Wydrukuj tę stronę

Bakoon HPA-21

Lip 30, 2014

Słuchawkowiec debiutującej na naszych łamach firmy Bakoon wyróżnia się aż trzema cechami: topologią wzmocnienia, zasilaniem, a przede wszystkim – brzmieniem.

Dystrybutor: Moje Audio, www.mojeaudio.pl
Cena: b.d.

Tekst: Dawid Grzyb | Zdjęcia: AV

audioklan

 

 


Niepozorny, prądowy potwór

Bakoon to firma z koreańsko-japońskimi korzeniami, owoc współpracy dwóch konstruktorów. Jeszcze do niedawna była praktycznie nieznana, a dziś liczą się z nią wszystkie duże nazwiska w świecie audio. Jej produkt, zasilany ogniwami prądowymi – wzmacniacz słuchawkowy Bakoon HPA-21 – bardzo szybko zyskał opinię jednego z najlepszych na naszej planecie. Bez względu na cenę.

bakoon-hpa-21-aaa

Powstanie firmy Bakoon to poniekąd dzieło przypadku. Jeden z jej założycieli, Akira Nagai, opatentował pod koniec lat osiemdziesiątych dyskretny, prądowy obwód wzmacniający o nazwie SATRI, który przeleżakował w jego szafie ponad dwie dekady. Jakiś czas później Nagai poznał Koreańczyka o ścisłym umyśle – Soo In Chae, który docenił ogromne możliwości SATRI. Obydwaj panowie „nadawali na tych samych falach”, w efekcie czego powstała w 2009 roku, w Seulu, firma Bakoon Products International. Jej pierwszy znany na Zachodzie produkt – zintegrowany wzmacniacz AMP-11R – został bardzo ciepło przyjęty zarówno przez prasę, jak i entuzjastów domowej aparatury audio. Bardzo doceniono go też ze względu na jakość wyjścia słuchawkowego.

Ponieważ obwód SATRI można zastosować wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi amplifikacja sygnału. Wkrótce po premierze „integry” AMP-11R ujrzały światło dzienne przedwzmacniacz gramofonowy EQA-12R oraz wzmacniacz słuchawkowy HPA-21. Właściciele Bakoon Products International podchodzą bardzo poważnie do kwestii zasilania swoich urządzeń, stąd też znakiem rozpoznawczym firmy stały się ogniwa akumulatorowe.


Budowa

Bakoon HPA-21 to niewielki (19,5 cm x 23,7 cm x 5,5 cm), choć dość ciężki (4,5 kg) i minimalistycznie prezentujący się wzmacniacz słuchawkowy o surowych, praktycznie pozbawionych krągłości, kształtach. Pod tym względem przypomina pozostałe modele tego producenta. Niektórym może wydawać się toporny, ale po szczegółowszych oględzinach nie sposób nie docenić dbałości o detale. Od strony mechanicznej HPA-21 prezentuje się wyśmienicie. Poszczególne elementy są do siebie idealnie dopasowane, nic nie razi i nie powoduje grymasu na twarzy estety. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wzmacniacz słuchawkowy Bakoona swoim minimalizmem przypomina m.in. skandynawskie produkty Hegla czy Amphiona. Obudowa HPA-21 jest wykonana ze stalowych, grubych płyt. Nigdzie nie widać wkrętów montażowych. Jeśli  zechcemy się dostać do środka urządzenia, musimy się z nimi uporać od spodu – dopiero wówczas górna płyta da się zdemontować. Sprytne to.

Front HPA-21 jest płaski, składa się z dwóch płyt – nie jest niczym przyozdobiony oprócz logo firmy. Mniej więcej pośrodku zamontowano dwa gniazda słuchawkowe 6,3 mm. Nie są one jednak równoważne. Otóż jedno jest prądowe, drugie – napięciowe. Co to oznacza – o tym w dalszej części. Tuż obok znalazło się miejsce dla trzech przełączników hebelkowych. Odpowiadają one kolejno: za poziom wzmocnienia sygnału (ang. gain), wybór wejścia (napięciowe RCA lub prądowe SATRI-LINK) oraz włączenie urządzenia. Przy prawej krawędzi zamontowano duże, aluminiowe i bardzo płynnie działające pokrętło regulacji głośności. We wcięcie przy dolnej krawędzi frontu zostały wkomponowane dwie diody LED; pomarańczowa sygnalizuje pracę urządzenia, czerwona – stan jego baterii. Ta druga staje się aktywna, gdy ogniwa są na wyczerpaniu. Zaleca się wówczas podłączenie ładowarki, nie czekając na całkowite rozładowanie akumulatorów, co skraca ich żywotność.

bakoon-hpa-21-gniazda

Tył HPA-21 jest skromny – wkomponowano tam wejście dla ładowarki oraz dwie pary gniazd: RCA firmy Cardas oraz drugi zestaw typu BNC Amphenola. Do niego można podłączyć m.in. przedwzmacniacz gramofonowy Bakoona, albo, zapewne w niedalekiej przyszłości, firmowy przetwornik c/a. W ten sposób wykorzysta się pełnię możliwości firmowego połączenia SATRI-LINK, polegającego na prądowej transmisji sygnału, która jest clou filozofii firmy.

Boki HPA-21 są żebrowane, pełnią rolę radiatorów i ozdobników. Urządzenie nagrzewa się znacznie, ale nie parzy – nawet podczas długiej pracy pod dużym obciążeniem. Górna płyta jest przyozdobiona wyciętym logo firmy, przy tylnej części urządzenia ma lekko zaokrąglony „daszek”, częściowo maskuje on podłączone kable. Na spodzie wzmacniacza widać kilka półokrągłych wgłębień, które pasują do firmowej, opartej na kulkach ze spieku ceramicznego platformie antywibracyjnej. Tańszy wariant – to wykorzystanie korkowych podkładek, które również dołączono do zestawu.    

HPA-21 od środka prezentuje się skromnie, ale nie dajcie się zwieść pozorom, bo to bardzo przemyślana i montażowo czysta konstrukcja, oparta na dwóch modułowo połączonych płytkach drukowanych. Na górnej zamontowano układ ładujący oraz dwa czteroogniwowe  zestawy akumulatorowe Li-Ion produkcji Samsunga, z których każdy zapewnia napięcie 16,8 V (ogniwa są połączone szeregowo).

Wzmacniacz Bakoona może być zasilany wyłącznie z fabrycznie zamontowanych ogniw – i to tylko wtedy, gdy te nie są ładowane – a trwa to od 4 do 5 godzin. Czas pracy urządzenia wynosi 7–8 godzin. Tak rozwiązana kwestia zasilania z pewnością nie jest zaletą funkcjonalną, ale w istocie jest to w pełni świadoma decyzja twórcy HPA-21, który postawił na jakość dźwięku, chcąc jednocześnie zachować rozsądną cenę i gabaryty urządzenia (dodanie dodatkowego zestawu akumulatorów, które ładują się podczas działania drugiego zestawu, wymusiłoby zwiększenie ceny i rozmiarów obudowy).

Po podłączeniu słuchawek i przy braku sygnału słychać jedynie martwą ciszę, nawet gdy gałka regulacji głośności wędruje przesadnie daleko. Kolejnym plusem jest brak konieczności kupowania audiofilskiej sieciówki. Wszak sprzęty klasy HPA-21 potrzebują zazwyczaj porządnego, a zatem kosztownego kabla zasilającego.

Druga płytka zawiera cały tor analogowy, oparty na pracujących w klasie A tranzystorach mocy na wyjściu (po dwa na kanał, przykręcone do spodu obudowy), analogowym potencjometrze Tokyo Ko-On Denpa 2CP (10 omów), kondensatorach WIMA, opornikach Dale’a oraz prądowym module wzmacniającym SATRI-EX, będącym, o czym już wspomniałem, clou całej konstrukcji.


Dlaczego prądowy, a nie napięciowy?

Typowe wzmacniacze audio działają w domenie napięciowej, co jest konsekwencją przyjętej wiele dekad temu koncepcji budowania zestawów głośnikowych, a dokładniej – ich zwrotnic elektrycznych. Szerzej tematykę tę omówiliśmy w artykule „Głośnik sterowany prądowo: rewolucja w świecie audio?” na łamach AV 10/2012 (dostępnym także na naszej stronie internetowej av.com.pl). Wzmacniacz działający w trybie napięciowym charakteryzuje się dużą opornością (impedancją) wejściową i bardzo małą wyjściową. To zapewnia, z jednej strony, łatwość wysterowania stopni wejściowych przez źródło (również napięciowe), a z drugiej – stabilność napięcia wyjściowego w funkcji obciążenia (podłączonych kolumn głośnikowych). Wówczas mówimy, że wzmacniacz jest źródłem napięcia, nie prądu. Ten jest pobierany przez obciążenie w sposób wynikający – w pewnym uproszczeniu – z prawa Ohma (z poprawkami uwzględniającymi reaktancję i pojemność).

Napięciowe sterowanie głośnika jest, niestety, źródłem nieuniknionych problemów, wynikających z negatywnego wpływu siły elektromotorycznej głośnika na działanie wzmacniacza, wskutek jego małej impedancji wyjściowej. Z tym dobrodziejstwem „inwentarza” muszą, w sposób mniej lub bardziej świadomy, mierzyć się konstruktorzy wzmacniaczy napędzających – w szczególności pasywne zestawy głośnikowe. Niekoniecznie zaś twórcy wzmacniaczy słuchawkowych. Dlaczego?

bakoon-hpa-21-srodek1

Jeśliby wzmacniacz „napięciowy” zastąpić „prądowym”, to będzie się wiązało z tym, że na jego wyjściu pojawi się prąd o wartości (teoretycznie) niezależnej od obciążenia, za to proporcjonanej do natężenia prądu na wejściu. Tym samym wzmacniacz prądowy musi mieć bardzo dużą oporność wyjściową (w praktyce: rzędu megaomów). Prądowe sterowanie klasycznych zestawów głośnikowych byłoby jednak złym rozwiązaniem, ponieważ uzależaniałoby ich charakterystykę częstotliwościową od przebiegu impedancji – a ta, jak wiadomo, w przypadku kolumn głośnikowych jest bardzo „nierówna”.

W odróżnieniu od zestawów głośnikowych, słuchawki są znacznie prostszym obciążeniem – zwykle bowiem nie zawierają zwrotnic (stosowane są przetworniki szerokopasmowe; wyjątkiem są słuchawki dokanałowe wysokiej klasy). Oznacza to, że w ich konstrukcji nie trzeba dokonywać zmian, aby sterowanie prądowe przynosiło jednoznaczną korzyść: przede wszystkim znacznie zredukowany (nawet 10-krotnie) poziom znieksztaceń. Wyjście prądowe wzmacniacza HPA-21 ma impedancję rzędu 2,5 Moma. Z technicznego punktu widzenia, jest mu więc obojętne, czy podłączymy słuchawki 24- czy 600-omowe.

W przypadku korzystania z wejść RCA (co będzie dotyczyć zdecydowanej większości użytkowników), sygnał „napięciowy” musi być zamieniony do postaci prądowej – jest to zadanie dla pracującego na wejściu Bakoona konwertera V/I (napięcie/prąd).

Wejścia i wyjścia

Obydwa wyjścia HPA-21 mogą być wykorzystywane symultanicznie, przy czym wyjście napięciowe wydaje się swoistym dodatkiem, mającym na celu udowodnienie użytkownikom, że koncepcja sterowania prądowego jest słuszna. Wskazują na to i przesłanki techniczne, i rezultaty odsłuchów.

Warto dodać, że wejście BNC o impedancji 3,7 oma umożliwia z definicji stosowanie ekstremalnie długich interkonektów Satri-Link (analogicznie jak w przypadku połączenia CAST stosowanego we wzmacniaczach Krella). Dwadzieścia metrów nie jest tu żadnym problemem. Rozwiązanie to potencjalnie wydaje się atrakcyjne: źródło (oczywiście Bakoona) stoi w szafce lub na stoliku audio (gdzie jego miejsce), od niego biegnie dowolnie długi interkonekt (może być schowany w listwach przypodłogowych), który doprowadzamy do HPA-21. Wzmacniacz stawiamy w dowolnym miejscu pokoju – tam, gdzie nam najwygodniej, podłączywszy do niego ulubione słuchawki. I tak słuchamy muzyki, nie będąc przywiązanym do stacjonarnego sprzętu high-end. Zyskujemy namiastkę komfortu znanego ze słuchawek bezprzewodowych, ale bez żadnych kompromisów jakościowych. Czy to nie brzmi zachęcająco?


Brzmienie

HPA-21 to pod wieloma względami wzmacniacz referencyjny. Jego wyjście prądowe jest słyszalnie lepsze, choć napięciowe (pamiętajmy, że jest ono pochodną tego pierwszego) i tak jest bardzo dobre. Unikatowa konstrukcja tego urządzenia przekłada się na wybitną naturalność i gładkość brzmienia. Wisienką na tym smakowitym torcie jest porywająca dynamika.

HPA-21 nie podbarwia dźwięku w żaden sposób, jedynie w znakomicie wzmacnia to, co dostaje na wejściu. Wiąże się z tym kilka następstw, m.in. wysoka podatność na jakiekolwiek zmiany w systemie, nadspodziewanie wyraźnie słychać różnice pomiędzy przetwornikami c/a, interkonektami czy kablami słuchawkowymi. Doskonale słychać, że Xonar Essence III to bardzo gładko i przestrzennie grający sprzęt, a gdy wymienimy go na flagowy model NuForce’a – DAC-9 – dodamy barwie ciepła i uwydatnimy te najniższe częstotliwości. Zatem trzeba uważnie dobierać do HPA-21 resztę „towarzystwa”, w kierunku jak najdalej idącej synergii z konkretnymi słuchawkami. Każda para „nauszników”, którą do niego podłączyłem, spisała się wybitnie, bez wyjątku. W wyrafinowany sposób został mi pokazany ich prawdziwy charakter; barwa, tonalność, szczegółowość czy gabaryty przestrzeni, którą kreują, przy czym nieraz HPA-21 bardzo pozytywnie zaskakuje.

Wykorzystane w teście Sennheisery HD 800 oraz Audeze LCD-2 są niczym ogień i woda pod względem dźwięku, umiejscowienie ich na dwóch krańcach słuchawkowej skali nie jest nadużyciem. Za to ich wspólną cechą w parze z HPA-21 jest świetne, referencyjne brzmienie.

Flagowiec Sennheisera brzmi lekko, bardzo przestrzennie a także detalicznie, jest „szkłem powiększającym” dla sprzętu i muzyki, często pokazuje brutalną prawdę. Gdy nieumiejętnie dobierze się do niego resztę toru, potrafi pokazać się z nieodpowiedniej strony, grając przesadnie uszczuplonym basem w porównaniu z konkurentami z podobnej półki cenowej. Jednakże pomiędzy „hadeosiemsetkami” a HPA-21 zachodzi zjawisko na tyle dużej synergii, że nie spotkałem jeszcze wzmacniacza, który by się z nimi równie dobrze sprawował. Produkt Bakoona nie tylko uwypukla największe zalety HD 800, ale maskuje też ich wady. Znakomicie dociąża ich najniższe rejestry, przydaje przekazowi niespotykanej gładkości, te przyjmą każdą jej ilość, odrzucając tym samym wyjątkowo skutecznie zarzut brzmienia przesadnie analitycznego i sterylnego. Przestrzeń kreowana przed słuchaczem jest imponująca – tak jak była. Podobnie – rozdzielczość, szczegółowość i dynamika, która jest porywająca. Próżno szukać równie dobrego ataku i selektywności brzmienia u konkurencji, HPA-21 to jedyny znany mi wzmacniacz, który wyczynia takie cuda z „hadeosiemsetkami”, ale broń boże nie odziera ich z tego, co w nich najlepsze.

Audeze LCD-2 brzmią bardzo gęsto, kreują znacznie mniejszą przestrzeń niż HD 800. Mają dużo więcej basu, odrobinę przygaszone wysokie tony i wyjątkowo pełny środek pasma. Całościowo reprezentują inną szkołę grania: intymną i bogatą w barwę. Stąd najlepszym towarzystwem dla nich jest tor przekładający detaliczność i szybkość ponad całą resztę. Produkt Bakoona nie wyrządza najmniejszej krzywdy planarnym LCD-2 – wręcz przeciwnie: w imponujący sposób wydobywa z tych słuchawek ich pełny potencjał. Basu nie dociąża, ale przydaje mu impetu i zwartości, subtelnie wygładza środek odtwarzanego pasma, uwydatnia górne rejestry oraz poprawia rozdzielczość przekazu. Tym samym jest dla nich kompanem wręcz idealnym. Kolejne pary „nauszników” tylko potwierdziły, że HPA-21 potrafi znakomicie maskować ich brzmieniowe wady i niedostatki, podkreślając zalety. Słuchawki o ciemnej barwie nagle przestaną brzmieć za ciemno, a te o jasnej – za jasno. Produkt Bakoona oferuje neutralność przekazu połączoną z gładkością, szczegółowością i dynamiką. Jest to klucz do uniwersalności, a zatem – do sukcesu.


Galeria


Naszym zdaniem

bakoon-hpa-21-zzzHPA-21 to referencyjny wzmacniacz słuchawkowy, najlepszy i najbardziej uniwersalny, z jakim miałem do czynienia – bez względu na cenę. Synergia pomiędzy nim a „hadeosiemsetkami” jest na tyle duża, że jeszcze do niedawna byłem święcie przekonany, że te słuchawki nie są w stanie aż tak dobrze brzmieć; ten dźwięk wprawia w osłupienie. One słyną z tego, że są bardzo „wybredne”, dobranie do nich odpowiedniego wzmacniacza to gehenna. Nie szukajcie dalej, ponieważ HPA-21 to gotowe, minimalistyczne i solidne rozwiązanie, pod wieloma względami bezkompromisowe, czarny koń, koniec drogi. Decydując się na ten produkt, nie będziecie oglądać się za siebie. Z uwagi na „wrodzoną” neutralność, HPA-21 sprawdzi się z każdymi dynamicznymi lub planarnymi słuchawkami, dostępnymi na rynku. Przyznanie w pełni zasłużonej rekomendacji jeszcze nigdy nie było równie oczywiste.

 

Oceń ten artykuł
(0 głosów)