PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Sony NW-WM1Z

Maj 11, 2017

Index

Obsługa i funkcjonalność

Posługiwanie się WM1Z przypomina obsługę smartfona, lecz w rzeczy samej zastosowany system operacyjny nie ma nic wspólnego z Androidem. To ponoć autorski OS, choć nie do końca wierzę, że stworzony zupełnie od podstaw. Podobieństwa do smartfonowego interfejsu wydają się nazbyt oczywiste. Abstrahując od ekranu, który ani wielkością (przekątna 4 cale), ani rozdzielczością (854 x 480) nie dorównuje współczesnym smartfonom (umówmy się, że wcale nie musi – nie ma takiej potrzeby), jest prócz wyglądu, jeszcze jedna istotna różnica, która nie pozwala pomylić tego Walkmana z telefonem: ciężar wynoszący niewiele mniej niż pół kilograma. Te 455 g (specyfikacje Sony dokładnie pokrywają się ze wskazaniami naszej wagi) to z pozoru nic wielkiego – dopóki nie weźmiemy tego sprzętu do ręki. Pierwsze wrażenie jest takie, że zbyt słabo go chwyciliśmy, jakby miał ochotę pozostać na blacie. W relacji do swoich gabarytów (sporych, ale mimo wszystko niewielkich) WM1Z jest jak cegła. Z czasem można przyzwyczaić się do tego kosztownego „balastu”, trzeba jednak mieć świadomość, iż noszenie tego Walkmana w kieszeni kurtki, nie mówiąc o marynarce, raczej nie wchodzi w rachubę. Teczka, torba naramienna, plecak – to są właściwe „środki transportu”.

sony mw1z microsd

Złącze microSD pozwala rozszerzyć i tak bardzo dużą pojemność odtwarzacza. Wczytywanie muzyki z karty nie zawsze jednak przebiega bezproblemowo.

WM1Z ma aż 256 GB wbudowanej pamięci flash (tyle samo co Astell&Kern AK 380), co wystarczy do wgrania około 700 płyt CD. Co ważne, wbudowana pamięć jest całkiem szybka. Transfery na poziomie 40 MB/s (uzyskiwane w połączeniu USB 3.0 z komputerem Apple iMaca) pozwalają na rozsądne czasy kopiowania danych (jeden album w formacie FLAC, w 16-bitowej rozdzielczości wgrywa się w 10–12 s), lecz jeśli zechcemy zapełnić całą pamięć w jednym podejściu, trzeba będzie przygotować się na dłuższe posiedzenie. Mniej cierpliwi zapewne zechcą skorzystać z czytnika kart microSD. Obok małego “jacka”, jest to jedyne standardowe złącze w WM1Z (do połączenia USB z komputerem lub ładowarką służy dedykowany kabel zakończony z drugiej strony 22-stykowym złączem WM-PORT – sic!). Ku mojemu zaskoczeniu, mimo usilnych prób odtwarzania muzyki właśnie z karty microSD, Walkman nie był w stanie przeczytać zawartości muzycznej SanDiska Extreme 64 GB, którego bezproblemowo używam w AK70. Odtwarzacz Sony uparł się, że na karcie nie ma zapisanej muzyki. Czy to jednostkowy problem – trudno ocenić, ale mam nadzieję, że tak.

WM1Z ma ważny atut funkcjonalny, a mianowicie długi czas pracy na baterii. Ten oczywiście zależy od odtwarzanego formatu (i ustawionej głośności), ale średnio rzecz biorąc, można liczyć na 30 godz. pracy – tyle deklaruje producent. Sądząc po tempie, w jakim ubywało pasków na wskaźniku baterii (a raczej nie ubywało…), jestem skłonny uwierzyć w te specyfikacje. Nawet najdłuższe loty czy krótkie wyjazdy służbowe nie zmuszą nas do doładowywania flagowego Walkmana. Z jednym zastrzeżeniem: format DSD jest znacznie bardziej prądożerny (czas pracy skraca się nawet do 11 godz.) i jest to kolejny powód – oprócz wielkości plików – dla którego nie warto go stosować w sprzęcie mobilnym. Tym bardziej, że pełne naładowanie (pojemnej) baterii zajmuje tyle czasu co nocny sen dorosłego człowieka. Zatem operację tę trzeba planować z wyprzedzeniem.

W przeciwieństwie do odtwarzaczy Astell&Kern czy testowanego na naszych łamach Pioneera, konstruktorzy Sony nie zdecydowali się „zaśmiecać” systemu żadnymi dodatkowymi aplikacjami. WM1Z nie ma Wi-Fi, brakuje więc możliwości łączenia się z serwisami streamingowymi czy choćby z domowymi serwerami plików. Uważam, że to słuszna decyzja. DAP tej klasy powinien być maksymalnie ukierunkowany na jakość dźwięku. W tym świetle dziwi jednak powolny start odtwarzacza: zajmuje aż około 50 s. Ze współczesnej Xperii w tym czasie zdążymy już wykonać krótkie połączenie telefoniczne.

W minimalizmie systemu operacyjnego jest też pewna niekonsekwencja, a mianowicie Bluetooth. Najpewniej uznano, że mając tysiące utworów w zasięgu kciuka, szkoda by było pozbawiać użytkownika możliwości puszczenia ulubionej piosenki przez głośnik bezprzewodowy lub domowy system u kolegi. Jest też drugi powód: bezprzewodowe słuchawki (Sony), które potrafią komunikować się z WM1Z w nowym protokole LDAC. Znacząco wyprzedza on pod względem technicznym aptX (bitrate do 990 kb/s, możliwość strumieniowania plików PCM 24/96), a to oznacza możliwość uzyskania jakości dźwięku przewyższającej format CD. Nasuwa się jednak pytanie: po co LDAC w tak wypasionym odtwarzaczu – przecież w ten sposób neguje się sens stosowania superobudowy i znakomitych komponentów. Przyjmijmy wersję dyplomatyczną: z punktu widzenia producenta promującego własne rozwiązanie, zwyczajnie nie wypada, by sztandarowy produkt go nie miał. Ot, cała filozofia.

WM1Z ma dokładny, 10-pasmowy korektor EQ. To przydatna opcja, zważywszy na to, z jak odmiennie brzmiącymi słuchawkami mamy do czynienia. Niemniej, fani korekcji nie odnajdą tu pola do tak precyzyjnej zabawy jak w przypadku AK380 (wyposażonego w 31-pasmowy korektor).

 


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją