PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Gramofon Pro-Ject The Classic

Lut 20, 2017

Index

Brzmienie

Czytając opis producenta dotyczący tego gramofonu i oglądając jego konstrukcję, łatwo zauważyć, że sporo uwagi – więcej niż w konkurujących z tym modelem innych modeli w ofercie Pro-Jecta – poświęcono tłumieniu wibracji. Wspomniałem kilkakrotnie o elastomerze TPE. W przypadku malutkiej igły odczytującej informacje z rowka płyty winylowej pozbycie się wszystkich (a przynajmniej dużej części) niechcianych wibracji jest kluczem do uzyskania czystego, detalicznego dźwięku. Siłą rzeczy więc rozpoczynając odsłuch tego modelu od samego początku, zwracałem uwagę właśnie na te aspekty prezentacji. Mimo że pierwsza sesja odbywała się wieczorem na niskim poziomie głośności, zacząłem ją od płyty z dużą klasyką Rimskiego-Korsakowa. Ilość detali faktycznie robiła duże wrażenie od pierwszych taktów – tym bardziej, że gdzieś tam z tyłu głowy tkwiła mi relatywnie niewysoka cena tego gramofonu i wkładki. Równie ważny był fakt, iż The Classic potrafił owe detale wydobyć na tle gęstej, energetycznej orkiestry, pokazać je czysto, wyraziście, dźwięcznie – raz jeszcze podkreślę, że przy cichym, wieczornym słuchaniu. Nie było w tym dźwięku, charakterystycznego dla niedrogich modeli, wypychania muzyki w stronę słuchacza mającego dawać poczucie bliskiego kontaktu. Scena zaczynała się na linii, a może nawet minimalnie za linią kolumn i sięgała dość daleko w głąb. Dawało to naturalny efekt obserwacji orkiestry ze sporej perspektywy. Całość była ładnie poukładana, bez trudu można było wskazać poszczególne grupy instrumentów, które brzmiały naturalnie i swobodnie. Nawet w gorętszych momentach The Classic trzymał dźwięk w ryzach, jedynie tracąc nieco rezon przy wejściach wielkich kotłów. Dźwięk określiłbym co prawda jako ciepły, ale nie wiązało się to ze spowolnieniem ani zamazywaniem szczegółów. Wynikało raczej z dużej gęstości dźwięku i z delikatnego akcentu w niższej średnicy.

Wieczorne słuchanie zakończyłem dwoma ulubionymi operami – „Carmen” z Leontyną Price i „Weselem Figara” pod Currentzisem. Do orkiestr dołączyli więc śpiewacy, a dodatkowo ta pierwsza realizacja jest niezwykle przestrzenna, stanowiąc doskonały test możliwości testowanych elementów w tym zakresie. Głosy śpiewaków, zgodnie z oczekiwaniami, wypadały bardzo dobrze – mocne, pełne, z dobrze pokazaną barwą, a nawet wglądem w ich fakturę, choć może nie tak dobrym jak w przypadku droższych konstrukcji. Obu płyt słuchałem już wiele razy, na różnych gramofonach, więc jestem dość mocno wyczulony na jakiekolwiek odstępstwa od dźwięku, który dobrze znam. Nie mogłem nie zauważyć, że choćby mój własny (wielokrotnie droższy) gramofon ma sporo więcej do powiedzenia w zakresie rozdzielczości i separacji, że potrafi lepiej oddać potęgę brzmienia orkiestry czy jej skalę. Ale też i The Classic niczego właściwie nie robił źle, nie było w tym brzmieniu żadnych elementów, które przeszkadzałyby mi w odbiorze muzyki. Potrafił zbudować klimat obu przedstawień, zarówno radosno-taneczno-tragiczny „Carmen”, jak i komediowy „Wesela”, sprawiając, że nie siedziałem obojętnie, ale angażowałem się w dobrze przecież znaną mi akcję. Najlepszym dowodem na to, jak wciągająco potrafił zagrać tę muzykę Pro-Ject, był fakt, że obie opery przesłuchałem w całości, kończąc sesję późno w nocy. Nagranie dzieła Bizeta potwierdziło duże możliwości Classica w zakresie oddania ogromnej przestrzeni sceny (zwłaszcza jej imponującej głębokości) oraz klarownego pokazania ruchu zarówno poszczególnych śpiewaków na pierwszym planie, jak i chórów wędrujących daleko za nimi. Może skala tej prezentacji nie była tak duża jak serwowana przez gramofon odniesienia, ale i tak robiła wrażenie.   

Pro Ject Classic 2

Aluminiowy talerz waży 2,1 kg i jest wytłumiony elastomerem TPE. W komplecie otrzymujemy filcową matę.

 

Zmiana repertuaru na jazz, w tym płyty Tria Tsuyoshi Yamamoto, ale także Raya Browna czy Milesa Davisa, pozwoliła mi jeszcze bardziej docenić dwie cechy tego gramofonu. Po pierwsze, przestrzenność grania – umiejętność umieszczania sporych źródeł pozornych w konkretnych miejscach sceny, oddania odległości między nimi, zachowanie naturalnych proporcji, ale także wyraźne pokazywanie pogłosu, odbić dźwięków od ścian etc., a przez to dobrą reprodukcję atmosfery nagrań live. Po drugie, umiejętność budowania „obecności” muzyków w pokoju i to bez podawania ich przed nos słuchacza. Dodajmy do tego naturalne, płynne, zrównoważone i zrelaksowane brzmienie serwowane przez Pro-Jecta, a otrzymujemy obraz urządzenia, którego po prostu bardzo dobrze się słucha. Nie mówię o audiofilskim studiowaniu najmniejszych detali, rozbieraniu nagrań na czynniki pierwsze, ale o obcowaniu z muzyką dla przyjemności.

To wszystko nowy klasyk Pro-Jecta robi znakomicie – i to właściwie przy każdym rodzaju muzyki. Dobrze radzi sobie bowiem także i przy rocku, wykorzystując niskie zejście basu, dobrą dynamikę czy umiejętność czystego oddania sporych ilości energii. Przydaje się również ów uporządkowany sposób prezentowania wydarzeń, o którym wspominałem wcześniej, dzięki któremu nawet tam, gdzie w wielu nagraniach rockowych i metalowych wkrada się chaos, Pro-Ject potrafił zagrać czysto, bez dokładania kolejnych zniekształceń. A to już naprawdę sporo i wystarcza, by z satysfakcją słuchać nie tylko rocka, ale nawet i (tej lepiej zrealizowanej) części popu. Michael Jackson z „Thrillera” wymiatał dzięki dużej energii i dobrze prowadzonemu rytmowi, a George Michael zachwycał umiejętnościami wokalnymi.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją