PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Odtwarzacz strumieniowy Marantz NA6005

Kwi 17, 2015

Index

Najtańszy z dotychczasowych odtwarzaczy strumieniowych Marantza to gorąca nowość. Z zewnątrz do złudzenia przypomina droższy NA8005, jest dobrze wyceniony, a na jakość dźwięku nie sposób narzekać.

Dystrybutor: Horn Distribution, www.marantz.pl
Cena: 2595 zł

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


W zgodzie z tradycją

marantz-NA6005-aaa 

Nie dalej jak we wrześniu ubiegłego roku ocenialiśmy nowy odtwarzacz strumieniowy Marantza – model NA8005. Wówczas zaskakujący wydał nam się fakt, że będąc następcą NA7004 jest od niego znacznie droższy. NA8005 to jednak bardziej wyrafinowane urządzenie, w dodatku wyposażone w funkcję USB DAC-a, która – jak się okazało – umożliwia wyciśnięcie maksimum możliwości brzmieniowych z wbudowanej sekcji cyfrowo-analogowej.

Po wycofaniu modelu 7004 Marantz pozostał bez przystępnego cenowo streamera DLNA. Ten stan rzeczy nie mógł długo potrwać. Skoro siostrzany Denon przedstawił budżetowy odtwarzacz DNP-730AE (recenzja w poprzednim wydaniu AV), to i Marantz musiał pokazać podobne urządzenie – tyle że droższe. I tak też się stało. Na początku roku pojawił się NA6005 – odtwarzacz sieciowy zbudowany na bazie tego samego interfejsu sieciowego co wspomniany Denon.


Budowa i funkcjonalność

Cena NA6005 jest miłym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę to, że na tle Denona DNP-730AE prezentuje się o niebo lepiej. Nic dziwnego, skoro obudowę powtórzono z dwukrotnie droższego modelu. Już samo to jest warte 600-złotowej dopłaty. Ale na tym różnice się nie kończą. NA6005 ma oczywiście zupełnie inny tor analogowy niż ten, który znajdziemy w Denonie. Ponadto na tylnej ściance znajdziemy wejście optyczne, dzięki czemu do Marantza podłączymy telewizor lub dekoder telewizyjny, poprawiając jakość fonii towarzyszącej filmom czy koncertom. A tego wspomniany Denon nie zapewnia. Mamy więc 2:0 dla Marantza.

Wyposażenie odtwarzacza pod pewnymi względami przewyższa NA8005. Mamy tu bowiem łączność bezprzewodową (z opcjami łatwej konfiguracji – WPS i WiFi Sharing), której nie oferuje droższy model (nota bene nie wiedzieć czemu). To ukłon w stronę tych użytkowników, którzy nie planowali instalacji sieciowej RJ-45 w miejscu, gdzie stoi sprzęt audio, choć mimo wszystko i tak lepiej korzystać z Ethernetu.

marantz-NA6005-trafoo

Jak przystało na nowoczesny odtwarzacz sieciowy, nowy Marantz ma także funkcjonalności Airplay, Spotify Connect oraz Bluetooth z obsługą kodeka apt-X. Można zatem cieszyć się fonią z urządzeń mobilnych, co jest szczególnie przydatne przy odtwarzaniu filmików z YouTube’a – obraz ze smartfona bywa świetny, a dźwięk... wiadomo – tragedia.

W stosunku do NA8005 nowy model zachował również wyjście słuchawkowe z dedykowanym wzmacniaczem zbudowanym z elementów dyskretnych. Jest natomiast pozbawiony asynchronicznego wejścia USB audio. Mimo to potrafi odtwarzać pliki formatu DSD 5,6 MHz oraz FLAC i WAV 24/192 – wszystko w ramach protokołu DLNA. Podobnie jak w przypadku Denona 730AE, odczyt nagrań odbywa się bez przerw (gapless). Funkcjonalności przydaje temu urządzeniu  wyjście cyfrowe w standardzie optycznym. Można więc pomyśleć o wykorzystaniu NA6005 w roli transportu.

Aplikacja sterująca – Marantz HiFi Remote – jest dokładną kopią aplikacji Denona (zmieniono tylko grafikę), toteż obsługa Marantza z poziomu smartfona czy tabletu niczym nie różni się od obsługi Denona DNP-730AE. I nie jest to szczególnie dobra wiadomość w kontekście tego, że mamy do czynienia z, bądź co bądź, urządzeniem droższym i bardziej prestiżowym. Najpierw jednak plusy: można tworzyć playlistę, czego nie oferuje konkurencyjny Pioneer N-50A. Trójdzielny ekran z przewijaniem jednego ukrytego – pola w lewo i prawo – to też niezłe rozwiązanie. Należy też pochwalić spolszczenie (i to poprawne!) aplikacji, a także polską wersję językową menu odtwarzacza. Brawo dla dystrybutora. Jak się chce, to jednak można.

marantz-NA6005-plytka

O ile przewijanie listy utworów czy albumów podczas odtwarzania materiału o standardowej rozdzielczości nie budzi zastrzeżeń, o tyle próba przeszukiwania biblioteki muzycznej (także za pomocą pilota) przy odczycie plików PCM 24/192 mocno nadwyręża przepustowość interfejsu – do tego stopnia, że potrafi się on na chwilę zawiesić. Inną przypadłością jest wyświetlanie nazwy poprzednio odtwarzanego utworu, gdy jest już odtwarzany kolejny (wybrany z innego miejsca na dysku). Największy jednak minus interfejsu D&M polega na tym, że z chwilą, gdy dowodzenie przejmie aplikacja, odtwarzacz przestaje reagować na komendy z pilota (działa jedynie czerwony przycisk) i wyświetla komunikat „operacja niedostępna”. Problem bierze się stąd, że kolejka/playlista utworów ustalona w aplikacji nie jest wgrywana do pamięci odtwarzacza – pozostaje wyłącznie w aplikacji na urządzeniu mobilnym. Dlatego za pomocą pilota nie można nawet „popchnąć” odtwarzania o jeden utwór ani nawet go zatrzymać. Marantz z Denonem powinni „wziąć korepetycje” u Linna, który sztuczkę tę opanował już bodaj w 2009 roku. Reasumując: sterowanie z poziomu aplikacji jest mocno niedopracowane. Na szczęście Marantz odziedziczył jednak po poprzedniku znakomity wyświetlacz OLED, który jest zdecydowanie bardziej czytelny niż odpowiednik w Pioneerze. W gruncie rzeczy, codzienna obsługa za pomocą pilota nie jest wcale niewygodna. Tradycjonalistów przekona na pewno bardziej niż jakakolwiek aplikacja mobilna zdana na kaprysy sieci komputerowej.

Wnętrze urządzenia zawiera zaskakująco rozbudowany układ elektroniczny, jakiego nie powstydziłby się odtwarzacz za sporo większą kwotę. Korzystne wrażenie robi już sam zasilacz składający się z: części impulsowej, która zasila płytę główną, oddzielnie zamontowanego transformatora EI oraz towarzyszącej mu płytki zawierającej dwa prostowniki, 5 obwodów stabilizacji napięć (w tej roli pracują także tranzystory) oraz pokaźnej grupy elektrolitów – i to nie byle jakich. Znajdziemy tu 4 brązowe Elny (3 x 6800 + 2200 uF), dwa Nichicony Super Through 1000 uF/16V oraz 11 wysokiej klasy Silmików o małych wartościach (7 x 220 + 4 x 100 uF). A to i tak nie koniec, bo dodatkowe Silmiki znalazły się jeszcze w kilku kluczowych punktach układu: przy przetworniku c/a (jest nim oczywiście CS4398, czyli ten sam układ co w NA8005, odbiorniku wejściowym (PCM9211) oraz na wejściu płytki analogowej.

Tak duża łączna pojemność filtrująca w zasilaczu budżetowego odtwarzacza (ponad 25 tys. uF) należy do rzadkości. Nie pamiętam, by równie zaawansowane zasilacze Marantz stosował w swoich odtwarzaczach CD.

Tor wyjściowy audio to oddzielna płytka zawierająca wyłącznie sygnały analogowe. Surowy sygnał z przetwornika c/a trafia do niej za pośrednictwem dwóch skręconych wiązek przewodów o długości kilkunastu centymetrów (to dość typowe rozwiązanie w japońskich odtwarzaczach). Cała ścieżka sygnałowa, a więc filtr analogowy i bufor, są zbudowane z niskoszumnych tranzystorów bipolarnych 2ASC1845/2SA992 tworzących nieekranowane firmowe moduły HDAM SA2.


Brzmienie

Dźwięk płynący z tego odtwarzacza ma dosyć łatwo rozpoznawalną sygnaturę. Wystarczyła dosłownie chwila, by ją zidentyfikować i kawałek popołudnia, by dokładnie zdiagnozować. O ile w przypadku urządzeń stricte high-endowych długo by dyskutować, czy tak wyraźny charakter brzmienia można w ogóle uznać za atut, o tyle w przypadku sprzętu – mimo wszystko budżetowego (bo przedział do 3000 zł możemy chyba za taki uznać) – sprawy wyglądają o wiele prościej. Marantz gra po swojemu, ale w sposób atrakcyjny.

Niedrogi odtwarzacz cyfrowy powinien stronić od brzmienia chudego, przenikliwego, klinicznego. W przeciwnym razie trudno będzie dobrać właściwych towarzyszy pod postacią wzmacniacza i kolumn. Wprawdzie zdarzają się sytuacje odwrotne: gdy klarownie brzmiącym źródłem chcemy uzdrowić zbyt ciemne, zawoalowane brzmienie zestawu, jednak praktyka pokazuje, że są one rzadsze. W takich systemach Marantz NA6005 raczej nie zabłyśnie, tj. nie przyniesie pożądanego efektu. To odtwarzacz opracowany z myślą o firmowym wzmacniaczu lub też systemach o brzmieniu nieszczególnie nasyconym czy masywnym – takich, w których mamy raczej deficyt średnicy i basu niż nadmierne ocieplenie.

Na swój sposób NA6005 brzmi potężnie. Nie jest to oczywiście potęga i rozmach na miarę urządzeń za kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jeśli jednak obok postawimy wspomnianego Denona, to różnica będzie czytelna. Marantz operuje całkiem mocnym basem, który – ma się wrażenie – trochę rozlewa się po dolnej średnicy i gubi kontur w większości swojego zakresu. Nie jest to totalne zmiękczenie, chroniczny brak ataku, ale swoista puszystość, lub raczej stępienie tego zakresu, jest wyczuwalne przy odsłuchu gitary basowej, bębnów czy kontrabasu. W tej klasie to jednak nic szczególnego. Liczy się, że niskie tony są solidną podbudową dla reszty.

marantz-NA6005-gniazda

Średnica to najlepiej brzmiący z wszystkich zakresów. Mamy tu niezłe nasycenie, wspomniane ciepło i brak jakiejkolwiek sterylności. Standardy nie tylko jazzowe w wykonaniu Jacinthy, z albumu „Here’s To Ben” wydanego w formacie DSD (SACD) brzmiały lepiej niż można by się spodziewać. Wokal artystki był zaskakująco autentyczny. Muzyka towarzysząca mi w tle podczas sesji zdjęciowej któregoś z urządzeń opisywanych w tym wydaniu AV brzmiała naprawdę przyjemnie. Pomyślałem sobie, że Marantz doskonale sprawdziłby się jako źródło w systemie gabinetowym. Sęk z tym, że grając muzykę z plików bezstratnych, zupełnie nie zwraca na siebie uwagi. W pewnym sensie brzmienie NA6005 można odnieść do analogu, choć to pewne nadużycie. Faktem natomiast pozostaje to, że podczas słuchania tego odtwarzacza w dobrze zrównoważonym systemie średniej czy wyższej klasy nie poczujemy żadnego dyskomfortu. Co najwyższej zabraknie nam poczucia rozdzielczości, przejrzystości, powietrza w najwyższych rejestrach. Marantz tworzy coś w rodzaju cienkiego woalu, który rozpościera nad średnicą i górą pasma. Słyszymy mniej, ale nie docierają do nas sterylność, ostre kontury czy inne defekty samych nagrań. A to jednak plus.

Niczego złego nie mogę napisać o stereofonii. Owszem, do ideału jej daleko, ale pamiętając, co miał do zaoferowania Denon, nie możemy stwierdzić niczego innego, jak to, że scena jest obszerna i ma nawet trochę głębi. Do możliwości Pioneera N-70A sporo jej jednak brakowało. Zresztą Marantza pod każdym względem dzielił w stosunku do tego dwukrotnie droższego odtwarzacza znaczący dystans. Pioneer grał ze zdecydowanie większym rozmachem, miał głębszy, mniej zbity bas, bardziej świetliste soprany, żywsze barwy i ogólnie bardziej namacalną scenę dźwiękową. Różnica w klasie brzmienia z pewnością odpowiadała dwukrotnej różnicy w cenie obydwu modeli.


Galeria


Naszym zdaniem

marantz-NA6005-zzzMarantz stworzył naprawdę atrakcyjny odtwarzacz sieciowy. Nie dość, że łatwo się na niego skusić już z powodu samego wyglądu, jakości wykonania i wzorowego wyświetlacza, to jeszcze otrzymujemy bardzo dobry, kompetentny, obszerny, ciepły dźwięk, który pod wieloma względami przypomina to, z czym kojarzyliśmy Marantza z epoki kompaktów. I to nam się podoba!

Sprzęt towarzyszący:

  • Źródło odniesienia: Pioneer N-70A
  • Wzmacniacze: Audionet AMPI V2/Conrad-Johnson ET2, Atoll IN100se
  • Zestawy głośnikowe: Zoller Temptation 2000, JBL Studio 280
  • Dyski NAS: Synology DS111, DS214 z oprogramowaniem UPnP Minim Server
  • Interkonekty: Stereovox hdse, Chord Company Anthem Reference
  • Kable głośnikowe: Equilibrium Equilight/Sun Ray
  • Zasilanie: listwa Furutech f-TP615E, kable sieciowe Furutech FP-614Ag/G


 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją