się w pełni powtarzalna, była dynamika. Zarówno z Burmesterem, jak i z NAD-em – znakomita i zupełnie niezależna od temperatury barwowej prezentacji. (ML)<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/chord-ttoby{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>No i proszę. Oto wzmacniacz, który – trochę podobnie jak wcześniej Devialety –&nbsp;łamie reguły gry. Jest tak mały, że może zostać uznany za urządzenie typowo desktopowe, a w połączeniu ze źródłem i przedwzmacniaczem wysokiej klasy udowadnia, że nie tylko ma mnóstwo pary i dynamiki, że jest zdolny wysterować nawet duże kolumny, ale też ma bardzo niewiele własnego charakteru. Każdorazowo po wpięciu czterech różnych przedwzmacniaczy zmieniała się przestrzeń, stereofonia i każdy inny aspekt brzmienia. Świadczy to o niebywałej przezroczystości tego urządzenia. Nasza gorąca rekomendacja!<br /><br /></p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 3/2019 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-03-2019/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><img style="display: block; margin-left: auto; margin-right: auto;" title="Chord TToby dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/chord-ttoby/Chord-TToby-zzz.gif" alt="Chord TToby dane techniczne" width="400" height="613" /></p></div>
Pathos Logos MkII 2022-04-04T09:11:37+00:00 2022-04-04T09:11:37+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1276-pathos-logos-mkii Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/0001626de6aa8ef5b99196e5ea11b990_S.jpg" alt="Pathos Logos MkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Włoski Pathos już w połowie lat 90., kiedy powstał, wyznaczył swój styl i charakterystyczną osobowość. Dziś, po ponad ćwierćwieczu, duch słynnej integry Twin Towers wciąż żyje - i ma się bardzo dobrze.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 19 999 zł (w czasie testu)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 2/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-02-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Pathos Logos MkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_aaa.jpg" alt="Pathos Logos MkII" /><br />&nbsp;</p> <p>Pathos Acoustics jest jednym z bardziej znanych specjalistycznych włoskich producentów elektroniki high-end. Firma istnieje od 28 lat i ma swoją siedzibę (oraz fabrykę) w miasteczku Grumolo delle Abbadesse – industrialnej przyległości Vicenzy, starożytnego, dziś 100-tysięcznego miasta w północno-zachodnich Włoszech. Firmę założyli trzej dżentelmeni: Gaetano Zanini – obecny dyrektor operacyjny, Gianni Borinato – inżynier i konstruktor oraz Paolo Andriolo – projektant odpowiedzialny za wyjątkowy, rozpoznawalny design urządzeń. Gaetano i Paolo wciąż prowadzą firmę. Gianni niestety odszedł w październiku 2014 r. Była to niewątpliwa strata dla Pathosa, ale firma wciąż działa. W swojej historii nie zaliczyła żadnego bankructwa ani przejęcia. I całe szczęście, bo jest to producent nietuzinkowy, którego produkty są dziś dużo bardziej przystępne niż dwadzieścia lat temu i który – co istotne – nigdy nie zaprzestał produkcji we Włoszech. Sądząc po rozmiarach trzypiętrowego budynku, nie jest to wcale taka mała firma. W 2008 roku bramy fabryki o powierzchni 2000 m2 opuszczało 150 urządzeń miesięcznie. Jak jest dziś, tego nie wiem, ale chętnie bym to sprawdził. Być może po zakończeniu pandemii to się uda, liczę na to.</p> <p>Przy okazji jednej z recenzji produktów Pathosa wspominałem, że w latach 90. Twin Towers kosztował – szczególnie z naszego punktu widzenia – fortunę. Dziś wersja rocznicowa to dolny przedział ofert znanych wytwórców high-endu (29 tys. zł). Wzmacniacze takie, jak Classic One (MkIII) czy Classic Remix kosztują 11-13 tysięcy, a najdroższe modele dostępne w sprzedaży w Polsce to pułap 40 tysięcy. Nietanio, ale jednak daleko od cenowej „ekstrawagancji” większości wytwórców sprzętu high-end.</p> <p>Integra Logos, której pierwsza generacja pojawiła się w 2009 r. zalicza się do nie-INPOL-owej części oferty, czyli tej bez najsłynniejszego opracowania i patentu autorstwa Gianniego Borrinato. Oznacza to znacznie większą moc kosztem ostatecznego wyrafinowania zarezerwowanego dla takich konstrukcji, jak INPOL2 MkII, INPOL Heritage, INPOL Remix MkII czy wspomniany TT Anniversary. Oczywiście jest to hybryda – jak każdy inny wzmacniacz tej marki.</p> <p>W 2014 r., światło dzienne ujrzała poprawiona wersja Logosa – MkII, prawdopodobnie ostatni model, nad którym pracował Gianni. Jest ona wytwarzana do dziś. Warto odnotować, że <strong>na przestrzeni 7 lat wzrost ceny tego wzmacniacza jest symboliczny –&nbsp;wyniósł zaledwie 12%. W dzisiejszych realiach to niezwykle rzadka sytuacja, a raczej ewenement</strong>.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Funckjonalność i wykonanie</h2> <p>Pierwsze, na co zwracamy uwagę to oczywiście wygląd. Co tu dużo mówić, wzmacniacz jest po prostu bardzo ładny. Front i boki w postaci radiatorów wyciętych w taki sposób, że układają się w logo producenta, są niemalże takie same, jak w integrze INPOL2 MkII. Góra jest już zupełnie inna – w Logosie stanowi ją płyta górna z siedmioma okrągłymi otworami zaślepionymi metalową siatką, natomiast w droższym modelu mamy tunel na cztery duże kondensatory oraz dwie pokrywy rozdzielające obydwa kanały. Jedna i druga „wersja” prezentuje się znakomicie, ze wskazaniem na INPOL-a, przynajmniej w mojej subiektywnej ocenie. Elementem przykuwającym wzrok jest drewniany element czołówki (dostępny w kolorze czarnym lub ładniejszym i bardziej efektownym – Padouk) w kształcie trójkąta wnikającego do środka, w którym osadzono dwie lampy przedwzmacniacza –&nbsp;podwójne triody 6922 (ECC88) produkcji Electro-Harmonix. W środek frontu tego panelu wkomponowano stalowe pokrętło regulacji głośności, które nie kręci się wokół, lecz pozwala jedynie na wychylenia w lewo lub w prawo, służąc do ściszania lub pogłaśniania. Tę samą operację można oczywiście wykonywać zdalnie, korzystając z analogicznie wykończonego (w tym przypadku: czarne drewno) pilota, a dokładniej – z jego dwóch górnych przycisków. Funkcję pozostałych czterech również musimy zapamiętać, ponieważ nie towarzyszą im żadne podpisy. Taka asceza wydaje się już przesadą, ale 6 przycisków to jednak nie 16, więc zapamiętanie, który do czego służy nie stanowi wielkiego problemu. Po paru dniach funkcje poszczególnych przycisków znałem już właściwie na pamięć.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_pilot.jpg" alt="Pathos Logos MkII pilot" /><br />&nbsp;</p> <p style="text-align: center;"><em><strong>Nieopisane przyciski, ale da się do tego przyzwyczaić.</strong></em></p> <p>&nbsp;</p> <p>Obsługa Pathosa jest poza tym czystą przyjemnością. Minimalizm nie koliduje tu z funkcjonalnością. Wskazanie poziomu głośności w postaci dwucyfrowej liczby (0-99) wyświetlanej wewnątrz pokrętła jest czytelne nawet ze sporej odlegości (4-5 metrów). W chwili przełączania wejść czerwony displej wskazuje to aktualnie wybrane –&nbsp;tu również nie mamy żadnych wątpliwości. Warto wspomnieć, że ustawiony poziom głośności może być różny dla poszczególnych wejść. Na pozór wydaje się to zbędnym dodatkiem, ale jeśli korzystamy z gramofonu i odtwarzacza/DAC-a, szczególnie takiego o niestandardowo dużym poziomie wyjściowym, ta funkcja zaczyna mieć sens. W moim przypadku przełączanie z głośno nastawionego wejścia źródła cyfrowego na ściszone wejście numer 2, do którego był podłączony phonostage oznaczało jedną czynność do wykonania mniej. Przyjemne jest też działanie funkcji mute, która odcina dźwięk od razu, ale przywraca go stopniowo –&nbsp;nikt z domowników się nie wystraszy. Te z pozoru drobiazgi składają się na obraz dopracowanego urządzenia. Gdyby jeszcze przyciski w pilocie działały pewniej, byłoby wprost idealnie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_gniazda.jpg" alt="Pathos Logos MkII gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Producent wspomina o zbalansowanym torze wejściowym – stąd obecność aż dwóch par wejść XLR. Wejścia cyfrowe stają się aktywne w wersji z opcjonalnym przetwornikiem c/a.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Logos ma 6 wejść liniowych, w tym jedną parę XLR-ów, oraz trzy wejścia cyfrowe, w tym USB audio. Z opisu na stronie producenta wynika, że moduł DAC-a jest opcją (wejścia są zamontowane na stałe, dodawana jest jedynie płytka do ich obsługi). Wyjścia głośnikowe są pojedyncze, dobrej jakości (WBT lub „zamienniki"). Towarzyszą im wyjścia liniowe pre-out i tape out. Mamy więc wszystko, co potrzeba.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Konstrukcja tego wzmacniacza jest dosyć nieszablonowa. Inaczej niż zwykle wygląda architektura układu. Układy wejściowe nie znajdują się przy tylnej ściance wykończonej akrylową płytą, lecz są schowane pod lampami, na niewielkiej płytce drukowanej w przedniej części urządzenia, pod drewnianym panelem frontowym. Sygnały z wejść doprowadzają solidne kable rodem ze świata profesjonalnego (produkcji włoskiej) o małej pojemności. Na temat tej części układu trudno powiedzieć coś więcej ponad to, że regulację głośności realizuje scalona drabinka rezystorowa PGA2310, ta sama, co w innych modelach.</p> <p>Centralną część wzmacniacza zajmuje rozbudowany zasilacz – także zorientowany dość nietypowo. Na spodzie obudowy spoczywa szczelnie zaekranowany transformator z rdzeniem EI. Nad nim znajduje się widoczna od góry płytka z elementami zasilacza oraz wlutowanymi od drugiej strony głównymi kondensatorami filtrującymi Italcond dla sekcji półprzewodnikowej (4 x 22 tys. µF/63 V). Dostarczają one odfiltrowane napięcie ±50 V dla końcówek mocy pracujących w klasie AB (z dużym prądem spoczynkowym) umieszczonych po obu stronach wzmacniacza. Pionowo zorientowane płytki przymocowano za pomocą „grzybków” rozporowych do radiatorów. Stopnie wyjściowe tworzą po trzy pary mosfetów IRFP240/IRF9240 – tych samych, które zastosowano w Classic One (jedna para na kanał) czy w Kratosie (6 par na kanał). Na płytkach widać kilka mniejszych tranzystorów oraz dwa wzmacniacze operacyjne na podstawkach – ultraniskoszumny, bardzo dobry AD797 i dość popularny TL081.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_wnetrze.jpg" alt="Pathos Logos MkII wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Logos ma inną architekturę wnętrza niż droższy o 75% Kratos. Widoczna płytka zawiera głównie układy zasilania oraz mikrokontroler sterujący. Płytki wzmacniaczy na bazie trzech par mosfetów znajdują się po bokach. Każdy kanał wydziela 70 W ciepła (bez obciążenia). Wzmacniacz wymaga więc dobrej wentylacji. Najlepiej, żeby stał na górnej półce stolika.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Podobieństw do większego, prawie dwukrotnie mocniejszego i znacznie droższego Kratosa jest sporo, ale są też istotne różnice. Logos nie ma mostkowej końcówki mocy ani zbalansowanego toru sygnałowego. Poza tym korzysta z pętli sprzężenia zwrotnego (ma kilkadziesiąt razy większy współczynnik tłumienia mimo podobnego, choć pojedynczego stopnia wyjściowego) i korzysta z innych lamp.</p> <p>Montaż elementów jest przewlekany, a łączna długość ścieżki sygnałowej —&nbsp;umiarkowana. Logos jest względnie nieskomplikowaną konstrukcją, która nie powinna sprawić kłopotów pod względem serwisowym. Należy jednak pamiętać o zapewnieniu dobrej wentylacji wzmacniacza, który podczas pracy nagrzewa się bardzo wyraźnie. <strong>Pobór mocy na biegu jałowym przekracza 140 W. Stan gotowości redukuje go do poniżej 0,1 W.</strong></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII końcówka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_koncowka-mocy.jpg" alt="Pathos Logos MkII koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Końcówki mocy pracujące w klasie AB (z dużym prądem spoczynkowym) umieszczonych po obu stronach wzmacniacza.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Pisanie o ulepszeniach we wzmacniaczu dostępnym od przeszło 6 lat nie jest może najciekawsze, ale z dziennikarskiego obowiązku wypada wspomnieć, że w porównaniu z pierwszą wersją wzmacniacza, lampy przedwzmacniacza mają wyższe napięcie anodowe (optymalizacja punktu pracy), ponadto w zasilaczu tej sekcji zastosowano stabilizację napięciową. Zoptymalizowano także rozmieszczenie elektrolitów wzdłuż toru sygnałowego, poprawiając tym samym dynamizm i rytmikę przekazu. Kolejną kwestią jest wspomniany już, opcjonalny moduł przetwornika cyfrowo-analogowego (HiDac MkII).</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Jak do tej pory, wzmacniacze Pathosa mnie nie zawodziły. Testowałem w sumie trzy modele, w tym jeden słuchawkowy (<strong><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/573-pathos-classic-remix">Classic Remix – AV 6/2016</a></strong>, Classic One MkII –&nbsp;AV 10/2018, <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze-sluchawkowe/item/1070-pathos-aurium"><strong>Aurium –&nbsp;AV 2/2018</strong></a>) i każdy z nich mile wspominam. Miałem ponadto okazję gościć u siebie Kratosa (AV 6/2020), który również przypadł mi do gustu, pomimo basu – bardziej miękkiego niż lubię.</p> <p>Włączenie Logosa w doskonale mi znany tor odsłuchowy przyniosło szybkie „potwierdzenie”, że w tym wzmacniaczu pracują lampy elektronowe, chociaż od razu należy dopowiedzieć, że nie jest to efekt, jakiego spodziewamy się po pełnym lampowcu na pentodach EL34 czy choćby na tetrodach z rodziny KT88. Sygnatura Pathosa jest zdecydowanie bardziej subtelna. Można powiedzieć, że ogranicza się ona do lekkiego złagodzenia i wysłodzenia sopranów; w mniejszym stopniu odnosi się natomiast do basu, który chociaż ma w sobie pewną nutkę krągłości, to jednak w żadnym razie nie taką, jakiej zwykle doświadczamy ze wzmacniaczy z lampowym stopniem wyjściowym. Zdecydowanie bliżej mu do możliwości dobrych tranzystorów, co oczywiście nie powinno dziwić, zważywszy na naturę końcówki mocy. Inaczej mówiąc, da się usłyszeć zaokrąglenie na górze i dole, ale to pierwsze jest wyraźniejsze — przynajmniej tak ja to odebrałem w swoim systemie odsłuchowym. Taka wyoblona charakterystyka brzmienia przeważnie zwiastuje ograniczenia w przejrzystości i precyzji. W audio wszystko jest jednak względne. Ograniczenia są zawsze, pytanie tylko, jak bardzo je słychać i czy można je uznać za wadę. Pamiętając o cenie tego urządzenia, rzekłbym, że są niewielkie i mało istotne muzycznie. Da się wprawdzie znaleźć urządzenia grające bardziej konturowo w wyższym zakresie, bardziej podkreślające fazę ataku, lepiej reprodukujące metalową naturę talerzy, ale gdy przyjdzie do reprodukcji instrumentów dętych, gitar czy wokali, będą one mieć ogromną trudność z uzyskaniem takiego realizmu barw, jak to jest udziałem Pathosa. W gruncie rzeczy znam tylko jeden wzmacniacz (tranzystorowy), który jest w stanie podołać temu zadaniu – to Electrocompaniet ECI-6 (mkII).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII zasilanie" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_zasilanie.jpg" alt="Pathos Logos MkII zasilanie" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Centralną część wzmacniacza zajmuje rozbudowany zasilacz.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>Pathos jest wzmacniaczem wysoce muzykalnym. Składa się na to kilka czynników. Gładka, subtelna, ale mimo to dobrze rozciągnięta góra, której nie brak mikrodetali i „powietrza” jest tylko jednym z nich.</strong> W średnim zakresie Logos ujmuje płynnością i brakiem artefaktów. Podstawiając w jego miejsce redakcyjną integrę Haiku uświadomiłem sobie, jak wiele się traci – tak pod względem czystości wybrzmień, niskiego poziomu zniekształceń, jak również samego nasycenia i konsystencji brzmienia. Degradacja dźwięku była bardzo poważna. Przekonałem się również, że lampowiec w podobnej cenie wcale nie musi grać pełniej na średnicy, wręcz przeciwnie. Logos ma cechy bardzo wyrafinowanych wzmacniaczy (obojętnie tranzystorowych czy lampowych) – takie, jak choćby znakomita namacalność instrumentów i wokali w obrębie dużej, szerokiej i głębokiej sceny dźwiękowej. To poczucie materializowania się muzyków w pomieszczeniu odsłuchowym jest jednym z najlepszych, jakie można mieć za 20 tys. zł. Przypomniał mi się tutaj nagrodzony przez nas wzmacniacz Pier Audio MS-300SE pracujący w trybie końcówki mocy. Takie porównanie jest z gruntu nie fair, ponieważ na pominięcie przedwzmacniacza mogą sobie pozwolić tylko niektórzy. Poza tym, wspomniany lampowiec to konstrukcja single-ended na triodzie 300B, a więc nieporównywalnie mniej uniwersalna niż Pathos. Kontynuując wątek stereofonii – jakże ważnego aspektu prezentacji – muszę podkreślić znakomite poczucie przestrzeni pomiędzy źródłami pozornymi. Obraz dźwiękowy jest dzięki temu naprawdę swobodny, uwolniony od głośników, a różnicowanie planów uznałem za jedne z najlepszych, jakie słyszałem w zbliżonej cenie. Ten wzmacniacz pozwala głęboko zajrzeć w scenę dźwiękową, niemalże wejść pomiędzy muzyków. Nie muszę chyba dodawać, że takie rzeczy potrafią tylko prawdziwie high-endowe amplifikatory.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII radiatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_radiatory.jpg" alt="Pathos Logos MkII radiatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Radiatory są niemal jak dzieło sztuki. Aż miło popatrzeć.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na duże uznanie zasługuje także dynamika. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie dość wyraźnego, choć jeszcze nieprzesadnego stonowania przekazu. Rzeczywiście, na tle końcówki mocy Audioneta, szczególnie gdy jest ona podłączona bezpośrednio do Bartoka, słychać redukcję żywości, szybkości i „napięcia”. Mając bardzo skuteczne i energiczne zestawy głośnikowe nie odebrałem jednak tego swoistego poluzowania dźwięku w sposób negatywny. Płynność połączona z dużą rozpiętością dynamiki okazuje się kluczem do dużej satysfakcji czerpanej z odsłuchu bardzo rożnych gatunków muzycznych. Fani metalu odetchną z powodu braku nadmiernej ostrości – drzazgi lecą, ale nie kaleczą –&nbsp;natomiast z drugiej strony nie brakuje „czadu” i energii. Z kolei w dużych składach orkiestrowych Pathos poczyna sobie bardzo swobodnie, operując dużym rastrem dynamiki, ale też pięknie budując, a raczej rekonstruując, dramatyzm kompozycji, jak na przykład w „Time” Hansa Zimmera. Ten wspaniały utwór, do którego stale i niezmiennie powracam, służy mi za jedną z miar „emocjonalności” reprodukcji. Gdy jest naprawdę dobrze, na moich plecach i ramionach pojawia się gęsia skórka. W przeciwnym razie odsłuch jest mniej lub bardziej przyjemny, ale nie jest emocjonalny. Logosowi udało się ową gęsią skórkę wywołać – i to wyraźnie dłużej niż na chwilę. Zadaniu temu są w stanie podołać tylko najlepsze wzmacniacze, które nie wprowadzają kompresji dynamiki, a są wystarczająco rozdzielcze, barwne i przestrzenne. Właśnie połączenie tych cech z dobrym dociążeniem dźwięku i zupełnym brakiem agresji sprawia, że odsłuch można kontynuować godzinami, nie czując przy tym znużenia. To naprawdę duża umiejętność, która w mojej ocenie pozwala ten wzmacniacz zaklasyfikować do kategorii A – i to przy uwzględnieniu nowych, ostrzejszych kryteriów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII kondensatory zasilania" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_kondensatory-zasilania.jpg" alt="Pathos Logos MkII kondensatory zasilania" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Do spodu płytki przymocowano po dwa (na kanał) potężne elektrolity Italcond, każdy o pojemności 22 tys. µF. Na pewno jest im trochę gorąco – otwory wentylujące znajdują się tylko w górnej pokrywie. Transformator (EI) znajduje się na samym dole i jest zaekranowany.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Niski zakres pasma w wykonaniu Logosa jest bezproblemowy, a zarazem doskonale wpisuje się w naturę urządzenia. Mamy tu więc odrobinę lub może ciut więcej niż odrobinę miękkości, co jednak nie oznacza rozmycia impulsów i braku kontroli. Powiedziałbym, że bas Pathosa nie ma typowej, tranzystorowej żylastości. Owszem – mógłby być nieco szybszy i bardziej konturowy, ale żeby to było niezbędne czy bardzo pożądane, to nie byłbym już taki pewien. Sposób oddawania barw, pulsacji, różnicowanie tego zakresu, są na tyle przekonujące, że pewne ograniczenia pod względem oddania konturów schodzą jakby na dalszy plan. Nie zmienia to faktu, że Logos lepiej czuje się na materiale akustycznym niż czysto elektrycznym i elektronicznym. Bardziej bowiem skupia się na spójności i kompletności przekazu niż absolutnej szybkości i ataku.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Piękny wygląd nie zawsze idzie w parze z pięknym brzmieniem. Pathosowi ta sztuka udawała się już nie raz i trzeba przyznać, że Logos MkII nie czyni wyjątku od tej – bo tak już chyba można powiedzieć –&nbsp;reguły. Jest to wzmacniacz, który w znakomity, bardzo pożądany sposób łączy wystarczająco dużą moc wyjściową z przymiotami wyrafinowanych konstrukcji o zwykle znacznie mniejszej mocy, często lampowych, tudzież konstrukcji tranzystorowych, ale znacznie droższych.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Pathos Logos MkII dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_zzz.gif" alt="Pathos Logos MkII dane techniczne" width="400" height="736" />Co ciekawe, czas działa na korzyść Logosa. Przez ponad 6 lat podrożał nie więcej niż wyniosła skumulowana stopa inflacji, można więc powiedzieć, że nie zdrożał w ogóle, co na tle reszty rynku uczyniło go znacznie bardziej atrakcyjnym niż w 2014 r. Mam nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Gorąca rekomendacja!</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 2/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-02-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> dCS Bartok + SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster P&amp;P Eco MkII, Sony CDP-557 ESD jako transport (modyfikacja wyjścia cyfrowego), Roon Core – Apple iMac 21,5” late 2015 (i5 3,1 GHz, 8 GB RAM, SSD)</li> <li><strong>Sieć:</strong> switch Netgear GS-105v5 z zasilaczem Sbooster 12 V, kable LAN Renkforce CAT 8.1 (2000 MHz)</li> <li><strong>Wzmacniacz odniesienia:</strong> Audionet AMP1 V2</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Albedo Metamorphosis (RCA), Stereovox hdse, KBL Sound Zodiac XLR, Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Red Corona, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/0001626de6aa8ef5b99196e5ea11b990_S.jpg" alt="Pathos Logos MkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Włoski Pathos już w połowie lat 90., kiedy powstał, wyznaczył swój styl i charakterystyczną osobowość. Dziś, po ponad ćwierćwieczu, duch słynnej integry Twin Towers wciąż żyje - i ma się bardzo dobrze.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 19 999 zł (w czasie testu)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 2/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-02-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Pathos Logos MkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_aaa.jpg" alt="Pathos Logos MkII" /><br />&nbsp;</p> <p>Pathos Acoustics jest jednym z bardziej znanych specjalistycznych włoskich producentów elektroniki high-end. Firma istnieje od 28 lat i ma swoją siedzibę (oraz fabrykę) w miasteczku Grumolo delle Abbadesse – industrialnej przyległości Vicenzy, starożytnego, dziś 100-tysięcznego miasta w północno-zachodnich Włoszech. Firmę założyli trzej dżentelmeni: Gaetano Zanini – obecny dyrektor operacyjny, Gianni Borinato – inżynier i konstruktor oraz Paolo Andriolo – projektant odpowiedzialny za wyjątkowy, rozpoznawalny design urządzeń. Gaetano i Paolo wciąż prowadzą firmę. Gianni niestety odszedł w październiku 2014 r. Była to niewątpliwa strata dla Pathosa, ale firma wciąż działa. W swojej historii nie zaliczyła żadnego bankructwa ani przejęcia. I całe szczęście, bo jest to producent nietuzinkowy, którego produkty są dziś dużo bardziej przystępne niż dwadzieścia lat temu i który – co istotne – nigdy nie zaprzestał produkcji we Włoszech. Sądząc po rozmiarach trzypiętrowego budynku, nie jest to wcale taka mała firma. W 2008 roku bramy fabryki o powierzchni 2000 m2 opuszczało 150 urządzeń miesięcznie. Jak jest dziś, tego nie wiem, ale chętnie bym to sprawdził. Być może po zakończeniu pandemii to się uda, liczę na to.</p> <p>Przy okazji jednej z recenzji produktów Pathosa wspominałem, że w latach 90. Twin Towers kosztował – szczególnie z naszego punktu widzenia – fortunę. Dziś wersja rocznicowa to dolny przedział ofert znanych wytwórców high-endu (29 tys. zł). Wzmacniacze takie, jak Classic One (MkIII) czy Classic Remix kosztują 11-13 tysięcy, a najdroższe modele dostępne w sprzedaży w Polsce to pułap 40 tysięcy. Nietanio, ale jednak daleko od cenowej „ekstrawagancji” większości wytwórców sprzętu high-end.</p> <p>Integra Logos, której pierwsza generacja pojawiła się w 2009 r. zalicza się do nie-INPOL-owej części oferty, czyli tej bez najsłynniejszego opracowania i patentu autorstwa Gianniego Borrinato. Oznacza to znacznie większą moc kosztem ostatecznego wyrafinowania zarezerwowanego dla takich konstrukcji, jak INPOL2 MkII, INPOL Heritage, INPOL Remix MkII czy wspomniany TT Anniversary. Oczywiście jest to hybryda – jak każdy inny wzmacniacz tej marki.</p> <p>W 2014 r., światło dzienne ujrzała poprawiona wersja Logosa – MkII, prawdopodobnie ostatni model, nad którym pracował Gianni. Jest ona wytwarzana do dziś. Warto odnotować, że <strong>na przestrzeni 7 lat wzrost ceny tego wzmacniacza jest symboliczny –&nbsp;wyniósł zaledwie 12%. W dzisiejszych realiach to niezwykle rzadka sytuacja, a raczej ewenement</strong>.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Funckjonalność i wykonanie</h2> <p>Pierwsze, na co zwracamy uwagę to oczywiście wygląd. Co tu dużo mówić, wzmacniacz jest po prostu bardzo ładny. Front i boki w postaci radiatorów wyciętych w taki sposób, że układają się w logo producenta, są niemalże takie same, jak w integrze INPOL2 MkII. Góra jest już zupełnie inna – w Logosie stanowi ją płyta górna z siedmioma okrągłymi otworami zaślepionymi metalową siatką, natomiast w droższym modelu mamy tunel na cztery duże kondensatory oraz dwie pokrywy rozdzielające obydwa kanały. Jedna i druga „wersja” prezentuje się znakomicie, ze wskazaniem na INPOL-a, przynajmniej w mojej subiektywnej ocenie. Elementem przykuwającym wzrok jest drewniany element czołówki (dostępny w kolorze czarnym lub ładniejszym i bardziej efektownym – Padouk) w kształcie trójkąta wnikającego do środka, w którym osadzono dwie lampy przedwzmacniacza –&nbsp;podwójne triody 6922 (ECC88) produkcji Electro-Harmonix. W środek frontu tego panelu wkomponowano stalowe pokrętło regulacji głośności, które nie kręci się wokół, lecz pozwala jedynie na wychylenia w lewo lub w prawo, służąc do ściszania lub pogłaśniania. Tę samą operację można oczywiście wykonywać zdalnie, korzystając z analogicznie wykończonego (w tym przypadku: czarne drewno) pilota, a dokładniej – z jego dwóch górnych przycisków. Funkcję pozostałych czterech również musimy zapamiętać, ponieważ nie towarzyszą im żadne podpisy. Taka asceza wydaje się już przesadą, ale 6 przycisków to jednak nie 16, więc zapamiętanie, który do czego służy nie stanowi wielkiego problemu. Po paru dniach funkcje poszczególnych przycisków znałem już właściwie na pamięć.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_pilot.jpg" alt="Pathos Logos MkII pilot" /><br />&nbsp;</p> <p style="text-align: center;"><em><strong>Nieopisane przyciski, ale da się do tego przyzwyczaić.</strong></em></p> <p>&nbsp;</p> <p>Obsługa Pathosa jest poza tym czystą przyjemnością. Minimalizm nie koliduje tu z funkcjonalnością. Wskazanie poziomu głośności w postaci dwucyfrowej liczby (0-99) wyświetlanej wewnątrz pokrętła jest czytelne nawet ze sporej odlegości (4-5 metrów). W chwili przełączania wejść czerwony displej wskazuje to aktualnie wybrane –&nbsp;tu również nie mamy żadnych wątpliwości. Warto wspomnieć, że ustawiony poziom głośności może być różny dla poszczególnych wejść. Na pozór wydaje się to zbędnym dodatkiem, ale jeśli korzystamy z gramofonu i odtwarzacza/DAC-a, szczególnie takiego o niestandardowo dużym poziomie wyjściowym, ta funkcja zaczyna mieć sens. W moim przypadku przełączanie z głośno nastawionego wejścia źródła cyfrowego na ściszone wejście numer 2, do którego był podłączony phonostage oznaczało jedną czynność do wykonania mniej. Przyjemne jest też działanie funkcji mute, która odcina dźwięk od razu, ale przywraca go stopniowo –&nbsp;nikt z domowników się nie wystraszy. Te z pozoru drobiazgi składają się na obraz dopracowanego urządzenia. Gdyby jeszcze przyciski w pilocie działały pewniej, byłoby wprost idealnie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_gniazda.jpg" alt="Pathos Logos MkII gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Producent wspomina o zbalansowanym torze wejściowym – stąd obecność aż dwóch par wejść XLR. Wejścia cyfrowe stają się aktywne w wersji z opcjonalnym przetwornikiem c/a.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Logos ma 6 wejść liniowych, w tym jedną parę XLR-ów, oraz trzy wejścia cyfrowe, w tym USB audio. Z opisu na stronie producenta wynika, że moduł DAC-a jest opcją (wejścia są zamontowane na stałe, dodawana jest jedynie płytka do ich obsługi). Wyjścia głośnikowe są pojedyncze, dobrej jakości (WBT lub „zamienniki"). Towarzyszą im wyjścia liniowe pre-out i tape out. Mamy więc wszystko, co potrzeba.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Konstrukcja tego wzmacniacza jest dosyć nieszablonowa. Inaczej niż zwykle wygląda architektura układu. Układy wejściowe nie znajdują się przy tylnej ściance wykończonej akrylową płytą, lecz są schowane pod lampami, na niewielkiej płytce drukowanej w przedniej części urządzenia, pod drewnianym panelem frontowym. Sygnały z wejść doprowadzają solidne kable rodem ze świata profesjonalnego (produkcji włoskiej) o małej pojemności. Na temat tej części układu trudno powiedzieć coś więcej ponad to, że regulację głośności realizuje scalona drabinka rezystorowa PGA2310, ta sama, co w innych modelach.</p> <p>Centralną część wzmacniacza zajmuje rozbudowany zasilacz – także zorientowany dość nietypowo. Na spodzie obudowy spoczywa szczelnie zaekranowany transformator z rdzeniem EI. Nad nim znajduje się widoczna od góry płytka z elementami zasilacza oraz wlutowanymi od drugiej strony głównymi kondensatorami filtrującymi Italcond dla sekcji półprzewodnikowej (4 x 22 tys. µF/63 V). Dostarczają one odfiltrowane napięcie ±50 V dla końcówek mocy pracujących w klasie AB (z dużym prądem spoczynkowym) umieszczonych po obu stronach wzmacniacza. Pionowo zorientowane płytki przymocowano za pomocą „grzybków” rozporowych do radiatorów. Stopnie wyjściowe tworzą po trzy pary mosfetów IRFP240/IRF9240 – tych samych, które zastosowano w Classic One (jedna para na kanał) czy w Kratosie (6 par na kanał). Na płytkach widać kilka mniejszych tranzystorów oraz dwa wzmacniacze operacyjne na podstawkach – ultraniskoszumny, bardzo dobry AD797 i dość popularny TL081.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_wnetrze.jpg" alt="Pathos Logos MkII wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Logos ma inną architekturę wnętrza niż droższy o 75% Kratos. Widoczna płytka zawiera głównie układy zasilania oraz mikrokontroler sterujący. Płytki wzmacniaczy na bazie trzech par mosfetów znajdują się po bokach. Każdy kanał wydziela 70 W ciepła (bez obciążenia). Wzmacniacz wymaga więc dobrej wentylacji. Najlepiej, żeby stał na górnej półce stolika.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Podobieństw do większego, prawie dwukrotnie mocniejszego i znacznie droższego Kratosa jest sporo, ale są też istotne różnice. Logos nie ma mostkowej końcówki mocy ani zbalansowanego toru sygnałowego. Poza tym korzysta z pętli sprzężenia zwrotnego (ma kilkadziesiąt razy większy współczynnik tłumienia mimo podobnego, choć pojedynczego stopnia wyjściowego) i korzysta z innych lamp.</p> <p>Montaż elementów jest przewlekany, a łączna długość ścieżki sygnałowej —&nbsp;umiarkowana. Logos jest względnie nieskomplikowaną konstrukcją, która nie powinna sprawić kłopotów pod względem serwisowym. Należy jednak pamiętać o zapewnieniu dobrej wentylacji wzmacniacza, który podczas pracy nagrzewa się bardzo wyraźnie. <strong>Pobór mocy na biegu jałowym przekracza 140 W. Stan gotowości redukuje go do poniżej 0,1 W.</strong></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII końcówka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_koncowka-mocy.jpg" alt="Pathos Logos MkII koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Końcówki mocy pracujące w klasie AB (z dużym prądem spoczynkowym) umieszczonych po obu stronach wzmacniacza.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Pisanie o ulepszeniach we wzmacniaczu dostępnym od przeszło 6 lat nie jest może najciekawsze, ale z dziennikarskiego obowiązku wypada wspomnieć, że w porównaniu z pierwszą wersją wzmacniacza, lampy przedwzmacniacza mają wyższe napięcie anodowe (optymalizacja punktu pracy), ponadto w zasilaczu tej sekcji zastosowano stabilizację napięciową. Zoptymalizowano także rozmieszczenie elektrolitów wzdłuż toru sygnałowego, poprawiając tym samym dynamizm i rytmikę przekazu. Kolejną kwestią jest wspomniany już, opcjonalny moduł przetwornika cyfrowo-analogowego (HiDac MkII).</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Jak do tej pory, wzmacniacze Pathosa mnie nie zawodziły. Testowałem w sumie trzy modele, w tym jeden słuchawkowy (<strong><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/573-pathos-classic-remix">Classic Remix – AV 6/2016</a></strong>, Classic One MkII –&nbsp;AV 10/2018, <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze-sluchawkowe/item/1070-pathos-aurium"><strong>Aurium –&nbsp;AV 2/2018</strong></a>) i każdy z nich mile wspominam. Miałem ponadto okazję gościć u siebie Kratosa (AV 6/2020), który również przypadł mi do gustu, pomimo basu – bardziej miękkiego niż lubię.</p> <p>Włączenie Logosa w doskonale mi znany tor odsłuchowy przyniosło szybkie „potwierdzenie”, że w tym wzmacniaczu pracują lampy elektronowe, chociaż od razu należy dopowiedzieć, że nie jest to efekt, jakiego spodziewamy się po pełnym lampowcu na pentodach EL34 czy choćby na tetrodach z rodziny KT88. Sygnatura Pathosa jest zdecydowanie bardziej subtelna. Można powiedzieć, że ogranicza się ona do lekkiego złagodzenia i wysłodzenia sopranów; w mniejszym stopniu odnosi się natomiast do basu, który chociaż ma w sobie pewną nutkę krągłości, to jednak w żadnym razie nie taką, jakiej zwykle doświadczamy ze wzmacniaczy z lampowym stopniem wyjściowym. Zdecydowanie bliżej mu do możliwości dobrych tranzystorów, co oczywiście nie powinno dziwić, zważywszy na naturę końcówki mocy. Inaczej mówiąc, da się usłyszeć zaokrąglenie na górze i dole, ale to pierwsze jest wyraźniejsze — przynajmniej tak ja to odebrałem w swoim systemie odsłuchowym. Taka wyoblona charakterystyka brzmienia przeważnie zwiastuje ograniczenia w przejrzystości i precyzji. W audio wszystko jest jednak względne. Ograniczenia są zawsze, pytanie tylko, jak bardzo je słychać i czy można je uznać za wadę. Pamiętając o cenie tego urządzenia, rzekłbym, że są niewielkie i mało istotne muzycznie. Da się wprawdzie znaleźć urządzenia grające bardziej konturowo w wyższym zakresie, bardziej podkreślające fazę ataku, lepiej reprodukujące metalową naturę talerzy, ale gdy przyjdzie do reprodukcji instrumentów dętych, gitar czy wokali, będą one mieć ogromną trudność z uzyskaniem takiego realizmu barw, jak to jest udziałem Pathosa. W gruncie rzeczy znam tylko jeden wzmacniacz (tranzystorowy), który jest w stanie podołać temu zadaniu – to Electrocompaniet ECI-6 (mkII).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII zasilanie" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_zasilanie.jpg" alt="Pathos Logos MkII zasilanie" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Centralną część wzmacniacza zajmuje rozbudowany zasilacz.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>Pathos jest wzmacniaczem wysoce muzykalnym. Składa się na to kilka czynników. Gładka, subtelna, ale mimo to dobrze rozciągnięta góra, której nie brak mikrodetali i „powietrza” jest tylko jednym z nich.</strong> W średnim zakresie Logos ujmuje płynnością i brakiem artefaktów. Podstawiając w jego miejsce redakcyjną integrę Haiku uświadomiłem sobie, jak wiele się traci – tak pod względem czystości wybrzmień, niskiego poziomu zniekształceń, jak również samego nasycenia i konsystencji brzmienia. Degradacja dźwięku była bardzo poważna. Przekonałem się również, że lampowiec w podobnej cenie wcale nie musi grać pełniej na średnicy, wręcz przeciwnie. Logos ma cechy bardzo wyrafinowanych wzmacniaczy (obojętnie tranzystorowych czy lampowych) – takie, jak choćby znakomita namacalność instrumentów i wokali w obrębie dużej, szerokiej i głębokiej sceny dźwiękowej. To poczucie materializowania się muzyków w pomieszczeniu odsłuchowym jest jednym z najlepszych, jakie można mieć za 20 tys. zł. Przypomniał mi się tutaj nagrodzony przez nas wzmacniacz Pier Audio MS-300SE pracujący w trybie końcówki mocy. Takie porównanie jest z gruntu nie fair, ponieważ na pominięcie przedwzmacniacza mogą sobie pozwolić tylko niektórzy. Poza tym, wspomniany lampowiec to konstrukcja single-ended na triodzie 300B, a więc nieporównywalnie mniej uniwersalna niż Pathos. Kontynuując wątek stereofonii – jakże ważnego aspektu prezentacji – muszę podkreślić znakomite poczucie przestrzeni pomiędzy źródłami pozornymi. Obraz dźwiękowy jest dzięki temu naprawdę swobodny, uwolniony od głośników, a różnicowanie planów uznałem za jedne z najlepszych, jakie słyszałem w zbliżonej cenie. Ten wzmacniacz pozwala głęboko zajrzeć w scenę dźwiękową, niemalże wejść pomiędzy muzyków. Nie muszę chyba dodawać, że takie rzeczy potrafią tylko prawdziwie high-endowe amplifikatory.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII radiatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_radiatory.jpg" alt="Pathos Logos MkII radiatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Radiatory są niemal jak dzieło sztuki. Aż miło popatrzeć.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na duże uznanie zasługuje także dynamika. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie dość wyraźnego, choć jeszcze nieprzesadnego stonowania przekazu. Rzeczywiście, na tle końcówki mocy Audioneta, szczególnie gdy jest ona podłączona bezpośrednio do Bartoka, słychać redukcję żywości, szybkości i „napięcia”. Mając bardzo skuteczne i energiczne zestawy głośnikowe nie odebrałem jednak tego swoistego poluzowania dźwięku w sposób negatywny. Płynność połączona z dużą rozpiętością dynamiki okazuje się kluczem do dużej satysfakcji czerpanej z odsłuchu bardzo rożnych gatunków muzycznych. Fani metalu odetchną z powodu braku nadmiernej ostrości – drzazgi lecą, ale nie kaleczą –&nbsp;natomiast z drugiej strony nie brakuje „czadu” i energii. Z kolei w dużych składach orkiestrowych Pathos poczyna sobie bardzo swobodnie, operując dużym rastrem dynamiki, ale też pięknie budując, a raczej rekonstruując, dramatyzm kompozycji, jak na przykład w „Time” Hansa Zimmera. Ten wspaniały utwór, do którego stale i niezmiennie powracam, służy mi za jedną z miar „emocjonalności” reprodukcji. Gdy jest naprawdę dobrze, na moich plecach i ramionach pojawia się gęsia skórka. W przeciwnym razie odsłuch jest mniej lub bardziej przyjemny, ale nie jest emocjonalny. Logosowi udało się ową gęsią skórkę wywołać – i to wyraźnie dłużej niż na chwilę. Zadaniu temu są w stanie podołać tylko najlepsze wzmacniacze, które nie wprowadzają kompresji dynamiki, a są wystarczająco rozdzielcze, barwne i przestrzenne. Właśnie połączenie tych cech z dobrym dociążeniem dźwięku i zupełnym brakiem agresji sprawia, że odsłuch można kontynuować godzinami, nie czując przy tym znużenia. To naprawdę duża umiejętność, która w mojej ocenie pozwala ten wzmacniacz zaklasyfikować do kategorii A – i to przy uwzględnieniu nowych, ostrzejszych kryteriów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Pathos Logos MkII kondensatory zasilania" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_kondensatory-zasilania.jpg" alt="Pathos Logos MkII kondensatory zasilania" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Do spodu płytki przymocowano po dwa (na kanał) potężne elektrolity Italcond, każdy o pojemności 22 tys. µF. Na pewno jest im trochę gorąco – otwory wentylujące znajdują się tylko w górnej pokrywie. Transformator (EI) znajduje się na samym dole i jest zaekranowany.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Niski zakres pasma w wykonaniu Logosa jest bezproblemowy, a zarazem doskonale wpisuje się w naturę urządzenia. Mamy tu więc odrobinę lub może ciut więcej niż odrobinę miękkości, co jednak nie oznacza rozmycia impulsów i braku kontroli. Powiedziałbym, że bas Pathosa nie ma typowej, tranzystorowej żylastości. Owszem – mógłby być nieco szybszy i bardziej konturowy, ale żeby to było niezbędne czy bardzo pożądane, to nie byłbym już taki pewien. Sposób oddawania barw, pulsacji, różnicowanie tego zakresu, są na tyle przekonujące, że pewne ograniczenia pod względem oddania konturów schodzą jakby na dalszy plan. Nie zmienia to faktu, że Logos lepiej czuje się na materiale akustycznym niż czysto elektrycznym i elektronicznym. Bardziej bowiem skupia się na spójności i kompletności przekazu niż absolutnej szybkości i ataku.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Piękny wygląd nie zawsze idzie w parze z pięknym brzmieniem. Pathosowi ta sztuka udawała się już nie raz i trzeba przyznać, że Logos MkII nie czyni wyjątku od tej – bo tak już chyba można powiedzieć –&nbsp;reguły. Jest to wzmacniacz, który w znakomity, bardzo pożądany sposób łączy wystarczająco dużą moc wyjściową z przymiotami wyrafinowanych konstrukcji o zwykle znacznie mniejszej mocy, często lampowych, tudzież konstrukcji tranzystorowych, ale znacznie droższych.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Pathos Logos MkII dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/pathos-logos-mk2/Pathos-Logos-MkII_zzz.gif" alt="Pathos Logos MkII dane techniczne" width="400" height="736" />Co ciekawe, czas działa na korzyść Logosa. Przez ponad 6 lat podrożał nie więcej niż wyniosła skumulowana stopa inflacji, można więc powiedzieć, że nie zdrożał w ogóle, co na tle reszty rynku uczyniło go znacznie bardziej atrakcyjnym niż w 2014 r. Mam nadzieję, że to się szybko nie zmieni. Gorąca rekomendacja!</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 2/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-02-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> dCS Bartok + SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster P&amp;P Eco MkII, Sony CDP-557 ESD jako transport (modyfikacja wyjścia cyfrowego), Roon Core – Apple iMac 21,5” late 2015 (i5 3,1 GHz, 8 GB RAM, SSD)</li> <li><strong>Sieć:</strong> switch Netgear GS-105v5 z zasilaczem Sbooster 12 V, kable LAN Renkforce CAT 8.1 (2000 MHz)</li> <li><strong>Wzmacniacz odniesienia:</strong> Audionet AMP1 V2</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Albedo Metamorphosis (RCA), Stereovox hdse, KBL Sound Zodiac XLR, Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Red Corona, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
Hegel H190 2021-12-15T09:53:13+00:00 2021-12-15T09:53:13+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1256-hegel-h190 Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/1cb87e15d06c18034fbb631f14d2c6f3_S.jpg" alt="Hegel H190" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Hegel H190 to z pewnością jeden z tych wzmacniaczy, który zasługuje na baczną uwagę –&nbsp;mimo że od dawna nie jest już nowością.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 11 995 zł (regularna: 14 999 zł)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Hegel H190</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img title="Hegel H190" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-aaa.jpg" alt="Hegel H190" /><br />&nbsp;</p> <p>Norweskiej firmy Hegel Music Systems przedstawiać nie trzeba, więc tym razem od razu przejdę do sedna. Bohaterem testu jest środkowa integra w portfolio norweskiej firmy, oferowana od końca 2017 r. Niżej plasuje się testowany już przez nas model <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1137-hegel-h120"><strong>H120 (AV 3/2020)</strong></a>, zaś powyżej – H390.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Wygląd i funckjonalność</h2> <p>Z zewnątrz 190-kę nietrudno odróżnić od pozostałych modeli. Stylistyka jest ta sama, inna jest natomiast wysokość obudowy – ta w stosunku do H120 urosła o 2 cm, natomiast w porównaniu z H390 jest niższa o 2,5 cm. H190 jest także głębszy niż pierwszy z przywołanych wzmacniaczy. Przyrost masy jest znaczny –&nbsp;wynosi 4 kg.<br />Minimalistyczny projekt stylistyczny bazuje na faliście wyprofilowanej aluminiowej czołówce (gdy patrzymy na nią z góry), dwóch okrągłych gałkach (wybór źródeł i regulacja głośności) oraz sporym, czytelnym, monochromatycznym wyświetlaczu organicznym. Pokazuje on wybrane wejście i poziom głośności w skali liczbowej (0-85). Przełączaniu wejść towarzyszy ich łagodne ściszanie i zgłaśnianie, co niewątpliwie poprawia komfort obsługi. Ponowne włączenie wzmacniacza ustala głośność zawsze na tym samym, bardzo cichym poziomie (20).</p> <p>Znajdujący się w komplecie pilot jest aluminiowy. Byłby całkiem wygodny, gdyby nie to, że wszystkie przyciski są jednakowe, miniaturowe i bardzo czułe. Wiele razy w trakcie ponad tygodniowego użytkowania zdarzyło mi się omyłkowo przełączyć wejście lub wcisnąć wyciszenie, gdy pilot spoczywał na boczku fotela odsłuchowego. Małe odległości pomiędzy przyciskami sprawiają, że osobnicy płci męskiej o grubych palcach będą musieli wykazać się odrobiną zręczności i precyzji. Zmianę wejścia (sekwencyjnie) realizują dwa dolne lewe przyciski, zaś regulację głośności –&nbsp;dwa dolne prawe. Łatwo jest w nie trafić nawet po omacku. Z tymi pośrodku jest już gorzej, a właśnie tam mieści się przycisk „Eco”, czyli przełącznik do wybudzania i usypiania wzmacniacza. Główny wyłącznik znajduje się na spodzie, blisko lewego przedniego narożnika – jest bardzo łatwo dostępny. Obudowa stoi na trzech wysokich gumowych stopkach w kształcie walców.</p> <p><img style="border: #000000 none 100% / 1 / 0 stretch;" title="Hegel H190 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-gniazda.jpg" alt="Hegel H190 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Tył niczym nie różni się od H160 – 5 wejść cyfrowych i 3 analogowe. Wejścia RCA da się łatwo zintegrować z procesorem AV. XLR-y nie mają technicznego uzasadnienia.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wyposażenie w niczym nie odbiega od H120, ani od poprzednika (H160). W związku z tym otrzymujemy więcej wejść cyfrowych (5) niż analogowych (3). Dobrze odpowiada to współczesnym realiom i potrzebom; dwa wejścia RCA i jedna para XLR-ów wystarczą. Dowolne wejście RCA można przekształcić w wejście na końcówkę mocy. Z drugiej strony tylnej ścianki zgrupowano wejścia cyfrowe, a wśród nich złącze USB audio klasy 1.0 (PCM 24/96), trzy optyczne, jedno koncentryczne oraz Ethernet. Na pokładzie znajduje się moduł strumieniowy. Brak łączności bezprzewodowej dla części użytkowników z pewnością zostanie potraktowany jako wada – tym bardziej, że aplikacja streamera nie jest bardzo podstawowa. Brak wejścia gramofonowego również wydaje się nieco odstawać od obecnie przyjętych standardów, chociaż aplikowanie byle jakiego modułu MM –&nbsp;tylko po to, by „odhaczyć” pozycję w specyfikacji – byłoby nieracjonalne.</p> <p>Funkcjonalność obejmuje wsparcie UPnP, AirPlay i Spotify Connect. Do obsługi modułu trzeba się posłużyć niezależną aplikacją obsługującą urządzenia DMR (Digital Media Renderer), z pomocą której zyskamy dostęp do potrzebnych serwisów strumieniowych. Transmisja sygnału odbywa się za pośrednictwem urządzenia mobilnego, tak więc zastosowanie łączności kablowej wcale nie oznacza, że będzie ona stabilna, szczególnie przy odtwarzaniu materiału hi-res PCM 24/192. Co ciekawe, wyłączenie Wi-Fi w telefonie nie przerywało odtwarzania natychmiast – aktualnie odtwarzany utwór (nawet w formacie 24/192) dobiegał końca i dopiero wtedy następowała pauza. Z punktu widzenia codziennych potrzeb, rozwiązanie to jest akceptowalne, szkoda jednak, że zabrakło odczytu gapless (bez przerw).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-pilot.jpg" alt="Hegel H190 pilot" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Znajdujący się w komplecie pilot jest aluminiowy. Byłby całkiem wygodny, gdyby nie to, że wszystkie przyciski są jednakowe, miniaturowe i bardzo czułe.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Połączenie USB z transportem plikowym lub komputerem rozwiązuje powyższy problem, jednak nie pozwala na odczyt bit-perfect nagrań w jakości wyższej niż PCM 24/96. Występuje także „dziura” we wsparciu częstotliwości próbkowania 88,2 kHz. Wynika to z ograniczeń samego mikrokontrolera na wejściu USB (Tenor Audio TE7022L).</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Konstrukcja wzmacniacza do złudzenia przypomina H120, nie licząc zdecydowanie większego transformatora zasilającego, użycia nieco innych kondensatorów filtrujących (Nover 10 000 µF/80 V) w liczbie 6 zamiast 4 sztuk (zasilacz pochodzi z modelu H160) oraz dwukrotnego powiększenia stopnia końcowego zbudowanego nie z jednej, a z dwóch komplementarnych par tranzystorów bipolarnych na kanał (2SA2121/2SC5949) – to kolejne podobieństwo do H160 (recenzja w wydaniu AV 12/14, dostępnym do ściągnięcia z avtest.pl). Pewnym zaskoczeniem jest brak drugiego, mniejszego toroidu dla obwodów niskonapięciowych, który znalazł się w H120. <br />Tor wejściowy jest bardzo minimalistyczny –&nbsp;w odniesieniu do wejść liniowych tworzy go wzmacniacz operacyjny JRC 4556AD oraz scalony tłumik sygnału NJW 1159 pełniący funkcję regulatora głośności. Sekcję cyfrową stanowi płytka o innym oznaczeniu niż w H120, jednak jej budowa jest analogiczna –&nbsp;występuje tu ten sam zestaw komponentów: dwa układy AKM AK4118A, upsampler AM4127VF, przetwornik c/a&nbsp;AK4490EQ taktowany zegarem 27 MHz oraz pojedynczy wzmacniacz operacyjny N5532. Montaż jest oczywiście powierzchniowy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-wnetrze.jpg" alt="Hegel H190 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wnętrze wygląda bardzo podobnie do poprzednika (H160). Zasilacz i stopień końcowy są identyczne.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Tak, jak inne wzmacniacze Hegla, H190 wykorzystuje autorski, opatentowany układ korekcji błędów/zniekształceń SoundEngine 2, oparty na technice feed-forward. W przeciwieństwie do pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, zdaniem autora tego rozwiązania, Benta Holtera, zastosowany układ korekcyjny nie wprowadza zniekształceń modulacyjnych TIM (Transient Modulation Distortion). Współczynnik tłumienia wynosi aż 4000.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Już wstępne odsłuchy audycji Radia 357 za pośrednictwem protokołu Airplay (poprzez Roona) zwróciły moją uwagę nadspodziewanie dobrą czytelnością i klarownością przekazu. Głosy doskonale znanych radiowców brzmiały jak żywe, a przecież stream tego radia to zaledwie MP3 o bitracie 127 kb/s. Muzyki płynącej z tej rozgłośni (z radia Nowy Świat zresztą także) da się zupełnie komfortowo słuchać, choć oczywiście nie jest to jakość zaspokajająca aspiracje audiofila.</p> <p>Przejście na właściwy materiał testowy, odtwarzany ze źródła referencyjnego, za pośrednictwem wejść analogowych (RCA) potwierdził, że Hegel gra dźwiękiem zaskakująco otwartym, szczegółowym, a zarazem zupełnie pozbawionym wyostrzeń i ostrości. W połączeniu z wielkimi, bardzo skutecznymi Klipschami, norweska integra imponowała mi swobodą i lekkością gry, które w przypadku integry za 12 tys. złotych wcale nie są takie oczywiste. Naturalnie nie był to ten sam poziom realizmu reprodukcji, jak w przypadku 9-krotnie droższej lampowej końcówki Audio Research Reference 160S, ale były też pewne pozytywy tej „zamiany”, jak ogólna neutralność prezentacji oraz bas, a dokładniej jego wysoce nieprzeciętna motoryka. Precyzja, szybkość i konturowość tego zakresu będą trudne do powtórzenia z innego wzmacniacza w podobnej cenie. To, jak blisko w tej materii Heglowi do wielokrotnie droższych wzmacniaczy tranzystorowych, daje do myślenia i jest kolejnym przykładem tego, jak daleko zabrnęły współczesne wzmacniacze w omawianej dyscyplinie. Bas Hegla, jakkolwiek bardzo dokładny, wartki i rytmiczny, wydaje się lekko pomniejszony. Kolumny, na których gram i które uwielbiam nie stwarzają pod tym względem żadnego niedosytu i sam nieraz je obwiniam za to, że oferując tyle wypełnienia na samym dole pasma usypiają moją czujność na ewentualne niedobory energii ze strony testowanych urządzeń. Tym razem takie zjawisko jednak odnotowałem. Z jednej strony jest to efekt powiązany z wręcz doskonałą kontrolą i zwartością niskich tonów (w takich przypadkach bas niemal zawsze wydaje się chudszy), z drugiej jednak dokładniejsze „obserwacje” bardzo niskich pomruków i uderzeń z doskonale mi znanych utworów testowych podpowiadały, że bas „urywa się” nieco szybciej niż mógłby i nie wybrzmiewa obficie. Czy to wada? W większości przypadków będzie raczej odwrotnie –&nbsp;więcej audiofilów ma bowiem problemy ze słabą jakością i nierzadko nadmiarem basu niż odwrotnie – z jego niedoborem.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-koncowka-mocy.jpg" alt="Hegel H190 koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Końcówkę mocy tworzą dwie pary tranzystorów 2SA2121 / 2SC5949 na kanał</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>H190 brzmi zaskakująco czysto (nie mylić z klinicznością), jak na wzmacniacz w tej klasie i daleko poza nią. Inny wzmacniacz znanej marki, za prawie dwa razy większe pieniądze, który akurat miałem do dyspozycji, na tle Hegla okazał się dosłownie męczący po zaledwie kilku minutach. <strong>W dźwięku płynącym z H190 nie czuć żadnego napięcia, zniekształceń, sztucznie utwardzonych konturów, zapiaszczeń w górze itd.</strong> Skrzypce brzmią zdecydowanie, ale nie twardo, kryjąc w sobie niezbędną nutkę miękkości (choć niewielką). Gdy dodamy do tego równą jak stół, subiektywnie odbieraną charakterystykę częstotliwościową – środek i góra mają ten sam charakter i żaden z zakresów nie dominuje – otrzymujemy wzmacniacz, który w zgoła minimalnym stopniu ingeruje w muzyczny przekaz. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że za tym pozornie nieskazitelnym wizerunkiem kryje się „bezdusznik” generujący technicznie doskonały zlepek dźwięków zamiast muzyki. Tak się nie dzieje i choć – jak sądzę – znajdą się tacy, którzy uznają to brzmienie za nazbyt „chłodne” czy analityczne, to będzie to bardziej wyraz ich preferencji bazujących na odniesieniach do urządzeń na przykład lampowych, aniżeli obiektywna konstatacja mająca solidne poparcie w rzetelnej analizie walorów brzmieniowych tego modelu.</p> <p>Obraz stereo jest precyzyjny, bardzo dobrze zogniskowany i obfitujący w sporą ilość tzw. powietrza. Do rozmiarów kreowanej przestrzeni nie miałem żadnych zastrzeżeń, a głębia ostrości, łatwość koncentrowania uwagi na poszczególnych planach były zdecydowanie na miarę oczekiwań lub powyżej.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 regulacja" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-regulacja-glosnosci.jpg" alt="Hegel H190 regulacja" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Sekcja odpowiadająca za regulację głośności.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak dotąd, same plusy. No to może jakiś minus, choćby jeden? Proszę bardzo: barwność i koloryt. W tej dziedzinie Hegel nie jest mistrzem, ale trzeba też powiedzieć, że nie próbuje nim być. Tu nasuwa mi się analogia motoryzacyjna do auta, które przez pewien czas użytkowałem. Siódma generacja VW Golfa –&nbsp;tak zresztą, jak i poprzednia –&nbsp;była autem trudnym do skrytykowania. Wytykano jej jednak jedną „słabość”, a raczej cechę, będącą konsekwencją realizacji planu stworzenia auta wzorowego w swojej klasie. Chodziło mianowicie o poprawne, bezpieczne, dość precyzyjne, ale mało angażujące prowadzenie. To zarzut, który dziś można poczynić wobec wielu różnych samochodów, ale w klasie kompaktowej miał on szczególny, poniekąd symboliczny wymiar. Z Heglem jest trochę jak z Golfem: jakiej muzyki mu nie zadać, zrobi to dobrze albo bardzo dobrze. Różni się jednak od Golfa tym, że mimo wszystko nie jest nudny. Gdy puszczałem album Johna Lee Hookera „It Serves You Right To Suffer” z 1966 r. (PCM 24/96), moje kończyny i głowa zaczynały wystukiwać bluesowe rytmy. Później, gdy przesiadłem się na tańsze źródło w celu dokonań porównań z sekcją cyfrową, a mianowicie Arcama FMJ CD37, czerpałem wiele przyjemności i niemało emocji z odsłuchu spektakularnych wykonań orkiestrowych muzyki Hansa Zimmera („The World of Hans Zimmer”, 2CD) czy świetnego albumu „Where You Live” Tracy Chapman, do której powróciłem po dłuższej przerwie. Mimo niezbyt ekspresyjnej natury samych barw, które są czyste, neutralne i ogólnie wysoce poprawne, Hegel nie nuży, a dzieje się tak dlatego, że jest żwawy, rytmiczny i detaliczny. Ujmuje wspomnianą lekkością i swobodą, zachęcając tym samym do sięgania po muzykę, o której mniej lub bardziej zapomnieliśmy. A to niemały atut, przyznać należy.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Sekcja cyfrowa</h2> <p>Tor cyfrowy jest lepszy niż można by sądzić na podstawie technikaliów. Zasadniczy wniosek sprowadza się bowiem do tego, że nawet korzystając z wejść cyfrowych w dalszym ciągu słyszymy wyżej opisane zalety tego wzmacniacza – tyle tylko, że z mniejszą intensywnością. Wciąż jednak jest to wzmacniacz bardzo dynamiczny, żywy, szybki, „radosny” w transjentach, grający zaskakująco przestrzennie i – co należy podkreślić – czysto.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 dac" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-dac.jpg" alt="Hegel H190 dac" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Układ DAC-a jest bardzo dobry (AK4490EQ), ale odbiornik na wejściu USB to niestety leciwy Tenor TE7022L (24/96). Moduł sieciowy pochodzi od dalekowschodniej firmy Libre.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Tym razem odpuściłem sobie odsłuchy z udziałem modułu sieciowego, gdyż ocenialiśmy to już przy okazji <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1137-hegel-h120"><strong>testu H120</strong></a>, porównując z wejściem USB (rezultat ze wskazaniem na USB, choć będzie to zależne od źródła). Bardziej mnie interesowała sekcja przetwornika c/a, co sprawdziłem korzystając z dwóch źródeł sygnału cyfrowego: wspomnianego Arcama (S/PDIF) oraz SOtM-a sMS-200 Ultra Neo (USB). W przypadku płyt CD i ich ripów nieznacznie preferowałem ten pierwszy wariant, który brzmiał nieco bardziej soczyście i kolorowo (powinno być na odwrót, co potwierdza wniosek o przeciętnej aplikacji wejścia USB). Nie były to jednak duże różnice w kontekście tego, co powodowała przesiadka na sygnał podawany z wyjść analogowych Arcama –&nbsp;tu dźwięk zyskiwał na soczystości, przestrzeni i wypełnieniu. Po raz kolejny potwierdziła się prawidłowość, że leciwy, ale dobrze brzmiący odtwarzacz kompaktowy (CD37 jest świetnym przykładem takiego urządzenia) wciąż potrafi utrzeć nosa nowocześniejszym sekcjom przetworników c/a na pokładzie wzmacniaczy, gdzie generalnie nie jest ich miejsce. W żadnym razie nie oznacza to, że sekcja DAC-a w H190 jest słaba. Powiedziałbym wręcz, że brzmi zaskakująco dobrze – szczególnie jak na coś, co w gruncie rzeczy dostajemy gratis.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/hegel-h190{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Uwzględniając aktualną cenę, H190 jest tańszy od poprzednika H160, gdy go testowaliśmy, ponad sześć lat temu. Przypomnę, że ten wzmacniacz oceniliśmy bardzo wysoko. Przez ten czas większość rywali podniosła ceny nawet o kilkadziesiąt procent, w większości przypadków dokładając jedynie funkcjonalność. Hegel –&nbsp;z jakichś powodów – tego pierwszego nie zrobił, za co należą się pochwały. Gdy porównać ten wzmacniacz do tańszego H120, wniosek jest równie korzystny. Za kwotę o 20% wyższą otrzymujemy wzmacniacz o dwukrotnie większej mocy, brzmiący jeszcze bardziej swobodnie i dynamicznie – jednym słowem to tzw. dobry deal. </p> <p>Zakładając jednak, że nie szukamy okazji, lecz bardzo dobrego wzmacniacza, to także i tu mam dobre wieści. H190 wyznacza ścisłą czołówkę w swoim przedziale cenowym w takich dziedzinach, jak szybkość, przejrzystość, dynamika, czystość, przestrzeń, a nade wszystko –&nbsp;precyzja i kontrola basu. Sekcja DAC-a i wbudowany streamer nie imponują parametrami, ale podnoszą atrakcyjność tego modelu i są wartościowym dodatkiem, oferując dość wysoką jakość dźwięku. Ale nawet bez nich byłby to wzmacniacz trudny do skrytykowania. Bardzo polecam, jeśli jeszcze nie próbowaliście. Warto.</p> <p><em><img style="margin: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-zzz.gif" alt="Hegel H190 ocena i dane techniczne" width="360" height="1035" />Artykuł pochodzi z Audio-Video 1/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster BOTW mkII, Sony CDP-557 ESD</li> <li><strong>DAC:</strong> dCS Bartok</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną), Revel Concerta 2 F35</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE (RCA), Nordost Tyr BNC 1,0 m, Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/1cb87e15d06c18034fbb631f14d2c6f3_S.jpg" alt="Hegel H190" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Hegel H190 to z pewnością jeden z tych wzmacniaczy, który zasługuje na baczną uwagę –&nbsp;mimo że od dawna nie jest już nowością.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 11 995 zł (regularna: 14 999 zł)<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Hegel H190</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img title="Hegel H190" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-aaa.jpg" alt="Hegel H190" /><br />&nbsp;</p> <p>Norweskiej firmy Hegel Music Systems przedstawiać nie trzeba, więc tym razem od razu przejdę do sedna. Bohaterem testu jest środkowa integra w portfolio norweskiej firmy, oferowana od końca 2017 r. Niżej plasuje się testowany już przez nas model <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1137-hegel-h120"><strong>H120 (AV 3/2020)</strong></a>, zaś powyżej – H390.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Wygląd i funckjonalność</h2> <p>Z zewnątrz 190-kę nietrudno odróżnić od pozostałych modeli. Stylistyka jest ta sama, inna jest natomiast wysokość obudowy – ta w stosunku do H120 urosła o 2 cm, natomiast w porównaniu z H390 jest niższa o 2,5 cm. H190 jest także głębszy niż pierwszy z przywołanych wzmacniaczy. Przyrost masy jest znaczny –&nbsp;wynosi 4 kg.<br />Minimalistyczny projekt stylistyczny bazuje na faliście wyprofilowanej aluminiowej czołówce (gdy patrzymy na nią z góry), dwóch okrągłych gałkach (wybór źródeł i regulacja głośności) oraz sporym, czytelnym, monochromatycznym wyświetlaczu organicznym. Pokazuje on wybrane wejście i poziom głośności w skali liczbowej (0-85). Przełączaniu wejść towarzyszy ich łagodne ściszanie i zgłaśnianie, co niewątpliwie poprawia komfort obsługi. Ponowne włączenie wzmacniacza ustala głośność zawsze na tym samym, bardzo cichym poziomie (20).</p> <p>Znajdujący się w komplecie pilot jest aluminiowy. Byłby całkiem wygodny, gdyby nie to, że wszystkie przyciski są jednakowe, miniaturowe i bardzo czułe. Wiele razy w trakcie ponad tygodniowego użytkowania zdarzyło mi się omyłkowo przełączyć wejście lub wcisnąć wyciszenie, gdy pilot spoczywał na boczku fotela odsłuchowego. Małe odległości pomiędzy przyciskami sprawiają, że osobnicy płci męskiej o grubych palcach będą musieli wykazać się odrobiną zręczności i precyzji. Zmianę wejścia (sekwencyjnie) realizują dwa dolne lewe przyciski, zaś regulację głośności –&nbsp;dwa dolne prawe. Łatwo jest w nie trafić nawet po omacku. Z tymi pośrodku jest już gorzej, a właśnie tam mieści się przycisk „Eco”, czyli przełącznik do wybudzania i usypiania wzmacniacza. Główny wyłącznik znajduje się na spodzie, blisko lewego przedniego narożnika – jest bardzo łatwo dostępny. Obudowa stoi na trzech wysokich gumowych stopkach w kształcie walców.</p> <p><img style="border: #000000 none 100% / 1 / 0 stretch;" title="Hegel H190 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-gniazda.jpg" alt="Hegel H190 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Tył niczym nie różni się od H160 – 5 wejść cyfrowych i 3 analogowe. Wejścia RCA da się łatwo zintegrować z procesorem AV. XLR-y nie mają technicznego uzasadnienia.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wyposażenie w niczym nie odbiega od H120, ani od poprzednika (H160). W związku z tym otrzymujemy więcej wejść cyfrowych (5) niż analogowych (3). Dobrze odpowiada to współczesnym realiom i potrzebom; dwa wejścia RCA i jedna para XLR-ów wystarczą. Dowolne wejście RCA można przekształcić w wejście na końcówkę mocy. Z drugiej strony tylnej ścianki zgrupowano wejścia cyfrowe, a wśród nich złącze USB audio klasy 1.0 (PCM 24/96), trzy optyczne, jedno koncentryczne oraz Ethernet. Na pokładzie znajduje się moduł strumieniowy. Brak łączności bezprzewodowej dla części użytkowników z pewnością zostanie potraktowany jako wada – tym bardziej, że aplikacja streamera nie jest bardzo podstawowa. Brak wejścia gramofonowego również wydaje się nieco odstawać od obecnie przyjętych standardów, chociaż aplikowanie byle jakiego modułu MM –&nbsp;tylko po to, by „odhaczyć” pozycję w specyfikacji – byłoby nieracjonalne.</p> <p>Funkcjonalność obejmuje wsparcie UPnP, AirPlay i Spotify Connect. Do obsługi modułu trzeba się posłużyć niezależną aplikacją obsługującą urządzenia DMR (Digital Media Renderer), z pomocą której zyskamy dostęp do potrzebnych serwisów strumieniowych. Transmisja sygnału odbywa się za pośrednictwem urządzenia mobilnego, tak więc zastosowanie łączności kablowej wcale nie oznacza, że będzie ona stabilna, szczególnie przy odtwarzaniu materiału hi-res PCM 24/192. Co ciekawe, wyłączenie Wi-Fi w telefonie nie przerywało odtwarzania natychmiast – aktualnie odtwarzany utwór (nawet w formacie 24/192) dobiegał końca i dopiero wtedy następowała pauza. Z punktu widzenia codziennych potrzeb, rozwiązanie to jest akceptowalne, szkoda jednak, że zabrakło odczytu gapless (bez przerw).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-pilot.jpg" alt="Hegel H190 pilot" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Znajdujący się w komplecie pilot jest aluminiowy. Byłby całkiem wygodny, gdyby nie to, że wszystkie przyciski są jednakowe, miniaturowe i bardzo czułe.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Połączenie USB z transportem plikowym lub komputerem rozwiązuje powyższy problem, jednak nie pozwala na odczyt bit-perfect nagrań w jakości wyższej niż PCM 24/96. Występuje także „dziura” we wsparciu częstotliwości próbkowania 88,2 kHz. Wynika to z ograniczeń samego mikrokontrolera na wejściu USB (Tenor Audio TE7022L).</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Budowa</h2> <p>Konstrukcja wzmacniacza do złudzenia przypomina H120, nie licząc zdecydowanie większego transformatora zasilającego, użycia nieco innych kondensatorów filtrujących (Nover 10 000 µF/80 V) w liczbie 6 zamiast 4 sztuk (zasilacz pochodzi z modelu H160) oraz dwukrotnego powiększenia stopnia końcowego zbudowanego nie z jednej, a z dwóch komplementarnych par tranzystorów bipolarnych na kanał (2SA2121/2SC5949) – to kolejne podobieństwo do H160 (recenzja w wydaniu AV 12/14, dostępnym do ściągnięcia z avtest.pl). Pewnym zaskoczeniem jest brak drugiego, mniejszego toroidu dla obwodów niskonapięciowych, który znalazł się w H120. <br />Tor wejściowy jest bardzo minimalistyczny –&nbsp;w odniesieniu do wejść liniowych tworzy go wzmacniacz operacyjny JRC 4556AD oraz scalony tłumik sygnału NJW 1159 pełniący funkcję regulatora głośności. Sekcję cyfrową stanowi płytka o innym oznaczeniu niż w H120, jednak jej budowa jest analogiczna –&nbsp;występuje tu ten sam zestaw komponentów: dwa układy AKM AK4118A, upsampler AM4127VF, przetwornik c/a&nbsp;AK4490EQ taktowany zegarem 27 MHz oraz pojedynczy wzmacniacz operacyjny N5532. Montaż jest oczywiście powierzchniowy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-wnetrze.jpg" alt="Hegel H190 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wnętrze wygląda bardzo podobnie do poprzednika (H160). Zasilacz i stopień końcowy są identyczne.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Tak, jak inne wzmacniacze Hegla, H190 wykorzystuje autorski, opatentowany układ korekcji błędów/zniekształceń SoundEngine 2, oparty na technice feed-forward. W przeciwieństwie do pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, zdaniem autora tego rozwiązania, Benta Holtera, zastosowany układ korekcyjny nie wprowadza zniekształceń modulacyjnych TIM (Transient Modulation Distortion). Współczynnik tłumienia wynosi aż 4000.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Już wstępne odsłuchy audycji Radia 357 za pośrednictwem protokołu Airplay (poprzez Roona) zwróciły moją uwagę nadspodziewanie dobrą czytelnością i klarownością przekazu. Głosy doskonale znanych radiowców brzmiały jak żywe, a przecież stream tego radia to zaledwie MP3 o bitracie 127 kb/s. Muzyki płynącej z tej rozgłośni (z radia Nowy Świat zresztą także) da się zupełnie komfortowo słuchać, choć oczywiście nie jest to jakość zaspokajająca aspiracje audiofila.</p> <p>Przejście na właściwy materiał testowy, odtwarzany ze źródła referencyjnego, za pośrednictwem wejść analogowych (RCA) potwierdził, że Hegel gra dźwiękiem zaskakująco otwartym, szczegółowym, a zarazem zupełnie pozbawionym wyostrzeń i ostrości. W połączeniu z wielkimi, bardzo skutecznymi Klipschami, norweska integra imponowała mi swobodą i lekkością gry, które w przypadku integry za 12 tys. złotych wcale nie są takie oczywiste. Naturalnie nie był to ten sam poziom realizmu reprodukcji, jak w przypadku 9-krotnie droższej lampowej końcówki Audio Research Reference 160S, ale były też pewne pozytywy tej „zamiany”, jak ogólna neutralność prezentacji oraz bas, a dokładniej jego wysoce nieprzeciętna motoryka. Precyzja, szybkość i konturowość tego zakresu będą trudne do powtórzenia z innego wzmacniacza w podobnej cenie. To, jak blisko w tej materii Heglowi do wielokrotnie droższych wzmacniaczy tranzystorowych, daje do myślenia i jest kolejnym przykładem tego, jak daleko zabrnęły współczesne wzmacniacze w omawianej dyscyplinie. Bas Hegla, jakkolwiek bardzo dokładny, wartki i rytmiczny, wydaje się lekko pomniejszony. Kolumny, na których gram i które uwielbiam nie stwarzają pod tym względem żadnego niedosytu i sam nieraz je obwiniam za to, że oferując tyle wypełnienia na samym dole pasma usypiają moją czujność na ewentualne niedobory energii ze strony testowanych urządzeń. Tym razem takie zjawisko jednak odnotowałem. Z jednej strony jest to efekt powiązany z wręcz doskonałą kontrolą i zwartością niskich tonów (w takich przypadkach bas niemal zawsze wydaje się chudszy), z drugiej jednak dokładniejsze „obserwacje” bardzo niskich pomruków i uderzeń z doskonale mi znanych utworów testowych podpowiadały, że bas „urywa się” nieco szybciej niż mógłby i nie wybrzmiewa obficie. Czy to wada? W większości przypadków będzie raczej odwrotnie –&nbsp;więcej audiofilów ma bowiem problemy ze słabą jakością i nierzadko nadmiarem basu niż odwrotnie – z jego niedoborem.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-koncowka-mocy.jpg" alt="Hegel H190 koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Końcówkę mocy tworzą dwie pary tranzystorów 2SA2121 / 2SC5949 na kanał</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>H190 brzmi zaskakująco czysto (nie mylić z klinicznością), jak na wzmacniacz w tej klasie i daleko poza nią. Inny wzmacniacz znanej marki, za prawie dwa razy większe pieniądze, który akurat miałem do dyspozycji, na tle Hegla okazał się dosłownie męczący po zaledwie kilku minutach. <strong>W dźwięku płynącym z H190 nie czuć żadnego napięcia, zniekształceń, sztucznie utwardzonych konturów, zapiaszczeń w górze itd.</strong> Skrzypce brzmią zdecydowanie, ale nie twardo, kryjąc w sobie niezbędną nutkę miękkości (choć niewielką). Gdy dodamy do tego równą jak stół, subiektywnie odbieraną charakterystykę częstotliwościową – środek i góra mają ten sam charakter i żaden z zakresów nie dominuje – otrzymujemy wzmacniacz, który w zgoła minimalnym stopniu ingeruje w muzyczny przekaz. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że za tym pozornie nieskazitelnym wizerunkiem kryje się „bezdusznik” generujący technicznie doskonały zlepek dźwięków zamiast muzyki. Tak się nie dzieje i choć – jak sądzę – znajdą się tacy, którzy uznają to brzmienie za nazbyt „chłodne” czy analityczne, to będzie to bardziej wyraz ich preferencji bazujących na odniesieniach do urządzeń na przykład lampowych, aniżeli obiektywna konstatacja mająca solidne poparcie w rzetelnej analizie walorów brzmieniowych tego modelu.</p> <p>Obraz stereo jest precyzyjny, bardzo dobrze zogniskowany i obfitujący w sporą ilość tzw. powietrza. Do rozmiarów kreowanej przestrzeni nie miałem żadnych zastrzeżeń, a głębia ostrości, łatwość koncentrowania uwagi na poszczególnych planach były zdecydowanie na miarę oczekiwań lub powyżej.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 regulacja" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-regulacja-glosnosci.jpg" alt="Hegel H190 regulacja" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Sekcja odpowiadająca za regulację głośności.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Jak dotąd, same plusy. No to może jakiś minus, choćby jeden? Proszę bardzo: barwność i koloryt. W tej dziedzinie Hegel nie jest mistrzem, ale trzeba też powiedzieć, że nie próbuje nim być. Tu nasuwa mi się analogia motoryzacyjna do auta, które przez pewien czas użytkowałem. Siódma generacja VW Golfa –&nbsp;tak zresztą, jak i poprzednia –&nbsp;była autem trudnym do skrytykowania. Wytykano jej jednak jedną „słabość”, a raczej cechę, będącą konsekwencją realizacji planu stworzenia auta wzorowego w swojej klasie. Chodziło mianowicie o poprawne, bezpieczne, dość precyzyjne, ale mało angażujące prowadzenie. To zarzut, który dziś można poczynić wobec wielu różnych samochodów, ale w klasie kompaktowej miał on szczególny, poniekąd symboliczny wymiar. Z Heglem jest trochę jak z Golfem: jakiej muzyki mu nie zadać, zrobi to dobrze albo bardzo dobrze. Różni się jednak od Golfa tym, że mimo wszystko nie jest nudny. Gdy puszczałem album Johna Lee Hookera „It Serves You Right To Suffer” z 1966 r. (PCM 24/96), moje kończyny i głowa zaczynały wystukiwać bluesowe rytmy. Później, gdy przesiadłem się na tańsze źródło w celu dokonań porównań z sekcją cyfrową, a mianowicie Arcama FMJ CD37, czerpałem wiele przyjemności i niemało emocji z odsłuchu spektakularnych wykonań orkiestrowych muzyki Hansa Zimmera („The World of Hans Zimmer”, 2CD) czy świetnego albumu „Where You Live” Tracy Chapman, do której powróciłem po dłuższej przerwie. Mimo niezbyt ekspresyjnej natury samych barw, które są czyste, neutralne i ogólnie wysoce poprawne, Hegel nie nuży, a dzieje się tak dlatego, że jest żwawy, rytmiczny i detaliczny. Ujmuje wspomnianą lekkością i swobodą, zachęcając tym samym do sięgania po muzykę, o której mniej lub bardziej zapomnieliśmy. A to niemały atut, przyznać należy.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Sekcja cyfrowa</h2> <p>Tor cyfrowy jest lepszy niż można by sądzić na podstawie technikaliów. Zasadniczy wniosek sprowadza się bowiem do tego, że nawet korzystając z wejść cyfrowych w dalszym ciągu słyszymy wyżej opisane zalety tego wzmacniacza – tyle tylko, że z mniejszą intensywnością. Wciąż jednak jest to wzmacniacz bardzo dynamiczny, żywy, szybki, „radosny” w transjentach, grający zaskakująco przestrzennie i – co należy podkreślić – czysto.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Hegel H190 dac" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-dac.jpg" alt="Hegel H190 dac" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Układ DAC-a jest bardzo dobry (AK4490EQ), ale odbiornik na wejściu USB to niestety leciwy Tenor TE7022L (24/96). Moduł sieciowy pochodzi od dalekowschodniej firmy Libre.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Tym razem odpuściłem sobie odsłuchy z udziałem modułu sieciowego, gdyż ocenialiśmy to już przy okazji <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1137-hegel-h120"><strong>testu H120</strong></a>, porównując z wejściem USB (rezultat ze wskazaniem na USB, choć będzie to zależne od źródła). Bardziej mnie interesowała sekcja przetwornika c/a, co sprawdziłem korzystając z dwóch źródeł sygnału cyfrowego: wspomnianego Arcama (S/PDIF) oraz SOtM-a sMS-200 Ultra Neo (USB). W przypadku płyt CD i ich ripów nieznacznie preferowałem ten pierwszy wariant, który brzmiał nieco bardziej soczyście i kolorowo (powinno być na odwrót, co potwierdza wniosek o przeciętnej aplikacji wejścia USB). Nie były to jednak duże różnice w kontekście tego, co powodowała przesiadka na sygnał podawany z wyjść analogowych Arcama –&nbsp;tu dźwięk zyskiwał na soczystości, przestrzeni i wypełnieniu. Po raz kolejny potwierdziła się prawidłowość, że leciwy, ale dobrze brzmiący odtwarzacz kompaktowy (CD37 jest świetnym przykładem takiego urządzenia) wciąż potrafi utrzeć nosa nowocześniejszym sekcjom przetworników c/a na pokładzie wzmacniaczy, gdzie generalnie nie jest ich miejsce. W żadnym razie nie oznacza to, że sekcja DAC-a w H190 jest słaba. Powiedziałbym wręcz, że brzmi zaskakująco dobrze – szczególnie jak na coś, co w gruncie rzeczy dostajemy gratis.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/hegel-h190{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p>Uwzględniając aktualną cenę, H190 jest tańszy od poprzednika H160, gdy go testowaliśmy, ponad sześć lat temu. Przypomnę, że ten wzmacniacz oceniliśmy bardzo wysoko. Przez ten czas większość rywali podniosła ceny nawet o kilkadziesiąt procent, w większości przypadków dokładając jedynie funkcjonalność. Hegel –&nbsp;z jakichś powodów – tego pierwszego nie zrobił, za co należą się pochwały. Gdy porównać ten wzmacniacz do tańszego H120, wniosek jest równie korzystny. Za kwotę o 20% wyższą otrzymujemy wzmacniacz o dwukrotnie większej mocy, brzmiący jeszcze bardziej swobodnie i dynamicznie – jednym słowem to tzw. dobry deal. </p> <p>Zakładając jednak, że nie szukamy okazji, lecz bardzo dobrego wzmacniacza, to także i tu mam dobre wieści. H190 wyznacza ścisłą czołówkę w swoim przedziale cenowym w takich dziedzinach, jak szybkość, przejrzystość, dynamika, czystość, przestrzeń, a nade wszystko –&nbsp;precyzja i kontrola basu. Sekcja DAC-a i wbudowany streamer nie imponują parametrami, ale podnoszą atrakcyjność tego modelu i są wartościowym dodatkiem, oferując dość wysoką jakość dźwięku. Ale nawet bez nich byłby to wzmacniacz trudny do skrytykowania. Bardzo polecam, jeśli jeszcze nie próbowaliście. Warto.</p> <p><em><img style="margin: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/hegel-h190/Hegel-H190-zzz.gif" alt="Hegel H190 ocena i dane techniczne" width="360" height="1035" />Artykuł pochodzi z Audio-Video 1/2021 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-2021/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster BOTW mkII, Sony CDP-557 ESD</li> <li><strong>DAC:</strong> dCS Bartok</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną), Revel Concerta 2 F35</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Stereovox HDSE (RCA), Nordost Tyr BNC 1,0 m, Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
Rotel Michi X3 2021-08-31T09:51:31+00:00 2021-08-31T09:51:31+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1223-rotel-michi-x3 Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/85eaadb12c96831e2dd8e8d0ba75e08b_S.jpg" alt="Rotel Michi X3" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Ostatnio mamy szczęście do testowania bardzo ciekawych wzmacniaczy za około 20 tysięcy zł. Najnowsza konstrukcja Rotela jest propozycją, obok której nie sposób przejść obojętnie.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 22 998 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> grafitowe z czarnym frontem</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-12-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Rotel Michi X3</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-aaa.jpg" alt="Rotel Michi X3" /><br />&nbsp;</p> <p>Historia Rotela, szacownej audiofilskiej marki z siedzibą w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni, liczy sobie już prawie 60 lat. Firmę założył w 1961 roku, urodzony na Tajwanie, Tomoki „Toc” Tachikawa. Niewiele wiadomo na jego temat, ponad to, że przed utworzeniem Rotela studiował w Japonii i miał kilka firm handlowych.</p> <p>Pierwsza dekada w historii firmy jest słabo udokumentowana. Lata 70-te to już prawdziwy wysyp przeróżnych modeli wzmacniaczy, trochę radioodbiorników, a także magnetofony. Wszystko to były urządzenia korzystające z wynalazku epoki krzemowej –&nbsp;tranzystora. Wśród oferowanych wzmacniaczy pojawiały się zarówno „zabawki” o mocy 5,5 W na kanał, jak RA-112 (1976-1981) czy nieco mocniejszy, 10-watowy RA-211 (1974-1979), ale też dość potężne wzmacniacze zintegrowane z rozłączalną sekcją preampu i końcówki mocy, jak np. RA-2040 (1976-81) o masie 22 kg i mocy 120 watów na kanał.</p> <p>W 1978 roku żarty się skończyły –&nbsp;Rotel postanawia stworzyć własną wizytówkę i konstruuje swój najpotężniejszy, bezkompromisowy wzmacniacz serii 5000 złożony z końcówki mocy RB-5000 i przedwzmacniacza RC-5000 (The Control Amp). Jak na tamte czasy, były to urządzenia wyjątkowe. RB-5000 oferował 500 watów na kanał (!), zawierał dwa ogromne toroidy (łącznie 3,2 kW), ważył 53 kg i miał symetryczny stopień końcowy z czterema parami tranzystorów wyjściowych. Przedwzmacniacz został wyposażony w 10-pasmowy korektor graficzny (!), zaawansowaną konstrukcję toru audio z tranzystorami FET i wyjściem w konfiguracji bootstrapowanej kaskody, pracującym w klasie A. Produkcja tych urządzeń trwała do 1981 roku i miała charakter jednostkowy. Ceny oscylują dziś w granicach 5 tys. dolarów za końcówkę mocy i 2 tys. za przedwzmacniacz.</p> <p>Jeszcze w tym samym, 1981 roku miał miejsce punkt zwrotny w historii Rotela –&nbsp;ogłoszono strategiczny alians z B&amp;W, efektem czego było umocnienie dystrybucji w Ameryce Północnej i Europie. Tak narodziła się ścisła współpraca obu marek. W 1985 roku do Rotela dołączył syn założyciela, Bob Tachikawa, pełniący funkcję dyrektora operacyjnego, który przyczynił się do dynamicznego rozwoju firmy.</p> <p>6 lat później postanowiono wrócić do koncepcji urządzeń klasy high-end. Tym razem Rotel zadziałał bardziej konsekwentnie i rozważnie. Stworzono submarkę Michi (w języku japońskim to słowo oznacza kierunek, drogę), w ramach której powstał wzmacniacz mocy RHB-10, pasywka RHC-10, przedwzmacniacz gramofonowy RHQ-10, przedwzmacniacz RHA-10, tuner RHT-10, odtwarzacz CD RHCD-10 (prawdziwa rzadkość na rynku vintage), a także mniejsza końcówka mocy RHB-05. Wzmacniacz końcowy RHB-10 jest dziś względnie łatwy do kupienia; ceny oscylują w granicach 900-1000 euro za egzemplarz w dobrym stanie. Zważywszy na parametry (moc 200 W na kanał, potężny zasilacz dual-mono 2x1 kW), znakomitej jakości komponenty i ponadczasowy wygląd, wydaje się on nader ciekawą propozycją dla miłośników sprzętu vintage i nie tylko. Część mocy jest oddawana w klasie A.</p> <p>Produkcja serii Michi trwała do 1996 r. Przez kolejne 23 lata japońska marka nie miała w ofercie żadnego high-endu; koncentrowała się na klasie średniej i wyższej, a szczyt oferty wyznaczała seria 15 wprowadzona w 2009 r. W listopadzie 2019 r., zupełnie niespodziewanie, pokazano nową serię Michi. Na początek zaoferowano trzy produkty: potężne monobloki S8, równie wielką stereofoniczną końcówkę mocy oraz przedwzmacniacz zintegrowany z przetwornikiem c/a –&nbsp;P5. Po niespełna roku serię rozszerzono o dwie integry: X5 i mniejszą X3, która jest przedmiotem tej recenzji. Obecnie Rotelem zarządza bratanek założyciela, Peter Kao, związany z firmą zawodowo od 1996 r.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>W ogóle i w szczególe</h2> <p>Wprowadzając nową serię Michi, Rotel najwyraźniej nie oglądał się za siebie. X3 ani żadne z pozostałych urządzeń w tej gamie nie nawiązuje do lat 90., chociaż ogólne założenia dotyczące budowy i klasy zastosowanych rozwiązań wydają się zbliżone. Zmieniła się nie tylko stylistka – na miarę końca drugiej dekady XXI wieku – ale przede wszystkim funkcjonalność.</p> <p><img style="border: 1px solid;" title="Rotel Michi X3 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-gniazda.jpg" alt="Rotel Michi X3 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wejść i wyjść nie zabraknie nikomu. Dostępny jest nawet Bluetooth. Gniazdo sieciowe (Network) nie oznacza obecności streamera.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Każde załączenie wzmacniacza oznajmia lekkim przygaśnięciem domowego oświetlenia, że w środku znajduje się spory zasilacz liniowy. Potwierdza to także ciężar urządzenia – ponad 27 kG. X3 to mała bestia, o czym świadczy także pokaźna moc wyjściowa – 200 W przy 8 Ω i 350 W (w szczycie) przy impedancji mniejszej o połowę.<br />Jakość wykonania zasługuje na gromkie brawa –&nbsp;mimo produkcji odbywającej się w fabryce w Zhuhai (Chiny), gdzie Rotel ma swoją fabrykę od 2005 r. Konstrukcja szerszej niż zwykle obudowy 485 mm i sposób jej wykończenia nie mają nic wspólnego z niższymi seriami;&nbsp;to projekt stworzony na przysłowiowej czystej kartce papieru. Wprawdzie X3 nie prezentuje się równie dystyngowanie i elegancko jak Accuphase E-380, ale w każdym calu daje użytkownikowi odczuć, że jest klasowym sprzętem za co najmniej kilka średnich krajowych. Spasowanie górnej pokrywy z frontem, tyłem i bocznymi radiatorami (aluminiowe odlewy) jest perfekcyjne – tolerancja wykonania jest tak mała, że szpary są niemal niewidoczne. Grafitowe, satynowe wykończenie obudowy dodaje całości wysmakowania i świetnie współgra z wyoblonymi krawędziami bocznymi oraz taflą czarnego akrylu skrywającego duży wyświetlacz. Te elementy jednoznacznie kojarzą się z nowoczesnością. Jej przejawem są także wirtualne wskaźniki wyświetlane pośrodku przedniej ścianki, na wzór mody, która zapanowała w przemyśle motoryzacyjnym. Zastępowanie ładnie zaprojektowanych zegarów analogowych wirtualnym kokpitem to element strategii optymalizacji kosztów (projektowania), który do mnie osobiście zupełnie nie trafia. W przypadku wzmacniaczy również mam mieszane uczucia. Domyślnie załączone wskaźniki „VU Meter” w postaci dość dziwnie wyglądających pionowych pasków od razu przełączyłem w tryb wskaźników pokazujących widmo częstotliwościowe sygnału (VU Spectrum), co do pewnego stopnia jest nawet użyteczne (można śledzić, jaki zakres pasma jest najobfitszy w danym nagraniu), ale na dłuższą metę i tak to się raczej znudzi. Koniec końców powrócimy do klasycznego ekranu pokazującego wyjątkowo duże, dwucyfrowe wskazanie poziomu głośności (w skali liniowej), wybrane źródło i –&nbsp;jeśli jest to źródło sygnału cyfrowego – częstotliwość próbkowania sygnału. Taki zestaw wskazań jest optymalny i tu nie ma się do czego przyczepić.</p> <p>Rotel zadbał o oryginalność wzmacniacza także w inny sposób. Kręcenie lewą gałką (selektorem źródeł) powoduje rozwinięcie długiej listy wejść i jej przewijanie góra/dół – podobnie jak w niektórych systemach infotainment (np. iDrive). Kliknięcie „OK” na pilocie bezzwłocznie załącza „najechane” wejście, a jeśli tego nie zrobimy, załączy się samo, ale dopiero po paru sekundach. Poza wspomnianymi już widokami ekranu, setup nie oferuje zbyt wielu możliwości customizacji. W gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby, choć możliwość zmieniania nazw wejść byłaby miłym dodatkiem.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Obsługa i wyposażenie</h2> <p>Najlepszym elementem obsługi Michi okazuje się pilot. Tak sprytnego, doskonale zaprojektowanego zdalnego sterowania nie doświadczyłem już od lat. Świetnie leży w dłoni, ma aluminiowy spód i nie przypomina żadnego innego sterownika (widać, że tak jak i same urządzenia, jest to element zaprojektowany od podstaw). Przede wszystkim jednak, zachwyca ergonomią. Przyciski regulacji głośności znajdują się dokładnie tam, gdzie się ich spodziewamy, czyli pod kciukiem, a ich różna wysokość nie pozwala pomylić „ciszej” (przycisk lekko zapadnięty) z „głośniej” (przycisk lekko wystający). Dodatkowym punktem nawigacyjnym jest delikatnie wystający przycisk wyciszania (mute). We wszystkie trzy trafiamy bezbłędnie i intuicyjnie, nawet po ciemku. Z pozoru wydaje się to oczywiste, a w praktyce okazuje się bardzo trudne dla innych producentów. Resztę obsługi załatwiają błyszczące przyciski rozmieszczone w przedniej części sterownika. Na samym przodzie jest jeszcze biała dioda połączona z żyroskopem. Pilot „ożywa”, gdy tylko weźmiemy go do ręki. Porównując sterowanie X3 z tym, co nieraz fundują producenci wzmacniaczy high-end, oferując do nich piloty systemowe z 50 przyciskami, trzeba stwierdzić jasno i wyraźnie, że Rotel dokonał małej rewolucji.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-pilot.jpg" alt="Rotel Michi X3 pilot" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pilot jest niesamowicie ergonomiczny, a do tego ładny. Brawo!</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Teraz krótko o wyposażeniu. Jest bogate, nawet bardzo. Wejść cyfrowych (7) jest więcej niż analogowych (5), co w dzisiejszych czasach nie powinno zaskakiwać. Na pokładzie mamy więc przetwornik c/a i nie byle jaki, bo produkcji AKM (32 bity / 786 kHz). Wejście USB audio wspiera format PCM do częstotliwości próbkowania 384 kHz oraz DSD 5,6 MHz. Wejście gramofonowe współpracuje z wkładkami MM. Do dyspozycji są też wyjścia pre-out (RCA), dwa monofoniczne cinche na subwoofer aktywny, para wejściowych XLR-ów oraz moduł Bluetooth. Gniazdo LAN nie służy do strumieniowania muzyki, a jedynie do sterowania i zdalnego wybudzania. Instalatorzy docenią obecność portu RS-232 i złącza dla wyzwalaczy 12 V. Terminale głośnikowe są podwójne, świetnej jakości, ustawione inaczej niż zwykle –&nbsp;w jednej linii. Plusy zgrupowano parami na zewnątrz, środkowe cztery zaciski to minusy. Ten niekonwencjonalny układ niweluje ryzyko zwarcia w przypadku użycia widełek –&nbsp;można użyć zacisków oddalonych od siebie. Główny włącznik zasilania znajduje się z tyłu; przyciskiem na pilocie i płycie czołowym wybudzamy wzmacniacz z uśpienia. Bez obciążenia X3 pobiera z gniazdka około 75 W, tylko nieznacznie się nagrzewając. Duża pojemność cieplna obudowy i radiatorów sprzyja utrzymywaniu umiarkowanej temperatury pracy układu, także pod obciążeniem, co powinno korzystnie wpływać na trwałość kondensatorów.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Co w środku</h2> <p>Układ elektroniczny ma typową dla wzmacniaczy tej klasy, architekturę quasi dual-mono. Pośrodku znajduje się wspólny dla obu kanałów duży zasilacz liniowy oparty o masywny transformator toroidalny, mostki prostownicze i zestaw czterech kondensatorów filtrujących 15 000 μF/80 V. Dodatkowo użyto co najmniej jednego zasilacza impulsowego, z których jeden obsługuje energooszczędny tryb gotowości (pobór mocy zaledwie 0,3 W). Po bokach znajdują się pionowo zorientowane płytki końcówek mocy pracujących w klasie AB, do których zasilanie doprowadzają grube przewody zakończone klemami mocowanymi za pomocą śrub. Prąd do głośników dostarcza 6 tranzystorów NPN Sanken 2SC3856 – wygląda więc na to, że mamy do czynienia z quasi-komplementarnym stopniem końcowym, rzadko spotykanym we współczesnych wzmacniaczach dużej mocy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-wnetrze.jpg" alt="Rotel Michi X3 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Widok wnętrza jest bardzo obiecujący. Klasyczna architektura quasi dual-mono i wyrośnięty zasilacz. 500-VA toroid współpracuje z kondensatorami o łącznej pojemności 64 tys. µF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Płytki wejściowa, przedwzmacniacza i przetwornika c/a znajdują się jedna nad drugą, w bezpośrednim sąsiedztwie wejść (tylnego panelu). Widoczna jest tylko ta górna zawierająca przekaźniki, układy wejściowe na popularnych wzmacniaczach operacyjnych NE5534AP, przedwzmacniacz na kilku tranzystorach, liczna grupa elektrolitów 220 μF/25 V, czerwone kondensatory MKP Wima i przedwzmacniacz gramofonowy MM na scalakach NE5532AP. Montaż jest przewlekany. Za regulację głośności odpowiada dobrze znany i ceniony układ PGA2311U (scalona drabinka rezystorowa) zapewniający bardzo precyzyjną regulację głośności (0,5 dB) i niedostępną dla klasycznych potencjometrów współbieżność tłumienia w obu kanałach. Dodatkowo na płytce znalazł się także układ NJW1194 –&nbsp;zapewne wyłącznie w roli regulatora barwy. Piętro niżej znajduje się płytka przetwornika c/a wbudowana wokół układu AKM, niestety niedostępna dla oględzin bez demontażu lub kamery endoskopowej (musimy się w nią zaopatrzyć).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 tranzystory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-tranzystory.jpg" alt="Rotel Michi X3 tranzystory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Płytka stopnia końcowego z tranzystorami 2SC3856.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Podsumowując, mamy do czynienia z klasycznym podejściem do zagadnienia konstruowania wzmacniacza dużej mocy. Czas sprawdzić, jak najmniejszy Michi sprawdza się w odsłuchu.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Myliłby się ten, kto sądzi, że wysoka – a tym bardziej bardzo wysoka – cena wzmacniacza ma bezpośrednie przełożenie na przejrzystość dźwięku, a więc i „znikanie” urządzenia z toru sygnałowego. Producenci wzmacniaczy high-end reprezentują różne „szkoły brzmienia”, które w mniejszym lub większym stopniu odciskają swoje piętno na tym, jaki dźwięk finalnie otrzymujemy. Transparentność nie jest wcale dążeniem samym w sobie – czasem ją dostajemy, ale przeważnie niekoniecznie. Przyczyny odejścia od filozofii „drutu ze wzmocnieniem” są różne, ale wśród najważniejszych wymieniłbym dwie. Po pierwsze, świadomość różnorodności zestawów głośnikowych i pozostałych urządzeń towarzyszących, które wymagają odpowiednio dobranego towarzystwa – niekoniecznie prawdomównego. Druga, elementarna sprawa to zróżnicowane gusta audiofilów. Jeden lubi dźwięk klarowny, szybki, dynamiczny, inny – coś zupełnie przeciwnego: brzmienie zagęszczone, ciepłe, tak zwane muzykalne. Osobiście nie lubię tego określenia, ponieważ zwykle przypisuje się je właśnie tej drugiej grupie urządzeń, co bardzo często oznacza braki w ekspresji, witalności i rytmice –&nbsp;a to wszystko też przecież składa się na muzykalność!</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 pcb" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-pcb.jpg" alt="Rotel Michi X3 pcb" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Tor wejściowy i przedwzmacniacz zbudowano w przeważającej mierze z elementów scalonych i to dość popularnych. Montaż jest przewlekany. Z prawej strony widoczny stopień phono. Wejścia XLR w miejscu wzmacniaczy operacyjnych NE5532 nie mają uzasadnienia technicznego.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na łamach Audio-Video, szczególnie ja i redaktor Lacki, najwyżej cenimy urządzenia łączące przejrzystość z wyrafinowaniem, subtelność ze świetną dynamiką, znakomitą stereofonię z soczystymi barwami itd. Nie przepadam za urządzeniami które robią coś kosztem czegoś. Im wyższa cena, tym bardziej maleje moja akceptacja dla takich zabiegów i takiego strojenia sprzętu. Ciepło, aksamitnie brzmiący wzmacniacz za 5000 zł może wzbudzić moją sympatię, nawet jeśli pomija to i owo, a jego dynamika jest bardziej umowna niż rzeczywista. Ale już przy cenie 30 tys. złotych nie wystarczy lepszy bas i dynamika albo większa scena. Równocześnie powinny pojawiać się takie cechy brzmienia, jak namacalność, mikrodynamika. Powinien wystąpić efekt znikania woalu, ale bez popadania w przesadę, bez wysilonej i nienaturalnej precyzji. To jest właśnie największa sztuka, która udaje się tylko niektórym producentom, na różnych pułapach cenowych. Niestety, często są tu pułapy abstrakcyjne, zupełnie niedostępne dla audiofilów, którzy nie zasiadają w radach nadzorczych dużych spółek giełdowych. Nawet w gronie wzmacniaczy horrendalnie drogich różnie to bywa z realizacją powyższych wymagań. No dobrze, ale czemu właściwie ma służyć ten przydługi wstęp? To właściwy i potrzebny kontekst do oceny Rotela Michi X3 – wzmacniacza, który pod wieloma względami bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I to nie dlatego, że jest to „tylko” Rotel, lecz dlatego, że sztuka, która udała się jego konstruktorom –&nbsp;mimo zaaplikowania dość zwyczajnych, zdawałoby się, środków technicznych – budzi moje najwyższe uznanie.</p> <p>Bodaj najistotniejszą zaletą japońskiej integry jest otwartość dźwięku. To wzmacniacz grający w dużej mierze tak, jakby go w ogóle nie było. To wrażenie towarzyszyło mi od samego początku, ale umocniła je przesiadka z nowej integry Accuphase E-380, która na tle X3 ma swój ewidentny, bardzo łatwy do wychwycenia charakter. Michi otwiera okno na świat dźwięków ukrytych w nagraniach. Ta różnica w kreacji spektaklu dźwiękowego kojarzy mi się z oglądaniem miejskiego krajobrazu podczas letniego słonecznego poranka i podczas zimy, gdy smog unosi się nad ulicami i budynkami. Znakomita w gronie podobnie wycenionych wzmacniaczy otwartość Rotela nie jest przypisana do żadnego konkretnego zakresu pasma, ona występuje wszędzie: i w średnicy, i w górze, i na basie. A skoro już o nim mowa, to od razu przejdę do wielkiej zalety numer dwa. Jest nią brak sztucznego podpompowania niskich tonów, dość często występującego w przypadku wzmacniaczy o dużej lub bardzo dużej mocy. Bas z Michi jest akuratny, niepogrubiony, zwarty i bardzo czysty, czym również dystansuje się od droższego rywala, zresztą nie tylko niego. Dominuje wrażenie swobody, lekkości i naturalności tego zakresu. Żadnego prężenia muskułów, prób udowadniania, ile to ja mam mocy. Nic z tych rzeczy. Swoją moc i niewątpliwie dużą wydolność Rotel akcentuje zdecydowanie subtelniej –&nbsp;poprzez znakomitą rozdzielczość i brak efektu naprężenia przy dużej głośności i natłoku instrumentów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 gniazda2" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-gniazda2.jpg" alt="Rotel Michi X3 gniazda2" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Rozmieszczenie terminali głośnikowych jest dość nietypowe (plusy na zewnątrz, minusy w środku).</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>X3 ma w sobie sprawność lekkoatlety, a dopiero w drugiej kolejności siłę strongmana. To w połączeniu ze wspomnianą otwartością dźwięku, jak również przejrzystością i wielkością sceny dźwiękowej sprawia, że jest to rasowy wzmacniacz high-endowy. Rozciągnięcie i kontrola basu zasługują na najwyższe oceny przy cenie 23 tys. zł. <br />Michi wspaniale łączy przejrzystość i akuratność z cechami pożądanymi przez audiofilów, jak wierne oddawanie barw i ogólna witalność dźwięku. Tonalnie jest to wzmacniacz dość równy, choć niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że faworyzuje średnicę: nad wyraz, czytelną, otwartą, świetnie doświetloną. W nagraniach muzyki dawnej (J.S. Bach – „Mass in B-moll” w wykonaniu Dunedin Consort, H. Biber –&nbsp;„Harmonia Artificiosa”, A. Vivaldi – „La Stravaganza” w wyk. Arte Dei Suanatori i Rachel Podger) wysokie rejestry były subtelne, gładkie i minimalnie ustępowały miejsca średniemu zakresowi pasma. Rotel w żadnym razie nie konturuje przesadnie brzmienia, świetnie balansując pomiędzy adekwatnym do nagrania wypełnieniem i nasyceniem alikwotami a ogólną precyzją.Niemniej, z precyzyjnymi głośnikami, jak wykorzystane w teście Elaki Vela FS408 potrafi zagrać szczupło i bardziej „żylaście" niżbyśmy chcieli. W muzycznym przekazie nie odnajdziemy zatem zagęszczonej konsystencji czy osłodzenia – cech, które wyraźnie, na tle Rotela, zaznaczył i uwypuklał redakcyjny Electocompaniet ECI-6 MKII. Muszę w tym miejscu wyznać, że początkowo nie dawałem japońskiej integrze większych szans w tej rywalizacji. Tymczasem Rotel okazał się całościowo bardziej dopracowanym i uniwersalnym wzmacniaczem. Zademonstrował nie tylko lepszą przejrzystość, neutralność i otwartość w średnicy, ale też całościowo bardziej akuratne, wyjątkowo nośne i czyste wysokie tony, zupełnie pozbawione tranzystorowych naleciałości. Ich ocena będzie oczywiście uzależniona od podłączonych zespołów głośnikowych. Zdziwiłem się, że z moimi zmodyfikowanymi Klipschami RF7 III to właśnie Rotel zagrał bardziej prawdziwie i naturalnie, podczas gdy typowałem dokładnie na odwrót.</p> <p>W trakcie wielu odsłuchów miałem okazję przekonać się, jak przejrzysty i dobrze różnicujący zmiany w systemie jest to wzmacniacz. Zmiany kabla cyfrowego pomiędzy moim odtwarzaczem Sony CDP-557ESD a Bartokiem były do tego stopnia wyraźne, że na ich podstawie wybrałem nową, referencyjną łączówkę SPDIF –&nbsp;Nordosta Tyra. Po tym upgradzie Michi świetnie ilustrował zmiany w jakości dźwięku uzyskiwanej z rzeczonego transportu i źródła plikowego (które jeszcze bardziej umocniły moje uwielbienie dla staruszka Sony).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 detal2" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-detal2.jpg" alt="Rotel Michi X3 detal2" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Takiej jakości i precyzji wykonania jeszcze u Rotela nie widzieliśmy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>To wszystko, co napisałem wyżej odnosi się do wejść analogowych (liniowych) ze wskazaniem na wejścia RCA, które zapewniają lepszy dźwięk niż XLR-y (które wielu audiofilów zapewne domyślnie potraktuje jako te „lepsze"). W tym miejscu pragnę podkreślić jedną, bardzo ważną obserwację. Do uzyskania znakomitych efektów wcale nie jest niezbędny DAC i streamer za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Leciwy Arcam FMJ CD37, którego niedawno nabyłem do swojego drugiego, domowego systemu, w połączeniu z Rotelem Michi X3 stworzył fantastycznie, żywo i kolorowo brzmiący zestaw elektroniki. Rewelacja w kontekście ceny całości (ok. 25 tys. zł). A to jeszcze nie koniec dobrych wieści...</p> <p><br />***</p> <p>Ocenę sekcji DAC-a ograniczyłem tym razem do wejścia USB, którego możliwości są najbardziej obiecujące. Zaskoczyło mnie, że podłączenie SOtM-a sMS-200 Ultra Neo bezpośrednio do wzmacniacza zamiast do dCS-a spowodowało relatywnie niewielką zmianę na minus. Pisząc „relatywnie” mam na myśli to, że nie nastąpiła drastyczna degradacja dźwięku, co byłoby przecież możliwe mając na uwadze cenę i klasę Bartoka. Co ciekawe, Rotel zachował większość swoich atutów, nadal prezentując otwarty, wysoce neutralny, choć tym razem już lekko rozjaśniony i bardziej odchudzony dźwięk. Nie ucierpiała drastycznie przestrzenność (czego się obawiałem), a bas był lżejszy niż poprzednio, wciąż jednak bardzo konturowy, czytelny i świetnie kontrolowany. Tak po prawdzie, jakość dźwięku, którą otrzymałem w omawianym połączeniu okazała się tak dobra, że mając odtwarzacz CD poważnie bym się zastanawiał, czy warto brnąć w zintegrowany streamer (taki z wyjściami analogowymi). SOtM sMS-200 Ultra Neo z zasilaniem liniowym lub odpowiednio przygotowany komputer w roli transportu sprawdzą się doskonale. Na zakup streamera oferującego porównywaną jakość dźwięku trzeba by wydać co najmniej 10 tys. zł.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span>Miło mi donieść, że nazwa Michi okazuje się czymś więcej niż tylko symbolicznym nawiązaniem do najlepszych tradycji marki Rotel –&nbsp;dziś coraz częściej spotykanym elementem strategii marketingowej różnych producentów, którzy starają się przyciągnąć uwagę audiofilów, niekoniecznie mocno się wysilając od strony technicznej czy produkcyjnej. Przykład wzmacniacza X3 jasno pokazuje, że prawdziwy high-end nie musi kosztować fortuny i nie jest bynajmniej domeną droższych marek.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-zzz.gif" alt="Rotel Michi X3 dane techniczne" width="360" height="680" />Ta wyśmienita integra w dużej mierze realizuje ideał nowoczesnego wzmacniacza wysokiej klasy. Michi X3 oferuje dźwięk, za który znamienici producenci „hajendu" żądałyby zdecydowanie większych kwot. Co więcej, ten wzmacniacz ma wszystko co potrzeba, włącznie z bardzo dobrym dakiem i modułem Bluetooth. Tę wartościową sekcję cyfrową dostajemy niejako w prezencie, ponieważ sam wzmacniacz jest absolutnie wart swojej ceny. Nie mam wątpliwości, że X3 zasługuje na najwyższe wyróżnienie.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-12-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> dCS Bartok + SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster BOTW mkII, Roon Core na komputerze iMac 21,5” late 2015 (i5 3,1 GHz, 8 GB RAM, SSD), Sony CDP-557 ESD jako transport (modyfikacja wyjścia cyfrowego), Arcam FMJ CD37 (odtwarzacz CD/SACD)</li> <li><strong>Wzmacniacze odniesienia:</strong> Electrocompaniet ECI6 MKII, Accuphase E-480, Marantz Model 30, Audionet AMP1 V2</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną), ELAC Vela FS408</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Albedo Metamoophosis (RCA), Purist Audio Design Poseidon (XLR), Nordost Tyr BNC 1.0 m (S/PDIF), Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/85eaadb12c96831e2dd8e8d0ba75e08b_S.jpg" alt="Rotel Michi X3" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Ostatnio mamy szczęście do testowania bardzo ciekawych wzmacniaczy za około 20 tysięcy zł. Najnowsza konstrukcja Rotela jest propozycją, obok której nie sposób przejść obojętnie.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 22 998 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> grafitowe z czarnym frontem</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-12-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Rotel Michi X3</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-aaa.jpg" alt="Rotel Michi X3" /><br />&nbsp;</p> <p>Historia Rotela, szacownej audiofilskiej marki z siedzibą w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni, liczy sobie już prawie 60 lat. Firmę założył w 1961 roku, urodzony na Tajwanie, Tomoki „Toc” Tachikawa. Niewiele wiadomo na jego temat, ponad to, że przed utworzeniem Rotela studiował w Japonii i miał kilka firm handlowych.</p> <p>Pierwsza dekada w historii firmy jest słabo udokumentowana. Lata 70-te to już prawdziwy wysyp przeróżnych modeli wzmacniaczy, trochę radioodbiorników, a także magnetofony. Wszystko to były urządzenia korzystające z wynalazku epoki krzemowej –&nbsp;tranzystora. Wśród oferowanych wzmacniaczy pojawiały się zarówno „zabawki” o mocy 5,5 W na kanał, jak RA-112 (1976-1981) czy nieco mocniejszy, 10-watowy RA-211 (1974-1979), ale też dość potężne wzmacniacze zintegrowane z rozłączalną sekcją preampu i końcówki mocy, jak np. RA-2040 (1976-81) o masie 22 kg i mocy 120 watów na kanał.</p> <p>W 1978 roku żarty się skończyły –&nbsp;Rotel postanawia stworzyć własną wizytówkę i konstruuje swój najpotężniejszy, bezkompromisowy wzmacniacz serii 5000 złożony z końcówki mocy RB-5000 i przedwzmacniacza RC-5000 (The Control Amp). Jak na tamte czasy, były to urządzenia wyjątkowe. RB-5000 oferował 500 watów na kanał (!), zawierał dwa ogromne toroidy (łącznie 3,2 kW), ważył 53 kg i miał symetryczny stopień końcowy z czterema parami tranzystorów wyjściowych. Przedwzmacniacz został wyposażony w 10-pasmowy korektor graficzny (!), zaawansowaną konstrukcję toru audio z tranzystorami FET i wyjściem w konfiguracji bootstrapowanej kaskody, pracującym w klasie A. Produkcja tych urządzeń trwała do 1981 roku i miała charakter jednostkowy. Ceny oscylują dziś w granicach 5 tys. dolarów za końcówkę mocy i 2 tys. za przedwzmacniacz.</p> <p>Jeszcze w tym samym, 1981 roku miał miejsce punkt zwrotny w historii Rotela –&nbsp;ogłoszono strategiczny alians z B&amp;W, efektem czego było umocnienie dystrybucji w Ameryce Północnej i Europie. Tak narodziła się ścisła współpraca obu marek. W 1985 roku do Rotela dołączył syn założyciela, Bob Tachikawa, pełniący funkcję dyrektora operacyjnego, który przyczynił się do dynamicznego rozwoju firmy.</p> <p>6 lat później postanowiono wrócić do koncepcji urządzeń klasy high-end. Tym razem Rotel zadziałał bardziej konsekwentnie i rozważnie. Stworzono submarkę Michi (w języku japońskim to słowo oznacza kierunek, drogę), w ramach której powstał wzmacniacz mocy RHB-10, pasywka RHC-10, przedwzmacniacz gramofonowy RHQ-10, przedwzmacniacz RHA-10, tuner RHT-10, odtwarzacz CD RHCD-10 (prawdziwa rzadkość na rynku vintage), a także mniejsza końcówka mocy RHB-05. Wzmacniacz końcowy RHB-10 jest dziś względnie łatwy do kupienia; ceny oscylują w granicach 900-1000 euro za egzemplarz w dobrym stanie. Zważywszy na parametry (moc 200 W na kanał, potężny zasilacz dual-mono 2x1 kW), znakomitej jakości komponenty i ponadczasowy wygląd, wydaje się on nader ciekawą propozycją dla miłośników sprzętu vintage i nie tylko. Część mocy jest oddawana w klasie A.</p> <p>Produkcja serii Michi trwała do 1996 r. Przez kolejne 23 lata japońska marka nie miała w ofercie żadnego high-endu; koncentrowała się na klasie średniej i wyższej, a szczyt oferty wyznaczała seria 15 wprowadzona w 2009 r. W listopadzie 2019 r., zupełnie niespodziewanie, pokazano nową serię Michi. Na początek zaoferowano trzy produkty: potężne monobloki S8, równie wielką stereofoniczną końcówkę mocy oraz przedwzmacniacz zintegrowany z przetwornikiem c/a –&nbsp;P5. Po niespełna roku serię rozszerzono o dwie integry: X5 i mniejszą X3, która jest przedmiotem tej recenzji. Obecnie Rotelem zarządza bratanek założyciela, Peter Kao, związany z firmą zawodowo od 1996 r.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>W ogóle i w szczególe</h2> <p>Wprowadzając nową serię Michi, Rotel najwyraźniej nie oglądał się za siebie. X3 ani żadne z pozostałych urządzeń w tej gamie nie nawiązuje do lat 90., chociaż ogólne założenia dotyczące budowy i klasy zastosowanych rozwiązań wydają się zbliżone. Zmieniła się nie tylko stylistka – na miarę końca drugiej dekady XXI wieku – ale przede wszystkim funkcjonalność.</p> <p><img style="border: 1px solid;" title="Rotel Michi X3 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-gniazda.jpg" alt="Rotel Michi X3 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wejść i wyjść nie zabraknie nikomu. Dostępny jest nawet Bluetooth. Gniazdo sieciowe (Network) nie oznacza obecności streamera.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Każde załączenie wzmacniacza oznajmia lekkim przygaśnięciem domowego oświetlenia, że w środku znajduje się spory zasilacz liniowy. Potwierdza to także ciężar urządzenia – ponad 27 kG. X3 to mała bestia, o czym świadczy także pokaźna moc wyjściowa – 200 W przy 8 Ω i 350 W (w szczycie) przy impedancji mniejszej o połowę.<br />Jakość wykonania zasługuje na gromkie brawa –&nbsp;mimo produkcji odbywającej się w fabryce w Zhuhai (Chiny), gdzie Rotel ma swoją fabrykę od 2005 r. Konstrukcja szerszej niż zwykle obudowy 485 mm i sposób jej wykończenia nie mają nic wspólnego z niższymi seriami;&nbsp;to projekt stworzony na przysłowiowej czystej kartce papieru. Wprawdzie X3 nie prezentuje się równie dystyngowanie i elegancko jak Accuphase E-380, ale w każdym calu daje użytkownikowi odczuć, że jest klasowym sprzętem za co najmniej kilka średnich krajowych. Spasowanie górnej pokrywy z frontem, tyłem i bocznymi radiatorami (aluminiowe odlewy) jest perfekcyjne – tolerancja wykonania jest tak mała, że szpary są niemal niewidoczne. Grafitowe, satynowe wykończenie obudowy dodaje całości wysmakowania i świetnie współgra z wyoblonymi krawędziami bocznymi oraz taflą czarnego akrylu skrywającego duży wyświetlacz. Te elementy jednoznacznie kojarzą się z nowoczesnością. Jej przejawem są także wirtualne wskaźniki wyświetlane pośrodku przedniej ścianki, na wzór mody, która zapanowała w przemyśle motoryzacyjnym. Zastępowanie ładnie zaprojektowanych zegarów analogowych wirtualnym kokpitem to element strategii optymalizacji kosztów (projektowania), który do mnie osobiście zupełnie nie trafia. W przypadku wzmacniaczy również mam mieszane uczucia. Domyślnie załączone wskaźniki „VU Meter” w postaci dość dziwnie wyglądających pionowych pasków od razu przełączyłem w tryb wskaźników pokazujących widmo częstotliwościowe sygnału (VU Spectrum), co do pewnego stopnia jest nawet użyteczne (można śledzić, jaki zakres pasma jest najobfitszy w danym nagraniu), ale na dłuższą metę i tak to się raczej znudzi. Koniec końców powrócimy do klasycznego ekranu pokazującego wyjątkowo duże, dwucyfrowe wskazanie poziomu głośności (w skali liniowej), wybrane źródło i –&nbsp;jeśli jest to źródło sygnału cyfrowego – częstotliwość próbkowania sygnału. Taki zestaw wskazań jest optymalny i tu nie ma się do czego przyczepić.</p> <p>Rotel zadbał o oryginalność wzmacniacza także w inny sposób. Kręcenie lewą gałką (selektorem źródeł) powoduje rozwinięcie długiej listy wejść i jej przewijanie góra/dół – podobnie jak w niektórych systemach infotainment (np. iDrive). Kliknięcie „OK” na pilocie bezzwłocznie załącza „najechane” wejście, a jeśli tego nie zrobimy, załączy się samo, ale dopiero po paru sekundach. Poza wspomnianymi już widokami ekranu, setup nie oferuje zbyt wielu możliwości customizacji. W gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby, choć możliwość zmieniania nazw wejść byłaby miłym dodatkiem.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Obsługa i wyposażenie</h2> <p>Najlepszym elementem obsługi Michi okazuje się pilot. Tak sprytnego, doskonale zaprojektowanego zdalnego sterowania nie doświadczyłem już od lat. Świetnie leży w dłoni, ma aluminiowy spód i nie przypomina żadnego innego sterownika (widać, że tak jak i same urządzenia, jest to element zaprojektowany od podstaw). Przede wszystkim jednak, zachwyca ergonomią. Przyciski regulacji głośności znajdują się dokładnie tam, gdzie się ich spodziewamy, czyli pod kciukiem, a ich różna wysokość nie pozwala pomylić „ciszej” (przycisk lekko zapadnięty) z „głośniej” (przycisk lekko wystający). Dodatkowym punktem nawigacyjnym jest delikatnie wystający przycisk wyciszania (mute). We wszystkie trzy trafiamy bezbłędnie i intuicyjnie, nawet po ciemku. Z pozoru wydaje się to oczywiste, a w praktyce okazuje się bardzo trudne dla innych producentów. Resztę obsługi załatwiają błyszczące przyciski rozmieszczone w przedniej części sterownika. Na samym przodzie jest jeszcze biała dioda połączona z żyroskopem. Pilot „ożywa”, gdy tylko weźmiemy go do ręki. Porównując sterowanie X3 z tym, co nieraz fundują producenci wzmacniaczy high-end, oferując do nich piloty systemowe z 50 przyciskami, trzeba stwierdzić jasno i wyraźnie, że Rotel dokonał małej rewolucji.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 pilot" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-pilot.jpg" alt="Rotel Michi X3 pilot" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Pilot jest niesamowicie ergonomiczny, a do tego ładny. Brawo!</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Teraz krótko o wyposażeniu. Jest bogate, nawet bardzo. Wejść cyfrowych (7) jest więcej niż analogowych (5), co w dzisiejszych czasach nie powinno zaskakiwać. Na pokładzie mamy więc przetwornik c/a i nie byle jaki, bo produkcji AKM (32 bity / 786 kHz). Wejście USB audio wspiera format PCM do częstotliwości próbkowania 384 kHz oraz DSD 5,6 MHz. Wejście gramofonowe współpracuje z wkładkami MM. Do dyspozycji są też wyjścia pre-out (RCA), dwa monofoniczne cinche na subwoofer aktywny, para wejściowych XLR-ów oraz moduł Bluetooth. Gniazdo LAN nie służy do strumieniowania muzyki, a jedynie do sterowania i zdalnego wybudzania. Instalatorzy docenią obecność portu RS-232 i złącza dla wyzwalaczy 12 V. Terminale głośnikowe są podwójne, świetnej jakości, ustawione inaczej niż zwykle –&nbsp;w jednej linii. Plusy zgrupowano parami na zewnątrz, środkowe cztery zaciski to minusy. Ten niekonwencjonalny układ niweluje ryzyko zwarcia w przypadku użycia widełek –&nbsp;można użyć zacisków oddalonych od siebie. Główny włącznik zasilania znajduje się z tyłu; przyciskiem na pilocie i płycie czołowym wybudzamy wzmacniacz z uśpienia. Bez obciążenia X3 pobiera z gniazdka około 75 W, tylko nieznacznie się nagrzewając. Duża pojemność cieplna obudowy i radiatorów sprzyja utrzymywaniu umiarkowanej temperatury pracy układu, także pod obciążeniem, co powinno korzystnie wpływać na trwałość kondensatorów.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Co w środku</h2> <p>Układ elektroniczny ma typową dla wzmacniaczy tej klasy, architekturę quasi dual-mono. Pośrodku znajduje się wspólny dla obu kanałów duży zasilacz liniowy oparty o masywny transformator toroidalny, mostki prostownicze i zestaw czterech kondensatorów filtrujących 15 000 μF/80 V. Dodatkowo użyto co najmniej jednego zasilacza impulsowego, z których jeden obsługuje energooszczędny tryb gotowości (pobór mocy zaledwie 0,3 W). Po bokach znajdują się pionowo zorientowane płytki końcówek mocy pracujących w klasie AB, do których zasilanie doprowadzają grube przewody zakończone klemami mocowanymi za pomocą śrub. Prąd do głośników dostarcza 6 tranzystorów NPN Sanken 2SC3856 – wygląda więc na to, że mamy do czynienia z quasi-komplementarnym stopniem końcowym, rzadko spotykanym we współczesnych wzmacniaczach dużej mocy.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-wnetrze.jpg" alt="Rotel Michi X3 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Widok wnętrza jest bardzo obiecujący. Klasyczna architektura quasi dual-mono i wyrośnięty zasilacz. 500-VA toroid współpracuje z kondensatorami o łącznej pojemności 64 tys. µF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Płytki wejściowa, przedwzmacniacza i przetwornika c/a znajdują się jedna nad drugą, w bezpośrednim sąsiedztwie wejść (tylnego panelu). Widoczna jest tylko ta górna zawierająca przekaźniki, układy wejściowe na popularnych wzmacniaczach operacyjnych NE5534AP, przedwzmacniacz na kilku tranzystorach, liczna grupa elektrolitów 220 μF/25 V, czerwone kondensatory MKP Wima i przedwzmacniacz gramofonowy MM na scalakach NE5532AP. Montaż jest przewlekany. Za regulację głośności odpowiada dobrze znany i ceniony układ PGA2311U (scalona drabinka rezystorowa) zapewniający bardzo precyzyjną regulację głośności (0,5 dB) i niedostępną dla klasycznych potencjometrów współbieżność tłumienia w obu kanałach. Dodatkowo na płytce znalazł się także układ NJW1194 –&nbsp;zapewne wyłącznie w roli regulatora barwy. Piętro niżej znajduje się płytka przetwornika c/a wbudowana wokół układu AKM, niestety niedostępna dla oględzin bez demontażu lub kamery endoskopowej (musimy się w nią zaopatrzyć).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 tranzystory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-tranzystory.jpg" alt="Rotel Michi X3 tranzystory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Płytka stopnia końcowego z tranzystorami 2SC3856.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Podsumowując, mamy do czynienia z klasycznym podejściem do zagadnienia konstruowania wzmacniacza dużej mocy. Czas sprawdzić, jak najmniejszy Michi sprawdza się w odsłuchu.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Myliłby się ten, kto sądzi, że wysoka – a tym bardziej bardzo wysoka – cena wzmacniacza ma bezpośrednie przełożenie na przejrzystość dźwięku, a więc i „znikanie” urządzenia z toru sygnałowego. Producenci wzmacniaczy high-end reprezentują różne „szkoły brzmienia”, które w mniejszym lub większym stopniu odciskają swoje piętno na tym, jaki dźwięk finalnie otrzymujemy. Transparentność nie jest wcale dążeniem samym w sobie – czasem ją dostajemy, ale przeważnie niekoniecznie. Przyczyny odejścia od filozofii „drutu ze wzmocnieniem” są różne, ale wśród najważniejszych wymieniłbym dwie. Po pierwsze, świadomość różnorodności zestawów głośnikowych i pozostałych urządzeń towarzyszących, które wymagają odpowiednio dobranego towarzystwa – niekoniecznie prawdomównego. Druga, elementarna sprawa to zróżnicowane gusta audiofilów. Jeden lubi dźwięk klarowny, szybki, dynamiczny, inny – coś zupełnie przeciwnego: brzmienie zagęszczone, ciepłe, tak zwane muzykalne. Osobiście nie lubię tego określenia, ponieważ zwykle przypisuje się je właśnie tej drugiej grupie urządzeń, co bardzo często oznacza braki w ekspresji, witalności i rytmice –&nbsp;a to wszystko też przecież składa się na muzykalność!</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 pcb" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-pcb.jpg" alt="Rotel Michi X3 pcb" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Tor wejściowy i przedwzmacniacz zbudowano w przeważającej mierze z elementów scalonych i to dość popularnych. Montaż jest przewlekany. Z prawej strony widoczny stopień phono. Wejścia XLR w miejscu wzmacniaczy operacyjnych NE5532 nie mają uzasadnienia technicznego.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na łamach Audio-Video, szczególnie ja i redaktor Lacki, najwyżej cenimy urządzenia łączące przejrzystość z wyrafinowaniem, subtelność ze świetną dynamiką, znakomitą stereofonię z soczystymi barwami itd. Nie przepadam za urządzeniami które robią coś kosztem czegoś. Im wyższa cena, tym bardziej maleje moja akceptacja dla takich zabiegów i takiego strojenia sprzętu. Ciepło, aksamitnie brzmiący wzmacniacz za 5000 zł może wzbudzić moją sympatię, nawet jeśli pomija to i owo, a jego dynamika jest bardziej umowna niż rzeczywista. Ale już przy cenie 30 tys. złotych nie wystarczy lepszy bas i dynamika albo większa scena. Równocześnie powinny pojawiać się takie cechy brzmienia, jak namacalność, mikrodynamika. Powinien wystąpić efekt znikania woalu, ale bez popadania w przesadę, bez wysilonej i nienaturalnej precyzji. To jest właśnie największa sztuka, która udaje się tylko niektórym producentom, na różnych pułapach cenowych. Niestety, często są tu pułapy abstrakcyjne, zupełnie niedostępne dla audiofilów, którzy nie zasiadają w radach nadzorczych dużych spółek giełdowych. Nawet w gronie wzmacniaczy horrendalnie drogich różnie to bywa z realizacją powyższych wymagań. No dobrze, ale czemu właściwie ma służyć ten przydługi wstęp? To właściwy i potrzebny kontekst do oceny Rotela Michi X3 – wzmacniacza, który pod wieloma względami bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. I to nie dlatego, że jest to „tylko” Rotel, lecz dlatego, że sztuka, która udała się jego konstruktorom –&nbsp;mimo zaaplikowania dość zwyczajnych, zdawałoby się, środków technicznych – budzi moje najwyższe uznanie.</p> <p>Bodaj najistotniejszą zaletą japońskiej integry jest otwartość dźwięku. To wzmacniacz grający w dużej mierze tak, jakby go w ogóle nie było. To wrażenie towarzyszyło mi od samego początku, ale umocniła je przesiadka z nowej integry Accuphase E-380, która na tle X3 ma swój ewidentny, bardzo łatwy do wychwycenia charakter. Michi otwiera okno na świat dźwięków ukrytych w nagraniach. Ta różnica w kreacji spektaklu dźwiękowego kojarzy mi się z oglądaniem miejskiego krajobrazu podczas letniego słonecznego poranka i podczas zimy, gdy smog unosi się nad ulicami i budynkami. Znakomita w gronie podobnie wycenionych wzmacniaczy otwartość Rotela nie jest przypisana do żadnego konkretnego zakresu pasma, ona występuje wszędzie: i w średnicy, i w górze, i na basie. A skoro już o nim mowa, to od razu przejdę do wielkiej zalety numer dwa. Jest nią brak sztucznego podpompowania niskich tonów, dość często występującego w przypadku wzmacniaczy o dużej lub bardzo dużej mocy. Bas z Michi jest akuratny, niepogrubiony, zwarty i bardzo czysty, czym również dystansuje się od droższego rywala, zresztą nie tylko niego. Dominuje wrażenie swobody, lekkości i naturalności tego zakresu. Żadnego prężenia muskułów, prób udowadniania, ile to ja mam mocy. Nic z tych rzeczy. Swoją moc i niewątpliwie dużą wydolność Rotel akcentuje zdecydowanie subtelniej –&nbsp;poprzez znakomitą rozdzielczość i brak efektu naprężenia przy dużej głośności i natłoku instrumentów.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 gniazda2" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-gniazda2.jpg" alt="Rotel Michi X3 gniazda2" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Rozmieszczenie terminali głośnikowych jest dość nietypowe (plusy na zewnątrz, minusy w środku).</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>X3 ma w sobie sprawność lekkoatlety, a dopiero w drugiej kolejności siłę strongmana. To w połączeniu ze wspomnianą otwartością dźwięku, jak również przejrzystością i wielkością sceny dźwiękowej sprawia, że jest to rasowy wzmacniacz high-endowy. Rozciągnięcie i kontrola basu zasługują na najwyższe oceny przy cenie 23 tys. zł. <br />Michi wspaniale łączy przejrzystość i akuratność z cechami pożądanymi przez audiofilów, jak wierne oddawanie barw i ogólna witalność dźwięku. Tonalnie jest to wzmacniacz dość równy, choć niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że faworyzuje średnicę: nad wyraz, czytelną, otwartą, świetnie doświetloną. W nagraniach muzyki dawnej (J.S. Bach – „Mass in B-moll” w wykonaniu Dunedin Consort, H. Biber –&nbsp;„Harmonia Artificiosa”, A. Vivaldi – „La Stravaganza” w wyk. Arte Dei Suanatori i Rachel Podger) wysokie rejestry były subtelne, gładkie i minimalnie ustępowały miejsca średniemu zakresowi pasma. Rotel w żadnym razie nie konturuje przesadnie brzmienia, świetnie balansując pomiędzy adekwatnym do nagrania wypełnieniem i nasyceniem alikwotami a ogólną precyzją.Niemniej, z precyzyjnymi głośnikami, jak wykorzystane w teście Elaki Vela FS408 potrafi zagrać szczupło i bardziej „żylaście" niżbyśmy chcieli. W muzycznym przekazie nie odnajdziemy zatem zagęszczonej konsystencji czy osłodzenia – cech, które wyraźnie, na tle Rotela, zaznaczył i uwypuklał redakcyjny Electocompaniet ECI-6 MKII. Muszę w tym miejscu wyznać, że początkowo nie dawałem japońskiej integrze większych szans w tej rywalizacji. Tymczasem Rotel okazał się całościowo bardziej dopracowanym i uniwersalnym wzmacniaczem. Zademonstrował nie tylko lepszą przejrzystość, neutralność i otwartość w średnicy, ale też całościowo bardziej akuratne, wyjątkowo nośne i czyste wysokie tony, zupełnie pozbawione tranzystorowych naleciałości. Ich ocena będzie oczywiście uzależniona od podłączonych zespołów głośnikowych. Zdziwiłem się, że z moimi zmodyfikowanymi Klipschami RF7 III to właśnie Rotel zagrał bardziej prawdziwie i naturalnie, podczas gdy typowałem dokładnie na odwrót.</p> <p>W trakcie wielu odsłuchów miałem okazję przekonać się, jak przejrzysty i dobrze różnicujący zmiany w systemie jest to wzmacniacz. Zmiany kabla cyfrowego pomiędzy moim odtwarzaczem Sony CDP-557ESD a Bartokiem były do tego stopnia wyraźne, że na ich podstawie wybrałem nową, referencyjną łączówkę SPDIF –&nbsp;Nordosta Tyra. Po tym upgradzie Michi świetnie ilustrował zmiany w jakości dźwięku uzyskiwanej z rzeczonego transportu i źródła plikowego (które jeszcze bardziej umocniły moje uwielbienie dla staruszka Sony).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel Michi X3 detal2" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-detal2.jpg" alt="Rotel Michi X3 detal2" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Takiej jakości i precyzji wykonania jeszcze u Rotela nie widzieliśmy.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>To wszystko, co napisałem wyżej odnosi się do wejść analogowych (liniowych) ze wskazaniem na wejścia RCA, które zapewniają lepszy dźwięk niż XLR-y (które wielu audiofilów zapewne domyślnie potraktuje jako te „lepsze"). W tym miejscu pragnę podkreślić jedną, bardzo ważną obserwację. Do uzyskania znakomitych efektów wcale nie jest niezbędny DAC i streamer za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Leciwy Arcam FMJ CD37, którego niedawno nabyłem do swojego drugiego, domowego systemu, w połączeniu z Rotelem Michi X3 stworzył fantastycznie, żywo i kolorowo brzmiący zestaw elektroniki. Rewelacja w kontekście ceny całości (ok. 25 tys. zł). A to jeszcze nie koniec dobrych wieści...</p> <p><br />***</p> <p>Ocenę sekcji DAC-a ograniczyłem tym razem do wejścia USB, którego możliwości są najbardziej obiecujące. Zaskoczyło mnie, że podłączenie SOtM-a sMS-200 Ultra Neo bezpośrednio do wzmacniacza zamiast do dCS-a spowodowało relatywnie niewielką zmianę na minus. Pisząc „relatywnie” mam na myśli to, że nie nastąpiła drastyczna degradacja dźwięku, co byłoby przecież możliwe mając na uwadze cenę i klasę Bartoka. Co ciekawe, Rotel zachował większość swoich atutów, nadal prezentując otwarty, wysoce neutralny, choć tym razem już lekko rozjaśniony i bardziej odchudzony dźwięk. Nie ucierpiała drastycznie przestrzenność (czego się obawiałem), a bas był lżejszy niż poprzednio, wciąż jednak bardzo konturowy, czytelny i świetnie kontrolowany. Tak po prawdzie, jakość dźwięku, którą otrzymałem w omawianym połączeniu okazała się tak dobra, że mając odtwarzacz CD poważnie bym się zastanawiał, czy warto brnąć w zintegrowany streamer (taki z wyjściami analogowymi). SOtM sMS-200 Ultra Neo z zasilaniem liniowym lub odpowiednio przygotowany komputer w roli transportu sprawdzą się doskonale. Na zakup streamera oferującego porównywaną jakość dźwięku trzeba by wydać co najmniej 10 tys. zł.</p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem</h2> <p><span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span>Miło mi donieść, że nazwa Michi okazuje się czymś więcej niż tylko symbolicznym nawiązaniem do najlepszych tradycji marki Rotel –&nbsp;dziś coraz częściej spotykanym elementem strategii marketingowej różnych producentów, którzy starają się przyciągnąć uwagę audiofilów, niekoniecznie mocno się wysilając od strony technicznej czy produkcyjnej. Przykład wzmacniacza X3 jasno pokazuje, że prawdziwy high-end nie musi kosztować fortuny i nie jest bynajmniej domeną droższych marek.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-michi-x3/Rotel_Michi_X3-zzz.gif" alt="Rotel Michi X3 dane techniczne" width="360" height="680" />Ta wyśmienita integra w dużej mierze realizuje ideał nowoczesnego wzmacniacza wysokiej klasy. Michi X3 oferuje dźwięk, za który znamienici producenci „hajendu" żądałyby zdecydowanie większych kwot. Co więcej, ten wzmacniacz ma wszystko co potrzeba, włącznie z bardzo dobrym dakiem i modułem Bluetooth. Tę wartościową sekcję cyfrową dostajemy niejako w prezencie, ponieważ sam wzmacniacz jest absolutnie wart swojej ceny. Nie mam wątpliwości, że X3 zasługuje na najwyższe wyróżnienie.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-12-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenie:</strong> 30 m2 zaadaptowane akustycznie (dość silnie wytłumione), panele Vicoustic, Mega Acoustic oraz własnego projektu</li> <li><strong>Źródła:</strong> dCS Bartok + SOtM sMS-200 Ultra Neo / Sbooster BOTW mkII, Roon Core na komputerze iMac 21,5” late 2015 (i5 3,1 GHz, 8 GB RAM, SSD), Sony CDP-557 ESD jako transport (modyfikacja wyjścia cyfrowego), Arcam FMJ CD37 (odtwarzacz CD/SACD)</li> <li><strong>Wzmacniacze odniesienia:</strong> Electrocompaniet ECI6 MKII, Accuphase E-480, Marantz Model 30, Audionet AMP1 V2</li> <li><strong>Zestawy głośnikowe:</strong> Klipsch REF7 III (ze zmodyfikowaną zwrotnicą zewnętrzną), ELAC Vela FS408</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Albedo Metamoophosis (RCA), Purist Audio Design Poseidon (XLR), Nordost Tyr BNC 1.0 m (S/PDIF), Synergistic Research Active USB</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> KBL Sound Red Eye Ultimate</li> <li><strong>Akcesoria:</strong> stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB</li> <li><strong>Zasilanie:</strong> dedykowana linia zasilająca, kondycjoner zasilania Keces BP-1200, listwa PowerBASE, kable zasilające KBL Sound Himalaya PRO, Master Mirror Reference, Zodiac, Spectrum</li> </ul></div>
Yamaha A-S2200 2021-07-16T20:39:39+00:00 2021-07-16T20:39:39+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1212-yamaha-a-s2200 Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/519cb84dfa56f4e64bd73c0393e49890_S.jpg" alt="Yamaha A-S2200" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Poprzednik wywołał spore zamieszanie, a nawet sensację. Wraz z tańszym modelem umocnił pozycję Yamahy w gronie producentów wzmacniaczy stereo klasy wyższej. Nowy model nie ma więc łatwego zadania.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 14 500 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne, czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Yamaha A-S2200</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A-S2200" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-aaa.jpg" alt="Yamaha A-S2200" /><br />&nbsp;</p> <p>12 lat temu, po okresie mocnego promowania kina domowego – kosztem systemów stereo – Yamaha z przytupem powróciła do produkcji dwukanałowego sprzętu hi-fi wysokiej klasy. Mowa o debiucie zestawu S2000, którego premierę zaplanowano na pamiętny 2008 rok. Za względnie niewygórowaną kwotę zaproponowano całkiem wyrafinowany odtwarzacz CD-S2000 oraz wzmacniacz zintegrowany A-S2000 o konstrukcji zbalansowanej. Konkurenci z Europy musieli poczuć się nieswojo – oto do gry wrócił stary, duży gracz, który wykorzystując swój znaczny potencjał był w stanie zaproponować urządzenia o niepokojąco dobrym wykonaniu i bardzo konkurencyjnej cenie. Obydwa urządzenia odniosły niemały sukces, toteż nie dziwi fakt, że dziś są oferowane na rynku wtórnym za całkiem niemałe kwoty (3-4 tys. zł). Następcy serii S2000 pojawili się 6 lat później, na jesieni 2014 r. CD-S2100 i A-S2100, bo o nich mowa, byli bardzo udanymi urządzeniami, ale to wzmacniacz okazał się lepszą połówką duetu. Otrzymał – po raz pierwszy po latach – podświetlane „wycieraczki”, w dodatku grał znacznie lepiej niż A-S2000, a cena utrzymywała się bez większych zmian przez kolejnych pięć lat. Dziś egzemplarze z drugiej ręki trafiają się sporadycznie i cieszą się znacznym zainteresowaniem.</p> <p>Niestety, jak to zwykle bywa, długo niemodernizowany sprzęt dość popularnej marki zaczyna popadać w zapomnienie. Nic więc dziwnego, że po tych sześciu latach uznano, że nadszedł najwyższy czas na zmianę. Tak oto powitaliśmy nowy model A-S2200. Yamaha skrupulatnie wykorzystała tę okazję, dokonując skumulowanej „indeksacji” ceny –&nbsp;o około 50%.</p> <h2>Funkcjonalność</h2> <p>Jak przystało na „japończyka” tej klasy, Yamaha jest wzmacniaczem bogato wyposażonym. Nie znajdziemy tu wejść cyfrowych, ani tym bardziej modułu Bluetooth, ale jeśli chodzi o przyłącza analogowe i regulacje, to mamy pełen „wypas”. Wejść liniowych jest więcej niż potrzeba (6), a moduł gramofonowy (o konstrukcji dyskretnej, co warte uwagi) może obsługiwać zarówno wkładki MM, jak i MC. W przypadku tych drugich rezystancja obciążenia jest ustalona na niskim poziomie (50 Ω), co w przypadku sporej części przetworników z ruchomą cewką, może nie być optymalne (przykład: Hana ML). Sekcje przedwzmacniacza i końcówki mocy są rozłączalne, przy czym jeśli decydujemy się na ominięcie wbudowanego preampu, nie ma możliwości wejścia kablami zbalansowanymi, co akurat w przypadku tego modelu zdecydowanie ma sens (więcej na ten temat w dalszej części).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 detal" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-detal-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 detal" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wyjście słuchawkowe ma regulowane wzmocnienie.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Analogicznie jak Luxman, Yamaha ma wyjście słuchawkowe w standardzie dużego jacka oraz dwie pary przełączanych z poziomu czołówki terminali głośnikowych. Można powiedzieć, że wyposażenie obu tych wzmacniaczy jest analogiczne – nie znajdziemy tu żadnych istotnych różnic. Jeden i drugi wzmacniacz ma regulatory barwy, które u Yamahy odłączają się samoczynnie, gdy ustawimy je w położeniach neutralnych (stawiają wyczuwalny opór).</p> <p>Inaczej niż u droższego rywala, analogowe wskaźniki mocy mogą pracować w dwóch trybach: uśredniającym (VU) lub szczytowym (Peak). Jak we wszystkich tego typu rozwiązaniach, wskazania odnoszą się do napięcia wyjściowego na zaciskach, a nie mocy – ta jest po prostu przeliczana z prawa Ohma dla obciążenia 8-omowego. W tym miejscu drobna uwaga, która może pomóc w wyborze koloru obudowy. Okazuje się, że wzmacniacz w wersji srebrnej świeci znacznie intensywniej niż czarnej, którą testowaliśmy (mowa o A-S2100, ale pod tym względem, i nie tylko, nie ma pomiędzy nimi żadnych różnic). Może to powodować pewien dyskomfort w zaciemnionym pomieszczeniu. Na szczęście przewidziano możliwość przyciemnienia podświetlenia wskaźników, ale nie wiedzieć czemu działa ono pulsacyjnie. W wersji czarnej w ogóle nie ma potrzeby przygaszania wskaźników, ponieważ czarne tło bardzo słabo odbija światło, przez co i tak świecą one znacznie mniej intensywnie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-gniazda.jpg" alt="Yamaha A S2200 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Również z tyłu Yamaha prezentuje się wyśmienicie. Wprawdzie znamy ten obrazek już od prawie 6 lat, ale wciąż – także na tym pułapie cenowym – jest to rzadkość. Uwaga! XLR-y nie są tu od parady</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na tylnej ściance, obok wejść i wyjść, znajdują się trzy mikroprzełączniki, z czego dwa sąsiadują z gniazdami XLR. „Attenuator” służy do obniżenia czułości wejściowej o 6 dB a zarazem do zwiększenia marginesu przesterowania (w ustawieniu „0 dB” wynosi on tylko 2,8 V, co grozi ryzykiem przesterowania wejść, jeśli korzystamy ze źródła cyfrowego o typowym dla wyjść zbalansowanym napięciu 4 V lub wyższym). Ustawienie „-6 dB” przesuwa ten próg do poziomu 5,6 V, co oznacza, że większość źródeł zbalansowanych podłączymy bez obaw o pojawienie się zniekształceń. Drugi przełącznik (Phase) umożliwia odwrócenie polaryzacji sygnału wejściowego – to na wypadek, gdyby źródło miało drugi pin ujemny (zimny) zamiast dodatniego (gorącego). Trzeci, zlokalizowany nad zaciskami głośnikowymi, służy do wyłączenia domyślnie aktywnej opcji Auto Power Off, która nie tylko wyłącza wzmacniacz przy braku nieobecności sygnału na wejściu, ale także przy braku aktywności użytkownika przez kilka godzin. Sprawdziłem to aż trzykrotnie, pozostawiając wzmacniacz na noc w celu jego wygrzewania się (pod obciążeniem, z grającym w pętli odtwarzaczem CD). Zanim dostrzegłem ten przełącznik, minęło kilka dób... Wyłączenie funkcji skutecznie rozwiązało problem niechcianych przerw w wygrzewaniu się urządzenia. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi ponad 60 W, więc stosowanie automatycznego wyłącznika na codzień jest jednak zasadne.</p> <p>Dołączony do wzmacniacza pilot jest starym dobrym znajomym. Symbol się co prawda zmienił, ale układ przycisków, sam kształt sterownika, jak również kody IR są identyczne, jak poprzednio. Podobieństw do A-S2100 jest zresztą o wiele więcej.</p> <h2>Budowa</h2> <p>A-S2200 to obiektywnie świetnie wykonany wzmacniacz, w którym nie szczędzono środków ani na obudowę, ani na komponenty. Drewniane boczki pokryte czarnym lakierem na wysoki połysk dodają tej integrze szyku i ponadczasowości, podkreślając staromodną stylistykę. Przełączniki i pokrętła są metalowe – całość przekonuje solidnością i dużą wartością materiałową. W obecnych realiach, nawet przy cenie 14 500 zł nie są to rzeczy oczywiste.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-wnetrze2-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Rozplanowanie układu jest typowe dla japońskich integr, jak również dla wzmacniaczy high-end. </em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Dobra zasada projektowania podpowiada, że jeśli nie musisz czegoś zmieniać, to nie rób tego. Inżynierowie Yamahy bardzo mocno wzięli sobie ją do serca, ponieważ w wyglądzie i wykonaniu nowego modelu nie zmienili absolutnie nic. Zmodyfikowano natomiast opakowanie – teraz wygląda ono na droższe, a wzmacniacz został lepiej zabezpieczony przed brutalnym traktowaniem w trakcie spedycji (karton jest większy i podwójny). Sama obudowa, czołówka, jej kształt, wymiary, wskaźniki wysterowania, przełączniki rodem z lat 70. – to wszystko, toczka w toczkę, przeniesiono ze wspaniałego poprzednika. Doszukałem się jednej różnicy, ale to tylko dlatego, że pod ręką miałem stary model, wypożyczony na tę okoliczność od mojego kolegi. W A-S2100 stopki były żeliwne, czarne i miały magnetyczne talerzyki ochronne stykające się z ostrymi zakończeniami stopek. W nowym modelu nóżki są bardziej standardowe – aluminiowe walce podbito od spodu pianką.</p> <p>Z tyłu także wszystko zostało po staremu, włączając w to podwójne terminale głośnikowe ustawione skośnie (plus przesunięty względem minusa, obydwa na różnych poziomach), z płaskim plastikowym zabezpieczeniem antyzwarciowym, które utrudnia posługiwanie się widełkami.</p> <p>Analiza specyfikacji technicznej nie wnosi niczego nowego. Zgadzają się wszystkie parametry za wyjątkiem czułości wejścia gramofonowego. Z ciekawości ściągnąłem instrukcję starego modelu, w której na str. 26 przedstawiono wykres zniekształceń THD w funkcji mocy dla trzech różnych częstotliwości. Z danych tych wynika, że obydwa wzmacniacze generują niemal identyczny (łączny) poziom zniekształceń harmonicznych, przy czym A-S2100 bardziej gwałtownie wchodził w clipping, ale dopiero przy przekroczeniu mocy 100 W (a nie przy 90 W, jak to ma miejsce w przypadku obecnego modelu). Realne moce obu wzmacniaczy (mierzone w odniesieniu do 1% zawartości THD) są jednak podobne i przekraczają 100 W na kanał przy 8 omach.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 zasilacz" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-zasilacz-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 zasilacz" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Główna zmiana względem poprzednika dotyczy transformatora – teraz jest toroidalny.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Pierwszą zmianę konstrukcyjną we wnętrzu dostrzec nietrudno –&nbsp;chodzi o transformator toroidalny Bando, który zastąpił wyrób tej samej marki, ale z rdzeniem typu EI. Druga, znacznie mniejsza modyfikacja znajduje się z lewej strony górnej płytki wejściowej, gdzie pojawiły się dwa dodatkowe stabilizatory i dwa kondensatory poliestrowe (PET). W torze sygnałowym, uwzględniając to co widać, a więc z pominięciem dwóch mniejszych płytek zabudowanych poniżej, nie dopatrzyłem się żadnych różnic w rozmieszczeniu czy doborze elementów. Pomijając liczną grupę kondensatorów – niebieskich „kleszczy” i złocistych poliestrowych, uwagę zwraca zastosowanie sześciu scalonych drabinek rezystorowych NJU 72321 (JRC) i tylu samo wzmacniaczy operacyjnych OP275. Układowi temu towarzyszą trzy komplementarne pary tranzystorów 2SA1659A / 2SC4370A, które występują także w stopniu końcowym (4 szt. na kanał). Duża liczba wspomnianych układów ma swoją przyczynę, a mianowicie w pełni zbalansowany tor sygnałowy.</p> <p>Płytki końcówek mocy, umieszczone po bokach dużego zasilacza, wyglądają dokładnie tak samo, jak w A-S2200. Nie ma pewności, czy tranzystory stopnia końcowego są te same, co wcześniej (mosfety MLE20). Identyczna jest natomiast konstrukcja zasilacza, pomijając wspomnianą zmianę transformatora. Zastosowano 6 mostków prostowniczych, cztery potężne elektrolity Nichicona 22 tys. µF/63 V, którym towarzyszą dwa mniejsze elektrolity (po 6800 µF) i dwa kondensatory PET 3300 µF.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-koncowka-mocy-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Płytki końcówek mocy, umieszczone po bokach dużego zasilacza.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Generalnie rzecz biorąc, mamy do czynienia ze wzmacniaczem skomplikowanym konstrukcyjnie, co w szczególności widać po końcówkach mocy, ale nie tylko. To konsekwencja przyjętej idei projektowej – na tym pułapie cenowym zupełnie niespotykanej. Jak już wspomniałem, A-S2200 jest wzmacniaczem zbalansowanym z tzw. pływającą masą. Zaciski ujemne są więc „gorące” – tak samo jak te dodatnie, na co warto zwrócić baczną uwagę przy manipulowaniu kablami głośnikowymi, gdy wzmacniacz pozostaje włączony. Tu bardzo przydaje się przełącznik zacisków głośnikowych, który w połączeniu „off” odcina oba wyjścia. Zbalansowany wzmacniacz jest teoretycznie niewrażliwy na zakłócenia przedostające się po masie oraz na fluktuacje napięcia zasilającego –&nbsp;to niewątpliwa zaleta. Wadą jest koszt takiego rozwiązania – układ zawiera dwa razy więcej elementów w torze sygnałowym niż zwykle – oraz techniczna trudność z zapewnieniem pełnej symetrii obu „połówek” urządzenia.</p> <p>Wiele uwagi twórcy tego wzmacniacza poświęcili problemowi tłumienia wibracji i ograniczenia podatności na rezonanse mechaniczne. Nad środkową częścią wnętrza, pod górną pokrywą, zamontowano stalową ramę usztywniającą, ale nawet bez niej obudowa jest bardzo sztywna. Ponadto zastosowano podwójne blachy chassis, dodatkowe warstwy stali pod kondensatorami, prostownikami i transformatorem. Górna pokrywa szczelnie przylega do boczków – użyto substancji klejącej. Nie ma mowy o dzwonieniu górnego panelu.</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>W trakcie przeprowadzania testu miałem okazję raz jeszcze posłuchać poprzednika (recenzja ukazała się w AV 3/2015 i jest dostępna <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/280-wzmacniacz-zintegrowany-yamaha-a-s2100"><strong>TUTAJ</strong></a>). Wydało mi się to interesującym doświadczeniem –&nbsp;raz ze względu na obecność następcy, dwa –&nbsp;z uwagi na możliwość konfrontacji bieżących wrażeń z tym, co napisałem 5 lat temu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 plytka gorna" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-plytka-gorna-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 plytka gorna" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Tutaj nic się nie zmieniło. Montaż SMD, mieszanka scalaków i tranzystorów bipolarnych.</em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Okazuje się, że <strong>nowy model brzmi inaczej niż (kilkuletni) A-S2100</strong>. Ten pierwszy jest łagodniejszy, pozbawiony pewnej emfazy w wyższych rejestrach. Jego charakter bardziej przypomina wzmacniacz lampowy niż typowy tranzystor, choć to znaczące uproszczenie, którego nie należy traktować zbyt dosłownie. Jednocześnie uzyskano niedużą, ale jednak słyszalną poprawę definicji basu (mniej zmiękczenia, więcej konturów), a scenę dźwiękową określiłbym jako bardziej trójwymiarową, mniej przyklejoną do zestawów głośnikowych. Z całą pewnością nie są to różnice drastyczne, ale składają się one na wrażenie bardziej ułożonej, spójnej i przemyślanej koncepcji brzmieniowej nowego modelu. Bez wątpienia, jest on bardziej łaskawy dla gorszych realizacji rockowych, ale jednocześnie trzeba odnotować, że złagodzenie brzmienia odciska swoje piętno na szybkości i wrażeniu dynamiki. Wydaje się, że <strong>A-S2200 dobrze wpisuje się w koncepcję brzmieniową od lat realizowaną przez japońskiego producenta</strong>.</p> <p>Yamaha nie jest wzmacniaczem równie rozdzielczym i szczegółowym, co testowany równolegle – droższy o 4500 zł – Luxman. Nie potrafi równie przekonująco odwzorowywać sceny dźwiękowej, przekazywać tyle informacji o położeniu, kształtach i wzajemnych relacjach poszczególnych instrumentów. S2200 gra w sposób bardziej stonowany, mniej klarowny. W pierwszej chwili pojawiło się wrażenie woalu pokrywającego środkowy i wyższy zakres pasma. Dźwięk był pastelowy, mniej namacalny, zdecydowanie łagodniejszy, choć przecież Luxman nie brzmi ostro czy twardo. Yamaha gra zatem w sposób niezwykle łatwo przyjazny i wysoce „przyswajalny”. Niczym nie przykuwa uwagi, jest pozbawiona wszelkiej agresji czy choćby najmniejszych zakusów do eksponowania czegokolwiek. To taka „siła spokoju”, można by powiedzieć. Z upływem czasu okazywało się jednak, że dźwięk zaczyna się otwierać – sądzę, że istotne znaczenie mógł mieć fakt wygrzania urządzenia (egzemplarz otrzymany do testu wyglądał na świeży). Niezależnie od tego trzeba przyznać, że przekaz jest pozbawiony elementów „uatrakcyjniających” – nie jest efektowny w tradycyjnym rozumieniu tego sformułowania.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 nowy element" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-nowy-element-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 nowy element" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Górna płytka wejściowa trochę różni się od tej zastosowanej w A-S2100 - właśnie tutaj.<br /></em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Soprany wybrzmiewają gładko, co słychać w brzmieniu hi-hatów, jak również instrumentów dętych i strunowych. Przyznam, że trochę brakowało mi otwartości tego zakresu, lepiej zdefiniowanych krawędzi, powietrza i „błysku” w górze pasma, jednak z drugiej strony Yamaha potrafiła skutecznie zademonstrować także pozytywy tego stanu rzeczy. Złagodzenie wyższych rejestrów uzupełnione dobrze wypełnionym i nieźle kontrolowanym basem sprawiało, że „dwójki” Zeppelinów słuchało się zadziwiająco przyjemnie, zważywszy że w torze nie było ani gramofonu, ani wzmacniacza lampowego. Jeśli ktoś twierdzi, że z tranzystora i płyty CD nie da się uzyskać przyjemnego, dobrze wypełnionego brzmienia, ten powinien posłuchać tej integry sparowanej z klasowym źródłem cyfrowym. Wokal Agi Zaryan w utworze „Lilac Wine” był lekko oddalony, mniej ekspresyjny i nie tak namacalny jak w przypadku Luxmana. Środek pasma nie ma też tego wypełnienia i bogactwa alikwotów, co razem składa się na wrażenie swoistej powściągliwości, wspomnianej pastelowości. Trzeba jednak przyznać, że całościowo rzez biorąc, brzmienie A-S2200 jest wysoce spójne i naturalne. Faktura dźwięków nie wykazuje osuszenia ani twardości. Wrażenie dobrego dociążenia i spore ogólne wysublimowanie poszczególnych zakresów sprawia, że komfort odsłuchu jest z całą pewnością adekwatny do ceny urządzenia. Yamaha nie jest natomiast mistrzem pod względem stopnia zaangażowania słuchacza w wir muzycznej akcji i timing. Tu bardziej docenia się ogólne opanowanie niż walory związane z mikrodynamiką czy żywymi barwami.</p> <p>W recenzji poprzedniego modelu napisałem, że duże znaczenie ma rodzaj połączeń – RCA lub XLR. Te drugie uznałem za zdecydowanie preferowaną opcję. Nie inaczej jest tym razem, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę podobieństwo konstrukcyjne obu wzmacniaczy. Osobiście zaliczam się do bardzo umiarkowanych zwolenników połączeń zbalansowanych, jednak w tym przypadku nie może być wątpliwości, że z XLR-ów zdecydowanie warto korzystać. Wzmacniacz zyskuje na dynamice, staje się bardziej energiczny w średnicy i basie, poprawia się też przestrzenność. Warto zatem pokusić się o źródło z wyjściami XLR – dotyczy to także zewnętrzych przedwzmacniaczy gramofonowych, jeśli uznamy, że ten wbudowany jest zbyt słaby.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 wskazniki" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-wskazniki-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 wskazniki" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>„Wycieraczki" to specjalność Japończyków. Są niezwykle gustowne. Jeśli dużo słuchasz po ciemku, sprawdź, czy nie lepsza będzie wersja czarna.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Bezpośrednie wejście na końcówkę mocy z regulowanego wyjścia dCS-a Bartoka nie przyniosło zupełnie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, która konfiguracja jest lepsza. Z jednej strony, pominięcie preampu przyniosło zysk w postaci lepszego otwarcia i szczegółowości dźwięku, z drugiej jednak miałem poczucie, że traci się na harmonii przekazu. Kombinować zatem raczej nie ma sensu. Choć, jak zawsze, warto spróbować.</p> <h2 style="text-align: center;">Zobacz również test porównawczy - Luxman L-505uX MarkII</h2> <p style="text-align: center;"><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1211-luxman-l-505ux-markii"><img style="border: medium solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-aaa.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII" /></a></p> <h2>&nbsp;</h2> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Yamaha A S2200 ocena i dane" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-zzz.gif" alt="Yamaha A S2200 ocena i dane" width="360" height="1177" />Cieszy to, że Yamaha miała odwagę wypuścić kolejny, zdecydowanie już nietani wzmacniacz zintegrowany stereo. Jest równie znakomicie wykonany jak poprzednik, a brzmi całościowo bardziej spójnie i łagodnie. To w dalszym ciągu dobra propozycja w swojej klasie –&nbsp;szczególnie z punktu widzenia tych, którzy poszukują klasycznego, miękko brzmiącego wzmacniacza tranzystorowego o dużej mocy, którego wygląd przywołuje wspomnienia minionej epoki. Połączenie z żywo, ekspresyjnie brzmiącymi kolumnami wysokiej klasy będzie optymalne, a dobrej klasy wbudowany stopień phono MM/MC stanowi niewątpliwy atut dla użytkowników gramofonów średniej klasy.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/519cb84dfa56f4e64bd73c0393e49890_S.jpg" alt="Yamaha A-S2200" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Poprzednik wywołał spore zamieszanie, a nawet sensację. Wraz z tańszym modelem umocnił pozycję Yamahy w gronie producentów wzmacniaczy stereo klasy wyższej. Nowy model nie ma więc łatwego zadania.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 14 500 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne, czarne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Yamaha A-S2200</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A-S2200" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-aaa.jpg" alt="Yamaha A-S2200" /><br />&nbsp;</p> <p>12 lat temu, po okresie mocnego promowania kina domowego – kosztem systemów stereo – Yamaha z przytupem powróciła do produkcji dwukanałowego sprzętu hi-fi wysokiej klasy. Mowa o debiucie zestawu S2000, którego premierę zaplanowano na pamiętny 2008 rok. Za względnie niewygórowaną kwotę zaproponowano całkiem wyrafinowany odtwarzacz CD-S2000 oraz wzmacniacz zintegrowany A-S2000 o konstrukcji zbalansowanej. Konkurenci z Europy musieli poczuć się nieswojo – oto do gry wrócił stary, duży gracz, który wykorzystując swój znaczny potencjał był w stanie zaproponować urządzenia o niepokojąco dobrym wykonaniu i bardzo konkurencyjnej cenie. Obydwa urządzenia odniosły niemały sukces, toteż nie dziwi fakt, że dziś są oferowane na rynku wtórnym za całkiem niemałe kwoty (3-4 tys. zł). Następcy serii S2000 pojawili się 6 lat później, na jesieni 2014 r. CD-S2100 i A-S2100, bo o nich mowa, byli bardzo udanymi urządzeniami, ale to wzmacniacz okazał się lepszą połówką duetu. Otrzymał – po raz pierwszy po latach – podświetlane „wycieraczki”, w dodatku grał znacznie lepiej niż A-S2000, a cena utrzymywała się bez większych zmian przez kolejnych pięć lat. Dziś egzemplarze z drugiej ręki trafiają się sporadycznie i cieszą się znacznym zainteresowaniem.</p> <p>Niestety, jak to zwykle bywa, długo niemodernizowany sprzęt dość popularnej marki zaczyna popadać w zapomnienie. Nic więc dziwnego, że po tych sześciu latach uznano, że nadszedł najwyższy czas na zmianę. Tak oto powitaliśmy nowy model A-S2200. Yamaha skrupulatnie wykorzystała tę okazję, dokonując skumulowanej „indeksacji” ceny –&nbsp;o około 50%.</p> <h2>Funkcjonalność</h2> <p>Jak przystało na „japończyka” tej klasy, Yamaha jest wzmacniaczem bogato wyposażonym. Nie znajdziemy tu wejść cyfrowych, ani tym bardziej modułu Bluetooth, ale jeśli chodzi o przyłącza analogowe i regulacje, to mamy pełen „wypas”. Wejść liniowych jest więcej niż potrzeba (6), a moduł gramofonowy (o konstrukcji dyskretnej, co warte uwagi) może obsługiwać zarówno wkładki MM, jak i MC. W przypadku tych drugich rezystancja obciążenia jest ustalona na niskim poziomie (50 Ω), co w przypadku sporej części przetworników z ruchomą cewką, może nie być optymalne (przykład: Hana ML). Sekcje przedwzmacniacza i końcówki mocy są rozłączalne, przy czym jeśli decydujemy się na ominięcie wbudowanego preampu, nie ma możliwości wejścia kablami zbalansowanymi, co akurat w przypadku tego modelu zdecydowanie ma sens (więcej na ten temat w dalszej części).</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 detal" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-detal-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 detal" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Wyjście słuchawkowe ma regulowane wzmocnienie.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Analogicznie jak Luxman, Yamaha ma wyjście słuchawkowe w standardzie dużego jacka oraz dwie pary przełączanych z poziomu czołówki terminali głośnikowych. Można powiedzieć, że wyposażenie obu tych wzmacniaczy jest analogiczne – nie znajdziemy tu żadnych istotnych różnic. Jeden i drugi wzmacniacz ma regulatory barwy, które u Yamahy odłączają się samoczynnie, gdy ustawimy je w położeniach neutralnych (stawiają wyczuwalny opór).</p> <p>Inaczej niż u droższego rywala, analogowe wskaźniki mocy mogą pracować w dwóch trybach: uśredniającym (VU) lub szczytowym (Peak). Jak we wszystkich tego typu rozwiązaniach, wskazania odnoszą się do napięcia wyjściowego na zaciskach, a nie mocy – ta jest po prostu przeliczana z prawa Ohma dla obciążenia 8-omowego. W tym miejscu drobna uwaga, która może pomóc w wyborze koloru obudowy. Okazuje się, że wzmacniacz w wersji srebrnej świeci znacznie intensywniej niż czarnej, którą testowaliśmy (mowa o A-S2100, ale pod tym względem, i nie tylko, nie ma pomiędzy nimi żadnych różnic). Może to powodować pewien dyskomfort w zaciemnionym pomieszczeniu. Na szczęście przewidziano możliwość przyciemnienia podświetlenia wskaźników, ale nie wiedzieć czemu działa ono pulsacyjnie. W wersji czarnej w ogóle nie ma potrzeby przygaszania wskaźników, ponieważ czarne tło bardzo słabo odbija światło, przez co i tak świecą one znacznie mniej intensywnie.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-gniazda.jpg" alt="Yamaha A S2200 gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Również z tyłu Yamaha prezentuje się wyśmienicie. Wprawdzie znamy ten obrazek już od prawie 6 lat, ale wciąż – także na tym pułapie cenowym – jest to rzadkość. Uwaga! XLR-y nie są tu od parady</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Na tylnej ściance, obok wejść i wyjść, znajdują się trzy mikroprzełączniki, z czego dwa sąsiadują z gniazdami XLR. „Attenuator” służy do obniżenia czułości wejściowej o 6 dB a zarazem do zwiększenia marginesu przesterowania (w ustawieniu „0 dB” wynosi on tylko 2,8 V, co grozi ryzykiem przesterowania wejść, jeśli korzystamy ze źródła cyfrowego o typowym dla wyjść zbalansowanym napięciu 4 V lub wyższym). Ustawienie „-6 dB” przesuwa ten próg do poziomu 5,6 V, co oznacza, że większość źródeł zbalansowanych podłączymy bez obaw o pojawienie się zniekształceń. Drugi przełącznik (Phase) umożliwia odwrócenie polaryzacji sygnału wejściowego – to na wypadek, gdyby źródło miało drugi pin ujemny (zimny) zamiast dodatniego (gorącego). Trzeci, zlokalizowany nad zaciskami głośnikowymi, służy do wyłączenia domyślnie aktywnej opcji Auto Power Off, która nie tylko wyłącza wzmacniacz przy braku nieobecności sygnału na wejściu, ale także przy braku aktywności użytkownika przez kilka godzin. Sprawdziłem to aż trzykrotnie, pozostawiając wzmacniacz na noc w celu jego wygrzewania się (pod obciążeniem, z grającym w pętli odtwarzaczem CD). Zanim dostrzegłem ten przełącznik, minęło kilka dób... Wyłączenie funkcji skutecznie rozwiązało problem niechcianych przerw w wygrzewaniu się urządzenia. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi ponad 60 W, więc stosowanie automatycznego wyłącznika na codzień jest jednak zasadne.</p> <p>Dołączony do wzmacniacza pilot jest starym dobrym znajomym. Symbol się co prawda zmienił, ale układ przycisków, sam kształt sterownika, jak również kody IR są identyczne, jak poprzednio. Podobieństw do A-S2100 jest zresztą o wiele więcej.</p> <h2>Budowa</h2> <p>A-S2200 to obiektywnie świetnie wykonany wzmacniacz, w którym nie szczędzono środków ani na obudowę, ani na komponenty. Drewniane boczki pokryte czarnym lakierem na wysoki połysk dodają tej integrze szyku i ponadczasowości, podkreślając staromodną stylistykę. Przełączniki i pokrętła są metalowe – całość przekonuje solidnością i dużą wartością materiałową. W obecnych realiach, nawet przy cenie 14 500 zł nie są to rzeczy oczywiste.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-wnetrze2-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Rozplanowanie układu jest typowe dla japońskich integr, jak również dla wzmacniaczy high-end. </em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Dobra zasada projektowania podpowiada, że jeśli nie musisz czegoś zmieniać, to nie rób tego. Inżynierowie Yamahy bardzo mocno wzięli sobie ją do serca, ponieważ w wyglądzie i wykonaniu nowego modelu nie zmienili absolutnie nic. Zmodyfikowano natomiast opakowanie – teraz wygląda ono na droższe, a wzmacniacz został lepiej zabezpieczony przed brutalnym traktowaniem w trakcie spedycji (karton jest większy i podwójny). Sama obudowa, czołówka, jej kształt, wymiary, wskaźniki wysterowania, przełączniki rodem z lat 70. – to wszystko, toczka w toczkę, przeniesiono ze wspaniałego poprzednika. Doszukałem się jednej różnicy, ale to tylko dlatego, że pod ręką miałem stary model, wypożyczony na tę okoliczność od mojego kolegi. W A-S2100 stopki były żeliwne, czarne i miały magnetyczne talerzyki ochronne stykające się z ostrymi zakończeniami stopek. W nowym modelu nóżki są bardziej standardowe – aluminiowe walce podbito od spodu pianką.</p> <p>Z tyłu także wszystko zostało po staremu, włączając w to podwójne terminale głośnikowe ustawione skośnie (plus przesunięty względem minusa, obydwa na różnych poziomach), z płaskim plastikowym zabezpieczeniem antyzwarciowym, które utrudnia posługiwanie się widełkami.</p> <p>Analiza specyfikacji technicznej nie wnosi niczego nowego. Zgadzają się wszystkie parametry za wyjątkiem czułości wejścia gramofonowego. Z ciekawości ściągnąłem instrukcję starego modelu, w której na str. 26 przedstawiono wykres zniekształceń THD w funkcji mocy dla trzech różnych częstotliwości. Z danych tych wynika, że obydwa wzmacniacze generują niemal identyczny (łączny) poziom zniekształceń harmonicznych, przy czym A-S2100 bardziej gwałtownie wchodził w clipping, ale dopiero przy przekroczeniu mocy 100 W (a nie przy 90 W, jak to ma miejsce w przypadku obecnego modelu). Realne moce obu wzmacniaczy (mierzone w odniesieniu do 1% zawartości THD) są jednak podobne i przekraczają 100 W na kanał przy 8 omach.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 zasilacz" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-zasilacz-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 zasilacz" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Główna zmiana względem poprzednika dotyczy transformatora – teraz jest toroidalny.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Pierwszą zmianę konstrukcyjną we wnętrzu dostrzec nietrudno –&nbsp;chodzi o transformator toroidalny Bando, który zastąpił wyrób tej samej marki, ale z rdzeniem typu EI. Druga, znacznie mniejsza modyfikacja znajduje się z lewej strony górnej płytki wejściowej, gdzie pojawiły się dwa dodatkowe stabilizatory i dwa kondensatory poliestrowe (PET). W torze sygnałowym, uwzględniając to co widać, a więc z pominięciem dwóch mniejszych płytek zabudowanych poniżej, nie dopatrzyłem się żadnych różnic w rozmieszczeniu czy doborze elementów. Pomijając liczną grupę kondensatorów – niebieskich „kleszczy” i złocistych poliestrowych, uwagę zwraca zastosowanie sześciu scalonych drabinek rezystorowych NJU 72321 (JRC) i tylu samo wzmacniaczy operacyjnych OP275. Układowi temu towarzyszą trzy komplementarne pary tranzystorów 2SA1659A / 2SC4370A, które występują także w stopniu końcowym (4 szt. na kanał). Duża liczba wspomnianych układów ma swoją przyczynę, a mianowicie w pełni zbalansowany tor sygnałowy.</p> <p>Płytki końcówek mocy, umieszczone po bokach dużego zasilacza, wyglądają dokładnie tak samo, jak w A-S2200. Nie ma pewności, czy tranzystory stopnia końcowego są te same, co wcześniej (mosfety MLE20). Identyczna jest natomiast konstrukcja zasilacza, pomijając wspomnianą zmianę transformatora. Zastosowano 6 mostków prostowniczych, cztery potężne elektrolity Nichicona 22 tys. µF/63 V, którym towarzyszą dwa mniejsze elektrolity (po 6800 µF) i dwa kondensatory PET 3300 µF.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-koncowka-mocy-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 koncowka mocy" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Płytki końcówek mocy, umieszczone po bokach dużego zasilacza.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Generalnie rzecz biorąc, mamy do czynienia ze wzmacniaczem skomplikowanym konstrukcyjnie, co w szczególności widać po końcówkach mocy, ale nie tylko. To konsekwencja przyjętej idei projektowej – na tym pułapie cenowym zupełnie niespotykanej. Jak już wspomniałem, A-S2200 jest wzmacniaczem zbalansowanym z tzw. pływającą masą. Zaciski ujemne są więc „gorące” – tak samo jak te dodatnie, na co warto zwrócić baczną uwagę przy manipulowaniu kablami głośnikowymi, gdy wzmacniacz pozostaje włączony. Tu bardzo przydaje się przełącznik zacisków głośnikowych, który w połączeniu „off” odcina oba wyjścia. Zbalansowany wzmacniacz jest teoretycznie niewrażliwy na zakłócenia przedostające się po masie oraz na fluktuacje napięcia zasilającego –&nbsp;to niewątpliwa zaleta. Wadą jest koszt takiego rozwiązania – układ zawiera dwa razy więcej elementów w torze sygnałowym niż zwykle – oraz techniczna trudność z zapewnieniem pełnej symetrii obu „połówek” urządzenia.</p> <p>Wiele uwagi twórcy tego wzmacniacza poświęcili problemowi tłumienia wibracji i ograniczenia podatności na rezonanse mechaniczne. Nad środkową częścią wnętrza, pod górną pokrywą, zamontowano stalową ramę usztywniającą, ale nawet bez niej obudowa jest bardzo sztywna. Ponadto zastosowano podwójne blachy chassis, dodatkowe warstwy stali pod kondensatorami, prostownikami i transformatorem. Górna pokrywa szczelnie przylega do boczków – użyto substancji klejącej. Nie ma mowy o dzwonieniu górnego panelu.</p> <h2>Brzmienie</h2> <p>W trakcie przeprowadzania testu miałem okazję raz jeszcze posłuchać poprzednika (recenzja ukazała się w AV 3/2015 i jest dostępna <a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/280-wzmacniacz-zintegrowany-yamaha-a-s2100"><strong>TUTAJ</strong></a>). Wydało mi się to interesującym doświadczeniem –&nbsp;raz ze względu na obecność następcy, dwa –&nbsp;z uwagi na możliwość konfrontacji bieżących wrażeń z tym, co napisałem 5 lat temu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 plytka gorna" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-plytka-gorna-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 plytka gorna" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Tutaj nic się nie zmieniło. Montaż SMD, mieszanka scalaków i tranzystorów bipolarnych.</em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Okazuje się, że <strong>nowy model brzmi inaczej niż (kilkuletni) A-S2100</strong>. Ten pierwszy jest łagodniejszy, pozbawiony pewnej emfazy w wyższych rejestrach. Jego charakter bardziej przypomina wzmacniacz lampowy niż typowy tranzystor, choć to znaczące uproszczenie, którego nie należy traktować zbyt dosłownie. Jednocześnie uzyskano niedużą, ale jednak słyszalną poprawę definicji basu (mniej zmiękczenia, więcej konturów), a scenę dźwiękową określiłbym jako bardziej trójwymiarową, mniej przyklejoną do zestawów głośnikowych. Z całą pewnością nie są to różnice drastyczne, ale składają się one na wrażenie bardziej ułożonej, spójnej i przemyślanej koncepcji brzmieniowej nowego modelu. Bez wątpienia, jest on bardziej łaskawy dla gorszych realizacji rockowych, ale jednocześnie trzeba odnotować, że złagodzenie brzmienia odciska swoje piętno na szybkości i wrażeniu dynamiki. Wydaje się, że <strong>A-S2200 dobrze wpisuje się w koncepcję brzmieniową od lat realizowaną przez japońskiego producenta</strong>.</p> <p>Yamaha nie jest wzmacniaczem równie rozdzielczym i szczegółowym, co testowany równolegle – droższy o 4500 zł – Luxman. Nie potrafi równie przekonująco odwzorowywać sceny dźwiękowej, przekazywać tyle informacji o położeniu, kształtach i wzajemnych relacjach poszczególnych instrumentów. S2200 gra w sposób bardziej stonowany, mniej klarowny. W pierwszej chwili pojawiło się wrażenie woalu pokrywającego środkowy i wyższy zakres pasma. Dźwięk był pastelowy, mniej namacalny, zdecydowanie łagodniejszy, choć przecież Luxman nie brzmi ostro czy twardo. Yamaha gra zatem w sposób niezwykle łatwo przyjazny i wysoce „przyswajalny”. Niczym nie przykuwa uwagi, jest pozbawiona wszelkiej agresji czy choćby najmniejszych zakusów do eksponowania czegokolwiek. To taka „siła spokoju”, można by powiedzieć. Z upływem czasu okazywało się jednak, że dźwięk zaczyna się otwierać – sądzę, że istotne znaczenie mógł mieć fakt wygrzania urządzenia (egzemplarz otrzymany do testu wyglądał na świeży). Niezależnie od tego trzeba przyznać, że przekaz jest pozbawiony elementów „uatrakcyjniających” – nie jest efektowny w tradycyjnym rozumieniu tego sformułowania.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 nowy element" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-nowy-element-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 nowy element" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em><em>Górna płytka wejściowa trochę różni się od tej zastosowanej w A-S2100 - właśnie tutaj.<br /></em></em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Soprany wybrzmiewają gładko, co słychać w brzmieniu hi-hatów, jak również instrumentów dętych i strunowych. Przyznam, że trochę brakowało mi otwartości tego zakresu, lepiej zdefiniowanych krawędzi, powietrza i „błysku” w górze pasma, jednak z drugiej strony Yamaha potrafiła skutecznie zademonstrować także pozytywy tego stanu rzeczy. Złagodzenie wyższych rejestrów uzupełnione dobrze wypełnionym i nieźle kontrolowanym basem sprawiało, że „dwójki” Zeppelinów słuchało się zadziwiająco przyjemnie, zważywszy że w torze nie było ani gramofonu, ani wzmacniacza lampowego. Jeśli ktoś twierdzi, że z tranzystora i płyty CD nie da się uzyskać przyjemnego, dobrze wypełnionego brzmienia, ten powinien posłuchać tej integry sparowanej z klasowym źródłem cyfrowym. Wokal Agi Zaryan w utworze „Lilac Wine” był lekko oddalony, mniej ekspresyjny i nie tak namacalny jak w przypadku Luxmana. Środek pasma nie ma też tego wypełnienia i bogactwa alikwotów, co razem składa się na wrażenie swoistej powściągliwości, wspomnianej pastelowości. Trzeba jednak przyznać, że całościowo rzez biorąc, brzmienie A-S2200 jest wysoce spójne i naturalne. Faktura dźwięków nie wykazuje osuszenia ani twardości. Wrażenie dobrego dociążenia i spore ogólne wysublimowanie poszczególnych zakresów sprawia, że komfort odsłuchu jest z całą pewnością adekwatny do ceny urządzenia. Yamaha nie jest natomiast mistrzem pod względem stopnia zaangażowania słuchacza w wir muzycznej akcji i timing. Tu bardziej docenia się ogólne opanowanie niż walory związane z mikrodynamiką czy żywymi barwami.</p> <p>W recenzji poprzedniego modelu napisałem, że duże znaczenie ma rodzaj połączeń – RCA lub XLR. Te drugie uznałem za zdecydowanie preferowaną opcję. Nie inaczej jest tym razem, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę podobieństwo konstrukcyjne obu wzmacniaczy. Osobiście zaliczam się do bardzo umiarkowanych zwolenników połączeń zbalansowanych, jednak w tym przypadku nie może być wątpliwości, że z XLR-ów zdecydowanie warto korzystać. Wzmacniacz zyskuje na dynamice, staje się bardziej energiczny w średnicy i basie, poprawia się też przestrzenność. Warto zatem pokusić się o źródło z wyjściami XLR – dotyczy to także zewnętrzych przedwzmacniaczy gramofonowych, jeśli uznamy, że ten wbudowany jest zbyt słaby.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Yamaha A S2200 wskazniki" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-wskazniki-av.jpg" alt="Yamaha A S2200 wskazniki" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>„Wycieraczki" to specjalność Japończyków. Są niezwykle gustowne. Jeśli dużo słuchasz po ciemku, sprawdź, czy nie lepsza będzie wersja czarna.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Bezpośrednie wejście na końcówkę mocy z regulowanego wyjścia dCS-a Bartoka nie przyniosło zupełnie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, która konfiguracja jest lepsza. Z jednej strony, pominięcie preampu przyniosło zysk w postaci lepszego otwarcia i szczegółowości dźwięku, z drugiej jednak miałem poczucie, że traci się na harmonii przekazu. Kombinować zatem raczej nie ma sensu. Choć, jak zawsze, warto spróbować.</p> <h2 style="text-align: center;">Zobacz również test porównawczy - Luxman L-505uX MarkII</h2> <p style="text-align: center;"><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1211-luxman-l-505ux-markii"><img style="border: medium solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-aaa.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII" /></a></p> <h2>&nbsp;</h2> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Yamaha A S2200 ocena i dane" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-zzz.gif" alt="Yamaha A S2200 ocena i dane" width="360" height="1177" />Cieszy to, że Yamaha miała odwagę wypuścić kolejny, zdecydowanie już nietani wzmacniacz zintegrowany stereo. Jest równie znakomicie wykonany jak poprzednik, a brzmi całościowo bardziej spójnie i łagodnie. To w dalszym ciągu dobra propozycja w swojej klasie –&nbsp;szczególnie z punktu widzenia tych, którzy poszukują klasycznego, miękko brzmiącego wzmacniacza tranzystorowego o dużej mocy, którego wygląd przywołuje wspomnienia minionej epoki. Połączenie z żywo, ekspresyjnie brzmiącymi kolumnami wysokiej klasy będzie optymalne, a dobrej klasy wbudowany stopień phono MM/MC stanowi niewątpliwy atut dla użytkowników gramofonów średniej klasy.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p></div>
Luxman L-505uX MarkII 2021-07-15T20:28:49+00:00 2021-07-15T20:28:49+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1211-luxman-l-505ux-markii Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/08ae461f14a3d195f7e52b850155dc3c_S.jpg" alt="Luxman L-505uX MarkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Jeśli istnieje coś takiego, jak współcześnie produkowany, klasyczny wzmacniacz zintegrowany made in Japan, to L-505uX MarkII jawi się jako jeden z nielicznych w cenie do 20 tys. zł. Przede wszystkim jednak, jest to fantastycznie dopracowane urządzenie – także pod względem brzmieniowym.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 18 999 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Luxman L-505uX MarkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-505uX MarkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-aaa.jpg" alt="Luxman L-505uX MarkII" /><br />&nbsp;</p> <p>L-505uX Mark II jest kontynuatorem długiej linii wzmacniaczy zintegrowanych o podobnym oznaczeniu (L-505). Bezpośrednie podobieństwo wizualne, odnoszące się do podświetlanych na niebiesko wskaźników wysterowania, sięga modelu L-505u z 2007 roku, który zastąpił podobnie wyglądający wzmacniacz L-505f o bardzo podobnej konstrukcji, lecz w kolorystyce złoto-żółtej. Była to pierwsza integra Luxmana, w której japońska firma zastosowała autorski układ wzmocnienia ODNF (wyjaśnienie w dalszej części). Parametry, moc wyjściowa, gabaryty i ciężar były bardzo zbliżone do obecnie produkowanego modelu. Poprzednikiem L-505f był model L-505s z roku 1996, będący pierwszą integrą z epoki post-Alpine’owej. On również wizualnie bardzo przypomina obecną wersję, miał jednak niezbyt trwałą, podatną na uszkodzenia górną pokrywę z mdf-u.</p> <p>Współcześnie produkowany model L-505uXII jest bezpośrednim następcą L-505uX i zarazem najtańszą integrą w ofercie firmy o 95-letniej historii. Co oczywiste, Luxman nie od razu stał się producentem sprzętu hi-fi. Zaczynał jako Kinsuido – sklepik w Osace sprzedający obrazki i ramki na zdjęcia, a w dalszej kolejności –&nbsp;także radioodbiorniki. To właśnie radiofonia była tym, co pchnęła założycieli – braci T. Hayakawę i K. Yoshikawę – do stworzenia marki LUX, następnie własnego radioodbiornika, a w latach 50. – do produkcji transformatorów wyjściowych OY dla wzmacniaczy lampowych. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze wzmacniacze hi-fi, takie jak monoblok MA-7A z 1958 r. W nim to, po raz pierwszy na świecie, zastosowano ujemne sprzężenie zwrotne – patent Luxmana. Rozgłos firmie przyniósł wzmacniacz lampowy SQ-38D, produkowany do dziś (w jedenastej wersji!). W połowie lat 70. Luxman wszedł w technikę półprzewodnikową i zrobił to w efektownym stylu, prezentując z okazji swojego 50-lecia potężny wzmacniacz dzielony M-6000/C-1000 o mocy 300 W na kanał. Od tego czasu równolegle rozwijał ofertę urządzeń lampowych i tranzystorowych, choć druga połowa lat 80. i pierwsza lat 90., kiedy to Luxman należał do firmy Alpine, mocno nadszarpnęła jego reputację. W ostatnich latach XX wieku marka zaczęła odbudowywać swoją pozycję, jednak pamiętny 2008 rok dał się jej na tyle mocno we znaki, że rok później trafiła we władanie chińskiej grupy IAG. Mimo przejęcia, siedziba Luxmana mieści się w Yokohamie i tam też znajduje się biuro projektowe. Napis „made in Japan” na tylnej ściance rozwiewa wszelkie wątpliwości.<br /><br /></p> <h2>Funkcjonalność</h2> <p>L-505uX MarkII jawi się jako arcyrywal Accuphase’a E-270, jest jednak od nieco o prawie 5 tysięcy tańszy. Wygląda równie smakowicie, a nawet lepiej. Jest większy, cięższy i nie wymaga dopłaty za phonostage – ten otrzymujemy już w „podstawie”. Co istotne, obsługuje on oba typy wkładek: MM i MC.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII " src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-detal1-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII " /></p> <p>Prawdę mówiąc, gdy oglądam, dotykam i obsługuję ten wzmacniacz, myślę sobie: jak to możliwe, że współcześnie, w Japonii można wyprodukować tak fantastycznie wykonany i dopracowany wzmacniacz, a na dodatek sprzedawać go za mniej niż „dwie dychy”. Przecież zdecydowana większość europejskich wzmacniaczy high-end w cenach sporo wyższych wygląda przy nim, jak ubodzy krewni. Albo więc jest tak, że Luxman sprzedaje ten konkretny model „po kosztach” (czerpiąc zyski z droższych modeli), albo kalkulacja zysków w przypadku urządzeń konkurencyjnych jest mocno niezdrowa. Mniejsza o to. Fakty są takie, że L-505uXII wygląda po prostu cudownie, choć nie da się ukryć, że nieco mniej szykownie niż poprzednicy. Niemniej, przy cenie 19 tys. złotych to – jak na obecne standardy – istny majstersztyk w dziedzinie ogólnego dopracowania. Jakość wykonania prezentuje poziom znacznie droższych modeli tej i wielu innych marek – także japońskich. Czołówka jest dokładnie taka sama, jak w droższym modelu L-507uXII. Różnice dotyczą samych pokręteł –&nbsp;tu w mniej wyrafinowanej formie walców –&nbsp;oraz górnej pokrywy, która w tym modelu stanowi jednolity kawałek grubej stalowej blachy o profilu litery U. W 507-ce górna pokrywa ma plastikowe wywietrzniki, a boczki są aluminiowe, dzięki czemu całość jest jeszcze bardziej zwarta i wygląda zdecydowanie drożej. Nic dziwnego, skoro różnica w cenie wynosi 8000 zł.</p> <p>Inaczej niż w „Accu”, wszystkie manipulatory i przełączniki znajdują się na wierzchu grubego aluminiowego frontu. Ich znaczenia i funkcji nie będę tutaj wyjaśniał – wszystko widać na zdjęciu powyżej. Zwrócę jedynie uwagę na trzy elementy. Podobnie jak Yamaha, wzmacniacz obsługuje wkładki MC, przy czym wartości obciążenia nie da się regulować – ustalono je na dość uniwersalnym poziomie 100 omów (dla niektórych wkładek może to być zbyt mała wartość). Druga istotna rzecz to rozpinana sekcja przedwzmacniacza i końcówki mocy, do czego jeszcze powrócę w sekcji „Brzmienie”. Przycisk „Line Straight” pozwala na pominięcie regulacji barwy, loudnessu i balansu, skracając ścieżkę sygnałową.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII detal" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-detal2-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII detal" /></p> <p>Niemal w całości aluminiowy pilot wydaje się duży, jednak w praktyce okazuje się, że operowanie nim to czysta przyjemność. Przyciski są małe, szeroko i bardzo logicznie&nbsp;rozmieszczone. W szczególności odnosi się to do regulacji głośności i funkcji wyciszenia –&nbsp;przyciski te odseparowano od reszty, umieszczając w dolnej części nadajnika, dzięki czemu z łatwością je odszukamy, także po omacku. Niektóre z funkcji, jak na przykład wygaszenie podświetlenia wskaźników wysterowania oraz loudness, są dostępne tylko z poziomu pilota. Samo wygaszenie i rozjaśnianie wskaźników odbywa się płynnie, wzmagając wrażenie obcowania z produktem luksusowym. Również tak drobny detal, jak migająca dioda przy przełączniku ON/standby w trakcie zmiany poziomu głośności (z daleka nie widać znacznika na gałce głośności) świadczy o tym, że nad tym urządzeniem pracował więcej niż jeden inżynier. Na pochwały zasługuje jeszcze jedna rzecz – wręcz doskonała kalibracja sterowania regulacją głośności. Dłuższe przytrzymanie przycisku powoduje szybką zmianę głośności, krótkie pozwala pewnie i precyzyjnie ją dozować. Japońska perfekcja.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-gniazda-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII gniazda" /></p> <p>Luxman jest urządzeniem w pełni analogowym. Nie znajdziemy w nim wejść cyfrowych ani modułu Bluetooth, nie mówiąc już o karcie sieciowej. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś chce podłączyć telewizor, Blu-raya czy konsolę, może dowolnie przebierać wśród daków za około 1000 zł. Przy tym koszcie wzmacniacza, jest to śmieszny wydatek, a zarazem gwarancja, że żadne układy cyfrowe nie spowodują „skażenia” wrażliwego sygnału analogowego.<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Gdy zaglądamy do wnętrza, podobieństwa do wyżej pozycjonowanego modelu są bardzo daleko idące, choć mimo wszystko mniejsze niż to się wydaje na pierwszy rzut oka. Rozmieszczenie elementów przypomina konstrukcje Accuphase i jest takie samo jak co najmniej w czterech poprzednich generacjach wzmacniaczy zintegrowanych Luxmana, począwszy od modelu L-505s. Centralną część zajmuje zasilacz z okazałym transformatorem typu EI japońskiej produkcji (Bando). Za nim znajduje się płytka z czterema diodami Schottky’ego i czterema kondensatorami filtrującymi 10 tys. μF/71 V z nadrukami Luxmana. Zasilacz jest niemalże taki sam w recenzowanym modelu L-507uX MarkII (AV 10/2019). Jedynie transformatory są nieco inne – mimo że tej samej wielkości. Omawiane elementy spoczywają na stalowej subobudowie skrywającej dodatkowe elementy zasilania, takie jak mały transformator dla układu standby oraz dodatkowe obwody stabilizacji napięć i filtracji (3 x 3300 μF + 2 x 1000 μF). Dostęp do tej części układu – głównie ze względu na obecność bezpieczników –&nbsp;odbywa się poprzez odkręcenie stalowej płyty na spodzie obudowy. Zasilanie do poszczególnych obwodów poprowadzono solidnymi przewodami z miedzi OFC o przekroju 24 AWG. Zwraca uwagę solidność montażu, zastosowanie miedzianych szyn przewodzących i radiatorów dla tranzystorów sterujących – są nimi komplementarne pary bipolarne 2SA1930 / 2SC5171. O dziwo, jest to inny zestaw niż w L-507uX MarkII. Różnica dotyczy także stopnia końcowego, w którym pracują dwie, a nie trzy pary tranzystorów (ich oznaczeń, ze względu na bardzo ciasną zabudowę, nie udało się odczytać). To właśnie ta różnica tłumaczy mniejszą o 1/3 moc wyjściową. Występują także różnice dotyczące sposobu zabudowy układów. W L-505 uXII zrezygnowano z trzech pionowych stalowych grodzi wokół zasilacza oddzielających go od wzmacniaczy i układów wejściowych. W konsekwencji, wnętrze L-505-ki jest dwu-, a nie sześciokomorowe. Należy jeszcze wspomnieć o stopkach, które w 505-ce nie są żelaznymi odlewami, jak w droższym modelu –&nbsp;ich zewnętrzny korpus wykonano prawdopodobnie z aluminium (choć równie dobrze może to być ładnie obrobione tworzywo). Suma tych wszystkich elementów skutkuje niewielkim odchudzeniem wzmacniacza względem 507-ki, jednak w dalszym ciągu mamy do czynienia z bardzo solidnie wykonanym urządzeniem o masie aż 22 kg.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-wnetrze1-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII wnetrze" /></p> <p>Po bokach wnętrza rozmieszczono płytki wzmacniaczy lewego i prawego kanału, przymocowane do masywnych aluminiowych radiatorów. Cała zabudowa jest dość skomplikowana, co w dużej mierze jest pochodną bogatego wyposażenia, choć nie tylko. Spora jest liczba i długość połączeń kablowych, co może budzić obawy w kwestii długości ścieżki sygnałowej.</p> <p>We wszystkich swoich wzmacniaczach tranzystorowych Luxman konsekwentnie stosuje dwa sztandarowe rozwiązania. Pierwsze z nich to <strong>LECUA 1000 (Luxman Electronically Controlled Ultimate Attenuator)</strong>, czyli sterowana mikroprocesorowo regulacja głośności oparta na selekcjonowanych opornikach podzielonych na dwa zespoły tłumików. Pierwszy służy zgrubnej regulacji o skoku 11 dB, drugi jest precyzyjny, regulując ją co 1 dB. Obie sekcje połączone kaskadowo, dzięki czemu różne ustawienia pokrętła głośności odpowiadają innej kombinacji obu kluczy (przekaźników). Tym sposobem uzyskano 88-krokową regulację pokrywającą zakres od -87 do 0 dB. Dla skrócenia toru sygnałowego zastosowano przestrzenny montaż komponentów. Cały układ znajduje się w przedniej części obudowy, za czołówką, oddzielony od reszty układu metalową przegrodą. Rozwiązanie to pojawiło się już u poprzednika (L-505uX), natomiast we wcześniej produkowanych wersjach 505-ki występowało tańsze i bardziej klasyczne rozwiązanie w postaci potencjometru Alpsa.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-koncowka-mocy-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII koncowka mocy" /></p> <p>Drugim wyróżnikiem wzmacniacza jest rozwijana od lat topologia <strong>ODNF (Only Distortion Negative Feedback)</strong> – obecnie w wersji 4.0. Chodzi tu o połączenie bardzo szybkiej sekcji wzmocnienia wstępnego, układu detekcji błędów/zniekształceń i klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego w stopniu końcowym, która –&nbsp;jak ogólnikowo wyjaśnia producent – obejmuje tylko niewielką część sygnału, będącą zniekształceniami i/lub szumem. Tym sposobem unika się wad klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego, a więc zniekształceń natury fazowej, związanych ze skończoną szybkością układów elektronicznych, a ściślej – z opóźnieniem czasowym sygnału w pętli względem wejścia. Jednocześnie zachowano zalety sprzężenia zwrotnego, czyli zredukowany poziom zniekształceń i szerokie pasmo przenoszenia.</p> <p>Tor sygnałowy jest w całości dyskretny. Jedyny wyjątek stanowią wzmacniacze operacyjne JRC 5532D w roli desymetryzatora na wejściach XLR (nie ma za bardzo sensu z nich korzystać, bo wzmacniacz nie jest zbalansowany –&nbsp;nawet w obrębie przedwzmacniacza). Drugi taki sam scalak pracuje na płytce, w ramach której realizowana jest regulacja barwy i funkcja loudness – do tego celu służy układ scalony NJW1119A (jego działanie deaktywuje wspomniany przycisk Line Straight).<br /><br /></p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Od pierwszych minut grania nie opuszczało mnie wrażenie, że Luxman gra „nienormalnie dobrze”, jak na integrę za mniej niż 20 tys. zł. Odsłuchiwałem go w pierwszej kolejności, przed Yamahą, która w tym czasie jeszcze się wygrzewała, pompując prąd w 50-watowe rezystory (ale złośliwie wyłączając się w nocy, mimo zapętlonego 30-letniego odtwarzacza Kenwooda w roli źródła sygnału). Przesiadka na „el-505-kę” nastąpiła wprost z końcówki mocy Audioneta podłączonej bezpośrednio do Bartoka z obniżonym do 0,6 V napięciem wyjściowym (w celu mniejszego tłumienia sygnału w dziedzinie cyfrowej). Dodam nieskromnie, że ta kombinacja ustanawia mój prywatny rekord życiowy w wyciskaniu obiektywnie fantastycznego brzmienia za kwotę, która jeszcze nie wymaga sprzedaży nerki ani zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Eliminacja preampu w torze (ET2 wciąż w nim rezyduje, ale przez większość czasu odpoczywa) wyniosło brzmienie mojego systemu na poziom dotąd nieosiągalny dla wzmacniaczy zintegrowanych w ogóle. Tej prawidłowości podstawowy Luxman co prawda nie zmienił, lecz mimo to wprawił mnie w zdziwienie. A łatwego zadania bynajmniej nie miał, ponieważ w ostatnim czasie „przerabiałem” dwie fantastycznie brzmiące integry po kilkanaście tysięcy złotych, a mianowicie Bladeliusa Brage i Lavardina ISx Reference, więc skalę porównawczą miałem nie najgorszą. Mimo to, Luxman stał się moim „wzorcem metra" w klasie wzmacniaczy zintegrowanych wysokiej klasy. W mojej ocenie, L-505uXII przekracza umowną granicę dla wzmacniaczy kategorii A, także po niedawanej reklasyfikacji w naszym rankingu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII" /></p> <p>Na wstępie pragnę podkreślić, że nie jest to wzmacniacz, który czaruje jedną czy dwiema cechami brzmienia, odpuszczając w zamian trzy kolejne. Tu nie ma dylematu „coś za coś”, jak na przykład w Lavardinie. Wiem, że w podobnie entuzjastycznym tonie wypowiadałem się nie tak dawno o Bladeliusie, ale z całym uznaniem dla „szweda", japońska integra to zupełnie inna bajka pod względem użytkowym, funkcjonalnym i wizerunkowym. Dawała mi ona równie wiele przyjemności ze słuchania muzyki co Brage, a nie trzeba być znawcą, by odgadnąć, który wzmacniacz budzi większe pożądanie jako przedmiot użytkowy.</p> <p>Wróćmy jednak do brzmienia. Zacznę od przestrzenności, na którą to cechę droższego modelu zwrócił uwagę – jak widać nieprzypadkowo – Marek Dyba w swojej recenzji droższego modelu. Stereofonia to olbrzymi i niezaprzeczalny atut także 505-ki –&nbsp;wzmacniacza, który maluje swobodne, kapitalnie oderwane od głośników pejzaże dźwiękowe o bardzo wyrazistym różnicowaniu planów, znakomitej głębi i separacji źródeł pozornych. Obraz przestrzenny jest klarowny, dobrze zogniskowany, pozbawiony wszelkiego rozmycia. <strong>Byłem pod dużym wrażeniem szerokości sceny, która rozpościerała się daleko poza zewnętrzne krawędzie obudów moich Klipschów, tworząc autentycznie trójwymiarowy obraz przestrzenny.</strong> Nie znam wzmacniacza w zbliżonej cenie, który robiłby to lepiej.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII trafo" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-trafo-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII trafo" /></p> <p>Dość szybko zwróciłem uwagę na subtelną sygnaturę tonalną Luxmana, która wyraża się z nieznacznym, lecz subiektywnie odczuwalnym wycofaniu wyższej średnicy połączonym z pewnym wygładzeniem konturów. Efekt ten jest dyskretny, ale nadaje całości nutkę ocieplenia, rodzaj jedwabistego sznytu. Dzięki temu, w dźwięku płynącym z Luxmana bardzo trudno jest doszukać się twardości, suchości, nie mówiąc już o ostrości. Twórcom doskonale udało się zniwelować cechy psujące komfort odsłuchu, ale – co ważne –&nbsp;bez popadania w przesadną manierę ocieplenia czy zaokrąglenia przekazu. Urządzenia Luxmana generalnie uchodzą za ciepło brzmiące, a producent nie ukrywa, że jest to zgodne z zamierzeniami konstruktorów. Nie uważam jednak, żeby był to wzmacniacz półprzewodnikowy, który udaje lampowca. O wiele bardziej taka opinia pasuje do testowanej równolegle Yamahy. Na jej tle, Luxman jest wzmacniaczem grającym bardzo klarownie i namacalnie –&nbsp;mimo, że pierwszy plan jest delikatnie odsunięty do tyłu.</p> <p>W rzeczy samej, L-505-ka gra nadspodziewanie transparentnie i rozdzielczo. Góra jest bardzo otwarta, można wręcz powiedzieć, że odważna, na granicy lekkiego rozświetlenia. W żadnym razie nie poczytuję tego za wadę urządzenia. Reprodukcja skrzypiec jazzowych wykazywała drobną emfazę na wyższe rejestry,&nbsp;kosztem zredukowanego poczucia ruchu smyczka po strunie, jednak nie w stopniu, który zaburzałby równowagę rejestrów. Na samej górze nie brakuje powietrza, a jednocześnie nie sposób doszukać się jakichś artefaktów.</p> <p>Całościowo rzecz ujmując, mamy do czynienia z brzmieniem żywym, soczyście wypełnionym w wyższych rejestrach i lekko uspokojoną średnicą – to taki rodzaj fizjologicznego wykonturowania, które wzmaga poczucie naturalności. <strong>Luxman produkuje dźwięk barwny, nasycony w harmoniczne, ale z dozą pożądanej miękkości i ciepła.</strong> Taka charakterystyka może budzić skojarzenia z brzmieniem urządzeń McIntosha, jednak w tym przypadku efekt jest bardziej subtelny i nie waham się stwierdzić, że bliższy prawdzie. Tym bardziej, że różnicowanie nagrań reprezentuje naprawdę wysoki poziom. „Dwójka” Zeppelinów w zremasterowanym wydaniu z 1994 roku (CD) nie brzmi wcale źle – jak na tamte lata realizacja tego albumu jest całkiem dobra. Yamaha, która ma zdecydowanie cieplejszy, mniej precyzyjny i zawoalowany charakter grania, sprawiała, że ten album grał wręcz kleiście, nie burząc komfortu głośnego odsłuchu na moich wysokoefektywnych Klipschach. Luxman aż tak łaskawy dla tej płyty nie był, ale zdecydowanie lepiej wnikał w strukturę miksu, dużo czytelniej pokazując różnice w realizacji poszczególnych utworów, które nagrywano w różnych studiach nagraniowych, z udziałem różnych realizatorów. Nie jest to więc wzmacniacz stworzony do miłego plumkania w tle, lecz rasowy amplifikator, który naświetla i pokazuje naprawdę dużo informacji, nie tworząc przy tym informacyjnego zgiełku czy chaosu. Jak później do mnie dotarło, odsłuchy kolejnych nagrań przedłużały się ponad normę, co było dobitnym świadectwem tego, jak angażujące i ciekawe jest brzmienie recenzowanego wzmacniacza.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII obwód zasilania" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-spod-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII obwód zasilania" /></p> <p>Spójność, subtelność, ale bez kastracji dynamiki, rytmiczności i timingu –&nbsp;to kolejna, ogromna zaleta japońskiej integry. Nie wiem, ile czasu łącznie poświęciłem na odsłuchy, ale z pewnością więcej niż to było bezwzględnie konieczne. Dynamika, która początkowo wydawała mi się lekko spłaszczona, szczególne w mikroskali (na tle wzmacniacza odniesienia) finalnie okazała się być bardzo dobra. Wrażenie zrobił na mnie bas – zakres, na który postawiłbym najmniejszy zakład, gdybym musiał obstawiać w ciemno. Tymczasem okazało się, że mimowolnie oczekiwane zmiękczenie (tego spodziewałem się po lekturze recenzji droższego modelu) chociaż dało się gdzieniegdzie usłyszeć, to nie miało ono nic wspólnego z manierą wielu, dobrze znanych, ciepło brzmiących wzmacniaczy. W przypadku Luxmana mamy do czynienia z basem dobrze kontrolowanym, ale przede wszystkim pełnym i ładnie wybrzmiewającym, nieutwardzonym w sposób sztuczny, choć być może lekko uszczuplonym w rejonie tzw. kickbasu. Niekiedy wydaje się, że wyższy bas jest jakby nieco uszczuplony. Niskie tony nie mają więc twardej, sprężystej natury, ale też daleko im do rozlazłości, ogólnej miękkości i spowolnienia. A potęga? Jest po prostu znakomita. Moje Klipsche, podłączone do Luxmana, w pełni ukazywały swój nieprzeciętny potencjał w dziedzinie rozciągnięcia najniższych rejestrów. Nawet przez moment nie odniosłem wrażenia, że Luxman odchudza lub pomija najniższe częstotliwości. <strong>Potęga i rozciągnięcie basu są dokładnie takie, jakich oczekuje się od drogiego tranzystora.</strong> To, jak również bardzo dobre panowanie nad całością obrazu dźwiekowego i nieprzeciętną selektywność dobitnie ukazała płyta ze znakomitym, orkiestrowo-chóralnym (i nie tylko) wykonaniem utworów Hansa Zimmera („World of Hans Zimmer”) zarejestrowanym podczas jednego z występów we wiedeńskiej filharmonii. Pompatyczne wejścia kotłów, oddanie potęgi całego aparatu wykonawczego, selektywne oddawanie poszczególnych planów i sekcji –&nbsp;to wszystko nie stwarzało wrażenia obcowania wzmacniaczem, którego pięciocyfrowa cena zaczyna się od jedynki. W ślepym odsłuchu za zdecydowanie bardziej prawdopodobną cyfrę uznałbym dwójkę, a może nawet trójkę.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII kondensatory filtrujace" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-kondensatory-filtrujace-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII kondensatory filtrujace" /></p> <p>Na koniec sprawdziłem bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy. Nastąpił oczekiwany progres w dziedzinie otwartości i precyzji, jednak skala tego efektu była relatywnie nieduża, a biorąc pod uwagę to, jak wyborną regulacją poziomu dysponuje Bartok, nie nastawiałbym się na poprawę jakości brzmienia w konfiguracji z przetwornikami c/a za mniej niż 20 tys. złotych. W większości przypadków lepiej będzie pozostać przy aktywnej sekcji przedwzmacniacza, która dorównuje jakością końcówce mocy i dobrze ją uzupełnia.</p> <p>Kończąc ten chyba przydługi opis, wypadałoby napisać o jakichś wadach czy choćby niedostatkach. Tym razem jednak rozkładam ręce – nie znalazłem dosłownie niczego. Może i trudno w to uwierzyć, ale w swoim przedziale cenowym najtańsza integra Luxmana po prostu nie ma słabości – jest tak dopracowana. Przy tej funkcjonalności i wykonaniu jest to osiągnięcie grubego kalibru.</p> <h2 style="text-align: center;">Zobacz również test porównawczy - Yamaha A-S2200</h2> <p style="text-align: center;"><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1212-yamaha-a-s2200"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-aaa.jpg" alt="Yamaha A S2200 aaa" /></a></p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p>Nie twierdzę, że jest to najlepsza integra, jaka istnieje na świecie, ale w cenie do co najmniej 25 tys. zł nie znam drugiego wzmacniacza, który w równie przekonujący sposób łączyłby prawdziwie high-endową jakość brzmienia z równie znakomitym wykonaniem, funkcjonalnością i ogólnym dopracowaniem. W dzisiejszych realiach coś takiego zdarza się już bardzo rzadko – i właśnie dlatego twórcom Luxmana należą się gromkie brawa.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Luxman L 505uX MarkII ocena" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-zzz.gif" alt="Luxman L 505uX MarkII ocena" width="360" height="659" />L-505uX MarkII to wzmacniacz, z którym spokojnie mógłbym żyć. Za 19 tys. złotych otrzymujemy nie tylko fantastycznie, soczyście, przestrzennie i dynamicznie brzmiący wzmacniacz zintegrowany o lekko ocieplonym, niezwykle spójnym charakterze, ale też urządzenie w pełni dopracowane pod względem użytkowym, z którym obcowanie na codzień jest po prostu ucztą dla zmysłów. Założyciele Luxmana byliby dumni. Nie mam wątpliwości, że japońska marka powinna kontynuować swe dzieło i z dumą dobrnąć do zbliżającego się małymi krokami swojego wielkiego jubileuszu.</p> <p>PS. Warto sprawdzić dostępność i ceny poprzedników, począwszy od L-505s. Bez wątpienia, L-505uX MarkII też będzie poszukiwany na rynku wtórnym. Już dziś jest klasykiem i zapewne nim pozostanie.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/08ae461f14a3d195f7e52b850155dc3c_S.jpg" alt="Luxman L-505uX MarkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Jeśli istnieje coś takiego, jak współcześnie produkowany, klasyczny wzmacniacz zintegrowany made in Japan, to L-505uX MarkII jawi się jako jeden z nielicznych w cenie do 20 tys. zł. Przede wszystkim jednak, jest to fantastycznie dopracowane urządzenie – także pod względem brzmieniowym.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 18 999 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> srebrne</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst i zdjęcia: </strong>Filip Kulpa</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz zintegrowany Luxman L-505uX MarkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L-505uX MarkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-aaa.jpg" alt="Luxman L-505uX MarkII" /><br />&nbsp;</p> <p>L-505uX Mark II jest kontynuatorem długiej linii wzmacniaczy zintegrowanych o podobnym oznaczeniu (L-505). Bezpośrednie podobieństwo wizualne, odnoszące się do podświetlanych na niebiesko wskaźników wysterowania, sięga modelu L-505u z 2007 roku, który zastąpił podobnie wyglądający wzmacniacz L-505f o bardzo podobnej konstrukcji, lecz w kolorystyce złoto-żółtej. Była to pierwsza integra Luxmana, w której japońska firma zastosowała autorski układ wzmocnienia ODNF (wyjaśnienie w dalszej części). Parametry, moc wyjściowa, gabaryty i ciężar były bardzo zbliżone do obecnie produkowanego modelu. Poprzednikiem L-505f był model L-505s z roku 1996, będący pierwszą integrą z epoki post-Alpine’owej. On również wizualnie bardzo przypomina obecną wersję, miał jednak niezbyt trwałą, podatną na uszkodzenia górną pokrywę z mdf-u.</p> <p>Współcześnie produkowany model L-505uXII jest bezpośrednim następcą L-505uX i zarazem najtańszą integrą w ofercie firmy o 95-letniej historii. Co oczywiste, Luxman nie od razu stał się producentem sprzętu hi-fi. Zaczynał jako Kinsuido – sklepik w Osace sprzedający obrazki i ramki na zdjęcia, a w dalszej kolejności –&nbsp;także radioodbiorniki. To właśnie radiofonia była tym, co pchnęła założycieli – braci T. Hayakawę i K. Yoshikawę – do stworzenia marki LUX, następnie własnego radioodbiornika, a w latach 50. – do produkcji transformatorów wyjściowych OY dla wzmacniaczy lampowych. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze wzmacniacze hi-fi, takie jak monoblok MA-7A z 1958 r. W nim to, po raz pierwszy na świecie, zastosowano ujemne sprzężenie zwrotne – patent Luxmana. Rozgłos firmie przyniósł wzmacniacz lampowy SQ-38D, produkowany do dziś (w jedenastej wersji!). W połowie lat 70. Luxman wszedł w technikę półprzewodnikową i zrobił to w efektownym stylu, prezentując z okazji swojego 50-lecia potężny wzmacniacz dzielony M-6000/C-1000 o mocy 300 W na kanał. Od tego czasu równolegle rozwijał ofertę urządzeń lampowych i tranzystorowych, choć druga połowa lat 80. i pierwsza lat 90., kiedy to Luxman należał do firmy Alpine, mocno nadszarpnęła jego reputację. W ostatnich latach XX wieku marka zaczęła odbudowywać swoją pozycję, jednak pamiętny 2008 rok dał się jej na tyle mocno we znaki, że rok później trafiła we władanie chińskiej grupy IAG. Mimo przejęcia, siedziba Luxmana mieści się w Yokohamie i tam też znajduje się biuro projektowe. Napis „made in Japan” na tylnej ściance rozwiewa wszelkie wątpliwości.<br /><br /></p> <h2>Funkcjonalność</h2> <p>L-505uX MarkII jawi się jako arcyrywal Accuphase’a E-270, jest jednak od nieco o prawie 5 tysięcy tańszy. Wygląda równie smakowicie, a nawet lepiej. Jest większy, cięższy i nie wymaga dopłaty za phonostage – ten otrzymujemy już w „podstawie”. Co istotne, obsługuje on oba typy wkładek: MM i MC.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII " src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-detal1-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII " /></p> <p>Prawdę mówiąc, gdy oglądam, dotykam i obsługuję ten wzmacniacz, myślę sobie: jak to możliwe, że współcześnie, w Japonii można wyprodukować tak fantastycznie wykonany i dopracowany wzmacniacz, a na dodatek sprzedawać go za mniej niż „dwie dychy”. Przecież zdecydowana większość europejskich wzmacniaczy high-end w cenach sporo wyższych wygląda przy nim, jak ubodzy krewni. Albo więc jest tak, że Luxman sprzedaje ten konkretny model „po kosztach” (czerpiąc zyski z droższych modeli), albo kalkulacja zysków w przypadku urządzeń konkurencyjnych jest mocno niezdrowa. Mniejsza o to. Fakty są takie, że L-505uXII wygląda po prostu cudownie, choć nie da się ukryć, że nieco mniej szykownie niż poprzednicy. Niemniej, przy cenie 19 tys. złotych to – jak na obecne standardy – istny majstersztyk w dziedzinie ogólnego dopracowania. Jakość wykonania prezentuje poziom znacznie droższych modeli tej i wielu innych marek – także japońskich. Czołówka jest dokładnie taka sama, jak w droższym modelu L-507uXII. Różnice dotyczą samych pokręteł –&nbsp;tu w mniej wyrafinowanej formie walców –&nbsp;oraz górnej pokrywy, która w tym modelu stanowi jednolity kawałek grubej stalowej blachy o profilu litery U. W 507-ce górna pokrywa ma plastikowe wywietrzniki, a boczki są aluminiowe, dzięki czemu całość jest jeszcze bardziej zwarta i wygląda zdecydowanie drożej. Nic dziwnego, skoro różnica w cenie wynosi 8000 zł.</p> <p>Inaczej niż w „Accu”, wszystkie manipulatory i przełączniki znajdują się na wierzchu grubego aluminiowego frontu. Ich znaczenia i funkcji nie będę tutaj wyjaśniał – wszystko widać na zdjęciu powyżej. Zwrócę jedynie uwagę na trzy elementy. Podobnie jak Yamaha, wzmacniacz obsługuje wkładki MC, przy czym wartości obciążenia nie da się regulować – ustalono je na dość uniwersalnym poziomie 100 omów (dla niektórych wkładek może to być zbyt mała wartość). Druga istotna rzecz to rozpinana sekcja przedwzmacniacza i końcówki mocy, do czego jeszcze powrócę w sekcji „Brzmienie”. Przycisk „Line Straight” pozwala na pominięcie regulacji barwy, loudnessu i balansu, skracając ścieżkę sygnałową.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII detal" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-detal2-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII detal" /></p> <p>Niemal w całości aluminiowy pilot wydaje się duży, jednak w praktyce okazuje się, że operowanie nim to czysta przyjemność. Przyciski są małe, szeroko i bardzo logicznie&nbsp;rozmieszczone. W szczególności odnosi się to do regulacji głośności i funkcji wyciszenia –&nbsp;przyciski te odseparowano od reszty, umieszczając w dolnej części nadajnika, dzięki czemu z łatwością je odszukamy, także po omacku. Niektóre z funkcji, jak na przykład wygaszenie podświetlenia wskaźników wysterowania oraz loudness, są dostępne tylko z poziomu pilota. Samo wygaszenie i rozjaśnianie wskaźników odbywa się płynnie, wzmagając wrażenie obcowania z produktem luksusowym. Również tak drobny detal, jak migająca dioda przy przełączniku ON/standby w trakcie zmiany poziomu głośności (z daleka nie widać znacznika na gałce głośności) świadczy o tym, że nad tym urządzeniem pracował więcej niż jeden inżynier. Na pochwały zasługuje jeszcze jedna rzecz – wręcz doskonała kalibracja sterowania regulacją głośności. Dłuższe przytrzymanie przycisku powoduje szybką zmianę głośności, krótkie pozwala pewnie i precyzyjnie ją dozować. Japońska perfekcja.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-gniazda-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII gniazda" /></p> <p>Luxman jest urządzeniem w pełni analogowym. Nie znajdziemy w nim wejść cyfrowych ani modułu Bluetooth, nie mówiąc już o karcie sieciowej. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś chce podłączyć telewizor, Blu-raya czy konsolę, może dowolnie przebierać wśród daków za około 1000 zł. Przy tym koszcie wzmacniacza, jest to śmieszny wydatek, a zarazem gwarancja, że żadne układy cyfrowe nie spowodują „skażenia” wrażliwego sygnału analogowego.<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Gdy zaglądamy do wnętrza, podobieństwa do wyżej pozycjonowanego modelu są bardzo daleko idące, choć mimo wszystko mniejsze niż to się wydaje na pierwszy rzut oka. Rozmieszczenie elementów przypomina konstrukcje Accuphase i jest takie samo jak co najmniej w czterech poprzednich generacjach wzmacniaczy zintegrowanych Luxmana, począwszy od modelu L-505s. Centralną część zajmuje zasilacz z okazałym transformatorem typu EI japońskiej produkcji (Bando). Za nim znajduje się płytka z czterema diodami Schottky’ego i czterema kondensatorami filtrującymi 10 tys. μF/71 V z nadrukami Luxmana. Zasilacz jest niemalże taki sam w recenzowanym modelu L-507uX MarkII (AV 10/2019). Jedynie transformatory są nieco inne – mimo że tej samej wielkości. Omawiane elementy spoczywają na stalowej subobudowie skrywającej dodatkowe elementy zasilania, takie jak mały transformator dla układu standby oraz dodatkowe obwody stabilizacji napięć i filtracji (3 x 3300 μF + 2 x 1000 μF). Dostęp do tej części układu – głównie ze względu na obecność bezpieczników –&nbsp;odbywa się poprzez odkręcenie stalowej płyty na spodzie obudowy. Zasilanie do poszczególnych obwodów poprowadzono solidnymi przewodami z miedzi OFC o przekroju 24 AWG. Zwraca uwagę solidność montażu, zastosowanie miedzianych szyn przewodzących i radiatorów dla tranzystorów sterujących – są nimi komplementarne pary bipolarne 2SA1930 / 2SC5171. O dziwo, jest to inny zestaw niż w L-507uX MarkII. Różnica dotyczy także stopnia końcowego, w którym pracują dwie, a nie trzy pary tranzystorów (ich oznaczeń, ze względu na bardzo ciasną zabudowę, nie udało się odczytać). To właśnie ta różnica tłumaczy mniejszą o 1/3 moc wyjściową. Występują także różnice dotyczące sposobu zabudowy układów. W L-505 uXII zrezygnowano z trzech pionowych stalowych grodzi wokół zasilacza oddzielających go od wzmacniaczy i układów wejściowych. W konsekwencji, wnętrze L-505-ki jest dwu-, a nie sześciokomorowe. Należy jeszcze wspomnieć o stopkach, które w 505-ce nie są żelaznymi odlewami, jak w droższym modelu –&nbsp;ich zewnętrzny korpus wykonano prawdopodobnie z aluminium (choć równie dobrze może to być ładnie obrobione tworzywo). Suma tych wszystkich elementów skutkuje niewielkim odchudzeniem wzmacniacza względem 507-ki, jednak w dalszym ciągu mamy do czynienia z bardzo solidnie wykonanym urządzeniem o masie aż 22 kg.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-wnetrze1-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII wnetrze" /></p> <p>Po bokach wnętrza rozmieszczono płytki wzmacniaczy lewego i prawego kanału, przymocowane do masywnych aluminiowych radiatorów. Cała zabudowa jest dość skomplikowana, co w dużej mierze jest pochodną bogatego wyposażenia, choć nie tylko. Spora jest liczba i długość połączeń kablowych, co może budzić obawy w kwestii długości ścieżki sygnałowej.</p> <p>We wszystkich swoich wzmacniaczach tranzystorowych Luxman konsekwentnie stosuje dwa sztandarowe rozwiązania. Pierwsze z nich to <strong>LECUA 1000 (Luxman Electronically Controlled Ultimate Attenuator)</strong>, czyli sterowana mikroprocesorowo regulacja głośności oparta na selekcjonowanych opornikach podzielonych na dwa zespoły tłumików. Pierwszy służy zgrubnej regulacji o skoku 11 dB, drugi jest precyzyjny, regulując ją co 1 dB. Obie sekcje połączone kaskadowo, dzięki czemu różne ustawienia pokrętła głośności odpowiadają innej kombinacji obu kluczy (przekaźników). Tym sposobem uzyskano 88-krokową regulację pokrywającą zakres od -87 do 0 dB. Dla skrócenia toru sygnałowego zastosowano przestrzenny montaż komponentów. Cały układ znajduje się w przedniej części obudowy, za czołówką, oddzielony od reszty układu metalową przegrodą. Rozwiązanie to pojawiło się już u poprzednika (L-505uX), natomiast we wcześniej produkowanych wersjach 505-ki występowało tańsze i bardziej klasyczne rozwiązanie w postaci potencjometru Alpsa.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII koncowka mocy" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-koncowka-mocy-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII koncowka mocy" /></p> <p>Drugim wyróżnikiem wzmacniacza jest rozwijana od lat topologia <strong>ODNF (Only Distortion Negative Feedback)</strong> – obecnie w wersji 4.0. Chodzi tu o połączenie bardzo szybkiej sekcji wzmocnienia wstępnego, układu detekcji błędów/zniekształceń i klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego w stopniu końcowym, która –&nbsp;jak ogólnikowo wyjaśnia producent – obejmuje tylko niewielką część sygnału, będącą zniekształceniami i/lub szumem. Tym sposobem unika się wad klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego, a więc zniekształceń natury fazowej, związanych ze skończoną szybkością układów elektronicznych, a ściślej – z opóźnieniem czasowym sygnału w pętli względem wejścia. Jednocześnie zachowano zalety sprzężenia zwrotnego, czyli zredukowany poziom zniekształceń i szerokie pasmo przenoszenia.</p> <p>Tor sygnałowy jest w całości dyskretny. Jedyny wyjątek stanowią wzmacniacze operacyjne JRC 5532D w roli desymetryzatora na wejściach XLR (nie ma za bardzo sensu z nich korzystać, bo wzmacniacz nie jest zbalansowany –&nbsp;nawet w obrębie przedwzmacniacza). Drugi taki sam scalak pracuje na płytce, w ramach której realizowana jest regulacja barwy i funkcja loudness – do tego celu służy układ scalony NJW1119A (jego działanie deaktywuje wspomniany przycisk Line Straight).<br /><br /></p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Od pierwszych minut grania nie opuszczało mnie wrażenie, że Luxman gra „nienormalnie dobrze”, jak na integrę za mniej niż 20 tys. zł. Odsłuchiwałem go w pierwszej kolejności, przed Yamahą, która w tym czasie jeszcze się wygrzewała, pompując prąd w 50-watowe rezystory (ale złośliwie wyłączając się w nocy, mimo zapętlonego 30-letniego odtwarzacza Kenwooda w roli źródła sygnału). Przesiadka na „el-505-kę” nastąpiła wprost z końcówki mocy Audioneta podłączonej bezpośrednio do Bartoka z obniżonym do 0,6 V napięciem wyjściowym (w celu mniejszego tłumienia sygnału w dziedzinie cyfrowej). Dodam nieskromnie, że ta kombinacja ustanawia mój prywatny rekord życiowy w wyciskaniu obiektywnie fantastycznego brzmienia za kwotę, która jeszcze nie wymaga sprzedaży nerki ani zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Eliminacja preampu w torze (ET2 wciąż w nim rezyduje, ale przez większość czasu odpoczywa) wyniosło brzmienie mojego systemu na poziom dotąd nieosiągalny dla wzmacniaczy zintegrowanych w ogóle. Tej prawidłowości podstawowy Luxman co prawda nie zmienił, lecz mimo to wprawił mnie w zdziwienie. A łatwego zadania bynajmniej nie miał, ponieważ w ostatnim czasie „przerabiałem” dwie fantastycznie brzmiące integry po kilkanaście tysięcy złotych, a mianowicie Bladeliusa Brage i Lavardina ISx Reference, więc skalę porównawczą miałem nie najgorszą. Mimo to, Luxman stał się moim „wzorcem metra" w klasie wzmacniaczy zintegrowanych wysokiej klasy. W mojej ocenie, L-505uXII przekracza umowną granicę dla wzmacniaczy kategorii A, także po niedawanej reklasyfikacji w naszym rankingu.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII" /></p> <p>Na wstępie pragnę podkreślić, że nie jest to wzmacniacz, który czaruje jedną czy dwiema cechami brzmienia, odpuszczając w zamian trzy kolejne. Tu nie ma dylematu „coś za coś”, jak na przykład w Lavardinie. Wiem, że w podobnie entuzjastycznym tonie wypowiadałem się nie tak dawno o Bladeliusie, ale z całym uznaniem dla „szweda", japońska integra to zupełnie inna bajka pod względem użytkowym, funkcjonalnym i wizerunkowym. Dawała mi ona równie wiele przyjemności ze słuchania muzyki co Brage, a nie trzeba być znawcą, by odgadnąć, który wzmacniacz budzi większe pożądanie jako przedmiot użytkowy.</p> <p>Wróćmy jednak do brzmienia. Zacznę od przestrzenności, na którą to cechę droższego modelu zwrócił uwagę – jak widać nieprzypadkowo – Marek Dyba w swojej recenzji droższego modelu. Stereofonia to olbrzymi i niezaprzeczalny atut także 505-ki –&nbsp;wzmacniacza, który maluje swobodne, kapitalnie oderwane od głośników pejzaże dźwiękowe o bardzo wyrazistym różnicowaniu planów, znakomitej głębi i separacji źródeł pozornych. Obraz przestrzenny jest klarowny, dobrze zogniskowany, pozbawiony wszelkiego rozmycia. <strong>Byłem pod dużym wrażeniem szerokości sceny, która rozpościerała się daleko poza zewnętrzne krawędzie obudów moich Klipschów, tworząc autentycznie trójwymiarowy obraz przestrzenny.</strong> Nie znam wzmacniacza w zbliżonej cenie, który robiłby to lepiej.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII trafo" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-trafo-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII trafo" /></p> <p>Dość szybko zwróciłem uwagę na subtelną sygnaturę tonalną Luxmana, która wyraża się z nieznacznym, lecz subiektywnie odczuwalnym wycofaniu wyższej średnicy połączonym z pewnym wygładzeniem konturów. Efekt ten jest dyskretny, ale nadaje całości nutkę ocieplenia, rodzaj jedwabistego sznytu. Dzięki temu, w dźwięku płynącym z Luxmana bardzo trudno jest doszukać się twardości, suchości, nie mówiąc już o ostrości. Twórcom doskonale udało się zniwelować cechy psujące komfort odsłuchu, ale – co ważne –&nbsp;bez popadania w przesadną manierę ocieplenia czy zaokrąglenia przekazu. Urządzenia Luxmana generalnie uchodzą za ciepło brzmiące, a producent nie ukrywa, że jest to zgodne z zamierzeniami konstruktorów. Nie uważam jednak, żeby był to wzmacniacz półprzewodnikowy, który udaje lampowca. O wiele bardziej taka opinia pasuje do testowanej równolegle Yamahy. Na jej tle, Luxman jest wzmacniaczem grającym bardzo klarownie i namacalnie –&nbsp;mimo, że pierwszy plan jest delikatnie odsunięty do tyłu.</p> <p>W rzeczy samej, L-505-ka gra nadspodziewanie transparentnie i rozdzielczo. Góra jest bardzo otwarta, można wręcz powiedzieć, że odważna, na granicy lekkiego rozświetlenia. W żadnym razie nie poczytuję tego za wadę urządzenia. Reprodukcja skrzypiec jazzowych wykazywała drobną emfazę na wyższe rejestry,&nbsp;kosztem zredukowanego poczucia ruchu smyczka po strunie, jednak nie w stopniu, który zaburzałby równowagę rejestrów. Na samej górze nie brakuje powietrza, a jednocześnie nie sposób doszukać się jakichś artefaktów.</p> <p>Całościowo rzecz ujmując, mamy do czynienia z brzmieniem żywym, soczyście wypełnionym w wyższych rejestrach i lekko uspokojoną średnicą – to taki rodzaj fizjologicznego wykonturowania, które wzmaga poczucie naturalności. <strong>Luxman produkuje dźwięk barwny, nasycony w harmoniczne, ale z dozą pożądanej miękkości i ciepła.</strong> Taka charakterystyka może budzić skojarzenia z brzmieniem urządzeń McIntosha, jednak w tym przypadku efekt jest bardziej subtelny i nie waham się stwierdzić, że bliższy prawdzie. Tym bardziej, że różnicowanie nagrań reprezentuje naprawdę wysoki poziom. „Dwójka” Zeppelinów w zremasterowanym wydaniu z 1994 roku (CD) nie brzmi wcale źle – jak na tamte lata realizacja tego albumu jest całkiem dobra. Yamaha, która ma zdecydowanie cieplejszy, mniej precyzyjny i zawoalowany charakter grania, sprawiała, że ten album grał wręcz kleiście, nie burząc komfortu głośnego odsłuchu na moich wysokoefektywnych Klipschach. Luxman aż tak łaskawy dla tej płyty nie był, ale zdecydowanie lepiej wnikał w strukturę miksu, dużo czytelniej pokazując różnice w realizacji poszczególnych utworów, które nagrywano w różnych studiach nagraniowych, z udziałem różnych realizatorów. Nie jest to więc wzmacniacz stworzony do miłego plumkania w tle, lecz rasowy amplifikator, który naświetla i pokazuje naprawdę dużo informacji, nie tworząc przy tym informacyjnego zgiełku czy chaosu. Jak później do mnie dotarło, odsłuchy kolejnych nagrań przedłużały się ponad normę, co było dobitnym świadectwem tego, jak angażujące i ciekawe jest brzmienie recenzowanego wzmacniacza.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII obwód zasilania" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-spod-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII obwód zasilania" /></p> <p>Spójność, subtelność, ale bez kastracji dynamiki, rytmiczności i timingu –&nbsp;to kolejna, ogromna zaleta japońskiej integry. Nie wiem, ile czasu łącznie poświęciłem na odsłuchy, ale z pewnością więcej niż to było bezwzględnie konieczne. Dynamika, która początkowo wydawała mi się lekko spłaszczona, szczególne w mikroskali (na tle wzmacniacza odniesienia) finalnie okazała się być bardzo dobra. Wrażenie zrobił na mnie bas – zakres, na który postawiłbym najmniejszy zakład, gdybym musiał obstawiać w ciemno. Tymczasem okazało się, że mimowolnie oczekiwane zmiękczenie (tego spodziewałem się po lekturze recenzji droższego modelu) chociaż dało się gdzieniegdzie usłyszeć, to nie miało ono nic wspólnego z manierą wielu, dobrze znanych, ciepło brzmiących wzmacniaczy. W przypadku Luxmana mamy do czynienia z basem dobrze kontrolowanym, ale przede wszystkim pełnym i ładnie wybrzmiewającym, nieutwardzonym w sposób sztuczny, choć być może lekko uszczuplonym w rejonie tzw. kickbasu. Niekiedy wydaje się, że wyższy bas jest jakby nieco uszczuplony. Niskie tony nie mają więc twardej, sprężystej natury, ale też daleko im do rozlazłości, ogólnej miękkości i spowolnienia. A potęga? Jest po prostu znakomita. Moje Klipsche, podłączone do Luxmana, w pełni ukazywały swój nieprzeciętny potencjał w dziedzinie rozciągnięcia najniższych rejestrów. Nawet przez moment nie odniosłem wrażenia, że Luxman odchudza lub pomija najniższe częstotliwości. <strong>Potęga i rozciągnięcie basu są dokładnie takie, jakich oczekuje się od drogiego tranzystora.</strong> To, jak również bardzo dobre panowanie nad całością obrazu dźwiekowego i nieprzeciętną selektywność dobitnie ukazała płyta ze znakomitym, orkiestrowo-chóralnym (i nie tylko) wykonaniem utworów Hansa Zimmera („World of Hans Zimmer”) zarejestrowanym podczas jednego z występów we wiedeńskiej filharmonii. Pompatyczne wejścia kotłów, oddanie potęgi całego aparatu wykonawczego, selektywne oddawanie poszczególnych planów i sekcji –&nbsp;to wszystko nie stwarzało wrażenia obcowania wzmacniaczem, którego pięciocyfrowa cena zaczyna się od jedynki. W ślepym odsłuchu za zdecydowanie bardziej prawdopodobną cyfrę uznałbym dwójkę, a może nawet trójkę.</p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Luxman L 505uX MarkII kondensatory filtrujace" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-kondensatory-filtrujace-av.jpg" alt="Luxman L 505uX MarkII kondensatory filtrujace" /></p> <p>Na koniec sprawdziłem bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy. Nastąpił oczekiwany progres w dziedzinie otwartości i precyzji, jednak skala tego efektu była relatywnie nieduża, a biorąc pod uwagę to, jak wyborną regulacją poziomu dysponuje Bartok, nie nastawiałbym się na poprawę jakości brzmienia w konfiguracji z przetwornikami c/a za mniej niż 20 tys. złotych. W większości przypadków lepiej będzie pozostać przy aktywnej sekcji przedwzmacniacza, która dorównuje jakością końcówce mocy i dobrze ją uzupełnia.</p> <p>Kończąc ten chyba przydługi opis, wypadałoby napisać o jakichś wadach czy choćby niedostatkach. Tym razem jednak rozkładam ręce – nie znalazłem dosłownie niczego. Może i trudno w to uwierzyć, ale w swoim przedziale cenowym najtańsza integra Luxmana po prostu nie ma słabości – jest tak dopracowana. Przy tej funkcjonalności i wykonaniu jest to osiągnięcie grubego kalibru.</p> <h2 style="text-align: center;">Zobacz również test porównawczy - Yamaha A-S2200</h2> <p style="text-align: center;"><a href="https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1212-yamaha-a-s2200"><img style="border: 1px solid #000000;" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/yamaha-a-s2200/Yamaha-A-S2200-aaa.jpg" alt="Yamaha A S2200 aaa" /></a></p> <p>&nbsp;</p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p>Nie twierdzę, że jest to najlepsza integra, jaka istnieje na świecie, ale w cenie do co najmniej 25 tys. zł nie znam drugiego wzmacniacza, który w równie przekonujący sposób łączyłby prawdziwie high-endową jakość brzmienia z równie znakomitym wykonaniem, funkcjonalnością i ogólnym dopracowaniem. W dzisiejszych realiach coś takiego zdarza się już bardzo rzadko – i właśnie dlatego twórcom Luxmana należą się gromkie brawa.</p> <p><img style="margin-left: 25px; float: right;" title="Luxman L 505uX MarkII ocena" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/luxman-l505ux-mark2/Luxman-L-505uX-MarkII-zzz.gif" alt="Luxman L 505uX MarkII ocena" width="360" height="659" />L-505uX MarkII to wzmacniacz, z którym spokojnie mógłbym żyć. Za 19 tys. złotych otrzymujemy nie tylko fantastycznie, soczyście, przestrzennie i dynamicznie brzmiący wzmacniacz zintegrowany o lekko ocieplonym, niezwykle spójnym charakterze, ale też urządzenie w pełni dopracowane pod względem użytkowym, z którym obcowanie na codzień jest po prostu ucztą dla zmysłów. Założyciele Luxmana byliby dumni. Nie mam wątpliwości, że japońska marka powinna kontynuować swe dzieło i z dumą dobrnąć do zbliżającego się małymi krokami swojego wielkiego jubileuszu.</p> <p>PS. Warto sprawdzić dostępność i ceny poprzedników, począwszy od L-505s. Bez wątpienia, L-505uX MarkII też będzie poszukiwany na rynku wtórnym. Już dziś jest klasykiem i zapewne nim pozostanie.</p> <p>&nbsp;</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-05-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p></div>
Rotel RB-1552 MkII 2021-02-02T11:35:26+00:00 2021-02-02T11:35:26+00:00 https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1171-rotel-rb-1552-mkii Webmaster webmaster@av.com.pl <div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/8cba5d214c5f756cb3dfba3d009c9a8f_S.jpg" alt="Rotel RB-1552 MkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Końcówka mocy Rotela jest jedną z tańszych na rynku. W czasach, gdy gros źródeł cyfrowych posiada regulację głośności, taki wzmacniacz może stanowić ciekawą alternatywę dla integry – szczególnie, gdy ma taką moc.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.com.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.com.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 3699 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny lub srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst: </strong>Marek Lacki | <strong>Zdjęcia:</strong> AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1-2/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-02-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz mocy Rotel RB-1552 MkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_front.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII" /><br />&nbsp;</p> <p>Wzmacniacz RB-1552 MkII jest obecnie najtańszą stereofoniczną końcówką mocy w ofercie Rotela –&nbsp;firmy o jednej z szerszych ofert niedrogich wzmacniaczy mocy. Można wybierać spośród trzech modeli, które da się połączyć z dwoma przedwzmacniaczami. Odrębną kategorię stanowi wprowadzona niedawno high-endowa seria Michi, obejmująca przedwzmacniacz i dwie końcówki mocy (mono i stereo).<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Okazała obudowa RB-1552 MkII, która jest względnie płytka, ale dość wysoka (144 mm) została zaprojektowana przy użyciu najlepszego możliwego języka stylistycznego: powściągliwej ponadczasowości. Pewne akcenty, pozwalające już z daleka rozpoznać markę, zostały jednak zachowane. Należą do nich charakterystyczne pionowe żebra na aluminiowej przedniej ściance, przypominające skrzela rekina. Nie pełnią one żadnej funkcji, gdyż zostały od tyłu zaślepione – tworzą jedynie atrakcyjny akcent stylistyczny. Typowe dla marki są także zaokrąglenia krawędzi bocznych frontu. Po lewej stronie czołówki umieszczono podświetlany na niebiesko, mechaniczny wyłącznik, który włącza lub całkowicie wyłącza wzmacniacz. Zdalne wybudzanie i usypianie jest realizowane 12-woltowym triggerem dostępnym w instalacjach automatyki domowej. Jeśli takowej nie posiadamy, opcję trzeba wyłączyć przełącznikiem hebelkowym na tylnej ściance. W przeciwnym razie wzmacniacza nie da się włączyć „z palca”. Drugi, tak samo wyglądający przełącznik pozwala na wybór pomiędzy wejściami RCA a XLR. Wyjścia głośnikowe są podwójne i akceptują każdy rodzaj zakończenia oraz gołe kable.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_gniazda.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Dwie pary terminali głośnikowych i dwa typy wejść – nieźle. XLR-y są tu jednak raczej dla ozdoby.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wnętrze Rotela to przykład porządnej, można by rzecz: staromodnej inżynierii. Cały układ zmontowano klasycznie, metodą przewlekaną, wykorzystując wyłącznie elementy dyskretne. Zadbano o pełną symetrię kanałów –&nbsp;tory sygnałowe kanału lewego i prawego stanowią swoje symetryczne odbicia. Zasilacz znajduje się pośrodku i składa się ze wspólnego dla obu kanałów, dużego transformatora toroidalnego przykrytego gustownym deklem z logo Rotela i napisem, który informuje, że element ten został zaprojektowany i wyprodukowany przez tę firmę. Transformatorowi towarzyszą dwa mostki prostownicze i cztery kondensatory elektrolityczne z nacinaną folią (ang. slit foil) i logo Rotela. Ich pojemność wynosi 10 tys. μF. Dostęp do wszystkich elementów jest wzorowy, dzięki czemu ewentualne serwisowanie za kilka czy kilkanaście lat nie będzie stanowić żadnego problemu. Komponenty są dobrej jakości –&nbsp;analogicznej, jak ta, z którą mamy do czynienia w innych modelach tej firmy.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_wnetrze.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Klasyczny Rotel. Jest tańszy od (znakomitej) integry A12, a ma dużo większy zasilacz i stopień końcowy na bazie trzech par tranzystorów wyjściowych.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Stopień końcowy (pracujący w klasie AB) tworzą trzy komplementarne pary tranzystorów bipolarnych 2SA1492 / 2SC3856. Do ich sterowania użyto pary 2SA1667 / 2SC4381. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi 29 W.</p> <p>Układ oczywiście nie jest zbalansowany – mimo obecności gniazd XLR, z których sygnał jest desymetryzowany zaraz za wejściem (wzmacniacz operacyjny NE5532AP). Warto odnotować, że wejścia zbalansowane odznaczają się mniejszą czułością, mniejszym wzmocnieniem i niemal 10-krotnie większą impedancją niż RCA.<br /><br /></p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Rotel to wzmacniacz ciepły, a nawet nieco miękki. Rozpoznałem w nim firmowy styl, który pamiętałem jeszcze z lat 90., gdy sam posiadałem integrę tej marki. Trzeba bowiem przypomnieć, że Rotel, na przekór innym japońskim konkurentom, zawsze miał (i nadal ma) bardziej audiofilskie zacięcie. Urządzenia tej marki nie brzmiały sucho czy jasno, lecz celowały w kierunku brzmienia nieco bardziej bezpiecznego, przyjaznego dla uszu, acz dynamicznego.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII sekcja wzmocnienia wstepnego" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_sekcja_wzmocnienia_wstepnego.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII sekcja wzmocnienia wstepnego" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Stopień końcowy (pracujący w klasie AB) tworzą trzy komplementarne pary tranzystorów bipolarnych 2SA1492 / 2SC3856.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>RB-1552 MkII wykazuje spory talent w zakresie stereofonii, mimo że można mu wytknąć pewne niedoskonałości w tej dyscyplinie. Uwagę zwracała dobra lokalizacja instrumentów – punktowa, dokładna, stabilna. Dotyczyło to nie tylko pierwszego planu, ale także tych dalszych. Rotel okazał się być wzmacniaczem generującym dość obszerną panoramę, sięgając daleko wgłąb za kolumny, ale też na boki, poza bazę stereo. Ogólne wrażenie przestrzenności było bardzo dobre. Dało się odczuć sporo swobody. Pewne zastrzeżenia miałem jedynie do obrazowania źródeł pozornych. Były tak punktowe, że sprawiały wrażenie nieco pomniejszonych. Cały czas wydawało mi się także, że scena, szczególnie w jej środkowej części, znajduje się niżej niż zwykle. Tak, jakby wokaliści i instrumentaliści siedzieli, zamiast stać.</p> <p>Jednym z istotnych składników brzmienia Roteli był z reguły dość obfity bas. W testowanej końcówce mocy również pełni on ważną rolę, wpływając na odbierany charakter brzmienia. Niskie tony zapewniają bardzo dobrą podbudowę i z samego tego powodu brzmienie można odebrać jako ocieplone i zapewniające duży komfort odsłuchu, który nie kojarzy się z bezdusznym „tranzystorem”. Dół pasma jest przy tym sprężysty, zapewnia dobrą rytmikę i puls. W nagraniach jazzowych nadaje brzmieniu sporego wolumenu. Słuchany głośno, na poziomie live, jazz akustyczny powoduje mocne fizyczne odczucia. Cięższe muzyczne gatunki tylko zwiększają ten efekt. Bas z Rotela odczuwa się całym ciałem. Jego szybkość oceniłbym jako dobrą, choć znam kilka modeli wzmacniaczy, które w tej kwestii potrafią nieco więcej – szczególnie odnosi się to do konstrukcji w klasie D. Całościowo, reprodukcję omawianego zakresu oceniam na co najmniej czwórkę z plusem, na co korzystny wpływ ma również poziom jego zróżnicowania, głębi i czytelności.</p> <p>Końcówka Rotela zapewnia ponadto niezłą dynamikę, przede wszystkim w skali makro. Dobrze należy ocenić reakcję na nagłe skoki głośności. Rotel przejawia tu jedynie niewielką kompresję.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII kondensatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_kondensatory.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII kondensatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Transformatorowi towarzyszą dwa mostki prostownicze i cztery kondensatory elektrolityczne z nacinaną folią (ang. slit foil) i logo Rotela. Ich pojemność wynosi 10 tys. μF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wrażenie ciepłego i przyjaznego w odbiorze wzmacniacza, wzmacnia charakter sopranów. Góra jest raczej delikatna, ma trochę słodką i zaokrągloną barwę, dzięki czemu nie razi i może być skutecznym tonikiem dla zbyt agresywnie i jaskrawo brzmiących zestawów głośnikowych.</p> <p>Barwy środka określiłbym jako neutralne, czyli w dużym stopniu prawidłowe. Nie przekłamują, nie wypaczają brzmienia poszczególnych instrumentów. Z drugiej jednak strony, ich nasycenie nie jest przesadnie duże. Dało się także stwierdzić, że średnica nie była całkiem czysta, klarowna. To jednak efekty typowe dla wszystkich wzmacniaczy z tego przedziału cenowego. Typowe były też ograniczenia dotyczące rozdzielczości, charakterystyczne dla wzmacniaczy z kategorii C naszego rankingu.<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p>RB-1552 MkII jest z pewnością ciekawą propozycją z punktu widzenia audiofilów użytkujących przetworniki z dobrze zrealizowaną regulacją poziomu, tudzież starsze modele przedwzmacniaczy liniowych. Z pasywkami należy już nieco bardziej uważać ze względu na stosunkowo małą impedancję wejść RCA. Wysoka jakość wykonania, dyskretny układ o bardzo dobrym dostępie do wszystkich elementów czynią ten wzmacniacz solidnym i prawdopodobnie wysoce niezawodnym kompanem na lata.</p> <p><img style="margin-left: 20px; float: right;" title="Rotel RB 1552MkII dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_zzz.gif" alt="Rotel RB 1552MkII dane techniczne" width="360" height="836" />Od strony sonicznej, Rotel oferuje przede wszystkim kulturalne i ułożone brzmienie, zapewniające dobry komfort odsłuchu, nie zaś wyczynową rozdzielczość czy precyzję. Nieprzekłamane barwy środka pasma zbliżają go do neutralności, a mocna basowa podbudowa wzmacnia poczucie rytmu i zapewnia poczucie monumentalności, co summa summarum daje efekt dociążenia i swoistego ocieplenia przekazu. Atutem jest też dokładna stereofonia oraz –&nbsp;co oczywiste – znaczna moc.</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1-2/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-02-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenia:</strong> 20 m2 zaadaptowane akustycznie, kolumny ustawione na krótszej ścianie w 1/5 głębokości pokoju.</li> <li><strong>Źródło:</strong> SOtM sMS-200 Neo + Cambridge Audio Edge NQ (także jako przedwzmacniacz)</li> <li><strong>Kolumny:</strong> Akkus Redwine (2018)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Purist Audio Design Vesta RCA, iFi Audio Gemini (USB)</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> Equilibrium Equilight (2019)</li> <li><strong>Listwa:</strong> 2 x Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A), kable zasilające własnej konstrukcji</li> <li><strong>Stolik:</strong> Rogoz Audio 4SPB3/BBS</li> </ul> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p></div>
<div class="K2FeedImage"><img src="https://www.avtest.pl/media/k2/items/cache/8cba5d214c5f756cb3dfba3d009c9a8f_S.jpg" alt="Rotel RB-1552 MkII" /></div><div class="K2FeedIntroText"><p>Końcówka mocy Rotela jest jedną z tańszych na rynku. W czasach, gdy gros źródeł cyfrowych posiada regulację głośności, taki wzmacniacz może stanowić ciekawą alternatywę dla integry – szczególnie, gdy ma taką moc.</p> </div><div class="K2FeedFullText"> <table style="width: 100%;" border="0" cellspacing="0" cellpadding="5"> <tbody> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Dystrybutor:</strong> Audio Klan, <a href="https://www.audioklan.com.pl" target="_blank" rel="noopener">www.audioklan.com.pl</a> <br /><strong>Cena:</strong> 3699 zł<br /><strong>Dostępne wykończenia:</strong> czarny lub srebrny</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p><strong>Tekst: </strong>Marek Lacki | <strong>Zdjęcia:</strong> AV</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1-2/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-02-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a><br /></em></p> </td> </tr> <tr valign="top"> <td style="width: 50%;"> <p>

audioklan

</p> <p>&nbsp;</p> </td> <td style="width: 50%;"> <p> </p> <p>&nbsp;</p> </td> </tr> </tbody> </table> <hr /> <h3>Wzmacniacz mocy Rotel RB-1552 MkII</h3> <h4>TEST</h4> <p style="text-align: center;"><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_front.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII" /><br />&nbsp;</p> <p>Wzmacniacz RB-1552 MkII jest obecnie najtańszą stereofoniczną końcówką mocy w ofercie Rotela –&nbsp;firmy o jednej z szerszych ofert niedrogich wzmacniaczy mocy. Można wybierać spośród trzech modeli, które da się połączyć z dwoma przedwzmacniaczami. Odrębną kategorię stanowi wprowadzona niedawno high-endowa seria Michi, obejmująca przedwzmacniacz i dwie końcówki mocy (mono i stereo).<br /><br /></p> <h2>Budowa</h2> <p>Okazała obudowa RB-1552 MkII, która jest względnie płytka, ale dość wysoka (144 mm) została zaprojektowana przy użyciu najlepszego możliwego języka stylistycznego: powściągliwej ponadczasowości. Pewne akcenty, pozwalające już z daleka rozpoznać markę, zostały jednak zachowane. Należą do nich charakterystyczne pionowe żebra na aluminiowej przedniej ściance, przypominające skrzela rekina. Nie pełnią one żadnej funkcji, gdyż zostały od tyłu zaślepione – tworzą jedynie atrakcyjny akcent stylistyczny. Typowe dla marki są także zaokrąglenia krawędzi bocznych frontu. Po lewej stronie czołówki umieszczono podświetlany na niebiesko, mechaniczny wyłącznik, który włącza lub całkowicie wyłącza wzmacniacz. Zdalne wybudzanie i usypianie jest realizowane 12-woltowym triggerem dostępnym w instalacjach automatyki domowej. Jeśli takowej nie posiadamy, opcję trzeba wyłączyć przełącznikiem hebelkowym na tylnej ściance. W przeciwnym razie wzmacniacza nie da się włączyć „z palca”. Drugi, tak samo wyglądający przełącznik pozwala na wybór pomiędzy wejściami RCA a XLR. Wyjścia głośnikowe są podwójne i akceptują każdy rodzaj zakończenia oraz gołe kable.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII gniazda" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_gniazda.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII gniazda" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Dwie pary terminali głośnikowych i dwa typy wejść – nieźle. XLR-y są tu jednak raczej dla ozdoby.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wnętrze Rotela to przykład porządnej, można by rzecz: staromodnej inżynierii. Cały układ zmontowano klasycznie, metodą przewlekaną, wykorzystując wyłącznie elementy dyskretne. Zadbano o pełną symetrię kanałów –&nbsp;tory sygnałowe kanału lewego i prawego stanowią swoje symetryczne odbicia. Zasilacz znajduje się pośrodku i składa się ze wspólnego dla obu kanałów, dużego transformatora toroidalnego przykrytego gustownym deklem z logo Rotela i napisem, który informuje, że element ten został zaprojektowany i wyprodukowany przez tę firmę. Transformatorowi towarzyszą dwa mostki prostownicze i cztery kondensatory elektrolityczne z nacinaną folią (ang. slit foil) i logo Rotela. Ich pojemność wynosi 10 tys. μF. Dostęp do wszystkich elementów jest wzorowy, dzięki czemu ewentualne serwisowanie za kilka czy kilkanaście lat nie będzie stanowić żadnego problemu. Komponenty są dobrej jakości –&nbsp;analogicznej, jak ta, z którą mamy do czynienia w innych modelach tej firmy.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII wnetrze" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_wnetrze.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII wnetrze" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Klasyczny Rotel. Jest tańszy od (znakomitej) integry A12, a ma dużo większy zasilacz i stopień końcowy na bazie trzech par tranzystorów wyjściowych.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Stopień końcowy (pracujący w klasie AB) tworzą trzy komplementarne pary tranzystorów bipolarnych 2SA1492 / 2SC3856. Do ich sterowania użyto pary 2SA1667 / 2SC4381. Pobór mocy na biegu jałowym wynosi 29 W.</p> <p>Układ oczywiście nie jest zbalansowany – mimo obecności gniazd XLR, z których sygnał jest desymetryzowany zaraz za wejściem (wzmacniacz operacyjny NE5532AP). Warto odnotować, że wejścia zbalansowane odznaczają się mniejszą czułością, mniejszym wzmocnieniem i niemal 10-krotnie większą impedancją niż RCA.<br /><br /></p> <h2>Brzmienie</h2> <p>Rotel to wzmacniacz ciepły, a nawet nieco miękki. Rozpoznałem w nim firmowy styl, który pamiętałem jeszcze z lat 90., gdy sam posiadałem integrę tej marki. Trzeba bowiem przypomnieć, że Rotel, na przekór innym japońskim konkurentom, zawsze miał (i nadal ma) bardziej audiofilskie zacięcie. Urządzenia tej marki nie brzmiały sucho czy jasno, lecz celowały w kierunku brzmienia nieco bardziej bezpiecznego, przyjaznego dla uszu, acz dynamicznego.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII sekcja wzmocnienia wstepnego" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_sekcja_wzmocnienia_wstepnego.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII sekcja wzmocnienia wstepnego" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Stopień końcowy (pracujący w klasie AB) tworzą trzy komplementarne pary tranzystorów bipolarnych 2SA1492 / 2SC3856.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>RB-1552 MkII wykazuje spory talent w zakresie stereofonii, mimo że można mu wytknąć pewne niedoskonałości w tej dyscyplinie. Uwagę zwracała dobra lokalizacja instrumentów – punktowa, dokładna, stabilna. Dotyczyło to nie tylko pierwszego planu, ale także tych dalszych. Rotel okazał się być wzmacniaczem generującym dość obszerną panoramę, sięgając daleko wgłąb za kolumny, ale też na boki, poza bazę stereo. Ogólne wrażenie przestrzenności było bardzo dobre. Dało się odczuć sporo swobody. Pewne zastrzeżenia miałem jedynie do obrazowania źródeł pozornych. Były tak punktowe, że sprawiały wrażenie nieco pomniejszonych. Cały czas wydawało mi się także, że scena, szczególnie w jej środkowej części, znajduje się niżej niż zwykle. Tak, jakby wokaliści i instrumentaliści siedzieli, zamiast stać.</p> <p>Jednym z istotnych składników brzmienia Roteli był z reguły dość obfity bas. W testowanej końcówce mocy również pełni on ważną rolę, wpływając na odbierany charakter brzmienia. Niskie tony zapewniają bardzo dobrą podbudowę i z samego tego powodu brzmienie można odebrać jako ocieplone i zapewniające duży komfort odsłuchu, który nie kojarzy się z bezdusznym „tranzystorem”. Dół pasma jest przy tym sprężysty, zapewnia dobrą rytmikę i puls. W nagraniach jazzowych nadaje brzmieniu sporego wolumenu. Słuchany głośno, na poziomie live, jazz akustyczny powoduje mocne fizyczne odczucia. Cięższe muzyczne gatunki tylko zwiększają ten efekt. Bas z Rotela odczuwa się całym ciałem. Jego szybkość oceniłbym jako dobrą, choć znam kilka modeli wzmacniaczy, które w tej kwestii potrafią nieco więcej – szczególnie odnosi się to do konstrukcji w klasie D. Całościowo, reprodukcję omawianego zakresu oceniam na co najmniej czwórkę z plusem, na co korzystny wpływ ma również poziom jego zróżnicowania, głębi i czytelności.</p> <p>Końcówka Rotela zapewnia ponadto niezłą dynamikę, przede wszystkim w skali makro. Dobrze należy ocenić reakcję na nagłe skoki głośności. Rotel przejawia tu jedynie niewielką kompresję.<br /><br /></p> <p><img style="border: 1px solid #000000;" title="Rotel RB 1552MkII kondensatory" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_kondensatory.jpg" alt="Rotel RB 1552MkII kondensatory" /></p> <p style="text-align: center;"><strong><em>Transformatorowi towarzyszą dwa mostki prostownicze i cztery kondensatory elektrolityczne z nacinaną folią (ang. slit foil) i logo Rotela. Ich pojemność wynosi 10 tys. μF.</em></strong></p> <p>&nbsp;</p> <p>Wrażenie ciepłego i przyjaznego w odbiorze wzmacniacza, wzmacnia charakter sopranów. Góra jest raczej delikatna, ma trochę słodką i zaokrągloną barwę, dzięki czemu nie razi i może być skutecznym tonikiem dla zbyt agresywnie i jaskrawo brzmiących zestawów głośnikowych.</p> <p>Barwy środka określiłbym jako neutralne, czyli w dużym stopniu prawidłowe. Nie przekłamują, nie wypaczają brzmienia poszczególnych instrumentów. Z drugiej jednak strony, ich nasycenie nie jest przesadnie duże. Dało się także stwierdzić, że średnica nie była całkiem czysta, klarowna. To jednak efekty typowe dla wszystkich wzmacniaczy z tego przedziału cenowego. Typowe były też ograniczenia dotyczące rozdzielczości, charakterystyczne dla wzmacniaczy z kategorii C naszego rankingu.<br /><br /></p> <h2>Galeria</h2> <p>{gallery}/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII{/gallery}<br /><br /></p> <h2>Naszym zdaniem<span style="color: #000000;"><span style="font-family: Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: small;"><span style="font-family: Avenir Book,serif;"><span style="font-size: x-small;"></span></span></span></span></span></h2> <p>RB-1552 MkII jest z pewnością ciekawą propozycją z punktu widzenia audiofilów użytkujących przetworniki z dobrze zrealizowaną regulacją poziomu, tudzież starsze modele przedwzmacniaczy liniowych. Z pasywkami należy już nieco bardziej uważać ze względu na stosunkowo małą impedancję wejść RCA. Wysoka jakość wykonania, dyskretny układ o bardzo dobrym dostępie do wszystkich elementów czynią ten wzmacniacz solidnym i prawdopodobnie wysoce niezawodnym kompanem na lata.</p> <p><img style="margin-left: 20px; float: right;" title="Rotel RB 1552MkII dane techniczne" src="https://www.avtest.pl/images/testy/wzmacniacze/rotel-rb-1552mkII/Rotel-RB-1552MkII_zzz.gif" alt="Rotel RB 1552MkII dane techniczne" width="360" height="836" />Od strony sonicznej, Rotel oferuje przede wszystkim kulturalne i ułożone brzmienie, zapewniające dobry komfort odsłuchu, nie zaś wyczynową rozdzielczość czy precyzję. Nieprzekłamane barwy środka pasma zbliżają go do neutralności, a mocna basowa podbudowa wzmacnia poczucie rytmu i zapewnia poczucie monumentalności, co summa summarum daje efekt dociążenia i swoistego ocieplenia przekazu. Atutem jest też dokładna stereofonia oraz –&nbsp;co oczywiste – znaczna moc.</p> <p><em>Artykuł pochodzi z Audio-Video 1-2/2020 - <a href="https://sklep.avtest.pl/produkt/audio-video-pdf-01-02-2020/"><strong>KUP PEŁNE WYDANIE PDF</strong></a></em></p> <p><strong>System odsłuchowy:</strong></p> <ul> <li><strong>Pomieszczenia:</strong> 20 m2 zaadaptowane akustycznie, kolumny ustawione na krótszej ścianie w 1/5 głębokości pokoju.</li> <li><strong>Źródło:</strong> SOtM sMS-200 Neo + Cambridge Audio Edge NQ (także jako przedwzmacniacz)</li> <li><strong>Kolumny:</strong> Akkus Redwine (2018)</li> <li><strong>Interkonekty:</strong> Purist Audio Design Vesta RCA, iFi Audio Gemini (USB)</li> <li><strong>Kable głośnikowe:</strong> Equilibrium Equilight (2019)</li> <li><strong>Listwa:</strong> 2 x Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A), kable zasilające własnej konstrukcji</li> <li><strong>Stolik:</strong> Rogoz Audio 4SPB3/BBS</li> </ul> <p>&nbsp;</p> <p>&nbsp;</p></div>