Index
Dlaczego prądowy, a nie napięciowy?
Typowe wzmacniacze audio działają w domenie napięciowej, co jest konsekwencją przyjętej wiele dekad temu koncepcji budowania zestawów głośnikowych, a dokładniej – ich zwrotnic elektrycznych. Szerzej tematykę tę omówiliśmy w artykule „Głośnik sterowany prądowo: rewolucja w świecie audio?” na łamach AV 10/2012 (dostępnym także na naszej stronie internetowej av.com.pl). Wzmacniacz działający w trybie napięciowym charakteryzuje się dużą opornością (impedancją) wejściową i bardzo małą wyjściową. To zapewnia, z jednej strony, łatwość wysterowania stopni wejściowych przez źródło (również napięciowe), a z drugiej – stabilność napięcia wyjściowego w funkcji obciążenia (podłączonych kolumn głośnikowych). Wówczas mówimy, że wzmacniacz jest źródłem napięcia, nie prądu. Ten jest pobierany przez obciążenie w sposób wynikający – w pewnym uproszczeniu – z prawa Ohma (z poprawkami uwzględniającymi reaktancję i pojemność).
Napięciowe sterowanie głośnika jest, niestety, źródłem nieuniknionych problemów, wynikających z negatywnego wpływu siły elektromotorycznej głośnika na działanie wzmacniacza, wskutek jego małej impedancji wyjściowej. Z tym dobrodziejstwem „inwentarza” muszą, w sposób mniej lub bardziej świadomy, mierzyć się konstruktorzy wzmacniaczy napędzających – w szczególności pasywne zestawy głośnikowe. Niekoniecznie zaś twórcy wzmacniaczy słuchawkowych. Dlaczego?
Jeśliby wzmacniacz „napięciowy” zastąpić „prądowym”, to będzie się wiązało z tym, że na jego wyjściu pojawi się prąd o wartości (teoretycznie) niezależnej od obciążenia, za to proporcjonanej do natężenia prądu na wejściu. Tym samym wzmacniacz prądowy musi mieć bardzo dużą oporność wyjściową (w praktyce: rzędu megaomów). Prądowe sterowanie klasycznych zestawów głośnikowych byłoby jednak złym rozwiązaniem, ponieważ uzależaniałoby ich charakterystykę częstotliwościową od przebiegu impedancji – a ta, jak wiadomo, w przypadku kolumn głośnikowych jest bardzo „nierówna”.
W odróżnieniu od zestawów głośnikowych, słuchawki są znacznie prostszym obciążeniem – zwykle bowiem nie zawierają zwrotnic (stosowane są przetworniki szerokopasmowe; wyjątkiem są słuchawki dokanałowe wysokiej klasy). Oznacza to, że w ich konstrukcji nie trzeba dokonywać zmian, aby sterowanie prądowe przynosiło jednoznaczną korzyść: przede wszystkim znacznie zredukowany (nawet 10-krotnie) poziom znieksztaceń. Wyjście prądowe wzmacniacza HPA-21 ma impedancję rzędu 2,5 Moma. Z technicznego punktu widzenia, jest mu więc obojętne, czy podłączymy słuchawki 24- czy 600-omowe.
W przypadku korzystania z wejść RCA (co będzie dotyczyć zdecydowanej większości użytkowników), sygnał „napięciowy” musi być zamieniony do postaci prądowej – jest to zadanie dla pracującego na wejściu Bakoona konwertera V/I (napięcie/prąd).
Wejścia i wyjścia
Obydwa wyjścia HPA-21 mogą być wykorzystywane symultanicznie, przy czym wyjście napięciowe wydaje się swoistym dodatkiem, mającym na celu udowodnienie użytkownikom, że koncepcja sterowania prądowego jest słuszna. Wskazują na to i przesłanki techniczne, i rezultaty odsłuchów.
Warto dodać, że wejście BNC o impedancji 3,7 oma umożliwia z definicji stosowanie ekstremalnie długich interkonektów Satri-Link (analogicznie jak w przypadku połączenia CAST stosowanego we wzmacniaczach Krella). Dwadzieścia metrów nie jest tu żadnym problemem. Rozwiązanie to potencjalnie wydaje się atrakcyjne: źródło (oczywiście Bakoona) stoi w szafce lub na stoliku audio (gdzie jego miejsce), od niego biegnie dowolnie długi interkonekt (może być schowany w listwach przypodłogowych), który doprowadzamy do HPA-21. Wzmacniacz stawiamy w dowolnym miejscu pokoju – tam, gdzie nam najwygodniej, podłączywszy do niego ulubione słuchawki. I tak słuchamy muzyki, nie będąc przywiązanym do stacjonarnego sprzętu high-end. Zyskujemy namiastkę komfortu znanego ze słuchawek bezprzewodowych, ale bez żadnych kompromisów jakościowych. Czy to nie brzmi zachęcająco?