Wydrukuj tę stronę

Moon Neo ACE

Lut 27, 2017

Czy musimy mieć system składający się z kilku osobnych elementów połączonych kablami? Najnowszym produktem firmy Simaudio udowodniono, że wcale niekoniecznie.

Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl
Cena: 16 990 zł
Dostępne wykończenia: czarne, srebrne

Tekst: Marek LackiZdjęcia: AV

audioklan

 

 

System all-in-one Moon Neo ACE

TEST

Moon neo ACE 1 aaa

Markę Moon, należącą do kanadyjskiego producenta Simaudio, mieliśmy już okazję kilka razy przedstawiać testując różnego rodzaje wzmacniacze i źródła cyfrowe. Tym razem po raz pierwszy trafił do naszej redakcji w pełni zintegrowany i autonomiczny samograj – wzmacniacz i kilka źródeł cyfrowych w jednej niedużej obudowie. Stąd nazwa: ACE (od słów: A Complete Experience).


Funkcjonalność

Rzeczywiście Neo ACE ma wszystko, co potrzeba – z wyjątkiem głośników. Musimy je dobrać sami – i całe szczęście, bo na tym przecież polega zabawa w hi-fi. Jest więc wzmacniacz z wejściami analogowymi, liniowymi, wejściem gramofonowym, pełnowartościowy przetwornik sieciowy, moduł sieciowy MiND (LAN/Wi-Fi). Dostępne są dwa wejścia koncentryczne, dwa optyczne oraz asynchroniczne USB audio o bardzo rasowych specyfikacjach: PCM 32/384 i DSD256 (11,2 MHz).

Przy odtwarzaniu sieciowym tracimy możliwość odtwarzania sygnału o ekstremalnych rozdzielczościach (PCM powyżej 192 kHz i DSD powyżej 2,8 MHz), co w praktyce nie ma jednak żadnego znaczenia. Neo ACE ma ponadto wbudowany dostęp do serwisu TiDAL, co daje nam cenną możliwość strumieniowania muzyki z jakości płyty CD. Dziwi fakt pominięcia Spotify. Moon to chyba jedyna firma, która dokonała takiego wyboru. Oczywiście, można też korzystać z radia internetowego (vTuner).

Do sterowania służy klasyczny pilot na podczerwień, zapewniający tylko podstawową funkcjonalność, oraz aplikacja MIND dostępna zarówno na systemy operacyjne Ios, jak i Android. Doskonale integruje ona wszystkie funkcje urządzenia, nie tylko rozszerzając funkcjonalność, ale całkowicie zastępując pilot.

Obsługa możliwa jest także z poziomu czołówki, szczególnie w odniesieniu do ustawień wstępnych, np. dotyczących logowania do domowej sieci Wi-Fi.

Należy pochwalić kontrastowy OLED-owy wyświetlacz z białymi cyframi na czarnym tle. Poziom ustawionej głośności widać nawet z odległości 4 m.


Budowa

Z aluminium wykonano nie tylko front, co obecnie jest standardem, lecz także boki obudowy – w dodatku całkiem grube. W konsekwencji obudowa jest bardzo sztywna. Oszczędności względem droższych serii urządzeń marki Moon daje się zauważyć na krawędziach przedniej ścianki – są one plastikowe. Spód, tył  i górną pokrywę wykonano ze stali. Zaskakuje znaczna grubość tej ostatniej. Reasumując – to solidne urządzenie. Zresztą świadczy o tym jego ciężar (11 kg).

Moon neo ACE 2 tyl

Jest wszystko, co może się przydać: wejścia cyfrowe, analogowe, a nawet gramofonowe.

 

We wnętrzu panuje czystość i uporządkowany montaż – właściwy drogim urządzeniom. Za gniazdem prądowym znajduje się układ filtrująco-ochronny złożony z warystorów, kondensatorów i cewki. Duży transformator jest typu toroidalnego, a jego wnętrze wypełniono materiałem przypominającym… beton. Wzmacniacz bazuje na gotowym rozwiązaniu – układach scalonych Texas Instruments LM3886T z serii Overture (pracujących w klasie AB), zapewniających maksymalną moc 50 W RMS na kanał przy 8 Ω (przy 4 Ω wynosi ona 68 W, lecz dotyczy to niższego napięcia zasilającego +/- 28 V). Odznaczają się też dużym odstępem od szumu (92 dB) i niskim poziomem zniekształceń (typowo 0,03%). Poza tym mają wbudowane zabezpieczenia przeciw zwarciom i skutkom podłączenia obciążeń o dużej induktancji. Wróćmy do zasilacza – pojemność filtrującą stanowią dwa kondensatory Nichicon o pojemności 10 000 µF każdy. Zastosowano szybkie diody prostownicze.

Część analogowa toru audio zawiera elementy dyskretne, ale nie brakuje wzmacniaczy operacyjnych (N5532 na wejściach). Regulacja głośności jest elektroniczna – nie znajdziemy tu klasycznego potencjometru. Obsługę wejścia USB powierzono nowoczesnemu mikrokontrolerowi Atmel ATSAM3U, opartemu na 32-bitowym procesorze ARM Cortex M3 i szybkim interfejsie (480 MHz) USB. Taktowaniem sygnału zarządza układ CPLD Xilinx XC2C64A.


Brzmienie (DAC+wzmacniacz)

By właściwie ocenić ACE, trzeba ten produkt osadzić w odpowiednim kontekście. Urządzeń podobnych do niego, czyli wzmacniaczy all-in-one, w cenie do ok. 20 tys. zł, nie ma zbyt wiele, choć trzeba wspomnieć o propozycjach firm AVM (testowany na naszych łamach Inspiration CS 2.2 za 17 tys. zł) czy Naim (Uniti 2b za 18 tys. zł). Droższe są konstrukcje T+A (R1000E za 22 900 zł) i Devialet (model 120 za 22 990 zł). Niestety, nie miałem okazji ich testować. Słuchałem natomiast wzmacniacza Hegel H360, który jest pełnokrwistą integrą z wbudowanym przetwornikiem c/a oraz funkcją streamera (nieco okrojoną). Funkcjonalność tego modelu jest zdecydowanie mniejsza, jednak mimo to Moon – w moim odczuciu – nie odstaje jakościowo od tego wzmacniacza. Co więcej, to kanadyjski samograj ma niewielką przewagę w zakresie rozdzielczości wysokich tonów – przynajmniej tak mi się wydaje, choć zastrzegam, że upłynęło zbyt wiele czasu, aby można było stwierdzić to kategorycznie.

Za główny punkt odniesienia posłużyły zwykłe audiofilskie zestawienia – odtwarzacz plus wzmacniacz. Akurat nadarzyła się ku temu niezła okazja, bo byłem świeżo po testach sześciu wzmacniaczy z przedziału cenowego 5–7 tys. zł, które grały z przetwornikiem M2Tech Young DSD, tworząc zestawienia w cenie 10–12,5 tys. zł, czyli nominalnie sporo tańsze, ale też o nieporównywalnie gorszej funkcjonalności. Jednak nawet gdyby o niej na chwilę zapomnieć, skupiając się wyłącznie na efektach brzmieniowych, trzeba stwierdzić, że różnica w jakości dźwięku była dużo większa (na korzyść Moona), niż wynikałoby to z 40-procentowej zwyżki ceny. Tymczasem przecież z reguły jest na odwrót.

Drugim odniesieniem był kosztujący 47 tys. zł dzielony wzmacniacz Norma Audio grający z tym samym przetwornikiem M2Tech Young DSD. Zgodnie z przewidywaniami, zestaw ten zagrał bezdyskusyjnie znacznie lepiej. Rozdzielczość, zróżnicowanie, barwy, przestrzeń, były jakby z innej „parafii”. Mimo to uważam, że to inwestycja w Moona jest bardziej opłacalna. Brzmi gorzej, ale z pewnością nie trzy razy gorzej.

Moon neo ACE 3 wnetrze

Nikt nie zaprzeczy, że elektronika wygląda high-endowo. Nawet jeśli końcówki mocy zbudowano na scalakach. Jak Moonowi udało sie wycisnąć z nich tak dobre brzmienie? Nie mamy pojecia!

 

Brzmienie jest ogólnie nieco wyszczuplone. Góra, choć odważna, w zasadzie nie jest rozjaśniona, całość jest  bardzo precyzyjna. Szczególnie imponuje dół pasma. Nie jest idealny, bo właśnie on, czyli bas, odpowiada za ogólną szczupłość brzemienia. Gdyby było go krztynę więcej, na pewno by nie zaszkodziło. W 37-metrowym pokoju przy maksymalnie swobodnym ustawieniu, to jest z dala od ścian, basu było trochę za mało, zwłaszcza w połączeniu ze stosunkowo niewielkimi i zaprojektowanymi „liniowo” trójdrożnymi kolumnami z pojedynczym 7-calowym wooferem. To jednak nie przeszkodziło w tym, by wyłowić wybitną motorykę omawianego zakresu. Bas jest nieprawdopodobnie szybki i czytelny. Właśnie rozdzielczość basu jest jego cechą przewodnią. Jest to zaskakujące w kontekście tego, że mamy do czynienia ze wzmacniaczem zbudowanym na scalakach pracujących w klasie D! Niskie tony obfitują w detale, „każą” na sobie skupiać uwagę – mimo swojej szczupłości, a więc braku jakiejkolwiek dominacji.

Bardzo dobre jest także zszycie dołu góry i środka. To się nazywa spójność. Wszystkie zakresy są do siebie podobne – i charakterem, i precyzją, i szybkością. W efekcie doskonale ze sobą współpracują. Nagły, szerokopasmowy atak dźwięku jest dzięki temu czysty. Nie ma wyostrzeń, które powstają często wtedy, gdy wysokie tony wyprzedzają niskie.

Świetna jest także przestrzeń. Nagrania orkiestrowe w bardzo dużych składach i wielkich salach koncertowych samograj Moona odtworzył we właściwych proporcjach. Są warstwy, jest doskonała czytelność najdalszych planów. Precyzję lokalizacji oceniam jako znakomitą, niezależnie od odległości źródeł pozornych oraz ich położenia – na środku sceny czy po jej bokach. Jest to bardzo precyzyjne, ale i plastyczne granie. Jakość przestrzeni, przejrzystość, możliwość wglądu w nagrania były nieporównywalnie lepsze niż w przypadku wzmacniaczy za 5–7 tys. zł. Wielkie zaskoczenie!


Sieć i streaming

Część obserwacji zamieszczonych pod poprzednim śródtytułem pochodzi z odsłuchów z użyciem serwisu streamingowego Tidal w wersji bezstratnej (Hi-Fi). Słuchałem diametralnie różnych nagrań z przeciwstawnych biegunów gatunkowych: zarówno popularnej muzyki rozrywkowej, jaką słyszę choćby w radio jadąc rano do pracy, jak i nagrań muzyki klasycznej. Przesłuchałem kilkadziesiąt (to nie pomyłka) wykonań „Marszu Żałobnego” Fryderyka Chopina. Moon pokazał mnóstwo różnic, mnóstwo odcieni barw, ekspresji, dynamiki i przestrzeni w tych wykonaniach. Doskonale ukazywał różnice pomiędzy wykonaniami zaangażowanymi emocjonalnie – takimi, które chwytają za serce (a są takie), a tymi wykonanymi przez muzyków nie do końca rozumiejących tematykę tego utworu. Skupiłem się na tym właśnie utworze nie tylko dlatego, że go doskonale znam i wiem, o co w nim chodzi – jak może być albo jak nie powinien być zagrany. Chodziło też o fortepian. To w końcu trudny instrument do odtworzenia. No właśnie – Moon poradził sobie z nim bardzo dobrze podając czytelność i detale. Zwróciłem jednak uwagę, że wobec niektórych nagrań okazał się bezlitosny. Te słabsze (nie wykonania) były mocno napiętnowane w zakresie przełomu środka i góry pasma, bardziej po stronie średnich tonów. Średnica w tych słabszych nagraniach stawała się bardzo nieprzyjemna. W niektórych momentach fortepian brzmiał bardzo źle, niemal nie do zniesienia, eksponując fatalną jakość realizacji. Chwilę potem, przy innym nagraniu – tym dobrym – brzmiał czysto i bardzo przyjemnie, acz zawsze precyzyjnie i detalicznie.

Słuchałem także nagrań z software’owego serwera DLNA (oprogramowanie Media Center 21). W bezpośrednim porównaniu z brzmieniem uzyskanym z wejścia USB było nieco gorzej – głównie pod względem rozdzielczości, jakości przestrzeni i precyzji basu. Różnica nie była duża, ale słyszalna. Z ciekawości porównałem skalę różnic pomiędzy brzmieniem uzyskiwanym po sieci z różnicami powodowanymi przez użycie różnych odtwarzaczy programowych do odczytu poprzez łącze USB. Okazało się, że przejście z HQ Playera do J.River MC21 skutkowało podobnym regresem w jakości dźwięku jak pomiędzy odczytem z tego drugiego programu a odtwarzaniem sieciowym (na korzyść tego pierwszego). To chyba dobrze obrazuje skalę różnic pomiędzy jedną a drugą metodą odtwarzania muzyki. Reasumując, znakomita większość potencjalnych użytkowników może spokojnie poprzestać na odtwarzaniu sieciowym.

Bluetooth wcale nie taki zły

Mile mnie zaskoczyła jakość brzmienia w połączeniu Bluetooth – zupełnie ignorowanym przez audiofilów, może jednak niesłusznie? Strumieniując muzykę z YouTube’a za pośrednictwem smartfona Samsung Galaxy J5, stwierdziłem, że dźwięk jest ciemniejszy i nieco bardziej mięsisty. Obiektywnie był znacznie mniej rozdzielczy, ale korzystając z nagrań na YouTube (tylko HD) stwierdziłem, że – paradoksalnie – jest to nawet korzystne. Lekkie „ukremowanie" brzmienia wpłynęło z jednej strony na ujednolicenie barw, a z drugiej – przypadki popularnej muzyki rozrywkowej – sprawiało, że prezentacja była bardziej atrakcyjna. Zyskała też subiektywnie dynamika poprzez nieco obfitszy, choć nadal raczej powściągliwy bas. Przede wszystkim jednak ponownie brzmienie było spójne. To właśnie ta jego cecha odpowiadała za bardzo dobre wrażenia ogólne.


Galeria


Naszym zdaniem

Moon neo ACE 6 zzzW pierwszym podejściu produkt Moona można postrzegać przede wszystkim jako próbę dotarcia do zamożnych użytkowników, którzy czasy fascynacji układaniem „klocków hi-fi” mają już dawno za sobą. Albo do tych, którzy tej pasji (jeszcze?) w sobie nie wykształcili. Jedno urządzenie, para głośników – znakomita większość dzisiejszych użytkowników sprzętu audio nie chce niczego więcej. Powstał więc Neo ACE – produkt, który oczekiwania tej grupy docelowej zaspakaja w stu procentach. Na tym jednak atuty naszego „asa” bynajmniej się nie kończą.

Sęk w tym, że jako kompletny system stereo produkt Moona brzmi niesamowicie dobrze. Bez trudu jest w stanie pogonić „klasyczne” konfiguracje przetwornika c/a ze wzmacniaczem stereo, nie mówiąc o jeszcze bardziej klasycznych zestawieniach CD plus wzmacniacz w cenie… tak naprawdę zbliżonej do kosztu zakupu Moonam. Szczególnie gdy odliczymy koszt – w tym przypadku zupełnie zbędnych interkonektów. Jeśli nie wierzycie w te rewelacje, posłuchajcie i sami oceńcie. Zdziwienie murowane.

System odsłuchowy:

Pomieszczenie: 37 m2 zaadaptowane akustycznie, o średnim czasie pogłosu, kolumny ustawione na krótszej ścianie w 1/3 głębokości pokoju. Oddzielna linia zasilająca 25A z niezależnym uziemieniem.
Kolumny: Equilibrium Atmosphere (2012)
Źródło: laptop Asus A555L (i3, 2GHz; 4GB RAM; Windows 10), programy: HQ Player, J.River Media Center 21 (+ jako serwer)
Kabel USB: iFi Audio Gemini
Kable głośnikowe: Equilibrium Tune 55 Ultimate
Kable zasilające: Enerr Transcenda Ultimate
Listwa: 2 x Enerr One + kabel Enerr Transcenda Supreme HC (20A)
Stolik: Rogoz Audio 4SPB3/BBS

 

 

 

Oceń ten artykuł
(6 głosów)