Wydrukuj tę stronę

Sony WH-1000XM2

Kwi 28, 2019

Sony zmodernizowało swoje nie tak dawno flagowe słuchawki bezprzewodowe – MDR-1000X. Ich miejsce zajął podobnie wyglądający i wyceniony model WH-1000XM2.

Dystrybutor: Sony Poland, www.sony.pl 
Cena: 1599 zł (w sklepach od 1400 zł)

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł ukazał się w Audio-Video 6-7/2018

audioklan

 

 


Sony WH-1000XM2 - słuchawki bezprzewodowe

TEST

Sony WH-1000XM2

 

Model MDR-1000X (którego notabene mieliśmy okazję testować w 2017 roku), był wyraźnym sygnałem dla konkurentów, że wynalazca Walkmana wyrasta na mocnego gracza w segmencie nauszników bezprzewodowych klasy premium, że czas zacząć się bać. W ślad za tym modelem poszły kolejne, a w ramach tegorocznego odświeżenia oferty te bardzo udane bezprzewodowce dość niespodziewanie zastąpił model WH-1000XM2.

 

Funkcjonalność i budowa

Wygląda bardzo podobnie do poprzednika, choć wprawne oko dostrzeże drobne zmiany w zakresie materiałów i trzeba przyznać, że niekoniecznie na plus. W szczególności zabrakło wyściełania muszli skórą ekologiczną – teraz mamy gołe twarde tworzywo udające, że ową skórą jest. Pomijając ten niuans, nie ma tak naprawdę o czym rozprawiać, bowiem wszystkie zalety poprzednika odkryjemy i w tym modelu. Słuchawki są umiarkowanie lekkie (276 g) i dość wygodne, choć nie tak, jak lżejsze i słabiej uciskające Bose lub lepiej wentylowane Sennheisery. Po godzinie, góra półtorej, trzeba zrobić przerwę, szczególnie w ciepły dzień. Sztywne i nieduże etui podróżne pozwala zabierać WH-1000XM2 nawet na najdalsze wycieczki, nie mówiąc o dojazdach do pracy. Szkoda, że nie przewidziano zapasowych padów (jak u PSB).

Co się zmieniło? Przede wszystkim czas pracy baterii – uległ wydłużeniu z 20 do 30 godzin (przy włączonej redukcji hałasu). To najlepszy wynik w teście i na rynku w ogóle. Czas pełnego ładowania baterii nadal wynosi 4 godziny, przy czym w razie potrzeby w zaledwie 10 minut można sobie zapewnić dodatkowe 70 minut grania bez kabla. Gdy zabraknie możliwości szybkiego podładowania, do naszej dyspozycji jest standardowe 3,5-mm wejście analogowe, które nie wymusza stosowania dedykowanego kabla, choć ten znajdujący się w komplecie wydaje się nadspodziewanie dobrej jakości.

Nieoficjalnie mówi się, że drugim obszarem dotyczącym poprawy słuchawek jest zastosowany system ANC. Czy tak jest w istocie, trudno stwierdzić. Rozmieszczenie układu mikrofonów (dwa w górnej części muszli) zostało zachowane, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.

Sony WH-1000XM2

Natomiast o nowoczesności WH-1000XM2 świadczy sposób sterowania. Płaszczyzna prawej muszli reaguje na dotyk, umożliwiając zatrzymanie odtwarzania, regulację głośności (przesuwanie palcami góra/dół) przeskakiwanie utworów (przesuwanie przód/tył), jak również natychmiastowe ściszenie muzyki niemal do zera, przy jednoczesnym odłączeniu systemu ANC (wystarczy przyłożyć ręką do muszli). To tryb przezroczystości, przydatny w sytuacji, gdy chcemy usłyszeć, co mówi do nas kasjerka lub stewardesa – i zarazem najlepsza cecha dotykowego interfejsu Sony. Sterowanie poprzez dotyk jest niewątpliwym bajerem, ale czy to zaleta – można polemizować. Mnóstwo razy zdarzyło mi się włączyć pauzę zamiast zmienić poziom głośności. Ponadto słuchawki 
bardzo kiepsko reagowały na puknięcie (pauza) – była to prawdziwa loteria, czy funkcja zadziała, czy też nie. Pole odpowiadające za tę funkcję wydaje się zbyt małe. Z przeskakiwaniem utworów jest już lepiej. Podobne problemy występują w słuchakwach Beoplay, choć tam gest kręcenia palcem po obwodzie muszli jest zdecydowanie bardziej intuicyjny niż przeciąganie góra-dół. Najlepsze byłyby jednak odpowiednie przełączniki, jak te w PSB czy Bose.

Przyciski są zaledwie dwa – obydwa ulokowano w tylnej części lewej muszli, co jest niezbyt intuicyjne. Dość trudno je odszukać palcem, ponieważ ich powierzchnie licują z obudową muszli. Parowanie ze smartfonem ułatwia antena NFC, zaś podłączanie słuchawek ze wcześniej sparowanym Samsungiem Galaxy S7 trwało krótką chwilę. W tym względzie wszyscy rywale zachowywali się identycznie. Żeński głos informuje nas o każdorazowym włączeniu/wyłączeniu słuchawek, pomyślnym połączeniu z urządzeniem mobilnym oraz o jednym z dwóch ustawień trybu działania nauszników: NC (aktywne tłumienie hałasu) oraz Ambient Sound (słychać dźwięki z otoczenia, poza niskim brumem aut itd). Niestety, tak samo jak w hotelu Las Vegas, zawsze musimy przejść przez kasyno, tak tutaj zawsze na „dzień dobry” wita nas ekstremalnie skuteczny tryb Noise Cancelling. Wciśnięcie górnego przycisku załącza tryb Ambient Sound i dopiero za kolejnym wciśnięciem możemy słuchać muzyki bez korekcji. To znaczy też nie do końca, bo w tle działa dość dyskretny układ DSEE HX, mający zrekompensować ubytki w jakości podczas kompresji (transmisji BT), który można wyłączyć, ale tylko z poziomu dedykowanej aplikacji Headphones (Android i iOS). Umożliwia ona szereg innych opcji, wśród których najbardziej oryginalna polega na kalibracji systemu NC do ciśnienia atmosferycznego (przydatne w samolocie, ale nie podczas wznoszenia czy lądowania). Nie miałem okazji sprawdzić, czy opcja ta faktycznie coś daje, ale to, że w ogóle jest, uznajemy za plus. Kolejne bajery to wykrywanie naszej aktywności (i dostosowanie przez słuchawki trybu pracy) oraz suwak Ambient Sound Control mający aż 22 położenia, z których aż 20 (!) określa przepuszczalność dla dźwięków o wyższych częstotliwościach (wybrane ustawienie jest zapamiętywane jako preset Ambient Sound i to je przywołujemy przyciskim na obudowie). Dwa ostatnie tryby to Noise Cancelling (całkowita izolacja od otoczenia) oraz Wind Noise Reduction (na wietrzną pogodę). Mamy jeszcze opcję „Focus on Voice”. To wszystko tworzy aż 42 ustawienia systemu, nie licząc wspomnianej opcji DSEE (którą można wyłączyć). Chyba tylko Sony mogło się pokusić o coś podobnego… Problem polega na tym, że – jak już wspomniałęm – nie da się szybko uruchomić tych słuchawek w trybie bez tłumienia hałasu. Trzeba wcisnąć trzy razy łącznie dwa przyciski (raz dłużej przytrzymując ten dolny). Czy naprawdę nie można było dać zwykłego przełącznika; tak jak to zrobiło PSB?

Sony WH-1000XM2 przyciski

O technicznej supremacji nad rywalami ma także świadczyć obsługa kodeków aptX HD i LDAC umożliwiających odsłuch 24-bitowego materiału hi-res o próbkowaniu 96 kHz (oczywiście z kompresją stratną) przy maksymalnej przepływności strumienia na poziomie 990 kb/s. To potencjalny plus dla tych, co mają trochę gęstych plików w telefonie.

 

Tłumienie hałasu

Już w trybie pasywnym model Sony zapewnia naprawdę skuteczną izolację od otoczenia. Pod tym względem jest najlepszy w stawce. W związku z tym system redukcji hałasu ma tu mniej do roboty, albo patrząc na to z innej perspektywy – dobra izolacja pasywna daje Sony przewagę już na starcie. W rzeczy samej, skuteczność systemu NC w połączeniu ze szczelną obudową i poduszkami, obejmującymi małżowiny, robi ogromne wrażenie. Trudno mi ocenić, czy nastąpił w tym względzie postęp względem poprzednika, ale jedno jest pewne: pod względem izolacji od otoczenia WH-1000MX2 są bezkonkurencyjne. Wieczorny test przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie słuchawki zdały na szóstkę. Takiego tłumienia hałasu autobusów, tramwajów i ulicznego brumu nie oferował żaden z rywali. Wrażenie robi także nieczułość systemu na kierunek, z którego dochodzi hałas. Ceną za bezwzględną wręcz skuteczność systemu NC jest dość niekomfortowe odczucie zmiany ciśnienia w komorze usznej, powodujące efekt przytykania uszu, dziwne jest też mocno stłumione słyszenie własnego głosu.

Sony WH-1000XM2 poduszki

Wnętrze muszli jest ciasne, w praktyce poduszki lekko uciskają zewnętrzne części małżowiny.

 

Sony nie wypadły już tak znakomicie podczas rozmów telefonicznych. Słyszalność mojego głosu w słuchawce rozmówcy była gorsza niż w przypadku rywali, w szczególności zaś PSB. Nieco lepsze efekty na tym polu zapewniał tryb Ambient Sound.

 

Brzmienie

W początkowej fazie testu dałem się trochę oszukać. Brzmienie tych słuchawek wydało mi się zaskakująco równe i bezproblemowe. Jasna góra, męczący bas, podbarwienia? Nic takiego nie miało miejsca, brzmienie odebrałem jako równe i całkiem higieniczne. Ale jak to w audio bywa, wrażenia zawsze są relatywne (kwestia oczekiwań i średniego poziomu w grupie testowej), poza tym nie zawsze to, co nam się podoba w pierwszych minutach, chcielibyśmy zabrać do domu. Sądzę, że wiecie, o czym mowa. Z Sony jest, niestety, podobnie. Jak wspomniałem, na pierwszy rzut ucha wszystko się zgadza: jest właściwa równowaga rejestrów, odpowiednia gładkość, brak ewidentnych podkolorowań. To jednak za mało, bowiem jak pokazało Bose, Sennheisery, a w szczególności PSB, muzykę ze słuchawek bezprzewodowych da się odtwarzać lepiej: bardziej naturalnie, bardziej szczegółowo, cieplej, a przede wszystkim barwniej. Barwy to spory problem tych słuchawek. Nasycenie jest ubogie, dźwięk zdaje się „przeprocesowany”, niedoświetlony. Soprany wygładzono aż do przesady, cierpi też średnica – pusta i syntetyczna. Konsekwencją tego wszystkiego jest wąska i ciasna przestrzeń, słuchawki grają bez oddechu, jakoś tak „duszno”.

Sony WH-1000XM2 etui

Wszystkie te wrażenia dotyczą najlepszej możliwej kombinacji, czyli pracy w trybie aktywnym, ale przy wyłączonym tłumieniu hałasu. Działanie tego układu zostało powiązane z korekcją pasma, która wprowadza podbicie wyższego basu, gdzieś pomiędzy 100 a 200 Hz. Czyżby firma nie dowierzała możliwościom swojego systemu NC, że uznano, iż trzeba dodatkowo zagłuszyć uliczny brum? Moim zdaniem, to zupełnie zbędna korekcja, wyraźnie pogarszająca jakość niskich tonów, które paradoksalnie są chyba najlepszym składnikiem brzmienia tych słuchawek: dość mocne, lekko podbite w wyższym basie, ale całościowo zwarte i dynamiczne. W trybie NC są jednak dużo gorsze.

Tryb pasywny wypada ewidentnie gorzej niż aktywny (Bluetooth), mamy więc do czynienia z analogiczną sytuacją jak w przypadku PSB, oznaczającą ni mniej ni więcej tylko to, że elektronika słuchawek koryguje ich niedoskonałości. Pierwszy raz zetknąłem się z tym zjawiskiem w dokanałowych Audeze iSine 10 – tam również układ DSP wykonuje zbawienną robotę (dlatego kabel Lightning jest po prostu konieczny).

 

Galeria

 

Naszym zdaniem

Sony WH 1000XM2 zzzNa papierze wszystko wygląda zachęcająco: 30 godzin pracy, zaawansowane i ekstremalnie skuteczne tłumienie hałasu, obsługa przez dotyk, nowoczesne kodeki aptX HD i LDAC, tryby Ambient Sound, relatywnie mała masa i nieduże gabaryty, dobre wykonanie, no i marka… Sony to w końcu (dla wielu) gwarancja jakości. Słowem, wszystko jak trzeba, z wyjątkiem dwóch rzeczy: mało ekspresyjnego, syntetycznego brzmienia o ubogich barwach oraz przekombinowanej obsługi. Ale fakt jest faktem, że do samolotu są to jedne z dwóch najlepszych słuchawek na rynku. Zaraz obok, czy nawet o krok przed... Bose.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowanie testu - Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400 - 2200zł)

Mobilne słuchawki bezprzewodowe przywłaszczają sobie popularny segment słuchawkowy, spychając modele przewodowe na margines lub do niszy, jaką tworzą słuchawki stricte audiofilskie. Mogłoby się wydawać, że im łączność Bluetooth nie zagraża. Jednak współczesne modele bezprzewodowe za grubo ponad 1000 zł – a przynajmniej niektóre z nich – są tak dobre, że sens zakupu modeli kablowych poniżej tej granicy wydaje się coraz mniejszy...

Platforma testowa

  • Łączność Bluetooth: Samsung Galaxy S7, aplikacja USB Player PRO, pliki bezstratne 16/44,1 oraz hi-res odtwarzane z wbudowanej pamięci i dysku NAS Synology
  • Źródło stacjonarne: MacBook Pro (2015), SSD128 GB, Audirvana Plus 3.1, przetwornik c/a Chord Hugo 2

 

Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400-2200 zł)

 

Jakże wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, testując słuchawki bezprzewodowe z systemem aktywnego tłumienia hałasu – szczególnie flagowe modele poszczególnych producentów. Okazuje się, że drogi dojścia do celu mogą być bardzo różne. Widać (słychać) wyraźnie, że producenci wciąż sami się uczą. Jedni idą w gadżety, co ich produktom wcale nie wychodzi na dobre (sterowanie dotykowe to wciąż śliski temat, jak pokazał nasz test), inni skupiają się na pryncypiach. Większość dąży do tego, aby ich system NC odcinał słuchacza od otoczenia za wszelką cenę (czym najłatwiej się pochwalić), co poniektórzy jednak stawiają na naturalność doznań (Sennheiser) i wyrównanie skuteczności działania układu z każdej strony głowy słuchacza. Wreszcie, są tacy, którzy potrafią zaprojektować bardzo dobre słuchawki pasywne i dorobić do nich (niekoniecznie dobrą) elektronikę, jak również przeciwnie – firmy, które wyrafinowaną elektroniką skutecznie kompensują ograniczenia samych słuchawek, sprawiając, że dobrze grają tylko w swoim kluczowym przeznaczeniu, czyli w trybie bezprzewodowym (PSB, Sony). Żadnej z tych informacji nie wyczytacie na opakowaniu ani w ulotkach reklamowych, z trudem odnajdziecie je także w internecie.

Bezpośrednie porównanie 5 modeli dało wiele obserwacji, niemało zaskoczeń oraz więcej niż jednego faworyta. Bo kryteria oceny są bardzo różne. Dla pewnej (i chyba najszerszej) grupy odbiorców najlepszymi słuchawkami z ANC będą te dobre w kilku kluczowych dyscyplinach naraz: w wygodzie noszenia, skuteczności tłumienia hałasu, dobrym brzmieniu, długo trzymającej baterii (choć tu różnice wydają się mało istotne w praktyce). Wybór tak zdefiniowanego faworyta był – przyznaję – najtrudniejszy. Sprawę ułatwiła punktacja, ale znaczenie miało też ogólne odczucie – odpowiedź na pytanie: z którymi słuchawkami czułbym się najlepiej – na ulicy, w metrze, w samolocie, wreszcie w domu. Albo po prostu: które są najbardziej wszechstronne i najmniej wkurzają? Odpowiedź prawdopodobnie nie jest zaskakująca i brzmi: Bose QuietComfort 35 II. Ta nowa wersja znanego „benchmarku” w kategorii słuchawek bezprzewodowych robi wszystko, co do niej należy, dobrze ustrzegając się błędów i wpadek, które obficie przydarzają się konkurentom. To najlepiej przemyślany i dopracowany produkt w grupie i chyba w ogóle, bo poza przetestowanymi modelami raczej żaden inny nie może skutecznie zagrozić Bose.

Szukanie zdobywców pozostałych dwóch miejsc na podium doprowadza do ważnego wniosku, że o obu pozycjach bardziej decydują mocne strony produktów, które ukierunkowują je pod kątem konkretnych grup nabywców aniżeli szukanie drugiego czy trzeciego najlepszego omnibusa. Bo w rzeczywistości jest tak, że zarówno Sennheisery Momentum Wireless M2, jak i PSB M4U 8 to świetne produkty – tyle że kompletnie inne. Ktoś, komu zależy na najlepszym, a przede wszystkim na najbardziej dynamicznym i żywym dźwięku – takim przypominającym domowe słuchawki hi-fi wysokiej klasy – powinien bezdyskusyjnie sięgnąć po kanadyjskie nauszniki. Owszem, są wielkie, ciężkie i średnio wygodne, ale grają że, hej. Dynamiką zmiatają rywali ze stołu. W dodatku doskonale obchodzą się bez kabla – jego nawet nie warto wyciągać z pudełka, bo może być tylko gorzej. Z kolei niemiecka propozycja to ukłon w kierunku tych, którzy nie oczekują totalnej izolacji od otoczenia (nie spędzają dwudziestu czy więcej godzin miesięcznie w samolocie), a cenią najwyższy komfort noszenia okraszony nie gorszym brzmieniem – bardzo muzykalnym i przyjemnym. I nie przeszkadza im, że aby ostro pograć, trzeba sięgnąć po kabel i podłączyć do DAP-a, czy (choćby mobilnego) wzmacniacza słuchawkowego. W tym zastosowaniu Momentum rozwijają skrzydła i są całościowo najlepszymi w teście słuchawkami pasywnymi, a więc takimi do zwykłego, stacjonarnego użytku. To zaś w połączeniu z nieprzeciętnym komfortem czyni je niezwykle uniwersalnymi – tyle że w innym wydaniu niż Bose. Wisienką na tym smacznym torcie jest cena: wręcz okazyjna.

Czy to przypadek, że oba modele słuchawek, w których zastosowano rozbudowane sterowanie dotykowe okazały się najmniej przekonujące? Nie sądzę. Sony postawiło na ekstremalną skuteczność działania systemu NC, zapominając jednak trochę o brzmieniu, które w trybie pasywnym jest zadziwiająco słabe. Poza tym sam interfejs jest mniej wygodny, a przede wszystkim bardziej zawodny niż klasyczne rozwiązania (Bose, PSB). Propozycja B&O to najbardziej złożony przypadek, słuchawki najtrudniejsze do jednoznacznej oceny. Można je bardzo polubić, ale można też… sami wiecie, co mam na myśli. Po kablu brzmią świetnie, 
po Bluetooth – już mniej (choć da się je „odratować” programową korekcją EQ). Design i wykonanie działają na emocje, ale ta cena… Grupa docelowa chyba jednak się zgadza, o ile oczywiście zaakceptuje „awangardowy" sposób sterowania

 

Pozostałe słuchawki w teście grupowym

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)