PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Odtwarzacz CD Pioneer PD-9300

Wrz 26, 2024

Z nieskrywanym sentymentem powracamy do vintage’owych, przeszło trzydziestoletnich odtwarzaczy CD. Tym razem przedstawiamy mniej znany, a całkiem niedrogi, rodzynek z oferty Pioneera.

Cena rynkowa (luty 2023 r.): 1000–2500 zł
Cena katalogowa: 1600 marek niemieckich (1989)
Lata produkcji: 1989–1990

Tekst: Ignacy Rogoń | Zdjęcia: AV

Artykuł opublikowany w Audio-Video 2/2023 - Kup pełne wydanie PDF

audioklan

 

 


Odtwarzacz CD Pioneer PD-9300

TEST

Pioneer PD-9300 

Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że latach w 80. i 90. Japończycy stworzyli jedne z najznamienitszych odtwarzaczy płyt CD, jakie świat widział. Sony, Pioneer, Kenwood, Luxman, Technics czy Toshiba walczyły o dominację nad prężnie rozwijającym się rynkiem srebrnych krążków. Koszty nie grały roli, normy ekologiczne praktycznie nie istniały, a powstające urządzenia konstrukcyjnie zawstydziłyby niejedno dzisiejsze high-endowe urządzenie.

Pierwsze cedeki Pioneera

Choć Pioneer pod koniec lat 80. zainwestował znaczące fundusze w technologię LaserDisc, to doskonale zdawał sobie sprawę z potencjału, jaki niosły za sobą znacznie mniejsze krążki Compact Disc. Gdy Sony i Philips prezentowali światu swoją technologię, firma z Bunkyo-ku (Tokio) nie zlekceważyła sprawy. Premiera pierwszego dyskofonu CD — modelu P-D1 — nastąpiła w Japonii zaraz po światowej premierze formatu CD przypadającej na 1 października 1982 r.

Odtwarzacz ten skupiał opracowane przez Pioneera technologie laserów i przetwarzania sygnałów cyfrowych. Był urządzeniem bardzo drogim, ale dzięki umieszczonemu wertykalnie napędowi, także niezwykle efektownym. Gdy w marcu 1983 r. trafił do sprzedaży w Europie, kosztował 2500 marek niemieckich, czyli o 300 więcej niż Sony CDP-101, od którego był wyraźnie większy i cięższy.

W październiku 1983 r. Pioneer zaprezentował wyraźnie tańszy, bo kosztujący 1800 marek odtwarzacz P-D70. Tym razem szuflada umieszczona była już „normalnie”, czyli horyzontalnie. Rok 1984 okazał się dla japońskiej marki niezwykle owocny. Prócz czerwcowej premiery reklamowanego jako high-endowy odtwarzacza P-D90 miało miejsce donośne wydarzenie. Na odbywających się w Chicago targach CES Pioneer zaprezentował prototyp pierwszego na świecie samochodowego radia z napędem CD. Jego komercyjne wcielenie o nazwie CDX-1 trafiło do sprzedaży jeszcze jesienią tego samego roku. Specjalnie do tego modelu opracowano system tłumienia drgań (anti-skip).

Pioneer PD 9300 naped

Solidne napędy niegdyś były podstawą konstruowania dobrych odtwarzaczy CD.

 

