Dystrybutor: Unitra, www.unitra.com |
Tekst: Marek Dyba, Filip Kulpa (opis techniczny) | Zdjęcia: AV Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2023 - Kup wydanie PDF |
|
|
Gramofony Unitra GSH-630 i GSH-801 - Jakość ze szczyptą sentymetalizmu
TEST
O debiucie nowej Unitry napisano już chyba wszystko. Dodam jedynie, że należę do pokolenia, dla którego urządzenia z tym logo (których akurat za wiele nie było), sprzęt Diory, Fonici, czy Tonsilu stanowiły szczyt marzeń. Siłą rzeczy do dziś budzą więc sentyment. Moje wspomnienia z tamtych czasów — gdy muzyka była drugą, obok książek, łatwo dostępną rozrywką — są bardzo pozytywne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że „kiedyś wszystko było lepsze” — ot, choćby wafelki prince polo, czy ptasie mleczko smakowały lepiej. Wyprawy do innych miast, by kupić właśnie wydaną płytę ukochanego zespołu wiązały człowieka emocjonalnie z nowym nabytkiem jeszcze przed pierwszym jej posłuchaniem, a polowanie na gramofon — z obecnej perspektywy prymitywny i słabo brzmiący — już samo w sobie było przygodą. Dzisiejsze zakupy tej ekscytacji już nie dostarczają. W tamtej epoce nie miałem porównania do lepszego, zachodniego hi-fi. Urządzenia, które znałem grały tak, jak grały i to w zasadzie... wystarczało. Liczyły się emocje, możliwość obcowania z muzyką i jej wykonawcami — w lepszej wersji, niż ta oferowana przez główne źródło, czyli radio. Na spotkania z kapelami (zwłaszcza zagranicznymi) na koncertach nie można było liczyć.
Niektóre z peerelowskich marek zaliczały już comebacki, czasem więcej niż jeden, ale żadna, do tej pory, furory nie zrobiła. Sukces osiągnęły za to nowe marki, czasem osobowo powiązane z tymi z „tamtych” czasów. Sytuacja Unitry jest o tyle wyjątkowa, że bezpośredniego powiązania — poza nazwą i chęcią kontynuowania dobrych inżynierskich tradycji — w zasadzie nie ma. Jest za to spory kapitał, a to rzecz w polskim audio wyjątkowa, oraz zespół młodych, ambitnych inżynierów i menedżerów. To daje wiarę w sukces.
Unitra GSH-801 Edmund
Koledzy z redakcji testowali już elektronikę i kable — ocenili je w większości bardzo pozytywnie. Gdy otrzymałem propozycję przetestowania obydwu gramofonów Unitry, to jako propagator polskiego audio od wielu już lat, nie mogłem sobie odmówić przyjemności sprawdzenia, czy i one przyczynią się do (udanego) debiutu tej marki. Tym bardziej, że są one, od A do Z, autorskimi konstrukcjami inżynierów Unitry, co w dzisiejszych czasach nie jest typowe. Tym bardziej, że zdecydowali się na opracowanie napędu bezpośredniego, co jest nieporównywalnie większym wyzwaniem niż kupienie silnika (albo dwóch) i paska. To czyni obie propozycje Unitry wyjątkowymi.
Jedynymi gotowymi elementami kupowanymi u zewnętrznych dostawców są wkładki gramofonowe, co jest oczywiście zrozumiałe. Niegdyś wprawdzie produkowano w naszym kraju także i te elementy, ale były one bardzo niskiej jakości, więc nikt za nimi nie tęskni, ani nawet o nich nie pamięta. W tej sytuacji wybór znanego i sprawdzonego partnera, jakim jest Goldring, można nazwać „jedynie słusznym”.
Unitra GSH-630 Fryderyk
Wątpliwości może natomiast budzić dobór wkładek. Unitra zawiesiła sobie poprzeczkę całkiem wysoko, wyceniając tańszy z modeli, GSH-630 „Fryderyk” na 11 tysięcy zł, a droższego GSH-801 „Edmunda” — na 15 tysięcy. Na tym pułapie cenowym producenci najczęściej pozostawiają dobór wkładki klientom, ponieważ koszt odpowiedniej klasy przetwornika jest spory, a preferencje klientów różne. Tymczasem Fryderyk ma fabrycznie montowaną wkładkę E1 w cenie około 300 zł, a Edmund — lepszą wkładkę E3 (także MM), wartą około 500 zł. Trzy procent wartości gramofonu w samej wkładce to bardzo niewiele. Zakładam jednak, że taki wybór był świadomy — dostarczamy klientowi produkt gotowy do użycia, oferujący przyzwoitą jakość dźwięku, jako bazę do dalszych eksperymentów. Zapewne większość potencjalnych nabywców i tak sięgnie po kartridż z wyższej półki. Nastąpi to zapewne prędzej niż później. (MD)
Direct Drive NB1
Fryderyk i Edmund to gramofony z napędem bezpośrednim. Napęd jest więc przenoszony bezpośrednio z silnika na główną oś, a ta kręci osadzonym na niej talerzem. Dyskusji na temat wyższości tego rozwiązania nad napędem paskowym było już mnóstwo. Obydwa mają swoje mocniejsze i słabsze strony. Faktem jest, że najlepsze gramofony korzystają z napędów paskowych, nierzadko w wariancie z kilkoma silnikami/paskami, by ograniczyć wiążące się z tym rodzajem napędu wady, co mnoży koszty, ale na „szczycie” nikt się specjalnie z nimi nie liczy. Wyłomem od tej reguły jest flagowy gramofon Technicsa, SP-10R wyposażony w niezwykle zaawansowany i rozbudowany silnik DD.
Trójfazowy silnik gramofonu jest własnym opracowaniem zespołu inżynierów Unitry. Wykorzystuje on 9 cewek w układzie gwiazdy.
Przypomnijmy, że napęd Direct Drive był bardzo mocno promowany i rozwijany w latach 70. i 80. przez firmy japońskie (wiele konstrukcji z tamtych lat jest dziś bardzo poszukiwanych). To rozwiązanie właściwie bezobsługowe. Odpada montaż paska, jego zużywanie/wyciąganie się, smarowanie łożyska itd. Z drugiej strony, dobry napęd Direct Drive, pozbawiony pewnych jego wad, jest dużo trudniejszy i droższy w realizacji niż odpowiednik paskowy. Dziś właściwie nikt, poza paroma wyjątkami, takich napędów już nie wytwarza, ponieważ jest to nieopłacalne. Skala produkcji gramofonów wysokiej klasy, mimo ich niewątpliwej popularności, ma się nijak do wyników z lat 70. i 80. Poza tym, sukces wielu (późniejszych) gramofonów audiofilskich spowodował, że napęd bezpośredni stracił na atrakcyjności, przynamniej w oczach nabywców. Konsekwentnie, producenci drogich gramofonów utracili zainteresowanie tym ciekawym rozwiązaniem.
Początkowo, tj. mniej więcej rok temu, z niejakim niedowierzaniem traktowaliśmy zapowiedzi konstruktorów, jakoby napęd był faktycznie ich własną konstrukcją. Dosłownie chwilę przed oddaniem tego numeru do druku, red. naczelny odwiedził (już po raz drugi) fabrykę Unitry — akurat w czasie, gdy odbywała się produkcja gramofonów (ze względów organizacyjnych i logistycznych linia jest cyklicznie przestawiana na montaż danej grupy urządzeń). Okazuje się, że prace nad napędem trwały łącznie prawie dwa lata. Adrian Krupowicz i jego zespół nie kryją, że musieli się tego rozwiązania „nauczyć”, a wersji prototypów (iteracji) powstało około sześciu.
W obydwu gramofonach zastosowano trójfazowy, bezszczotkowy silnik prądu stałego wykorzystujący 9 cewek powietrznych w układzie gwiaździstym — ich trójki, tworzące poszczególne gałęzie, spięto w ramach jednej fazy, a całością steruje procesor i dedykowany układ scalony (driver), który jednocześnie załącza dwa odczepy gwiazdy. Układ sterujący pobiera informacje zwrotne, wykorzystując sprzężenie zwrotne powiązane z dwoma źródłami danych. Pierwsze to czujnik Halla, a więc element powszechnie stosowany w wielu urządzeniach codziennego użytku czy choćby w motoryzacji. Drugim elementem sprzężenia są czujnik optyczny i perforowana tarcza (fizycznie połączona z subtalerzem) z 720 otworami. To drugie sprzężenie umożliwiło jeszcze dokładniejsze i szybsze śledzenie prędkości oraz jej korygowanie. Skuteczność zastosowanego rozwiązania jest całkiem imponująca, zważywszy na ceny urządzeń. I nie jest to tylko pusta deklaracja producenta, który podaje, że wow&flutter w Edmundzie osiąga wartość 0,07% dla prędkości 33 rpm i 0,05% dla 45 rpm. Dla Fryderyka powyższe wartości są wyraźnie słabsze (odpowiednio: 0,18% i 0,15&), co jest konsekwencją zastosowania lżejszego, mniej precyzyjnie wykonanego talerza (zastąpienie jednego drugim jest technicznie bezproblemowe). Przeprowadzone przez nas testy wskazują, że faktycznie Edmund wyraźnie lepiej utrzymuje stałą prędkość obrotową.
Duży moment obrotowy napędu zapewnia sprawne rozpędzanie i hamowanie talerza. Producent zmierzył także i te parametry — dla Fryderyka czasy te wynoszą, odpowiednio, 1,4 s i 2,3 s, zaś dla Edmunda — 1,6 i 2,6 s. W porównaniu do gramofonów z napędem paskowym Unitry są prawdziwymi sprinterami. Co więcej, precyzja obrotów jest fenomenalna — częstotliwość 3150 Hz z płyty testowej Analogue Productions została odtworzona jako... 3151 Hz. Gramofony audiofilskie w podobnej cenie mogą o takich parametrach jedynie pomarzyć. Nie znaczy to oczywiście, że precyzja i stabilność obrotowa przesądzają o jakości gramofonu. Niewątpliwie jednak, są oznakami jego klasy i technicznej (nie)doskonałości.
Łączówka Neotech KHS 321 to dobrej klasy przewód z miedzi OFC 2 x 0,34 m2 z podwójnym ekranowaniem (oddzielnie żyły plus ekran całości).
Atutem napędu jest także jego cichość, brak odgłosów związanych z pracą talerza czy przenoszeniem drgań taniego silnika poprzez pasek na talerz i plintę. Pomiary pokazały, że Edmund odznacza się niższym poziomem tła niż Fryderyk.
Ramię R10
Twórcy ramienia Unitry nie kryją, że inspiracją był gramofon Adam, a wielu cennych wskazówek udzielił jeden z konstruktorów łódzkiej Foniki. Dobre ramię z jednej strony musi zapewniać minimalne opory łożyskowania, by w żaden sposób nie upośledzać zdolności śledzenia ścieżki, ponadto powinno dobrze tłumić wibracje i własne rezonanse, a po trzecie cały układ ma nie wpadać w rezonans mechaniczny poza optymalnym zakresem. Problemów jest oczywiście więcej.
Ramię R10 ma wszystkie potrzebne regulacje, włącznie z VTA. Zakładanie antyskatingu jest dość trudne.
Rurka ramienia ma kształt litery J i jest w całości wykonana z aluminium stopowego typu 6082 charakteryzującego się dużą wytrzymałością mechaniczną. Ramię jest łożyskowane w obu osiach za pomocą precyzyjnych japońskich łożysk stożkowych NSK. Zdejmowana główka ramienia nie jest rozwiązaniem często spotykanym w gramofonach średniej czy wyższej klasy, ale również w tym względzie Unitra nie oglądała się na innych. Wymienny headshell oznacza większą wygodę przy montażu/demontażu wkładki. Można też rozważyć posiadanie dwóch lub więcej wkładek i prostą ich zamianę. Na stronie producenta nie widzimy opcji zakupu dodatkowych główek, ale takowych na rynku nie brakuje.
Ramię wyposażono właściwie we wszystkie potrzebne regulacje: siły nacisku, azymutu, VTA i anty-skatingu. Ten ostatni jest typu grawitacyjnego (żyłka z ciężarkiem) i w odróżnieniu od konstrukcji Pro-Jecta wymaga od użytkownika odrobiny zręczności i cierpliwości. Do jego zawieszenia i ustawienia (szczególnie w położeniach bliższych kolumnie ramienia) niezbędne jest mocne całkowite odchylenie pokrywy do tyłu, do czego przyda się ustawienie gramofonu na podłodze lub dużym blacie.
Sterowanie w Edmundzie znajduje się na górze plinty wykończonej aluminiową płytą.
W Edmundzie sygnał z ramienia wyprowadzono w podstawie, za pośrednictwem gniazda 5DIN, natomiast we Fryderyku wyjścia są typu RCA, z tyłu plinty. Podwójnie ekranowany interkonekt jest w obu przypadkach ten sam i pochodzi z katalogu Neotecha. Zaopatrzono go w dodatkową żyłę uziemiającą z zaciskiem widełkowym.
Plinty i talerze
Inne zasilacze i różny sposób wyprowadzenia sygnału z ramion to dopiero początek różnic pomiędzy Edmundem i Fryderykiem. Inne są talerze, plinty, ich wykończenie, a także stopki.
W GSH-630 zastosowano talerz o grubości 24 mm i masie 1,6 kg, zrobiony z HDPE (polietylenu o dużej gęstości). Jest „głuchy" i wydaje się dobrze wykonany, choć przy wnikliwych oględzinach można dostrzec drobne bicie na brzegach, tak przynajmniej było w egzemplarzu testowym.
W Edmundzie użyto cięższego (2,44 kg) talerza o takiej samej grubości, ale ze stopu aluminium, wytłumionego od spodu warstwą tłumiącą przypominającą granulat.
W obydwu gramofonach naszą uwagę zwrócił trochę nadmierny luz pomiędzy osią talerzy a ich ściankami. W wersjach produkcyjnych (te, które otrzymaliśmy po wystawie AVS miały talerze z serii prototypów) luz zredukowano, chociaż jak pokazała wizyta w fabryce, nadal jest on wyczuwalny.
Plinta Edmunda ma wysokość 72 mm i jest lita w środku — wykonano jedynie niezbędne wyfrezowania na napęd, podstawę ramienia i elementy sterowania w przedniej części. Dodatkowe dociążenie, usztywnienie, ale też dekorację stanowi aluminiowa płyta wierzchnia, w którą, z prawej strony, wkomponowano dwa przełączniki tego samego typu, jak we wzmacniaczach. Jednym uruchamiamy napęd, drugim przełączamy obroty. Plinta spoczywa na masywnych aluminiowych stopkach, których wysokość można w pewnym stopniu regulować. Całość, bez talerza, waży niecałe 11 kg — o 1,2 kg więcej niż we Fryderyku, którego plinta jest cieńsza (64 mm), ale również pełna w środku, przy czym wyfrezowań jest nieco więcej. Stopki są skromniejsze, wykonane z tworzywa. Odkręcenie nóżki niestety skutkuje jej poluzowaniem, warto więc zadbać o precyzyjne wypoziomowanie blatu w pierwszej kolejności.
Obydwa gramofony wykończono naturalnymi fornirami i wyposażono w grube pokrywy na solidnych, metalowych zawiasach. Nie ma możliwości szybkiego zdjęcia pokryw do odsłuchu. Uznano, że ma to być nie tylko element chroniący przed kurzem i uszkodzeniami, ale także przed drganiami powietrza, które akustycznie oddziałują na wewnętrzne elementy gramofonu, ramię i wkładkę. Do odsłuchu pokrywa powinna być więc zamknięta. Możliwy jest jej demontaż, podobnie jak regulacja samych zawiasów tak, aby pokrywa pozostawała w zadanej pozycji i nie opadała. Początkowo byliśmy wobec tego rozwiązania sceptyczni, jednak po dłuższym kontakcie z gramofonami i wymianie uwag z konstruktorami, zmieniliśmy zdanie. (FK, MD)
Brzmienie
Część odsłuchową podzieliłem (MD) na dwie części. W pierwszym podejściu odsłuchałem obydwa gramofony z wkładkami zamontowanymi fabrycznie. W drugim etapie każdy z nich otrzymał tę samą wkładkę Audio-Technica PTG33 (typu MC), której charakterystykę znam bardzo dobrze. Odsłuchy przeprowadziłem w swoim systemie referencyjnym (specyfikacja na końcu testu).
Wybrałem kilka płyt do posłuchania w każdej konfiguracji. Wśród nich było całkiem dobre, japońskie wydanie „Invisible Touch” Genesis. Fryderyk wycofał scenę za linię kolumn (co bynajmniej nie jest wadą). W porównaniu do J.Sikory, dźwięk dość wyraźnie się odchudził i spłaszczył dynamicznie. Mimo to gramofon pewnie prowadził rytm, niskie tony były szybkie, zwarte, a wysokie chwilami zaskakująco czyste i dźwięczne. Najmocniejszą stroną był wokal Phila Collinsa, odrobinkę rozjaśniony, ale nie na tyle, by robić z tego problem. Było to żywe, spójne granie z pazurem, które mogło się podobać, nawet jeśli nie imponowało wyrafinowaniem.
Obydwa gramofony wyposażono w bardzo solidne zawiasy i grube pokrywy, które powinny być zamknięte w pozycji do odsłuchu.
Album Jacquesa Loussiera „Pulsion”, którego używam w testach wielokrotnie droższych urządzeń, potwierdził powyższe obserwacje. Dźwięk był nieco odchudzony, brakowało mi trochę gęstości, a także rozdzielczości i wiążącej się z nią odpowiedniej ilości informacji. Niemniej, znów otrzymałem zwartu, szybki i całkiem precyzyjny dźwięk, z dobrym drajwem i rytmiką. Doceniłem czystość i dobrą organizację przekazu — włącznie ze sporą, mająca nie tylko szerokość, ale i głębokość, sceną oraz niezłą lokalizacją sporych źródeł pozornych. Uznałem, że za stwierdzone ograniczenia niemal na pewno odpowiadała użyta wkładka.
Po Edmundzie spodziewałem się znaczącej poprawy w zakresie wyrafinowania dźwięku za sprawą zarówno dokładniejszego szlifu igły, jak również masywniejszej plinty, talerza i zewnętrznego zasilania (to ostatnie ma spore znaczenie). I muszę przyznać, że oczekiwania te zasadniczo się potwierdziły.
Edmund jest znacznie masywniejszą konstrukcją niż Fryderyk. Złącze zasilania jest gwintowane. Wyjście sygnałowe 5DIN znajduje się bezpośrednio pod ramieniem.
Przy odsłuchu albumu Genesis zostały zachowane wszystkie zalety Fryderyka, ale dźwięk z jednej strony nieco się wypełnił, zwłaszcza w zakresie niższej średnicy i wyższego basu, a z drugiej otworzył, złapał „oddech”. Pojawiło się i więcej powietrza i elementów przestrzennych, choćby pogłosu, wybrzmień, a scena trochę się poszerzyła. Sybilanty zabrzmiały bardziej naturalnie, głos wokalisty zyskał na wypełnieniu i nasyceniu. Całość brzmiała po prostu pełniej, bardziej kompletnie. To było trochę ciepłe, spójne granie. Nawet w przypadku słabszych realizacji muzyki słuchało się przyjemnie.
W stosunku do Fryderyka różnice były słyszalne, ale nie nazwałbym ich zasadniczymi, co zresztą potwierdził red. naczelny, słuchając krótko obu gramofonów u siebie. Musiałem sięgnąć po realizację wyższej jakości, by bardziej docenić walory droższego modelu. „Pulsion” od pierwszych taktów potwierdziło, że Edmund z seryjną wkładką oferuje bardziej kompletny, wyraźnie lepiej wypełniony, równy, gładki i spójny dźwięk. A że wypełnienie i dociążenie dotyczyło całego pasma, to perkusja — równie pewnie i rytmicznie prezentowana jak wcześniej — zyskała na mocy i energii uderzeń, jak również na różnicowaniu. Zamiast analizować dźwięk, mogłem skupić się na tej porywającej, świetnie zagranej muzyce, dać się porwać szybkim rytmom i ekscytacji, którą czuję zawsze, gdy ten krążek jest dobrze odtworzony. Teraz słyszałem dźwięczność i nasycenie każdego klawisza fortepianu oraz masę instrumentu. Były wybrzmienia, do których trudno było się przyczepić, a dźwięki uderzanych blach perkusji pozwalały na ich łatwe rozróżnianie. To było już naprawdę całkiem dobre granie — pojawiło się zaangażowanie i chęć odsłuchu kolejnych płyt. Tych faktycznie posłuchałem jeszcze kilkanaście i wnioski były zbieżne — niezależnie od gatunku muzycznego i jakości nagrań (acz przyzwoity poziom trzymały wszystkie). Edmund dowiódł, że jest urządzeniem przeznaczonym do dostarczania przyjemności słuchania, a i w kategoriach audiofilskich okazał się już dosyć poważnym zawodnikiem.
Z lepszą wkładką
Wiemy już, że fabryczne konfiguracje grają całkiem przyjemnie, a w przypadku Edmunda w sposób nawet dość wyrafinowany. Ale na ile różnią się obydwa te gramofony pomiędzy sobą i co potrafią w połączeniu z wkładką odpowiedniej jakości?
Zacząłem od Fryderyka, montując w jego ramieniu wkładkę A-T PTG33. Odczułem jeszcze większy skok jakościowy niż poprzednio, gdy Fryderyka z Goldringiem E1 zamieniłem na Edmunda z Goldringiem E3. Po pierwsze, dźwięk zrobił się jeszcze pełniejszy, dociążony i gęsty niż wcześniej. Dopiero teraz fortepian Loussiera odezwał się pełnym głosem, a i waga każdego uderzenia pałeczki w bębny wydawała się większa, skutkując mocniejszą odpowiedzią membrany. Dźwięk zyskał na precyzji i definicji, wszystko było świetnie poukładane, miało swoje precyzyjnie określone miejsce. Na dobrą sprawę każdy z tych elementów brał się ze zdecydowanie większej rozdzielczości japońskiej wkładki. Nawet jeśli wcześniej nie pisałem o żadnym „kocyku” pomiędzy mną a głośnikami, to teraz poczułem się dokładnie tak, jakby owa wirtualna zasłona opadła, umożliwiając muzyce rozwinięcie skrzydeł, a mnie — obserwację zdecydowanie większego bogactwa detali i subtelności precyzyjnie lokowanych w wyraźnie bardziej trójwymiarowej przestrzeni. Źródła pozorne stały się bardziej trójwymiarowe i namacalne. Wyraźnie zwiększyła się płynność prezentacji. Koniec końców, dźwięk był naturalny i zdecydowanie przyjaźniejszy dla ucha. Miałem frajdę z odsłuchu kolejnych albumów.
Zewnętrzny zasilacz Edmunda ma wygodny włącznik z przodu.
A co na to Edmund? Czarniejsze tło eksponujące intensywność, barwę i soczystość dźwięków, bardziej energetyczny, dociążony, ale wciąż zwarty, szybki niższy bas, intensywniejsze, bardziej dźwięczne soprany, barwniejsza, lepiej różnicowana i bardziej obecna średnica — wszystko to było słychać niemal natychmiast.
GSH-801 serwował bardzo dobrze poukładany, precyzyjny, ale płynny, gładki, lekko ciepły i kapitalnie naturalny przekaz, wręcz zaskakująco bogaty w informacje. Jasne, że wszystkie pozostałe elementy mojego systemu, poczynając od przedwzmacniacza gramofonowego, były zdecydowanie droższe od tego gramofonu, ale to tylko mu pomagało, a nie przeszkadzało. Napęd i ramię przestały być wyraźnym, wąskim gardłem w systemie. Nie oznacza to, że Edmund zagrał tak znakomicie jak moja referencja, ale jednak na tyle dobrze, by po prostu słuchać muzyki, zamiast analizować dźwięk. Co tylko potwierdzało, że to bardzo udana konstrukcja, która zasługuje na wyraźnie lepszą, niż montowana fabrycznie, wkładkę. A gdy takową już zastosujemy, gramofon Unitry będzie gotowy stanąć w szranki z podobnie, a nawet wyżej wycenioną konkurencją wielu światowych marek. Biorąc pod uwagę, to jak świetnie ten gramofon wygląda i jak wygodny jest w obsłudze (pokrywa, bezproblemowy napęd), nic więcej dodawać chyba nie trzeba. (MD)
Galeria
-
Trójfazowy silnik gramofonu jest własnym opracowaniem zespołu inżynierów Unitry. Wykorzystuje on 9 cewek w układzie gwiazdy. Trójfazowy silnik gramofonu jest własnym opracowaniem zespołu inżynierów Unitry. Wykorzystuje on 9 cewek w układzie gwiazdy.
-
Spektrum częstotliwościowe (FFT) sygnału z wkładki przy odtwarzaniu sinusa 1 kHz z płyty testowej Analogue Productions wygląda lepiej w przypadku Edmunda. Spektrum częstotliwościowe (FFT) sygnału z wkładki przy odtwarzaniu sinusa 1 kHz z płyty testowej Analogue Productions wygląda lepiej w przypadku Edmunda.
-
Gramofony Unitra GSH-630 i GSH-801 Gramofony Unitra GSH-630 i GSH-801
-
Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
-
Unitra GSH-801 Edmund Unitra GSH-801 Edmund
-
Unitra GSH-801 Edmund Unitra GSH-801 Edmund
-
Edmund jest znacznie masywniejszą konstrukcją niż Fryderyk. Złącze zasilania jest gwintowane. Wyjście sygnałowe 5DIN znajduje się bezpośrednio pod ramieniem. Edmund jest znacznie masywniejszą konstrukcją niż Fryderyk. Złącze zasilania jest gwintowane. Wyjście sygnałowe 5DIN znajduje się bezpośrednio pod ramieniem.
-
Obraz sinusa 3150 Hz z płyty testowej jak wyżej, pokazuje wprost idealną zgodność prędkości obrotowej (błąd +0,03%!). Obraz sinusa 3150 Hz z płyty testowej jak wyżej, pokazuje wprost idealną zgodność prędkości obrotowej (błąd +0,03%!).
-
Ramię R10 ma wszystkie potrzebne regulacje, włącznie z VTA. Zakładanie antyskatingu jest dość trudne. Ramię R10 ma wszystkie potrzebne regulacje, włącznie z VTA. Zakładanie antyskatingu jest dość trudne.
-
Trójfazowy silnik gramofonu jest własnym opracowaniem zespołu inżynierów Unitry. Wykorzystuje on 9 cewek w układzie gwiazdy. Trójfazowy silnik gramofonu jest własnym opracowaniem zespołu inżynierów Unitry. Wykorzystuje on 9 cewek w układzie gwiazdy.
-
Sterowanie w Edmundzie znajduje się na górze plinty wykończonej aluminiową płytą. Sterowanie w Edmundzie znajduje się na górze plinty wykończonej aluminiową płytą.
-
W Edmundzie użyto cięższego (2,44 kg) talerza o takiej samej grubości, ale ze stopu aluminium, wytłumionego od spodu warstwą tłumiącą przypominającą granulat. W Edmundzie użyto cięższego (2,44 kg) talerza o takiej samej grubości, ale ze stopu aluminium, wytłumionego od spodu warstwą tłumiącą przypominającą granulat.
-
Sterowanie w Edmundzie znajduje się na górze plinty wykończonej aluminiową płytą. Sterowanie w Edmundzie znajduje się na górze plinty wykończonej aluminiową płytą.
-
Unitra GSH-801 Edmund Unitra GSH-801 Edmund
-
Atutem napędu jest jego cichość, brak odgłosów związanych z pracą talerza czy przenoszeniem drgań taniego silnika poprzez pasek na talerz i plintę. Atutem napędu jest jego cichość, brak odgłosów związanych z pracą talerza czy przenoszeniem drgań taniego silnika poprzez pasek na talerz i plintę.
-
Unitra GSH-630 Fryderyk Unitra GSH-630 Fryderyk
-
Obydwa gramofony wyposażono w bardzo solidne zawiasy i grube pokrywy, które powinny być zamknięte w pozycji do odsłuchu. Obydwa gramofony wyposażono w bardzo solidne zawiasy i grube pokrywy, które powinny być zamknięte w pozycji do odsłuchu.
-
Znacznie szerszy pik w przypadku Fryderyka oznacza mniejszą stabilność obrotów. Znacznie szerszy pik w przypadku Fryderyka oznacza mniejszą stabilność obrotów.
-
Unitra GSH-630 Fryderyk Unitra GSH-630 Fryderyk
-
Unitra GSH-630 Fryderyk Unitra GSH-630 Fryderyk
-
W GSH-630 zastosowano talerz o grubości 24 mm i masie 1,6 kg, zrobiony z HDPE (polietylenu o dużej gęstości). W GSH-630 zastosowano talerz o grubości 24 mm i masie 1,6 kg, zrobiony z HDPE (polietylenu o dużej gęstości).
-
Zasilacz zewnętrzny Z1 Zasilacz zewnętrzny Z1
-
Zewnętrzny zasilacz Edmunda ma wygodny włącznik z przodu. Zewnętrzny zasilacz Edmunda ma wygodny włącznik z przodu.
-
W pierwszym podejściu odsłuchałem obydwa gramofony z wkładkami zamontowanymi fabrycznie. W pierwszym podejściu odsłuchałem obydwa gramofony z wkładkami zamontowanymi fabrycznie.
-
Łączówka Neotech KHS 321 to dobrej klasy przewód z miedzi OFC 2 x 0,34 m2 z podwójnym ekranowaniem (oddzielnie żyły plus ekran całości). Łączówka Neotech KHS 321 to dobrej klasy przewód z miedzi OFC 2 x 0,34 m2 z podwójnym ekranowaniem (oddzielnie żyły plus ekran całości).
-
Plinta we Fryderyku jest cieńsza (64 mm), ale również pełna w środku, przy czym wyfrezowań jest nieco więcej niż w Edmundzie. Plinta we Fryderyku jest cieńsza (64 mm), ale również pełna w środku, przy czym wyfrezowań jest nieco więcej niż w Edmundzie.
https://www.avtest.pl/gramofony/item/1477-gramofony-unitra-gsh-630-i-gsh-801#sigProGalleria4d9df0d5bd
Naszym zdaniem
Trudno ocenić obie konstrukcje Unitry inaczej niż bardzo pozytywnie. Autorskie rozwiązania, nawiązanie do tradycji, ale w zdecydowanie lepszym jakościowo wydaniu, no i dźwięk wysokiej próby. Nie ma się do czego przyczepić... No, może jedynie do faktu, że aby usłyszeć, co te maszyny naprawdę potrafią, trzeba zainwestować w zdecydowanie lepsze wkładki. Nie znam planów polskiego producenta, ale nie zdziwi mnie, jeśli zdecyduje się sprzedawać oba modele bez Goldringów E1/E3, choć domyślam się, że obniżka ceny byłaby raczej symboliczna. W przypadku Fryderyka, będąc jego użytkownikiem, celowałbym we wkładki z przedziału 1000–1500 zł, natomiast Edmund zasługuje na przetwornik za 2-3 tys. złotych (MM czy MC — to już kwestia gustu). Żal byłoby nie wykorzystać tak dużego potencjału, jakie obie te konstrukcje oferują, Edmund w szczególności.
Przeczuwamy, że obydwa gramofony odniosą sukces. Szczególnie zagranicą, choć może nie tylko.
Artykuł pochodzi z Audio-Video 12/2023 - Kup wydanie PDF
System odsłuchowy:
- Pomieszczenie: 24 m2, z częściową adaptacją akustyczną – ustroje Rogoz Audio i AudioForm
- Gramofon odniesienia: J.Sikora Standard Max, ramię J.Sikora KV12 Max z wkładką AirTight PC3
- Przedwzmacniacz gramofonowy: GrandiNote Celio mk IV
- Przedwzmacniacz liniowy: Circle Labs P300
- Wzmacniacz: Circle Labs M200
- Kolumny: GrandiNote MACH4
- Kable sygnałowe: Soyaton Benchmark RCA, Bastanis Imperial RCA
- Kable głośnikowe: Soyaton Benchmark
- Zasilanie: dedykowana linia od licznika kablem Gigawatt LC-Y, listwy: Gigawatt PC3 SE EVO+ i Gigawatt PF2 mk2, kable sieciowe LessLoss DFPC Signature, Gigawatt LC-3, gniazdka ścienne Gigawatt i Furutech