PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Gramofon analogowy TEAC TN-300

Maj 18, 2016

Index

Brzmienie

Niedrogie gramofony to jeden z najbardziej elektryzujących segmentów współczesnego modelu rynku hi-fi. Podczas gdy sprzedaż oddzielnych segmentów spada, to gramofonów pnie się w górę. Jak wieść niesie: TN-300 sprzedaje się świetnie (nie dziwiłoby mnie nawet, gdyby grał przeciętnie), podobne rzeczy słyszałem o budżetowym modelu Denona. Kto by pomyślał, że dożyjemy takich czasów?

Do testu TEAC-a podszedłem z dużym zainteresowaniem, wręcz entuzjazmem. W ostatnim czasie zgromadziłem trochę używanych winyli z ulubionymi artystami – wszystko są to albumy, które doskonale znam z wersji CD lub plików hi-res, ale ponieważ w większości jest to muzyka rockowa, pop i folk (Peter Gabriel, Sting, Paul Simon, Marillion, Bobby McFerrin, Joni Mitchell i inni), to nie brzmi (z płyt CD) zbyt ciekawie. Część wydań winylowych, które udało mi się kupić w cenach od 4 funtów do 40 zł jest na tyle mało zniszczona (mowa o wydaniach z lat 80. i 90.), że można je stawiać do bezpośrednich porównań. To właśnie głównie ta muzyka posłużyła do testu TEAC-a, jak również kilka innych, współcześnie wydanych wersji (remasterów), które wprawdzie wydano na ciężkim winylu (180 g), lecz od strony nagraniowej są niczym innym, jak analogowymi kopiami… wydań cyfrowych. Myślę, że szukanie tych pierwszych, „historycznych” wydań jest istotnym źródłem radochy, jaką dają czarne płyty, obcowanie z nimi, czyszczenie ich, przeglądanie czy w końcu słuchanie. Tym bardziej, że ceny są znośne – w przeciwieństwie do wydawnictw nowych, szczególnie tych audiofilskich.

Już pierwsza przymiarka, w drugim systemie odsłuchowym (AVM/Audiovector) przy wykorzystaniu wbudowanego stopnia korekcyjnego EQ, dała wyraźny sygnał, że choć absolutna jakość dźwięku nosi łatwe do wychwycenia ograniczenia, to całość jest wyjątkowo spójna, przyjemna, rytmiczna. Zacznę od basu, bo jak na tani gramofon wydał mi się nieprzeciętny. Jest go wcale niemało, ma niezłą energię, dość dobrze trafia w punkt, czuć modulacje barwy (acz bez przesady) – jednym słowem, tworzy fajną podporę rytmiczną dla całej reszty, która też jest niczego sobie. Ciekawsza jest oczywiście średnica z nieznaną z tanich odtwarzaczy plastycznością i naturalnością. Byłem mile zaskoczony tym, jak dobrze – ustawiony na metalowo-szklanym stoliku (brrr) – TEAC poradził sobie z płytą Bobby’ego McFerrina „Simple Pleasures”. To jeden z tych albumów, który w wersji winylowej (oryginalne tłoczenie) „miażdży” wersję CD – odtwarzaną nawet za pośrednictwem DAC-a za 40 tys. zł. Na tym etapie odsłuchów TN-300 popisał się też całkiem fajną przestrzennością – dźwięk był daleki od cienkości i spłaszczenia, miał wyraźne „body”, przyzwoitą głębię i plastykę. Jedynie szerokość sceny mogłaby być większa. Nasycenie detali  – również.

Góra była obiektywnie przygaszona, słyszałem jej o wiele mniej niż z wydań CD. Z reguły jednak (niemal zawsze) na odtwarzanym repertuarze działało to na plus. Zamiast cykania i świstania, z głośników dobiegał miękki (ale nie rozlazły), a do tego energetyczny dźwięk o naprawdę niezłym drajwie. Jedyne, co mi przeszkadzało, to niski poziom sygnału wyjściowego. Wbudowane phono ma naprawdę małe wzmocnienie, co dobitnie pokazał przedwzmacniacz RCM Sensor 2, jak również stopień korekcyjny w integrze Norma Audio (w ustawieniu 38 dB, drugim od dołu). Zewnętrzna korekcja o większym ganie z miejsca poprawiła wrażenie dynamiki i transparentności dźwięku. Niepomiernie zyskała obecność muzyków w pomieszczeniu. Gdy przełączałem się na wejście liniowe Normy, włączając jednocześnie korekcję w gramofonie, brzmienie dosłownie „siadało”, kurczyło się przestrzennie, a bryły instrumentów i wokale pokrywały się woalem. Były to naprawdę olbrzymie różnice – znacznie większe od tych, które słyszmy zmieniając odtwarzacz czy nawet wzmacniacz na dużo droższy model. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie dokupi do gramofonu za 1700 zł phonostage’a bardzo wysokiej klasy, jednak przykład opcji phono we wspomnianym wzmacniaczu klasy high-end (która jednak kosztuje tylko tyle, co TEAC) dowodzi ważnej rzeczy: opcjonalne dla wielu już dziś wzmacniaczy stopnie korekcyjne przebiją jakościowo element wbudowany w TEAC-a. Ci, którzy zaczną z tego gramofonu korzystać używając wbudowaną korekcję EQ, powinni z czasem pomyśleć o bardziej docelowym rozwiązaniu – ten model zdecydowanie na nie zasługuje.


Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją