PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

HiFiMAN HE-1000 - Słuchawki planarne

Cze 21, 2016

Index

Brzmienie

Jestem przekonany, że HE-1000 zrobią ogromnie pozytywne pierwsze wrażenie na znakomitej większości słuchaczy. Drodzy zwolennicy słuchawek: wszystko to, co do tej pory znacie z odsłuchu nagłownego, traci na znaczeniu, wymaga przeskalowania i zmiany punktu odniesienia. Topowe HiFiMAN-y pod pewnymi względami rekalibrują skalę naszych oczekiwań.

Będąc dość dobrze odsłuchanym z LCD-3, założyłem HE-1000, włączyłem na rozgrzewkę album „Heart of Immigrants” Ala Di Meoli i po jakiejś minucie powiedziałem do siebie: „niezłe są”, co miało znaczyć: „cholera, LCD-3 są bardzo mocno zagrożone”. Tym, co natychmiast mnie urzekło, były dwie cechy dźwięku, które układały się w jedną, bajeczną całość, a – jak się później okazało – są wizytówką możliwości tychże „nauszników”. Chodzi mianowicie o niepodrabialną zwiewność i przestrzenność prezentacji. Gitarowe nagrania wypadły fenomenalnie – mimo że na tym etapie odsłuchów korzystałem z odtwarzacza Pioneera i wzmacniacza Trilogy, których łączny koszt jest mniejszy niż samych słuchawek. Taki system kosztuje 25 tys. zł (nie licząc interkonektu), a jakość brzmienia, jaką zapewniał, naraża na śmieszność to, co oferują zestawy oparte na kolumnach głośnikowych. Taka smutna (dla tych drugich) prawda.

Przestrzenność dźwięku, jego wyzwolenie z obszaru zwykle będącego domeną słuchawek były zjawiskowe. Przykuły moją uwagę na długie kwadranse. Gdy włączyłem Audeze, scena gwałtownie skurczyła się i zagęściła, dźwięk utracił znaczną część swojej otwartości, lekkości, zwiewności. Stał się ciężki, przydymiony, cieplejszy i – na pierwszy rzut ucha – mniej przejrzysty. Przyznam, że byłem zaskoczony takim obrotem sprawy: w końcu LCD-3 to genialne słuchawki! Przynajmniej tak do tej pory uważałem… Jak to możliwe, że HE-1000 dystansują je tak bardzo? Zadawałem sobie te pytania po wielokroć w trakcie pierwszego wieczoru, jednocześnie dostrzegając i próbując dogłębnie zanalizować różnice w charakterystyce tonalnej obydwu modeli. Prawda jest taka, że grają one tak bardzo różnie, że nawet zupełnie niedoświadczeni słuchacze wychwycą różnice pomiędzy nimi w kilka sekund. Oto wnioski: HE-1000 są zdecydowanie bardziej liniowe, neutralne, w ich brzmieniu nie czuć dołka pomiędzy średnicą a górą, zaś ona sama wydaje się mieć mniej charakteru – jest „bielsza”, podczas gdy w przypadku LCD-3 odbieram ją jako bardziej słodką, a zarazem bardziej dobitną. Jest jej więcej – szczególnie w najwyższych rejestrach. W Audeze mocniejszy jest też bas, przy czym obserwacja ta dotyczy w głównej mierze midbasu i wyższego basu. Ten niski wydaje się być mniej więcej tak samo obszerny i potężny z jednych i drugich nauszników. Wynika z tego, że LCD-3 grają bardziej skrajami pasma, zaś HE-1000 mają wyraźniejszy środek, a całość jest lepiej zrównoważona. Jeszcze może nie idealnie, ale zdecydowanie bardziej pod linijkę niż w przypadku „charakternych” Audeze. Nie da się takiemu opisowi zaprzeczyć, ale to tylko część prawdy, ta moim zdaniem mniej interesująca.

Im dłużej słuchałem HiFiMAN-ów i im więcej dokonywałem bezpośrednich porównań, tym bardziej utwierdzałem się w obserwacji, a potem już w przekonaniu, że to są dwa światy, z których jeden nie jest jednoznacznie lepszy od drugiego. Ująłbym to następująco: HE-1000 i LCD-3 zupełnie inaczej rozkładają akcenty. Pierwsze starają się być bardziej „prawdomówne” w barwach i bardziej spektakularne pod względem przestrzennym; drugie – kładą nacisk na ekspresję, barwy, dynamikę i timing, a także na zupełnie inną projekcję obrazów stereo – tę bardziej przypominającą świat głośników.

HE-1000 robią na tyle piorunujące pierwsze wrażenie swoją przejrzystością, zwiewnością i przestrzennością, że do pewnego stopnia maskują pewne cechy brzmienia, które atutami już zasadniczo nie są. Przestrzeń uzyskiwana z tych słuchawek to aspekt podnoszony w wielu recenzjach, nie każdy jednak zwraca uwagę na fakt, że jest to obrazowanie z gatunku „w środku i dookoła głowy”. Znaczy to tyle, że obrazy pozorne, owszem, tworzą się w tak zwanym oderwaniu od uszu, wydają się znacznie swobodniejsze niż zwykle, jednak nigdy przed słuchaczem. Nie powstaje wrażenie – choćby minimalne – że słuchamy głośników (pomijam nagrania wykonane techniką binauralną, jako że stanowią margines). Ma to określone konsekwencje dla odbioru muzyki. Przekonałem się o tym słuchając w bezpośrednim porównaniu LCD-3, które początkowo zniechęcały do siebie zawężeniem sceny, by po bardziej krytycznych porównaniach ukazać, że jest ona zdecydowanie lepszą projekcją w przód. Instrumenty i wokale są przed głową słuchacza i gdy zamkniemy oczy, a źródło jest najwyższej klasy, to okazuje się, że w dobrych nagraniach słyszymy wyraźnie rozseparowane plany, lokalizacje instrumentów. Scena jest węższa dlatego, że przesunięta do przodu (prosta geometria, nieprawdaż?), a nie dlatego, że ma mniej powietrza, ot tak po prostu. Prócz innej tonalności, jest to druga największa różnica pomiędzy tymi obydwoma znakomitymi słuchawkami. By lepiej zrozumieć ten stan rzeczy, wyobraźmy sobie ogrodzenie (płot), który wyznacza obszar naszego podwórka czy – trafniej rzecz ujmując – scenę dźwiękową. Gdy słuchamy przez LCD-3, owa scena ma kształt dość głębokiego (wysokiego) rombu z szerszą podstawą wyznaczającą początek sceny i ramionami ograniczającymi ją na lewo i prawo. Gdy słuchałem HE-1000, odnosiłem wrażenie, że ów romb rozpłaszczał się do szerokiego, lecz płytkiego pasa przed nosem słuchacza. Mówiąc inaczej, wrażenie głębi, gradacji planów jest wyraźnie słabsze. Ma to określone konsekwencje w oddaniu realizmu nagrań live, takich jak np. album trio basisty Avishaia Cohena zarejestrowany w legendarnym klubie Blue Note. Oklaski publiczności oraz intymną, duszną atmosferę jazzowego klubu lepiej oddały słuchawki referencyjne. Analogicznie było w przypadku albumu „Beyond Words” Oregonu (24/96), gdzie instrumenty tworzyły bardziej trójwymiarową, lecz węższą scenę. HiFiMAN-y przedstawiały mniej skupiony, bardziej rozproszony obraz stereo, który zwolennikom „powietrza” może spodoba się bardziej, ale sensu stricte nie stanowi próby zbliżenia się do idealnego odwzorowania przestrzeni (co w przypadku słuchawek nie jest tak naprawdę możliwe, chyba że za  pomocą nagrań binauralnych). W nagraniach studyjnych również dało się dostrzec mniej ostrą lokalizację wokali, ich słabsze „odcięcie” z tła.

HiFiman HE 1000

HE-1000 są z natury bardzo szybkimi i czysto brzmiącymi przetwornikami, co jest zupełne zgodne z oczekiwaniami (cieniutka membrana powinna świetnie nadążać za muzycznymi impulsami). Wrażenie to dotyczy jednak w głównej mierze średnich tonów, które charakteryzuje idealny balans pomiędzy konturowością a wypełnieniem. Pod tym względem nie znam żadnych słuchawek, które bardziej zbliżałyby się do doskonałości. Precyzja oddania transjentów ulega pewnemu spłyceniu na skrajach pasma. Bas jest obiektywnie znakomity: bardzo równy, w doskonale dobranych proporcjach, czysty, zupełnie wolny od podbarwień. Niekiedy przydałoby się jednak nieco więcej potęgi, zdecydowania, mocniejszego uderzenia, ataku. LCD-3 ukazały także nieco lepszą definicję omawianego zakresu: szarpnięcia strun kontrabasu odtwarzane przez HE-1000 były poddawane minimalnemu złagodzeniu. Podobny efekt dało się odnotować w naprzeciwległym krańcu pasma. Najwyższa góra obiektywnie jest leciutko spolerowana, co dodatkowo poprawia i tak znakomity komfort słuchania, dociągając go do poziomu, którego nie waham się określić jako „absolutny”. W rzeczy samej, HE-1000 – mimo olbrzymiej rozdzielczości i przejrzystości – są niesamowicie gładkie, nigdy twarde czy atakujące. W żadnym razie nie pasują do nich takie określenia jak: „kliniczne”, „analityczne” czy „suche”. Z punktu widzenia tych, którzy cenią taki rodzaj muzykalności, HE-1000 mogą być autentycznym spełnieniem marzeń. Ileż to bowiem drogich słuchawek brzmi nadmiernie analitycznie lub atakuje przeładowanym basem, nie dając chwili wytchnienia? Na tym tle HiFiMAN-y mogą stanowić wzorzec.

I tak dochodzimy do barw, które są niewątpliwie mocnym punktem programu HiFiMAN-ów.  Jak bym je określił? Na skali neutralności przyznałbym najwyższą ocenę, umowne 9,5 w 10-stopniowej skali, umieszczając je wyżej niż Audeze LCD-3, natomiast w dziedzinie nasycenia barw, alikwotów, całościowej ekspresji, w mojej ocenie plasują się „trójki”. Nie jest to wrażenie bazujące na odsłuchu dwóch czy trzech albumów, lecz szerokiego spektrum muzyki różnych gatunków, nagranych w bardzo różny sposób.

W dziedzinie ekspresji dynamicznej czułem, nie ukrywam, pewien niedosyt. To w mojej ocenie jednoznacznie najsłabszy – w relacji do innych, nadzwyczajnych walorów tych słuchawek – punkt HE-1000. Absolutnie nie znaczy to, że dynamika jest przeciętna. Nic z tych rzeczy – w kategoriach bezwzględnych jest świetna, w pierwszej chwili wydaje się nawet, że poza wszelką dyskusją. A jednak, po dłuższym obcowaniu z HE-1000, odczuwa się swoiste uspokojenie, wrodzoną łagodność, brak tej zadziorności i pazura, które są tak charakterystyczne dla znamienitego konkurenta. Nie ma też tego wrażenia nielimitowanej dynamiki, swobody grania z ekstremalnymi poziomami głośności. Te najgłośniejsze odsłuchy nie zapewniają dodatkowego zastrzyku adrenaliny, co w przypadku LCD-3 jakby uzależnia.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją