Wydrukuj tę stronę

Gramofon Pro-Ject RPM 9 Carbon

Maj 16, 2017

Austriacki Pro-Ject, choć właściwie mógłby przez chwilę spocząć na laurach, zważywszy na osiągnięcia ostatnich kilkunastu lat, najwyraźniej nie zamierza tego czynić. Model RPM9 Carbon zręcznie wpisuje się w ofertę marki, oferując porządne rozwiązania połączone z solidnością, jakiej nie znajdziemy w tańszych modelach. Cóż z tego wyszło?

Dystrybutor: Voice, www.voice.com.pl
Cena: 8890 zł (z wkładką Ortofon Quintet Bronze – 10 290 zł)
Dostępne wykończenia: czarne / włókno węglowe

Tekst: Marek DybaZdjęcia: AV

audioklan

 

 

Gramofon Pro-Ject RPM 9 Carbon

TEST

RPM9 Carbon aaa 

Seria RPM jest znana już od wielu lat. Wydawałoby się, że zbyt wiele już w niej nie można zmienić/poprawić. A jednak Pro-Ject nie ustaje w swoich wysiłkach i nie są to bynajmniej zabiegi wyłącznie marketingowe, bo kolejne wcielenia ich gramofonów są po prostu coraz lepsze. Najnowszy model w tej serii, składającej się obecnie z pięciu modeli, wyróżnia się wyrazem „Carbon" w nazwie. Włókno węglowe stało się bardzo popularne w ostatnich latach, a Heinz Lichtenegger od lat stosuje je w swoich ramionach – nawet tych, które znajdziemy w modelach za mniej niż 3000 zł. Jest to jednak materiał na tyle drogi, że zastosowanie go w odniesieniu do plinty czy innych większych elementów mechanicznych bardzo podraża koszty produkcji, eliminując go z przystępnych gramofonów. W przypadku RPM9 znaleziono jednak pewien sprytny sposób.


Budowa

Wycinaną numerycznie (CNC) plintę z mdf-u w kształcie kropli wody najpierw dociąża się stalowymi kulkami pokrytymi żywicą (słychać je przy pochylaniu podstawy), a następnie okleja na ciepło warstwą plecionki z włókien węglowych. Efekt tego zabiegu jest nie tylko wizualny, choć trzeba podkreślić, że dzięki niemu gramofon naprawdę wiele zyskuje, prezentując się bardzo nowocześnie, ale z klasą. Wystarczy popukać w plintę – najlepiej paznokciem. Efekt jest bardzo podobny do tego, jaki uzyskalibyśmy, gdyby ona cała była zbudowana z omawianego materiału. Polakierowana deska z mdf-u „brzmi” zupełnie inaczej. Tu drgania powierzchni są tłumione znacznie szybciej, nie ma tego charakterystycznego „pum” – zamiast niego słyszymy jedynie króciutkie „cyknięcie”. To wymowna zmiana, bowiem co jak co, ale drgania przenoszone z podłoża i wprost z powietrza są dla każdego gramofonu wrogiem numer jeden. Te pierwsze minimalizują dodatkowo trzy magnetyczne stopki na szerokich aluminiowych gwintach, wkręcane w odpowiednie metalowe gniazda w podstawie. To miękkie zawieszenie sprawia, że ten ciężki – ważący prawie 17 kg – kompletny gramofon dostojnie „buja” się na blacie stolika, zapewniając porządne odprzęgnięcie płyty i ramienia od wpływu otoczenia, w tym także samego silnika, który stanowi oddzielny element w postaci ciężkiego walca stawianego na dedykowanym cylindrze o tej samej średnicy. Omawiany element zawiera nie tylko synchroniczny silnik prądu stałego (15 V DC), ale także moduł SpeedBox kontrolujący obroty i umożliwiający ich przełączanie. Obok dużej aluminiowej rolki napędowej, która za pomocą gumowego paska przekazuje  moment obrotowy na talerz, umieszczono przycisk, którym włączamy i przełączamy obroty. Jednokrotne wciśnięcie uruchamia talerz (33 rpm), drugie – zwiększa obroty do 45. Dłuższe przytrzymanie przycisku zatrzymuje napęd. Kolorowe diody informują o podłączeniu silnika do prądu (zielona dioda zapala się, gdy podłączymy do silnika zasilacz wtyczkowy), pojedyncza niebieska sygnalizuje 33 obr./min, druga – 45 obr./min. Do czasu ustabilizowania prędkości obrotowej odpowiednia niebieska dioda miga, a dopiero gdy obroty się ustabilizują, świeci światłem ciągłym.

RPM9 Carbon profil

Kompletny gramofon, wraz z zewnętrznym silnikiem, waży ponad 16 kg. Prawie połowa tej masy przypada na sam talerz (7,2 kg).

 

Elementem w znacznym stopniu odpowiedzialnym za dużą masę gramofonu jest gruby (40 mm) aluminiowy talerz z wklejonym od spodu (w wyfrezowany rowek) pasem z elastomeru TPE. Od góry zaś talerz pokrywa warstwa twardego winylu (maty nie ma w komplecie – ta nie jest wymagana). Cały ten obracający się element waży 7,2 kg i jest to jeden z najbardziej masywnych talerzy, jakie znajdziemy w gramofonie za mniej niż 10 tys. zł. Ma on typową średnicę 300 mm, która idealnie „zgadza się” z zewnętrznym obrysem plinty, sprawiając, że w rzucie poziomym RPM9 jest jednym z najmniejszych gramofonów, jakie w ogóle można stworzyć. Ilość potrzebnego miejsca na blacie lekko zwiększa wspomniany moduł napędowy, który ustawia się obok drewniano-żywiczno-karbonowej plinty, według instrukcji (szablonu). Zarówno odwrócone łożysko z kulką ceramiczną, jak i szpindel talerza są zabezpieczone kapturkami, które trzeba usunąć przed założeniem talerza. Na wąskim końcu podstawy zamontowano dobrze znane, 9-calowe węglowe ramię Evolution CC.

W zestawie z gramofonem otrzymujemy stalowy, nakładany na oś talerza docisk płyty o masie 800 g, interkonekt Connect It CC o długości 1,23 cm (DIN 5 – RCA), cztery przeciwwagi dla wkładek o różnej masie oraz małą poziomicę.

Gramofon można zamówić „goły”, tj. bez wkładki, bądź w fabrycznym pakiecie z wkładką Ortofon Quintet Bronze (MC). Ten drugi wariant jest bardzo opłacalny, bowiem dopłata wynosi 1400 zł, podczas gdy sama wkładka jest warta ponad 2400 zł. To prawie 1/4 wartości całego gramofonu – bardzo dużo jak na fabryczny komplet. Wybraliśmy do testu właśnie ten wariant. Zyskujemy nie tylko na szukaniu odpowiedniego partnera, oszczędzając przy okazji około 1000 zł, ale także na montażu przetwornika i jego kalibracji. Ta jest już wykonana w fabryce.

W porównaniu z modelem Xtension Evo 10 porównywalnym cenowo (który ma znacznie większą, prostokątną plintę z dociążanego balastem mdf-u, ale bez płaszcza węglowego oraz sporo lżejszy talerz) RPM9 ma jedną wadę praktyczną: nie ma pokrywy i nie można jej dokupić, bo zwyczajnie nie byłoby jej jak zamontować. Jedyne rozwiązanie dla posiadaczy małych pupili i dzieci to wykonanie odpowiednio pojemnej pokrywy we własnym zakresie.


Brzmienie

Pierwszą płytą, która trafiła na masywny talerz Carbona, był piękny album Przemysława Rudzia „Music for Stargazing”. To niesamowita muzyka elektroniczna, z którą testowany gramofon zabrał mnie natychmiast w wędrówkę po nieboskłonie. Zbudował wielką przestrzeń, która doskonale sprawdziłaby jako ilustracja atlasu nieba na urządzenia mobilne, co było pierwotnym przeznaczeniem tego materiału. Z dedykowaną wkładką Ortofona, Pro-Ject pokazał tę muzykę w niezwykle płynny, spójny, gęsty i dość miękki (ale to po części kwestia charakteru samej muzyki) sposób. To w połączeniu z fantastyczną przestrzenią sprawia, że słuchaczowi nie pozostaje nic innego, jak dać się ponieść tej wyjątkowo wciągającej muzyce. Ta gęstość i nasycenie dźwięku sprawdziły się równie dobrze przy kolejnym krążku wydanym przez Audio Anatomy –  albumie Stick Mena. To niezły kawałek progresywnego rocka, który zagrany przez RPM 9 miał odpowiednią energię, masę, a jednocześnie tempo wyznaczane równo i pewnie prowadzonym rytmem. RPM 9 mocno dociąża niski zakres, całkiem dobrze go różnicuje, a jego sposób reprodukcji przypominał mi nieco lampowe granie – bez konturowania czy utwardzania basu. To raczej miękkie, ciepłe, ale absolutnie nierozlazłe granie. Niskie tony są bowiem sprężyste, muskularne, zachowany jest dobry timing, a i do dynamiki trudno się przyczepić. Oczywiście da się lepiej, tyle że raczej nie na tym poziomie cenowym.

RPM9 Carbon ramie det

Węglowe ramię Evolution 9cc jest dobrze znane z innych modeli Pro-Jecta. Ma dwa łożyska i uchwyty, których je osadzono – oddzielnie dla poziomu i pionu. W komplecie otrzymujemy 4 różne przeciwwagi dopasowane do wkładek o różnych masach.
Uchwyt spoczynkowy ramienia ma wbudowany mały magnes – nie ma koniecznosci każdorazowego blokowania uchwytu.

 

Kilka płyt z symfoniką pokazało, że austriacki gramofon radzi sobie całkiem nieźle z dużą skalą i potęgą brzmienia orkiestry. Prezentuje ją raczej jako jeden wielki, złożony instrument niż zbiór wielu, więc o zagłębianiu się w maestrię drugiego skrzypka czy pięknej flecistki z piątego rzędu raczej nie ma mowy. Bądźmy jednak szczerzy – orkiestry nie słucha się dla indywidualnych popisów, a raczej dla tej niezwykłej harmonii osiąganej przez duży organizm muzyczny. A to właśnie jest mocną stroną Pro-Jecta, który najpierw odczytuje dużą ilość informacji z rowka płyty, a następnie umiejętnie komponuje z nich większą, spójną, płynną całość. Dźwięk jest pełny, nasycony, a jednocześnie otwarty, swobodny. Ani razu w czasie moich odsłuchów różnorodnej muzyki – od orkiestrowej, operowej po mocnego rocka spod znaku AC/DC czy Metalliki – nie odniosłem wrażenia, że którekolwiek zadanie przerosło ten gramofon, że się „dusił” z powodu nadmiaru informacji, które musiał uporządkować. Przejawiał niewielką tendencję do upiększania nagrań, co tak naprawdę często, choćby w przypadku czarnej płyty Metalliki (mimo grania z czteropłytowego wydania na 45 obrotów), miało pozytywny wpływ, łagodząc odrobinę (ale nieprzesadnie) ostrości na górze pasma. Z drugiej strony, w nagraniu orkiestrowym z wielkimi kotłami było słychać (w porównaniu z moim, wielokrotnie droższym gramofonem), że i one były nieco zaokrąglone, nie aż tak dokładnie definiowane. Czy to jakaś szczególna wada? Niekoniecznie, choć są pod tym względem lepsze konstrukcje, także w zbliżonej cenie. Jakieś kompromisy są niezbędne, a te poczynione przez Pro-Jecta uważam za bardzo rozsądne, bo w przypadku wielu  (niedoskonałych) nagrań okażą się wręcz zaletami tej maszyny.

Stwierdzenie, że najmocniejsza strona przekazu RPM 9 Carbon to średnica, jest ryzykowne o tyle, że część osób może w tym momencie stwierdzić, iż to „ciepłe kluchy”, granie środkiem – nadające się tylko do audiofilskiego plumkania. Oczywiście jest to nieprawda! Jakże często zapominamy, że to właśnie w średnicy znajduje się zdecydowana większość wszystkich informacji muzycznych, a nasz słuch jest najwrażliwszy właśnie w tym zakresie. Stąd jak najlepsza prezentacja tonów średnich jest kluczem każdej dobrej prezentacji. Pro-Ject jest w tym zakresie naprawdę mocnym zawodnikiem. Każde nagranie z (dobrym) wokalem momentalnie przykuwało moją uwagę, bo głos był pełny, nasycony, namacalny i ekspresyjny. RPM9 stawiał wokalistów pośrodku sceny, minimum pół kroku przed towarzyszącym zespołem, ale na linii kolumn, nie wypychając ich do przodu. Nawiązywanie kontaktu emocjonalnego odbywało się właściwie natychmiast. Gdy jeszcze towarzyszył mu jakiś instrument wyznaczający wyraźnie rytm, noga zaczynała tupać, głowa – kiwać się, a po zamknięciu oczu wrażenie obecności wokalistki/wokalisty w pokoju robiło się już pełne. Instrumenty akustyczne wypadały równie ciekawie, dzięki naturalnej barwie, dbałości o wybrzmienia oraz przedstawianiu ich jako duże, trójwymiarowe bryły na scenie. Niezła rozdzielczość i dobre różnicowanie dokładały do tego swoje cegiełki, a opisywane już skraje pasma bardzo dobrze uzupełniały średnicę, dzięki czemu była to prezentacja równa, kompletna i zdecydowanie przyjemna do słuchania niemal dowolnej muzyki.


Galeria


Naszym zdaniem

Pro-Ject, jak to ma w zwyczaju, kolejny raz udowadnia, że za rozsądne pieniądze można zaoferować miłośnikowi winyli bardzo dobre granie – wcale nie tak znowu odległe od tego, które cenią fani wielokrotnie droższych maszyn. Nie idealne, bo z lekko zaokrąglonymi skrajami pasma, delikatnie ocieplone, z basem, który ma niewielkie ograniczenia w rozciągnięciu i motoryce, ale bardzo muzykalne – zapewniające niezliczoną ilość godzin spędzonych przy ukochanych czarnych płytach z uśmiechem na twarzy. RPM9 brzmi płynnie, w sposób nasycony, otwarty i swobodny. Najważniejsza część pasma, czyli średnica, jest odpowiednio rozdzielcza, kolorowa i dobrze różnicowana, a skraje pasma bardzo dobrze ją uzupełniają. Ponadto gramofon jest wyjątkowo cichy i w przypadku płyt w dobrym stanie ilość trzasków, pyknięć, itd. będzie minimalna, a nawet szum przesuwu igły w rowku okazuje się zaskakująco niski. To gramofon pozwalający cieszyć się bogactwem detali i subtelności, a w przypadku słabiej zrealizowanych/wytłoczonych wydań eksponujący ich zalety muzyczne. Wady techniczne nagrań przestają być tak irytujące jak w przypadku bardziej analitycznych maszyn. Da się lepiej? Oczywiście, że tak – tyle że swojej sonicznej nirwany trzeba  szukać na wyższych półkach cenowych. W przedziale do 10 tys. zł o konkurentów łatwo nie będzie, zwłaszcza jeśli preferuje się taki oto, bardzo muzykalny sposób grania.


System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 24m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio
Wzmacniacz: Audia Flight FLS4
Przedwzmacniacz: Modwright LS100
Kolumny: Ubiq Audio Model One
Przedwzmacniacz gramofonowy: GrandiNote Celio
Kable sygnałowe: Hijiri Million, LessLoss Homage to time
Kable głośnikowe: TelluriumQ Silver
Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: Gigawatt PF2 mk2, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

RPM9 Carbon zzz

 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)