PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Pioneer SX-N30

Sie 07, 2016

Index

Brzmienie

Pioneer zaprezentował dźwięk żywy, bardzo precyzyjny o wyraźnych krawędziach. Zaimponował dokładnością, która była kontynuowana od najniższych oktaw na basie, poprzez wszystkie podzakresy basu, aż po średnie i w końcu wyższe częstotliwości.

Bas nie miał może jakiegoś nadzwyczajnego zróżnicowania, ale w tej klasie cenowej tego nie oczekujemy. Jego atutem była przede wszystkim czystość i dynamika. Podobać się może to, jak czysto wchodził na wyższe poziomy, prezentując znakomite kontury, niezależnie od poziomu głośności. Poszczególne uderzenia były bardzo czytelne, twarde, zupełnie, albo niemal zupełnie, czyste. Szkoda jednak, że nie szło to w parze z większą obfitością. W moim pomieszczeniu odsłuchowym, w którym używam stosunkowo niewielkich kolumn, bas był już dość deficytowy. Z drugiej jednak strony, Pioneer miał strony dość duży zapas energii, dzięki czemu mógł grać dość głośno, a ponieważ są dostępne regulacje barwy, to można dostosować natężenie basu do konkretnych potrzeb. W teście korzystałem jednak z trybu Direct.

Pioneer SX N30 gniazda

Pewne odchudzenie na basie nie jest w Pioneerze zjawiskiem działającym w odosobnieniu, lecz rozciąga się także na wyższe częstotliwości. Brzmieniu brakuje trochę masy, wypełnienia dolnej średnicy. Dźwięk nie jest pełny, sprawia wrażenie lekkiego, odchudzonego. Przy czym należy zaznaczyć, że to nie z tego powodu jest odbierany jako precyzyjny – to jakby niezależne kwestie. Można uznać, że ogólny balans tonalny zmierza ku górze, choć jednocześnie sam skraj pasma nie jest rozjaśniony. Jasny, ale nieprzejaskrawiony. Środek pasma ma jednak za mało masy, by uznać brzmienie wokali za w pełni naturalne.

Pioneer, zmuszony do głośnego grania, radził sobie nieźle. Był stosunkowo czysty prawie do samego końca użytecznej skali dynamicznej. Nie gubił się przy mocno zagęszczonych akcjach rockowych, aczkolwiek pewne przybrudzenia się pojawiały. Podczas dochodzenia do kresu możliwości, zamiast kompresji, pojawiały się wyraźnie sygnalizowane zniekształcenia.

W kategoriach przestrzennych wiele dobrego można powiedzieć o precyzji. Lokalizacja źródeł pozornych na pierwszym planie jest bez zarzutu. Głębia nie jest nadzwyczajna. W samograju za 2600 zł nikt nie spodziewa się w tej kwestii cudów. Na pewno nie można mówić o jakimkolwiek rozczarowaniu. Ograniczona jest trochę szerokość sceny. Dźwięki raczej niechętnie wykraczały poza bazę kolumn. Wrażenia ogólne, zwane „powietrzem”, są adekwatne do ceny amplitunera, tj. przeciętne, ale w pozytywnym znaczeniu. Namacalność dźwięku jest dobra, ale wynika bardziej z precyzji dźwięku niż barw.


Oceń ten artykuł
(2 głosów)
Więcej w tej kategorii: Yamaha R-N602 »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją