Wydrukuj tę stronę

Ayon S-10 Signature

Sie 02, 2017

Choć producent nazywa S-10 odtwarzaczem sieciowym, to jest on również przetwornikiem cyfrowo-analogowym, a może być również przedwzmacniaczem liniowym. Testujemy najdroższą odmianę tego modelu – Signature.

Dystrybutor: Nautilus Dystrybucja, www.nautilus.net.pl 
Cena (testowanej wersji): 30 680 zł (wersja podstawowa – 22 900 zł, opcja preampu – 2190 zł)

Tekst: Marek Dyba, Filip Kulpa (opis techniczny) | Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 

Ayon S-10 Signature - Odtwarzacz strumieniowy

TEST

Ayon S 10 Signature 1 aaa

Nie ukrywam, że mam słabość do produktów Gerharda Hirta. Jestem wielkim fanem lampowych SET-ów, które stanowią sporą część oferty austriackiej marki, poza tym, szef tej firmy jest wyjątkowo sympatycznym, kontaktowym człowiekiem. Z racji wspomnianej słabości do wzmacniaczy lampowych znam niemal kompletną ofertę tego właśnie typu urządzeń Ayona. Ze źródłami jest nieco gorzej. Miałem okazję posłuchać większości odtwarzaczy CD i części DAC-ów, ale z odtwarzaczami sieciowymi tej firmy do tej pory spotykałem się jedynie na prezentacjach. Najnowszy model ma oznaczenie S-10 i jest następcą dobrze znanego streamera S-3.

Trzy wersje na początek

S-10 wygląda na bardzo bliskiego kuzyna CD-35. Nie potrafi co prawda odtwarzać płyt CD ani SACD – te funkcje zastępuje odczyt sieciowy oraz wejścia USB (typu B i A). Ma je już wersja podstawowa za 22 900 zł. Za dodatkowe 2190 zł możemy odtwarzacz doposażyć (także po zakupie) w moduł przedwzmacniacza analogowego (Preamp), który robi użytek z normalnie nieaktywnych dwóch wejść RCA. Testowana wersja Signature, droższa o kolejne 6590 zł, zawiera dwie ważne modyfikacje: upsampler DSD oraz kondensatory sprzęgające Mundorfa z serii Supreme Gold/Silver w stopniach wyjściowych.


Funkcjonalność

Od wielu już lat ta austriacka firma konsekwentnie trzyma się określonego wzornictwa – czarnej, solidnej metalowej obudowy o charakterystycznych wyoblonych rogach nie da się pomylić z żadną inną. Na froncie urządzenia brakuje jakichkolwiek manipulatorów (nie licząc przycisku stand by) – jest tylko duży 5-calowy wyświetlacz o porządnej rozdzielczości (QVGA). Okazuje się na tyle czytelny, że bez problemu daje się nim posługiwać nawet z odległości 4–5 m.

Łączność z siecią zapewnia klasyczne połączenie LAN lub karta Wi-Fi pracująca w archaicznym standardzie 802.11 b/g. Przy połączeniu bezprzewodowym nie ma co liczyć na możliwość strumieniowania plików DSD. Nie powinno to natomiast przeszkodzić w korzystaniu z TIDAL-a. Niestety, wbudowany klient nie zapewnia dostępu do zakładki „Masters”, co oznacza, że subskrybenci konta Hi-Fi nie posłuchają albumów dostępnych w jakości hi-res (24/48 przy braku dekodera MQA). Z czasem zapewne się to zmieni. Korzystanie z TiDAL-a wymaga wprowadzenia ustawień konta, co przy korzystaniu z pilota stanowi swoistą lekcją cierpliwości (łatwiej jest skorzystać z aplikacji). Ale raz wprowadzone ustawienia zostają w pamięci urządzenia na stałe.

Oczywiście, sterowanie nie ogranicza się do wyświetlacza i pilota. Producent proponuje aplikację „Ayon” (Android, iOS) stworzoną przez twórców odtwarzacza sieciowego – Stream Unlimited. Po godzinie użytkowania tego programu powróciłem do używanego przeze mnie w wielu podobnych przypadkach Bubble UPnP (w pełnej wersji), którego obsługa zdecydowanie bardziej mi odpowiadała (moim zdaniem, aplikacja Ayona wymaga jeszcze dopracowania). Ale jest jeszcze jedna możliwość, pod warunkiem, że korzystamy z Roona. S-10 może bowiem działać jako
end-point. Wówczas cała obsługa odtwarzania, również TiDAL-a, może się odbywać właśnie z Roona lub też z poziomu programu do jego sterowania – Roon Remote. Roon, podobnie jak JRiver, może być zainstalowany na komputerze, który z S-10 możemy połączyć przez wejście USB albo (w przypadku Roona) przez domową sieć (wspomniany tryb end-point). S-10 ma także AirPlay.

Ayon S 10 Signature 2 display

Front odtwarzacza.

 

Wspomniany 5-calowy wyświetlacz pokazuje wiele przydatnych informacji, które dublują to, co widzimy w aplikacji. Obok okładki pojawia się tytuł albumu, wykonawca, rozdzielczość i format pliku, a także czas odtwarzanego utworu. Drugi, mały wyświetlacz pokazuje aktualnie wybrane wejście oraz poziom głośności (w umownej 60-stopniowej skali). Poniżej znajduje się, aktywny dla wersji Signature, sygnalizator upsamplera DSD. Towarzyszy mu oznaczenie próbkowania sygnału DSD: 128 lub 256. Nie rozróżnia ono tego, czy materiał ma taką jakość źródłową, czy jest wynikiem konwersji PCM->DSD. Wyboru jednej z opcji dokonujemy za pomocą dedykowanego przycisku na pilocie. Należy zaznaczyć, że konwersja PCM->DSD jest możliwa tylko w odniesieniu do materiału PCM o próbkowaniu nie wyższym niż 192 kHz.

S-10 odtwarza pliki DSD 2,8, 5,6 i 11,3 MHz, przy czym w przypadku tych ostatnich (pobranych z www.nativedsd.com) odczyt obfitował w charakterystyczne cyknięcia – nie był więc w żaden sposób użyteczny. Wykorzystany w teście dysk NAS (Synology DS214), pracujący w szybkiej gigabitowej sieci LAN nie mógł być przyczyną tego stanu rzeczy. Problematyczny okazał się również odczyt materiału PCM (WAV) 352,8 kHz – wystąpił znaczny szum. Problemu tego nie odnotowaliśmy przy odczycie plików WAV 384 kHz.

Obok wyświetlacza umieszczono jeden port USB typu A, umożliwiający podłączenie zewnętrznego nośnika danych (który musi być sformatowany w systemie FAT32/16).

Główny włącznik, co też charakterystyczne dla Ayona, umieszczono na spodzie urządzenia blisko przedniej krawędzi – to wygodne rozwiązanie.

Ciekawostkę stanowi fakt, że w trybie przetwornika c/a moduł sieciowy jest wyłączony, a wyświetlacz wygaszony. Nie ma więc możliwości szybkiego przełączenia się na radio internetowe, TiDAL-a lub odczyt UPnP. Po wybraniu trybu streamera trzeba cierpliwe zaczekać – start systemu zajmuje całą minutę.


Budowa

Tył urządzenia wygląda identycznie, niezależnie od wersji. S-10 ma dwie pary wyjść analogowych – RCA i XLR – przy czym te drugie są tutaj wyłącznie dla zachowania kompatybilności ze wzmacniaczami mocy pozbawionymi cinchów. Warto zwrócić uwagę na znaczącą impedancję wyjściową (700 Ω dla RCA). Sam producent sugeruje unikanie wzmacniaczy o impedancji wejściowej poniżej 20 kΩ.

S-10 ma wejścia cyfrowe S/PDIF (RCA), Toslink, USB typu A (do podłączenia zewnętrznego nośnika danych) oraz USB audio (B) do podłączenia komputera. W przypadku Windowsa konieczne jest oczywiście zainstalowanie odpowiedniego sterownika.

Uwagę zwracają dwa przełączniki hebelkowe. Jednym wybieramy wzmocnienie stopni wyjściowych (można je zwiększyć dwukrotnie, wybierając ustawienie +6 dB), drugi aktywuje wbudowany przedwzmacniacz – to opcja dla tych, którzy zechcą podłączyć Ayona bezpośrednio do końcówki mocy. I w tym momencie pojawia się zagwozdka: skorzystanie z ustawienia Normal (zamiast Direct Amp) dedykowanego instalacjom ze wzmacniaczem zintegrowanym lub przedwzmacniaczem wcale nie wyłącza regulacji głośności, z której w dalszym ciągu można korzystać. Sięgnęliśmy do instrukcji obsługi, by wyjaśnić, o co chodzi – niestety, bez powodzenia. Najdziwniejsze jest to, że na pilocie mamy dodatkowo funkcję Bypass, która w trybie Fixed Mode powoduje, że sygnał biegnie „bezpośrednio do lampowego stopnia wyjściowego”. Konia z rzędem temu, kto rozgryzie, w czym rzecz. Niewykluczone, że w trybie Normal mamy do czynienia z inną regulacją – cyfrową. Jeśli tak, to ciekawe po co?

Wnętrze odtwarzacza nie przypomina zbytnio S-3 ani innych modeli Ayona. Zrezygnowano z kontrowersyjnego i zbytecznego rozdzielania płytek sekcji lampowych dla lewego i prawego kanału. Powodowało to wydłużenie połączeń, a więc całego toru sygnałowego. Teraz cały układ jest zoptymalizowany. Większość połączeń pomiędzy wciąż płytkami (łącznie jest ich sześć) realizują bardzo krótkie taśmy. Widoczne na zdjęciu wiązki przewodów prowadzą wyłącznie zasilanie.

Ayon S 10 Signature 4 wnetrze

W porównaniu z wcześniejszym modelem (S-3) nowy układ jest zdecydowanie lepiej uporządkowany, a tor sygnałowy – krótszy. W szczególności układy lampowe obu kanałów zgrupowano po jednej stronie.

 

Sekcja cyfrowa wykorzystuje wspomniany już programowy upsampler PCM->DSD128/256 w postaci zamaskowanego szarą obudową modułu DSP opracowanego przez inżynierów StreamUnlimited. Ze względu na piętrową zabudowę sekcji cyfrowej, nie widać kości przetworników c/a (podobno zastosowano dwa układy Burr-Brown DSD1792A konfiguracji różnicowej). Płytka obsługująca asynchroniczne wejście USB wykorzystuje układ XMOS 8U6C5 i pojedynczy oscylator kwarcowy. Nie widać śladu izolacji galwanicznej ani żadnych szczególnych zabiegów.

Sekcja analogowa to połączenie układów scalonych (m.in. wzmacniacze operacyjne OPA1611A, dwa scalone regulatory głośności PGA2310I – regulacja jest zbalansowana, podobnie jak część toru analogowego poprzedzająca stopień lampowy) oraz zajmującego oddzielną płytkę drukowaną, asymetrycznego toru wyjściowego (single-ended) na bazie triod 6H30 produkcji Sovteka. Ayon podkreśla brak pętli sprzężenia zwrotnego i zamierzony minimalizm tej konfiguracji, co skutkuje względnie dużym poziomem szumów na wyjściu w trybie Direct Amp (w tym celu można dodatkowo obniżyć poziom wyjściowy mikroprzełącznikiem na dolnym panelu). Ta część układu, zajmująca aż 1/3 wnętrza odtwarzacza, przykuwa ponadto uwagę obecnością ośmiu wysokiej klasy, kosztowych Mundorf Supreme Silver/Gold 1 μF/660 VAC. W bezpośrednim sąsiedztwie lamp znajdziemy też wysokiej klasy metalizowane rezystory i cztery kondensatory foliowe.

Główne źródło zasilania stanowi pojedynczy transformator R-Core zamocowany na metalowej podstawie, wyposażony w oddzielne odczepy dla sekcji cyfrowych i analogowych (łącznie z tymi dla wysokonapięciowego układu zasilania lamp). Tuż obok widać pomocniczy zasilacz impulsowy obsługujący moduł strumieniowy (umieszczony w przedniej części pośrodku wnętrza). Właściwy zasilacz sekcji audio zajmuje oddzielną płytkę zawierającą dwa mostki prostownicze, zestaw kondensatorów filtrujących (łączna pojemność 29500 μF; wśród nich dwa Nichicony Gold Tune po 6800 μF każdy) oraz cztery różnego typu stabilizatory napięciowe (Linear Technology LT1085 i LT1033 oraz LM1086). Oczywiście, układy lampowe mają własny prostownik, stabilizację i filtrację.


Brzmienie

Odsłuchy przeprowadziłem odtwarzając pliki bezpośrednio z NAS-a poprzez domową sieć LAN oraz za pośrednictwem dedykowanego komputera PC z najnowszym Roonem na pokładzie, zarówno przez USB, jak i poprzez sieć z S-10 jako end-pointem. Ta ostatnia opcja od strony użytkowej odpowiadała mi najbardziej. Sądzę, że każdy, kto spróbuje, przyzna, że obsługa odtwarzania za pomocą Roon Remote pod każdym właściwie względem jest przyjaźnejsza i przyjemniejsza (także od strony wizualnej) niż soft Ayona, czy jakikolwiek inny (przynajmniej pośród mi znanych). Przeprowadziłem również krótką próbę z kilkoma plikami skopiowanymi na pendrive podłączony bezpośrednio do portu USB na froncie S-10. Zacznę od stwierdzenia, że niezależnie od wejścia, klasa brzmienia była niemal identyczna. Zdecydowanie większą różnicę robiła konwersja PCM do DSD, ale o tym za chwilę.

Byłem przygotowany na spójne, gładkie i bardzo muzykalne brzmienie. W wydaniu testowanego streamera to także granie gęste i ciepłe, ale nie nazwałbym go ocieplonym. Na początku można odnieść wrażenie, że jest ono mocno skupione na średnicy. Znakomicie wypadają bowiem wokale, instrumenty akustyczne, ale również np. gitary elektryczne operujące w tym zakresie. Tyle że jeśli pojawią się już wysokie tony, to okazuje się, iż są oddane wyraziście, czysto i dźwięcznie. Za sprawą bardzo dobrego różnicowania, świetnie wypadały np. kastaniety i wiele innych metalowych, ale także drewnianych przeszkadzajek, czy też blachy perkusji. Był mocny, szybki atak, dźwięczność i wybrzmienia. Słychać było odpowiednią masę każdego elementu, a to kolejny ważny element wspierający różnicowanie górnej części pasma. Nie było mowy o jednostajności, o pokazywaniu każdej blachy w niemal identyczny sposób. Nie dość, że każda inaczej brzmiała, to jeszcze bardzo dobra lokalizacja w przestrzeni sceny podpowiadała, że uderzane są elementy znajdujące się w pewnej odległości od siebie. Odnalazłem tu również, typową dla lamp, otwartość, dużą ilość powietrza, umiejętne budowanie całego otoczenia akustycznego instrumentów, a także akustyki pomieszczenia w nagraniach live. Rzecz nawet nie w jakiejś przeogromnej scenie, ale w przekonującym budowaniu wrażenia, że wszystko przed słuchaczem rozgrywa się w trzech naturalnych, tj. niewyolbrzymionych wymiarach.

Gdy z kolei pojawiał się niski bas, to i w jego przypadku okazało się, że Ayon nie daje żadnych powodów do narzekań. Był mocny, momentami nawet potężny, schodził nisko, był nasycony, barwny i dobrze różnicowany. Owszem, nie był to najszybszy ani najtwardszy bas, jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale takowego po urządzeniu z lampowym stopniem wyjściowym nie oczekiwałem. Nie było jednakże mowy o wyraźnym zaokrągleniu czy przeciąganiu niskich dźwięków. Nawet jeśli znalazłoby się kilka szybszych urządzeń, o jeszcze lepszej definicji, to i tak możliwości S-10 w tym zakresie były imponujące i dopiero porównanie z innymi topowymi źródłami pokazuje, że bas można pokazać w jeszcze lepszy, bardziej precyzyjny sposób. Świetnie prowadzone były rytm i tempo nagrań, duża była energia przekazu, co przydawało się nie tylko w muzyce akustycznej, ale i w rockowym graniu. Co ciekawe, także i dynamika robiła wrażenie i nie mówię tylko o tej na poziomie mikro, która jest specjalnością dobrych lamp, ale i w skali makro. Dzięki temu doskonale bawiłem się choćby przy AC/DC – dobry drive, pewnie prowadzony, soczysty bas, ta obłędna porcja energii w dźwięku, z której Aussies słyną, a do tego gęsta, ale i czysta, wyrazista średnica dawały po prostu mnóstwo frajdy.

Warto zaznaczyć, że Ayon nie należy do wybitnie analitycznych urządzeń, ani do tych, które bezwzględnie ujawniają, czy wręcz podkreślają słabości odtwarzanych nagrań. Traktuje muzykę bardziej jako całość niż zbiór poszczególnych elementów (źródeł dźwięku). Nie wyklucza to absolutnie śledzenia wybranego instrumentu czy skupienia uwagi na wokaliście – selektywność tej prezentacji jest wystarczająco duża. Także rozdzielczość jest znakomita, dzięki czemu dźwięk okazuje się bardzo bogaty w informacje. Tyle że dopóki w odtwarzanym materiale nie ma solowych popisów, to raczej jednak odbieramy prezentację jako całościową kompozycję, sumę mnóstwa doskonale ze sobą spasowanych elementów, podobnie jak się to dzieje w czasie koncertów. Szczerze mówiąc, to już na tym etapie testu S-10 awansował do moich ulubionych źródeł cyfrowych. A najlepsze dopiero przede mną…


Upsampling do DSD

Za sprawą posiadanego od dłuższego już czasu LampizatOra BIG7, jestem fanem słuchania muzyki w plikach formatu DSD (tzn. winyle zajmują u mnie ciągle miejsce nr 1 w mojej klasyfikacji, ale DSD wspięło się na niezbyt odległe, miejsce drugie). Najlepiej oryginalnych, ale nawet skonwertowany materiał PCM brzmi na Lampim lepiej. Dzieje się tak dlatego, że odtwarza on 1-bitowy sygnał bistream bez żadnych konwersji, czipów – wystarczają filtry analogowe, a swoje dodają... triody w stopniu wyjściowym. W przypadku S-10 wygląda to nieco inaczej – Ayon korzysta z typowej kości przetwornika, a jednak byli inżynierowie Philipsa najwyraźniej wykonali kawał świetnej roboty, bo wciśnięcie na pilocie przycisku PCM->DSD daje wyraźny i – z mojego punktu widzenia – zdecydowanie pozytywny efekt. Różnice między upsamplingiem do DSD128 i 256 są nieznaczne, choć po pewnym czasie przyłapałem się jednak na tym, że po każdym włączeniu sprawdzałem, czy aby na pewno wybrane było ustawienie „DSD 256” – nawet jeśli do końca nie potrafiłem zdefiniować różnicy.

Należy zauważyć, że S-10 z upsamplingiem gra nieco głośniej (jest to ciekawe samo w sobie), co warto wziąć pod uwagę przy ocenie brzmienia, bo niejako z automatu głośniejsze źródła dźwięku oceniamy jako lepiej grające. Największa zmiana dotyczy aspektu, który bardzo sobie cenię – przestrzenności.

Ayon S 10 Signature 5 converter

Upsampler konwertujący sygnały PCM (maks. 192 kHz) do formatu DSD 128 lub 256 jest opracowaniem StreamUnlimited – jak widać, skutecznie zamaskowanym.

 

Zyskuje przede wszystkim głębia sceny, ale także trójwymiarowość źródeł pozornych. Co ciekawe, nie odnosi się wrażenia sztucznego napompowania przestrzeni – to bardziej kwestia otwarcia dźwięku, rozwinięcia sceny w głąb, pokazania wyraźniej zaznaczonych odbić dźwięków od dalej zlokalizowanych ścian/przeszkód. Same źródła pozorne już przy odczycie natywnym PCM są duże i namacalne. Konwersja do DSD wzmaga poczucie ich obecności, zyskują więcej „ciała”, a wspomniana intensyfikacja prezentacji akustyki nagrania dopełnia dzieła. To nadal jest granie, w którym oglądamy raczej dużą, gęstą ścianę dźwięku, niż wyodrębnione poszczególne źródła. Z upsamplingiem dźwięk robi się także nieco gładszy i swobodniejszy, przybliżając w ten sposób to brzmienie do tego, co prezentują z jednej strony nośniki analogowe (winyl, taśma), z drugiej – to, co znam z koncertów. Kolejny, bardzo ceniony przeze mnie element prezentacji, który zyskiwał z upsamplingiem, to ekspresja. Na playliście lądowały nagrania Janis Joplin, Etty James czy Marka Dyjaka – słowem, artystów, którzy wręcz kipią emocjami na scenie, w swoje śpiewanie wkładają całe serce i duszę, każde z nich wypadało wręcz elektryzująco. Niewiele źródeł cyfrowych potrafi mnie aż tak bardzo zaangażować w słuchaną muzykę – Ayon S-10 trafił do tego zacnego grona obok mojego BIG7 czy Vermeer Audio TWO.

Nie wszystko jednak z włączonym upsamplingiem jest lepsze. Na konwersji cierpi nieco precyzja. Także co do dynamiki, przynajmniej tej w skali makro, miałem mieszane uczucia, acz po trosze zależały one od rodzaju muzyki. Rockowe granie czy np. popisy Marcusa Millera na elektrycznym basie wypadały nieco lepiej bez upsamplingu, ale już fortepian czy kontrabas bardziej mnie przekonywały po upsamplingu. Czy warto więc dołożyć sporą sumę do S-10, by upgrade’ować go do wersji Signature? Ja powiedziałbym, że tak, i na pewno korzystałbym z tej opcji przy nagraniach akustycznych i większości „live”. Tym bardziej, że jednym guzikiem można tę funkcję wyłączyć, gdy akurat na playliście znajdzie się AC/DC czy Metallica.


Galeria


Naszym zdaniem

S-10 reprezentuje kolejny etap w rozwoju Ayona i zarazem spory krok w stronę muzycznej nirwany. Oczywiście nie dla wszystkich – zwolennicy absolutnej wierności, dużej  analityczności, cyzelowania najdrobniejszych szczegółów nagrań, wybiorą pewnie inne urządzenia. Ci, dla których najważniejsza jest muzykalność, emocje zawarte w muzyce, wrażenie uczestnictwa we wspaniałych wydarzeniach muzycznych, możliwość wysłuchania z przyjemnością nie tylko najlepszych, ale i tych nieco mniej doskonałych realizacji, będą prawdopodobnie zachwyceni. Gdy odkryją działanie upsamplingu PCM do DSD, z lubością będą z niej korzystać – może nie w przypadku wszystkich nagrań, ale na pewno sporej ich części. Od strony użytkowej używanie S-10 jako end-pointu dla Roona wydaje się najlepszym możliwym rozwiązaniem, choć można się oczywiście bez niego obejść.

System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 24 m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio
Kolumny: Ubiq Audio Model One Duelund Edition
Wzmacniacze: Modwright KWA100SE, Musical Fidelity NuVista 600
Przedwzmacniacz: Modwright LS100
Źródła cyfrowe: pasywny PC z WIN10 64-bit, Roon 1.3, JPlay 6.1, zasilacz liniowy HDPlex, karta USB Jcat Femto z zasilaczem Bakoon BPS-02, USB Isolator Jcat
Kable sygnałowe: Hijiri Million, KingRex uCraft Y (USB), TelluriumQ Silver Diamond (USB)                                                                                             
Kable głośnikowe: Skogrand Beethoven
Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: ISOL-8 Substation Integra i Gigawatt PF2 mk2, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech

Ayon S 10 Signature 7 zzz

Oceń ten artykuł
(5 głosów)