PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Odtwarzacz strumieniowy Marantz NA6005

Kwi 17, 2015

Index

Brzmienie

Dźwięk płynący z tego odtwarzacza ma dosyć łatwo rozpoznawalną sygnaturę. Wystarczyła dosłownie chwila, by ją zidentyfikować i kawałek popołudnia, by dokładnie zdiagnozować. O ile w przypadku urządzeń stricte high-endowych długo by dyskutować, czy tak wyraźny charakter brzmienia można w ogóle uznać za atut, o tyle w przypadku sprzętu – mimo wszystko budżetowego (bo przedział do 3000 zł możemy chyba za taki uznać) – sprawy wyglądają o wiele prościej. Marantz gra po swojemu, ale w sposób atrakcyjny.

Niedrogi odtwarzacz cyfrowy powinien stronić od brzmienia chudego, przenikliwego, klinicznego. W przeciwnym razie trudno będzie dobrać właściwych towarzyszy pod postacią wzmacniacza i kolumn. Wprawdzie zdarzają się sytuacje odwrotne: gdy klarownie brzmiącym źródłem chcemy uzdrowić zbyt ciemne, zawoalowane brzmienie zestawu, jednak praktyka pokazuje, że są one rzadsze. W takich systemach Marantz NA6005 raczej nie zabłyśnie, tj. nie przyniesie pożądanego efektu. To odtwarzacz opracowany z myślą o firmowym wzmacniaczu lub też systemach o brzmieniu nieszczególnie nasyconym czy masywnym – takich, w których mamy raczej deficyt średnicy i basu niż nadmierne ocieplenie.

Na swój sposób NA6005 brzmi potężnie. Nie jest to oczywiście potęga i rozmach na miarę urządzeń za kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jeśli jednak obok postawimy wspomnianego Denona, to różnica będzie czytelna. Marantz operuje całkiem mocnym basem, który – ma się wrażenie – trochę rozlewa się po dolnej średnicy i gubi kontur w większości swojego zakresu. Nie jest to totalne zmiękczenie, chroniczny brak ataku, ale swoista puszystość, lub raczej stępienie tego zakresu, jest wyczuwalne przy odsłuchu gitary basowej, bębnów czy kontrabasu. W tej klasie to jednak nic szczególnego. Liczy się, że niskie tony są solidną podbudową dla reszty.

marantz-NA6005-gniazda

Średnica to najlepiej brzmiący z wszystkich zakresów. Mamy tu niezłe nasycenie, wspomniane ciepło i brak jakiejkolwiek sterylności. Standardy nie tylko jazzowe w wykonaniu Jacinthy, z albumu „Here’s To Ben” wydanego w formacie DSD (SACD) brzmiały lepiej niż można by się spodziewać. Wokal artystki był zaskakująco autentyczny. Muzyka towarzysząca mi w tle podczas sesji zdjęciowej któregoś z urządzeń opisywanych w tym wydaniu AV brzmiała naprawdę przyjemnie. Pomyślałem sobie, że Marantz doskonale sprawdziłby się jako źródło w systemie gabinetowym. Sęk z tym, że grając muzykę z plików bezstratnych, zupełnie nie zwraca na siebie uwagi. W pewnym sensie brzmienie NA6005 można odnieść do analogu, choć to pewne nadużycie. Faktem natomiast pozostaje to, że podczas słuchania tego odtwarzacza w dobrze zrównoważonym systemie średniej czy wyższej klasy nie poczujemy żadnego dyskomfortu. Co najwyższej zabraknie nam poczucia rozdzielczości, przejrzystości, powietrza w najwyższych rejestrach. Marantz tworzy coś w rodzaju cienkiego woalu, który rozpościera nad średnicą i górą pasma. Słyszymy mniej, ale nie docierają do nas sterylność, ostre kontury czy inne defekty samych nagrań. A to jednak plus.

Niczego złego nie mogę napisać o stereofonii. Owszem, do ideału jej daleko, ale pamiętając, co miał do zaoferowania Denon, nie możemy stwierdzić niczego innego, jak to, że scena jest obszerna i ma nawet trochę głębi. Do możliwości Pioneera N-70A sporo jej jednak brakowało. Zresztą Marantza pod każdym względem dzielił w stosunku do tego dwukrotnie droższego odtwarzacza znaczący dystans. Pioneer grał ze zdecydowanie większym rozmachem, miał głębszy, mniej zbity bas, bardziej świetliste soprany, żywsze barwy i ogólnie bardziej namacalną scenę dźwiękową. Różnica w klasie brzmienia z pewnością odpowiadała dwukrotnej różnicy w cenie obydwu modeli.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją