Mały, ładny, dobrze brzmiący, o dużej mocy, w dodatku z wejściami cyfrowymi. Taki opis wzmacniacza zapewnia mu już na samym początku pewną przewagę nad wieloma rywalami. Nowa integra Peachtree Audio została zbudowana według takiej właśnie recepty.
Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl |
Tekst i Zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Peachtree Nova 220SE
Peachtree Audio to marka należąca do firmy Signal Path LLC. Powstała w 2007 roku z inicjatywy Davida Solomona, przy wsparciu Davida Richardsona i Jima Spainhoura. Ich pierwszym produktem był wzmacniacz zintegrowany z wejściem USB – wówczas zupełna nowość. Od ponad roku na czele przedsięwzięcia stoi Andrew Clark, były pracownik Lexicona, Harmana (6 lat), Aerial Acoustics i kilku innych firm. Gwoli ciekawostki: w październiku 2013 r. David Solomon przeszedł do AudioQuesta, a następnie został zatrudniony przez serwis streamingowy Tidal, który wkrótce ma wejść na rynek amerykański.
Peachtree od samego początku koncentruje się na oferowaniu bardzo dobrze brzmiących urządzeń w niewygórowanych cenach (wielu tak twierdzi, ale w tym przypadku to naprawdę często się udaje) – w dodatku gustownie wykonanych. Wszystkie wzmacniacze nastawiono na korzystanie z dobrodziejstw ery cyfrowej – mają więcej wejść cyfrowych niż analogowych. Małe gabaryty to ich druga wspólna cecha. Kolejna – to lampy w torze sygnałowym i końcówki mocy w klasie D.
Katalog Peachtree nie jest przesadnie rozbudowany: znajdziemy tu 4 integry, tani przetwornik c/a DAC-iT, głośnik bezprzewodowy, trzy pary zestawów głośnikowych (monitory i system biurkowy), dwa konwertery USB->S/PDIF oraz moduł odbiorczy Bluetooth apt-X z wyjściami analogowym i cyfrowym. Testowany wzmacniacz to nowość – urządzenie plasujące się na drugiej pozycji od góry, zaraz po modelu Grand Integrated X-1, który testowaliśmy równo dwa lata temu (AV 1/2013).
Budowa
Nova 220SE przełamuje schemat aluminiowych obudów w naturalnym kolorze lub lakierowanych na czarno. Owszem, front wzmacniacza jest wykonany z tego materiału (i to o grubości 4,5 mm), lecz cała reszta to niemagnetyczne z natury drewno, z którego wykonano zamknięty profil okalający cały wzmacniacz, oraz stal wykorzystana do budowy tylnej ścianki. Stalowe jest również wewnętrzne chassis wzmacniacza, które wsuwa się w drewniany profil. Wykończono go bardzo ładnie, pokrywając kilkoma warstwami bezbarwnego lakieru. Dzięki temu obudowa błyszczy i jest łatwa do utrzymania w czystości. Wydaje się, że ryzyko powstania zarysowań nie jest duże, choć jednak większe niż w przypadku obudów w całości metalowych.
Wzmacniacz jest mały. Ma niecałe 38 cm szerokości, ponadto jest dość płytki – 29 cm. W proporcji do szerokości, wydaje się wysoki, jednak w rzeczywistości obudowa mierzy tylko 13 cm. Nova z łatwością zmieści się na półce czy na dedykowanym stoliku. Waży niecałe 9 kg.
Mimo usilnych prób, nie udało mi się rozkręcić obudowy, a ponieważ opis producenta jest bardzo lakoniczny, to siłą rzeczy muszę poprzestać na ogólnie dostępnych informacjach oraz tym, co udało mi się dowiedzieć od samego Andrew Clarka, tudzież dojrzeć przez kratki otworów wentylacyjnych. Łącznie jest ich 4 – dwie na górze i dwie na spodzie obudowy. Nic dziwnego – drewno jest kiepskim przewodnikiem ciepła, a w środku pracuje lampa. Nawet na biegu jałowym wzmacniacz dość wyraźnie się nagrzewa. Podczas intensywnej pracy wcale nie robi się cieplejszy. To spora zaleta klasy D.
Nova 220SE jest najmocniejszym, nie licząc X-1, wzmacniaczem tego producenta. Stopień końcowy ma konstrukcję mostkową dual-mono. Zastosowano dwa układy IcePower najnowszej generacji (125ASX). Jak twierdzi Clark, rozwiązanie to zapewnia Novie znaczącą przewagę nad słabszymi modelami (tej marki). W ten sposób uzyskano niebagatelną moc 220 W na kanał przy 8 Ω i 350 W przy 4 Ω. Minimalna impedancja obciążenia głośnikowego wynosi 3 Ω. Wzmacniacz może także napędzać słuchawki. Zawiera dedykowany do tego celu tor wzmocnienia z 6,3-mm wyjściem, które charakteryzuje się umiarkowanie małą impedancją 4,7 Ω, zapewniając moc ponad 1 W przy impedancji obciążenia 32 Ω. Użytkownicy Novy 220SE raportują wysoką jakość wbudowanego słuchawkowca.
Integra Peachtree wykorzystuje przedwzmacniacz półprzewodnikowy pracujący w czystej klasie A przeniesiony niemal bez zmian ze szczytowego modelu. Podwójna trioda 6N1P (odmiana 6922) to jedynie element „bufora” – obwodu, który można zdalnie włączyć lub wyłączyć (brak dedykowanego przycisku na czołówce). Widać ją poprzez wąskie okienko po lewej stronie od potencjometru głośności. Lampę tę w zasadzie należy traktować jako „zmiękczacz” gorzej nagranych płyt – nie jest to element koncepcji całego układu.
Jak wszystkie integry Peachtree, tak i nowa Nova zdecydowanie preferuje źródła cyfrowe niż analogowe. Wejście analogowe jest tylko jedno – Aux. Producent podaje, że stoi za nim czysty tor analogowy, bez żadnej konwersji. W sumie szkoda, że wejście jest pojedyncze, bo – jak się zaraz okaże – prócz odtwarzacza CD lub przetwornika c/a można by jeszcze zechcieć podłączyć gramofon analogowy. Sam wzmacniacz zasługuje na to, żeby dostąpić tego zaszczytu.
Wejścia cyfrowych jest znacznie więcej – mamy tutaj port USB typu B (asynchroniczny), dwa wejścia optyczne (kompatybilne z sygnałami PCM 24/192, co wielokrotnie sprawdziłem) i jedno koncentryczne. Więcej w zasadzie nie potrzeba. Jest też wyjście pre-out (można zatem podłączyć subwoofer). Obok interfejsu USB znajduje się przełącznik 24/96–24/192. W tej pierwszej pozycji (wyciśniętej) nie trzeba instalować sterowników pod Windowsem; w drugiej – jest to konieczne.
Użytkownicy współczesnych Maców są zwolnieni z tej czynności – wejście spełnia wymogi standardu USB Class 2 audio, co wynika wprost z faktu zastosowania kości XMOS. Nie jest natomiast możliwe odtwarzanie sygnału DSD ani DXD. Sekcja przetwornika wykorzystuje kość firmy ESS – model ES9022.
Wzmacniacz wyposażono w pojedyncze pary terminali głośnikowych dobrej jakości, do których bez problemu podłączymy widełki o dowolnym rozstawie.
Jeden detal nie pasuje do wizerunku tego wzmacniacza – potencjometr głośności. Działa nieprecyzyjnie, ponadto w testowanym egzemplarzu było słychać szumy podczas kręcenia gałką głośności. Skontaktowałem się w tej sprawie z dystrybutorem i producentem. Ten drugi zapewnił mnie, że to defekt potencjometru w tym konkretnym egzemplarzu, deklarując chęć wysłania drugiego egzemplarza. Przed zamknięciem niniejszego wydania AV nie zdążyliśmy sprawdzić drugiego egzemplarza, jednak nie mamy podstaw, by wątpić w zapewnienia producenta.
Brzmienie
Zwykle staram się testować urządzenia w zgodzie z zamysłem ich twórców. Skoro więc Nova 220SE ma prawie same wejścia cyfrowe, to jest oczywiste, że została pomyślana jako wzmacniacz cyfrowo-analogowy. Ponieważ jednak jesteśmy dociekliwi i lubimy sprawdzać, co w trawie piszczy – ten test rozpocząłem „na opak”, czyli od sprawdzenia tego wzmacniacza w roli… wzmacniacza. Wcześniej urządzenie popracowało jednak w salonie, będąc podłączonym do dekodera UPC i strumieniowego Denona 730, grając w tle. Ten swego rodzaju „pratest” był już czytelną wskazówką co do tego, że to naprawdę ładnie brzmiący sprzęt.
Jednak dopiero kontrolowany odsłuch w połączeniu z przetwornikiem Meitnera w roli źródła sygnału (analogowego) ukazał klasę Novy. Nie spodziewałem się, że wzmacniacz ten zabrzmi tak pełnym, czytelnym, nasyconym dźwiękiem. Dzieje się tu coś nieoczekiwanego od amplifikacji tej klasy (a tym bardziej pracującej w klasie D) – dźwięk wyróżniał się nadzwyczaj dobrą namacalnością i spójnością. Album Marka Knopflera „Sailing to Philadelphia” (PCM 24/48) zabrzmiał z odpowiednią dozą „kremowości”, gęstości, zupełnie bez twardych krawędzi. Gitara świetnie wchodziła do pomieszczenia, a głos wokalisty był tak autentyczny, miękki, ciepły i autentyczny, że aż miło. Nie przypominam sobie drugiego wzmacniacza po tej przyziemnej stronie bariery – jaką jest 10 tysięcy złotych – który by grał tak kulturalnie, przestrzennie i bez zawoalowania. Osiągnięto tu coś bardzo trudnego na rozważanym pułapie cenowym: wielką kulturę brzmienia, soczystość barw, ale bez oznak „zmulenia”, zmiękczenia, ewidentnego ocieplenia czy spowolnienia. Nagrania z ostatniej płyty Marcusa Millera „Renaissance” zabrzmiały doskonale: z dużym ciężarem na basie (tak zrealizowana jest ta płyta), dobrze zdefiniowanymi krawędziami gitary basowej, która jednak nie brzmiała sucho i tępo, lecz znów – nieco przyjemniej niż na wzmacniaczu referencyjnym. Tak, Nova jednak trochę upiększa rzeczywistość, lecz czyni to subtelnie. Problem może pojawić się wyłącznie przy korzystaniu ze źródeł o podobnej charakterystyce podłączonych – rzecz jasna – do wejścia analogowego (jako że cały czas mówimy o samym wzmacniaczu). Skoro już o Marcusie była mowa, to dodam, że jakość basu jest znakomita. Nie miał tendencji do mechanicznego łupania, lecz było to coś, co świadczy o wysokiej jakości tego zakresu: elementy różnicowania, barwy. Po prostu chciało się tego słuchać. Wprost nie mogłem się oderwać.
Rzadko słucham Enji, lecz tym razem – trochę przez przypadek – włączyłem jeden z jej słynniejszych albumów „Watermark”. Byłem pod wrażeniem tego, jak „analogowo” zabrzmiała ta muzyka. Gęstość faktury elektronicznych pejzaży, jej głębia były sporym zaskoczeniem.
Przestrzeń, bo o niej napomknąłem, oceniam jako znakomitą. Obraz dźwiękowy był duży, swobodny, z łatwością wychodził poza linię bazy, „witając się” ze słuchaczem – coś, co bardzo wzmaga realizm przekazu i co bardzo – nie ukrywam – lubię. Wielka w tym zasługa źródła, ale gdyby Nova nie miała świetnej stereofonii, to nie byłoby efektu.
Również z testowanym w tym wydaniu odtwarzaczem Pioneera (N-70A) uzyskałem bardzo dobre efekty. Wprawdzie wzmacniacz czytelnie ukazał różnicę klas pomiędzy tymi dwoma przetwornikami, to jednak jakość brzmienia uzyskiwana z Pioneerem podłączonym analogowo była wciąż wysoka, na poziomie kategorii B – bezdyskusyjnie. Peachtree w dalszym ciągu mile zaskakiwał wysublimowaniem wyższego zakresu. Instrumenty z epoki z „Mszy B-moll” J. S. Bacha w wykonaniu Dunedin Consort & Players (PCM 241/192) miały oczekiwaną miękkość i barwność. Scena – wyraźnie zaznaczone plany, była gęsta, ale i przejrzysta.
Tego wszystkiego nie da się, niestety, uzyskać z wejść cyfrowych, co dobitnie i jednoznacznie pokazało podłączenie zarówno Auralica Ariesa do wejścia USB, jak i Denona DNP-730AE do wejścia optycznego. Pewne różnice pomiędzy tymi obydwoma połączeniami dało się wyłuskać, ale były one znacznie mniejsze, niż sądziłem (oczekiwałem dużej przewagi USB) – powiedziałbym, że wręcz nieznaczące w kontekście tego, jakie brzmienie zapewniał Pioneer N-70A w połączeniu analogowym. Dużo lepsze brzmienie.
Wbudowany DAC Novy wyraźnie spłaszcza dźwięk, redukuje też rozdzielczość. Spada poczucie przestrzenności, nasycenia barw, zmniejsza się detaliczność. Miałem wrażenie, że Toslink brzmi lepiej: nieco łagodniej, bardziej gładko i muzykalnie, jednak połączenie USB oferowało trochę lepszą dynamikę i precyzję basu. W gruncie rzeczy, i jedno, i drugie połączenie było słabe w porównaniu z analogiem. Niedrogi Denon bardzo się zresztą przydał do ustalenia klasy wbudowanego przetwornika c/a. W drugim podejściu podłączyłem go do wejść analogowych Novy, zamiast wspomnianego Pioneera. Okazało się, że jakość dźwięku utrzymała się na zbliżonym, choć nieco niższym poziomie niż w przypadku połączenia optycznego. Tym razem różnice dotyczyły klarowności dźwięku, rozdzielczości w sopranach i precyzji basu. Denon okazał się więc trochę słabszym przetwornikiem niż ten we wzmacniaczu, jednak różnica nie była duża. Jak widać, przetwornik w Novie spełnia swoje zadanie na poziomie nieco wyższym niż podstawowy, nie jest jednak w stanie zapewnić brzmienia, do jakiego jest zdolny sam wzmacniacz.
Galeria
- Wzmacniacz zintegrowany Peachtree Audio Nova 225 Wzmacniacz zintegrowany Peachtree Audio Nova 225
- Gniazda Gniazda
- Kratki wentylacyjne Kratki wentylacyjne
- Obudowa Obudowa
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/audio-video-show/audio-video-show-2018/item/270-wzmacniacz-peachtree-nova-220se?showall=1#sigProGalleria7a06f1dd0f
Naszym zdaniem
Nową integrę Peachtree można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach – jako wzmacniacz wykorzystywany również w roli przetwornika oraz jako „czysty” wzmacniacz. Zwykle jest tak, że tego typu cyfrowo-analogowe integry są dobrą inwestycją dla kogoś, kto dotąd planował kupić i źródło, i wzmacniacz. Nierzadko okazują się bardziej ekonomiczne od tradycyjnego rozwiązania. Tak właśnie jest w przypadku Novy 220SE. Wzmacniacz ten świetnie sprawdza się jako element systemu z komputerem w roli źródła lub w połączeniu z niedrogim odtwarzaczem strumieniowym typu Denon DMP-730AE. Przy cenie 8000 zł brzmi na poziomie dobrych rozwiązań konwencjonalnych (CD lub DAC) plus wzmacniacz.
Prawdziwa siła tego urządzenia tkwi jednak w samym wzmacniaczu, którego potencjał uwalnia dopiero zewnętrzne źródło sygnału analogowego. W tym połączeniu Nova 220SE wznosi się co najmniej o klasę wyżej – w górne rejony kategorii B. Takie połączenie muzykalności, soczystości barw, stereofonii i dynamiki, a także reprodukcji basu jest doprawdy rzadko spotykane w tych urządzeniach na tym pułapie cenowym.
Jaka jest zatem ostateczna ocena? Warto kupić albo przynajmniej posłuchać tego wzmacniacza tylko ze względu na jego (jedyne!) wejście analogowe. Wejścia cyfrowe radziłbym potraktować w kategorii rozszerzonej funkcjonalności: można podłączyć dekoder telewizyjny, telewizor, co szkodzi dokupić AppleTV, by mieć AirPlay czy adapter BT do słuchania muzyki z telefonu? Wyjście słuchawkowe też jest nie do zlekceważenia, jeśli macie dobre nauszniki. Reasumując, świetny produkt wart swej ceny.