Wzorowa jakość wykonania i dbałość o detale to jeszcze nie wszystko. Także i dźwięk nowych Bowersów jest wysokiej próby.
Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.com.pl |
Tekst: Dawid Grzyb | Zdjęcia: Filip Kulpa |
|
|
Bowers & Wilkins P7
Jeżeli kiedykolwiek ktoś zastanawiał się, z jakimi słuchawkami powinni być widziani celebryci, gwiazdy filmowe czy sportowcy, odpowiedzią jest model P7. Bije od niego luksus, przywiązanie do detali w każdym calu. Wzornictwo jest mocno vintage’owe, niepodrabialne. Nie jest przesadą stwierdzenie, że ponadczasowe.
P7 to nieco przerośnięta i zamknięta konstrukcja w zasadzie wokółuszna. Niewielkie małżowiny bez większego problemu pomieszczą się w sporych nausznikach. Widać też, że to sprzęt przeznaczony na ulicę. Solidny i elastyczny przewód sygnałowy jest wprowadzany do jednej muszli. Można go zdemontować, choć nie jest to wcale oczywiste. Najpierw należy odczepić dość twardy, powleczony skórą nausznik, który trzyma się muszli za pomocą solidnych magnesów.
Siatka chroniąca przetwornik, który do złudzenia przypomina klasyczny głośnik (B&W podkreśla znaczenie tego faktu) jest chromowana, idealnie dopasowana do wewnętrznej części muszli. Ta zewnętrzna jest aluminiowa, owalna i wyszczotkowana, przyozdabia ją spore logo producenta. Pałąk składa się z elegancko wyprofilowanych, fikuśnie powyginanych stalowych ramion, które nikną w jego dalszej części mającej kontakt z głową. Jest obszty wysokogatunkową skórą. Regulacja pałąka stawia spory opór, ale tak ma być. Kabel sygnałowy jest owinięty nylonowym oplotem, więc niemało zniesie.
Jakość wykonania P7 jest pierwszorzędna. Nie są to jednak najwygodniejsze słuchawki w naszym teście. Strefa ucisku jest duża, a skórzane elementy – twarde. Po wielu godzinach odsłuchu Bowersy trochę dają się we znaki