PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Wzmacniacz zintegrowany Yamaha A-S701

Kwi 23, 2015

Index

Brzmienie

Wzmacniacze tej marki już od wielu lat cieszą się ustaloną renomą. Hasło „Natural Sound” oznacza tu w reguły nie tyle stuprocentową wierność, liniowość, ile właśnie naturalność dźwięku. Naturalność rozumianą jako brzmienie nieprzejaskrawione, odprężone – takie, jakie możemy zaakceptować długimi godzinami, bez odruchu skręcenia gałki głośności w lewo.

Z punktu widzenia recenzenta czy doświadczonego audiofila, A-S701 ma swój dość wyraźnie zaznaczony charakter. Nawet bez skupiania się na odsłuchu, niemal od razu wychwyciłem w tym brzmieniu charakterystyczne dla tej marki wygładzenie, zawoalowanie wyższych rejestrów. Jest ich jakby mniej, są dyskretne, pastelowe, nieprzykuwające uwagi. To bez wątpienia celowy zabieg konstruktorów. Droższe modele – jak kultowy już A-S2000 – tak nie grają, ale A-S701 to jednak inna półka cenowa – wzmacniacz, który z założenia ma grać z niedrogimi kolumnami, a te – jak wiadomo – z reguły eksponują soprany. Mniej lub bardziej, ale jednak podkreślają. Nie jestem wprawdzie zwolennikiem kompensowania charakterów urządzeń „na siłę”, ponieważ nigdy nie zdaje to egzaminu w stu procentach, ale w tym przypadku ma to sens. Zwłaszcza gdy puścimy Led Zeppelin, Deep Purple, Depeche Mode albo inną, źle nagraną muzykę. Gdyby wciąż było niestrawnie, zawsze można użyć regulacji barw, które jednym ruchem odłączymy aktywując (choćby zdalnie) funkcję Pure Direct (ominięcie balansu i tychże regulacji) lub CD Source Direct (ominięcie także selektora wejść). Nawiasem mówiąc, warto z tych opcji korzystać, choć progres w jakości brzmienia jest ledwo uchwytny.

yamaha-A-S701-tranzystor1

Stopnie końcowe wykorzystują po dwie pary tranzystorów bipolarnych na kanał.

W koncepcję brzmienia „701-ki” dobrze wpasowuje się – lub nawet ją współtworzy – miękkawy bas. Obfity (lecz nieprzesadnie), nisko schodzący i umiarkowanie szybki. Porównanie z roboczą redakcyjną integrą Atolla dość wyraźnie to ukazało. Francuski wzmacniacz – też obszerny w dole – wyraźnie lepiej kontrolował membrany redakcyjnych JBL-i Studio 280. Inna sprawa, że jest o połowę droższy.

Yamaha produkuje umiarkowanie napowietrzoną scenę dźwiękową. To konsekwencja obranego charakteru brzmienia. Nie można jednak narzekać: obraz stereo ma niezłą szerokość, ale rozdzielczość przestrzenna prezentuje poziom wzmacniaczy tej klasy.
Wejścia cyfrowe zapewniają nadspodziewanie dobrą jakość dźwięku. W połączeniu z Linnem DS w roli źródła sygnału S/PDIF, różnica w stosunku do Pioneera N-70A i wejść analogowych była całkiem nieduża.


Oceń ten artykuł
(6 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją