Wydrukuj tę stronę

Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT

Kwi 28, 2019

To już niemal weteran w testowej stawce – bezprzewodowa wersja Momentum zadebiutowała w 2015 r. Czy w związku z tym łatwo odda pole nowocześniejszej konkurencji?

Dystrybutor: Aplauz, www.sennheiser.pl 
Cena: rekomendowana 1399 zł (w sklepach od ok. 1100 zł)

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł ukazał się w Audio-Video 6-7/2018

audioklan

 

 


Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT - słuchawki bezprzewodowe

TEST

Sennheiser Momentum Wireless M2 AEBT

 

Seria Momentum okazała się niewątpliwym hitem sprzedażowym niemieckiego specjalisty od słuchawek. Trzy lata po debiucie wersji kablowej (2012), na początku 2015 r. ukazała wersja bezprzewodowa M2 (której towarzyszyła poprawiona wersja pasywna oraz dwa modele nauszne Momentum On Ear  – zwykła i bezprzewodowa). Od tego czasu Momentum Wireless M2 są oferowane bez zmian.

 

Funkcjonalność, budowa, komfort

Słuchawki Momentum miały być w swoim założeniu produktem premium, co widać już na pierwszy rzut oka. Plastikowe, jak u rywali, są tu jedynie stosunkowo nieduże muszle o lekko wklęsłym stożkowatym kształcie. Pałąk stanowi solidny kawałek płaskiej, odpowiednio wyprofilowanej stali polerowanej z podłużnymi kanałami, w których przesuwają przeguby kulowe nauszników. W ten oto prosty i elegancki sposób rozwiązano dopasowanie słuchawek do głowy słuchacza. Nasuwa się jedynie wątpliwość, czy tworzywo, z którego wykonano przegub, jest dostatecznie twarde, by wytrzymać setki czy nawet tysiące przesunięć po stalowej szynie, z którą ma kontakt jedynie w dwóch punktach na swoim obwodzie. W każdym razie, w egzemplarzu testowym regulacja działała płynie, z należytym oporem.

Wspomniałem o stalowych pałąkach, ale to nie koniec dobrych wieści – Sennheisery jako bodaj jedyne słuchawki bezprzewodowe w cenie poniżej 2000 zł mają poduszki obszyte naturalną skórą. Tę znajdziemy dopiero w prawie dwa razy droższych B&O. A właściwie to nie prawie, lecz dokładnie. Momentum Wireless można dziś kupić za niecałe 1100 zł.

Sennheiser Momentum Wireless mikrofony

Przełącznik i zaledwie jeden przycisk sprawiają, że sprawnej obsługi trzeba się po prostu nauczyć z instrukcja w ręku. O jeden krok za daleko. Nieświecąca dioda przy włączonych słuchawkach to niedopatrzenie.

 

Wiek konstrukcji, a poniekąd także najniższa cena, uwidaczniają się w sposobie sterowania. Próżno tu szukać obsługi poprzez dotyk. Całość załatwia tylko jeden przełącznik o trzech stopniach swobody: można go wcisnąć, przesunąć w górę lub w dół. Regulacja głośności, zatrzymywanie odtwarzania czy odbieranie połączenia telefonicznego są w pełni intuicyjne. Gorzej jest z przeskakiwaniem utworów (dwu- lub trzykrotne wciśnięcie), a tym bardziej – przewijaniem (kombinacja przytrzymania i wciśnięcia). Z drugiej strony trzeba jednak przyznać, że ten prosty system w połączeniu z idealnie dobranym położeniem przycisku (intuicyjnie trafia się w niego kciukiem) na co dzień sprawdza się całkiem dobrze. Pochwalić należy również komendy głosowe, dzięki którym dowiemy się, że osiągnęliśmy już maksymalny poziom głośności lub też (bez zdejmowania słuchawek z głowy) sprawdzimy stan naładowania baterii. Tu, zamiast procentów (jak u Bose), żeński głos przekaże szacowany czas pracy na baterii – a ten wynosi maksymalnie 22 godziny. Całkiem sporo, zważywszy na pojemność wbudowanego akumulatora (600 mAh). Ładowanie trwa tylko 3 godziny. Pewnym niedopatrzeniem jest to, że dioda obok włącznika przestaje się świecić, gdy słuchawki są włączone i już sparowane, przez co bardzo łatwo jest zapomnieć je wyłączyć. Raz przypadkowo zostawiłem je włączone na całą noc.

Momentum Wireless mogą pracować w aż trzech trybach: bezprzewodowym i dwóch kablowych: pasywnym z wykorzystaniem 3,5-mm kabla i aktywnym cyfrowym, do czego służy standardowy kabel USB->micro USB. W tym trybie słuchawki wykorzystują wbudowany DAC – niestety, o niezbyt dobrych parametrach (16 bit/48 kHz). W tym przypadku nie działa aktywne tłumienie hałasu. W trybie pasywnym układ ten można jednak włączyć.

Momentum Wireless są drugimi najlżejszymi słuchawkami w grupie. Jeśli dodamy do tego małą siłę ucisku na głowę (słuchawki są dość luźne, przy potrząsaniu głową mają tendencję do niewielkiego przesuwania się) oraz szeroki pas nagłowny (z dwoma dość twardymi, ale obitymi skórą żebrami), okaże się, że komfort noszenia jest zaskakująco wysoki. Mimo że to konstrukcja zamknięta, zapewnia minimum wentylacji (z pewnością pomaga tu naturalna skóra), czym pozytywnie wyróżnia się na tle „dusznych" rywali.

 

Tłumienie hałasu

Momentum Wireless wykorzystują zaawansowany system aktywnego tłumienia hałasu NoiseGard, bazujący na czterech mikrofonach (po dwa w każdej muszli), z których dwa są szerokopasmowe (100 Hz – 8 kHz) i znajdują się w obszarze za przetwornikami (bardziej na zewnątrz muszli), a dwa pozostałe to mikrofony wąskopasmowe (300 Hz – 3,4 kHz), umieszczone przed przetwornikami, w komorze usznej. Sennheiser określa ten system mianem hybrydowego, co wynika z różnych metod sprzęgania obu podsystemów. Ten szerokopasmowy działa w oparciu o metodę feed forward (sygnał odwróconych w fazie zakłóceń/hałasu jest podawany do sygnału wzmacnianego), natomiast wąskopasmowy pracuje w pętli sprzężenia zwrotnego (szum odejmowany od wzmocnionego sygnału). Obydwa skutecznie się uzupełniają, przy czym ten wewnętrzny pełni dodatkową funkcję – VoiceMaxx. Jeden pozwala wzmocnić nasz głos (co zwiększa naszą słyszalność u rozmówcy), drugi – w ramach wspomnianego sprzężenia zwrotnego – redukuje hałas, który przeniknął do komory usznej. W praktyce słyszalność rozmówcy była bardzo dobra, pod tym względem jedynie PSB wypadły nieco lepiej.

Sennheiser Momentum Wireless pady

Tajemnica nieprzeciętnie wysokiego komfortu: mały nacisk i skórzane obicia padów. Wentylacja uszu jest znacznie lepsza niż u konkurentów. Latem to naprawdę istotna różnica.

 

Aktywne tłumienie hałasu jest w tym modelu włączone na stałe, chyba że – jak wspomniałem – przejdziemy na analogowe połączenie kablowe (3,5 mm). Normalnie skrytykowałbym brak możliwości wyłączenia systemu ANC, jednak w tym przypadku nie ma takiej potrzeby. NoiseGard wprawdzie nie może rywalizować pod względem bezwzględnej skuteczności działania z Bose i Sony (choć należy podkreślić, że tutaj ma trudniejsze zadanie, ponieważ izolacja pasywna w Momentum jest słabsza niż u wspomnianych rywali), ale ma jedną, szalenie ważną zaletę: działa naturalnie, nieinwazyjnie. Nie powoduje tego niekomfortowego odczucia przytykania uszu. Nie sprawia też, że czujemy się totalnie odizolowani od otoczenia, co w samolocie może i nie będzie atutem, ale na ulicy jest po prostu bezpieczniejsze. Również podczas rozmawiania przez telefon odczucia są znacznie bardziej naturalne – nasz głos nie jest dziwnie stłumiony, jak w przypadku PSB czy Bose. Atutem jest też to, że układ w ogóle nie zmienia charakteru brzmienia słuchawek – rzecz u rywali nie do pomyślenia.

NoiseGard ma tylko jedno ustawienie, ale na co dzień sprawdza się ono bardzo dobrze. Wycina naprawdę sporą część niskotonowego brumu z ulicy i robi to równie dobrze bez względu na kierunek, z którego dociera hałas, jak również ułożenie głowy, z czym mają problem nie tylko PSB i B&O, ale nawet Bose.

 

Brzmienie

Momentum od lat bardzo dobrze wypadają w testach, toteż szczerze byłem ciekaw, czy ta opinia znajdzie potwierdzenie w konfrontacji tych słuchawek z nowszymi i już utytułowanymi rywalami.

Wrażenie ogólne jest bardzo dobre – szczególnie jeśli naszym priorytetem jest harmonia i ciepło przekazu. Momentum nie silą się na dogłębną analizę nagrań, nie błyszczą pod względem detaliczności, rozdzielczości czy precyzji. Grają za to wyjątkowo przyjemnie, można by rzec: najbardziej „analogowo” w całym porównaniu. Da się ich słuchać godzinami, co jest możliwe tym bardziej, że – jak już wspomniałem – komfort noszenia jest znakomity. To słuchawki stworzone głównie z myślą o melomanach gustujących w klasyce, jazzie, muzyce akustycznej w ogóle. Nie są bardzo efektowe w rocku, szczególnie bardziej drapieżnych jego odmianach. Ich charakter trzeba określić jako łagodny, wręcz spolegliwy.

Sennheiser Momentum Wireless headband

Przeszycia skórzanego pałąka nawiązują do koloru wkładek zakrywających przetworniki.

 

Zaskoczeniem był dla mnie bardzo umiarkowany zakres dynamiczny; obok B&O są to najcichsze słuchawki w teście. W porównaniu z PSB różnica jest drastyczna. Szczerze mówiąc, pod tym względem byłem trochę zawiedziony, ponieważ – nie ukrywam – mam w zwyczaju słuchać muzyki z poziomami zbliżonymi do koncertowych. Wiele, szczególnie tych ciszej nagranych utworów (albumów) za pośrednictwem Momentum (w trybie aktywnym, rzecz jasna), nie dało się posłuchać głośno. Po prostu: suwak w telefonie maksymalnie w prawo, komunikat „Volume Max” w słuchawkach, a poziom głośności co najwyżej „głośniejszy umiarkowany”. Dlaczego tak? Na pewno chodziło o przedłużenie życia baterii, jak również o ochronę naszego słuchu. W każdym razie według mnie kaganiec jest zbyt ciasny.

Momentum najbardziej przekonują w średnim zakresie pasma, gdzie nie brakuje nasycenia i ciepła. Bas też jest niczego sobie: głęboki, odpowiednio mocny i dobrze kontrolowany. Lekkie jego zaokrąglenie i podbicie doskonale wpisuje się w koncepcję brzmienia tych słuchawek. Góra jest lekko cofnięta, ale dobrej jakości. To naprawdę fajny, tyle że – jak dla mnie – nieco zbyt grzeczny przekaz.

A tryb pasywny? Z dokładnością do klasy podłączonego źródła jest równoważny trybom aktywym, czyli potencjalnie znacznie lepszy i już bez tego ograniczenia dynamiki i przycięcia góry pasma. Cieszy, że producent nie zdecydował się – to znaczy nie musiał grzebać w DSP, żeby poprawiać to i owo. Słuchawkowa baza (tryb pasywny) jest tu bardzo dobra, najlepsza w grupie. Podłączone do wyjścia Chorda Hugo 2, Sennheisery zaprezentowały dźwięk, w którym nie ma miejsca na wspomniane wyżej zastrzeżenia. Jest świetnie! Dla kogoś, kto chce mieć jedne słuchawki do użytku stacjonarnego i mobilnego, Momentum Wireless M2 są propozycją z gatunku „nie do odrzucenia”.

 

Galeria

 

Naszym zdaniem

Sennheiser Momentum Wireless ocena i daneMiodny, ciepły, spójny dźwięk, wielki potencjał trybu pasywnego (analogowego), znakomity komfort, przykładne wykonanie i dość skuteczne (ale niewyłączalne) aktywne tłumienie hałasu – w tej oto kolejności przedstawia się lista kluczowych cech tego modelu. Ale jest coś jeszcze, coś ważnego: najniższa cena. Najlepsze słuchawki na co dzień, niekoniecznie w podróż? Chyba tak. Na pewno zaś – najrozsądniejsze. Bardzo dobre, wyjątkowo uniwersalne nauszniki. Szkoda tylko, że wbudowany wzmacniacz nie ma więcej „pary”.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowanie testu - Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400 - 2200zł)

Mobilne słuchawki bezprzewodowe przywłaszczają sobie popularny segment słuchawkowy, spychając modele przewodowe na margines lub do niszy, jaką tworzą słuchawki stricte audiofilskie. Mogłoby się wydawać, że im łączność Bluetooth nie zagraża. Jednak współczesne modele bezprzewodowe za grubo ponad 1000 zł – a przynajmniej niektóre z nich – są tak dobre, że sens zakupu modeli kablowych poniżej tej granicy wydaje się coraz mniejszy...

Platforma testowa

  • Łączność Bluetooth: Samsung Galaxy S7, aplikacja USB Player PRO, pliki bezstratne 16/44,1 oraz hi-res odtwarzane z wbudowanej pamięci i dysku NAS Synology
  • Źródło stacjonarne: MacBook Pro (2015), SSD128 GB, Audirvana Plus 3.1, przetwornik c/a Chord Hugo 2

 

Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400-2200 zł)

 

Jakże wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, testując słuchawki bezprzewodowe z systemem aktywnego tłumienia hałasu – szczególnie flagowe modele poszczególnych producentów. Okazuje się, że drogi dojścia do celu mogą być bardzo różne. Widać (słychać) wyraźnie, że producenci wciąż sami się uczą. Jedni idą w gadżety, co ich produktom wcale nie wychodzi na dobre (sterowanie dotykowe to wciąż śliski temat, jak pokazał nasz test), inni skupiają się na pryncypiach. Większość dąży do tego, aby ich system NC odcinał słuchacza od otoczenia za wszelką cenę (czym najłatwiej się pochwalić), co poniektórzy jednak stawiają na naturalność doznań (Sennheiser) i wyrównanie skuteczności działania układu z każdej strony głowy słuchacza. Wreszcie, są tacy, którzy potrafią zaprojektować bardzo dobre słuchawki pasywne i dorobić do nich (niekoniecznie dobrą) elektronikę, jak również przeciwnie – firmy, które wyrafinowaną elektroniką skutecznie kompensują ograniczenia samych słuchawek, sprawiając, że dobrze grają tylko w swoim kluczowym przeznaczeniu, czyli w trybie bezprzewodowym (PSB, Sony). Żadnej z tych informacji nie wyczytacie na opakowaniu ani w ulotkach reklamowych, z trudem odnajdziecie je także w internecie.

Bezpośrednie porównanie 5 modeli dało wiele obserwacji, niemało zaskoczeń oraz więcej niż jednego faworyta. Bo kryteria oceny są bardzo różne. Dla pewnej (i chyba najszerszej) grupy odbiorców najlepszymi słuchawkami z ANC będą te dobre w kilku kluczowych dyscyplinach naraz: w wygodzie noszenia, skuteczności tłumienia hałasu, dobrym brzmieniu, długo trzymającej baterii (choć tu różnice wydają się mało istotne w praktyce). Wybór tak zdefiniowanego faworyta był – przyznaję – najtrudniejszy. Sprawę ułatwiła punktacja, ale znaczenie miało też ogólne odczucie – odpowiedź na pytanie: z którymi słuchawkami czułbym się najlepiej – na ulicy, w metrze, w samolocie, wreszcie w domu. Albo po prostu: które są najbardziej wszechstronne i najmniej wkurzają? Odpowiedź prawdopodobnie nie jest zaskakująca i brzmi: Bose QuietComfort 35 II. Ta nowa wersja znanego „benchmarku” w kategorii słuchawek bezprzewodowych robi wszystko, co do niej należy, dobrze ustrzegając się błędów i wpadek, które obficie przydarzają się konkurentom. To najlepiej przemyślany i dopracowany produkt w grupie i chyba w ogóle, bo poza przetestowanymi modelami raczej żaden inny nie może skutecznie zagrozić Bose.

Szukanie zdobywców pozostałych dwóch miejsc na podium doprowadza do ważnego wniosku, że o obu pozycjach bardziej decydują mocne strony produktów, które ukierunkowują je pod kątem konkretnych grup nabywców aniżeli szukanie drugiego czy trzeciego najlepszego omnibusa. Bo w rzeczywistości jest tak, że zarówno Sennheisery Momentum Wireless M2, jak i PSB M4U 8 to świetne produkty – tyle że kompletnie inne. Ktoś, komu zależy na najlepszym, a przede wszystkim na najbardziej dynamicznym i żywym dźwięku – takim przypominającym domowe słuchawki hi-fi wysokiej klasy – powinien bezdyskusyjnie sięgnąć po kanadyjskie nauszniki. Owszem, są wielkie, ciężkie i średnio wygodne, ale grają że, hej. Dynamiką zmiatają rywali ze stołu. W dodatku doskonale obchodzą się bez kabla – jego nawet nie warto wyciągać z pudełka, bo może być tylko gorzej. Z kolei niemiecka propozycja to ukłon w kierunku tych, którzy nie oczekują totalnej izolacji od otoczenia (nie spędzają dwudziestu czy więcej godzin miesięcznie w samolocie), a cenią najwyższy komfort noszenia okraszony nie gorszym brzmieniem – bardzo muzykalnym i przyjemnym. I nie przeszkadza im, że aby ostro pograć, trzeba sięgnąć po kabel i podłączyć do DAP-a, czy (choćby mobilnego) wzmacniacza słuchawkowego. W tym zastosowaniu Momentum rozwijają skrzydła i są całościowo najlepszymi w teście słuchawkami pasywnymi, a więc takimi do zwykłego, stacjonarnego użytku. To zaś w połączeniu z nieprzeciętnym komfortem czyni je niezwykle uniwersalnymi – tyle że w innym wydaniu niż Bose. Wisienką na tym smacznym torcie jest cena: wręcz okazyjna.

Czy to przypadek, że oba modele słuchawek, w których zastosowano rozbudowane sterowanie dotykowe okazały się najmniej przekonujące? Nie sądzę. Sony postawiło na ekstremalną skuteczność działania systemu NC, zapominając jednak trochę o brzmieniu, które w trybie pasywnym jest zadziwiająco słabe. Poza tym sam interfejs jest mniej wygodny, a przede wszystkim bardziej zawodny niż klasyczne rozwiązania (Bose, PSB). Propozycja B&O to najbardziej złożony przypadek, słuchawki najtrudniejsze do jednoznacznej oceny. Można je bardzo polubić, ale można też… sami wiecie, co mam na myśli. Po kablu brzmią świetnie, 
po Bluetooth – już mniej (choć da się je „odratować” programową korekcją EQ). Design i wykonanie działają na emocje, ale ta cena… Grupa docelowa chyba jednak się zgadza, o ile oczywiście zaakceptuje „awangardowy" sposób sterowania

Pozostałe słuchawki w teście grupowym

Oceń ten artykuł
(0 głosów)