PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

Accuphase E-470

Paź 17, 2016

Index

Brzmienie

Już od pierwszych chwil odsłuchu było słychać, że nowa integra Accuphase nie proponuje żadnej rewolucji w „firmowym” brzmieniu tej japońskiej marki. Firma od dawna konsekwentnie trzyma się swojej filozofii, poprawiając, udoskonalając, korzystając z rosnącego doświadczenia czy rozwiązań tworzonych na potrzeby topowych modeli, których część udaje się wprowadzić również do tych tańszych. Dlatego właśnie E-470 nie zaskakuje brzmieniem jako takim. Bardziej już jego klasą. Nie jest to może aż tak oczywiste od pierwszych minut, jako że japońskie wzmacniacze mają to do siebie, że dojście do optymalnych warunków pracy zajmuje im dość dużo czasu – wzmacniacz dobrze jest więc włączyć nawet kilkadziesiąt minut przed planowanym odsłuchem.

Na początku Accu oferował gęsty, nasycony, delikatnie ciepły dźwięk z mocną podstawą basową i dźwięczną – choć nie tak otwartą, jakbym oczekiwał – górą pasma. Gdy jednak odpowiednio się rozgrzał, nastąpiło otwarcie dźwięku, pojawiło się dużo powietrza, instrumenty zaczęły oddychać. Wówczas usłyszałem także, że rozdzielczość i selektywność należą do bardzo mocnych stron tej integry, a i dźwięczność nabrała nowego, pięknego wymiaru. Inaczej rzecz ujmując, z początkowego lekkiego „misia” zrobił się dźwięk wysokiej, bardzo wysokiej próby – energetyczny, żywy, świetnie kontrolowany i otwarty. Nadal większość słuchaczy odebrałaby ten dźwięk jako „ciepły” (czy może: naturalny) i podany z mocnym dołem pasma, ale znacznie równiejszy w całym paśmie, już bez spowolnienia i wyraźnego zaokrąglenia ataku. Dzięki niemal lampowej, gładkiej, nasyconej i namacalnej średnicy, znakomicie wypadała muzyka akustyczna – czy to jazz, czy klasyka, z nagrań kilkudziesięcioletnich czy tych zrealizowanych niedawno. Warto zaznaczyć, że wzmacniacz świetnie je różnicował. Instrumenty miały wyraźnie pokazane „body”, zachwycały pełne, długie, soczyste wybrzmienia, a dzięki świetnemu różnicowaniu i selektywności można było studiować barwę i fakturę dowolnego z nich. E-470 tworzył także dużą scenę wychodzącą poza rozstaw kolumn i ze sporą głębią. Prezentacja ta holografią nie dorównywała może najlepszym lampom, ale też trudno tego wymagać od wzmacniacza solid-state, nawet tej klasy. Na tle innych tranzystorów E-470 radził sobie jednakże także i w tym względzie bardzo dobrze, w czym pomagała jeszcze umiejętność pokazania otoczenia akustycznego instrumentów czy pogłosu sali  (o ile uchwycono je w nagraniu) i wspomnianych już pełnych wybrzmień. Wszystko to razem sprawiało, że realizm prezentacji, szczególnie nagrań zarejestrowanych na żywo, dorównywał niejednej lampie – i to wysokiej klasy. „Japończyk” świetnie czuł się w takiej muzyce, ale nie dostał bynajmniej zadyszki, gdy trzeba było poszaleć np. z AC/DC czy z Johnem Lee Hookerem. Gdy przyszło bowiem do grania rock'n'rolla czy elektrycznego bluesa, czystość całego pasma, mocny, dobrze definiowany i kontrolowany bas plus bezbłędny timing dawały podstawę do uporządkowanego i przekonującego oddania ogromnych porcji energii, nawet gdy nagranie nie należało do audiofilskich i zadania nie ułatwiało. Szybkość i moc ataku, dociążenie i motoryka basu, klarowność średnicy oraz skrząca się góra pasma dopełniały obrazu znakomitej, wciągającej zabawy.

Accuphase E 470 dac 40

Opcjonalny moduł DAC-40 wykorzystuje dwa przetworniki PCM1796 imikrokontroler asynchronicznego wejscia USB Tenor Audio TE8802L. Opcja ta kosztuje niemało – 4990 zł.

 

Na koniec kilka słów o dołączonym DAC-u. Nie ma się co oszukiwać – to nie jest docelowe rozwiązanie dla tego wzmacniacza, który zasługuje na źródło z (dużo) wyższej półki – mój Big7 czy używany także Maximinus Thraxa pokazywały to bardzo klarownie. Należy więc moduł DAC-a traktować raczej jako dodatek, który na początku można wykorzystać jako główne źródło, jeśli takiego się nie posiada, a później może służyć do polepszania brzmienia np. telewizora, tunera TV czy innych tego typu urządzeń.

Jest jednak kilka elementów, które DAC-40 robi naprawdę dobrze – świetnie prowadzi rytm, bas jest szybki, mocny, nieźle kontrolowany i dynamiczny. Góra pasma jest z gatunku tych „bezpiecznych" – dość delikatna, nawet eteryczna, ale ma sporo detali i przyjemną dźwięczność. Nie grozi nam jednak żadne wyostrzenie, jaskrawość nawet przy materiale muzycznym przeciętnej jakości. Średnica nie jest także tak kremowa, tak gęsta i nasycona, jak samego wzmacniacza, ale i jej słucha się z przyjemnością. Co istotne, konstruktorzy tego przetwornika zadbali, by zaoferować spójny, dość równy dźwięk, który może nie dorównywać dużo droższym źródłom, ale nie będzie psuł przyjemności słuchania muzyki, jeśli zdecydujemy się z niego korzystać, choć, mimo wszystko, pozostanie świadomość niewykorzystania pełni potencjału wzmacniacza.


Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Więcej w tej kategorii: « Rotel RA-1592 NAD C390DD »

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją