PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Spendor D7

Sty 13, 2016

Index

Konserwatywny Spendor ma w swojej ofercie kolumny, które świetnie łączą tradycję z nowoczesnością. To model D7.

Dystrybutor: Eter Audio, www.spendor.pl 
Cena (za parę): 17 490 zł
Dostępne wykończenia: black ash, cherry, Spendor white, Light Oak, Dark Walnut, Spendor Dark

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Spendor D7 - Zestawy głośnikowe

TEST

Spendor-D7-aaa

Z czym kojarzy się marka Spendor? Primo – z BBC; secondo – z brytyjskim „monitorowym brzmieniem”, co poniekąd wynika z pierwszego. Mnie Spendor kojarzy się także z bardzo konserwatywnym podejściem do konstruowania zestawów głośnikowych. I to bynajmniej nie dlatego, że w swojej ofercie wciąż utrzymuje modele z serii Classic, które wprawdzie są rozwijane (modyfikowane), ale ściśle nawiązują do lat 60. i 70. I nic w tym dziwnego. Firma powstała w 1960 roku, gdy BBC dopiero zaczynało tworzyć standardy w reprodukcji dźwięku hi-fi (słynny program badawczy obejmujący prace teoretyczne i szeroko zakrojone odsłuchy zespołów głośnikowych stworzono właśnie w latach 60.). Istniały już elektrostaty QUAD-a. Zaledwie rok później Raymond Cooke powołał do życia KEF-a. Większość brytyjskich producentów zestawów głośnikowych i sprzętu hi-fi w ogóle miała dopiero się pojawić.

Markę założyli były inżynier-dźwiękowiec BBC, Spencer Hughes, wraz ze swoją żoną Dorothy (od pierwszych liter obu imion wzięła się nazwa – Spen-Dor – ale to już zapewne wiecie). Hughes maczał palce w tworzeniu legendarnych monitorów LS 3/5A, jednak na długo, zanim powstały (bodaj 7 lat), firma zasłynęła dużymi „paczkami” o nazwie BC1, dzięki którym udowodniła światu, że nie tylko elektrostaty mogą mieć bardzo małe podkolorowania w średnicy. Po BC1 powstały SP1, później SP 1/2, w końcu SP 1/2R2 produkowane obecnie. Nie trzeba wielkiej przenikliwości umysłu, by uzmysłowić sobie, że Spendor nie jest producentem przywiązującym wagę do słupków sprzedaży. Nowości pojawiają się raczej rzadko. Ofertę tworzą dwie gamy: wspomniana Classic z pięcioma modelami, na szczycie której znajduje się opisywany niedawno model SP100R2 (AV 3/2015); linia A, na którą składają się bardziej współcześnie wyglądające kolumny (4 modele plus głośnik centralny), wyżej pozycjonowana seria D (zaledwie 2 modele) oraz nieduży wolno stojący zestaw głośnikowy ST.

Po długiej nieobecności Spendorów w naszych testach (pomijając SP100R2, które jednak nie były testowane niezależnie, a tylko w systemie), postanowiliśmy bliżej zapoznać się z kolumną, która uchodzi za wyjątkowo udany model. D7 to jedna z nowszych konstrukcji. Na rynku jest niecałe dwa lata. „Siódemki” zbierają bardzo pochlebne recenzje – nie tylko w Wielkiej Brytanii. Nie brak też entuzjastycznych opinii wśród polskich audiofilów.


Budowa

W opcjonalnym, prezentowanym na zdjęciu wykończeniu D7 kosztują 19 500 zł za parę i, prawdę powiedziawszy, jakoś szczególnie tego po nich nie widać, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Żeby nie być gołosłownym, podam dwa kontrprzykłady: ProAc Studio 148 – kolumna o podobnych gabarytach, a nawet nieco większa, o zbliżonej konstrukcji 2,5-drożnej – kosztuje 10 500 zł. W porządku, fornir nie jest lakierowany na wysoki połysk, ale 9000 zł to wielka różnica. Drugi przykład to Audiovectory SR3 Signature. Są droższe, lecz tylko nieznacznie, a – co by nie mówić – prezentują się znacznie efektowniej. Widać w nich większą dbałość o detale, użyto jeszcze lepszego lakieru – idealne dopieszczenie. I wreszcie KEF-y R700, przy których D7 są nieomal karłami, a jakości wykończenia KEF-ów też nie można niczego zarzucić. Cena – o 6000 zł niższa. Na tym tle „D-siódemki” prezentują się nieszczególnie, choć trzeba przyznać, że wersja w opcjonalnym wykończeniu Dark Spendor wygląda zacnie – szczególnie w odpowiednim świetle. D7 nie powstały po to, by ktoś komuś mógł zaimponować. Chyba że po zgaszeniu światła, w ciemnym, przygotowanym akustycznie pokoju. Bo zagrać ładnie potrafią!

Jakiś czas temu miałem i u siebie któryś z modeli z serii A. Posłuchałem i powiedziałem do siebie: „Aha, to już wszystko wiadomo”. Uznałem, że w Spendorze czas chyba się zatrzymał. Nie były to głośniki, o których miałem ochotę pisać.

D7 to z pozoru klasyczna, niezbyt oryginalna konstrukcja. Ale tylko z pozoru, bo kilka rozwiązań zastosowanych w tych niedużych podłogówkach (wysokość 95 cm) jest naprawdę ciekawych, a nawet innowacyjnych. Zacznijmy od tweetera LPZ (Linear Pressure Zone). Że jest nieco inny niż zwykle – to można od razu zauważyć gołym okiem. Chroni go drobniuteńka siateczka z krążkiem pośrodku. Gdy bliżej się temu przyjrzeć, widać przez nią klasyczną kopułkę, która – jak się okazuje – jest wykonana z plecionego poliamidu, a nie z popularnego w tweeterach jedwabiu. Istotniejszy jest jednak sens owej siateczki. Pełni ona ważną funkcję: stanowi rezystancję akustyczną dla małej membrany od jej przedniej strony, wyrównując ją z oporem tworzącym przez małą komorę za kopułką. Większość producentów stara się zapobiec efektowi kompresji akustycznej, stosując wytłumione komory za membraną, tuby (np. Nautilus) czy inne podobne rozwiązania. Spendor poszedł w pewnym sensie pod prąd, uważając, że ważna jest symetria w obciążeniu membrany od przedniej i tylnej strony (balanced linear mode). Dlatego stworzył tweeter z komorą nie za, lecz przed membraną. Komorę zamyka stalowy front głośnika, zaś siateczka uwalnia energię akustyczną promieniowaną przez tweeter. Ale nie ma nic za darmo. Charakterystyka częstotliwościowa kolumn dość wyraźnie opada powyżej 15 kHz. Wydaje się nieomal pewne, że ma to związek z przyjętą koncepcją budowy omawianego przetwornika. Dodajmy jeszcze, że okrągły krążek pośrodku ma za zadanie modyfikować charakterystykę przenoszenia na osi oraz dyspersję.

Spendor-D7-glosnik

Częstotliwości poniżej 3,2 kHz odtwarza stosunkowo nowy głośnik nisko-średniotonowy o średnicy 180 mm z 12-cm miękką membraną z polimeru, o zapadającej w pamięć nazwie EP77. Poniżej 900 Hz otrzymuje on wsparcie od identycznego wymiarami woofera, o zupełnie innej konstrukcji płaskiej i bardzo sztywnej membrany. Stanowi ją dwuwarstwowy kompozyt kewlarowy. Obydwie jednostki wyposażono w odlewane kosze ze stopów magnezu, silne ferrytowe układy magnetyczne oraz nowe polimerowe resory o stabilnej strukturze molekularnej, dzięki czemu głośniki nie wymagają długotrwałego wygrzewania. Tak przynajmniej twierdzi producent.

Innym ciekawym detalem konstrukcyjnym jest port bas-refleksu. Nie jest to żadna prosta czy nawet fikuśnie wyprofilowana rura, lecz szeroki kanał z pionową przegrodą, która skojarzy się ze skrzydłem, a raczej sterem wodnym. Ujście kanału zajmuje sporą część dolnej ścianki, będąc większym niż przekrój tunelu w jego głębszych partiach. W ten sposób uzyskano znaczną redukcję efektów turbulencyjnych, ponieważ wraz ze zbliżaniem się do ujścia portu powietrze spowalnia. Określenie port Venturiego, stworzone na potrzeby działu marketingu, to odwołanie do pracy G.B. Venturiego z XVIII wieku, który znalazł sposób na pomiar prędkości cieczy, wykorzystując zależność pomiędzy ciśnieniem a prędkością jej przepływu.

Spendor-D7-tyl

Kolejnym smaczkiem konstrukcyjnym, którego w ogóle nie widać, jest to, że zrezygnowano z wewnętrznego wytłumienia obudowy. Spendor wskazuje na ułomność metody dociążania ścianek poprzez doklejanie do nich elementów tłumiących (np. mat bitumicznych), ponieważ powodują one chwilowe magazynowanie energii, a następnie oddawanie jej z opóźnieniem, co nie służy muzyce. Można by z tym argumentem polemizować, ale Brytyjczycy zdecydowali się na inną, sprytniejszą metodę: asymetrycznego ożebrowania wewnętrznego, które ma nie dopuszczać do przesuwania rezonansów z niższych częstotliwości w wyższe (to powoduje każde ożebrowanie), lecz ich rozpraszanie w sposób bardziej równomierny w funkcji częstotliwości. W newralgicznych punktach obudowy umieszczono małe polimerowe tłumiki drgań, które zamieniają je w ciepło. Trzeba przyznać, że obudowa – choć wcale nie jest szczególnie ciężka – sprawia wrażenie bardzo sztywnej, solidnej, z rzeczywiście małą podatnością na rezonanse.

Spośród sześciu dostępnych wykończeń cztery są standardowe (bez dopłaty). Najciekawsze są jednak te opcjonalne, droższe o 2000 zł: Spendor Dark (ciemna lakierowana na wysoki połysk naturalna okleina – jak na zdjęciach) i Spendor White, czyli biel w połysku.


Brzmienie

Mam w zwyczaju zapoznawać się z recenzjami ocenianych przeze mnie produktów, zanim siądę do pisania recenzji – co czynię zawsze po zakończeniu odsłuchów, a nie trakcie w ich trwania. Wychodzę z założenia, że ewentualne polemiczne odwołanie do innych opinii może być wartościowe dla czytelnika. W końcu dostęp do potrzebnych materiałów jest dzisiaj banalnie łatwy. A polemika skłania do myślenia i zadawania kolejnych pytań.

D7 to kolumny bardzo przyjemne w ogólnym odbiorze. Nie zaliczają wpadek, są wyważone w każdej dyscyplinie, a zarazem chce się ich słuchać dłużej niż przez godzinę, dwie czy kilka. Banał? Niekoniecznie. Ostatnio miałem u siebie pewne zestawy głośnikowe high-tech za ponad 50 tys. zł, które, owszem, obiektywnie są bardzo dobre, ale już po 15 min miałem ochotę je spakować.

Obecnie mam w głowie trzy „benchmarki” dla kolumn w cenie do około 20 tys. zł: ATC SCM40, testowane niedawno Audiovectory SR3 Signature oraz oceniane dwa lata temu Harbethy Monitor 30.1. Dwa pierwsze zestawy wypadają dość przeciętnie w pomiarach, a grają znakomicie. Spendory „mierzą” lepiej, ale czy daje im to przewagę? Są bardzo odmienne od Audiovectorów. Bliżej im już do ATC, choć określenia „podobnie” bałbym się już użyć.

Jak określić brzmienie tych zestawów na tle owych wzorców? Spendory lansują styl brzmienia, który nawiązuje do starego brytyjskiego wzorca, ale z umiarem, podążając w stronę ogólnie pojętej nowoczesności, tj. większej neutralności i lepszej dynamiki. Środek pasma, choć na pierwszy rzut ucha wydaje się równy i w bardzo dobrej proporcji do reszty pasma, jest jednak na pozycji delikatnie uprzywilejowanej. To na nim mimowolnie koncentruje się uwaga słuchacza i to on determinuje charakter prezentacji. Pierwsze, co odnotowałem po przełączeniu się z Audiovectorów, było (pożądane) uspokojenie wyższej średnicy i zrobienie miejsca na relaks, odpoczynek dla uszu. W porównaniu z D7 duńskie zestawy są najeżone transjentami, ekscytujące dynamicznie, niezmiernie otwarte, ale też chwilami zbyt absorbujące. Spendory grają dla porównania tak, jakbyśmy z rollercoastera przesiedli się do nowoczesnego tramwaju. No może trochę przesadziłem – skala różnic nie jest aż tak drastyczna, ale mniej więcej oddaje istotę rzeczy. Komfort słuchania jest decydowanie wyższy, lecz też dużo mniej się dzieje, kolumny nie są w stanie słuchacza czymś zaskoczyć. Timing nie jest tak dobry jak w Audiovecorach. Spendory mają w sobie pewną przewidywalność.

Druga obserwacja dotyczyła góry pasma, która jest bardzo jedwabista, wygładzona. Jak dla mnie – nadmiernie. Owszem, soprany mile pieszczą ucho, ale w całej swej rozciągłości są delikatne, bardziej słodkie niż to, co słyszymy w naturze, podczas koncertu czy na systemach dużo wyższej klasy. Nie jest to jednak ten sam typ słodkości co w przypadku Dynaudio. Tweeter jest obiektywnie bardzo dobry, lecz wydaje mi się, że nieco za dużo poświęca mikrodynamiki i powietrza na skraju pasma na rzecz ładnych, aksamitnych barw. Blachy perkusyjne w rzeczywistości nie są aż tak miękkie.

Spendor-D7-wnetrze

Taki charakter brzmienia z reguły nie przyczynia się do kreowania obszernej, dobrze napowietrzonej sceny dźwiękowej. A jednak Spendory bardzo dobrze radzą sobie z wytwarzaniem naturalnego poczucia przestrzenności, a w szczególności głębi. Muzycy niechętnie wychodzą do przodu „przywitać się ze słuchaczem” – są leciutko zdystansowani. To nie wada, lecz cecha prezentacji, która na pewno może się podobać – zwłaszcza tym, którzy ustawią kolumny blisko fotela, w niedużym pomieszczeniu. Dobrze sprawdza się to szczególnie przy muzyce symfonicznej, choć pod względem rozmiarów sceny dźwiękowej, rozmachu prezentacji „D-siódemki” nie są tak imponujące jak KEF-y R700 czy wspomniane Audiovectory. Różnica nie jest wcale mała.

Spore uznanie należy się brytyjskim konstruktorom za zestrojenie niskich tonów. Tutaj znów nie silono się na wyczynowość, spektakularny efekt, lecz zwrócono uwagę na niuanse, dopracowanie, wyważenie omawianego zakresu – jego ogólne ułożenie. Słuchając poszczególnych nagrań, wyraźnie słyszymy różnice w realizacjach basu, Spendory wprowadzają tutaj odrobinę miękkości, ale tej pożądanej – sprawiającej, że kontrabas brzmi jak kontrabas, ma pudło, zróżnicowane barwy, zaś bębny są nieco mniej twarde, niż mogłyby być, lecz zasadniczo nie brak im wigoru i energii. Rozciągnięcie basu należy ocenić jako zdecydowanie dobre w kontekście gabarytów obudów. Jeśli chodzi o potęgę niskich tonów, to oceniam ją jako umiarkowaną, co – jak sądzę – będzie dla wielu audiofilów wybawieniem. W pomieszczeniu i ustawieniu testowym, które minimalizują bas (odwrotnie niż większość pokojów, w których słucha się muzyki), Spendory brzmiały nieco szczupło. Wprawdzie efekt ten da się zniwelować mocną lampą, lecz trzeba wyraźnie podkreślić, że w dziedzinie dynamiki niskich tonów Spendory nie są w czołówce. Nie mówię tu o KEF-ach R700, lecz o podobnych gabarytowo Audiovectorach. Możliwe, że z uwagi na niewysilanie i niewątpliwie dobrą liniowość basu, w tych konkretnych warunkach wokal Joao Gilberto w „The Girl from Ipanema" (download 24/96)  brzmiał cieniej, z mniejszym – niż zwykle – udziałem klatki piersiowej i przepony. Zresztą w ogóle miałem wrażenie, że jest lekki niedostatek niskiej średnicy.

Barwy należy sklasyfikować zdecydowanie wysoko pod względem szeroko pojętej naturalności. Neutralność nie jest natomiast idealna, bowiem słychać uwypuklenie środkowego podzakresu, które nieznacznie, ale w sposób dający się stwierdzić ponad wątpliwość, podkolorowywało brzmienie saksofonów, przesuwając ciężar gry z wyższych rejestrów w średnie. Nie jest to jednak nic poważnego.

Zakres dynamiczny Spendorów może być tematem do dyskusji, a może i sporów. Nie do końca zgadzam się z recenzjami Sama Telliga („Stereophile”), Jasona Kennedy’ego („HiFi World”) oraz z opinią zamieszczoną w poczytnym „What HiFi”, z których wynika, że D7 są szybkie, mają dobry atak i zdecydowanie. Nie wiem, do czego autorzy tych opinii porównywali omawiany model, ale z całą pewnością nie do najlepszych pod tym względem kolumn w zbliżonej cenie. Całkiem możliwe, że do starszych modeli Spendora lub innych konstrukcji z gatunku „soft&easy” – i wówczas opinie te są całkowicie uzasadnione. Myślę, że zwolennikom energetycznego, żwawego grania powyższe odniesienie bardzo się przyda. Faktem jest, że same transjenty Spendory odtwarzają czysto i naturalnie. Słuchając nagrań gitarowych, można wręcz odnieść wrażenie podobne do przytoczonych. Gdy jednak zaczynamy próbować poruszać się po pełnej skali dynamicznej, zmuszając D7 do pracy na wysokich obrotach, często przekraczając poziom dziewięćdziesięciu kilku decybeli, okazuje się, że kolumny zaczynają nam oszczędzać tego i owego. Co nie zmienia faktu, że tej wizji muzycznej rzeczywistości słucha się nader przyjemnie.


Pomiary

Impedancja i faza elektryczna Charakterystyka częstotliwościowa
Spendor-D7-impedancja
 
Spendor-D7-SPL-ALL
 

Spendor deklaruje, że D7 są obciążeniem 8-omowym, co jednak nie jest zgodne z prawdą jako że moduł impedancji utrzymuje się poniżej wartości 5 omów od 120 do 300 Hz, osiągając minimum przy 180 Hz. D7 należałoby określić jako zestaw 6-omowy. Fakt ten rodzi niejednoznaczność: które z wyjść we wzmacniaczach lampowych wybrać: 4- czy 8-omowe. Naszym zdaniem, lepiej te pierwsze.

Obudowę bas-reflex dostrojono do częstotliwości około 28 Hz. Wartości kąta fazowego przekraczają +/–45° dla częstotliwości 57 i 74 Hz, ale wartości modułu impedancji są dla tych częstotliwości na tyle wysokie (powyżej 10 omów), że wzmacniacz mocy z reguły sobie poradzi.

Charakterystyka na osi jest dobrze wyrównana, dość gładka. Podbicie basu jest znacznie mniejsze niż zwykle. Gdyby pominąć dołek przy 4,27 kHz, to większość pasma (200 – 15000 Hz) zmieściłoby się w granicach +/–1 dB.

Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: nieznaczny deficyt dolnej średnicy (350-800 Hz) , co może korelować z obserwacjami FK z odsłuchów oraz szybko opadająca góra powyżej 16 kHz (również).

Efektywność napięciowa (ważona – C) wyniosła 89.3 dB/2,83V/1m, co jest w dużej mierze zgodne z wartością podawaną przez wytwórcę.

Odpowiedź jednostkowa Rezonanse
Spendor-D7-odpowiedz-jednostkowa
 
Spendor-D7-waterfall
 
Głośnik wysokotonowy podłączono w odwrotnej polaryzacji w stosunku do pozostałych. Wygaszanie impulsu zawiera zafalowanie, które może mieć związek z rezonansem Dołek na charakterystyce przy 4270 Hz pojawia się na wykresie wodospadowym jako wyraźny rezonans. Poza tym nie widać tutaj innych niepokojących zjawisk.
Charakterystyki w poziomie Charakterystyki w pionie
Spendor-D7-poziomo
 
Spendor-D7-pionowo
 

Charakterystyki mierzone pod różnymi kątami w stosunku do osi głośnika wysokotonowego pokazują  zwiększenie poziomu średnich częstotliwości – zwłaszcza w okolicy 2 kHz – dla kątów poniżej osi, z kolei pomiary powyżej osi pokazują lekkie ściszenie tego zakresu. Lepszym rozwiązaniem jest więc słuchanie w pozycji uszu powyżej osi tweetera niż poniżej.

W płaszczyźnie horyzontalnej widać mocno narastające tłumienie góry pasma dla kątów powyżej 15 stopni. Jednocześnie dla tego kąta poziom sopranów nie różni się wyraźnie od tego na osi. Rada: D7 nie powinny grać na wprost, lecz zawsze być przynajmniej lekko skręcone w kierunku słuchacza (zależnie od szerokości bazy.

Komentarz

Spendory D7 cechuje nieprzeciętnie dobre zrównoważenie pasma, poprawne charakterystyki kierunkowe (szczególnie w poziomie) oraz ponadprzeciętna efektywność. Rezonans przy 4,3 kHz może być delikatnie słyszalny, co zdają się potwierdzać wyniki przeprowadzonych odsłuchów.


Galeria


Naszym zdaniem

spendor-d7-zzzW drugiej połowie lat 90. „zachorowałem” na Spendory SP 7/1, na które, niestety, nie było mnie stać. Miały tę niesamowitą słodkość prezentacji, urzekającą plastyczność – szczególnie w połączeniu z lampowcami lub tranzystorowymi Alchemistami (pamiętacie je?). Od tego czasu nastąpił postęp w świecie głośników, co zaowocowało obiektywnie wiele lepszymi, ale wcale nie znaczy: przyjemniej grającymi kolumnami. Brzmienie Spendorów od wielu już lat nie jest zbieżne z moim upodobaniami – zdecydowanie wolę na przykład Harbethy. Też niby „oldskul”, ale jednak inna filozofia.

Biorąc do testu D7, miałem więc pewne obawy, czy są to „paczki” warte ponad 17 tys. złotych? Wątpliwości zostały rozwiane. To kolumny warte swojej ceny, jeśli nie oczekujemy maksimum żywości, ekspresji, dynamiki. Pod względem zrównoważenia tonalnego, muzykalności, niskiego poziomu podkolorowań, przyjazności zestrojenia niskich tonów – patrząc przez pryzmat konstrukcji high-end – mogą być warte nawet zdecydowanie więcej. I już to gwarantuje im etykietkę: „zdecydowanie warto posłuchać”. Tym samym D7 dołączają do zacnego grona kolumn z przedziału cenowego do 20 tys. zł, które mogę polecić.

System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 30 m2 zaadaptowane akustycznie, dość silnie wytłumione, kolumny ustawione w dużej odległości od ścian (2,3 m od tylnej, 1,1 od bocznych.
Źródło: Auralic Aries + Meitner MA-1, dyski NAS Synology DS111 (1 TB) i DS214 (3 TB)
Przedwzmacniacz: Conrad-Johnson ET
Wzmacniacz mocy: Audionet AMPI V2
Wzmacniacz zintegrowany: Ayon Mercury II
Interkonekty: Stereovox HDSE, Albedo Metamorphosis (pre-power)
Kable głośnikowe: Equilibrium Equlight & Sun Ray (bi-wiring), Albedo Air 1 (pomieszczenie 2)
Akcesoria: stoliki Rogoz Audio 4SPB/BBS, StandART STO, platformy antywibracyjne PAB
Zasilanie: dedykowana linia zasilająca, listwy zasilające Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2

 

 

 

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją