JBL-e Studio 280 zrobiły na nas wielkie wrażenie – do tego stopnia, że kupiliśmy je do redakcji. Czy większy model 290 – zarazem największy w serii Studio 2 – jest równie udany?
Dystrybutor: Suport, www.jbl.com.pl |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Granie z rozmachem
Od wielu lat producenci zestawów głośnikowych podporządkowują się trendowi zmniejszania głośników niskotonowych. W latach 70. woofer o średnicy 12 czy nawet 15 cali nie był niczym nadzwyczajnym, a dziś – gdy już w ogóle zostanie zastosowany (nie mówię tu o subwooferach) – to najczęściej mamy wtedy do czynienia z horrendalnie drogimi konstrukcjami high-end.
W przypadku zestawów głośnikowych średniej klasy prym wiodą głośniki o średnicy 6–7 cali (165–180 mm), a nierzadko nawet mniejsze – 5,5-calowe (130–140 mm). Jak się nietrudno domyślić, ta tendencja jest podyktowana względami natury estetycznej, a nie technicznej. Ludzie preferują wąskie, zgrabne kolumny, a nie szerokie, nieustawne kolubryny, o czym producenci zestawów głośnikowych doskonale wiedzą.
Konsekwencji stosowania zmniejszonych głośników niskotonowych nie trzeba szczegółowo tłumaczyć. To oczywisty kompromis. Nawet jeśli za dobrą monetę przyjmiemy zapewnienia konstruktorów, że odpowiednia konstrukcja napędu i zawieszenia małego woofera pozwala mu zapewniać analogiczne przemieszczenie objętościowe (powierzchnia membrany przemnożona przez amplitudę wychylenia) jak większy głośnik, to jednak jest to prawda głównie w teorii, bo takie głośniki są bardziej skomplikowane konstrukcyjnie, a przez to droższe niż większy i znacznie tańszy woofer. I tak wracamy do punktu wyjścia, bo wygląd wyglądem, lecz koszty są jeszcze ważniejsze. Otrzymujemy więc mniejsze głośniki zestrojone tak, by udawały większe. Oczywiście nie zawsze, lecz na ogół właśnie tak to wygląda.
Koniec końców, 8-calowe głośniki niskotonowe w kolumnie trójdrożnej występują w drogich zestawach głośnikowych. Z jednej strony wymuszają one już zastosowanie skrzynek o sporych gabarytach, z drugiej – większość typowych pomieszczeń i zastosowań nie uzasadnia konieczności zapewnienia na tyle dużego potencjału dynamicznego, żeby używanie tak dużych głośników było konieczne. Zachodzi tu pełna analogia do świata motoryzacji, w którym panuje dziś moda na downsizing – tendencja do zastępowania dużych, 6- i 8-, a nawet 4-cylindrowych silników wolnossących małymi doładowanymi jednostkami o 4 lub 3 cylindrach i pojemności (grubo) poniżej 2 litrów. Osiągi zapewniają te same, nawet lepsze niż większe, starsze silniki, a jednak… nie jest to jedno i to samo.
Wróćmy jednak do świata hi-fi. Duże woofery zaczynają dzielić los dinozaurów, lecz na szczęście bywają wyjątki – modele takie jak seria Studio marki JBL czy też testowane niedawno zestawy głośnikowe szwedzkiej firmy Dynavoice. Okazuje się, że niska cena i duże woofery – w dodatku nie jeden, bo aż dwa na kanał – mogą występować jednocześnie i, co więcej, nie oznacza to marnej jakości dźwięku. W przeszłości udowodniła to stara seria Northridge (JBL), a ostatnio także kolumny szwedzkiej firmy Dynavoice – testowany niedawno model DF-8.
JBL-e Studio 290 to kolejny reprezentant tej rzadkiej, niemodnej już dziś koncepcji. Sprawdźmy, co potrafi?
Budowa
Przyrost gabarytów w stosunku do Studio 280 jest bardzo znaczny. Po kilka centymetrów z każdej strony – przede wszystkim większa o 73 mm wysokość i o 36 mm szerokość robią swoje. „290-tki” są znacznie potężniejsze, przez co stają się dominującym elementem wystroju wnętrza, nawet jeśli jest ono ponadprzeciętnie duże. Metr dwadzieścia wysokości mają już naprawdę spore kolumny – pod tym względem Studio 290 okazują się w swoim przedziale cenowym bezkonkurencyjne.
Z wielką obudową trochę jakby nie licuje jej niewielka masa – kompletna kolumna waży 25 kg. Niby sporo, ale jak na taki wolumen – jednak mało. Przyczyn tego stanu rzeczy nie trzeba szukać daleko, a raczej głęboko. Ścianki obudowy wykonanej z płyt MDF są dość cienkie (16–18 mm). W celu ograniczenia wibracji i rezonansów, wewnątrz wklejono trzy poziome wzmocnienia – relatywnie skromne profile z płyty wiórowej. Wytłumienie wykonano watą mineralną, użytą ilość tego materiału należy uznać za zdecydowanie umiarkowaną.
Na tylnej ściance, na wysokości górnego woofera, zamontowano płytkę zwrotnicy połączoną z podwójnymi terminalami głośnikowymi za pomocą okołopółmetrowych przewodów. Podobnie jak obudowa, także konstrukcja zdradza wyraźnie poczynione oszczędności. No cóż, nie mamy o to pretensji. Nie przy tej cenie.
Głośniki to „starzy dobrzy znajomi”. Woofery mają, jak już wspomniałem, średnicę 8 cali (200 mm) i membrany wykonane z autorskiego materiału JBL-a, czyli PolyPlasu. Blisko cewki membrana jest grubsza, a przez to sztywna. Wraz ze zbliżaniem się do brzegów – zewnętrznego resoru – staje się coraz bardziej miękka. Charakterystyczne są koncentryczne fałdy (wybrzuszenia), które pełnią funkcję wzmacniającą, a także ograniczają propagację rezonansów membrany. Głośniki zaopatrzono w dość solidne magnesy, wentylowane tylko od spodu (otwór w magnesie). Nieażurowe kosze wykonano ze stalowej blachy – przypomina to starą szkołę konstruowania głośników.
Przetwornik średniotonowy jest ten sam co w Studio 280 – 4-calowy, o srebrzonej membranie z tegoż samego PolyPlasu; tyle, że całkowicie gładkiej.
Za wysokie tony odpowiada również autorski tweeter JBL-a o firmowej nazwie CMMD (Ceramic Metal Matrix Diaphragm). Kopułka to sandwicz składający się z aluminiowego płaszcza obustronnie pokrytego warstwą ceramiki. Wprawdzie gdy ogląda się tę membranę z bliska, śladów owej ceramiki nie widać (membrana wydaje się być aluminiowa), ale producent twierdzi, że to CMMD, więc się trzymajmy tej wersji. Głośnik umieszczono w wypłaszczonej tubie HDI (High Definition Imaging), która modyfikuje charakterystykę promieniowania i rozpraszania głośnika. Profil tuby w pionie wygląda nieco inczej niż w poziomie.
Brzmienie
W recenzji mniejszego modelu 280 napisałem, że brzmienie tych kolumn przeczy stereotypom na temat JBL-a, a także tym, które dotyczączą dużych niedrogich podłogówek w ogólności. Oto bowiem, zamiast próby „ogłuszenia” słuchacza, otrzymaliśmy coś nieoczekiwanego: dźwięk nienachalny, a wyrafinowany, wyważony, nieostry, całkiem bogaty w alikwoty, swobodny i po prostu naturalny. Tak dobry, że testowana para nie wróciła już do dystrybutora. I tak Studio 280 stały się redakcyjnym benchmarkiem tego, co potrafią średniej klasy podłogówki. Porównujemy z nimi zarówno kolumny tańsze, jak i te sporo droższe. JBL-e podpięte do dobrej elektroniki potrafią zadziwiająco wiele. Nawet konstrukcje po 6–8 tys. zł wcale nie mają z nimi lekko. Od wielu z nich Studio 280 są po prostu lepsze!
Początek testu Studio 290 okazał się niefortunny. Otrzymałem kolumny wcześniej używane, co w pierwszej chwili mnie ucieszyło – w końcu to mniejszy problem z wygrzewaniem! Okazało się jednak, że wielkie JBL-e brzmią fatalnie. Bas był bardzo zły: bardzo nierówny, przesunięty w lewo, kompletnie pozbawiony wykopu. Brakowało ogniskowania – dźwięk rozlewał się szeroką plamą, zamiast być ostro ogniskowany pośrodku, na co zresztą pozwala testowe pomieszczenie. Coś musiało być nie tak. Wysnułem hipotezę, że któryś w głośników jest podłączony w odwrotnej polaryzacji. Na jednym z kartonów doczytałem, że kolumny wcześniej gościły w innej redakcji, zatem taka ewentualność była całkiem możliwa. Pozostało tylko rozstrzygnąć, o który z głośników chodzi. Szybko okazało się, że prawa kolumna nie produkuje basu, a chwilę później zauważyłem, że oba woofery pracują w przeciwfazie. Który ma zamieniony plus z minusem? Musiałem rozkręcić drugą kolumnę, by to ustalić. Z oględzin nie wynikało to jasno, jakie kable zamieniono. Ostatecznie wszystko się szczęśliwie wyjaśniło – szybka zamiana miejsc końcówek jednego z woofera rozwiązała problem.
Studio 290 zagrały na miarę oczekiwań. Ich ogólny balans, charakter brzmienia żywo przypominają mniejszy model. Występują jednak istotne różnice. Po pierwsze – bas, którego jest zdecydowanie więcej. Już „280-tki” są pod tym względem hojne, w midbasie nawet trochę za bardzo. Mimo wszystko ich bas trzyma się reszty pasma, nie jest oderwany, odklejony. Ma niezłą kontrolę, a poczucie jednolitości, spójności tego zakresu jest zapewnione. Studio 290 są jeszcze obfitsze, dając poczucie nieograniczonej wręcz potęgi, niespożytej energii pomruków niskotonowych. Ma to swoje dobre i złe strony. To, co w przypadku „280-tek” można już uznać za przejaw stresu, w większych kolumnach jest zagrane „na luzie”. W zakresie potęgi basu te kolumny dystansują wiele znacznie większych od siebie konstrukcji. Grają przepotężnie. Niestety, trudno oprzeć się wrażeniu, że bas właśnie trochę odrywa się od reszty, że żyje własnym życiem, nie zapewniając dobrego różnicowania nagrań. Z jednej strony mamy tu problem pogrubienia i umiarkowanej kontroli – choć to jeszcze nie jest takie wyraźne – z drugiej zaś – ciągłe poczucie, że gdyby tego basu było znacznie mniej, to brzmienie wiele by zyskało. Niskie tony nieustannie przyciągają uwagę, odwracając ją od pozostałych zakresów, a te – jak się okazuje – są bardzo dobrej jakości. Nawet skrzypce Adama Bałdycha z ostatniego albumu „The Tradition” zabrzmiały naturalnie, z odpowiednią dozą ekspresji i witalności. Pomimo obfitości basu, a może wręcz dzięki niej, wiele nagrań rockowych, brzmi za pośrednictwem Studio 290 imponująco – choćby album Johna Mayera „Battle Studies”. Mówiąc inaczej, bas nie jest wcale na jedno kopyto. Potrafi zręcznie pokazać, co nagrano na albumie.
W gruncie rzeczy zakres średnio-wysokotonowy brzmi bardzo podobnie do tego w Studio 280, a może nawet nieco lepiej, bo nieco ostrzej, bardziej konturowo. Góra jest subiektywnie nieco jaśniejsza. Wciąż jednak wyrównanie i gładkość zakresów średnio- i wysokotonowego są naprawdę bardzo dobre – o wiele lepsze niż można by podejrzewać. Mamy tu do czynienia z niespodziewaną w przypadku kolumn w tej cenie – o takich gabarytach – otwartością brzmienia. Olbrzymim plusem jest to, że głośne granie w żaden sposób nie „ściska” średnicy, nie prowadzi do oczywistego wzrostu poziomu zniekształceń. Studio 290 potrafią grać bardzo, bardzo głośno i nie wywoływać przy tym odruchu ściszenia muzyki. One kochają grać głośno! Są niesamowicie, jak na kolumny w tej cenie, swobodne dynamicznie. A to wiąże się z brakiem zniekształceń barwy przy głośnym słuchaniu, wrażeniem, że średnie tony nie są w żaden sposób przybrudzone basem, co na przykład łatwo wychwycić z też obszernych na basie (choć nie aż tak) zestawów Q Acoustics 3030. To jednak konstrukcja 2,5-drożna, co wyraźnie słychać.
Oceniając Studio 290 przez pryzmat kolumn podłogowych za mniej niż 4000 zł, trzeba też bardzo pochwalić stereofonię. Jest ona wprawdzie mniej precyzyjna, mniej intymna, a bardziej efektowna niż w przypadku „280-tek”, ale tak czy inaczej, rozmach sceny, jej rozmiary, szerokość i głębia robią wrażenie. O ile tylko dysponuje się dużym pomieszczeniem, wrażenie dźwięku „live” wynikające z nieskrępowania dynamiki, dużej, otwartej i głębokiej sceny jest naprawdę sugestywne. To coś wyjątkowego na tym pułapie cenowym, choć znów muszę zaznaczyć, że mniejsze Studio 280 robią to niewiele gorzej, będąc przy tym zdecydowanie bardziej kompatybilnymi z rzeczywistymi pomieszczeniami odsłuchowymi, salonami i mieszkaniami. Poza tym mają w sobie tę koherencję, spójność, które w większym modelu gdzieś się ulotniły.
Pomiary
Komentarz
JBL-e Studio 280 – podobnie jak wcześniej testowany model 280 – to kompetentnie zaprojektowane zestawy głośnikowe o dobrze wyrównanej, gładkiej średnicy, mocnym, dobrze rozciągniętym basie i dobrych charakterystykach kierunkowych. Wyróżnia je absolutnie ponadprzeciętna efektywność. Konstruktorom nie do końca udało się zapanować tylko nad obudową, której rezonans przy 270 Hz jest najwyraźniej słyszalny.
Galeria
-
-
Zestawy głośnikowe JBL Studio 290 Zestawy głośnikowe JBL Studio 290
-
Głośniki Głośniki
-
Woofery Woofery
-
Woofery Woofery
-
Wnętrze Wnętrze
-
Tył Tył
-
Zwrotnica Zwrotnica
https://www.avtest.pl/audio-video-show/audio-video-show-2018/item/296-zestawy-glosnikowe-jbl-studio-290?showall=1#sigProGalleria7b75e76753
Naszym zdaniem
Studio 290 to propozycja dla tych, którzy znakomity skądinąd, mniejszy model uznają za, mimo wszystko, zbyt powściągliwy i grzeczny. Grają głośniej, potrafią jeszcze mocniej „przyłożyć”, oferują jeszcze większą scenę, a nade wszystko znacznie potężniejszy i głębszy bas. Są jednak znacznie bardziej wymagające pod względem pomieszczenia. Zestrojenie basu przekracza już „normy audiofilskie”, zakres ten jest nastawiony na ciśnienie i wysokie poziomy SPL, a nie na precyzję czy oddanie barw. Pod tymi względami – również w ujęciu całościowym – mniejszy model 280 jest jednak lepszy. W żaden sposób nie wpływa to jednak na klasę testowanych kolumn. W swojej cenie te JBL-e są – nie boję się użyć tego sformułowania – bezkonkurencyjne. Pokażcie mi za tę kwotę inne kolumny, równie duże, dynamiczne, przestrzennie brzmiące, o całkiem wyrafinowanej średnicy i górze pasma!