PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

HiFiMAN HE-1000 - Słuchawki planarne

Cze 21, 2016

Index

Najlepsze w historii słuchawki HiFiMAN-a stają do walki o tytuł najlepszych grających „nauszników” na tej planecie.

Dystrybutor: Rafko Dystrybucja, www.hifiman.pl
Cena: 13 595 zł

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


HiFiMAN HE-1000 - Słuchawki planarne

TEST

HE 1000 aaa 

Nie ma już wątpliwości co do tego, że słuchawki wysokiej klasy dołączyły do grupy pełnoprawnych  elementów systemów audio high-end. Świadczy o tym niezbicie fakt, że na rynku pojawia się coraz więcej modeli w przedziale cenowym powyżej 10 tys. zł (niegdyś w tej cenie były jedynie modele STAX-a). Planowana na wiosnę tego roku wielka słuchawkowa premiera w klasie ultra high-end w postaci nowych  Orfeuszy Sennheisera, które mają kosztować 40 tys. euro (!), daje przedsmak tego, co czeka nas w najbliższych latach. Idę o zakład, że słuchawki za kilka tysięcy euro będą na audiofilskim rynku całkiem popularne. 

Zresztą nie widzę w tym żadnej aberracji – skoro można przebierać w kablach i akcesoriach w tej cenie (często o wątpliwej skuteczności, by nie powiedzieć dobitniej), to czemu nie oferować znacznie bardziej skomplikowanych i kosztowniejszych w produkcji słuchawek high-end, które dla wielu koneserów dobrego brzmienia są tak naprawdę jedynym sposobem „przeniesienia się” do filharmonii czy klubu jazzowego? Odkąd posiadam zacne Audeze LCD-3, uważam, że jest miejsce i dla słuchawek jeszcze lepszych, a w związku z tym – jeszcze droższych. Zdecydowanie!

I tak oto dochodzimy do przedmiotu niniejszej recenzji – szczytowych słuchawek marki HiFiMAN. Firma ta należy do największych i najbardziej zasłużonych promotorów techniki przetworników magnetostatycznych wykorzystywanych w słuchawkach. Nie wiem, czy to przypadek, a jeśli nie, to co kryje się za regułą, że cała „trójca” speców od planarów (HiFiMAN, Audeze, Oppo) to firmy amerykańskie. Mniejsza o to.

Testowane przez nas HE-1000 są jeszcze świeżą konstrukcją autorstwa dr Fanga Biana – założyciela i szefa nowojorskiej firmy, której katalog „puchnie” z roku na rok. „Tysiączki” to jednak produkt wyjątkowy i naprawdę kosztowny. Ponad 13,5 tys. zł. za nauszniki to gruba kasa, choć wcale nie rekord. Nowy, szczytowy model Audeze (LCD-4) wyceniono na 17 900 zł, a nie zapominajmy o Finalach Sonorus X, Abyssach AB-1266, Ultrasone’ach Edition 5 (recenzowanych na naszych łamach), nie wspominając już o STAX-ach SR-009, które wiele lat temu miałem okazję recenzować.


Budowa

HE-1000 są wielkimi, ale i bardzo wygodnymi nausznikami. Duża w tym zasługa wyjątkowo dużych, a konkretniej – długich muszli o wyciągniętym u dołu, lekko asymetrycznym kształcie. Małżowiny mają naprawdę sporo miejsca – szczególnie od dołu, jako że dolny wierzchołek słuchawek kończy się dopiero w okolicy kości potylicznej, nie zaś – jak zazwyczaj – zaraz poniżej ucha. Szerokość muszli jest z kolei niewielka, podobnie jak ich wysokość (szerokość), w efekcie czego HiFiMAN-y okazują się znacznie bardziej ergonomiczne i przyjazne w użytkowaniu niż okrągłe i grube planary Audeze. Drugim powodem nieprzeciętnego komfortu są dwuwarstwowe mięciutkie poduszki wykonane z perforowanej skóry pokrytej warstwą delikatnego weluru. Do tego dochodzi perforowany skórzany pas nagłowny (otwory zapewniają chłodzenie głowy), którego ruchome zaczepy zastępują regulację długości stalowego pałąka. Ten ma z góry zadaną długość, pozwala jednak swobodnie obracać muszle o kąt +/- 90 stopni. Wprawdzie słuchawki testowałem późną, jesienną porą, przy temperaturach otoczenia 20–22 stopni Celsjusza, lecz jestem pewien, że również w upalne lato komfort użytkowania HE-1000 będzie najwyższy z możliwych. To także zasługa wyjątkowo ażurowej konstrukcji samych muszli, które nie zapewniają absolutnie żadnej izolacji akustycznej od otoczenia. Każdy szmer przechodzi przez nie niczym przez firankę. Jest  to przekleństwo, jeśli chodzi o komfort samego odsłuchu (słuchanie HE-1000 nawet w niedużym hałasie mija się z celem), natomiast dla komfortu użytkowania brak izolacji okazuje się błogosławieństwem. A trzecia strona medalu – domownicy, którzy nie będą zachwyceni. HE-1000 to od zewnątrz najgłośniejsze słuchawki, jakie znam. Sieją górą niemiłosiernie. LCD-3 też są głośne na zewnątrz, jednak HiFiMAN-y nie znają umiaru.

HE-1000 są zdecydowanie lżejsze od LCD-2 (480 vs 600 g), co przy idealnie dobranym nacisku na głowę oznacza brak tendencji do zsuwania się słuchawek z głowy – nawet przy pełnym jej pochyleniu (do poziomu). Nie mam bezpośredniego porównania z Sennheiserami HD800, uchodzącymi za wzór w zakresie komfortu noszenia, ale wydaje mi się, że „tysiączki” nie odbiegają zbytnio od niemieckich „nauszników”, reprezentując zbliżony poziom dopracowania – a to prawdziwe osiągnięcie.

HE 1000 detale

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie sztywny i łatwo plączący się przewód sygnałowy, a właściwie przewody sygnałowe. W komplecie są trzy, różniące się zakończeniami od strony wzmacniacza: mały jack, duży jack lub XLR. Wszystkie obleczone w plecionkę z tkaniny, która nie zapewnia odpowiedniej giętkości i elastyczności. Kable mają po prostu za dużą pamięć kształtu.

Jakość wykonania słuchawek jest dobra, choć nie wybitna, czego z pewnością należałoby oczekiwać od „nauszników” za kilkanaście tysięcy złotych. Zaczepy skórzanego paska nie sprawiają wrażenia długowiecznych. Również skrzypienie wydobywające się przy obracaniu muszli trochę nie pasuje do wizerunku luksusowego  produktu. Nie czepiajmy się jednak drobiazgów.

Z drugiej strony, znakomicie wygląda gustowne połączenie czarnej skóry poduszek z drewnem orzechowym i naturalnym odcieniem szczotkowanego aluminium (wykończenie muszli) oraz stalowej blachy (pałąki). Całość prezentuje się nieporównywalnie bardziej nowocześnie i elegancko niż większość bardzo drogich słuchawek podobnej klasy. Pod tym względem, HiFiMAN-y pozytywnie się wyróżniają.


Przetworniki

Chlubą producenta są zastosowane w tym modelu przetworniki. Unikatowy jest zarówno asymetryczny system napędowy (w magnetostatach magnesy znajdują się po obu stronach membrany), w którym magnesy od strony wewnętrznej są znacznie mniejsze niż te od zewnątrz – po to, by w mniejszym stopniu zakłócać propagację fali dźwiękowej, co jest jednym z największych wyzwań dla konstruktorów słuchawek planarnych.

HE 1000 poduszki

Jeszcze bardziej niezwykła jest ultracienka membrana ze specjalnej folii, której grubość – jak chwali się producent – wyraża się nanometrach. Stwierdzenie to może wprowadzać w błąd, sugerując grubość milionowej części milimetra (co nie jest możliwe, ponieważ jest to grubość kilku warstw atomów, a zatem z pewnością mniejsza niż rozmiar cząsteczek polimerów, z których wytworzono folię). Pewne jest jedynie to, że folia jest ekstremalnie cienka – należy domniemywać, iż jej grubość wynosi mniej niż mikrometr, czyli jest cieńsza od… bakterii.

Jak każde planary, HE-1000 są obciążeniem niemal czysto rezystancyjnym, w tym przypadku o małej oporności 35 Ω. Z technicznego punktu widzenia oznacza to łatwość do wysterowania – pod warunkiem, że wzmacniacz dysponuje odpowiednio dużym napięciem wyjściowym, a jego impedancja wyjściowa wynosi nie więcej niż kilka omów. Wymóg dużej mocy wzmacniacza bierze się z małej efektywności, którą producent określa na 90 dB. W praktyce HE-1000 okazują się o kilka decybeli cichsze od Audeze LCD-3, co przy czterokrotnie mniejszej impedancji oznacza, że HiFiMAN-y są naprawdę „oporne”. Pokrętło wykorzystanego w teście wzmacniacza Trilogy 931 przekraczało godzinę dwunastą – urządzenie zbliżało się już do swojego limitu mocy. Większość współczesnych dedykowanych „headampów” powinna sobie poradzić bez większego trudu, choć przed zakupem należy to dla pewności sprawdzić.


Brzmienie

Jestem przekonany, że HE-1000 zrobią ogromnie pozytywne pierwsze wrażenie na znakomitej większości słuchaczy. Drodzy zwolennicy słuchawek: wszystko to, co do tej pory znacie z odsłuchu nagłownego, traci na znaczeniu, wymaga przeskalowania i zmiany punktu odniesienia. Topowe HiFiMAN-y pod pewnymi względami rekalibrują skalę naszych oczekiwań.

Będąc dość dobrze odsłuchanym z LCD-3, założyłem HE-1000, włączyłem na rozgrzewkę album „Heart of Immigrants” Ala Di Meoli i po jakiejś minucie powiedziałem do siebie: „niezłe są”, co miało znaczyć: „cholera, LCD-3 są bardzo mocno zagrożone”. Tym, co natychmiast mnie urzekło, były dwie cechy dźwięku, które układały się w jedną, bajeczną całość, a – jak się później okazało – są wizytówką możliwości tychże „nauszników”. Chodzi mianowicie o niepodrabialną zwiewność i przestrzenność prezentacji. Gitarowe nagrania wypadły fenomenalnie – mimo że na tym etapie odsłuchów korzystałem z odtwarzacza Pioneera i wzmacniacza Trilogy, których łączny koszt jest mniejszy niż samych słuchawek. Taki system kosztuje 25 tys. zł (nie licząc interkonektu), a jakość brzmienia, jaką zapewniał, naraża na śmieszność to, co oferują zestawy oparte na kolumnach głośnikowych. Taka smutna (dla tych drugich) prawda.

Przestrzenność dźwięku, jego wyzwolenie z obszaru zwykle będącego domeną słuchawek były zjawiskowe. Przykuły moją uwagę na długie kwadranse. Gdy włączyłem Audeze, scena gwałtownie skurczyła się i zagęściła, dźwięk utracił znaczną część swojej otwartości, lekkości, zwiewności. Stał się ciężki, przydymiony, cieplejszy i – na pierwszy rzut ucha – mniej przejrzysty. Przyznam, że byłem zaskoczony takim obrotem sprawy: w końcu LCD-3 to genialne słuchawki! Przynajmniej tak do tej pory uważałem… Jak to możliwe, że HE-1000 dystansują je tak bardzo? Zadawałem sobie te pytania po wielokroć w trakcie pierwszego wieczoru, jednocześnie dostrzegając i próbując dogłębnie zanalizować różnice w charakterystyce tonalnej obydwu modeli. Prawda jest taka, że grają one tak bardzo różnie, że nawet zupełnie niedoświadczeni słuchacze wychwycą różnice pomiędzy nimi w kilka sekund. Oto wnioski: HE-1000 są zdecydowanie bardziej liniowe, neutralne, w ich brzmieniu nie czuć dołka pomiędzy średnicą a górą, zaś ona sama wydaje się mieć mniej charakteru – jest „bielsza”, podczas gdy w przypadku LCD-3 odbieram ją jako bardziej słodką, a zarazem bardziej dobitną. Jest jej więcej – szczególnie w najwyższych rejestrach. W Audeze mocniejszy jest też bas, przy czym obserwacja ta dotyczy w głównej mierze midbasu i wyższego basu. Ten niski wydaje się być mniej więcej tak samo obszerny i potężny z jednych i drugich nauszników. Wynika z tego, że LCD-3 grają bardziej skrajami pasma, zaś HE-1000 mają wyraźniejszy środek, a całość jest lepiej zrównoważona. Jeszcze może nie idealnie, ale zdecydowanie bardziej pod linijkę niż w przypadku „charakternych” Audeze. Nie da się takiemu opisowi zaprzeczyć, ale to tylko część prawdy, ta moim zdaniem mniej interesująca.

Im dłużej słuchałem HiFiMAN-ów i im więcej dokonywałem bezpośrednich porównań, tym bardziej utwierdzałem się w obserwacji, a potem już w przekonaniu, że to są dwa światy, z których jeden nie jest jednoznacznie lepszy od drugiego. Ująłbym to następująco: HE-1000 i LCD-3 zupełnie inaczej rozkładają akcenty. Pierwsze starają się być bardziej „prawdomówne” w barwach i bardziej spektakularne pod względem przestrzennym; drugie – kładą nacisk na ekspresję, barwy, dynamikę i timing, a także na zupełnie inną projekcję obrazów stereo – tę bardziej przypominającą świat głośników.

HE-1000 robią na tyle piorunujące pierwsze wrażenie swoją przejrzystością, zwiewnością i przestrzennością, że do pewnego stopnia maskują pewne cechy brzmienia, które atutami już zasadniczo nie są. Przestrzeń uzyskiwana z tych słuchawek to aspekt podnoszony w wielu recenzjach, nie każdy jednak zwraca uwagę na fakt, że jest to obrazowanie z gatunku „w środku i dookoła głowy”. Znaczy to tyle, że obrazy pozorne, owszem, tworzą się w tak zwanym oderwaniu od uszu, wydają się znacznie swobodniejsze niż zwykle, jednak nigdy przed słuchaczem. Nie powstaje wrażenie – choćby minimalne – że słuchamy głośników (pomijam nagrania wykonane techniką binauralną, jako że stanowią margines). Ma to określone konsekwencje dla odbioru muzyki. Przekonałem się o tym słuchając w bezpośrednim porównaniu LCD-3, które początkowo zniechęcały do siebie zawężeniem sceny, by po bardziej krytycznych porównaniach ukazać, że jest ona zdecydowanie lepszą projekcją w przód. Instrumenty i wokale są przed głową słuchacza i gdy zamkniemy oczy, a źródło jest najwyższej klasy, to okazuje się, że w dobrych nagraniach słyszymy wyraźnie rozseparowane plany, lokalizacje instrumentów. Scena jest węższa dlatego, że przesunięta do przodu (prosta geometria, nieprawdaż?), a nie dlatego, że ma mniej powietrza, ot tak po prostu. Prócz innej tonalności, jest to druga największa różnica pomiędzy tymi obydwoma znakomitymi słuchawkami. By lepiej zrozumieć ten stan rzeczy, wyobraźmy sobie ogrodzenie (płot), który wyznacza obszar naszego podwórka czy – trafniej rzecz ujmując – scenę dźwiękową. Gdy słuchamy przez LCD-3, owa scena ma kształt dość głębokiego (wysokiego) rombu z szerszą podstawą wyznaczającą początek sceny i ramionami ograniczającymi ją na lewo i prawo. Gdy słuchałem HE-1000, odnosiłem wrażenie, że ów romb rozpłaszczał się do szerokiego, lecz płytkiego pasa przed nosem słuchacza. Mówiąc inaczej, wrażenie głębi, gradacji planów jest wyraźnie słabsze. Ma to określone konsekwencje w oddaniu realizmu nagrań live, takich jak np. album trio basisty Avishaia Cohena zarejestrowany w legendarnym klubie Blue Note. Oklaski publiczności oraz intymną, duszną atmosferę jazzowego klubu lepiej oddały słuchawki referencyjne. Analogicznie było w przypadku albumu „Beyond Words” Oregonu (24/96), gdzie instrumenty tworzyły bardziej trójwymiarową, lecz węższą scenę. HiFiMAN-y przedstawiały mniej skupiony, bardziej rozproszony obraz stereo, który zwolennikom „powietrza” może spodoba się bardziej, ale sensu stricte nie stanowi próby zbliżenia się do idealnego odwzorowania przestrzeni (co w przypadku słuchawek nie jest tak naprawdę możliwe, chyba że za  pomocą nagrań binauralnych). W nagraniach studyjnych również dało się dostrzec mniej ostrą lokalizację wokali, ich słabsze „odcięcie” z tła.

HiFiman HE 1000

HE-1000 są z natury bardzo szybkimi i czysto brzmiącymi przetwornikami, co jest zupełne zgodne z oczekiwaniami (cieniutka membrana powinna świetnie nadążać za muzycznymi impulsami). Wrażenie to dotyczy jednak w głównej mierze średnich tonów, które charakteryzuje idealny balans pomiędzy konturowością a wypełnieniem. Pod tym względem nie znam żadnych słuchawek, które bardziej zbliżałyby się do doskonałości. Precyzja oddania transjentów ulega pewnemu spłyceniu na skrajach pasma. Bas jest obiektywnie znakomity: bardzo równy, w doskonale dobranych proporcjach, czysty, zupełnie wolny od podbarwień. Niekiedy przydałoby się jednak nieco więcej potęgi, zdecydowania, mocniejszego uderzenia, ataku. LCD-3 ukazały także nieco lepszą definicję omawianego zakresu: szarpnięcia strun kontrabasu odtwarzane przez HE-1000 były poddawane minimalnemu złagodzeniu. Podobny efekt dało się odnotować w naprzeciwległym krańcu pasma. Najwyższa góra obiektywnie jest leciutko spolerowana, co dodatkowo poprawia i tak znakomity komfort słuchania, dociągając go do poziomu, którego nie waham się określić jako „absolutny”. W rzeczy samej, HE-1000 – mimo olbrzymiej rozdzielczości i przejrzystości – są niesamowicie gładkie, nigdy twarde czy atakujące. W żadnym razie nie pasują do nich takie określenia jak: „kliniczne”, „analityczne” czy „suche”. Z punktu widzenia tych, którzy cenią taki rodzaj muzykalności, HE-1000 mogą być autentycznym spełnieniem marzeń. Ileż to bowiem drogich słuchawek brzmi nadmiernie analitycznie lub atakuje przeładowanym basem, nie dając chwili wytchnienia? Na tym tle HiFiMAN-y mogą stanowić wzorzec.

I tak dochodzimy do barw, które są niewątpliwie mocnym punktem programu HiFiMAN-ów.  Jak bym je określił? Na skali neutralności przyznałbym najwyższą ocenę, umowne 9,5 w 10-stopniowej skali, umieszczając je wyżej niż Audeze LCD-3, natomiast w dziedzinie nasycenia barw, alikwotów, całościowej ekspresji, w mojej ocenie plasują się „trójki”. Nie jest to wrażenie bazujące na odsłuchu dwóch czy trzech albumów, lecz szerokiego spektrum muzyki różnych gatunków, nagranych w bardzo różny sposób.

W dziedzinie ekspresji dynamicznej czułem, nie ukrywam, pewien niedosyt. To w mojej ocenie jednoznacznie najsłabszy – w relacji do innych, nadzwyczajnych walorów tych słuchawek – punkt HE-1000. Absolutnie nie znaczy to, że dynamika jest przeciętna. Nic z tych rzeczy – w kategoriach bezwzględnych jest świetna, w pierwszej chwili wydaje się nawet, że poza wszelką dyskusją. A jednak, po dłuższym obcowaniu z HE-1000, odczuwa się swoiste uspokojenie, wrodzoną łagodność, brak tej zadziorności i pazura, które są tak charakterystyczne dla znamienitego konkurenta. Nie ma też tego wrażenia nielimitowanej dynamiki, swobody grania z ekstremalnymi poziomami głośności. Te najgłośniejsze odsłuchy nie zapewniają dodatkowego zastrzyku adrenaliny, co w przypadku LCD-3 jakby uzależnia.


Galeria


Naszym zdaniem

HE 1000 zzzW kilku dziedzinach HiFiMAN-y wyznaczają aktualny szczyt możliwości techniki słuchawkowej w ogóle. W jakim stopniu ocena ta zmieni się po pojawieniu się na rynku topowego modelu Audeze, nie wspominając o nowych Sennheiserach Orpheus – przekonamy się zapewne w przyszłym roku.

Tak czy inaczej, amerykańska firma może być z siebie dumna. Stworzyła genialne słuchawki, które zawładną w szczególności miłośnikami zwiewnego, lecz pełnopasmowego przekazu i maksymalnej rozdzielczości połączonej z absolutną gładkością i homogenicznością brzmienia. Jeszcze do niedawna było to zestawienie w praktyce nieosiągalne. HE-1000 są wybitnie przestrzenne, choć czynią to w typowy dla nauszników sposób, jak również niesamowicie równe i pozbawione wad jako takich. Jedyne, czego można się doszukać, to pewnych – a tak naprawdę, bardzo nieznacznych – ograniczeń: głównie po stronie dynamiki i ekspresji. W końcu każdy sprzęt je ma – nawet tej klasy.

Sprzęt towarzyszący:

Źródła: Auralic Aries (FW 2.10) + Meitner MA-1, Pioneer N-70A
Wzmacniacze: Trilogy 931, Chord Mojo
Słuchawki odniesienia: Audeze LCD-3 (Fazor)
Interkonekty: Albedo Monolith, Stereovox hdse
Zasilanie: listwy Furutech f-TP615, GigaWatt PF-2, kable Furutech FP-614Ag, Enerr Symbol 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją