PORTAL MIESIĘCZNIKA AUDIO-VIDEO

NAD C390DD

Paź 17, 2016

Index

Brzmienie

Testy odsłuchowe przeprowadziłem dwufazowo, poprzedzając je około tygodniowym wygrzewaniem urządzenia. Najpierw skorzystałem z wejścia koncentrycznego i Linna Sneaky’ego DS podającego sygnał odtwarzany z dysku NAS (Synology DS111). W drugiej fazie testu, standardowo już, użyłem komputera iMac 27” (mid-2011) z systemem operacyjnym 10.8.4 oraz oprogramowaniem Audirvana Plus w wersji 1.5.6. W obu przypadkach otrzymujemy nieco różną jakość brzmienia.

NAD włączony bezpośrednio po Naimie Supernaicie II (współpracującym z referencyjnym Meitnerem MA-1) zagrał ewidentnie ciemniejszym, jakby lekko wycofanym dźwiękiem o nie tak sugestywnej średnicy. W nagraniach z albumu Bobby’ego McFerrina „Simple Pleasures” czuć było mniejszą namacalność wokali i różnych odgłosów. Taka ocena byłaby jednak dla NAD-a krzywdząca, bowiem należy pamiętać, że Naim nie jest neutralny, ma swoją manierę, która w przypadku nagrań akustycznych w szczególności, daje mu pewną przewagę nad konkurencją, zaś na innym, bardziej zelektryfikowanym repertuarze potrafi być zbyt dosadny, a nawet nieco krzykliwy. NAD-owi zupełnie brakowało tej negatywnej cechy. Godzina po godzinie, C390DD ukazywał się w coraz korzystniejszym świetle. Jest to wzmacniacz grający bardzo wyważonym, neutralnym dźwiękiem o znacznej rozdzielczości i znakomitej przestrzenności. Obie te cechy ukazały się w pełnej krasie dopiero w asynchronicznym połączeniu USB, które w mojej subiektywniej ocenie podniosło klasę brzmienia NAD-a o co najmniej pół klasy. O ile NAD podłączony do źródła sygnału S/PDIF balansował na krawędzi klas B i A naszej klasyfikacji, o tyle w połączeniu z komputerem bezapelacyjnie przeskoczył tę umowną granicę, grając w sposób zadziwiająco swobodny, żywy, już bez obecnego wcześniej wyszlifowania dolnego podzakresu sopranów (dającego efekt „szsz szsz”). Dźwięk otworzył się, krawędzie wyostrzyły, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nabrał bezpośredniości. Znikł wspomniany wcześniej efekt pogorszonej „obecności” wokali i instrumentów. Słuchając NAD-a podłączonego do iMaca, zupełnie zapomniałem, że gra wzmacniacz cyfrowy. Równie dobrze mógł to być mocny analogowy wzmacniacz tranzystorowy pracujący w klasie A. Brzmienie NAD-a jest bowiem tak gładkie i tak równe, a ponadto cecha ta utrzymuje się nawet przy bardzo dużych poziomach głośności, że doprawdy dziw bierze, że słuchamy wzmacniacza raptem za nieco ponad 10 tys. złotych. Ale czy oby na pewno za tyle?

NAD C390DD karty wejsciowe

Przy założeniu, iż dysponujemy już odpowiednim komputerem (a nie jest to przecież nierealne), zakup C390DD jest jedynym, jaki trzeba ponieść (pomijając kolumny głośnikowe), by odtwarzać muzykę. Odpada koszt zakupu odtwarzacza, czyli mniej więcej połowa budżetu, jaki zwykle planujemy na źródło i wzmacniacz. Gdyby ustawić poprzeczkę w ten właśnie sposób, a więc jeśliby odnieść możliwości C390DD do typowych kompletów CD plus wzmacniacz za 10–11 tysięcy, cóż... NAD rozszarpuje je na strzępy. Szczególnie wtedy, gdy pracuje z dużą mocą (głośno) i odtwarza skomplikowany materiał, na przykład muzykę orkiestrową, filmową, zespoły muzyki dawnej, większe bandy jazzowe lub po prostu – elektryczne odmiany jazzu. Wówczas demonstruje nieznaną w tej klasie urządzeń przejrzystość i precyzję, połączone z nienagannym oddawaniem barw i odcieni. NAD znakomicie oddał intymny charakter nagrania Stana Getza i Joao Gilberto „Girl from Ipanema” (downolad 24/96). Wokal był pięknie zawieszony w przestrzeni, powyżej linii kolumn, całe to proste aranżacyjnie nagranie brzmiało niezwykle spójnie i kameralnie. Żadnej suchości, uproszczeń, niepotrzebnych zmiękczeń itp. Neutralność przez duże „N”, w dodatku poparta sporą dozą muzykalności. Zdziwieni? Ja byłem bardzo, bo tego zupełnie się nie spodziewałem. Niektórzy mogą narzekać, że wejście USB nie obsługuje sygnałów 192 kHz. I co z tego, skoro materiał 24/192 odtwarzany za pośrednictwem programu Audirvana Plus (degradujący go do rozdzielczości 24/96) brzmiał i tak znakomicie – wciąż sporo lepiej niż gdy był podawany z Linna DS z natywnej rozdzielczości. Dobrze przeprowadzony dowsampling nie niweczy zatem wielkich możliwości samego powerDAC-a, jakim jest de facto NAD.

C390DD już od samego początku dał się poznać jako urządzenie dynamiczne, o znacznym zapasie możliwości skutecznego i precyzyjnego wysterowywania kolumn. Wzmacniacz ten doskonale panował nad złożonymi aranżacyjnie nagraniami, odtwarzając je w sposób doskonale uporządkowany także przy dużych poziomach głośności. Bas cechowało niewiarygodne (zważywszy na wymiary, wagę i cenę tego urządzenia) połączenie swobody, kontroli z płynnością i brakiem sztuczności jako takiej. Mając do porównania Naima Supernaita II współpracującego z Meitnerem MA-1, a więc źródłem referencyjnym (także na basie), stwierdziłem obiektywną wyższość NAD-a pod względem rozciągnięcia, liniowości oraz zapasów mocowych w omawianym zakresie. Co więcej, wysoko oceniłem oddanie rytmu. C390DD ma daleko odsunięty próg kompresji i w ramach swoich znacznych możliwości dynamicznych gra bardzo swobodnie, bez problemu trzymając szybkie tempa. Efekt nienadążania basu za resztą pasma nie występuje.

Bardzo jestem ciekaw porównania z Krellem S300i i jakimś odpowiedniej klasy przetwornikiem c/a. Mimo to jestem niemal przekonany, że NAD byłby co najmniej równorzędnym rywalem – a pamiętajmy, że jest znacznie tańszym rozwiązaniem.


Oceń ten artykuł
(9 głosów)

Skomentuj

Upewnij się, że pola oznaczone wymagane gwiazdką (*) zostały wypełnione. Kod HTML nie jest dozwolony.

Kontakt z redakcją