Wydrukuj tę stronę

Leben CS300F

Mar 16, 2016

Malutka integra uwielbianej przez audiofilów japońskiej manufaktury to szczególny wzmacniacz, przy którym warto się zatrzymać na dłużej – nawet jeśli nie zamierzaliśmy go teraz kupować.

Dystrybutor: Nautilus, www.nautilus.com.pl 
Cena (za parę): 10 999 zł

Tekst i Zdjęcia: Filip Kulpa

audioklan

 

 


Wzmacniacz zintegrowany Leben CS300F

TEST

Leben-CS300F-aaa 

Początki Leben HiFi Stereo Company – bo tak brzmi pełna oficjalna nazwa firmy prowadzonej przez Taku Hyodo – sięgają 1979 roku, kiedy po opuszczeniu Luxmana ten wówczas 30-letni konstruktor i gitarzysta postanowił rozpocząć działalność na własną rękę. Firmę nazywał Kouri Denki Co, a zajmowała się ona produkcją części elektronicznych. W 1991 roku Hyodo stworzył swój pierwszy komercyjny produkt – wzmacniacz mocy Triode 33 na lampie 3C33. Cztery lata później powołał do życia markę Leben z intencją tworzenia wzmacniaczy lampowych dla audiofilów – urządzeń wyjątkowych, wybitnych, lecz niekosztujących fortuny. Tak narodziły się końcówka mocy RS-35a i przedwzmacniacz RS-28c. Również i one bazowały na rzadko stosowanych lampach 6L6GC i E288CC.

W 2003 roku Hyodo wprowadził do sprzedaży swoją pierwszą integrę – CS300. Wzmacniacz szybko stał się wizytówką marki, zjednując sobie grono fanów. Cztery lampy EL84 w push-pullu zapewniały moc 2 x 12 W, to jednak nie przeszkadzało w wychwalaniu walorów tej nietuzinkowej konstrukcji. Wzmacniacz gościł również w naszej redakcji, spotykając się z entuzjastycznym przyjęciem całego ówczesnego grona redaktorów.

Dwa lata po debiucie „300-tki” pojawiła się wersja X na lampach Mullarda (EL84), następnie wersja limitowana, potem CS-300XS – na lampach Sovteka. Przez następne 7 lat powstawały inne, droższe wzmacniacze Lebena, ale CS-300XS był produkowany w niezmienionej postaci. Wreszcie w lutym 2013 roku wypuszczono najnowszą, dość gruntownie zmienioną wersję małej integry – CS-300F. Jak twierdzi konstruktor, jest to pierwszy wzmacniacz audio zbudowany na bazie pentod mocy JAN-6197 (General Electric), które pierwotnie opracowano dla armii amerykańskiej do zastosowań w maszynach liczących (ówczesnych analogowych komputerach).
Przyjrzyjmy się dokładniej temu modelowi, bo jest to jedno z tych urządzeń, które chciałoby się kupić i nigdy z nim nie rozstawać.


Budowa

Nie zaliczam się do żadnego grona „wyznawców” konkretnych marek ani takiej czy innej technologii. Nie klękam na widok urządzeń Kondo i innego japońskiego high-endu, lecz przyznaję, że „CS-trzysetka” zawsze miała w sobie to coś. Być może, abstrahując od walorów sonicznych, magia tego wzmacniacza polega też na tym, że jest mały, wyjątkowo sympatyczny z zewnątrz, a do tego względnie niedrogi – gdy pamiętamy o tym, że jest ręcznie wytwarzany w Japonii. Ciekawe jest to, że na przestrzeni kilku lat, w okresie sprzedawania go w Polsce, właściwie w ogóle nie zmieniła się jego cena, podczas gdy kolejne modele innych producentów zdążyły podrożeć o co najmniej 50%. Kolejny punkt dla Lebena już na starcie.

Leben-CS300F-wnetrze-spod

Obudowa CS-300F jest identyczna jak u poprzednika – to węższe niż zwykle (36 cm), wysokie pudełko o niedużej głębokości. Wzmacniacz jest na tyle mały, że pozostaje obok niego mnóstwo wolnego miejsca na półce stolika audio, które można wykorzystać na przetwornik c/a, przedwzmacniacz gramofonowy lub słuchawki (te będą często towarzyszyć Lebenowi, jako że nie bez przyczyny uchodzi on za bardzo dobry słuchawkowiec). Jak na lampę przystało, CS-300F, mimo niewielkich gabarytów, jest ciężki – waży ponad 10 kg.

Urok urządzenia tworzy wybarwiona na złocisto-miedziany kolor ładnie wypolerowana metalowa czołówka, skrywająca trzy staromodnie wyglądające plastikowe przełączniki (tape monitor, przełącznik głośniki/słuchawki, włącznik zasilania), gniazdo słuchawkowe 6,3 mm oraz cztery prawdopodobnie mosiężne pokrętła – selektor źródeł, regulator głośności, „Balancer” (czyli balans) oraz znany już z poprzednich wersji booster basu (Bass Boost). Regulacja ta umożliwia podbicie niskich tonów o 3 lub 5 dB – tak przynajmniej wynika z opisu na obudowie. Pomiary starej wersji CS300 przeprowadzone przez miesięcznik „Stereophile” wskazują na nieco inną charakterystykę korekcji: ustawienie +3 dB powodowało mocne uwypuklenie częstotliwości poniżej 30 Hz (ok. +7 dB), przy czym działanie filtru kończyło się dopiero przy około 300 Hz, obejmując więc cały zakres basu (najbardziej jednak bas najniższy). Ustawienie +5 dB było bardziej dramatyczne, podbijając znacznie szerszy zakres 30–70o około 7 dB i dając wkład do wypadkowej charakterystyki jeszcze w średnicy (aż do 1 kHz). Mamy do czynienia z nową wersją wzmacniacza, więc możliwe, że booster działa inaczej, chociaż wszystko wskazuje na to, że charakterystyka korekcji jest zbliżona do tej opisanej.

Oldskulowy klimat lat 70./80. podkreślają boki wykonane z kanadyjskiego drzewa White Ash, używanego do produkcji kijów baseballowych, hokejowych, kadłubów łodzi, beczek i mebli. Całość przywodzi na myśl smakołyk, w czym duża zasługa jaskrawych i ciepłych zestawień kolorystycznych – poziome zielone paski na czołówce podkreślają „słodkość” projektu, podobnie jak pomalowana na fiołkowy kolor górna płyta. Obudowa jest wykonana w bardzo tradycyjny sposób – ze stalowych blach. Dostęp do wnętrza zapewniają łatwo zdejmowalne pokrywy górna i dolna – każda z nich utrzymywana na swoim miejscu przez 6 wkrętów. 

Jakości wykonania nie można nic zarzucić, choć – jak się okazuje w trakcie przeglądania wnętrza – Leben to sprzęt, który będzie wymagać regularnego serwisowania. Zakładam bowiem, że ktoś, kto go kupi, prędko się z nim nie rozstanie. Otrzymany do testu egzemplarz prawdopodobnie pochodził z pierwszej lub którejś z pierwszych dostaw, o czym świadczyło sporo kurzu, który zebrał się w zakamarkach tylnego panelu i wewnątrz urządzenia. Silna perforacja pokryw jest nieodzowna – w końcu to lampowiec, który dość mocno się nagrzewa. Ale otwory powodują też gromadzenie kurzu we wnętrzu, co w przypadku samych lamp czy kondensatorów nie ma może dużego znaczenia, ale już dla niehermetycznych przełączników i skokowego potencjometru (też niehermetycznego) użytych w tym wzmacniaczu – ma spore znacznie. Przybrudzone przełączniki zaczynają trzeszczeć, co było słychać w testowym egzemplarzu. Raz na dwa, trzy lata (zależnie od czystości środowiska) trzeba będzie Lebena porządnie przeczyścić, a kiedy go nie używamy, zalecałbym po każdym odsłuchu przykrywać obudowę tkaniną lub folią. W ten sposób odsuniemy w czasie moment, kiedy wzmacniacz trzeba będzie oddać do profesjonalnego czyszczenia.

Leben-CS300F-bass-boost

CS-300F umożliwia współpracę z pięcioma źródłami sygnału liniowego oraz kolumnami o impedancji 4, 6 lub 8 Ω. Wyboru dokonujemy za pomocą przełącznika uzwojeń wtórnych transformatora wyjściowego – to dobry pomysł, jako że sporo jest na rynku kolumn, które są de facto 5- lub 6-omowe, a dopasowanie impedancji wyjściowej wzmacniacza do obciążenia w przypadku cherlawej konstrukcji lampowej jest krytyczne. Przez dłuższy czas, w głębokiej niewiedzy, słuchałem Lebena w ustawieniu 8-omowym, korzystając ze swoich roboczych kolumn będących obciążeniem 4-omowym (z minimum 2,7 Ω). Byłem zaskoczony tym, jak szybko wzmacniacz się przesterowuje. Zmiana na ustawienie 4-omowe rozszerzyła zakres dostępnej skali głośności. Warto mieć tego świadomość – podobnie jak tego, że CS-300F charakteryzuje się dużą impedancją wyjściową (zależnie od ustawienia: od 2,0 do 2,7 Ω w zakresie niskotonowym), co w nieunikniony sposób prowadzi do nieliniowości wypadkowej charakterystyki przenoszenia, zależnie od przebiegu krzywej modułu impedancji. Tam, gdzie impedancja zespołu głośnikowego wzrasta, tam wzmacniacz oddaje większe napięcie do obciążenia, wzmacniając ów zakres. I odwrotnie – przy spadkach impedancji (typowo dla kolumn BR przy 40–50 Hz i przy 150–200 Hz) będzie osłabiał odpowiednie zakresy pasma.

Układ elektroniczny wersji F znacznie różni się od poprzedników, co jest konsekwencją użycia zupełnie innych lamp: podwójnej triody 17EW8 oraz wspomnianych już pentod JAN-6197 (6CL6) pracujących w konfiguracji push-pull (po jednej parze na kanał). Są to NOS-y z lat 70., produkcji General Electric, niekompatybilne z wcześniej stosowanymi lampami EL84. Moc wzmacniacza nie zmieniła się w stosunku do poprzedniego modelu, nadal wynosi 15 W na kanał (według deklaracji wytwórcy).


Brzmienie

Słuchanie muzyki za pośrednictwem tego wzmacniacza to niezwykle przyjemne doznanie. Oto bowiem z doskonale znanych głośników zaczyna płynąć dźwięk o takim stopniu „upłynnienia” i homogeniczności, że wielu audiofilów zaczęłoby poważnie się zastanawiać, dlaczego grają na wzmacniaczu X, skoro jest trzy razy droższy, a nie daje tego, co oferuje mały Leben. Cóż to takiego? Rzadko spotykana pełnia i autentyczność barw. Doskonały koloryt, intensywny przekaz harmonicznych. Instrumenty i wokale dosłownie nimi ociekają. W połączeniu z Meitnerem MA-1 i Zolerami wrażenie, że słucha się muzyki zapisanej cyfrowo, zupełnie zanikało. CS-300F oferuje wyjątkową naturalność przekazu, czego nie należy mylić z neutralnością, bowiem Leben neutralny nie jest. Dosładza i nieco zaokrągla górę pasma, nie pozbawiając jej jednak klarowności i dźwięczności. Odsuwa scenę dźwiękową, sadzając słuchacza w dalszym rzędzie, w żadnej jednak mierze nie redukując efektu namacalności dźwięku. Brzmienie tego wzmacniacza jest tak mięsiste, tak zawiesiste, tak soczyste, że chciałoby się je zjeść. A mimo to pozostaje całkiem klarowne i przestrzenne.

Muszę przyznać, że po przesiadce ze wzmacniacza odniesienia, nie czułem żadnego dyskomfortu związanego z gorszą reprodukcją barw czy ulatującym gdzieś poczuciem namacalności wykonawców. Te aspekty brzmienia zostały zachowane na bardzo wysokim poziomie, a nawet plasowały się wyżej. Owszem, jak już wspomniałem, instrumenty i wokaliści stali się bardziej odlegli, troszkę brakowało mi w przekazie japońskiej integry bezpośredniości, a jeszcze bardziej twardego ataku, lecz mówiąc szczerze, tego w ogóle nie oczekiwałem. Stąd też moje postrzeganie Lebena w tych właśnie kategoriach było inne – łagodniejsze – niż zwykle. W każdym razie, odsłuch muzyki był niezwykle wciągający i naprawdę realistyczny. Słuchanie dobrze nagranej klasyki to prawdziwa uczta dla zmysłów. Jazzu też, ale tak naprawdę – jak zaraz wyjaśnię – Leben czuje się najlepiej wtedy, gdy nie ma za wiele do przekazania w najniższych oktawach. Wówczas jego średnica oddycha pełną piersią, jest kapitalnie swobodna, rozdzielcza, a cały przekaz bardzo, bardzo przestrzenny – acz ze wspomnianym lekkim zdystansowaniem sceny, co akurat w tym przypadku bardzo mi się podobało. Zresztą, jak wspomniałem, CS300F to wymarzony wzmacniacz do klasyki (i skutecznych kolumn), więc taki rodzaj przestrzenności pasuje jak ulał.

Leben-CS300F-tyl

Na temat basu i dynamiki tego wzmacniacza można przeczytać różne, niekiedy trochę niewiarygodne, opowieści z cyklu „wielkie kolumny X wysterował bez trudu”. Moja ocena tego aspektu wzmacniacza niech będzie przeciwwagą dla tych wypowiedzi, co w żadnym razie nie oznacza, że nie zgadzam się z nimi dla zasady. Musimy zdać sobie sprawę z ograniczeń tej konstrukcji i – jeśli Leben ma nam długo służyć – w pełni i świadomie je zaakceptować. Podstawowym problemem jest naprawdę mała moc wyjściowa. Nie uważam, że CS-300F gra jak mocniejszy wzmacniacz. Świadczy o tym choćby głośniejszy odsłuch utworów z fortepianem lub wibrafonem w roli głównej. Są to instrumenty, w przypadku których stwierdzenie zniekształceń jest banalnie proste – pojedyncze procenty objawiają się wyraźnymi „zanieczyszczeniami” transjentów. Mimo zastosowania kolumn o efektywności 91–93 dB, Leben zaczynał zniekształcać już przy umiarkowanie wysokich poziomach SPL. Zapas mocy był słyszalnie mniejszy niż w przypadku testowanej niedawno mikrointegry z przetwornikiem Teac AI-101DA. Tak „po cichu” liczyłem na nieco więcej.

Bas również ma swoją specyfikę – trzeba powiedzieć, że dość typową dla lampowców. Z jednej strony potrafi mile zaskoczyć nasyceniem – nazwijmy je „potęgą”, a przede wszystkim ładnymi, zaokrąglonymi barwami – z drugiej zaś, wyraźnie słychać, że w najniższym zakresie jest wiotki i nie schodzi naprawdę nisko, z odpowiednią energią. To normalne zjawisko w przypadku takiego wzmacniacza, a nie krytyka per se. Poza tym pozostanie ono niezauważone w przypadku podłączenia monitorów, co – jak sądzę – będzie dość częste. Przypuszczalnie tylko niewielki odsetek przyszłych użytkowników podłączy Lebena do dużych pełnopasmowych kolumn z obfitym dołem poniżej 50 Hz. Absolutnie do tego nie namawiam.


Galeria


Naszym zdaniem

Leben-CS300F-zzzLeben CS-300F jest wzmacniaczem o niezmiernie wciągającym i naturalnym brzmieniu, który autentycznie potrafi oczarować barwami, ich kolorytem, wysyceniem, gęstą i głęboką sceną dźwiękową i niesamowitą homogenicznością przekazu. Słuchając go z dobrymi kolumnami, szczególnie podczas odtwarzania klasyki, można zapomnieć o bożym świecie i wszelkich otaczających nas problemach – tak dopracowany i ujmujący jest to dźwięk. Jednocześnie Leben nie zaokrągla nadmiernie przekazu, nie czyni go ciemnym i zawoalowanym. Dysponuje świetną przejrzystością i dbałością o detal. Jego największym ograniczeniem jest skromna moc, która w zasadzie wyklucza stosowanie kolumn o średniej i małej efektywności – chyba że świadomie rezygnujemy ze słuchania z poziomami choćby zbliżonymi do koncertów live.

Warto też pamiętać, że jest to też świetny wzmacniacz słuchawkowy (co wiadomo nie od dziś), o małej impedancji wyjściowej, a więc kompatybilny w zasadzie z każdymi słuchawkami.

System odsłuchowy:

  • Źródło sygnału: Auralic Aries, MacBook Air (13,3 cala, połowa 2012, 1,8 GHz)/Audirvana Plus 1.5.12, Linn Sneaky DS
  • Kolumny: Zoller Temptation 2000, Audiovector SR3 Signature
  • Kable głośnikowe: Equilibrium Sun Ray (Zoller), Monitor Atmos Air 309 (JBL)

 

 

 

 

Oceń ten artykuł
(26 głosów)