PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Sony NW-WM1Z

Maj 11, 2017

Index

Brzmienie

Przyznam, że jeszcze niedawno rynek drogich DAP-ów traktowałem jak kompletną fanaberię grupy audiofanów (nie wiem jak licznej, bo śledzenie portalu head-fi nie daje jasnej odpowiedzi na to pytanie). Z drugiej strony, jest to jednak fascynujące, jak wiele można osiągnąć w kwestii jakości brzmienia z urządzeń mieszczących się w kieszeni, zasilanych z małej baterii. To jeden z najbardziej spektakularnych przykładów postępu technicznego w cyfrowym audio – bezdyskusyjnie.

Do testu „Signature Walkmana” podszedłem z otwartą głową. Nie zastanawiałem się w pierwszej kolejności nad tym, jak wypada on na tle innych DAP-ów w zbliżonej cenie. Bardziej interesowało mnie to, ile wnosi on dobrego ponad to, co możemy uzyskać z odtwarzaczy za 2, 3, 4 tys. zł – a więc też nietanich, choć jeszcze nie bardzo drogich. Zdaję sobie sprawę, że maniacy mobilnego high-endu i tak dojdą „swojej prawdy”, zaś Czytelników ”Audio-Video” przypuszczalnie bardziej interesuje to, czy DAP klasy Rolls Royce’a jest odpowiednikiem domowych sprzętów za setki tysięcy złotych względem urządzeń za, powiedzmy, 10 tys. zł. Właśnie to zamierzałem sprawdzić. W tym celu posłużyłem się dobrze mi znanym niedrogim odtwarzaczem „referencyjnym” – sześciokrotnie tańszym AK70. Ponad 60 GB muzyki z karty microSD używanej w Astellu skopiowałem do pamięci Walkmana i rozpocząłem porównania.

Na początek odpowiem na najgłupsze możliwe pytanie: czy słychać różnicę? Oj, słychać. I to jeszcze jak! Nie przesadzę ze stwierdzeniem, że jest ona podobnej wielkości co dysproporcja w jakości brzmienia pomiędzy wzmacniaczem za 50 i za 8 tys. zł. Tak czytelnych i jednoznacznych różnic można oczekiwać. Z jednym ważnym zastrzeżeniem, o którym wspomniałem już wcześniej. WM1Z jest niejako odpowiednikiem wzmacniacza lampowego single-ended, a więc takiego, który wymaga specjalnych głośników, by móc zagrać głośno i z „jajem”. Poprzestałem na słuchawkach Meze 99 Classics, które znam bardzo dobrze, i są one na tyle czułe, że w większości nagrań Walkman grał z nimi tak głośno, jak preferuję (zdając sobie sprawę, że niekoniecznie jest to zdrowe dla słuchu).

sony mw1z futeral otwarty

Wyświetlacz, mimo że nieorganiczny (LCD) zapewnia bardzo dobra jakość obrazu, co docenimy patrząc na miniatury okładek.

Najbardziej charakterystyczną cechą Sony jest nieskazitelna gładź prezentacji. To chyba najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy – z dopowiedzeniem, że chodzi nie tylko o rewelacyjną gładkość wysokich tonów, ale także o wewnętrzny spokój prezentacji, brak wszelakiej nerwowości, czego jednak nie należy mylić z uspokojeniem dźwięku, stonizowaniem dynamiki. WM1Z nie jest odtwarzaczem, o którym w pierwszej kolejności powiemy, że gra dynamicznie, z pazurem, ale w ramach dostępnej (mocno ograniczonej) mocy nie można powiedzieć, iż brzmienie jest leniwe czy spowolnione.
Wysokie tony w wykonaniu złotego Walkmana są fenomenalnie wysmukłe, ale jednocześnie prawdziwe, choć można odnieść wrażenie, że pod względem owego wypolerowania odtwarzacz stara się poprawiać nagrania, czyniąc te nieaudiofilskie (acz dobre jakościowo) w pełni audiofilskimi. Nie widzę w tym nic złego, dopóki brzmienie poszczególnych albumów nie jest ujednolicane – a tak na szczęście się nie dzieje.

Przy całej swojej niebywałej kulturze, można rzec dystyngowanej elegancji, japoński DAP imponuje szczegółowością, tym, jak subtelnie, a zarazem czytelnie doświetla detale ukryte w nagraniach. Muzyczny przekaz nie jest z gruntu „analityczny” – rozdzielczość idzie tu w parze z muzykalnością, podąża za nią, a nie wyprzedza jej, jak w przypadku typowo analitycznych, konturowo brzmiacych urządzeń.

Prawdziwy i ważny przeskok względem AK70 polega na tym, jak dalece bardziej niecyfrowy, nieelektroniczny, a naturalny jest to przekaz. Słuchając Sony, słuchałem muzyki, zaczynałem się zagłębiać w głębsze warstwy nagrań, zwracałem uwagę na ich piękno, interakcje artystów, wymowę całych kompozycji. Powrót do „budżetowego” DAP-a był zwyczajnie trudny (a przecież tyle ciepłych słów sformułowałem pod adresem tego świetnego urządzenia). Maluch Astella grał przy Sony dźwiękiem tonalnie zbliżonym, ale brudnym, płaskim, stosunkowo twardym, mało emocjonującym. Wokale zdawały się dwuwymiarowe, były osuszone, jakby wyblakłe. Zmian na niekorzyść DAP-a odniesienia odnotowałem wiele i rozciągały się one nawet na zakres niskotonowy. Ilościowo czy pod względem potęgi, dużo się nie zmieniło, ale czytelność, rozdzielczość, a przede wszystkim definicja i plastyczność omawianego zakresu były z Sony ewidentnie lepsze.

sony mw1z spod

Już po oddaniu Walkmana postanowiłem posłuchać jego arcyrywala – AK380. Jest nawet nieco droższy, ale o wiele bardziej rozbudowany funkcjonalnie (Wi-Fi, streaming internetowy, strumieniowanie muzyki z NAS-a, bardziej zaawansowany korektor EQ). Porównanie nie było z gatunku bezpośrednich, ale może to i dobrze, bo pozwoliło spojrzeć na WM1Z z pewnej perspektywy: czy słuchając AK380 odnajdę podobne cechy? Czy czegoś będzie mi brakowało? Odbieram to następująco: AK380 zaprezentował brzmienie zbliżonej klasy, ale o nieco innym charakterze. Trudno tu mówić o mniejszej czy większej neutralności – oba produkty, jak większość źródeł cyfrowych, są bardzo liniowe, jednak różnice w subiektywnej ocenie brzmienia występują i da się je zwerbalizować. AK380 był równie dużym przeskokiem względem AK70, jak NW1Z, jednak pewnych cech Walkmana w tym brzmieniu nie odnalazłem. Wysokie tony nie mają tego niezwykłego wyrafinowania, gładkości i jedwabistości. Są bardzo dobre, ale nie czarują. AK380 wydaje się też tworzyć nieco bliższy, bardziej bezpośredni przekaz, podczas gdy złocisty Walkman gra z minimalnym (pożądanym) dystansem. Jednakowoż równie namacalnie – a może nawet bardziej – prezentuje wokale. W kwestii przestrzenności punktowałbym go minimalnie wyżej. Bas AK380 jest twardszy i bardziej dynamiczny, a cały przekaz zdaje się bardziej nastawiony na precyzję niż wypełnienie. Takie jest przynajmniej wrażenie z perspektywy odsłuchów, które dzieliły dwa dni. Pod względem dynamicznym Astell&Kern jest oczywiście górą, gdyż potrafi napędzić większość słuchawek, nie stwarzając w tym zakresie istotnych ograniczeń – odwrotnie niż Sony. Reasumując, jest to urządzenie bardziej uniwersalne, ale w moim odczuciu mniej wybitne pod względem całościowego wysublimowania. Mówiąc inaczej, z odpowiednimi słuchawkami NW1Z może uchodzić za sprzęt referencyjny. Brawo Sony!

 


Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją