Dystrybutor: Audio Klan, www.audioklan.pl |
Tekst i zdjęcia: Filip Kulpa Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - KUP PEŁNE WYDANIE PDF |
|
|
Wzmacniacz zintegrowany Luxman L-505uX MarkII
TEST
L-505uX Mark II jest kontynuatorem długiej linii wzmacniaczy zintegrowanych o podobnym oznaczeniu (L-505). Bezpośrednie podobieństwo wizualne, odnoszące się do podświetlanych na niebiesko wskaźników wysterowania, sięga modelu L-505u z 2007 roku, który zastąpił podobnie wyglądający wzmacniacz L-505f o bardzo podobnej konstrukcji, lecz w kolorystyce złoto-żółtej. Była to pierwsza integra Luxmana, w której japońska firma zastosowała autorski układ wzmocnienia ODNF (wyjaśnienie w dalszej części). Parametry, moc wyjściowa, gabaryty i ciężar były bardzo zbliżone do obecnie produkowanego modelu. Poprzednikiem L-505f był model L-505s z roku 1996, będący pierwszą integrą z epoki post-Alpine’owej. On również wizualnie bardzo przypomina obecną wersję, miał jednak niezbyt trwałą, podatną na uszkodzenia górną pokrywę z mdf-u.
Współcześnie produkowany model L-505uXII jest bezpośrednim następcą L-505uX i zarazem najtańszą integrą w ofercie firmy o 95-letniej historii. Co oczywiste, Luxman nie od razu stał się producentem sprzętu hi-fi. Zaczynał jako Kinsuido – sklepik w Osace sprzedający obrazki i ramki na zdjęcia, a w dalszej kolejności – także radioodbiorniki. To właśnie radiofonia była tym, co pchnęła założycieli – braci T. Hayakawę i K. Yoshikawę – do stworzenia marki LUX, następnie własnego radioodbiornika, a w latach 50. – do produkcji transformatorów wyjściowych OY dla wzmacniaczy lampowych. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze wzmacniacze hi-fi, takie jak monoblok MA-7A z 1958 r. W nim to, po raz pierwszy na świecie, zastosowano ujemne sprzężenie zwrotne – patent Luxmana. Rozgłos firmie przyniósł wzmacniacz lampowy SQ-38D, produkowany do dziś (w jedenastej wersji!). W połowie lat 70. Luxman wszedł w technikę półprzewodnikową i zrobił to w efektownym stylu, prezentując z okazji swojego 50-lecia potężny wzmacniacz dzielony M-6000/C-1000 o mocy 300 W na kanał. Od tego czasu równolegle rozwijał ofertę urządzeń lampowych i tranzystorowych, choć druga połowa lat 80. i pierwsza lat 90., kiedy to Luxman należał do firmy Alpine, mocno nadszarpnęła jego reputację. W ostatnich latach XX wieku marka zaczęła odbudowywać swoją pozycję, jednak pamiętny 2008 rok dał się jej na tyle mocno we znaki, że rok później trafiła we władanie chińskiej grupy IAG. Mimo przejęcia, siedziba Luxmana mieści się w Yokohamie i tam też znajduje się biuro projektowe. Napis „made in Japan” na tylnej ściance rozwiewa wszelkie wątpliwości.
Funkcjonalność
L-505uX MarkII jawi się jako arcyrywal Accuphase’a E-270, jest jednak od nieco o prawie 5 tysięcy tańszy. Wygląda równie smakowicie, a nawet lepiej. Jest większy, cięższy i nie wymaga dopłaty za phonostage – ten otrzymujemy już w „podstawie”. Co istotne, obsługuje on oba typy wkładek: MM i MC.
Prawdę mówiąc, gdy oglądam, dotykam i obsługuję ten wzmacniacz, myślę sobie: jak to możliwe, że współcześnie, w Japonii można wyprodukować tak fantastycznie wykonany i dopracowany wzmacniacz, a na dodatek sprzedawać go za mniej niż „dwie dychy”. Przecież zdecydowana większość europejskich wzmacniaczy high-end w cenach sporo wyższych wygląda przy nim, jak ubodzy krewni. Albo więc jest tak, że Luxman sprzedaje ten konkretny model „po kosztach” (czerpiąc zyski z droższych modeli), albo kalkulacja zysków w przypadku urządzeń konkurencyjnych jest mocno niezdrowa. Mniejsza o to. Fakty są takie, że L-505uXII wygląda po prostu cudownie, choć nie da się ukryć, że nieco mniej szykownie niż poprzednicy. Niemniej, przy cenie 19 tys. złotych to – jak na obecne standardy – istny majstersztyk w dziedzinie ogólnego dopracowania. Jakość wykonania prezentuje poziom znacznie droższych modeli tej i wielu innych marek – także japońskich. Czołówka jest dokładnie taka sama, jak w droższym modelu L-507uXII. Różnice dotyczą samych pokręteł – tu w mniej wyrafinowanej formie walców – oraz górnej pokrywy, która w tym modelu stanowi jednolity kawałek grubej stalowej blachy o profilu litery U. W 507-ce górna pokrywa ma plastikowe wywietrzniki, a boczki są aluminiowe, dzięki czemu całość jest jeszcze bardziej zwarta i wygląda zdecydowanie drożej. Nic dziwnego, skoro różnica w cenie wynosi 8000 zł.
Inaczej niż w „Accu”, wszystkie manipulatory i przełączniki znajdują się na wierzchu grubego aluminiowego frontu. Ich znaczenia i funkcji nie będę tutaj wyjaśniał – wszystko widać na zdjęciu powyżej. Zwrócę jedynie uwagę na trzy elementy. Podobnie jak Yamaha, wzmacniacz obsługuje wkładki MC, przy czym wartości obciążenia nie da się regulować – ustalono je na dość uniwersalnym poziomie 100 omów (dla niektórych wkładek może to być zbyt mała wartość). Druga istotna rzecz to rozpinana sekcja przedwzmacniacza i końcówki mocy, do czego jeszcze powrócę w sekcji „Brzmienie”. Przycisk „Line Straight” pozwala na pominięcie regulacji barwy, loudnessu i balansu, skracając ścieżkę sygnałową.
Niemal w całości aluminiowy pilot wydaje się duży, jednak w praktyce okazuje się, że operowanie nim to czysta przyjemność. Przyciski są małe, szeroko i bardzo logicznie rozmieszczone. W szczególności odnosi się to do regulacji głośności i funkcji wyciszenia – przyciski te odseparowano od reszty, umieszczając w dolnej części nadajnika, dzięki czemu z łatwością je odszukamy, także po omacku. Niektóre z funkcji, jak na przykład wygaszenie podświetlenia wskaźników wysterowania oraz loudness, są dostępne tylko z poziomu pilota. Samo wygaszenie i rozjaśnianie wskaźników odbywa się płynnie, wzmagając wrażenie obcowania z produktem luksusowym. Również tak drobny detal, jak migająca dioda przy przełączniku ON/standby w trakcie zmiany poziomu głośności (z daleka nie widać znacznika na gałce głośności) świadczy o tym, że nad tym urządzeniem pracował więcej niż jeden inżynier. Na pochwały zasługuje jeszcze jedna rzecz – wręcz doskonała kalibracja sterowania regulacją głośności. Dłuższe przytrzymanie przycisku powoduje szybką zmianę głośności, krótkie pozwala pewnie i precyzyjnie ją dozować. Japońska perfekcja.
Luxman jest urządzeniem w pełni analogowym. Nie znajdziemy w nim wejść cyfrowych ani modułu Bluetooth, nie mówiąc już o karcie sieciowej. Czy to źle? Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś chce podłączyć telewizor, Blu-raya czy konsolę, może dowolnie przebierać wśród daków za około 1000 zł. Przy tym koszcie wzmacniacza, jest to śmieszny wydatek, a zarazem gwarancja, że żadne układy cyfrowe nie spowodują „skażenia” wrażliwego sygnału analogowego.
Budowa
Gdy zaglądamy do wnętrza, podobieństwa do wyżej pozycjonowanego modelu są bardzo daleko idące, choć mimo wszystko mniejsze niż to się wydaje na pierwszy rzut oka. Rozmieszczenie elementów przypomina konstrukcje Accuphase i jest takie samo jak co najmniej w czterech poprzednich generacjach wzmacniaczy zintegrowanych Luxmana, począwszy od modelu L-505s. Centralną część zajmuje zasilacz z okazałym transformatorem typu EI japońskiej produkcji (Bando). Za nim znajduje się płytka z czterema diodami Schottky’ego i czterema kondensatorami filtrującymi 10 tys. μF/71 V z nadrukami Luxmana. Zasilacz jest niemalże taki sam w recenzowanym modelu L-507uX MarkII (AV 10/2019). Jedynie transformatory są nieco inne – mimo że tej samej wielkości. Omawiane elementy spoczywają na stalowej subobudowie skrywającej dodatkowe elementy zasilania, takie jak mały transformator dla układu standby oraz dodatkowe obwody stabilizacji napięć i filtracji (3 x 3300 μF + 2 x 1000 μF). Dostęp do tej części układu – głównie ze względu na obecność bezpieczników – odbywa się poprzez odkręcenie stalowej płyty na spodzie obudowy. Zasilanie do poszczególnych obwodów poprowadzono solidnymi przewodami z miedzi OFC o przekroju 24 AWG. Zwraca uwagę solidność montażu, zastosowanie miedzianych szyn przewodzących i radiatorów dla tranzystorów sterujących – są nimi komplementarne pary bipolarne 2SA1930 / 2SC5171. O dziwo, jest to inny zestaw niż w L-507uX MarkII. Różnica dotyczy także stopnia końcowego, w którym pracują dwie, a nie trzy pary tranzystorów (ich oznaczeń, ze względu na bardzo ciasną zabudowę, nie udało się odczytać). To właśnie ta różnica tłumaczy mniejszą o 1/3 moc wyjściową. Występują także różnice dotyczące sposobu zabudowy układów. W L-505 uXII zrezygnowano z trzech pionowych stalowych grodzi wokół zasilacza oddzielających go od wzmacniaczy i układów wejściowych. W konsekwencji, wnętrze L-505-ki jest dwu-, a nie sześciokomorowe. Należy jeszcze wspomnieć o stopkach, które w 505-ce nie są żelaznymi odlewami, jak w droższym modelu – ich zewnętrzny korpus wykonano prawdopodobnie z aluminium (choć równie dobrze może to być ładnie obrobione tworzywo). Suma tych wszystkich elementów skutkuje niewielkim odchudzeniem wzmacniacza względem 507-ki, jednak w dalszym ciągu mamy do czynienia z bardzo solidnie wykonanym urządzeniem o masie aż 22 kg.
Po bokach wnętrza rozmieszczono płytki wzmacniaczy lewego i prawego kanału, przymocowane do masywnych aluminiowych radiatorów. Cała zabudowa jest dość skomplikowana, co w dużej mierze jest pochodną bogatego wyposażenia, choć nie tylko. Spora jest liczba i długość połączeń kablowych, co może budzić obawy w kwestii długości ścieżki sygnałowej.
We wszystkich swoich wzmacniaczach tranzystorowych Luxman konsekwentnie stosuje dwa sztandarowe rozwiązania. Pierwsze z nich to LECUA 1000 (Luxman Electronically Controlled Ultimate Attenuator), czyli sterowana mikroprocesorowo regulacja głośności oparta na selekcjonowanych opornikach podzielonych na dwa zespoły tłumików. Pierwszy służy zgrubnej regulacji o skoku 11 dB, drugi jest precyzyjny, regulując ją co 1 dB. Obie sekcje połączone kaskadowo, dzięki czemu różne ustawienia pokrętła głośności odpowiadają innej kombinacji obu kluczy (przekaźników). Tym sposobem uzyskano 88-krokową regulację pokrywającą zakres od -87 do 0 dB. Dla skrócenia toru sygnałowego zastosowano przestrzenny montaż komponentów. Cały układ znajduje się w przedniej części obudowy, za czołówką, oddzielony od reszty układu metalową przegrodą. Rozwiązanie to pojawiło się już u poprzednika (L-505uX), natomiast we wcześniej produkowanych wersjach 505-ki występowało tańsze i bardziej klasyczne rozwiązanie w postaci potencjometru Alpsa.
Drugim wyróżnikiem wzmacniacza jest rozwijana od lat topologia ODNF (Only Distortion Negative Feedback) – obecnie w wersji 4.0. Chodzi tu o połączenie bardzo szybkiej sekcji wzmocnienia wstępnego, układu detekcji błędów/zniekształceń i klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego w stopniu końcowym, która – jak ogólnikowo wyjaśnia producent – obejmuje tylko niewielką część sygnału, będącą zniekształceniami i/lub szumem. Tym sposobem unika się wad klasycznej pętli sprzężenia zwrotnego, a więc zniekształceń natury fazowej, związanych ze skończoną szybkością układów elektronicznych, a ściślej – z opóźnieniem czasowym sygnału w pętli względem wejścia. Jednocześnie zachowano zalety sprzężenia zwrotnego, czyli zredukowany poziom zniekształceń i szerokie pasmo przenoszenia.
Tor sygnałowy jest w całości dyskretny. Jedyny wyjątek stanowią wzmacniacze operacyjne JRC 5532D w roli desymetryzatora na wejściach XLR (nie ma za bardzo sensu z nich korzystać, bo wzmacniacz nie jest zbalansowany – nawet w obrębie przedwzmacniacza). Drugi taki sam scalak pracuje na płytce, w ramach której realizowana jest regulacja barwy i funkcja loudness – do tego celu służy układ scalony NJW1119A (jego działanie deaktywuje wspomniany przycisk Line Straight).
Brzmienie
Od pierwszych minut grania nie opuszczało mnie wrażenie, że Luxman gra „nienormalnie dobrze”, jak na integrę za mniej niż 20 tys. zł. Odsłuchiwałem go w pierwszej kolejności, przed Yamahą, która w tym czasie jeszcze się wygrzewała, pompując prąd w 50-watowe rezystory (ale złośliwie wyłączając się w nocy, mimo zapętlonego 30-letniego odtwarzacza Kenwooda w roli źródła sygnału). Przesiadka na „el-505-kę” nastąpiła wprost z końcówki mocy Audioneta podłączonej bezpośrednio do Bartoka z obniżonym do 0,6 V napięciem wyjściowym (w celu mniejszego tłumienia sygnału w dziedzinie cyfrowej). Dodam nieskromnie, że ta kombinacja ustanawia mój prywatny rekord życiowy w wyciskaniu obiektywnie fantastycznego brzmienia za kwotę, która jeszcze nie wymaga sprzedaży nerki ani zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Eliminacja preampu w torze (ET2 wciąż w nim rezyduje, ale przez większość czasu odpoczywa) wyniosło brzmienie mojego systemu na poziom dotąd nieosiągalny dla wzmacniaczy zintegrowanych w ogóle. Tej prawidłowości podstawowy Luxman co prawda nie zmienił, lecz mimo to wprawił mnie w zdziwienie. A łatwego zadania bynajmniej nie miał, ponieważ w ostatnim czasie „przerabiałem” dwie fantastycznie brzmiące integry po kilkanaście tysięcy złotych, a mianowicie Bladeliusa Brage i Lavardina ISx Reference, więc skalę porównawczą miałem nie najgorszą. Mimo to, Luxman stał się moim „wzorcem metra" w klasie wzmacniaczy zintegrowanych wysokiej klasy. W mojej ocenie, L-505uXII przekracza umowną granicę dla wzmacniaczy kategorii A, także po niedawanej reklasyfikacji w naszym rankingu.
Na wstępie pragnę podkreślić, że nie jest to wzmacniacz, który czaruje jedną czy dwiema cechami brzmienia, odpuszczając w zamian trzy kolejne. Tu nie ma dylematu „coś za coś”, jak na przykład w Lavardinie. Wiem, że w podobnie entuzjastycznym tonie wypowiadałem się nie tak dawno o Bladeliusie, ale z całym uznaniem dla „szweda", japońska integra to zupełnie inna bajka pod względem użytkowym, funkcjonalnym i wizerunkowym. Dawała mi ona równie wiele przyjemności ze słuchania muzyki co Brage, a nie trzeba być znawcą, by odgadnąć, który wzmacniacz budzi większe pożądanie jako przedmiot użytkowy.
Wróćmy jednak do brzmienia. Zacznę od przestrzenności, na którą to cechę droższego modelu zwrócił uwagę – jak widać nieprzypadkowo – Marek Dyba w swojej recenzji droższego modelu. Stereofonia to olbrzymi i niezaprzeczalny atut także 505-ki – wzmacniacza, który maluje swobodne, kapitalnie oderwane od głośników pejzaże dźwiękowe o bardzo wyrazistym różnicowaniu planów, znakomitej głębi i separacji źródeł pozornych. Obraz przestrzenny jest klarowny, dobrze zogniskowany, pozbawiony wszelkiego rozmycia. Byłem pod dużym wrażeniem szerokości sceny, która rozpościerała się daleko poza zewnętrzne krawędzie obudów moich Klipschów, tworząc autentycznie trójwymiarowy obraz przestrzenny. Nie znam wzmacniacza w zbliżonej cenie, który robiłby to lepiej.
Dość szybko zwróciłem uwagę na subtelną sygnaturę tonalną Luxmana, która wyraża się z nieznacznym, lecz subiektywnie odczuwalnym wycofaniu wyższej średnicy połączonym z pewnym wygładzeniem konturów. Efekt ten jest dyskretny, ale nadaje całości nutkę ocieplenia, rodzaj jedwabistego sznytu. Dzięki temu, w dźwięku płynącym z Luxmana bardzo trudno jest doszukać się twardości, suchości, nie mówiąc już o ostrości. Twórcom doskonale udało się zniwelować cechy psujące komfort odsłuchu, ale – co ważne – bez popadania w przesadną manierę ocieplenia czy zaokrąglenia przekazu. Urządzenia Luxmana generalnie uchodzą za ciepło brzmiące, a producent nie ukrywa, że jest to zgodne z zamierzeniami konstruktorów. Nie uważam jednak, żeby był to wzmacniacz półprzewodnikowy, który udaje lampowca. O wiele bardziej taka opinia pasuje do testowanej równolegle Yamahy. Na jej tle, Luxman jest wzmacniaczem grającym bardzo klarownie i namacalnie – mimo, że pierwszy plan jest delikatnie odsunięty do tyłu.
W rzeczy samej, L-505-ka gra nadspodziewanie transparentnie i rozdzielczo. Góra jest bardzo otwarta, można wręcz powiedzieć, że odważna, na granicy lekkiego rozświetlenia. W żadnym razie nie poczytuję tego za wadę urządzenia. Reprodukcja skrzypiec jazzowych wykazywała drobną emfazę na wyższe rejestry, kosztem zredukowanego poczucia ruchu smyczka po strunie, jednak nie w stopniu, który zaburzałby równowagę rejestrów. Na samej górze nie brakuje powietrza, a jednocześnie nie sposób doszukać się jakichś artefaktów.
Całościowo rzecz ujmując, mamy do czynienia z brzmieniem żywym, soczyście wypełnionym w wyższych rejestrach i lekko uspokojoną średnicą – to taki rodzaj fizjologicznego wykonturowania, które wzmaga poczucie naturalności. Luxman produkuje dźwięk barwny, nasycony w harmoniczne, ale z dozą pożądanej miękkości i ciepła. Taka charakterystyka może budzić skojarzenia z brzmieniem urządzeń McIntosha, jednak w tym przypadku efekt jest bardziej subtelny i nie waham się stwierdzić, że bliższy prawdzie. Tym bardziej, że różnicowanie nagrań reprezentuje naprawdę wysoki poziom. „Dwójka” Zeppelinów w zremasterowanym wydaniu z 1994 roku (CD) nie brzmi wcale źle – jak na tamte lata realizacja tego albumu jest całkiem dobra. Yamaha, która ma zdecydowanie cieplejszy, mniej precyzyjny i zawoalowany charakter grania, sprawiała, że ten album grał wręcz kleiście, nie burząc komfortu głośnego odsłuchu na moich wysokoefektywnych Klipschach. Luxman aż tak łaskawy dla tej płyty nie był, ale zdecydowanie lepiej wnikał w strukturę miksu, dużo czytelniej pokazując różnice w realizacji poszczególnych utworów, które nagrywano w różnych studiach nagraniowych, z udziałem różnych realizatorów. Nie jest to więc wzmacniacz stworzony do miłego plumkania w tle, lecz rasowy amplifikator, który naświetla i pokazuje naprawdę dużo informacji, nie tworząc przy tym informacyjnego zgiełku czy chaosu. Jak później do mnie dotarło, odsłuchy kolejnych nagrań przedłużały się ponad normę, co było dobitnym świadectwem tego, jak angażujące i ciekawe jest brzmienie recenzowanego wzmacniacza.
Spójność, subtelność, ale bez kastracji dynamiki, rytmiczności i timingu – to kolejna, ogromna zaleta japońskiej integry. Nie wiem, ile czasu łącznie poświęciłem na odsłuchy, ale z pewnością więcej niż to było bezwzględnie konieczne. Dynamika, która początkowo wydawała mi się lekko spłaszczona, szczególne w mikroskali (na tle wzmacniacza odniesienia) finalnie okazała się być bardzo dobra. Wrażenie zrobił na mnie bas – zakres, na który postawiłbym najmniejszy zakład, gdybym musiał obstawiać w ciemno. Tymczasem okazało się, że mimowolnie oczekiwane zmiękczenie (tego spodziewałem się po lekturze recenzji droższego modelu) chociaż dało się gdzieniegdzie usłyszeć, to nie miało ono nic wspólnego z manierą wielu, dobrze znanych, ciepło brzmiących wzmacniaczy. W przypadku Luxmana mamy do czynienia z basem dobrze kontrolowanym, ale przede wszystkim pełnym i ładnie wybrzmiewającym, nieutwardzonym w sposób sztuczny, choć być może lekko uszczuplonym w rejonie tzw. kickbasu. Niekiedy wydaje się, że wyższy bas jest jakby nieco uszczuplony. Niskie tony nie mają więc twardej, sprężystej natury, ale też daleko im do rozlazłości, ogólnej miękkości i spowolnienia. A potęga? Jest po prostu znakomita. Moje Klipsche, podłączone do Luxmana, w pełni ukazywały swój nieprzeciętny potencjał w dziedzinie rozciągnięcia najniższych rejestrów. Nawet przez moment nie odniosłem wrażenia, że Luxman odchudza lub pomija najniższe częstotliwości. Potęga i rozciągnięcie basu są dokładnie takie, jakich oczekuje się od drogiego tranzystora. To, jak również bardzo dobre panowanie nad całością obrazu dźwiekowego i nieprzeciętną selektywność dobitnie ukazała płyta ze znakomitym, orkiestrowo-chóralnym (i nie tylko) wykonaniem utworów Hansa Zimmera („World of Hans Zimmer”) zarejestrowanym podczas jednego z występów we wiedeńskiej filharmonii. Pompatyczne wejścia kotłów, oddanie potęgi całego aparatu wykonawczego, selektywne oddawanie poszczególnych planów i sekcji – to wszystko nie stwarzało wrażenia obcowania wzmacniaczem, którego pięciocyfrowa cena zaczyna się od jedynki. W ślepym odsłuchu za zdecydowanie bardziej prawdopodobną cyfrę uznałbym dwójkę, a może nawet trójkę.
Na koniec sprawdziłem bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy. Nastąpił oczekiwany progres w dziedzinie otwartości i precyzji, jednak skala tego efektu była relatywnie nieduża, a biorąc pod uwagę to, jak wyborną regulacją poziomu dysponuje Bartok, nie nastawiałbym się na poprawę jakości brzmienia w konfiguracji z przetwornikami c/a za mniej niż 20 tys. złotych. W większości przypadków lepiej będzie pozostać przy aktywnej sekcji przedwzmacniacza, która dorównuje jakością końcówce mocy i dobrze ją uzupełnia.
Kończąc ten chyba przydługi opis, wypadałoby napisać o jakichś wadach czy choćby niedostatkach. Tym razem jednak rozkładam ręce – nie znalazłem dosłownie niczego. Może i trudno w to uwierzyć, ale w swoim przedziale cenowym najtańsza integra Luxmana po prostu nie ma słabości – jest tak dopracowana. Przy tej funkcjonalności i wykonaniu jest to osiągnięcie grubego kalibru.
Zobacz również test porównawczy - Yamaha A-S2200
Galeria
- Luxman L-505uX MarkII Luxman L-505uX MarkII
- Perfekcyjne wykonanie i klasyczny design Perfekcyjne wykonanie i klasyczny design
- Wzmacniacze operacyjne JRC 5532D w roli desymetryzatora na wejściach XLR Wzmacniacze operacyjne JRC 5532D w roli desymetryzatora na wejściach XLR
- Wybór źródła odbywa się za pomocą pokrętła Wybór źródła odbywa się za pomocą pokrętła
- Niemal w całości aluminiowy pilot wydaje się duży, jednak w praktyce okazuje się, że operowanie nim to czysta przyjemność. Niemal w całości aluminiowy pilot wydaje się duży, jednak w praktyce okazuje się, że operowanie nim to czysta przyjemność.
- Opcjonalne wejście liniowe XLR Opcjonalne wejście liniowe XLR
- Przemyślane, wygodne rozmieszczenie podwójnych terminali głośnikowych i bogaty zestaw wejść, obejmujący wejście phono MM/MC i XLR-y wejścia liniowego. Przemyślane, wygodne rozmieszczenie podwójnych terminali głośnikowych i bogaty zestaw wejść, obejmujący wejście phono MM/MC i XLR-y wejścia liniowego.
- Płytka końcówek mocy wykonanych w topologii ODNF 4.0. Tranzystory sterujące są inne niż w mocniejszym modelu L-507uX Mark II. Płytka końcówek mocy wykonanych w topologii ODNF 4.0. Tranzystory sterujące są inne niż w mocniejszym modelu L-507uX Mark II.
- Główne kondensatory filtrujące w zasilaczu są takie same, jak w droższym modelu. Główne kondensatory filtrujące w zasilaczu są takie same, jak w droższym modelu.
- Phonostage otrzymujemy w standardzie, obsługuje on oba typy wkładek: MM i MC. Phonostage otrzymujemy w standardzie, obsługuje on oba typy wkładek: MM i MC.
- Pod stalową klapką na spodzie znajduje się ekranowana komora obwodów zasilania i bezpieczników, która jednocześnie pełni funkcję podstawy głównego transformatora. Pod stalową klapką na spodzie znajduje się ekranowana komora obwodów zasilania i bezpieczników, która jednocześnie pełni funkcję podstawy głównego transformatora.
- Pod stalową klapką na spodzie znajduje się ekranowana komora obwodów zasilania i bezpieczników, która jednocześnie pełni funkcję podstawy głównego transformatora. Pod stalową klapką na spodzie znajduje się ekranowana komora obwodów zasilania i bezpieczników, która jednocześnie pełni funkcję podstawy głównego transformatora.
- Solidne stopki wykończone aluminium Solidne stopki wykończone aluminium
- Trafo EI produkcji Bando ma słuszne rozmiary i moc. Trafo EI produkcji Bando ma słuszne rozmiary i moc.
- Wnętrze jest mocno zabudowane, ale tor sygnałowy nie jest tak skomplikowany jak u Yamahy. Wnętrze jest mocno zabudowane, ale tor sygnałowy nie jest tak skomplikowany jak u Yamahy.
- Ocena i dane techniczne Ocena i dane techniczne
https://www.avtest.pl/wzmacniacze/item/1211-luxman-l-505ux-markii#sigProGalleriae6d33485bf
Naszym zdaniem
Nie twierdzę, że jest to najlepsza integra, jaka istnieje na świecie, ale w cenie do co najmniej 25 tys. zł nie znam drugiego wzmacniacza, który w równie przekonujący sposób łączyłby prawdziwie high-endową jakość brzmienia z równie znakomitym wykonaniem, funkcjonalnością i ogólnym dopracowaniem. W dzisiejszych realiach coś takiego zdarza się już bardzo rzadko – i właśnie dlatego twórcom Luxmana należą się gromkie brawa.
L-505uX MarkII to wzmacniacz, z którym spokojnie mógłbym żyć. Za 19 tys. złotych otrzymujemy nie tylko fantastycznie, soczyście, przestrzennie i dynamicznie brzmiący wzmacniacz zintegrowany o lekko ocieplonym, niezwykle spójnym charakterze, ale też urządzenie w pełni dopracowane pod względem użytkowym, z którym obcowanie na codzień jest po prostu ucztą dla zmysłów. Założyciele Luxmana byliby dumni. Nie mam wątpliwości, że japońska marka powinna kontynuować swe dzieło i z dumą dobrnąć do zbliżającego się małymi krokami swojego wielkiego jubileuszu.
PS. Warto sprawdzić dostępność i ceny poprzedników, począwszy od L-505s. Bez wątpienia, L-505uX MarkII też będzie poszukiwany na rynku wtórnym. Już dziś jest klasykiem i zapewne nim pozostanie.
Artykuł pochodzi z Audio-Video 5/2020 - KUP PEŁNE WYDANIE PDF