W 1985 roku zaprezentowano odtwarzacz PD-M6, który wyposażono w innowacyjną, sześciopłytową zmieniarkę. Kolejnych kilka lat Pioneer poświęcił doskonaleniu się w sztuce projektowania dyskofonów. Punktem kulminacyjnym tych prac był zaprezentowany w 1987 r. model PD-3000 — pierwszy model kompaktu, należący do luksusowej serii Urushi. Zaraz po nim na japoński rynek trafił tańszy i nieco mniej zaawansowany PD-2000. Była to bliźniacza konstrukcja w stosunku do przeznaczonych dla reszty świata odtwarzaczy PD-71 oraz PD-9300 — naszego bohatera. PD-2000 produkowano od 1988 do 1992 roku, natomiast rynkowy żywot PD-9300 był o połowę krótszy (1989–1900). Z kolei model PD-71 oferowano aż do 1993 r. Począwszy od 1990 r. Pioneer równolegle oferował także bliźniacze PD-73/PD-2000LTD. Wykorzystywały one 20-bitowy przetwornik PCM-63P-K. Zastąpił je model PD-75, potem dołączył jeszcze PD-77. Pioneer w swojej ofercie posiadał jeszcze wyższą, stricte high-endową serię „90”. Należały do niej, kolejno, modele PD-91 (w Japonii: PD-3000) i PD-93 (w Japonii: PD-5000). Wszystkie przynależały do rodziny Urushi. Jej zwieńczeniem serii, swoistym klejnotem koronnym był, kosztujący zawrotne 6000 marek, model PD-95. W Ameryce Północnej oferowano ponadto jego bliskiego krewnego — transport PD-S95. Obydwa urządzenia są poszukiwane (ich podaż jest minimalna) i osiągają w związku z tym bardzo wysokie ceny.

Wróćmy jednak do odtwarzaczy PD-71 i PD-9300. Czym różniły się od siebie? PD-71 należał do serii Urushi i w związku z tym mamy tu lakierowane boczki oraz złote wstawki. Dodatkowo pojawiają się napisy Reference Series, bądź ELITE (rynek amerykański). Z powodu nieobecności drewnianych boczków, PD-9300 i PD-2000 są o około kilogram lżejsze. PD-71 w wersji KU/CA był zasilany napięciem 120 V i był oferowany tylko w Ameryce Północnej. Dostępna na rynku europejskim wersja SD może pracować z zasilaniem 110/120–127, 220 lub 240V (po przekręceniu pokrętła na tylnej ściance).

Pioneer PD 9300 gniazda

Znaki czasu i niekiedy intensywnej eksploatacji widać także na tylnej ściance. Mimo niełatwego żywota, odtwarzacz zachował niemal stuprocentową sprawność.

 

Opisywany PD-9300 był dostępny wyłącznie w Europie (HEM) oraz w Wielkiej Brytanii (HB). Różnice pomiędzy nimi dotyczyły wyłącznie wtyków zasilania. Więcej różnic po przestudiowaniu 68-stronicowej instrukcji serwisowej nie odkryłem.

Zakup

Swój egzemplarz znalazłem podczas jednego z długich jesiennych wieczorów, które sprzyjają buszowaniu po portalach aukcyjnych. Cena była niewygórowana — niecałe 1000 zł. Uznałem, że to dobra oferta, pomimo braku opakowania i pilota. Nadajnik dokupiłem za 35 zł. Nie jest to wprawdzie oryginał, ale wszystkie niezbędne funkcje obsługuje.

Zakupiony egzemplarz nosi wyraźne ślady użytkowania. Szczerze mówiąc, niespecjalnie mi to przeszkadza. W pewnym sensie rysy i wgniecenia nadają mu charakteru.

Budowa i użytkowanie

Gdy tylko kurier zapukał do moich drzwi, od razu zapragnąłem przekonać się, czy dostępne w internecie zdjęcia, które przekonały mnie do zakupu, nie są przesadnie optymistyczne. Z radością donoszę, że nie! Wnętrze Pioneera dosłownie ocieka miedzią. Całe chassis zostało nią pokryte. Podobny zabieg zafundowano także śrubkom. Stosując dzisiejsze kryteria budowy, z marszu uznalibyśmy japoński odtwarzacz za bliski high-endowi.

Pioneer PD 9300 wnetrze

W całości miedziowane chassis, solidny montaż, porządne zasilanie, bardzo dobrej jakości kondensatory (do tej pory nie wylały, choć przydałoby się je wymienić) i własnej konstrukcji napęd.

 

Po lewej stronie wydzielono, opartą na transformatorze EI, sekcję zasilającą. Trafo umocowano na antywibracyjnej podstawie. Uwagę zwraca fabryczny filtr EMI na wejściu. Nie mniej imponująca jest, oparta na kondensatorach Nichicona, symetryczna płytka układu zasilania. Niektóre kondensatory ubrano nawet w miedziane kapturki! Zasilanie sekcji cyfrowej ukryto pod płytką z wyjściami analogowymi. Wyposażony w automatyczny docisk płyty napęd umieszczono na metalowej platformie. Mimo podeszłego wieku i tysięcy przepracowanych godzin, pracuje gładko i cicho. Pasek napędu szuflady, choć czuć że swe najlepsze czasy ma już za sobą, gładko i pewnie wysuwa/chowa poruszającą się na magnetycznych płozach tackę. Producenci nowoczesnych odtwarzaczy mogliby się od Pioneera wiele nauczyć.

Sekcja przetwornika c/a jest symetryczna ze względu na rozdzielenie obu kanałów. Zastosowano dwie, po jednej na kanał, kości 18-bitowych przetworników Burr-Brown PCM58P-K. Również tutaj producent zastosował gdzieniegdzie miedziane kapturki na kondensatorach. Przed zamknięciem obudowy profilaktycznie przeczyściłem soczewkę lasera alkoholem izopropylowym. Od strony mechanicznej działanie Pioneera jest fantastyczne, zważywszy na wiek tej konstrukcji (33–34 lata). Posiadam tylko jedną płytę po włożeniu której słychać, jak laser nieustępliwie, lecz bezskutecznie stara się trafić w odpowiednie miejsce, by rozpocząć odtwarzanie. Wtedy należy PD-9300 podać pomocną dłoń. Otwarcie i ponowne zamknięcie szuflady rozwiązuje problem.

Pioneer PD 9300 plytki DAC i analog

Sekcja cyfrowo-analogowa jest symetryczna dla obydwu kanałów i bazuje na 18-bitowym przetworniku R-2R Burr-Brown PCM58P-K. Tor analogowy tworzą wzmacniacze operacyjne i tranzystory.

 

Skupmy się przez chwilę na stylistyce. Podobnie jak w wielu innych urządzeniach wytwarzanych na przełomie lat 80. i 90., dominantę stanowią tu czerń, złoto oraz kąty proste. W przyciskach i krawędziach można się jednak doszukać pewnej obłości. W mojej opinii ten design wcale zbytnio się nie zestarzał. Umieszczony w centralnej części wyświetlacz jest bardzo czytelny — nawet z dużej odległości. Znajdująca się pod nim szuflada na płyty została zabudowana dodatkową klapką. Pod nią znajdziemy dość pretensjonalny, choć z dzisiejszego punktu widzenia autentycznie wybrzmiewający napis „Dedicated to a true lover of music” („Dedykowany prawdziwemu miłośnikowi muzyki").

Pioneer PD 9300 naped

Wyposażony w automatyczny docisk płyty napęd umieszczono na metalowej platformie.

 

Poniżej możemy wybrać, czy aktywne będą wyjścia analogowe, cyfrowe, bądź obydwa jednocześnie (podobny zabieg stosowało Sony i inni producenci — dlaczego dekady później tego zaniechano?). Przyciski z prawej strony sterują odtwarzaniem. Do przewijania niezbędny będzie pilot. Wygodnym rozwiązaniem jest klawiatura pozwalająca na bezpośredni wybór interesującego nas utworu. Niestety, jak już wspomniałem, nie posiadam dedykowanego sterownika CU-PD0032. W zamian nabyłem inny, zgodny model — CU-PD0038, który w zupełności wystarcza. Z tyłu urządzenia, na plastikowej zaślepce umieszczono analogowe gniazda RCA. Poniżej znajdziemy także wyjścia cyfrowe S/PDiF: RCA i Toslink.

Brzmienie

Jako pierwsza do napędu trafiła płyta „Chopin” Ivo Pogorelicha w wydaniu Sony Classical. Wyłączyłem wyświetlacz w odtwarzaczu i szybciutko pomknąłem na kanapę i… kompletnie się rozpłynąłem. Łagodnie, wręcz aksamitnie brzmiący fortepian szczelnie wypełnił każdy zakamarek mojego pomieszczenia odsłuchowego. W muzyce odtwarzanej przez Pioneera bardzo łatwo jest się zatracić — nim się obejrzałem, przesłuchałem całą płytę. PD-9300 niekoniecznie dąży do stuprocentowej wierności przekazu, wyczuwalne jest tu pewne ocieplenie średnicy. Balans tonalny przesunięto nieznacznie w stronę niższych częstotliwości. Nie jest to bynajmniej brzmienie zamulone, a raczej po prostu przyjemnie dociążone. Choć nie możemy nazwać takiego sposobu grania neutralnym, to jest on bardzo bliski naturalnemu. Bas oceniam jako bardzo plastyczny i wyraźnie zaznaczony. Na mój gust mógłby być nieco bardziej precyzyjny i nieco szybszy, ale nie można narzekać. Wysycenie przekazu harmonicznymi sprawia, że dźwięki niosą w sobie dawkę analogowego ciepła kojarzonego z czarną płytą. W brzmieniu obecna jest charakterystyczna miękkość i organiczność. Barwy są czarujące. O zgrozo, dzisiejsze — nawet wyższej klasy urządzenia — rzadko kiedy zbliżają się do tego poziomu. Pod względem prezentacji detali dzieje się naprawdę dużo. Oczywiście należy liczyć się z pewnym złagodzeniem przekazu — nie doświadczymy tu klarowności oferowanej przez dzisiejsze urządzenia oparte na kościach o wyczynowych parametrach. Bez trudu rozróżnimy jednak uderzenia w poszczególne klawisze nawet przy gęstych pasażach.

Pioneer PD 9300 szuflada

Czoło szuflady z tym przemawiającym do emocji napisem, chowa się za uchylną klapką na czołówce.

 

Przyszedł czas na zmianę płyty. Do szuflady powędrował krążek kwartetu Dave'a Brubecka — „The Last Set At Newport”. Mistrzowskie wykonanie szlagiera „Take Five” od razu spowodowało, że moja noga sama zaczęła wystukiwać rytm. W kwestii timingu i rytmiki Pioneer radzi sobie zupełnie nieźle — kolejne uderzenia w perkusyjne blachy były wyraźnie zaakcentowane, choć dało się odczuć delikatne rozmycie. Pewne zastrzeżenia można mieć do ekspresyjności przekazu — dynamika, zwłaszcza w ujęciu mikro, mogłaby być lepsza. W punktach kulminacyjnych przekazowi brakowało zróżnicowania.

Pioneer PD 9300 bok

Chassis wykonane w całości z miedzi.

 

Do oceny stereofonii posłużyłem się samplerem norweskiej wytwórni 2L. Słuchając Pioneera odniosłem wrażenie, jakbym obserwował występy z nieco wyższych poziomów amfiteatru. Scena jest szeroka, rysowana na planie nieco oddalonego od słuchacza półokręgu o dużym promieniu. To przyjemna w odbiorze perspektywa. Artyści są precyzyjnie rozmieszczani na panoramie, a poszczególne źródła dźwięku nie zachodzą na siebie. Przekaz jest całkiem przestrzenny, choć nie tak onieśmielający jak z Electrocompanieta.

Pioneer PD 9300 trafo

Po lewej stronie wydzielono, opartą na transformatorze EI, sekcję zasilającą. Trafo umocowano na antywibracyjnej podstawie. Uwagę zwraca fabryczny filtr EMI na wejściu.

 

Na koniec do napędu trafił koncertowy krążek Led Zeppelin — „Celebration Day”. To niezwykle gęste i nieco chaotyczne nagranie koncertu z 2007 roku, odbywającego się w O2 Arena w Londynie nie należy do najłatwiejszych. Wiele superprecyzyjnych, nowoczesnych odtwarzaczy sprawia, że nie mogłem w pełni się nim nacieszyć — szybko stawało się ono bardzo męczące. Tym razem było zupełnie inaczej. Z wypiekami na twarzy przesłuchałem obie płyty i byłem gotowy na więcej!

Pioneer PD 9300 od spodu

Chassis jest nie tylko miedziowane, ale ma także strukturę plastra miodu.

 

Powiedziałbym, że Pioneer pełni rolę łącznika między nami, a naszymi ulubionymi artystami. Zręcznie przenosi nas w ich muzyczny świat. Nie pozostaje przy tym obojętny. On ma pomysł na to, jak zaprezentować nam odtwarzany materiał w możliwie najbardziej barwny i atrakcyjny sposób. Podczas odsłuchów czuć pełnię zaangażowania — to niezwykle muzykalne urządzenie.

Galeria

 

Podsumowanie

Urządzenia pokroju Pioneera PD-9300 niosą w sobie „czynnik ludzki”. Cząstkę serca i duszy, które w projektowanie wkładali japońscy twórcy tych wspaniałych urządzeń. Niemal 35-letni odtwarzacz to istny weteran. Nosi na sobie liczne otarcia i wgniecenia. Aż strach pomyśleć ile płyt zdołał do tej pory odtworzyć. Ile razy wprawiał słuchaczy w zdumienie? Ile razy wywołał łzy wzruszenia? PD-9300 pozostanie w mojej kolekcji pomnikiem zaawansowanej myśli technicznej i technologii z czasów,
w których nawet tacy giganci, jak Sony czy Pioneer, w dążeniu do perfekcji, nie dbali o koszty. Dziś to już pieśń przeszłości, domena jedynie wąskiej garstki producentów bardzo drogich urządzeń.

Pioneer PD 9300 daneW roli transportu CD Pioneer bez większych problemów staje w szranki z nowoczesnymi transportami sieciowymi i wielokrotnie wychodzi z tych starć zwycięsko. Nie jest to wprawdzie poziom opisywanego jakiś czas temu Sony CDP-557ESD (co niezależnie sprawdził red. naczelny), ale to wciąż naprawdę solidny transport. Jako kompletny odtwarzacz, PD-9300 oferuje czytelny, lecz bardzo przyjemny charakter dźwięku. Napis pod klapką zasłaniającą szufladę niesie szczere przesłanie — PD-9300 rzeczywiście stworzono dla prawdziwych miłośników muzyki.

 

Artykuł opublikowany w Audio-Video 2/2023 - Kup pełne wydanie PDF

Dane techniczne

  • Transport: magnetyczny z przetwornikiem PWY1006
  • Konwersja c/a: 2 x PCM58P-K (R2R), filtr cyfrowy NPC SM5803AP z ośmiokrotnym nadpróbkowaniem
  • Wyjścia analogowe: RCA
  • Wyjścia cyfrowe: RCA i Toslink
  • Wymiary: 420 x 127 x 320 mm
  • Masa: 8,5 kg

Sprzęt towarzyszący:

  • Źródło: MacBook Pro 13 (Intel i5, 16 GB RAM, SSD256 GB) z zainstalowanym oprogramowaniem Roon oraz Audirvana
  • Transport cyfrowy: InnuOS Pulse, iFi ZEN Stream
  • Konwerter USB->SPDIF: Gustard
  • Przetwornik c/a: Electrocompaniet ECD-1, Chord Mojo 2
  • Przedwzmacniacz: Electrocompaniet EC 4.7
  • Końcówki mocy: 2 x Electrocompaniet AW220 (pracujące w układzie mono)
  • Kolumny: Vienna Acoustic Mozart (po upgrade zwrotnicy)
  • Słuchawki: AKG K702 6
  • Kable głośnikowe: Nordost Wyrewizard Spellbinder, Klotz LY-240
  • Interkonekty: Klotz MC5000 z wtykami Neutrik NC3, Klotz AC110 z wtykami Neutrik NF2CB/2, Klotz OT206 (AES/EBU), Belden 8241 (75Ω, BNC/RCA oraz RCA)
  • Kabel USB: QED Reference, Wireworld Ultraviolet

 

Oceń ten artykuł
(1 głos)
Więcej w tej kategorii: « Electrocompaniet ECD 1

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją