PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

JBL Studio 290

Wrz 10, 2015

Index

Brzmienie

W recenzji mniejszego modelu 280 napisałem, że brzmienie tych kolumn przeczy stereotypom na temat JBL-a, a także tym, które  dotyczączą dużych niedrogich podłogówek w ogólności. Oto bowiem, zamiast próby „ogłuszenia” słuchacza, otrzymaliśmy coś nieoczekiwanego: dźwięk nienachalny, a wyrafinowany, wyważony, nieostry, całkiem bogaty w alikwoty, swobodny i po prostu naturalny. Tak dobry, że testowana para nie wróciła już do dystrybutora. I tak Studio 280 stały się redakcyjnym benchmarkiem tego, co potrafią średniej klasy podłogówki. Porównujemy z nimi zarówno kolumny tańsze, jak i te sporo droższe. JBL-e podpięte do dobrej elektroniki potrafią zadziwiająco wiele. Nawet konstrukcje po 6–8 tys. zł wcale nie mają z nimi lekko. Od wielu z nich Studio 280 są po prostu lepsze!

Początek testu Studio 290 okazał się niefortunny. Otrzymałem kolumny wcześniej używane, co w pierwszej chwili mnie ucieszyło – w końcu to mniejszy problem z wygrzewaniem! Okazało się jednak, że wielkie JBL-e brzmią fatalnie. Bas był bardzo zły: bardzo nierówny, przesunięty w lewo, kompletnie pozbawiony wykopu. Brakowało ogniskowania – dźwięk rozlewał się szeroką plamą, zamiast być ostro ogniskowany pośrodku, na co zresztą pozwala testowe pomieszczenie. Coś musiało być nie tak. Wysnułem hipotezę, że któryś w głośników jest podłączony w odwrotnej polaryzacji. Na jednym z kartonów doczytałem, że kolumny wcześniej gościły w innej redakcji, zatem taka ewentualność była całkiem możliwa. Pozostało tylko rozstrzygnąć, o który z głośników chodzi. Szybko okazało się, że prawa kolumna nie produkuje basu, a chwilę później zauważyłem, że oba woofery pracują w przeciwfazie. Który ma zamieniony plus z minusem? Musiałem rozkręcić drugą kolumnę, by to ustalić. Z oględzin nie wynikało to jasno, jakie kable zamieniono. Ostatecznie wszystko się szczęśliwie wyjaśniło – szybka zamiana miejsc końcówek jednego z woofera rozwiązała problem.

Studio 290 zagrały na miarę oczekiwań. Ich ogólny balans, charakter brzmienia żywo przypominają mniejszy model. Występują jednak istotne różnice. Po pierwsze – bas, którego jest zdecydowanie więcej. Już „280-tki” są pod tym względem hojne, w midbasie nawet trochę za bardzo. Mimo wszystko ich bas trzyma się reszty pasma, nie jest oderwany, odklejony. Ma niezłą kontrolę, a poczucie jednolitości, spójności tego zakresu jest zapewnione. Studio 290 są jeszcze obfitsze, dając poczucie nieograniczonej wręcz potęgi, niespożytej energii pomruków niskotonowych. Ma to swoje dobre i złe strony. To, co w przypadku „280-tek” można już uznać za przejaw stresu, w większych kolumnach jest zagrane „na luzie”. W zakresie potęgi basu te kolumny dystansują wiele znacznie większych od siebie konstrukcji. Grają przepotężnie. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że bas właśnie trochę odrywa się od reszty, że żyje własnym życiem, nie zapewniając dobrego różnicowania nagrań. Z jednej strony mamy tu problem pogrubienia i umiarkowanej kontroli – choć to jeszcze nie jest takie wyraźne – z drugiej zaś – ciągłe poczucie, że gdyby tego basu było znacznie mniej, to brzmienie wiele by zyskało. Niskie tony nieustannie przyciągają uwagę, odwracając ją od pozostałych zakresów, a te – jak się okazuje – są bardzo dobrej jakości. Nawet skrzypce Adama Bałdycha z ostatniego albumu „The Tradition” zabrzmiały naturalnie, z odpowiednią dozą ekspresji i witalności. Pomimo obfitości basu, a może wręcz dzięki niej, wiele nagrań rockowych, brzmi za pośrednictwem Studio 290 imponująco – choćby album Johna Mayera „Battle Studies”. Mówiąc inaczej, bas nie jest wcale na jedno kopyto. Potrafi zręcznie pokazać, co nagrano na albumie.

JBL Studio 290 glosniki2

W gruncie rzeczy zakres średnio-wysokotonowy brzmi bardzo podobnie do tego w Studio 280, a może nawet nieco lepiej, bo nieco ostrzej, bardziej konturowo. Góra jest subiektywnie nieco jaśniejsza. Wciąż jednak wyrównanie i gładkość zakresów średnio- i wysokotonowego są naprawdę bardzo dobre – o wiele lepsze niż można by podejrzewać. Mamy tu do czynienia z niespodziewaną w przypadku kolumn w tej cenie – o takich gabarytach –  otwartością brzmienia. Olbrzymim plusem jest to, że głośne granie w żaden sposób nie „ściska” średnicy, nie prowadzi do oczywistego wzrostu poziomu zniekształceń. Studio 290 potrafią grać bardzo, bardzo głośno i nie wywoływać przy tym odruchu ściszenia muzyki. One kochają grać głośno! Są niesamowicie, jak na kolumny w tej cenie, swobodne dynamicznie. A to wiąże się z brakiem zniekształceń barwy przy głośnym słuchaniu, wrażeniem, że średnie tony nie są w żaden sposób przybrudzone basem, co na przykład łatwo wychwycić z też obszernych na basie (choć nie aż tak) zestawów Q Acoustics 3030. To jednak konstrukcja 2,5-drożna, co wyraźnie słychać.

Oceniając Studio 290 przez pryzmat kolumn podłogowych za mniej niż 4000 zł, trzeba też bardzo pochwalić stereofonię. Jest ona wprawdzie mniej precyzyjna, mniej intymna, a bardziej efektowna niż w przypadku „280-tek”, ale tak czy inaczej, rozmach sceny, jej rozmiary, szerokość i głębia robią wrażenie. O ile tylko dysponuje się dużym pomieszczeniem, wrażenie dźwięku „live” wynikające z nieskrępowania dynamiki, dużej, otwartej i głębokiej sceny jest naprawdę sugestywne. To coś wyjątkowego na tym pułapie cenowym, choć znów muszę zaznaczyć, że mniejsze Studio 280 robią to niewiele gorzej, będąc przy tym zdecydowanie bardziej kompatybilnymi z rzeczywistymi pomieszczeniami odsłuchowymi, salonami i mieszkaniami. Poza tym mają w sobie tę koherencję, spójność, które w większym modelu gdzieś się ulotniły.


Oceń ten artykuł
(3 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją