PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Gramofon Pro-Ject RPM 9 Carbon

Maj 16, 2017

Index

Brzmienie

Pierwszą płytą, która trafiła na masywny talerz Carbona, był piękny album Przemysława Rudzia „Music for Stargazing”. To niesamowita muzyka elektroniczna, z którą testowany gramofon zabrał mnie natychmiast w wędrówkę po nieboskłonie. Zbudował wielką przestrzeń, która doskonale sprawdziłaby jako ilustracja atlasu nieba na urządzenia mobilne, co było pierwotnym przeznaczeniem tego materiału. Z dedykowaną wkładką Ortofona, Pro-Ject pokazał tę muzykę w niezwykle płynny, spójny, gęsty i dość miękki (ale to po części kwestia charakteru samej muzyki) sposób. To w połączeniu z fantastyczną przestrzenią sprawia, że słuchaczowi nie pozostaje nic innego, jak dać się ponieść tej wyjątkowo wciągającej muzyce. Ta gęstość i nasycenie dźwięku sprawdziły się równie dobrze przy kolejnym krążku wydanym przez Audio Anatomy –  albumie Stick Mena. To niezły kawałek progresywnego rocka, który zagrany przez RPM 9 miał odpowiednią energię, masę, a jednocześnie tempo wyznaczane równo i pewnie prowadzonym rytmem. RPM 9 mocno dociąża niski zakres, całkiem dobrze go różnicuje, a jego sposób reprodukcji przypominał mi nieco lampowe granie – bez konturowania czy utwardzania basu. To raczej miękkie, ciepłe, ale absolutnie nierozlazłe granie. Niskie tony są bowiem sprężyste, muskularne, zachowany jest dobry timing, a i do dynamiki trudno się przyczepić. Oczywiście da się lepiej, tyle że raczej nie na tym poziomie cenowym.

RPM9 Carbon ramie det

Węglowe ramię Evolution 9cc jest dobrze znane z innych modeli Pro-Jecta. Ma dwa łożyska i uchwyty, których je osadzono – oddzielnie dla poziomu i pionu. W komplecie otrzymujemy 4 różne przeciwwagi dopasowane do wkładek o różnych masach.
Uchwyt spoczynkowy ramienia ma wbudowany mały magnes – nie ma koniecznosci każdorazowego blokowania uchwytu.

 

Kilka płyt z symfoniką pokazało, że austriacki gramofon radzi sobie całkiem nieźle z dużą skalą i potęgą brzmienia orkiestry. Prezentuje ją raczej jako jeden wielki, złożony instrument niż zbiór wielu, więc o zagłębianiu się w maestrię drugiego skrzypka czy pięknej flecistki z piątego rzędu raczej nie ma mowy. Bądźmy jednak szczerzy – orkiestry nie słucha się dla indywidualnych popisów, a raczej dla tej niezwykłej harmonii osiąganej przez duży organizm muzyczny. A to właśnie jest mocną stroną Pro-Jecta, który najpierw odczytuje dużą ilość informacji z rowka płyty, a następnie umiejętnie komponuje z nich większą, spójną, płynną całość. Dźwięk jest pełny, nasycony, a jednocześnie otwarty, swobodny. Ani razu w czasie moich odsłuchów różnorodnej muzyki – od orkiestrowej, operowej po mocnego rocka spod znaku AC/DC czy Metalliki – nie odniosłem wrażenia, że którekolwiek zadanie przerosło ten gramofon, że się „dusił” z powodu nadmiaru informacji, które musiał uporządkować. Przejawiał niewielką tendencję do upiększania nagrań, co tak naprawdę często, choćby w przypadku czarnej płyty Metalliki (mimo grania z czteropłytowego wydania na 45 obrotów), miało pozytywny wpływ, łagodząc odrobinę (ale nieprzesadnie) ostrości na górze pasma. Z drugiej strony, w nagraniu orkiestrowym z wielkimi kotłami było słychać (w porównaniu z moim, wielokrotnie droższym gramofonem), że i one były nieco zaokrąglone, nie aż tak dokładnie definiowane. Czy to jakaś szczególna wada? Niekoniecznie, choć są pod tym względem lepsze konstrukcje, także w zbliżonej cenie. Jakieś kompromisy są niezbędne, a te poczynione przez Pro-Jecta uważam za bardzo rozsądne, bo w przypadku wielu  (niedoskonałych) nagrań okażą się wręcz zaletami tej maszyny.

Stwierdzenie, że najmocniejsza strona przekazu RPM 9 Carbon to średnica, jest ryzykowne o tyle, że część osób może w tym momencie stwierdzić, iż to „ciepłe kluchy”, granie środkiem – nadające się tylko do audiofilskiego plumkania. Oczywiście jest to nieprawda! Jakże często zapominamy, że to właśnie w średnicy znajduje się zdecydowana większość wszystkich informacji muzycznych, a nasz słuch jest najwrażliwszy właśnie w tym zakresie. Stąd jak najlepsza prezentacja tonów średnich jest kluczem każdej dobrej prezentacji. Pro-Ject jest w tym zakresie naprawdę mocnym zawodnikiem. Każde nagranie z (dobrym) wokalem momentalnie przykuwało moją uwagę, bo głos był pełny, nasycony, namacalny i ekspresyjny. RPM9 stawiał wokalistów pośrodku sceny, minimum pół kroku przed towarzyszącym zespołem, ale na linii kolumn, nie wypychając ich do przodu. Nawiązywanie kontaktu emocjonalnego odbywało się właściwie natychmiast. Gdy jeszcze towarzyszył mu jakiś instrument wyznaczający wyraźnie rytm, noga zaczynała tupać, głowa – kiwać się, a po zamknięciu oczu wrażenie obecności wokalistki/wokalisty w pokoju robiło się już pełne. Instrumenty akustyczne wypadały równie ciekawie, dzięki naturalnej barwie, dbałości o wybrzmienia oraz przedstawianiu ich jako duże, trójwymiarowe bryły na scenie. Niezła rozdzielczość i dobre różnicowanie dokładały do tego swoje cegiełki, a opisywane już skraje pasma bardzo dobrze uzupełniały średnicę, dzięki czemu była to prezentacja równa, kompletna i zdecydowanie przyjemna do słuchania niemal dowolnej muzyki.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją