Dystrybutor: MJ Audio Lab, www.mjaudiolab.pl Dostępne wykończenia: winylowe Boston Cherry, Natural Cherry, Black Ash, naturalna okleina na zamówienie |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Głośnik z pogranicza
W kilku ostatnich latach Bryston, wcześniej kojarzony z brytyjską marką głośnikową PMC, stworzył całą gamę zestawów głośnikowych. Prym wiodą w niej duże i bardzo duże, co najmniej trójdrożne, konstrukcje podłogowe z modelem T Signature na czele. Jakiś czas temu w portfolio pojawiły się dwie kolumny podstawkowe: Mini T i Mini A. Te pierwsze recenzowaliśmy na łamach AV we wrześniu 2014 roku. Pozostały po ich teście mieszane odczucia z uwagi na bardzo mocny, silnie wyeksponowany bas o subwooferowej charakterystyce – nie za bardzo przystającej do koncepcji monitora. Dowiedzieliśmy się, że mniejszy model jest ponoć bardziej udany. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Sprzęt towarzyszący:
- Pomieszczenie: 29,5 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione
- Transport cyfrowy (USB): Auralic Aries Lightning (USB audio)
- Przetworniki c/a: Meitner MA-1, Asus Xonar EONE mkII
- Wzmacniacze: Conrad-Johnson ET2/Audionet AMP V2, Atoll IN100se
- Kolumny głośnikowe: Zoller Temptation 2000, ATC SCM7 mkIII (2013)
- Interkonekty: Stereovox hdse (do pre), Albedo (pre-power), Synergistic Research USB Active (USB)
- Kable głośnikowe: Equilibrium Equilight / Sun Ray (bi-wiring)
- Zasilanie: listwa Furutech f-TP615E, kable sieciowe Furutech FP-614Ag/G
- Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4PBS/BBS, StandART STO
Budowa
Na tle współczesnych kompaktowych (czytaj: podstawkowych) zestawów głośnikowych, Mini A są raczej nietypową konstrukcją. Są to bowiem kolumny trójdrożne – i to bynajmniej nie w taki sposób, jak na przykład w przypadku podstawkowych modeli Dali. Nie ma tu żadnego supertweetera czy zintegrowanego subwoofera. Trójdrożność zrealizowano klasycznie: dedykowany głośnik średniotonowy oraz klasyczny tweeter; zaś podział pasma ustalono w książkowy sposób: przy 400 Hz i 3 kHz (do weryfikacji po pomiarach).
W stosunku do większego modelu (Mini T) zredukowano wielkość woofera (z 20 do 16,5 cm) oraz przetwornika średniotonowego (ze 130 do 75 mm), co może być pewnym zaskoczeniem, jako że większość producentów stara się przecież użyć jak najwięcej wspólnych komponentów w różnych modelach obniżając w ten sposób koszty produkcji. Najwyraźniej Bryston wyznaje inną zasadę: że każda kolumna jest odrębnym projektem akustycznym – i dobrze! Mini T i Mini A łączy jedynie ten sam tweeter, stosowany od maja ubiegłego roku. Ma aluminiową membranę, zintegrowaną na stałe siateczkę zabezpieczającą, komorę wytłumiającą oraz duży magnes ferrytowy.
Jednostki nisko- i średniotonowe są produkowane przez kanadyjską firmę Axiom specjalizującą się w niedrogich systemach głośnikowych o nieprzeciętnym zakresie dynamiki. Bryston podkreśla precyzyjne parowanie przetworników, choć nasz test modelu Mini T nie potwierdził tych deklaracji. Jeden i drugi głośnik zawierają dość twarde, prawdopodobnie metalowe membrany. Mały 3-calowy średniak charakteryzuje się dużą – w relacji do membrany – nakładką przeciwpyłową, przez co membrana w gruncie rzeczy przypomina bardziej kopułkę niż stożek. Woofer wyróżnia się grubym, bardzo solidnym, metalowym koszem. Wszystkie przetworniki pracują w niewielkiej wspólnej objętości akustycznej.
Sygnał płynący do głośników filtruje niezbyt rozbudowana (jak na zespół 3-drożny) zwrotnica złożona z 12 elementów niezłej jakości. Jedna z cewek jest powietrzna, wszystkie rezystory są cermetowe.
Jak na monitory, Mini A mają raczej nietypowe proporcje: są relatywnie wysokie (prawie 40 cm), ale płytkie (tylko 21 cm). W przekroju poziomym skrzynki są w kształcie rombu (pomijając ścięcia narożników ze względu na ograniczenie zjawiska dyfrakcji). Boczne ścianki są odchylone o 5,5 stopnia względem osi akustycznej. Ścięcie jest zatem nieduże i raczej nie ma większego wpływu na zachowanie rezonansowe obudów. Obudowy wykonano ze średniej grubości płyt MDF. Wewnątrz wklejono dwie poprzeczki wzmacniające. Użyto sporej ilości wytłumienia, a posłużyła do tego wełna mineralna.
Na tylnej ściance umieszczono charakterystyczny port bas-refleksu z naprzemiennie ułożonymi nacięciami i przetłoczeniami – zabieg ten z pewnością ma na celu zredukowanie zjawisk turbulencyjnych przy ujściu portu BR. Jak wykazał nasz test, skuteczność tego rozwiązania jest imponująca: port pozostaje cichy przy każdej częstotliwości i przy relatywnie dużych poziomach głośności.
Brzmienie
Mając niedawny kontakt ze zbliżonymi cenowo monitorami B&W CM6 S2, testując Eposy K2 oraz użytkując na co dzień miniaturki ATC SCM7, dysponowałem, jak sądzę, nie najgorzej skalibrowaną skalą odniesienia do miarodajnej oceny najtańszych monitorów Brystona. Pod względem cenowym plasują się one mniej więcej pośrodku wymienionej stawki, będąc znacząco tańszymi od B&W, ale też sporo droższymi od ATC. Żywe były też wspomnienia z testu droższego modelu Mini T. Jak na tym tle zaprezentowały się Brystony? Lepiej niż przypuszczałem. Dużo lepiej.
Zacznijmy od tego, że Mini A grają wyjątkowo neutralnie. To głośniki, które ciężko przyłapać na jakimś ewidentnym oszustwie: próbie schowania lub ekspozycji jakiegoś fragmentu pasma. Grają równo, co nie znaczy, że nudno. W audiofilskim świecie pokutuje przeświadczenie, że jeśli głośnik lub inny element toru jest bardzo neutralny – co w dodatku jest główną zaletą podkreślaną w recenzjach – to znaczy, że tego urządzenia nikt nie chciałby słuchać w sobotni wieczór przy lampce dobrej whisky single malt. Z Brystonami definitywnie tak nie jest. To kolumny, które z jednej strony bardzo wiarygodnie i naturalnie reprodukują barwy instrumentów, mają oczekiwaną od tej klasy monitorów soczystość, z drugiej zaś – są subiektywnie bardzo liniowe. By lepiej oddać ten stan rzeczy, posłużę się przykładem ATC SCM7 (obecnej wersji mkIII). Równo rok temu bardzo je zachwalałem i podtrzymuję swoją opinię na ich temat, choć po przesłuchaniu Brystonów i bezpośrednim porównaniu „łeb w łeb” mój entuzjazm – przyznaję – nieco opadł. Po Brystonach od razu słychać, gdzie ATC dopuszczają się „oszustwa”. Podkreślają średnicę, zmiękczają bas całościowo są dosyć miękkie, a przede wszystkim – o czym wiadomo nie od dziś – mają skomprymowaną skalę dynamiczną. Są zbyt małe, w dodatku zamknięte, by oddać skalę dynamiki jazzowego trio, nie mówiąc już o orkiestrze. W całościowym ujęciu, Brystony zwyczajnie „rozjechały” SCM7. Owszem, są niemal o połowę droższe, jednak różnice w neutralności, wierności, skali dynamiki oraz przestrzenności są warte o wiele więcej niż 1900 zł (to kwota, która dzieli ceny obydwu monitorów). Prawda bywa brutalna: droższe produkty niekiedy mają lepszą relację jakości do ceny. Odnosząc walory Mini A do ich ceny i konkurencji – tej droższej i tańszej – stawiam tezę, że to jeden z najlepszych głośnikowych „best buy” ostatnich lat. Obok JBL-i Studio 280, Vandersteenów 1Ci i może jeszcze paru innych modeli kolumn, które akurat w tej chwili, gdy piszę te słowa, nie przychodzą mi do głowy.
Wspomniałem o stereofonii. Nie będę owijał w bawełnę: w mojej ocenie jest wybitna. Wybitna za te pieniądze i bardzo dobra wskali absolutnej. Mało które kolumny za 10, 15 tysięcy złotych kreują bardziej realistyczną, a przede wszystkim równie głęboką przestrzeń. Mini A z nieoczekiwaną w tej klasie kolumn łatwością umiejscawiały instrumenty bezpośrednio za kolumnami. To naprawdę znaczące osiągnięcie. Scena rozciągała się całe metry za linią bazy, była pięknie poukładana, harmonijna i proporcjonalna. Żadnego rozdmuchania na boki, dźwięków fruwających pomiędzy bazą a słuchaczem. Wszystko porządnie osadzone na linii głośników, poza nią i daleko poza nią. Do tego pewne, stabilne ogniskowanie, choć może bez chirurgicznej precyzji. Scena w wydaniu Brystonów jest wyjątkowo realistyczna. Gdy trzeba, kameralna, ale przede wszystkim obszerna, a przy tym dokładna. Z obowiązku muszę dodać, że te „rewelacje” były udziałem elektroniki referencyjnej (Auralic Aries->Meitner MA-1->Conrad-Johnson ET2->Audionet AMPI V2) – niestety o rząd wielkości droższej od testowanych kolumn (acz i tak taniej w relacji do tego, co potrafi). Jednak tak duży jest potencjał tych kolumn, że poprzestanie na tym, jak brzmią podłączone do integry i odtwarzacza lub DAC-a w cenach 6–7 tysięcy złotych, byłoby dla nich mocno krzywdzące. Wszak chodzi o to, by uplasować jakość brzmienia oferowaną przez te monitory do tego, co potrafią zestawy high-endowe za kilkadziesiąt tysięcy złotych. Odpowiedź brzmi: potrafią szokująco wiele. Kolejny przykład na to, że konieczność sięgania po „grube” high-endowe zestawy głośnikowe, by osiągnąć brzmienie kategorii A, to mit. Brystony dosłownie otarły się o kategorię A. Długo się zastanawiałem, czy im jej nie przyznać. Ostatecznie zrezygnowałem z tego zamiaru uznając, że warto jednak pozostawić margines dla kolumn znacznie lepszych i nieporównywalnie droższych.
Będąc „zupełnie uczciwą” konstrukcją trójdrożną, Brystony nie miały trudności z uzyskiwaniem dużych natężeń dźwięku. Może jeszcze nie koncertowych, ale naprawdę wystarczających do posłuchania „jak należy” – z pokaźną dawką watów pompowanych do tych niedużych skrzynek. Mini A właściwie ani razu nie zaprotestowały. Ich czułość jest całkiem niezła – deklarowane 87 dB wydają się nie odbiegać od rzeczywistości. Na tle SCM7 czy Sounddeco Alphy M2 to wręcz przepaść. Pod względem dynamicznym Brystony osiągają poziom wcale niemałych, 2,5-drożnych podłogówek. Woofer znosił spore wychylenia bez furkotania i zniekształceń. Przy dużych poziomach nie było wrażenia, że pojawiają się zniekształcenia, nie było odruchu nagłego ściszenia muzyki.
Długo próbowałem przyłapać te kolumny na jakiejś słabości. Sądziłem, że najprędzej znajdę je na basie. Tak się jednak nie stało, ponieważ niskie tony zestrojono w pełni profesjonalnie: bez żadnego napompowania, co tak bardzo raziło w przypadku Mini T. Tu bas jest nieporównywalnie bardziej liniowy, czystszy, bardziej dokładny i czytelny. Rozciągnięcie jest nie najgorsze, choć trzeba przyznać, że poniżej 50 Hz dzieje się już niewiele. Za to definicja, szybkość i barwa tego zakresu są naprawdę bardzo dobre.
No dobrze, czy jest coś, do czego w końcu można się przyczepić? Ujmę to następująco: Brystony dopuszczają się jednak pewnego upiększenia rzeczywistości: mianowicie trochę polerują mikrokontrasty dynamiczne, lekko osładzają i ujednolicają górę, co było słychać w brzmieniu instrumentów dawnych. W ten sposób wychodzi na jaw ograniczona rozdzielczość z wyższych rejestrach. Nie jest to jednak nic, czego nie można by było usprawiedliwić ceną.
Pomiary
Komentarz
Brystony Mini A zdecydowanie lepiej wypadły w odsłuchu niż w pomiarach. Konstruktor zastosował niecodzienne i z technicznego punktu widzenia dość kontrowersyjne rozwiązanie, polegające na niefiltrowaniu lub bardzo łagodnym filtrowaniu głośnika basowego przy jednoczesnym wysokim cięciu przetwornika średniotonowego. Konsekwencją tego stanu rzeczy są niezbyt korzystne charakterystyki kierunkowe w pionie, ale też dobra spójność czasowa – przynajmniej w obrębie średniej części pasma. Liczne rezonanse trudno uznać za przejaw doskonałości technicznej. Mała efektywność i nisko spadająca impedancja raczej wykluczają stosowanie wzmacniaczy lampowych.
Po stronie zalet możemy zapisać dobrą liniowość pasma w zakresie 1,5–10 kHz oraz bardzo przyzwoite rozciągnięcie basu – szczególnie jak na monitory.
Galeria
- Bryston Mini A Bryston Mini A
- Bryston Mini A Bryston Mini A
- Głośniki Głośniki
- Obudowa od góry Obudowa od góry
- Głośnik średniotonowy Głośnik średniotonowy
- Terminale głośnikowe Terminale głośnikowe
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/zestawy-glosnikowe/item/196-zestawy-glosnikowe-bryston-mini-a?tmpl=component&print=1#sigProGalleria4af51f56f0
Naszym zdaniem
Brystony Mini A są nad wyraz interesującą propozycją wśród zestawów głośnikowych w swojej cenie – bez względu na to, czy mówimy o monitorach, czy o kolumnach podłogowych. Mini A mają bowiem zalety konstrukcji wolno stojących znacznie od siebie większych, a także mniejszych monitorów. W dodatku są tanie – w relacji do ceny. Zbyt piękne, by było prawdziwe? Bynajmniej – nie. To zaskakująco przemyślana konstrukcja, która miała przede wszystkim świetnie brzmieć, potem długo nic, a dopiero na końcu dobrze wyglądać. To niedzisiejsze rozłożenie akcentów zaprocentowało (w naszej ocenie). Takiej kombinacji przestrzenności, neutralności, definicji basu i skali brzmienia w jednym zestawie głośnikowym za nieco ponad 6 tysięcy złotych mało kto by oczekiwał. Brystonowi ta sztuka się udała. Dlatego przyznajemy najwyższe wyróżnienie. Doprawdy warto się przełamać i posłuchać tych kolumn. Zdziwią niejednego z Was – jestem o tym przekonany.