PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Sennheiser HD600

Wrz 27, 2016

Index

Brzmienie

HD 600 grają zupełnie inaczej w porównaniu z konkurentami. To słuchawki muzykalne i nastawione na dawanie przyjemności. Nie są tonalnie wyrównane, górne rejestry odstają od reszty pasma, są stonowane, co powoduje, że ich przekaz odbiera się jako przyciemniony. Zazwyczaj idzie to w parze z wyeksponowanym basem, ale tym razem nic takiego się nie dzieje. Jest krąglejszy niż ten w DT 880 Pro, słyszalnie bardziej podbity w wyższym podzakresie, a także barwowo bogatszy, nasycony. Nie dudni i nie oblewa wyższych składowych.

Można odnieść wrażenie, że pomiędzy odbiorcą a sceną jest niewidzialny woal. To obniża detaliczność przekazu, jak gdyby konstruktorzy słuchawek chcieli ukryć przed odbiorcą część masteringowych wpadek. Ale im dłużej słucha się „sześćsetek”, tym bardziej docenia się ich ułożenie. W tej przyciemnionej prezentacji jest charakter i urok. Niczego tu nie brakuje.

Sennheiser HD600 pałąk

HD 600 nie są nastawione na wierność przekazu, kolorują go słyszalnie. Przekaz jest dociążony, barwowo bogaty i – pomimo wycofanych górnych rejestrów – spójny. No i ponad wszystko angażuje słuchacza. Po przesiadce z analitycznych słuchawek może pojawić się grymas na naszej twarzy. Ale praktyka pokazuje, że „sześćsetki” grają w tak kulturalny i wyrafinowany sposób, że zapomina się o innych modelach. Górny zakres jest gładki i rozciągnięty, a przy tym subtelny. Słychać, że to jakość jest na rzeczy, a nie ilość.

HD 600 grają przestrzennie, lecz zdecydowanie bardziej intymnie i nastrojowo niż DT 880 Pro. Jest mniej powietrza, przez co atmosfera prędzej uśpi odbiorcę, niż obudzi. Ale taka kreacja sceny doskonale pasuje do całościowo subtelnego i romantycznego charakteru „sześćsetek”. Inżynierowie Sennheisera chcieli osiągnąć niepowtarzalny i osobliwy efekt – taki, o którym się będzie rozmawiało przez lata i… tak się właśnie dzieje.

Z HD 600 można też wyprawiać cuda z poziomu amplifikacji. Niedostatki sopranów czy skromne napowietrzenie sceny to są rzeczy, z którymi da się zrobić porządek. Te słuchawki lubią dobre, często o wiele droższe wzmacniacze – tranzystorowe, jak i lampowe. (DG)

II opinia

Niegdyś „sześćsetki” uchodziły za precyzyjnie i analitycznie brzmiące słuchawki. W 1998 roku zachwycali się nimi w amerykańskim „Stereophile’u”. Gdy słuchałem HD600 w tamtym czasie, również uznałem je za świetne. Jak odebrałem brzmienie HD600 po latach? Nadspodziewanie dobrze. Uważam, że są to zdecydowanie najlepsze słuchawki w tym teście. I najlepsze w swojej klasie, spośród tych, które znam, Mało tego: gdybym miał teraz kupić słuchawki (do użytku domowego), dysponując kwotą 2000–2500 zł, wybrałbym właśnie je i cieszyłbym się, że udało mi się zaoszczędzić ten tysiąc.

HD600 powstały w czasach, gdy projektanci trzeźwo myśleli. Pracując nad HD600, chcieli stworzyć high-endowe (!) „nauszniki”, które nie tylko pokażą dużo detali nagrań, ale też takie, których będzie się chciało słuchać godzinami, bez obawy, że wysokie tony wydrążą dziury w uszach. Góra jest więc… rzekłbym normalna, zrównoważona, gładka. Może faktycznie lekko wycofana, ale tylko na samym skraju pasma. Zbyt wiele współczesnych słuchawek niemiłosiernie świdruje uszy powyżej 8–10 kHz. Po co? By pokazać, że są bardziej szczegółowe. Zupełnie nie wiem po co. Dzisiejsze wzmacniacze słuchawkowe i źródło są dużo bardziej przejrzyste niż kiedyś, więc podkreślanie góry jest kompletnym nonsensem.

Sennheiser HD600 muszle

Z Chordem Mojo i moim smartfonem (Galaxy S6) HD600 grały po prostu obłędnie. Mobilny system audio, z którym można położyć się do łóżka i błogo zasnąć. Klarowny, detaliczny, ale też fantastycznie spójny, z wyczuwalną dozą ciepła i – tak, tak – muzykalnością. Pod tym względem leciwe „Senki” są lepsze nawet od wyczynowych HD800. Wolę je też od HD700. To słuchawki, które w przyszłości też będą miały klasę.

Bas jest świetny. Czytelny, pełny, nieprzeładowany – taki jak trzeba. Środek wyraźny, pełny, na domiar wszystkiego nasycony w harmoniczne, poukładany. Ładnie stopiony w górą, która – istotnie – w pierwszym momencie sprawia wrażenie przyciemnionej. Za to gdy z HD600 przesiadamy się na inne słuchawki, choćby na DT880 Pro, dochodzimy do wniosku, że tam jest jej za dużo. Przestrzeń jest odczuwalnie mniejsza niż w przypadku topowych modeli po kilka tysięcy złotych – i tu występuje największy dystans, jaki dzieli HD600 od współczesnych czempionów. Jest jeszcze coś: HD600 są cholernie wygodne. Siedząc przy komputerze i pracując, wolałem sięgnąć po nie niż po przeszło dwukrotnie cięższe „odważniki” LCD-3. Grają (HD 600) gorzej, ale na pewno nie osiem razy...

Nie mam pojęcia, ile je będą jeszcze produkować, ale jeśli macie stary, kilkunastoletni egzemplarz, pomyślcie o nowym – serio. Bo gdy przestaną je sprzedawać, za 10 lat będziecie mogli się cieszyć tym samym, naprawdę fajnym brzmieniem, wyciągnąwszy z pudełka zupełnie świeżutki egzemplarz. Youngtimer murowany. (FK)


Oceń ten artykuł
(5 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją