PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Bose QuietComfort 35II

Kwi 28, 2019

Druga generacja wokółusznego modelu QuietComfort 35 to wizytówka firmy Bose, która już od lat wyznacza standardy w dziedzinie słuchawek bezprzewodowych z aktywnym tłumieniem hałasu.

Dystrybutor: Bose, www.bose.pl
Cena: 1699 zł

Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa

Artykuł ukazał się w Audio-Video 6-7/2018

audioklan

 

 


Bose QuietComfort 35II - słuchawki bezprzewodowe

TEST

Bose QuietComfort 35II


Trochę to może dziwić, ale to mój pierwszy formalny kontakt ze słuchawkami Bose. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy polski przedstawiciel błyskawicznie zareagował na propozycję przeprowadzenia testu najlepszych i chyba najbardziej znanych słuchawek tej marki, wyposażonych w system Noise Cancelling.

 

Funkcjonalność, komfort, budowa

Bose QuietComfort 35 II są najlżejszymi i najbardziej poręcznymi słuchawkami w naszym teście. Ważą zaledwie 236 g – niby niewiele, ale jednak odczuwalnie mniej niż rywale, w szczególności PSB. Konstrukcja muszli, jak i samego pałąka, wydaje się na wskroś klasyczna. Jarzma w kształcie litery U łączą się za pośrednictwem zawiasów z obrotowym przegubem z regulowanym na długość pałąkiem, który w swojej środkowej części, od strony czubka głowy, pokrywa gruba warstwa pianki obitej przyjemnym w dotyku zamszem. Doświadczenie uczy, że ta część konstrukcji słuchawek bywa często zaniedbywana, a przecież ucisk czubka głowy potrafi znacznie obniżyć komfort noszenia słuchawek. Konstruktorzy Bose nie są w tym temacie nowicjuszami i tego typu gaf, jak widać, nie popełniają, co zaliczamy na plus. Podobnie jak to, że małe z zewnętrz muszle okazują się zaskakująco pojemne, mieszcząc bez problemu całe małżowiny uszne – przynajmniej te średniej wielkości. Nie ma więc problemu, że poduszki uciskają zewnętrzne części małżowin, co także pogarszałoby komfort użytkowania. W rzeczy samej, Bose są bardzo wygodne. Jedyne, co może zmusić do kapitulacji słuchacza podczas długiego lotu czy ulicznych „rajdów”, to zamknięta konstrukcja muszli (wymóg sine qua non słuchawek mających zapewniać dobrą izolację od otoczenia). Niemniej, nosi się te nauszniki zdecydowanie wygodniej niż Sony czy B&O, o PSB nie wspominając.

Sterowanie dostarcza kolejnego dowodu na wyższość sprawdzonych, prostych rozwiązań nad wodotryskami w rodzaju paneli dotykowych, które wcale niekoniecznie są wygodne. Na muszlach odnajdziemy mechaniczny przełącznik, pełniący funkcję włącznika odbiornika Bluetooth oraz łącznie aż cztery przyciski, z czego trzy przypadają na prawą stronę (w tylnej części). Zgrupowano je tuż obok siebie, różnicując ich wysokość, dzięki czemu bez problemu rozpoznajemy je kciukiem. Przyciski zewnętrzne są wyższe i służą do regulacji głośności, środkowy to pauza lub odbieranie połączeń telefonicznych. Proste i logiczne, nie trzeba się niczego uczyć ani zapamiętywać sekwencji wciśnięć przycisków, tudzież pukać albo gładzić muszli. Duży podłużny przycisk na lewej muszli służy do włączania układu Noise Cancelling, osłabienia siły jego działania (dwa tryby) lub jego całkowitego załączenia. Wybrane ustawienie potwierdza żeński głos mówiący w języku polskim, choć niestety z drobnymi błędami (można go wyłączyć). Godnym zauważenia rozwiązaniem jest wypowiadanie przez ową panią nazwy urządzenia mobilnego, z którym są aktualnie powiązane słuchawki. Sens tego rozwiązania sprowadza się do tego, że Bose mogą być sparowane z dwoma urządzeniami jednocześnie, np. telefonem i tabletem. Gdy dzwoni telefon, automatycznie wchodzi on w paradę tabletowi, z którego słuchaliśmy muzyki. Nie sprawdziłem tej opcji, ale wierzę producentowi na słowo. Chyba nie jest to nadużycie, bowiem mamy do czynienia z produktem bardzo przemyślanym i niezaliczającym żadnych wpadek. Wszystko jest na swoim miejscu i działa, jak trzeba.

Bose QuietComfort 35II przyciski

Aby klasyczne sterowanie przyciskami było wygodne i pewne, muszą mieć one odpowiedni kształt, wielkość i rozmieszczenie. To wszystko mamy w QC 35 II.

 

QuietComfort 35II mogą pracować w dwóch trybach: aktywnym (Bluetooth) i pasywnym, czyli być podłączone kablem z gniazdem jack smartfona czy innego źródła. W słuchawkach mamy 2,5-mm gniazdo, tak więc potrzebny jest kabel 3,5->2,5-mm. Takowy oczywiście odnajdziemy w komplecie, podobnie jak przewód USB zakończony wtykiem w standardzie micro, służący do ładowania akumulatorów. Na ich temat nie wiadomo nic – poza czasem pracy na jednym naładowaniu, który firma szacuje na 20 godzin. Czysto teoretycznie rywale, a szczególnie Sony, są lepsi.

Bose nigdy nie podawało danych technicznych ani szczegółowych informacji technicznych na temat swoich produktów. Tak też jest i tym razem. Nie wiadomo, jaki rodzaj chipsetu BT zastosowano, czy jest wsparcie aptX, czy też nie (przypuszczam, że go brakuje). Podobno Bose nie podaje tych informacji celowo, uznając ich znaczenie za drugorzędne wobec tego, co liczy się najbardziej, czyli satysfakcja klienta. Z opisu na stronie producenta wynika jedynie, że słuchawki mają opatentowaną strukturę akustyczną TriPort (kanały akustyczne wewnętrz muszli), dzięki czemu są mniejsze, niż byłyby bez tego rozwiązania. Warto również wspomnieć o silnym skręceniu płaszczyzny przetworników do tyłu.

Producent przewidział cenną możliwość aktualizacji oprogramowania słuchawek – i to bezprzewodowo. W tym celu wystarczy zainstalować dedykowaną aplikację Bose Connect, a ona sama sprawdzi, czy jest dostępna aktualizacja dla podłączonego egzemplarza. Operacja trwa krótką chwilę. Poza samą aktualizacją umożliwia ona wybór trybu pracy słuchawek, sterowanie odtwarzaniem, wyłączenie trybu czuwania (określenie, po jakim czasie słuchawki mają się wyłączyć – bardzo przydatna opcja), komunikatów głosowych, podaje też datę produkcji słuchawek – ot, taka ciekawostka.

 

Tłumienie hałasu

Bose izolują od otoczenia naprawdę skutecznie już w trybie pasywnym. W tym przypadku włączenie systemu NC nie jest możliwe – działa on wyłącznie w ramach połączenia Bluetooth. Gdy aktywujemy transmisję bezprzewodową, słuchawki domyślnie załączają aktywną redukcję hałasu, ale – jak wspomniałem – można ją osłabić lub wyłączyć. Domyślny tryb NC bardzo skutecznie rozprawia się z nisko-średniotonowym dudnieniem i brumem, typowymi dla ulicy, środków komunikacji czy samolotu. Pod względem skuteczności systemu, Bose są bardzo porównywalne z PSB i B&O. Trudno jednoznacznie wskazać, które ze słuchawek są tutaj najlepsze. Ponad wszelką wątpliwość nie jest to jednak skuteczność Sony. System zmienia swoją skuteczność zależnie od kierunku, z którego dobiega hałas – pewne dziury w skuteczności układu (pokryciu trzech mikrofonów) odnotowałem po bokach. Sony i PSB nie mają tej przypadłości, co także należy odnotować.

Bose QuietComfort 35II muszla

Muszle są małe z zewnątrz, ale pojemne w środku. To jeden z sekretów wysokiego komfortu noszenia.

 

Efekt przytykania uszu wprawdzie występuje, ale jest nieco słabszy niż u Sony. W słabszym ustawieniu NC zanika całkowicie. Wydaje się ono bardzo rozsądnym kompromisem do używania na co dzień.

 

Brzmienie

Dopiero w końcowej fazie testu zdecydowałem się na użycie kabla, by sprawdzić, w jakim stopniu tryb aktywny i transmisja Bluetooth wpływają na brzmienie. PSB i Sony po kablu grają znacznie gorzej niż bezprzewodowo, ale Bose dołączają do Sennheiserów i B&O, pokazując, że Ci, którzy o projektowaniu słuchawek wiedzą nieco więcej, potrafią je dopracować w takim stopniu, że elektronika nie musi korygować handikapów. W trybie pasywnym można więc z Bose wyciągnąć znacznie więcej niż po Bluetooth. Więcej przede wszystkim detali, precyzji i dynamiki. Żeby nie było: w połączeniu bezprzewodowym amerykańskie nauszniki wypadły bardzo dobrze, zajmując drugą lokatę, eq aqueo z Momentum Wireless, od których są żywsze, dynamiczniejsze i głośniejsze, ale nieco mniej spójne. W tym domyślnym trybie działania Bose grają bardzo przyjemnie. Góra jest lekko podciągnięta, ale miękka, bez większych nieczystości, bas lekko poluzowany, też w pewnym sensie ciepły, zaś średnica – po prostu dobra, zdecydowanie lepsza niż u Sony, acz nie tak gęsta jak u Sennheiserów. Bose brzmią szczuplej, bardziej rześko i świeżo, co nie przeszkadza w czerpaniu satysfakcji z odsłuchu przeróżnej muzyki, choć ze wskazaniem na gatunki rozrywkowe. W brzmieniu cały czas czuć jednak pewien rodzaj rozmycia, poluzowania (nie tylko na basie), który to efekt wydaje się nie pochodzić od samych przetworników… To podejrzenie okazuje się słuszne z chwilą, gdy podpinamy te słuchawki do dobrego źródła kablem analogowym. Ale uwaga: zwykły smartfon tu nie wystarczy. Słuchawki są mało czułe (zdecydowanie mniej niż Sennheisery); dopiero dobrej klasy DAP lub DAC klasy Hugo 2 pokazuje, co i ile tracimy, decydując się na wygodniejszy tryb bezprzewodowy. Po kablu nagle przybywa brakującej wcześniej kontroli i konturów basu, wysokie tony wychodzą zza chmur, brzmienie doznaje oczyszczenia, wyklarowania. Jest jednak pewien efekt uboczny: muzyka zaczyna brzmieć dość chudo, nieco zbyt jaskrawie, co dobitnie uświadamia podpięcie Sennheiserów. Nie dość, że okazują się bardziej dynamiczne, to poniżej 200–300 Hz dają o wiele lepsze wypełnienie, co sprawia, że brzmienie odbiera się jako lepiej dociążone, pełniejsze i bardziej soczyste. Tak więc w trybie pasywnym Bose muszą uznać wyższość Momentum (i B&O), za to w trybie bezprzewodowym są całościowo lepsze – głównie z uwagi na większy zakres dynamiki (determinowaną przez maksymalną głośność) oraz nieco lepszą otwartość przekazu. Dodam jeszcze, że w trybie aktywnym Bose wypadają całościowo zdecydowanie lepiej niż Sony, ale do PSB brakuje im sporo. Jeśli jednak spróbować wyciągnąć średnią, uwzględniając oba typy połączeń, realnym konkurentem okazują się tylko niemieckie nauszniki.

 

Galeria

 

Naszym zdaniem

Bose QC35II zzzQuietComforty 35 II nie wygrały w żadnej pojedynczej dyscyplinie: ani pod względem skuteczności układu NC, ani bezwzględnej jakości dźwięku (bezprzewodowo czy po kablu), ani komfortu, ani jakości wykonania. Gdy jednak popatrzymy na oceny cząstkowe, okaże się, że w każdej z tych dyscyplin są blisko lub bardzo blisko liderów – a ci za każdym razem się zmieniają. Wniosek? Bose to słuchawki odniesienia w swojej klasie, taki Volkswagen Golf wśród słuchawek bezprzewodowych (niektórzy go nienawidzą, ale wszyscy czują do niego respekt). W niczym nie wygrywają, ale podobnie, jak onegdaj Agnieszka Radwańska, są na szczycie lub tuż obok niego. Konsekwencja i dopracowanie procentują. A upraszczając cały ten wywód: jeśli szukacie maksymalnie uniwersalnych, lekkich, wygodnych i dobrze brzmiących słuchawek – także z myślą o częstym lataniu – najprawdopodobniej nie ma lepszej opcji na dziś.

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowanie testu - Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400 - 2200zł)

Mobilne słuchawki bezprzewodowe przywłaszczają sobie popularny segment słuchawkowy, spychając modele przewodowe na margines lub do niszy, jaką tworzą słuchawki stricte audiofilskie. Mogłoby się wydawać, że im łączność Bluetooth nie zagraża. Jednak współczesne modele bezprzewodowe za grubo ponad 1000 zł – a przynajmniej niektóre z nich – są tak dobre, że sens zakupu modeli kablowych poniżej tej granicy wydaje się coraz mniejszy...

Platforma testowa

  • Łączność Bluetooth: Samsung Galaxy S7, aplikacja USB Player PRO, pliki bezstratne 16/44,1 oraz hi-res odtwarzane z wbudowanej pamięci i dysku NAS Synology
  • Źródło stacjonarne: MacBook Pro (2015), SSD128 GB, Audirvana Plus 3.1, przetwornik c/a Chord Hugo 2

 

Słuchawki bezprzewodowe z aktywnym tłumieniem hałasu (1400-2200 zł)

 

Jakże wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, testując słuchawki bezprzewodowe z systemem aktywnego tłumienia hałasu – szczególnie flagowe modele poszczególnych producentów. Okazuje się, że drogi dojścia do celu mogą być bardzo różne. Widać (słychać) wyraźnie, że producenci wciąż sami się uczą. Jedni idą w gadżety, co ich produktom wcale nie wychodzi na dobre (sterowanie dotykowe to wciąż śliski temat, jak pokazał nasz test), inni skupiają się na pryncypiach. Większość dąży do tego, aby ich system NC odcinał słuchacza od otoczenia za wszelką cenę (czym najłatwiej się pochwalić), co poniektórzy jednak stawiają na naturalność doznań (Sennheiser) i wyrównanie skuteczności działania układu z każdej strony głowy słuchacza. Wreszcie, są tacy, którzy potrafią zaprojektować bardzo dobre słuchawki pasywne i dorobić do nich (niekoniecznie dobrą) elektronikę, jak również przeciwnie – firmy, które wyrafinowaną elektroniką skutecznie kompensują ograniczenia samych słuchawek, sprawiając, że dobrze grają tylko w swoim kluczowym przeznaczeniu, czyli w trybie bezprzewodowym (PSB, Sony). Żadnej z tych informacji nie wyczytacie na opakowaniu ani w ulotkach reklamowych, z trudem odnajdziecie je także w internecie.

Bezpośrednie porównanie 5 modeli dało wiele obserwacji, niemało zaskoczeń oraz więcej niż jednego faworyta. Bo kryteria oceny są bardzo różne. Dla pewnej (i chyba najszerszej) grupy odbiorców najlepszymi słuchawkami z ANC będą te dobre w kilku kluczowych dyscyplinach naraz: w wygodzie noszenia, skuteczności tłumienia hałasu, dobrym brzmieniu, długo trzymającej baterii (choć tu różnice wydają się mało istotne w praktyce). Wybór tak zdefiniowanego faworyta był – przyznaję – najtrudniejszy. Sprawę ułatwiła punktacja, ale znaczenie miało też ogólne odczucie – odpowiedź na pytanie: z którymi słuchawkami czułbym się najlepiej – na ulicy, w metrze, w samolocie, wreszcie w domu. Albo po prostu: które są najbardziej wszechstronne i najmniej wkurzają? Odpowiedź prawdopodobnie nie jest zaskakująca i brzmi: Bose QuietComfort 35 II. Ta nowa wersja znanego „benchmarku” w kategorii słuchawek bezprzewodowych robi wszystko, co do niej należy, dobrze ustrzegając się błędów i wpadek, które obficie przydarzają się konkurentom. To najlepiej przemyślany i dopracowany produkt w grupie i chyba w ogóle, bo poza przetestowanymi modelami raczej żaden inny nie może skutecznie zagrozić Bose.

Szukanie zdobywców pozostałych dwóch miejsc na podium doprowadza do ważnego wniosku, że o obu pozycjach bardziej decydują mocne strony produktów, które ukierunkowują je pod kątem konkretnych grup nabywców aniżeli szukanie drugiego czy trzeciego najlepszego omnibusa. Bo w rzeczywistości jest tak, że zarówno Sennheisery Momentum Wireless M2, jak i PSB M4U 8 to świetne produkty – tyle że kompletnie inne. Ktoś, komu zależy na najlepszym, a przede wszystkim na najbardziej dynamicznym i żywym dźwięku – takim przypominającym domowe słuchawki hi-fi wysokiej klasy – powinien bezdyskusyjnie sięgnąć po kanadyjskie nauszniki. Owszem, są wielkie, ciężkie i średnio wygodne, ale grają że, hej. Dynamiką zmiatają rywali ze stołu. W dodatku doskonale obchodzą się bez kabla – jego nawet nie warto wyciągać z pudełka, bo może być tylko gorzej. Z kolei niemiecka propozycja to ukłon w kierunku tych, którzy nie oczekują totalnej izolacji od otoczenia (nie spędzają dwudziestu czy więcej godzin miesięcznie w samolocie), a cenią najwyższy komfort noszenia okraszony nie gorszym brzmieniem – bardzo muzykalnym i przyjemnym. I nie przeszkadza im, że aby ostro pograć, trzeba sięgnąć po kabel i podłączyć do DAP-a, czy (choćby mobilnego) wzmacniacza słuchawkowego. W tym zastosowaniu Momentum rozwijają skrzydła i są całościowo najlepszymi w teście słuchawkami pasywnymi, a więc takimi do zwykłego, stacjonarnego użytku. To zaś w połączeniu z nieprzeciętnym komfortem czyni je niezwykle uniwersalnymi – tyle że w innym wydaniu niż Bose. Wisienką na tym smacznym torcie jest cena: wręcz okazyjna.

Czy to przypadek, że oba modele słuchawek, w których zastosowano rozbudowane sterowanie dotykowe okazały się najmniej przekonujące? Nie sądzę. Sony postawiło na ekstremalną skuteczność działania systemu NC, zapominając jednak trochę o brzmieniu, które w trybie pasywnym jest zadziwiająco słabe. Poza tym sam interfejs jest mniej wygodny, a przede wszystkim bardziej zawodny niż klasyczne rozwiązania (Bose, PSB). Propozycja B&O to najbardziej złożony przypadek, słuchawki najtrudniejsze do jednoznacznej oceny. Można je bardzo polubić, ale można też… sami wiecie, co mam na myśli. Po kablu brzmią świetnie, 
po Bluetooth – już mniej (choć da się je „odratować” programową korekcją EQ). Design i wykonanie działają na emocje, ale ta cena… Grupa docelowa chyba jednak się zgadza, o ile oczywiście zaakceptuje „awangardowy" sposób sterowania

 

Pozostałe słuchawki w teście grupowym

 

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją