Dystrybutor: Audio Center Poland, www.audiocenter.pl |
Tekst: Michał Sommerfeld | Zdjęcia: AV Artykuł pochodzi z Audio-Video 9/2018 |
|
|
Odtwarzacz Arcam CDS50 i wzmacniacz SA20
TEST
Arcam przez bardzo wiele lat produkował nader konwencjonalnie wyglądającą elektronikę hi-fi. Gdy spojrzeć na dawne serie Alpha i Delta i porównać je z wciąż produkowaną FMJ czy niedawno zaprzestaną DiVA, odnajdziemy wiele podobieństw, które występowały na przestrzeni ponad dwóch dekad. W nowych modelach z gamy HDA Arcam odszedł od nudnego i starodawnego designu, choć kolorystyka i układ niektórych elementów wygląda znajomo. Niemniej jednak postęp widać od razu i trzeba przyznać, że zarówno odtwarzacz, jak i oba oferowane wzmacniacze wyglądają nieporównywalnie lepiej od dotychczasowych konstrukcji i swoich poprzedników.
Nowe obudowy o zunifikowanej stylistyce są solidne, w całości metalowe. Fronty wykonano z dość grubego aluminium, natomiast górna pokrywa, chassis i tylna ścianka są stalowe. Całość spasowano bez zarzutu. Jedynym elementem odstającym jakością od reszty jest klapka zasłaniająca napęd CD, wykonana z błyszczącego plastiku. Również duże okrągłe przyciski włączników po prawej stronie (przy okazji – jest to ciekawy element wzorniczy) oraz pomniejsze manipulatory (wybór źródeł we wzmacniaczu i obsługa napędu w odtwarzaczu) są z tworzywa, ale dobrej jakości. Dominuje ciemnoszara tonacja samych obudów, ożywiają ją jednak srebrne wstawki w postaci wspomnianych przycisków oraz gałki głośności we wzmacniaczu, zlokalizowane nietypowo, bo z lewej strony (być może dlatego, że w Wielkiej Brytanii obowiązuje ruch lewostronny?). Smaczkiem są także małe metalowe, zlicowane z frontem tabliczki, na których umieszczono nazwy modelu.
Odtwarzacz CDS50
Odtwarzacz CDS50 jest, jak na razie, nieformalnym następcą modelu CDS27 (recenzja w AV 4/15), który przynależy do serii FMJ i choć na razie widnieje na stronie Arcama, to wydaje się pewne, że niebawem z niej zniknie – tym bardziej, że w sieci nie brakuje już wyprzedażowych ofert tego modelu za kwotę poniżej połowy ceny pierwotnej… Kto trzy lata temu kupił CDS27, ten z pewnością nie jest zachwycony takim obrotem sprawy.
„Pięćdziesiątkę” wyceniono nieco taniej niż poprzednika (gdy wchodził do sprzedaży) i gdy porównać oba modele, dostrzeżemy wiele analogii, choć trzeba przyznać, że CDS50 wypada nieco lepiej. Właściwie to już nie dwa, a trzy w jednym: odtwarzacz CD/SACD (ciekawe, jak Arcamowi udało się obejść problem nieprodukowania chipsetów do obsługi Super Audio CD), przetwornik c/a z dwoma wejściami (optyczne, współosiowe) – czego nie było w CDS27 – oraz odtwarzacz strumieniowy UPnP z możliwością odtwarzania plików, także z dołączonej do portu USB typu A pamięci (flash lub dysku HDD). Możliwy jest także streaming z Tidala. Zaskakuje brak możliwości odtwarzania materiału DSD oraz PCM powyżej 192 kHz.
Wnętrze CDS50 zawiera więcej analogii do poprzednika (CDS27) niż w przypadku wzmacniacza. Napęd, zasilacz i układ sterowania przejęto w stosunku jeden do jednego.
Sterowanie jest możliwe zarówno z poziomu pilota i ekranu, jednak metoda ta – mimo swojej niezaprzeczalnej zalety (prostota) – jest średnio wygodna, jeśli dysponujemy dużą biblioteką muzyczną na dysku NAS. Poza tym do streamingu się nie nadaje. Wówczas do akcji wkracza aplikacja MusicLife – ta jednak o dziwo jest dostępna jedynie na system iOS. Co więcej, wersja na iPhone'a ma bardzo prosty interfejs i nie jest zbyt atrakcyjna. Wersja na iPada wypada znacznie lepiej, ale i z nią nie wszystko jest jak należy. Odnalezienie zakładki do streamingu wymaga szczęścia – tak nielogicznie jest schowana. Zastrzeżenia budzi również to, że nie da się jednocześnie sterować odtwarzaniem z aplikacji i z pilota. Obie metody wchodzą ze sobą w konflikt, przy czym nadrzędne jest sterowanie z aplikacji. Jeśli zadamy z niej kolejkę odtwarzania, to z pilota już jej nie zmienimy. Mało tego – problematyczne będzie nawet przeskoczenie utworu. Zaletą Arcama jest natomiast to, że przełączenie się na odczyt płyty nie rozłącza modułu sieciowego, pozostaje on w pełnej gotowości do dalszego odtwarzania. Tak czy inaczej, sterowanie wymaga jeszcze dopracowania. Przydałaby się aplikacja na Androida. To, co mi się spodobało, to fakt, że odtwarzacz dosyć sprawnie i szybko startuje. Warto jeszcze wspomnieć o możliwości odtwarzania plików zapisanych na krążku DVD-R.
Dwa wyjścia cyfrowe pozwalają myśleć o opcji podłączenia zewnętrznego DAC-a. Należy pochwalić bardzo czytelny wyświetlacz, który w trybie pracy napędu optycznego podaje wszystko, co trzeba, nawet nazwy utworów (jeśli płyta na CD-Text lub jest to krążek SACD).
Także i tutaj dostrzeżemy wiele daleko idących podobieństw do kompletu CDS27 / A29. Wzmacniacz ma mniej wejść analogowych, za to pojawiły się cyfrowe – podobnie zresztą jak w odtwarzaczu.
Łączność sieciowa, tak jak u poprzednika, jest możliwa na dwa sposoby (kabel i Wi-Fi), zaś budowa wewnętrzna okazuje się bardzo podobna, zwłaszcza w kwestii rozmieszczenia poszczególnych elementów układu: impulsowy zasilacz po prawej oraz płytka audio z lewej. Jedynie wyjścia XLR zmieniły swoje położenie na bardziej skrajne, czemu towarzyszy eleminacja stosowanych wcześniej scalaków DRV 135 UA. Całością zarządza SBC (Single Board Computer – komputer jednopłytkowy) o budowie żywo przypomiającej ten z CDS27. Ponadto zastosowano ten sam co poprzednio napęd. Druga widoczna modyfikacja dotyczy płytki przetwornika c/a. Miejsce Burr-Browna PCM1794 zajął Sabre ES9038Q2M. Trudno go zauważyć niewprawnym okiem, ponieważ jest to miniaturowa wersja mobilna. Różni się ona od dużego pierwowzoru mniejszą liczbą kanałów (ma tylko dwa) oraz znacząco zredukowanym rozmiarem i liczbą wyprowadzeń. Modyfikacje zaszły także w obrębia filtru i bufora wyjściowego – znajdziemy tu wysokiej jakości wzmacniacze operacyjne LME49723 i OPA1652. Na płytce tej znalazły się również dwa stabilizatory napięciowe (jak dawniej) oraz mniejsza liczba kondensatorów filtrujących.
Całość zasila niewielka przetwornica z wbudowanym filtrem zasilania 230 V – moduł ten przeniesiono bez zmian z CDS27. Miły dodatek, szczególnie że takie zasilacze lubią siać również do sieci.
Integra SA20
Cenowo SA20 plasuje się na poziomie integry FMJ A29 (recenzja w AV 9–10/16), która na razie pozostaje w ofercie, ale chyba również przez chwilę (jest wyprzedawana za połowę ceny, podobnie jak CDS27). Podobieństw konstrukcyjnych między tymi wzmacniaczami jest wiele, są jednak i różnice. Dodano sekcję DAC-a z trzema wejściami cyfrowymi, tym samym po części dublując funkcjonalność odtwarzacza. Co ciekawe, budowa sekcji przetwornika do złudzenia przypomina tę w odtwarzaczu. Jak na złość jednak, wzmacniacz nie ma wejścia USB Audio (podobnie jak odtwarzacz). Najwyraźniej Arcam nie do końca wierzy w scenariusz „zakupów systemowych”, zakładając, że będą i tacy, którzy zdecydują się albo na wzmacniacz, albo na odtwarzacz. Z drugiej strony, oba nadajniki zdalnego sterowania są systemowe. Dodano także dwa gniazda sterowania: RS-232 i LAN. Dziwi nieobecność modułu Bluetooth – u rywali jest to pozycja niemalże obowiązkowa.
Wnętrze SA20 bardzo przypomina FMJ A29 – zarówno pod względem ogólnej architektury, rozmieszczenia poszczególnych elementów układu (patrz AVTEST.pl), jak i zastosowanych rozwiązań układowych. Występują jednak różnice w obrębie stopni wejściowych i wzmocnienia napięciowego zbudowanych z układów scalonych, tyle że innych typów (znikły m.in. opampy JRC 4556).
W porównaniu z integrą A29, której rynkowy staż dobiega końca, wprowadzono zmiany w obrębie układów wejściowych i stopni sterujących. Pojawił się także DAC, ale o dziwo bez wejścia USB.
Clou programu nadal stanowi końcówka mocy w klasie G, przeniesiona właściwie bez zmian z poprzednika (w tym kontekście zaskakują duże różnice w podawanej mocy znamionowej, na niekorzyść SA20). Nie wykorzystuje ona dwóch podobnych tranzystorów o przeciwnej polaryzacji, tak zwanej pary komplementarnej. Zastosowano tranzystory bipolarne NJL0281 typu ThermalTrak (NPN) posiadające wbudowaną dodatkową diodę, będącą czujnikiem regulującym poziom prądu spoczynkowego. Współpracujące z nim tranzystory są klasycznego typu, o przeciwnym przewodnictwie (PNP) – NJW1302G. Przypomnę, iż tranzystory ThermalTrak wykorzystuje np. McIntosh – między innymi w wysoko przez nas ocenionej integrze MA252, jak również w wielu droższych modelach. Oprócz tych tranzystorów są też tranzystory załączające dodatkowe zasilanie, które również wylądowały na radiatorze (opis działania klasy G zamieszczamy w apli obok).
Wewnątrz przykuwa uwagę całkiem spory transformator toroidalny zapożyczony z A29 wraz z sekcją filtracji napięć (2 x 10 000 µF / 63V, 2 x 6800 µF / 50 V). Dostarcza on dwóch głównych napięć zasilania – niskonapięciowego dla końcówki mocy i wysokonapięciowego również dla końcówki mocy, w części włączającej się w razie zapotrzebowania na dużą moc. Nieczęstym widokiem są czujniki temperatury radiatora podłączone wprost do mikrokontrolera PIC32 firmy Microchip. Rozwiązanie to z pewnością godne odnotowania.
SA20 ma znamionową moc 50 W na kanał, ale budowa zasilacza i końcówki mocy jest identyczna jak w FMJ A29.
Reszta jest dosyć standardowa. Wejścia są wybierane poprzez analogowe przełączniki HC4051M, a za regulację poziomu odpowiada układ PGA2311U – również ten sam co w A29.
Brzmienie
Test podzieliłem na dwie, a właściwie trzy części, chcąc ustalić, jak gra każde z urządzeń z osobna oraz jak sprawują się w duecie. Odtwarzacz przetestowałem jako DAC, odtwarzacz płyt i streamer, przekonując się, że brzmieniowo są one do siebie bardzo podobne – w sensie uzyskiwanej jakości dźwięku. CDS50 dociąża dźwięk poprzez podbicie dolnego basu i lekkie przygaszenie wysokich tonów. Słychać to wyraźnie w każdym gatunku muzycznym, przykładem niech będzie „Your Latest Trick” Dire Straits, gdzie niskotonowe akcenty są rozdmuchane do sporych rozmiarów i wychodzą w kierunku słuchacza, podobnie jak scena dźwiękowa, która jest wypchnięta do przodu i koncentruje się na środku, pomiędzy kolumnami. Dźwięk jest z jednej strony oderwany od kolumn, ale poza bazę (na szerokość) wydostawała się mniejsza ilość dźwięków, niżbym sobie tego życzył. Szczególnie dało się to odczuć podczas słuchania sprawdzonych klasyków, jak „The Dark Side of the Moon”. Analizujac bas, którego na tej płycie nie brakuje, słyszałem duży rozmach i energię. Najwyraźniej konstruktorzy położyli nacisk na ten zakres, co jest logiczne, biorąc pod uwagę brzmienie wzmacniacza, do czego dojdziemy w dalszej części.
Chciałbym jeszcze powrócić do „Latest Trick” brytyjskiej grupy, z charakterystyczną partią saksofonową, którą kojarzy chyba każdy miłośnik rocka. CDS50 przekazuje detale brzmienia tego instrumentu, a następnie bez upiększania prezentuje je słuchaczowi. Dolna część średnicy zyskuje jakby dodatkową energię, co umacnia brzmienie instrumentów dętych, niejako je podbudowując. Mimo poprawności, dźwięk odbierałem jako dosyć szary i mało angażujący. Wysokie tony w tym towarzystwie pełnią rolę uzupełniającą, nieco zdominowane przez średnio dokładny bas.
Do jakości wykonania obudów nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Estetyka na duży plus względem serii FMJ.
Wzmacniacz SA20 to zdecydowanie lepsza strona tego duetu – broni honoru zestawu i pokazuje, że można mieć dobry wzmacniacz za rozsądne pieniądze. Brzmieniowo stoi jakby naprzeciw systemowego kompaktu – jest jaśniejszy i bardziej ekspresyjny. W testowanym zestawie charaktery obu urządzeń uśredniały się do systemu brzmiącego neutralnie, choć z nieco szarym oddaniem barw, co jednoznacznie należy przypisać źródłu. Zdecydowanie lepszy efekt uzyskałem podłączając do wzmacniacza moje Oppo 105D. Jego gęste, mocne brzmienie idealnie połączyło się z lekko odchudzonym SA20. Ten, pomimo swojego charakteru, nie gubi barwy. Zacząłem od soundtracku „Rise of The Synths" i byłem zaskoczony tym, jak dobrze Arcam sobie z tym poradził. Moja referencyjna integra Marantza (PM14) zagrała gorzej, mimo że kosztuje nominalnie dwa razy więcej. W porównaniu z testowanym wzmacniaczem Marantz rozmywał ostre krawędzie dźwięków z syntezatora, zmiękczał je.
Prezentacja SA20 jest lekko wysunięta w kierunku słuchacza, co sprzyja jego zaangażowaniu. Pod względem przestrzeni jest bardzo dobrze – Arcam śmiało rywalizuje z tą prezentowaną przez PM-14S1 SE, a więc jak na swoją cenę jest doskonale. Otwartość, szczegółowość to cechy pożądane, ale czy ze względu na rozjaśnienie nie cierpimy za bardzo na sile i zejściu basu? Odpowiedź jest dwojaka: basu jest trochę mniej niż w przypadku bardziej neutralnego wzmacniacza, ale w zupełności wystarczająco. To, co mi się spodobało, to kontrola, jaką wykazał się ten niewielki wzmacniacz. Żelazną ręką złapał moje niemałe Harpie Amstaffy. To już niemałe osiągnięcie, bo lubią one zaciągnąć prąd i mają tendencje do niskotonowej niesubordynacji. Inna sprawa, że Marantz im na to pozwala. Niskie tony były jędrne, szybkie i dobrze zdefiniowane. Jak wspomniałem, jest ich nieco mniej niż średnich i wysokich, ale nie na tyle, aby powodowało to dyskomfort. To po prostu lżejsze brzmienie.
Pozwoliłem sobie na połączenie z Chordem Hugo TT, który potrafi pokazać klasę. Po raz kolejny powróciłem do „Your Latest Trick” Dire Straits. Tym razem brzmiało to inaczej: szeroko, z dużą ilością powietrza, średnica była bardzo ładna, o wyraźnych krawędziach i odpowiednich wybrzmieniach. Lekkość nie oznacza, że nie ma barwy, bo tej tutaj nie brakuje. Nie wychodząc poza krawędź jednego, srebrnego krążka (choć wydanie MoFi jest akurat złote, pochwalę się!) dotarłem do „Ride Across The River”, pełnego subtelnych detali i charakterystycznych cykad. Odtworzenie tego utworu było jednym z najlepszych momentów tej recenzji: szary „brytyjczyk” naprawdę pokazał klasę. Sparowany z dobrym źródłem potrafi robić cuda. I jeszcze jedno: wbudowany DAC jest raczej podstawowej jakości, ten wzmacniacz zasługuje na więcej!
Galeria
- Jedyny element odtwarzacza, który zmodyfikowano w stosunku do CDS27. Pojawił się inny DAC i częściowo zmienione op-ampy. Jedyny element odtwarzacza, który zmodyfikowano w stosunku do CDS27. Pojawił się inny DAC i częściowo zmienione op-ampy.
- Dane techniczne Dane techniczne
- Ocena Ocena
- Napęd, zasilacz i układ sterowania przejęto w stosunku jeden do jednego. Napęd, zasilacz i układ sterowania przejęto w stosunku jeden do jednego.
- Wnętrze CDS50 zawiera więcej analogii do poprzednika (CDS27) niż w przypadku wzmacniacza. Wnętrze CDS50 zawiera więcej analogii do poprzednika (CDS27) niż w przypadku wzmacniacza.
- Arcam CDS50 & SA20 Arcam CDS50 & SA20
- Do jakości wykonania obudów nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Estetyka na duży plus względem serii FMJ. Do jakości wykonania obudów nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Estetyka na duży plus względem serii FMJ.
- Także i tutaj dostrzeżemy wiele daleko idących podobieństw do kompletu CDS27 / A29. Wzmacniacz ma mniej wejść analogowych, za to pojawiły się cyfrowe – podobnie zresztą jak w odtwarzaczu. Także i tutaj dostrzeżemy wiele daleko idących podobieństw do kompletu CDS27 / A29. Wzmacniacz ma mniej wejść analogowych, za to pojawiły się cyfrowe – podobnie zresztą jak w odtwarzaczu.
- Arcam CDS50 & SA20 z pilotem Arcam CDS50 & SA20 z pilotem
- SA20 ma znamionową moc 50 W na kanał, ale budowa zasilacza i końcówki mocy jest identyczna jak w FMJ A29. SA20 ma znamionową moc 50 W na kanał, ale budowa zasilacza i końcówki mocy jest identyczna jak w FMJ A29.
- Wzmacniacz Arcam SA20 Wzmacniacz Arcam SA20
- W porównaniu z integrą A29, której rynkowy staż dobiega końca, wprowadzono zmiany w obrębie układów wejściowych i stopni sterujących. Pojawił się także DAC, ale o dziwo bez wejścia USB. W porównaniu z integrą A29, której rynkowy staż dobiega końca, wprowadzono zmiany w obrębie układów wejściowych i stopni sterujących. Pojawił się także DAC, ale o dziwo bez wejścia USB.
https://www.avtest.pl/audio/item/970-arcam-cds50-sa20#sigProGalleria09b424e506
Naszym zdaniem
Wzmacniacz jest mocnym punktem tego systemu. Konstrukcyjnie wywodzi się z nienowego A29, oferując żywe, dynamiczne brzmienie „po jaśniejszej stronie mocy”. Sparowany z dobrym, ale najlepiej z dobrze dociążonym tonalnie źródłem, potrafi zaprezentować bardzo solidny i uniwersalny „sound”. Jeżeli macie ochotę na jaśniejszy, detaliczny dźwięk z dużą dozą kontroli, to powinniście go posłuchać.
Trudno tyle dobrego powiedzieć o odtwarzaczu CDS50, który w dużej mierze bazuje na CDS27. Funkcjonalność i sterowanie wbudowanego strumieniowca nie są w pełni dopracowane, zaś jakość brzmienia plasuje ten player w grupie średniej klasy cedeków.